Felix, Net i Nika oraz Zero Szans 2. Inne Jutro - Rafał Kosik - ebook + audiobook + książka

Felix, Net i Nika oraz Zero Szans 2. Inne Jutro ebook i audiobook

Rafał Kosik

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czasem od naszych małych decyzji zależy bardzo dużo!

Romans dla nieletnich? Powieść o Sztucznej Inteligencji dla (niekoniecznie) lubiących SF? Humorystyczna obyczajówka dla nerdów? Przygodówka podróżnicza dla niezainteresowanych All Inclusive w Tajlandii? Tech thriller dla każdej informatycznej ameby? Tak naprawdę to wszystko po trochu, czyli oto najnowsza część „Felixa, Neta i Niki” Rafała Kosika (pamiętajcie, że to kontynuacja Felix, Net i Nika oraz Zero Szans).

Przed Wami wielka dawka egzotyki, tajemnic, przygód, kłopotów, sercowych komplikacji i niezawodnego humoru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 413

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 49 min

Lektor: Janusz Zadura
Oceny
4,6 (170 ocen)
117
37
12
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnaCross

Z braku laku…

** spoiler alert ** Teraz, kiedy mam pełny ogląd na książkę, czuję się rozczarowana... To, co było świetne w innych książkach z serii, tutaj nie występuje lub występuje w bardzo okrojonej wersji. Pierwszym moim zastrzeżeniem jest praktycznie całkowite zignorowanie rodziców Neta i Felixa. W książce mamy momenty, kiedy mama dzwoni do Neta, ale na koniec nie dostajemy żadnego wyjaśnienia, jak Net i Felix poradzili sobie z powrotem do domu, czy tłumaczeniem jak było na "wycieczce". A byłoby tutaj pole do popisu choćby z tego powodu, że akcja dzieje się w trakcie roku szkolnego i wychodzi na to, że żaden nauczyciel nie zainteresował się zniknięciem trójki uczniów. Drugą kwestią są sprawy polityczne. O ile w innych tomach polityka była sprawnie wplatana i mogła wydawać się luźno powiązana, ale później to było coraz ciekawsze i bliższe bohaterom, tak tutaj mamy opisy polityczne, chyba tylko po to by uzasadnić skąd przeciek. Chyba, że jest to zmyślna podbudówka pod kolejny tom... Tutaj wchodzi...
91
nika_1001

Dobrze spędzony czas

Może za dużo wymagam i za bardzo porównuję to do zwykłych romansów, które na codzień czytam. Jednak jestem rozczarowana postawą Felixa w tej, jak i w poprzedniej części. Przez większość czasu czytelnik ma wrażenie, że nie obchodzi go los Laury, co jest przecież głównym motywem w tej części. Rozumiem, że jest to przygodówka, a nie typowy romans, jednak brakuję mi tego „czegoś”, jeżeli chodzi o zachowanie Felixa względem sytuacji. Mógłby być ten wątek mocniej rozbudowany, bo podczas czytania lektury, wzmianek „bardziej emocjonalnych” o Laurze są może cztery, może 5…
20
zosia27

Dobrze spędzony czas

Zabrakło mi typowego dla serii humoru, ale i tak książka jest świetna (:
20
BigJohn
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Wow jedna z lepszych książek z serii Druga część książki Felix, Net i Nika oraz zero szans Jeżeli ktoś nie przeczytał całej serii to gorąco polecam i - jak by to powiedział Net - jest niedouczonym „jełopem” 😁
20
kapiszonikowski
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Fnin może nie w najlepszym wydaniu, a może po 10 latach z serią po prostu widzi się więcej niejednoznaczności 😝. Książka wydała mi się trochę inna, znacznie bediej skupione na wątku poznawiania Azji niż na naszych bohaterach i ich przygodach, którzy od czasu do czasu zdawali mi się tłem, a może raczej pretekstem do zagłębienia się w nieznany w Polsce świat Azji. Pomimo wszystko całą książkę połknąłem w dwa dni, nie mogąc się od niej oderwać. Dobra robota i proszę o wiecej, bo milo jest wierzyć w to, że "rzeczy niezwykłe są na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko chcieć ją wyciągnąć". To na prawdę pozwala spojrzeć inaczen na świat i jakoś tak dodaje otuchy ♥️.
10

Popularność




Rafał Kosik Felix, Net i Nika oraz Zero Szans 2. Inne Jutro ISBN: 978-83-66178-89-2 Wydawca: Powergraph ul. Cegłowska 16/2 01-803 Warszawa tel. 22 834 18 25 e-mail: [email protected] Copyright © 2023 by Rafał Kosik Copyright © 2023 by Powergraph Copyright © 2023 for the cover by Rafał Kosik and Klaudia Wawrzeszkiewicz Copyright © 2023 for the endpaper by Rafał Kosik Copyright © 2023 for illustrations by Klaudia Wawrzeszkiewicz and Zuzanna Kłos PROJEKT GRAFICZNY: Rafał Kosik ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Klaudia Wawrzeszkiewicz REDAKCJA: Kasia Sienkiewicz-Kosik KOREKTA: Maria AleksandrowWyłączna dystrybucja: Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

12. Twarz pod koc, przespać noc, byle do rana

Powrót opóźniał się. Brzozy pobliskiego lasu szumiały na lekkim wschodnim wietrze, który niósł zapach prochu i spalin ciężkich silników diesla. Ciepłe jesienne popołudnie powoli przechodziło w wieczór. Mężczyzna siedzący na składanym fotelu mógłby uchodzić za myśliwego albo chociaż grzybiarza, gdyby nie liczba dyskretnych oznaczeń i emblematów na jego mundurze w kamuflażu Pantera, a szczególnie pagony oznaczające stopień majora. Tę koncepcję potwierdzało kilkanaście rozstawionych opodal namiotów wojskowych i takichż pojazdów. A przede wszystkim potwierdzała ją obecność innych ludzi w takich samych mundurach. Mężczyzna był szczupły, miał nie więcej niż trzydzieści lat i emanował od niego spokój. Najzwyczajniej w świecie przeglądał coś na komórce i mogło się wydawać, że się nudzi.

Powrót opóźniał się, ale to akurat nie dziwiło majora. Spodziewał się tego. Przerzut ludzi i sprzętu po zakończonych ćwiczeniach trwał dłużej, niż powinien. Kilka samolotów transportowych obsługiwało misje zagraniczne, a dodatkowo ten jeden Hercules zaginął w tajemniczych okolicznościach. Był więc czas, by zająć się nieco zaległymi obowiązkami. I właśnie jednym z obowiązków majora było przeglądanie internetu, a konkretnie materiałów wskazanych przez algorytmy, pieszczotliwie nazywane przez niego Aniołkami. W tym momencie najbardziej interesowało go wszystko, co choćby pośrednio wiązało się z ćwiczeniami.

Z jednej strony demokracja i transparentność wymagały, żeby informować media o ćwiczeniach, z drugiej zaś testy, które tu przeprowadzali, były tajne. Trudna sztuka polegała więc na takim napisaniu informacji… żeby jej nie napisać. Czyli żeby media oficjalnie wiedziały o ćwiczeniach, ale jednocześnie żeby się nimi zanadto nie zainteresowały. Oddziały „Lwy” i „Tygrysy” miały chronić wymyśloną granicę, którą atakowały oddziały „Hieny” i „Małpy”. Nic ciekawego dla dziennikarza, który nie jest specjalistą. Jednak tak naprawdę była to tylko przykrywka dla testów niewidzialnego pojazdu latającego. Te testy były na tyle tajne, że o szczegółach nie tylko nie można było pisać w mediach, ale nawet ja nie mogę o tym wspomnieć w niniejszej książce.

Major przeglądał wybrane przez Aniołki pozycje i nagle jedna zwróciła jego uwagę. Zauważył to kątem oka, gdy już prawie przewinął dalej. W jego zawodzie spostrzegawczość była niezbędna. Podpis pod jednym z komentarzy dotyczących zakupów sprzętu wojskowego brzmiał „starszy podchoronży Jerzy Wierszefski”. Major przeczytał uważnie komentarz i on zaintrygował go jeszcze bardziej: „Do kitu te podrabiane bósole. Cały dzień kronżyliśmy po lesie, zgubiliśmy się i prawie skończyło się paliwo i (gożej!) prowiand. A nakoniec jeszcze zatankowały nas maupy. Zdecydowanie nie polecam tego produktu”.

Tu się nie zgadzało kilka rzeczy i nawet nie chodziło o liczbę błędów ortograficznych. Po pierwsze stopień podchorążego zlikwidowano ponad sto lat temu, ale nawet wtedy nie istniało coś takiego jak „starszy podchorąży”. Po drugie w podpisach używa się skrótów, choć trudno ustalić, jak miałby wyglądać skrót od nieistniejącego stopnia. Po trzecie, i najważniejsze, żołnierzom nie wolno komentować przebiegu ćwiczeń ani tym bardziej zdradzać ich szczegółów.

Obok zatrzymał się czarny Land Rover Defender1. Był zdecydowanie cywilnym samochodem, choć koła rozmiarami niewiele ustępowały parkującym kawałek dalej pojazdom M-ATV.

— Majorze Hiacynt — zawołał przez opuszczoną szybę kierowca, sympatycznie wyglądający czterdziestoparolatek — ja już się zbieram. Podrzucić pana?

Major dobrze znał tego mężczyznę – w kartotekach figurował oznaczony jako „poza podejrzeniami”, czyli „zaufany człowiek”. Zresztą jak miałby nie być zaufany, skoro pracował w Instytucie Badań Nadzwyczajnych jako jeden z głównych konstruktorów pojazdu, który właśnie testowali. Nazywał się Piotr Polon.

