Für BERLIN von Stalin (PL) - Arnold Buzdygan - ebook

Für BERLIN von Stalin (PL) ebook

Arnold Buzdygan

0,0
10,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Podczas mrocznej i burzliwej nocy 1953 roku do alianckiej części Berlina wjechał ukradkiem oddział KGB  by zakopać w nim "prezent" od Stalina dla Berlina - egzemplarz Wunderwaffe, przejęty przez sowietów od hitlerowców pod koniec wojny. 

70 lat później grupa młodych Niemców, podczas nurkowania w opuszczonym kamieniołomie, odkryła na jego dnie starą ciężarówkę z kilkoma szkieletami i ostrzeżeniem zapisanym ołówkiem na skrawku gazety.  

Anna, niemiecka dziennikarka śledcza ruszyła śladami z przeszłości nie zdając sobie sprawy ze śmiertelnego niebezpieczeństwa - dawni agenci KGB mordowali każdego, kto tylko zbliżył się do tej tajemnicy. 

Przy tym nikt nie był świadomy, że... odliczanie już się rozpoczęło.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 46

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Für

BERLIN

von

Stalin

© Copyright Arnold Buzdygan

[email protected]

Wrocław 2020

Jeźdźcy Smoków – Admiraletto

Istota Pieniądza

Hipnoza nauka hipnotyzowania krok po kroku

1.

Berlin

Niemcy

luty 1953 r.

Dzień był wyjątkowo paskudny, gęsta mgła, przechodząca w mżawkę, mocno ograniczała widoczność. Na spore podwórze, otoczone ruinami kamienic, wjechały cztery ciężarówki. Dwie z nich miały całkowicie zabudowane budy, na dwóch pozostałych majaczyły bryły znacznych rozmiarów ładunku przykrytego brezentemi ramiona dźwigów. Gdy zgasły silniki z szoferek wyskoczyło siedmiu mężczyzn uzbrojonychw pepesze z tłumikami na końcach luf. Błyskawicznie rozbiegli się po ruinach otaczając cały teren. Wtedy wyszedł jeszcze jeden, choć ubrany tak jak pozostali w skórzany płaszcz, lecz bez broni i mocno posunięty w latach. Typowy Sołdat. Rozglądnął się wokół, przez chwilę nasłuchiwał po czym otworzył tylne drzwi budy.

- Towarzysze! Wysiadać! Robota czeka - zawołał po polsku, ale z rosyjskim akcentem. Najwyraźniej on tu dowodził.

Z budy wyskoczyło czterech młodych mężczyznw roboczych kombinezonach i ciepłych kubrakach. Po krótkiej chwili rozgrzewki, rozciągania mięśni, ustawili się karnie w szeregu.

Sołdat wyciągnął zza pazuchy pokaźnych rozmiarów piersiówkę i pociągnął solidny łyk.

- Na rozgrzewkę - wysapał i podał butelkę pierwszemu z szeregu. W czasie gdy szereg raczył się alkoholem, objaśniał zadania do wykonania:

- Towarzysze! Przenosimy maszinu do tej jamy - wskazał ledwie majaczącą do tej pory, wybetonowaną okrągłą dziurę na środku placu. - Montujemy, testujemy i przykrywamy. Musimy zdążyć przed świtem, nikt nie może zobaczyć jakie gówno tu podrzucamy. Jak się dobrze uwiniecie pojedziemy na zabawę z panienkami!

Przez szereg przebiegły okrzyki zadowolenia i mężczyźni ochoczo ruszyli do pracy. Silniki wozów ruszyły na nowo, robotnicy ruszyli podpinać liny do dźwigów.

Sołdat wziął skrzynię z narzędziami i zszedł po dostawionej drabince do środka.

- Jurek! - jeden z robotników, młody chłopak popatrzył w stronę Sołdata. - Ty rozstaw stółz jedzeniem i piciem a potem zejdź do mnie. Pomożesz mi w montażu.

Po kilku godzinach pracy sześć elementów maszyny zostało zmontowane, tworząc coś na kształt rozgwiazdy. Na wierzchu urządzenia pysznił się wykonany złotą farbą napis:

für

BERLIN

von

Stalin

Silniki aut zostały wyłączone i wszyscy pracownicy oprócz Jurka przysiedli się do stołu.

Sołdat otworzył drzwiczki jednej ze skrzynek zintegrowanych z urządzeniem i zaczął rozwijać kabel nawinięty na bęben.