— Bardzo chętnie — rzucił major. — Da mi pan minutę?

Polon skinął głową.

— Tylko ostrzegam od razu, że ostatnio słucham rzeczy, które polecił mi kolega syna.

Pogłośnił muzykę, przypominającą połączenie dźwięków silnika z uszkodzonym tłumikiem i zwarcia w transformatorze.

To może być trudna podróż, pomyślał major i szybkim krokiem dotarł do jednego z namiotów. Pod ścianą stały poobijane wojskowe skrzynie z numerami ewidencyjnymi. Nie szukał długo, busole leżały w trzeciej z kolei. Wyjął jedną, jeszcze pachnącą nowością. Numer normy i certyfikat militarny zostały naniesione krzywo, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Zresztą komentarz mógł być napisany przez jakiegoś żartownisia, dowcipnego licealistę. Na pierwszy rzut oka busola wyglądała normalnie, wskazywała północ. Major wyjął drugą, która również wskazywała północ. Niestety obie północe znajdowały się gdzie indziej. Podniósł pokrywki pozostałych przyrządów w walizce i aż uniósł brwi w niedowierzaniu. Igła magnetyczna każdej busoli wskazywała inny kierunek. Czyli tajemniczy starszy podchorąży pisał prawdę. Zresztą skąd dowcipny licealista mógł znać ćwiczebny kryptonim jednego z oddziałów, „Małpy”?

* * *

Największą wadą przedziału sypialnego pierwszej klasy było to, co dotyczyło też całego pociągu – wymiary. Net nie mógł wyprostować nóg. Głową opierał się o jedną ścianę, a stopami o drugą. Ale nawet on nie zamierzał narzekać. Poza długością łóżka, wszystko inne pozostawało w jak najlepszym porządku. A co najważniejsze, z każdą minutą oddalali się od najemników.

Wnętrze było schludne, nowoczesne, z gniazdkami USB i 230V. Po obu stronach stołu, zamocowanego pod oknem, znajdowały się piętrowe łóżka. Górnego nie dawało się złożyć, przez co było jeszcze ciaśniej, ale za to przynajmniej odpadały dyskusje, czy wszyscy już chcą iść spać, czy jeszcze nie. Naraz mogły wstać najwyżej dwie osoby. Drzwi bez szyby, prowadzące na korytarz, zapewniały prywatność. Panel klimatyzacji z ekranem dotykowym działał jak należy. Podobnie jak w większości nowoczesnych pociągów, okna się nie otwierały.

Felix siedział bez słowa i wpatrywał się w przesuwające się za oknem pola uprawne.

— Nie martw się. — Siedzący naprzeciwko Net poklepał go w ramię. By to zrobić, nawet nie musiał wstawać. — Cieszmy się, że nie wpadliśmy im w łapy. Możemy szukać jej dalej.

— W Sajgonie i tak niczego więcej byśmy się nie dowiedzieli — odparł w zamyśleniu Felix. — Samolot wylądował, nikt nie wsiadł, nikt nie wysiadł, samolot wystartował.

— A dlaczego wyładowali bagaże? — zapytała Nika.

Felix sam zastanawiał się nad tym od jakiegoś czasu.

— Im lżejszy samolot, tym większy zasięg — odparł, choć wcale nie był pewien, czy o to chodziło.

— Jeśli tak, to czemu nie wypuścili pasażerów? — drążyła Nika.

— Może pasażerowie widzieli coś, czego nie powinni? — podsunął Xuan.

— Albo komuś potrzebni byli zakładnicy — dodał Net, po czym szybko dorzucił — tak prewencyjnie, na wszelki wypadek.

Felix przez chwilę myślał.

— Mówiłeś, że mieli ci zapłacić dwudziestego czwartego października — powiedział do Xuana. — Bo potem nie będzie tematu. Co to znaczy?

— Nie wiem. — Xuan wzruszył ramionami. — Może kończy im się kontrakt. Albo sobie w Excelu rozpisali wydatki i tak wyszło.

Felix zerknął na kalendarz w telefonie. Do dwudziestego czwartego zostały cztery dni. To mogło nic nie znaczyć, ale i tak lepiej przyspieszyć poszukiwania. Poza tym wpadł mu do głowy jeszcze jeden pomysł.

— Zwykle na pokładzie samolotu jest ochroniarz — powiedział po namyśle. — Pewnie nie zawsze, ale często. Nie ma pewności, kto jest tym ochroniarzem, bo występuje incognito, na wypadek problemów podczas lotu.

— No, porwanie samolotu pasuje do definicji problemu — zauważył Net. — Tylko nie pamiętam żadnych informacji o ochroniarzu lotu 481.

— Nie ujawniają tego, bo to by go zdekonspirowało.

Net wysupłał z kieszeni mocno wygniecione i wymiętolone opakowanie z truskawkową gumą do żucia. Po lekkim zawahaniu wyciągnął rękę z paczką do reszty. Wszyscy grzecznie odmówili, widząc stan opakowania. Net wepchnął więc kilka ostatnich gum do ust, a papierek wyrzucił do śmietniczki. Zrobił to niestarannie i część wystawała, przycięta przez klapkę. Nie chciało mu się tego poprawiać.

Szybko zapadał zmrok.

Drgnęli, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Felix, powoli, jakby to mogło coś zmienić, otworzył je. Do przedziału wleciał apetyczny zapach czegoś, czego przyjaciele nie potrafili rozpoznać, ale co na pewno chcieli zjeść.

— Dostanę nerwicy — mruknął Net.

Ubrany na biało steward ukłonił się nisko i wskazał wózek nakryty białym obrusem.

— Kolacja dla państwa — oznajmił po angielsku. — Do wyboru jest kurczak w sosie z orzechów nerkowca z ryżem lub… — zmarszczył czoło — lub ryż z kurczakiem w sosie z orzechów nerkowca.

— Oba brzmią podobnie — zauważył Net.

— Ile kosztuje kolacja? — przezornie zapytała Nika.

— Jest w cenie biletu — odparł steward.

Na to cała czwórka zgodnie przytaknęła. Steward postawił na stoliku cztery porcje przykryte folią aluminiową, a na koniec na środek wcisnął jeszcze wielką michę białego ryżu.

— Co życzą sobie państwo do picia? — zapytał. — Piwo? Wino białe czy czerwone?

— Do kurczaka to chyba pasuje… — Net chwilę się zawahał — cola.

Nika wzięła sok, a Felix i Xuan wodę gazowaną. Podziękowali. Steward ukłonił się i wyszedł. Felix dla pewności przekręcił zamek.

— Wypas. — Net rozpakował pałeczki i już nakładał sobie ryż. — Idealnie.

Felix starannie złożył wszystkie folie aluminiowe i schował do plecaka tak, żeby się nie pogniotły.

— A jak ktoś ma uczulenie na orzechy? — zapytała Nika. — Albo nie je kurczaka? Albo w ogóle mięsa?

— To ma przekichane w Wietnamie — odparł z pełnymi ustami Xuan.

Najpierw upili połowę napojów, żeby się nie powylewały na nierównościach. Potem zjedli wszystko, bo – jak na danie z pociągowej restauracji – było wyjątkowo smaczne. A może po prostu wystarczająco zgłodnieli. Netowi przemknęło przez myśl, żeby wylizać talerz, ale było mu trochę wstyd, więc nie zrobił tego. Ledwo skończyli, steward pojawił się ponownie, zabrał naczynia i życzył im miłej nocy.

Poszli jeszcze umyć zęby do łazienki, a właściwie to do dwóch łazienek. Nika przy okazji doprowadziła swoje rude loki do jakiego takiego stanu, na ile to było możliwe w tych warunkach.

Felix już miał wracać, odwrócił się jeszcze i spojrzał na przejście do następnego wagonu. Na korytarzu było zupełnie pusto. Przeszedł przez drzwi, chyboczący się pomost między wagonami i następne drzwi, które zamknęły się za nim automatycznie. W słabym oświetleniu nocnych lampek wędrował wzdłuż przedziałów. Drzwi nie miały szyb, więc nie dawało się zajrzeć do środka. Chłopak schylił się więc i świecił na zamki pod klamkami. Każdy od środka miał pokrętło, a od zewnątrz kwadratowy łeb, pasujący do klucza kolejarskiego. Jeśli nacięcie na tym łbie pozostawało w pozycji poziomej, znaczyło to, że zamek był zamknięty.

W całym wagonie zamknięty był tylko jeden przedział.

Felix zbliżył się do niego i chwilę nasłuchiwał. Co prawda spod drzwi nie wydobywało się światło, ale to nic nie znaczyło, pasażerowie mogli już spać. Chłopak zapukał do następnych drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Powoli nacisnął więc klamkę i otworzył je. Mimo słabego oświetlenia, nie było wątpliwości – przedział był pusty. Tak samo następny i wszystkie kolejne. Felix wrócił do ich wagonu i tak samo sprawdził kolejne przedziały. Nie licząc ich własnego, dwa były zamknięte. Co wcale jeszcze nie musiało oznaczać, że ktoś w nich jest.

Wrócił do przyjaciół.

— Już się zastanawialiśmy, czy to porwanie, czy ci kurczak wraca — mruknął Net.

— Pociąg widmo — powiedział Felix. — Sprawdziłem dwa wagony i łącznie są zajęte najwyżej trzy przedziały. No i nasz.

— Mówiłem — przypomniał Xuan. — Agencje turystyczne.

Pociąg zwalniał, aż wreszcie zatrzymał się na pustej stacji. Felix przycisnął czoło do szyby. Niewiele mógł w ten sposób dostrzec, wyglądało jednak na to, że nikt nie zamierza wsiadać ani wysiadać. Zawiązał mocniej buty trekkingowe, pogmerał chwilę w plecaku i wyciągnął soczewkę z małej lupy. Wyjął jeszcze małą rolkę taśmy klejącej.

— Chodź — rzucił do Neta, wstając. — Przytrzymasz drzwi.

— Co…? — Net wstał, zaczepiając przy okazji głową o górne łóżko, ale Felixa już nie było.

Pociąg powoli ruszał. Net pobiegł za przyjacielem i zastał go otwierającego drzwi zewnętrzne.

— Co ty robisz?! — wykrzyknął Net.

— Trzymaj drzwi.

Felix wyskoczył na peron i pobiegł do przodu. Na szczęście lokomotywa nie była tytanem mocy i musiała ciągnąć wiele wagonów. Rozpędzała się więc wyjątkowo ślamazarnie. Felix podskoczył i przylepił coś do szyby ich przedziału. Pociąg jechał coraz szybciej, więc chłopak nie musiał nawet się cofać. Zaczekał i wskoczył na stopień. Net pomógł mu wejść do wagonu i zamknął drzwi.

— Co ty odpitalasz? — jęknął.

— Mamy peryskop.

— O, to pociąg podwodny?

— Tak naprawdę to nie jest peryskop. — Felix szedł już w stronę przedziału. — Ale służy do tego samego.

Weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Cała czwórka przysunęła się do okna i przyjrzała soczewce przylepionej do szyby – rzeczywiście załamywała światło w ten sposób, że można w niej było dostrzec to, co było przed pociągiem i za nim.

— Sprytne — przyznał Xuan.

— Sprytne. — Net ziewnął. — Nie wiem jak wy, ja chętnie zaliczę kimono.

— Jest ósma — przypomniała Nika. — W Warszawie o tej porze dopiero byś myślał, co będzie na kolację.

Sama jednak nie powstrzymała się przed ziewnięciem. Ciemność za oknem i bujanie działały usypiająco.

— Wolisz na górze czy na dole? — zapytał Net.

— Na górę lepiej niech idą ci, którzy chcą już spać — poradził Felix, nie ruszając się z dolnego łóżka. Otworzył na stole brudnopis na ostatniej zapisanej stronie.

Xuan, zajęty swoim telefonem, również nie przymierzał się do snu.

— Aha, czyli zadecydowałeś za nas. — Net pokiwał głową.

— Możesz się położyć na dole — odparł Felix. — Ale wtedy będę siedział na twoim łóżku.

— Pomysł Felixa jest dobry. — Nika spojrzała znacząco na Neta i wspięła się na górę.

Net nic nie odpowiedział, tylko z kwaśną miną również wszedł na łóżko nad Wietnamczykiem. Sięgnął jeszcze do ekranu dotykowego i zgasił górne światło. Felix nie zaprotestował, tylko włączył małą lampkę do czytania i dalej przeglądał swoje notatki.

— Jak sprawdziłeś, że przedziały są puste? — Nika wychyliła się przez niską barierkę i spojrzała na Felixa z góry.

— Otwierałem drzwi.

— A jakby ktoś był w środku?

— Wtedy bym bardzo przeprosił.

Pociąg wjechał na część trasy, gdzie tory były w jeszcze gorszym stanie. Kilka razy zabujało całkiem mocno.

— Bardzo praktyczne rozwiązanie — mruknął sennie Net. — Nie trzeba się przewracać na drugi bok. Pociąg zrobi to za ciebie. — Ziewnął. — Twarz pod koc, przespać noc, byle do rana.

Nika w milczeniu obserwowała z góry Felixa. Miała przykre wrażenie, że jest podglądaczką, ale nie mogła się powstrzymać. Dopiero senność sprawiła, że zamknęła oczy.

Felix na telefonie, wpiętym w ładowarkę, kolejnymi programami sprawdzał zasięg samolotu, który wystartował z minimalnym obciążeniem z Sajgonu. Wprowadził dane o sile i kierunku wiatrów, które tego dnia wiały w różnych miejscach planety i na różnych wysokościach. Na animowanej kuli ziemskiej obszar oznaczający teoretyczny zasięg był nieregularny, ale obejmował ponad połowę powierzchni Ziemi, włącznie z obydwoma biegunami. I włącznie z Polską.

— Kochasz ją? — nieoczekiwanie zapytał Xuan.

— Wolę nie odpowiadać na tego rodzaju pytania.

— Aha. Rozumiem. — Wietnamczyk znów pochylił się nad ekranem telefonu, choć ten był całkiem ciemny.

— Nic nie rozumiesz. Kiedyś coś jej obiecałem i nie zamierzam tej obietnicy łamać.

— A co to była za obietnica?

— Niewypowiedziana.

Felix zamknął brudnopis, zakręcił pióro i zapatrzył się w mrok za oknem. Ekran telefonu sam zgasł po pewnym czasie. Ciemne zarysy drzew i pagórków przesuwały się leniwie pod ciężkimi chmurami. Gwiazd ani księżyca nie było zza nich widać.

— Znajdę ją — powiedział cicho Felix.

— Życzę ci szczęścia. — Xuan położył się. — Nie znam nikogo, kto by przejechał pół świata, żeby odnaleźć dziewczynę.

Felix zgasił lampkę nocną, zdjął buty i położył się. Ani trochę nie był śpiący. Obracał w głowie wszystkie informacje, które zdobył, i wszystkie pytania, na które nadal nie znał odpowiedzi. Wiedział dobrze, że takie zapętlanie się do niczego nie prowadzi, ale nie potrafił nic z tym zrobić. Na domiar złego zmierzali teraz do Hanoi, bez pomysłu, co dalej. A Hanoi nie było w żaden sposób powiązane z poszukiwaniami. Włączył mapę na telefonie i przyjrzał się dalszej trasie. Za jakieś piętnaście kilometrów mieli wjechać do sporego miasta, gdzie z pewnością się zatrzymają.

Gdy pociąg znalazł się na łagodnym łuku torów, Felix zerknął na soczewkę przyklejoną do szyby. Teraz widział lokomotywę i resztę pociągu. W wagonie przed nimi paliło się światło w dwóch oknach, w dalszych wagonach łącznie najwyżej kilka przedziałów było oświetlonych. Przysunął się bliżej szyby i dostrzegł coś jeszcze: migające daleko za drzewami światła samochodu, jadącego w tę samą stronę.

— Nie zapalajcie świateł — powiedział Felix, choć wszyscy spali. Wstał i wyszedł na korytarz.

Przeszedł dwa wagony dalej, w kilku przedziałach zapalił światło, w kilku włączył lampki nocne. Za pomocą multitoola zamknął w tych przedziałach zamki w drzwiach. Wrócił i bez włączania światła sprawdził mapę. Do stacji zostało nie więcej niż kilka minut. Samochód wciąż jechał równo z pociągiem. Może to przypadek, a może nie. Nie dało się dostrzec, czy to samochód osobowy, czy ciężarówka.

Felix potrząsnął śpiącym Netem, potem obudził Nikę i Xuana.

— Hanoi? — zapytał sennie Net. — Czuję, jakbym spał dziesięć minut.

— Bo spałeś dziesięć minut — odparł Felix. — Śledzi nas samochód.

— W sensie… drezyna?

— Zwykły samochód. Jedzie drogą wzdłuż torów.

— Nie widzę żadnego samochodu. — Xuan próbował wypatrzyć coś przez soczewkę.

— Pewnie przyspieszył, żeby na nas zaczekać na stacji. Musimy się przygotować. Myślę, że to najemnicy.

— Jesteś pewien? — Net z niechęcią zszedł na podłogę i włożył buty. — Manfred?

— Nie synchronizowałem się, jeśli o to pytasz — odparł program z jego telefonu. — Siedzę tu jak w więzieniu.

— No to wreszcie masz tak jak my.

— Nie jestem pewien, co to za samochód — powiedział Felix. — Wolę być pesymistą. Pesymiści żyją dłużej.

Wjechali do miasta, które wydawało się zupełnie wymarłe. No ale w sumie była już noc. I chyba to miasto nie było aż tak wielkie, bo do stacji dotarli ledwie kilka minut później. Nie wyglądała wiele lepiej niż ta, na której wsiedli.

— To jest chyba niezależne od kraju i czasów — mruknął Net. — Nocny dworzec kolejowy po prostu musi wpędzać w depresję. To takie miejsce, w którym nie chcesz być ani chwili dłużej, niż to konieczne.

Na peronie kręciło się ledwie kilka osób, wyłącznie Wietnamczyków. Ktoś wsiadł, parę innych osób wysiadło. Felix i Net strategicznie przycisnęli skronie do przeciwległych stron szyby, by sprawdzić, co się dzieje z przodu i z tyłu pociągu. Nie musieli czekać długo – na samym końcu peronu pojawiło się dwóch mężczyzn, wyższych i szerszych w barkach od wszystkich innych na stacji. Przemknęli przez peron i wsiedli do ostatniego wagonu.

— O nie… — jęknął Net.

— Jest w tym pewien pozytyw — powiedział Felix. — Skoro tak się zachowują, to znaczy, że naprawdę nie mogą tu działać oficjalnie.

W cieniu za budynkiem stał ukryty, ale jednak nie tak całkiem, czarny Chevrolet Tahoe.

— Będą sprawdzać przedział po przedziale. — Net spojrzał na przyjaciela z więcej niż lekkim niepokojem na twarzy. — To jeszcze gorsza sytuacja niż w Bangkoku. Tu się nie ma jak schować za paprotką.