- Widzisz ten wylot rury? - zwrócił się do Jurka wskazując mu otwór w betonowej ścianie. - Wsuwaj do niej tą antenę aż ją całkiem rozwiniemy. Tylko bardzo ostrożnie bo jak ją przerwiesz to wylecimy w powietrze. A tego nie chcemy, prawda?

- Tak jest! - potwierdził Jurek.

W tym momencie rozległ się ryk silnika i na podwórze wjechał z impetem jeep amerykańskiej żandarmerii wojskowej. Trzech żandarmów wyskoczyło z auta trzymając w dłoniach pistolety maszynowe Thomsona.

Biesiadujący robotnicy patrzyli na nich zaskoczeni z rozdziawionymi gębami pełnymi jedzenia. Sołdat z Jurkiem zamarli na dole, nie wiedząc co się dzieje.

Jeden z żandarmów rozglądnął się, przez mgłę nie był w stanie dostrzec ukrytych w ruinach strażników. Poszedł zobaczyć do wnętrza otwartej budy furgonu. Drugi zbliżył się do stołu:

- You work on Sunday? - zapytał podejrzliwie.

- Że co? - odbąknął jeden z robotników.

- What are you doing here? - zainteresował się żandarm.

Robotnicy popatrzyli po sobie tępo i bezradnie. Jeden z nich wstał i lekko chwiejąc się wymownie wyciągnął butelkę prawie pod nos żandarma.

- Napijesz się? - wybełkotał.

- Captain! - krzyknął pierwszy żandarm. - They live here!

- Poor Czechs - skrzywił się z odrazą Captaini machnął do swojego żołnierza na powrót do jeepa.

Ukryci w jamie Sołdat i Jurek odetchnęli z ulgą.

Gdy skończyli wsuwać kabel do wnętrza rury, Sołdat otworzył kolejne drzwiczki. W wnętrzu na ściance był krótkofalarski mikrofon, korbka, jakiś pakuneczek, przycisk, dwie żaróweczki i otwór. Sołdat odczepił korbkę, włożył ją w otwór i energicznie zakręcił kilka razy. Gdy obie żarówki zamigotały. Gdy zaświeciły się na stałe, sięgnął po mikrofon, nacisnął przyciski spokojnie nadał:

- Jajca w gniezdie, jajca w gniezdie, jajcaw gniezdie...

Zanim skończył jedna z żaróweczek zgasła.

- Rabota mojej żizni zawierszena - wyszeptał do siebie. Twarz Sołdata rozjaśnił uśmiech triumfu po czym przetoczyły się po niej skurcze bólu. Od kiedy Jurek znał Sołdata to zawsze widział go napitego. Pił przez cały czas i Jurek od dawna podejrzewał, że zalewa alkoholem jakiś rozdzierający go ból.

Jednak nie na tyle cicho by nie usłyszał tego Jurek. Natychmiast uświadomił sobie konsekwencje tego, że Sołdat zrealizował życiową misję – nie zostawią żadnych świadków! Nie dał jednak niczego po sobie poznać.

Sołdat wyciągnął korbkę, włożył w jej miejsce pakuneczek i podpalił go. Po chwili tlenia się pakunek rozbłysł oślepiającym światłem stapiając i zniekształcając otwór.

- Co to? - zapytał przestraszony Jurek.

- Termit, zaspawałem nim otwór.

- To wiem, ale co to za urządzenie?

Na chwilę rysy Sołdata stężały, już chciał coś odpowiedzieć gniewnego, gdy.... rozpogodził się:

- A co mi!? Teraz już mogę Ci powiedzieć – to jest ich Wunderwaffe. Właśnie im ją zwróciliśmy... cha cha cha cha!!! - roześmiał się głośno. - Czyż to nie cudowna ironia losu, że zgładzi broń, którą przyszykowali na nas? Niech no tylko towarzysz Stalin zapomni na czas nacisnąć przycisk a... - przerwał swoją myśl, zamyślił na chwilę po czym wzdrygnął. – Bum i... nie ma Berlina.

Znowu się zamyślił, na jego twarz spłynął błogostan.

- No dobra! Kończmy robotę, czeka na nas zasłużona nagroda.

Sołdat wspiął się po drabince na górę.

- Towarzysze! Kończymy! Najwyższa pora zamknąć i zasypać sarkofag.

- A Ty - zwrócił się do Jurka pozostałego w dole. - Wyłaź i im pomóż. Zabierz skrzynkęz narzędziami i odnieś na pakę.

Sołdat czekał aż Jurek wyjdzie na górę, po czym dosiadł się do stołu i zaczął pić. Dlatego nie zauważył jak Jurek chowa pilnik pomiędzy kartki gazety.