— Wiem. — Felix już się rozglądał po wnętrzu przedziału. — Możemy wysiąść, ale nie chcemy zostać w środku wietnamskiego niczego.

— Wietnamskiego niczego? — spytał chyba nieco urażony Xuan.

— W środku polskiego niczego też bym nie chciał wysiąść — doprecyzował Felix.

— A nie możecie po prostu dać im tego pendrive’a?

— Ten scenariusz już przerabialiśmy — odparł Net. — Z symulacji myślowej wychodzi, że tego nie przeżyjemy.

Felix włożył do ust kilka gum do żucia, stanął na krawędzi dolnego łóżka i przyjrzał się ściance działowej między przedziałami.

— Mamy szczęście — stwierdził, intensywnie żując. — Tylko cztery śruby.

— Nie posiadam się z radości — mruknęła Nika.

Rzeczywiście, fragment ściany nad górnym łóżkiem przykręcony był czterema śrubami, ukrytymi za zaślepkami. Zaślepki dały się usunąć bez najmniejszego trudu.

— No i? — zapytał Net.

— Oszukamy system. — Felix wskoczył na górę i za pomocą multitoola odkręcił śruby. Nie poszło łatwo, bo ich łby dostosowano do bardzo dziwnych kluczy. Multitool jednak sobie z nimi poradził. — Hm…

Zdjął osłonę, za którą niestety była druga, identyczna, przykręcona od strony sąsiedniego przedziału.

— Jeśli nam powiesz, co zamierzasz — odezwała się Nika — to trochę ułatwi.

— Będą szli od końca pociągu — odparł Felix. — Gdy sprawdzą sąsiedni przedział, przeniesiemy się do niego tędy. Kiedy zajrzą do naszego, nas już w nim nie będzie.

Wyjrzał na korytarz i przeszedł do sąsiedniego przedziału. Tam również odkręcił osłonę. Teraz między górnymi łóżkami w obu przedziałach było całkiem szerokie przejście.

— Oby to zadziałało — powiedział Net.

— Musi — odparł Felix. — Tym razem nie mamy planu B.

Przystawił przegrodę na poprzednie miejsce, bez przykręcania, żeby szybciej można ją było usunąć. Wyjął z ust połowę gumy do żucia i przykleił w rogu nad oknem. A potem wcisnął tam minikamerę. To samo zrobił przy przejściu między wagonami.

— Spakujcie wszystko i pościelcie łóżka — powiedział, kiedy wrócił do przedziału. — Czekamy.

— A jeśli… — zaczął Net, ale Nika zasłoniła mu usta dłonią.

— Nie marudź — poprosił Felix.

Zamknął drzwi i zamek.

Wyrównali i uklepali posłania, żeby wyglądały na nieużywane. Xuan znalazł nawet w koszu tekturową tabliczkę z napisem po wietnamsku i angielsku „zdezynfekowane dla ciebie” i postawił ją na środku stołu. Wgramolili się na górne łóżko. Ich przedział rzeczywiście wyglądał na nieużywany.

— I co teraz? — zapytał Net.

— Czekamy. — Felix przycisnął przegrodę do mocowań i oparł się o nią plecami. Na telefonie uruchomił podgląd z dwóch kamer. — Trzymajcie swoje plecaki. Będziemy musieli przejść za ścianę w dwie sekundy. Góra trzy. Żadnych śladów ani hałasów.

— Luz — rzucił Net. — Znaczy nie luz, bo wolałbym… Au!

Pociąg ruszył z kilkoma szarpnięciami. Cała czwórka wpatrywała się w telefon Felixa. Na podzielonym na pół ekranie wyświetlał się obraz z dwóch kamer.

— Lepiej to przećwiczmy — zaproponował Felix. — Na mój sygnał Net otwiera osłonę i przechodzi pierwszy. Ja za nim. Nika i Xuan naciągają pościel, żeby się rozprostowała, i też przechodzą. Ja zamykam osłonę. Spróbujmy.

Przećwiczyli to dwa razy i udało im się zejść do sześciu i pół sekundy.

— Musi wystarczyć — ocenił Felix.

I tak nie było już czasu na dalszy trening.

— Są… — szepnął Net, choć nie było to konieczne, bo wszyscy zauważyli ruch na ekranie telefonu.

Na początku szła… konduktorka. Otwierała kluczem drzwi, a jeden z najemników wchodził do środka. Felix włączył stoper w zegarku. Łącznie z otwarciem zamka sprawdzenie przedziału i przejście do następnego zajmowało…

— Trzynaście sekund! — Net w zdenerwowaniu miął w dłoni krawędź prześcieradła. — Powinniśmy zdążyć.

— Od zamknięcia drzwi do otwarcia następnych mija tylko pięć sekund — stwierdził Felix. — Musimy się przenieść na drugą stronę ściany, wygładzić pościel i zamknąć osłonę.

Najemnicy sprawdzili jeszcze toaletę i weszli do wagonu przyjaciół. Jeszcze trzy przedziały… jeszcze dwa… jeden… W oknie podglądu na telefonie drzwi sąsiedniego przedziału otworzyły się i zapaliło się światło, a jeden z mężczyzn wszedł do środka, zajrzał pod dolne łóżka, potem na górne i wyszedł. To był chyba z pięćdziesiąty przedział, który sprawdzał, więc zrobił to bardzo sprawnie.

— Przygotujcie się — powiedział spokojnie Felix.

Net już wyciągnął rękę, by szybciej pchnąć osłonę.

— Czekaj na syg… — Felix nie dokończył.

Pociąg zabujał, a Net nieco za mocno dotknął osłony. Ta przewróciła się na łóżko, a spojrzenia przyjaciół spotkały się ze spojrzeniem konduktorki, która właśnie zamykała drzwi. Kobieta zamarła, a przyjaciele wstrzymali oddech.

— No to kicha… — szepnął Net.

Konduktorka odwróciła wzrok, zgasiła światło i zamknęła drzwi.

— Ruchy…! — syknął Felix.

Przeszedł wraz z Netem na drugą stronę i odłożył telefon. Nika i Xuan naciągnęli pościel. Nika zamarła, dostrzegła bowiem wystające ze śmietniczki opakowanie po gumie truskawkowej. Nic z tym nie można już było zrobić. Przeszła na drugą stronę, a Felix sięgnął po osłonę. Gdy ją podnosił, dostrzegł wolno obracające się pokrętło zamka.

Przez następne, ciągnące się w nieskończoność, sekundy nasłuchiwali. W szczelinach wokół trzymanej przez Felixa osłony pojawiło się światło. Potem zgasło i trzasnęły zamykane drzwi.

— Jeszcze się nie ruszajcie — szepnął Felix. — Niech przejdą do następnego wagonu.

Trwali tak bez ruchu w niewygodnej pozycji jeszcze dobrą minutę, podczas której Felix już zaczął żałować, że nie umieścił jeszcze jednej kamery na korytarzu.

— Wystarczy. — Z ulgą puścił osłonę.

Nie miało znaczenia, w którym przedziale zostaną, wybrali jednak powrót do swojego. Felix przykręcił osłonę.

— Nie przesadzasz? — zapytał Net.

— Nazwijmy to zacieraniem śladów — odparł Felix, choć tak naprawdę nie lubił zostawiać po sobie niepotrzebnego bałaganu. — Nie zapalajcie światła.

Siedzieli w półmroku, jedynym źródłem światła pozostawał niewielki panel ekranu dotykowego. Nie wypakowywali się ani nawet nie zdejmowali butów.

— Dlaczego ona im pomaga? — Nika na wszelki wypadek wepchnęła opakowanie po gumie do śmietniczki. — Konduktorka. Nie wie, kim są.

— Nie wie też, kim my jesteśmy — przypomniał Felix — ale nie wydała nas.

— Pomaga im, bo dali jej kasę — rzucił Net. — A nas nie wydała, bo też daliśmy jej kasę. Gorzej, że teraz wszystkie przedziały są otwarte.

To rzeczywiście był dylemat: zamknąć zamek czy nie? Jeżeli go nie zamkną, każdy bez ostrzeżenia będzie mógł otworzyć drzwi. A jeżeli zamkną – będzie to widoczne z zewnątrz.

— Nadal nie wiemy, jak nas namierzają — odezwał się Felix.

— Może się domyślili, że wsiedliśmy do tego pociągu — podsunął Xuan.

— Gdyby się domyślili, toby wsiedli do niego od razu.

— Manfred — Net wyjął telefon — sprawdź jeszcze raz, czy nie popuściłeś kapki danych.

— Sprawdzałem kilka razy. Wszystkie kanały komunikacji wyłączone, nawet NFC2. Dla pewności.

Koła stukały rytmicznie o łączenia szyn. Jechali przez niemal absolutną ciemność. Tylko czasem, gdzieś daleko między drzewami, migało samotne światełko.

Korytarzem ktoś szedł. Zamilkli i w napięciu wpatrywali się w klamkę. Trudno było się zorientować, czy kroki należą dla potężnego najemnika, czy do drobnej konduktorki – pociąg na nierównych torach wydawał z siebie dużo dźwięków.

Net zajął się czytaniem na telefonie.

— Super — westchnął po kilku minutach i opuścił telefon. — Po prostu super.

— Co? — Nika spojrzała na niego pytająco. — Chyba nie łączysz się z internetem.

— Nie, czytam książkę, znaczy e-booka Kwantowa teoria umysłu. I właśnie dojechałem do rozdziału, w którym autor próbuje w sposób naukowy udowodnić naturę duchów. Tego teraz właśnie potrzebuję — parsknął ze złością — w środku nocy na tym wypierdziszewie – czytać o tym, że duchy jednak może naprawdę istnieją. Dzięki efektom kwantowym.

— Bo istnieją — zapewnił go Xuan.

— U nas jest inaczej — upierał się Net. — Nasze duchy nie plączą się po mieście. No chyba że nastąpił jakiś błąd transferu. Ale mamy od tego takich jakby informatyków, którzy to naprawiają. To egzorcyści.

— Duchy istnieją, tylko wy nie potraficie ich dostrzec.

— Dobra, niech ci będzie. I tego się trzymajmy. Autor tak napisał, bo to mądrze brzmi i nikt nie sprawdzi, czy to prawda.

Ekran Neta rozjaśnił się, upiornie oświetlając od dołu twarze przyjaciół. Net wzdrygnął się i prawie wypuścił telefon z ręki. Ale to było tylko przychodzące połączenie od mamy.

— Akurat teraz… — jęknął niemal bezgłośnie. — Nagle taka troskliwa się zrobiła.

Zabujało mocniej i coś uderzyło w drzwi. Wszyscy podskoczyli, ale klamka ani drgnęła. Kroki oddaliły się.

Net odetchnął, złapał telefon i odebrał.

— Cześć mamo — powiedział szeptem. — A nic się nie dzieje. Nie odbierałem, bo… nie mogłem trafić ręką w telefon. Nie, nie pijemy. Pociąg tak trzęsie, bo tory są krzywe. Na wycieczce jesteśmy. Gdzie…? Jedziemy do Han…

— Hajnówki — podpowiedziała Nika.

— Do Hajnówki — powtórzył nadal przyciszonym głosem Net. — Nie, żaden tam wielki pociąg. Ciuchcia taka bardziej… taka wąskotorowa3. Dlatego mówię cicho. To znaczy nie dlatego, że wąskotorowa, tylko dlatego że… Felix śpi. A w ciuchci wąskotorowej są wąskie ławki i jak on się obudzi, to spadnie. Tym bardziej że trzęsie. Dobrze, przywiozę pierniki. Jasne. To cześć…!

Z ulgą odłożył telefon.

— Pierniki… — Zmarszczył czoło. — W Hajnówce można kupić pierniki?

— Toruńskie na pewno — stwierdził Felix. — O Toruniu będziesz jej opowiadał, jak trafimy do Tokio.

— Będzie gorzej, jeśli po powrocie zapyta o zdjęcia — dodała Nika.

Net patrzył na swój telefon i myślał nad czymś intensywnie.

— No jasne! — Palnął się w czoło. Zapomniał, że powinien szeptać. — Oni namierzają nasze telefony!

— Jak? — Nika spojrzała na swój. — Przecież Manfred powiedział…

— Nasze telefony nie transmitują danych, ale są zalogowane do BTS-ów, czyli stacji bazowych. Tych, no… anten. Czyli sieć komórkowa wie, gdzie jesteśmy. Tak nas znaleźli.

— To tak można?

— Jak się ma technologię, kasę i wpływy, to można. Wystarczy dostęp do systemów operatorów komórkowych. Każdy włączony telefon można namierzyć z dokładnością do kilkudziesięciu metrów. Może nawet dokładniej. Wyłączcie je.

— Zaraz — odezwał się Felix. — To nic nie zmieni. Jeśli tak, to oni wiedzą, że jesteśmy w tym pociągu. Mamy przed sobą wiele godzin drogi. Powinniśmy zostawić włączone telefony i ukryć je na najbliższej stacji. Albo jeszcze lepiej wrzucić do ciężarówki, która jedzie gdzieś daleko, w przeciwnym kierunku.

— Genialny plan, milordzie! — niemal wykrzyknął Net. — Tylko taki drobiazg, że my potrzebujemy tych telefonów! Ja mojego używam średnio co dwie minuty.

Felix westchnął. On też intensywnie używał telefonu.

— Możemy kupić lokalne karty SIM — wymyślił. — Zmienią się numery telefonów, ale nic poza tym. A Czarna Rzeka nas zgubi.

— Superplan! — Net wskazał pustkę za oknem. — Gdzieś tu na pewno jest nocny sklep z kartami SIM.

Zaraz przypomniał sobie jeszcze coś – numer telefonu jednak ma znaczenie, bo jego mama nie używa komunikatorów, tylko po prostu dzwoni. A jak się nie dodzwoni, to się zacznie niepokoić i jeszcze niechcący sprawdzi, gdzie naprawdę jest jej syn. Poza tym część usług wymaga konkretnego numeru telefonu.

— Ja serio używam telefonu co chwila — powiedział Net i wolno przeniósł spojrzenie na Nikę.

Zrozumiała. Westchnęła.

— Zostawmy tutaj mój telefon — powiedziała. — Wasze tylko wyłączymy na jakiś czas. Ja i tak prawie go nie używam.

Propozycja wydawała się rozsądna.

— Giuseppe się nie dodzwoni. — Net zmrużył oczy.

Nika tylko skrzywiła się nieznacznie.

Felix sprawdził mapę.

— Najbliższa stacja jest za pół godziny, może trochę wcześniej — powiedział. — Tam wyłączymy nasze telefony, a twój ukryjemy na stacji. Powinno zadziałać, jeśli nie znajdą go przez kilka godzin.

— Daj, skasuję z niego wszystko. — Net wyciągnął rękę.

— Zaraz, momencik — odezwał się Manfred. — Ja tu jestem.

— Hm… No to zsynchronizuj się po bluetooth z tabletem. I się wyłącz.

— To wyobraź sobie, że się sklonowałeś i masz teraz swoją idealną kopię. Po czym ktoś ci radzi, żebyś się wyłączył.

— Manfred… — Net przejechał dłonią po twarzy. — Przerabialiśmy to już, kiedy ostatnio wymieniałem telefon na nowy.

Manfred nie odpowiedział. Na górze ekranu zapaliła się ikona połączenia bluetooth, po czym ekran zgasł.

— Zrobione — powiedział Manfred z tabletu. — I do piachu, ech…

— Jakiś taki marudny się zrobiłeś. — Net już klikał w ekran telefonu Niki, kasując ustawienia, zdjęcia i wszystko, co ktoś mógłby wykorzystać. Sam telefon musiał jednak pozostać sprawny. Po zastanowieniu skasował też wiadomości, choć korciło go, by niektóre z nich przeczytać.

— Może jakieś „przepraszam”? — W głosie Manfreda dawało się wyczuć urażony ton. — Takie, powiedzmy, „przepraszam, to nie twoja wina”.

— Przepraszam, że co?! — zapytał Net. — Próbowałeś zwalić winę na mnie, że ja niby źle napisałem ZPT… coś tam.

— TNPDMKZJZC — podpowiedział program. — Ale to było dopiero po tym, jak podejrzenie padło na mnie.

— Na wszelki wypadek na razie się nie synchronizuj — poprosił Felix.

— I tak odkodowaliby to za kilka godzin — stwierdził Net. — Nie mają komputera kwantowego, któremu zajęłoby to ułamek sekundy.

— Nic nie zmieniajmy aż do stacji — nalegał Felix.

Zapadło milczenie. Nie trwało jednak zbyt długo.

— Co zrobimy, jeśli oni sprawdzą pociąg jeszcze raz? — zapytał Net.

Felix spojrzał na zegarek.

— Może nie zdążą.

— To nie brzmi jak dobry plan. W ogóle nie brzmi jak plan.

— I to niby ja narzekam… — mruknął Manfred.

Na korytarzu znów rozległy się kroki i rozmowa. Na szczęście po chwili przyjaciele usłyszeli, że rozmowa toczy się po wietnamsku. Ktoś przeszedł obok ich drzwi.

Felix uchylił je i wyjrzał przez wąską szczelinę.

— Pasażerowie szykują się do wysiadania — powiedział. — Najemnicy nie przecisną się tak łatwo. Mamy spokój do stacji.

Następne kilka minut przesiedzieli w napięciu, nasłuchując odgłosów z korytarza. Potem pociąg zaczął zwalniać.

— Dobra, wyłączamy wszystkie telefony, z wyjątkiem tego Niki — powiedział Net. — Twój też — dodał w kierunku Wietnamczyka. — Skoro Czarna Rzeka namierzała nasze, to mogą wiedzieć, że twój przemieszcza się razem z naszymi. Czyli że jesteśmy razem.

Ponieważ okna się nie otwierały, telefon trzeba było wynieść przez drzwi.

— Pyrgnę go w krzaki, żeby nikt przypadkiem nie znalazł. — Net wziął extelefon Niki i wyjrzał na korytarz.

Najemników nie było widać, Net stanął na końcu kolejki pasażerów szykujących się do wysiadania.

Wychylili się z przedziału, żeby zobaczyć, jak mu pójdzie.

— Tylko nie wysiadaj — poprosiła szeptem Nika.

Net uniósł kciuk. Jego wzrok spoczął na torbie na kółkach kobiety stojącej przed nim i wtedy wpadł mu do głowy pomysł tak genialny, że nawet niewart chwili zastanowienia. Wsunął telefon w niedomkniętą kieszeń torby i szybko się wycofał do przedziału.

— Gdyby został na stacji, toby wyglądało podejrzanie — wyjaśnił.

Felix skinieniem głowy zgodził się z Netem.

— To trochę nie fair, teraz będzie ją prześladować Czarna Rzeka — zauważyła Nika.

— Nie przesadzaj — zbagatelizował Net. — Dostała w prezencie prawie nowy telefon.

I tak było już za późno, by cokolwiek zrobić – pociąg się zatrzymał i kobieta wysiadła. Razem z nią kilkunastu pasażerów, a drugie tyle wsiadło. Peron znów był pusty. Motorowery i taksówki rozjechały się w różnych kierunkach.

Pociąg ruszył i w tym momencie zobaczyli dwóch najemników biegnących w stronę wyjścia ze stacji. Przyjaciele schowali się za krawędzią okna, ale to nawet nie było konieczne. Tamci już zniknęli za ogrodzeniem, zajęci nowym celem.

Na szczęście fałszywym.

— Czyli miałem rację — stwierdził ze źle skrywaną satysfakcją Net. — Mają podgląd na żywo. Tylko dokładność chyba jest mniejsza. — Ziewnął. — Wiecie, co teraz zrobię?

Zdjął buty i wspiął się na swoje łóżko. Emocje wyczerpały wszystkich. Tym razem nawet Felix nie zamierzał robić niczego, poza spaniem.

* * *

Obudziło ich pukanie do drzwi. Zanim zdążyli sobie przypomnieć wydarzenia z wczoraj i się przestraszyć, usłyszeli:

— Śniadanie!

Na dźwięk tego magicznego słowa Net, z malowniczo przekrzywioną na lewą stronę fryzurą, od razu znalazł się przy drzwiach i je otworzył.

— Dzień dobry państwu — powiedział ten sam steward, który wczoraj przyniósł im kolację. — Mam nadzieję, że dobrze państwo spali.

Przeniósł z wózka na stół dwie tace zastawione miskami, talerzami i filiżankami.

— Wyśmienicie — odparł Net i oblizał się.

— Do wyboru mamy dziś ryż z pastą z fasoli mun albo pastę z fasoli mun z ryżem. A do picia mleko sojowe i woda z młodego kokosa albo… to samo, tylko odwrotnie.

Czyli nie było wyboru rodzaju śniadania, ale też i nie było powodu do narzekań – wszystko wyglądało i pachniało naprawdę apetycznie. Głównym składnikiem śniadania było danie składające się z górki ryżu z kolorowymi dodatkami.

— Xôi xeo — wyjaśnił Xuan. — Ryż z pastą z fasoli mun. Mniam.

Net uniósł brwi.

— Podejrzane. — Ostrożnie nabrał pierwszy kęs, po czym pokiwał z uznaniem głową. — Smakuje zupełnie niepodejrzanie. — Siorbnął z kartonika wody z kokosa. — Mniam — mlasnął. — I jeszcze raz mniam.

Odruchowo wyjął z kieszeni telefon. Westchnął.

— W końcu będziemy musieli je włączyć — zauważył między kęsami. — Bez tego nic nie zdziałamy. Ewentualnie możemy tu zamieszkać i zacząć uprawiać ryż. Jak się ukryć przed Black River?

— W Chinach — odparł Felix.

— Super, stary. Ale przecież nie pojedziemy do Chin.

— Dlaczego nie?

Wszyscy spojrzeli na niego znad swoich misek.

— Tam się kończą wpływy amerykańskie, więc i Black River nie ma wstępu — wyjaśnił Felix.

— Ja nie chcę. — Xuan zapomniał, że trzyma pałeczki w połowie drogi do ust.

— Ściślej mówiąc, to ja pojadę — dodał Felix. — A kto będzie chciał, pojedzie ze mną.

— Znowu zaczynasz? — jęknął Net. — Stary, jesteśmy superpaczką! Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Pamiętasz? Trzech muszkieterów też było czterech. To akurat o Laurze… Bez obrazy. — Uniósł przepraszająco dłoń w stronę Xuana i władował sobie do ust kolejną porcję ryżu.

— Aha, czyli ten czwarty to już nie ja… — odezwał się Manfred.

— Dobra, dobra, pięciu muszkieterów — zgodził się Net. — Ty jesteś czwartym, a Laura piątym. Może i superpaczka nieco skorodowała, ale to chwilowe. Po co chcesz jechać do Chin?

— Żeby sprawdzić, czy lot 481 nie wystartował pusty.

— Byłoby miło, gdybyś… wiesz, tak czasem skonsultował coś, zamiast nas informować.

— Wymyśliłem to przed chwilą. — Felix wypił łyk mleka sojowego i skrzywił się. — I właśnie się z wami konsultuję. Nie przychodzi mi do głowy lepszy sposób sprawdzenia, czy samolot nie wystartował pusty.

— Ale Chiny to, że tak delikatnie ujmę, kraj jeszcze bardziej kontrolowany przez rząd centralny niż Wietnam. — Net odsunął od siebie pustą miskę.

— Ale Czarna Rzeka nie ma tam wstępu.

— Jeśli prywatna armia najemników czegoś się boi, to może i my też powinniśmy.

— Nie powinniśmy. Jesteśmy tylko turystami, którzy chcą zobaczyć Zakazane Miasto, Wielki Mur i… coś tam jeszcze.

— Tam jest dużo do oglądania — wtrąciła Nika. — W samym Pekinie są niesamowite świątynie, stare dzielnice, czyli hutongi, a poza Pekinem to już w ogóle, terakotowa armia, wielkie miasta, parki narodowe… Wiem, wiem, nie jesteśmy na wycieczce.

Zjedli resztę śniadaniowych przysmaków. Net próbował wysiorbać do końca wodę kokosową i wydawał niesamowite odgłosy, wciągając ją przez słomkę.

— Przestań, proszę! — Nika wzdrygnęła się. — Od tego dźwięku rozprostowują mi się loki…

Steward znów dobrze wyczuł moment, kiedy wrócić po puste naczynia.

Net przebierał nerwowo palcami. Bez telefonu nie wiedział, co zrobić z rękoma.

— To jest jakaś, kurna, cyberpsychoza — nie wytrzymał wreszcie. — No wiem, przynajmniej telefony nas teraz nie słuchają.

— A Manfred słucha? — upewniła się Nika.

— Teraz nie. Ale zwykle słuchają nas programy umieszczone w każdym telefonie — wyjaśnił Net. — Nie chcę popadać w paranoję, ale te programy zbierają o nas informacje. I to stale.

— Żeby nam potem wyświetlać profilowane reklamy — przytaknęła Nika. — Czytałam o tym. To się dzieje anonimowo.

— Anonimowo, póki nie jesteśmy nikim ważnym. — Net ściszył głos. — A jeśli odnajdziemy ten samolot, to przestaniemy być „nikim ważnym”.

— Wtedy zaczniemy uważać.

— Wtedy to oni odkopią wszystkie nasze dane od… od dawna. I się dopiero okaże, że lubisz szydełkować, przeplatając włóczkę przez prawy palec, zamiast przez lewy, co nie jest dobrze widziane.

— Co…?

— Przykład taki, nic lepszego nie wymyśliłem. I zhejtują cię aktywiści szydełkowania przez lewy palec.

Felix przeglądał notes yakuzy. Nie miało to większego sensu, ale i tak to robił. Oczywiście niczego nie rozumiał, jeśli nie liczyć liczb zapisanych cyframi arabskimi. Kilka razy powtarzała się tam liczba 24 oznaczająca datę odległą zaledwie o kilka dni.

Jednak jakieś informacje można było z tego notesu wyciągnąć. Równe, mimo braku kratek, trzymające porządek znaki świadczyły o sporej samodyscyplinie piszącego. Z kolei porządne, skórzane okładki wskazywały na przywiązanie do tradycji.

— Jak się lepiej zastanowić, to możemy je włączyć. — Net nerwowo obracał w dłoniach wyłączony telefon. — Wystarczy tryb lotniczy. To odetnie całą łączność, a będziemy mogli korzystać z aplikacji off-line.

— Aplikacja off-line w niczym tu nie pomoże — odparł Felix. — Nawet zwykły tłumacz nic tu nie pomoże. Potrzebujemy Vidoktora.

— Mam całkiem sporo przydatnych apek off-line — upierał się Net. — Tylko tutaj pojawia się pewien problem techniczny. Żeby włączyć tryb lotniczy, najpierw trzeba włączyć sam telefon. A pierwsze, co on zrobi po włączeniu, to zaloguje się do sieci komórkowej. Potem będziemy mogli z nim zrobić, co tylko chcemy. Ale te kilka sekund pozwoli nas namierzyć. Sorki, jakoś nie pomyślałem wcześniej o tym trybie lotniczym.

— Wszyscy jesteśmy zmęczeni. — Nika wzruszyła ramionami.

— Bez Vidoktora nic nie zrozumiemy — przypomniał Felix.

Wyjął jednak zagłuszacz i włączył go. A raczej spróbował włączyć, bo dioda nie zapaliła się.

— Chyba się wyładował. — Felix obracał urządzenie ze wszystkich stron

— No bo trzymałeś go włączonego przez tyle godzin w dżungli — powiedział Net.

— Ty go włączyłeś — przypomniał Felix.

Net coś mruknął, ale nie ciągnęli dalej tego wątku.

— Istnieje pewien sposób — powiedział po namyśle Net. — Przekonać kogoś, żeby nam udostępnił łącze na swoim telefonie. — Zastanowił się. — Ale to nie będzie łatwe.

— Następny pomysł. — Felix machnął ręką.

— Wi-Fi — powiedział Xuan. — W pociągu może być internet bezprzewodowy.

Net wyprostował się.

— To tak oczywiste, że aż zapomniałem. Wcześniej go nie potrzebowaliśmy, bo mieliśmy własny. Jeśli zalogujemy się do internetu pociągowego, to nas nie namierzą. Tylko… — oklapł — żeby się do niego podłączyć, najpierw trzeba włączyć telefony.

— Wietnamska karta SIM — przypomniał Xuan.

— Nie kupimy jej w pociągu. — Felix odruchowo sięgnął po telefon, żeby sprawdzić mapę, ale zaraz sobie przypomniał, że się nie da, bo jest wyłączony. — Dopiero w Hanoi. Ile jedzie ten pociąg?

— Trzydzieści pięć godzin — odparł Xuan.

— Co?! — wykrzyknął Net, a Felix i Nika chyba chcieli zrobić to samo. — Taka przerwa w życiorysie?

— Wietnam to długi kraj, pamiętacie? Kość krowy. A tory są, jakie są.

— Nie wytrzymam tyle bez internetu — stwierdził ponuro Net.

Nie pozostawało nic innego, jak pogodzić się z przerwą w życiorysie. Nika wróciła na swoje łóżko, położyła się i powróciła do czytania powieści Tysiąc jesieni Jakoba de Zoeta. Felix rozłożył się na całym stole ze swoim brudnopisem i notatkami, a Xuan wyciągnął się na łóżku i po prostu zapadł w drzemkę. Tylko Net nie wiedział, co ze sobą zrobić.

— Daj mi chociaż ten notes yakuzy, pooglądam sobie znaczki — poprosił.

Nagle zrobiło się zupełnie ciemno, a dźwięk pociągu zmienił się. Nika włączyła lampkę do czytania, a Felix założył na ucho latarkę. Po chwili jednak wyprostował się znad notatek.

— Tunel — powiedział.

Nika odłożyła książkę i spojrzała na niego pytająco.

— W tunelu nie ma zasięgu. — Wyjął z kieszeni swój telefon i włączył go. — Szybko!

Net w mgnieniu oka oprzytomniał. Oba telefony wystartowały, a chłopcy włączyli w nich tryb lotniczy. Xuan przeprowadził całą operację, nawet nie unosząc głowy.

— Tablet! — Net wyciągnął z plecaka tablet i też włączył.

Odetchnęli z ulgą.

Kiedy wyjechali z tunelu, ich oczom ukazał się widok tak nieziemski, że zapomnieli o telefonach. Sto metrów niżej fale Morza Południowochińskiego rozbijały się o skały niewielkiej zatoki. Woale rozbryzgów błyszczały kryształowo w promieniach wiszącego nisko słońca. Pojedynczy tor prowadził po wykutej w skale półce i po wiaduktach. Wąski tor i nierówne szyny potęgowały wrażenie, że pociąg zaraz runie z klifu.

Net zrobił zdjęcie.

— Gdyby tu był Oskar — mruknął — to Instagram już by wybuchł od jego zdjęć.

Usiadł i zaczął przeglądać aplikacje. Właściwie robił to bez celu, tak z przyzwyczajenia, tylko po to, żeby zabić czas.

— Włączyłeś prawie dwadzieścia aplikacji — odezwał się Manfred. — Ciasno mi.

Net westchnął i pozamykał wszystko.

— I podłącz ładowarkę.

— Dobra, dobra… — Net wygrzebał z plecaka kabelek i wpiął w gniazdko w ścianie. — Smacznego.

— Jedna rzecz nie daje mi spokoju — odezwała się z góry Nika. — Skoro namierzali nasze telefony, to dlaczego przyszli do mieszkania w Sajgonie, a nie zgarnęli nas z ulicy, po drodze, jak tam szliśmy?

— W sumie… — Net podrapał się w głowę. — Dlaczego?

Felix wpatrywał się w zamyśleniu na piękny widok za oknem.

— Bo wtedy nas jeszcze nie namierzali — stwierdził. — Wszystkie informacje czerpali z odkodowanych pakietów Manfreda.

— Czyli jednak mnie podsłuchiwali? — zapytał Manfred.

— To by się zgadzało. Zdobyli dostęp do lokalizacji naszych telefonów, dopiero gdy się zorientowali, że fałszujemy pakiety.

— A czemu nie wcześniej? — zapytała Nika.

— Może to dla nich bardzo trudne — odparł Felix. — Albo bardzo kosztowne. Nie wiem, tutaj nie mają takiej swobody działania jak w Tajlandii. Ale to tylko przypuszczenia. Może kiedyś się dowiemy, jak było naprawdę.

Wyciągnął rękę do Neta po japoński notes, a przyjaciel bez słowa mu go podał. Felix rozłożył zeszyt na stole i zaczął fotografować kolejne strony. Net w milczeniu przytrzymywał kartki, żeby leżały płasko. Wprawdzie teraz nie mogli wysłać zdjęć do Vidoktora, lepiej być jednak przygotowanym.

O dziwo, nie nudzili się. Widoki za oknem zmieniały się jak w kalejdoskopie. Malownicze wioski przechodziły płynnie w ciągnące się kilometrami równe rzędy upraw nie wiadomo czego, najpewniej czegoś bardzo smacznego, sądząc z tego, co do tej pory jedli w Wietnamie. Po tych pięknych polach następowały nieużytki, przypominające zamgloną i chłodniejszą wersję sawanny, taką nawet lepszą, bo bez lwów i hien. I znów zza drzew wyłaniało się nabrzeże z niedostępnymi skałami zamiast plaż. A zaraz potem nagle wjeżdżali w kolejny tunel.

Ta niespieszna podróż po nierównych szynach, z kołami rytmicznie stukającymi na łączeniach, miała w sobie coś magicznego. I choć na chwilę pozwalała zapomnieć o przyczynie podróży do Azji. Teraz chyba wszyscy i tak chcieliby tu być. Tu i teraz, w tym pociągu. Trochę przypominało to wrażenie ze znalezienia się w oku cyklonu: dookoła szaleje chaos i trwa zagłada, ale tu i teraz jest niesamowicie wprost spokojnie. I pięknie.

Uciekli przed jednym zagrożeniem, a zmierzali w stronę kolejnego, jeszcze nieznanego. Zmierzali tam bez pomysłu, co zrobią po dotarciu na miejsce, ale dopóki trwała podróż, byli bezpieczni i wolni od konieczności podejmowania jakichkolwiek decyzji.

Oto urok i magia podróżowania.

Ze względu na miłość autora do motoryzacji w tej książce nazwy samochodów są pisane wielką literą. [wróć]

NFC (ang. Near-field communication) – standard komunikacji bliskiego zasięgu. Właśnie z powodu małego zasięgu (do kilkunastu centymetrów) przesyłana informacja jest trudna do przechwycenia. [wróć]

Całkiem przypadkiem w Hajnówce rzeczywiście istnieje kolej wąskotorowa. [wróć]

13. Zupa krabowa albo krabowa zupa

Za wielką szklaną taflą bezgłośnie wystartował kolejny samolot. Major Karol Hiacynt nie lubił zostawiać spraw na ostatnią chwilę, siedział więc prawie sam w poczekalni przed zamkniętym gate’em1. Na ekranie jeszcze nawet nie wyświetlał się numer lotu do Brukseli. Do startu jego samolotu zostało dużo czasu, ale margines bezpieczeństwa to sprawdzony sposób na uniknięcie przykrych niespodzianek.

Major przeglądał na tablecie raporty, z którymi i tak miał się zapoznać tego dnia. Zgodnie z jego przewidywaniami podejrzane busole okazały się podróbkami, a nadrukowane oznaczenia były trefne. Mimo wielu prób nie udało mu się dotrzeć do informacji o producencie, do dokumentacji zakupu ani nawet do wojskowych testów dopuszczających busole do przyjęcia na stan. Busole w wojsku nie były używane na co dzień, służyły raczej jako przyrządy przydatne-w-razie-czego, kiedy nowoczesne systemy zawiodą. Jednak w przypadku wojny nowoczesne systemy mogą zawieść, a wtedy sprawność zwykłej busoli może zadecydować o powodzeniu misji.

Oraz o czyimś życiu albo śmierci.

Równolegle major próbował ustalić, kim jest starszy podchorąży Jerzy Wierszefski, a raczej Wierszewski, jak major podejrzewał. Z góry założył, że imię i nazwisko są równie fikcyjne, jak stopień wojskowy, ale sprawdzić i tak sprawdził. Aniołki wyszukały kilka osób, które się tak nazywały. Po odrzuceniu emerytów i przedszkolaków został nauczyciel informatyki z liceum na Powiślu. Mieszkał w nowym apartamentowcu przy ulicy Dębowej na południu Warszawy i sprawiał wrażenie człowieka do bólu zwyczajnego i nijakiego.

Jak się lepiej zastanowić, to całkiem niezła przykrywka dla szpiega. Choć z drugiej strony, co to za szpieg, który podpisuje się prawdziwym imieniem i nazwiskiem?

— Bond — powiedział sam do siebie major. — James Bond podpisuje się prawdziwym imieniem i nazwiskiem.

* * *

Na lunch dostali zupę pho, którą zdążyli już poznać w Sajgonie. Była naprawdę smaczna, tak jak i cały catering w pociągu. Gdyby nie spróbowali wcześniej zupy od sprzedawczyni ulicznej w Sajgonie, to nazwaliby tę zupę wybitną. A tak mogli ją nazwać jedynie drugą co do wybitności. To oczywiście nijak nie zmieniało sytuacji, że kucharz w tym pociągu trzymał bardzo wysoki poziom.

— Ty, co ty robisz? — zapytał Net, patrząc na ekran telefonu Felixa. — Włączyłeś internet?

— Sprawdzam, gdzie jesteśmy. — Felix przesuwał palcem po mapie. — Ściągnąłem mapy tych obszarów i mam je off-line.

— Teraz je ściągnąłeś?

— Ściągnąłem je w Polsce, przed wyjazdem. Tak samo jak zawsze mam w telefonie mapy off-line Warszawy i okolic. A kiedy jechaliśmy do Londynu, ściągnąłem mapę Londynu. I okolic. Niedługo kolejna stacja.

Net popatrzył na niego podejrzliwie.

— Jeżeli mamy się czegokolwiek więcej dowiedzieć — ciągnął Felix — musimy wysłać do Vidoktora skany notesu yakuzy.

— Ale Manfred nie może się synchronizować — przypomniał Net. — Musimy znaleźć lepszy sposób.

— Lepsze jest wrogiem dobrego. Jak się ze sobą kontaktujecie?

— My? — upewnił się Manfred. — Ja i Vidoktor? To zależy. Mamy wiele niestandardowych kanałów. Takich, które raczej nie istnieją w „ludzkim” internecie. Programy AI tworzą protokoły transmisji, ot tak, czasem na potrzebę jednej wymiany danych.

— A używacie czasem staromodnych e-maili?

— Bywa. Jak niczego ważnego nie trzeba przesłać i nie chce się nam kombinować. Tryb „na leniucha”. Tak, używamy wtedy e-maili.

— No to teraz użyjemy staromodnego e-maila — zadecydował Felix. — Manfred nie może się synchronizować, ale możemy wysłać wiadomość z jego konta.

— Dzięki, że tak dysponujesz moim adresem.

— Jeszcze nie dysponuję — odparł Felix. — Nawet go nie znam. Pomożesz nam?

— Dobra, ostatecznie mogę pomóc. Tylko musi się zgadzać pełna konfiguracja konta, bo inaczej Vidoktor odrzuci wiadomość.

— Przygotuj zgrabny pakiecik z tymi skanami — poprosił Net. — Tak to zrób, żeby się samo wysłało, jak złapiemy sieć.

* * *

Stacja była całkiem ładna, betonowy peron wkomponowano w skałę. Podobnie jak poczekalnię, czy też czymkolwiek był ten niewielki budynek. Po drugiej stronie pociągu ziała przepaść, na której dnie kotłowała się spieniona morska woda.

Net spojrzał na ekran telefonu. Wskaźnik siły sygnału Wi-Fi wyświetlał ledwie jedną kreskę.

— Jest sieć, ale słabiutka — stwierdził. — Pewnie w kawiarni obok stacji. Gdybym na chwilunię wysiadł…

— Nie wysiadaj. — Nika złapała go za rękaw. — Nie możemy się rozdzielać.

Net nacisnął przycisk „send” i pasek postępu powolutku zaczął się przesuwać. Do końca przesyłania zostało… jedenaście minut.

— Ten pociąg stoi na stacji zwykle między pięć a siedem minut — powiedział Felix. — Włącz timer na cztery.

— Nie! — zaprotestowała Nika. — Co zrobimy, jeśli pociąg ruszy? Nawet nie możemy użyć telefonów.

— Stanę w korytarzu obok hamulca awaryjnego.

Net nie palił się do wysiadania, ale to był jedyny sposób.

— Dobra, szybko. — Ustawił timer w telefonie i wyszedł na korytarz. Reszta podążyła za nim.

Otworzyli drzwi. Felix na próbę chwycił rączkę hamulca, opatrzoną plombą i tabliczką z napisem po wietnamsku i angielsku: „W przypadku nieuzasadnionego użycia mandat wynosi 500 000 dongów”.

— Stać nas — rzucił Net i wysiadł na peron.

Nika drgnęła, jakby chciała go zatrzymać, ale Net był już przy budynku stacji i wbiegał na schody przylegające do skały. Cały czas trzymał w ręku telefon i zerkał na wyświetlacz – siła sygnału rosła, ale do końca wysyłania nadal pozostało ponad pięć minut.

Schody doprowadziły go na niewielki placyk z czymś w rodzaju parkingu, czy może pętli autobusowej. Nie było tu żadnego pojazdu, nie licząc kilku skuterów. W jednym z pawilonów otaczających placyk Net rozpoznał kawiarnię, czy może raczej bar. Gdy podszedł do przeszklonych drzwi, siła sygnału osiągnęła maksimum. Udawał więc, że spaceruje i podziwia widoki. Nie było tu czego podziwiać, bo widok na morze przesłaniały drzewa. Kierowcy skuterów obserwowali go uważnie.

Licznik czasu potrzebnego do ukończenia transmisji danych wynosił dwie minuty, a do odjazdu pociągu – trzy. Ale Net musiał jeszcze dobiec do ich wagonu. Kiedy wrócił do schodów, żeby zerknąć na pociąg, od razu spadła prędkość transmisji.

— Mamusiuboska… — szepnął i cofnął się do kawiarni.

Jeden z właścicieli skuterów coś do niego pokrzykiwał. Zdaje się, oferował transport. Net pomachał, że nie trzeba. Na przemian zerkał to na telefon, to na szczyt schodów, podchodził do nich, po czym szybko wracał do kawiarni.

* * *

— Nie powinniśmy tego robić. — Nika, przylepiona do szyby, wpatrywała się w schody. — To mogło zaczekać do jutra, do Hanoi.

— Może dowiemy się czegoś ważnego — odparł Felix. — Na przykład tego, że na końcu trasy czeka nas pułapka. Albo że musimy wrócić do Sajgonu.

Stali na końcu korytarza, tuż przy przejściu do następnego wagonu.

— Wiem, mówiłam już to, ale gdyby coś się stało, nawet nie możemy do siebie zadzwonić — dodała Nika.

Felix pomyślał, że w sumie to mogli podzielić skany na kilka pakietów i wysłać je z kolejnych stacji bez wychodzenia z pociągu. Ale teraz było już na to za późno.

* * *

Net pomyślał, że gdyby podzielili skany na mniejsze pakiety, toby je mogli wysłać z kolejnych stacji. Bez wychodzenia z pociągu. Już na to za późno.

Dziewięćdziesiąt dwa procent. Wolno.

Oparł się o barierkę i spojrzał w dół. Z miejsca, gdzie stał, pociąg wyglądał, jakby wisiał nad przepaścią. W dodatku wydawał się niepokojąco odległy. Net zastanawiał się, czy zdążyłby zbiec i dopaść drzwi, jeśli pociąg teraz by ruszył.

I właśnie to się stało. Net znieruchomiał.

— To nie było między pięć a siedem minut…! — powiedział z pretensją w głosie. — To nie były nawet trzy minuty!

Najpierw nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. A potem zrobił jedyną sensowną rzecz w tej sytuacji – zaczął zbiegać po schodach.

— Hamulec! — krzyczał, choć było wątpliwe, czy Felix go słyszy. — Ciągnij ten bip! hamulec!

* * *

— Ciągnij hamulec! — krzyknęła Nika.

Felix nie potrzebował dopingu, bo właśnie szarpnął za rączkę. Coś kliknęło, ale poza tym nic się nie wydarzyło. Pociąg przyspieszał.

— Co jest…? — Felix pociągnął mocniej.

Znów coś kliknęło. I nic poza tym. Felix złapał uchwyt oburącz i zawisł na dźwigni. Nika złapała rękę Felixa i uwiesiła się na przyjacielu, by zwiększyć nacisk. Felix jęknął. Xuan ruszył im na pomoc i zaczął ciągnąć Felixa. W hamulcu coś z metalicznym odgłosem pękło, a przyjaciele runęli na podłogę.

Felix czuł, jak pociąg przyspiesza, i z niedowierzaniem patrzył na urwaną czerwoną dźwignię, którą wciąż ściskał w dłoni.

* * *

Net zbiegał po trzy stopnie. Już nawet nie zerkał na ekran, czy pakiet się wysłał, czy nie. Wepchnął telefon do kieszeni. Cały pomysł z wychodzeniem z pociągu wydawał mu się teraz tak bezdennie głupi, że aż nie mógł uwierzyć, że naprawdę sam to wymyślił, a potem zrobił.

Kolejne wagony opuszczały stację i Net zdał sobie sprawę z tego, że nie pamięta, w którym wagonie jest ich przedział. Nie miało to teraz wielkiego znaczenia. Coś puknęło z tyłu, na schodach. Puknęło jakoś tak znajomo, ale Net nie zwrócił na to uwagi. Gdzieś w tyle głowy pojawiła się jedyna rozsądna myśl – najbezpieczniej będzie wskoczyć do ostatniego wagonu, w dodatku do ostatnich drzwi. Bo jeśli coś się nie uda, to najwyżej nabije sobie guza o szynę. O tym, co potem – nie myślał.

Z ostatnich trzech stopni spadł. Natychmiast się podniósł i pognał w kierunku ostatniego wagonu pociągu. I wyglądało na to, że zdąży. I że te kilka minut nierozsądku zaraz podsumują z ulgą i śmiechem, że znów wszystko udało się cudem i fartem zakończyć szczęśliwie. I nagle przez myśl przebiegło mu coś niespodziewanego. Przypomniał sobie to znajome puknięcie na schodach… Klepnął się po kieszeni. Telefon!

Zwolnił, choć pociąg przyspieszał. Jeszcze miał zapas kilku sekund do ostatniego wagonu. Wahał się, ale bardzo krótko. Odwrócił się i ruszył biegiem z powrotem do schodów. Telefon leżał tam, na oko nieuszkodzony. Net szybko go podniósł i wepchnął do kieszeni, tym razem głęboko.

Gate [czyt. gejt] – po angielsku znaczy to po prostu „brama”, natomiast na lotnisku chodzi o konkretne wyjście z hali odlotów, prowadzące do konkretnego samolotu. W wersji na bogato z gate’u do samolotu przejdziecie rękawem, czyli taką ruchomą kładką-korytarzem; natomiast jeżeli linie lotnicze przyoszczędziły na opłatach lotniskowych, to za gate’em będzie na was czekał autobus, który dowiezie was do schodków przy samolocie. Będzie okazja, żeby zmoknąć. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki