Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz. Monotasking w dwunastu odsłonach - Thatcher Wine - ebook

Dlaczego warto robić jedną rzecz na raz. Monotasking w dwunastu odsłonach ebook

Wine Thatcher

3,5

Opis

Gdy cały świat krzyczy: „rób więcej, pragnij więcej, bądź produktywny!”, a lista obowiązków wydłuża się w nieskończoność, jak oprzeć się presji, zredukować stres i nareszcie zwolnić tempo, nie rezygnując z niczego?

Z książki dowiesz się:

• jak uwolnić się od ciągłego pośpiechu i wyrzutów sumienia, że nie robisz wystarczająco dużo,

• jak słuchać, czytać i uczyć się tak, by rozwijać i najlepiej wykorzystywać swoją uwagę,

• jak odpoczywać, by czuć się naprawdę odprężonym,

• jak czerpać prawdziwą przyjemność ze zwykłego posiłku, spaceru lub kontaktów towarzyskich,

• jak odzyskać panowanie nad swoim życiem i kontakt z własnymi myślami,

• jak przestać czuć się nieswojo, odkładając telefon i inne rozpraszacze,

a wszystko to robiąc… tylko jedną rzecz na raz.

"Wspominając najbardziej satysfakcjonujące i szczęśliwe momenty życia, dostrzegłem w nich wspólny wątek. Pojawiały się wtedy, gdy zajmowałem się tylko jedną rzeczą, skupiając się na tym, co robię i z kim przebywam. Nie były to chwile, gdy próbowałem jednocześnie złapać wszystkie sroki za ogon albo gdy coś mnie rozpraszało i byłem tylko częściowo obecny tu i teraz".

"Książka, którą trzymasz w ręku, zaczęła się od zstępującego na mnie olśnienia, że kiedy każdą czynność z osobna obdarzam pełną uwagą, wykonuję ją dobrze i z większą przyjemnością. (…) Bodaj najlepsze w monotaskingu jest to, że można go praktykować w ramach wykonywania zwykłych czynności w każdym obszarze życia. Im częściej będziesz się oddawać jednozadaniowemu działaniu, tym bardziej będziesz się w nim wprawiać – i coraz łatwiej będzie ci podchodzić w taki sposób do kolejnych aspektów życia".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 269

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (6 ocen)
1
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kyouri

Z braku laku…

Ta książka nie jest zła. Jest jednak zupełnie czymś innym, niż sądziłam. Byłam ciekawa tematu monotaskingu, podczas gdy książka mówi tak naprawdę o uważności. Czy warto ją przeczytać? Tak, jeśli ktoś chciałby skupić się na wykonywanych rzeczach, popracować nad lepszym kontaktem z codziennością. Dwanaście przykładów, by ćwiczyć uważność. Proste i raczej skuteczne. Do mojego życia ta książka wniosła niewiele, dlatego tylko dwie gwiazdki. Tak naprawdę nie dała mi też odpowiedzi na pytanie postawione w tytule, a właśnie ono ciekawiło mnie najbardziej.
00

Popularność




Przedmowa

Przed­mowa

Gdy zbie­ra­łem mate­riały do tej książki i pisa­łem jej pierw­szy szkic, w marcu 2020 roku dotarła do Sta­nów Zjed­no­czo­nych pan­de­mia koro­na­wi­rusa. Świat pogrą­żył się z dnia na dzień w cha­osie, a życie nie­mal każ­dego czło­wieka na pla­ne­cie się skom­pli­ko­wało.

Jed­nak pomimo całego tego sza­leń­stwa czu­łem dziwny spo­kój. Nie cho­dzi o to, że nie mia­łem obaw. Bar­dzo nie­po­ko­iłem się o swoje zdro­wie – dwa lata wcze­śniej prze­sze­dłem tera­pię prze­ciw­no­wo­two­rową, co w przy­padku zara­że­nia się wiru­sem kwa­li­fi­ko­wało mnie do grupy wyso­kiego ryzyka. Oba­wia­łem się rów­nież o bez­pie­czeń­stwo i przy­szłość swo­jej rodziny, a także mar­twi­łem się per­spek­ty­wami pro­wa­dzo­nej przez sie­bie firmy Juni­per Books i zasta­na­wia­łem się, czy prze­trwa nie­unik­nione zawi­ro­wa­nia eko­no­miczne. Roz­wa­ża­łem urlo­po­wa­nie pra­cow­ni­ków i zawie­sze­nie dzia­łal­no­ści firmy w cza­sie, gdy będę skon­cen­tro­wany głów­nie na zabez­pie­cza­niu sie­bie i rodziny oraz naszego zdro­wia.

W ostat­nich latach moje siły zostały znacz­nie nad­szarp­nięte. Tra­piły mnie pro­blemy zdro­wotne, walka o ryn­kowy byt firmy oraz sprawa roz­wo­dowa – wszystko to w uzu­peł­nie­niu kla­sycz­nej goni­twy, jaka cechuje życie przed­się­biorcy i ojca. Może ten kry­zys jest inny – pomy­śla­łem – może powi­nie­nem pozwo­lić sobie na oddech, zamiast sta­rać się znów „wszystko ogar­nąć”? Przez moment zasta­na­wia­łem się nawet nad wstrzy­ma­niem pracy nad tą książką. I tak bra­ko­wało mi już czasu. Jak miał­bym wci­snąć jesz­cze jedną pozy­cję na listę spraw do zała­twie­nia?

Głę­boko się nad tym wszyst­kim zasta­no­wi­łem i w końcu posta­no­wi­łem pójść inną drogą.

Choć na świe­cie poja­wiło się mnó­stwo czyn­ni­ków znaj­du­ją­cych się poza moją kon­trolą, zda­łem sobie sprawę, że wciąż spra­wuję ją nad swoją uwagą i mogę zde­cy­do­wać o skie­ro­wa­niu jej tam, gdzie sam zechcę. Posta­no­wi­łem ze zdwo­joną ener­gią przy­ło­żyć się do sto­so­wa­nia przez sie­bie na co dzień jed­no­za­da­nio­wo­ści. Będę wyko­ny­wał każdą czyn­ność osobno, za to wyko­ny­wał ją dobrze. W nie­upo­rząd­ko­wa­nym i stre­su­ją­cym świe­cie ogar­nię­tym koro­na­wi­ru­sem pod­dam przed­sta­wiane na tych stro­ni­cach kon­cep­cje testowi ciśnie­nio­wemu, dzięki czemu doj­rzeją do wej­ścia w prze­strzeń publiczną.

Przez całą pan­de­mię czy­ta­łem dru­ko­wane książki, aby wzmac­niać kon­cen­tra­cję. Spa­ce­ro­wa­łem trzy razy dzien­nie, by oddy­chać świe­żym powie­trzem. W kon­tak­tach z przy­ja­ciółmi i rodziną dosko­na­li­łem sztukę słu­cha­nia. Nie sypia­łem dobrze, ale posta­no­wi­łem zna­leźć spo­soby na zapew­nie­nie sobie więk­szej ilo­ści snu każ­dej nocy. Nie mia­łem zbyt dużo czasu na cele­bro­wa­nie posił­ków, kiedy jed­nak jadłem, wzbu­dza­łem w sobie wdzięcz­ność dla licz­nych ludzi, bez któ­rych nie zna­la­złyby się one na moim stole. Nie mogłem podró­żo­wać, ale uważ­niej przy­glą­da­łem się nie­do­strze­ga­nym wcze­śniej miej­scom, które mija­łem po dro­dze do pracy. Z pomocą tuto­riali na YouTu­bie ponow­nie zaczą­łem grać na pia­ni­nie. Pod­czas codzien­nych tele­fo­nicz­nych narad z pra­cow­ni­kami uczy­łem ich, jak efek­tyw­nie wyko­ny­wać pracę w domu. Wygo­spo­da­ro­wa­łem czas, aby codzien­nie się bawić z moimi dziećmi i psem. Każ­dego dnia wpa­da­łem na nowe, bar­dziej lub mniej sen­sowne pomy­sły doty­czące dal­szego dzia­ła­nia firmy. Dużo czasu poświę­ca­łem na myśle­nie o tym, co się będzie działo w naj­bliż­szej przy­szło­ści i jak zadbać o bez­pie­czeń­stwo bli­skich.

Gdy sta­wia­łem na jed­no­za­da­nio­wość, moje dzia­ła­nia były efek­tywne. Jeżeli pró­bo­wa­łem robić w pan­de­mii kilka rze­czy na raz, bły­ska­wicz­nie wzra­stał u mnie poziom stresu i rzadko uda­wało mi się cokol­wiek dopro­wa­dzić do końca. Kiedy nato­miast zbie­ra­łem się w sobie, zacho­wy­wa­łem sku­pie­nie i robi­łem tylko jedno, sta­wa­łem się odprę­żony i znacz­nie bar­dziej pro­duk­tywny. Rodzina nie zacho­ro­wała, a ja zdo­ła­łem ukoń­czyć pisa­nie książki. Ponadto Juni­per Books miała się świet­nie, bo zosta­jący w domu ludzie czy­tali wię­cej ksią­żek i czę­ściej prze­aran­żo­wy­wali swoje domy.

Obec­nie z jesz­cze więk­szym prze­ko­na­niem twier­dzę, że anti­do­tum na wiecz­nie wydłu­ża­jące się listy spraw do zała­twie­nia, na roz­pra­sza­jące bodźce, które płyną ze współ­cze­snego świata, na frag­men­ta­cję naszej uwagi jest robie­nie w danej chwili tylko jed­nej rze­czy. Uświa­do­miw­szy sobie, że sami spra­wu­jemy kon­trolę nad swoją uwagą, możemy sami wybie­rać, na co będziemy ją kie­ro­wać. Sed­nem mono­ta­skingu – jed­no­za­da­nio­wo­ści – jest odzy­ska­nie przez nas prawa do wła­snej uwagi, dzięki czemu będziemy mogli lepiej spro­stać swoim powin­no­ściom, popra­wić jakość rela­cji oraz prze­brnąć przez różne trudne okresy.

Część I. Wprowadzenie do działania jednozadaniowego

Część I

Wpro­wa­dze­nie do dzia­ła­nia jed­no­za­da­nio­wego

Wstęp

Wstęp

Wydaje się, że nasze życie w ostat­nich latach nie­ustan­nie nabiera roz­pędu. Cuda tech­niki w coraz więk­szym stop­niu prze­ni­kają do wszyst­kich sfer naszej egzy­sten­cji. Nie­mal każdy ma w ręku, w kie­szeni czy w naj­bliż­szym oto­cze­niu smart­fon o wiel­kiej mocy prze­twa­rza­nia. Pre­sja eko­no­miczna i spo­łeczna spo­tę­go­wała potrzebę, a przy­naj­mniej jej wra­że­nie, byśmy zawsze robili coś jesz­cze i dążyli do cze­goś wię­cej.

Jak wielu ludzi sta­ra­łem się przez lata rów­no­wa­żyć goni­twę i stresy doro­słego życia takimi prak­ty­kami jak medy­ta­cja, mind­ful­ness i joga. Bar­dzo je cenię, czę­sto jed­nak pro­ble­mem jest zna­le­zie­nie na nie czasu. Kiedy jestem ogrom­nie zajęty i czeka na mnie cała góra nie­za­ła­twio­nych spraw, napo­mnie­nia, by pome­dy­to­wać, brzmią dość iry­tu­jąco – nawet jeśli medy­ta­cja mogłaby pomóc (a oczy­wi­ście by mogła, tylko trudno jest to dostrzec w takiej chwili).

W rezul­ta­cie kon­fliktu mię­dzy prze­peł­nio­nym kalen­da­rzem i roz­bie­ga­nymi myślami a róż­nymi dzia­ła­niami odstre­so­wu­ją­cymi i samo­roz­wo­jo­wymi, jakie chciał­bym podej­mo­wać, wie­lo­krot­nie rodziło się we mnie poczu­cie, że albo nie potra­fię się sku­pić, by je popraw­nie wyko­ny­wać, albo nie mogę zna­leźć koniecz­nego na nie czasu. Zaczą­łem się zasta­na­wiać, czy ist­nieje inny spo­sób na pro­wa­dze­nie zrów­no­wa­żo­nego życia, który można by sto­so­wać w trak­cie codzien­nych czyn­no­ści, a nie jako doda­tek do nich.

Wspo­mi­na­jąc naj­bar­dziej satys­fak­cjo­nu­jące i szczę­śliwe momenty życia, dostrze­głem w nich wspólny wątek. Poja­wiały się wtedy, gdy zaj­mo­wa­łem się tylko jedną rze­czą, sku­pia­jąc się na tym, co robię i z kim prze­by­wam. Nie były to chwile, gdy pró­bo­wa­łem jed­no­cze­śnie zła­pać wszyst­kie sroki za ogon albo gdy coś mnie roz­pra­szało i byłem tylko czę­ściowo obecny tu i teraz. Nawet w przy­padku trud­nych doświad­czeń – rak, roz­wód, likwi­da­cja firmy – gdy poświę­ca­łem im pełną uwagę, prze­cho­dzi­łem przez nie w moż­li­wie dobrym sta­nie.

Uzna­łem, że po to, aby być mniej spię­tym, a bar­dziej szczę­śli­wym i pro­duk­tyw­nym, nie muszę łado­wać aku­mu­la­to­rów na kil­ku­dnio­wym poby­cie rege­ne­ra­cyj­nym w samotni, nie muszę szu­kać guru i z pew­no­ścią nie muszę doda­wać kolej­nych pozy­cji do listy swo­ich zajęć.

Książka, którą trzy­masz w ręku, zaczęła się od zstę­pu­ją­cego na mnie olśnie­nia, że kiedy każdą czyn­ność z osobna obda­rzam pełną uwagą, wyko­nuję ją dobrze i z więk­szą przy­jem­no­ścią. Trzeba poże­gnać się z wie­lo­za­da­nio­wo­ścią (mul­ti­ta­skin­giem), a prze­sta­wić się na jed­no­za­da­nio­wość (mono­ta­sking).

Teraz tak: gdyby do prze­sta­wie­nia się na dzia­ła­nie jed­no­za­da­niowe wystar­czyło powie­dzieć, że masz robić każdą rzecz osobno zamiast kilku na raz, byłaby to bar­dzo krótka i mało przy­datna książka. Prawda jest taka, że muskuły jed­no­za­da­nio­wo­ści trzeba wyćwi­czyć i wzmoc­nić. Nasza cią­gła goni­twa i próby robie­nia wielu rze­czy jed­no­cze­śnie spo­wo­do­wały atro­fię tych mię­śni, w związku z czym dajemy się łatwo roz­pra­szać dźwię­kowi kolej­nego powia­do­mie­nia w tele­fo­nie czy „koniecz­no­ści” odpo­wie­dze­nia na jesz­cze jeden mail. Dzięki wypra­co­wa­niu umie­jęt­no­ści mono­ta­skingu będziesz w sta­nie iden­ty­fi­ko­wać takie poten­cjalne pułapki i aktyw­nie je omi­jać.

Metoda roz­wi­ja­nia tych jed­no­za­da­nio­wych umie­jęt­no­ści polega na tym, aby robić wszystko to, co już teraz codzien­nie robimy, ale ze świeżą kon­cen­tra­cją i odda­niem. Krę­go­słu­pem tej książki jest dwa­na­ście „mono­za­dań”, a one z kolei są krę­go­słu­pem naszego życia.

Dwanaście odsłon działania jednozadaniowego

1. Czytanie

Czy­ta­nie sku­pia nasze oczy i mózg w jed­nym miej­scu. Odkła­da­jąc na bok tele­fon, a bio­rąc do ręki dru­ko­waną książkę, doko­nu­jemy wyboru, by prze­sta­wić się na jed­no­za­da­nio­wość. Każdy, kto otwiera książkę Dla­czego warto robić jedną rzecz na raz? Mono­ta­sking w 12 odsło­nach już prak­ty­kuje pierw­sze poje­dyn­cze zada­nie – czyta – a tym samym znaj­duje się na dro­dze do suk­cesu w mono­ta­skingu!

2. Chodzenie

Cho­dze­nie przy­wraca łącz­ność naszego ciała z oto­cze­niem. Choć czyn­ność ta sama w sobie może się wyda­wać pro­za­iczna, ludzie zwy­kle trak­tują ją jako śro­dek pro­wa­dzący do celu, a nie cel sam w sobie. Dzięki sku­pie­niu uwagi na oto­cze­niu – na tym, co widzimy, co sły­szymy, jak odczu­wamy pod­łoże pod sto­pami – w natu­ralny spo­sób odna­wiamy więź ze swoją wie­lo­aspek­tową obec­no­ścią w świe­cie.

3. Słuchanie

Słu­cha­nie łączy nas z innymi, anga­żu­jąc zmysł słu­chu i mózg. Czy wyczu­wasz, kiedy ktoś auten­tycz­nie cię słu­cha, a nie tylko spra­wia takiego wra­że­nie? Każdy potrafi spo­strzec, że jego roz­mówca jest tak naprawdę nie­obecny, i jest to przy­kra kon­sta­ta­cja. Jeżeli rze­czy­wi­ście słu­chamy – czy to pod­czas roz­mowy z dziećmi, zebra­nia czy randki – nawią­zu­jemy więź z drugą osobą nie­skoń­cze­nie lepiej, niż kiedy umysł zaprzą­tają nam próby jed­no­cze­snego myśle­nia o czymś innym lub robie­nia cze­goś innego.

4. Sen

Sen rese­tuje ciało i mózg, umoż­li­wia­jąc nam zacho­wa­nie zdro­wia oraz dys­po­no­wa­nie fizyczną i umy­słową ener­gią, konieczną do owoc­nego życia. Obec­nie wielu ludzi doświad­cza trud­no­ści ze spa­niem – wszy­scy mamy dużo na gło­wie, dni są wypeł­nione po brzegi, listy spraw do zała­twie­nia się nie koń­czą. Czy można spać spo­koj­nie w try­bie jed­no­za­da­nio­wym? Czy mogli­by­śmy pozwo­lić sobie na tak potrzebne nam wypo­czy­nek i rege­ne­ra­cję? Zwró­ce­nie bacz­nej uwagi na sen może przy­nieść korzy­ści we wszyst­kich sfe­rach życia.

5. Jedzenie

Odży­wia­nie się jest nie­zbędną codzienną czyn­no­ścią, którą spy­chamy czę­sto na mar­gi­nes, zamiast obda­rzać ją pełną uwagą. Cza­sem prze­ką­szamy w biegu byle co, bo musimy zaraz wra­cać do pracy, albo nie zwa­żamy na to, co leży przed nami na tale­rzu, bo w rze­czy­wi­sto­ści patrzymy w ekran smart­fona albo lap­topa. A może warto zasta­no­wić się nad daniami na naszym stole, nad tym, jak się tam zna­la­zły, kto je przy­go­to­wał, jak sma­kują, w jakim towa­rzy­stwie się nimi raczymy?

6. Dojazdy

A gdy­by­śmy tak pod­czas dojaz­dów do pracy i innych podróży sku­pili się na samym akcie jazdy i sma­ko­wali go, zamiast pod­da­wać się tyra­nii poczu­cia, że zawsze trzeba robić dwie rze­czy na raz, czę­sto z ryzy­kiem dla sie­bie i innych? Czas prze­zna­czony na prze­miesz­cza­nie się może oczy­wi­ście dawać oka­zję do robie­nia cze­goś jesz­cze, ale są spo­soby, aby sku­pić uwagę na samej dro­dze i czer­pać korzy­ści pły­nące ze świa­do­mej obec­no­ści tu i teraz.

7. Uczenie się

Wszy­scy jeste­śmy w sta­nie uczyć się przez całe życie; nie jest to coś, co robi się tylko w mło­dym wieku. Kiedy z pełną uwagą odda­jemy się nauce, doświad­czamy jed­nego z naj­bar­dziej ożyw­czych aspek­tów bycia czło­wie­kiem – czy­nie­nia nowych spo­strze­żeń poznaw­czych i emo­cjo­nal­nych. Bez względu na to, czy opa­no­wu­jemy kolejny język, dys­cy­plinę sportu czy umie­jęt­no­ści zawo­dowe, zdol­ność peł­nego sku­pie­nia się na jed­nym zagad­nie­niu potę­guje moż­li­wo­ści ucze­nia się oraz uru­cha­mia nasz nie­omal bez­gra­niczny poten­cjał.

8. Nauczanie

Naucza­nie innych wzmac­nia nasz mózg oraz łączy nas z ludźmi. Nie jest to zada­nie ogra­ni­czone tylko do szkol­nej klasy. Oka­zje do naucza­nia masz przez całe życie. Jed­nym z naj­lep­szych spo­so­bów mistrzow­skiego opa­no­wa­nia umie­jęt­no­ści czy wie­dzy jest ich ucze­nie. Przy­go­to­wy­wa­nie się do takiej pracy wymaga inten­syw­nego sku­pie­nia oraz pozwala zoba­czyć luki w posia­da­nych wia­do­mo­ściach. W roz­dziale tym ana­li­zu­jemy zarówno prak­tyczne ele­menty, jak i emo­cjo­nalne aspekty opa­no­wy­wa­nia zagad­nień i prze­ka­zy­wa­nia ich dru­giej oso­bie.

9. Zabawa

Cha­rak­te­ry­styczne dla zabawy jest uwol­nie­nie się od inten­syw­nej kon­cen­tra­cji, jakiej wyma­gają poprzed­nie zada­nia, odprę­że­nie obwo­dów mózgo­wych i pełne wej­ście we wła­sne ciało. Wielu doro­słych po pro­stu nie daje sobie czasu na zabawę. Czę­sto mie­wamy pre­ten­sje do sie­bie w związku z poświę­ca­niem czasu sobie samemu albo mamy wra­że­nie, że go mar­nu­jemy, jeśli nie jest wyko­rzy­sty­wany pro­duk­tyw­nie i nie prze­kłada się na efekt finan­sowy. Roz­dział ten przy­po­mina nam, że wolno się bawić – a w osta­tecz­nym roz­ra­chunku oka­zuje się, że zabawa jest też wymier­nie efek­tywna.

10. Patrzenie

Patrze­nie inte­gruje zmysł wzroku. W tym zada­niu ćwiczmy przy­glą­da­nie się zarówno szcze­gó­łom z bli­ska, jak i światu z coraz szer­szej per­spek­tywy. Może warto – zamiast gonić za ide­al­nymi fot­kami do wrzu­ce­nia na Insta­gram – samemu zoba­czyć piękno i zło­żo­ność oto­cze­nia? Jakże zmie­nia się nasze spoj­rze­nie na jakiś zwy­czajny obiekt, gdy przy­sta­jemy, aby naprawdę mu się przyj­rzeć!

11. Tworzenie

Two­rze­nie jest jed­nym z naj­bar­dziej magicz­nych i wzmac­nia­ją­cych nas mono­za­dań. Nie musisz być zawo­do­wym arty­stą czy muzy­kiem ani mieć tytułu innego pro­fe­sjo­nal­nego twórcy. Wszy­scy w takim czy innym zakre­sie two­rzymy. Cza­sem powstają dro­bia­zgi, takie jak kar­teczka do dzieci, a cza­sem coś wiel­kiego, na przy­kład nowa firma. Samo wnie­sie­nie w świat cze­goś, czego wcze­śniej na nim nie było, jest satys­fak­cjo­nu­jące. Sku­pia­jąc się na akcie two­rze­nia, możemy się­gać po swoje nie­po­wta­rzalne, nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści.

12. Myślenie

Z reguły nie zasta­na­wiamy się nad myśle­niem, bo czyn­ność ta odbywa się w naszej gło­wie non stop i daje paliwo wszyst­kim pozo­sta­łym codzien­nym dzia­ła­niom. Ale może warto wyizo­lo­wać myśle­nie jako osobne, peł­no­prawne zada­nie? Czy czas celowo poświę­cony na samo myśle­nie może dopo­móc nam w osią­gnię­ciu dosko­na­ło­ści? Jed­no­za­da­niowe myśle­nie poka­zuje nam rów­nież, w jakich obsza­rach sce­do­wa­li­śmy w ostat­nich latach część zadań poznaw­czych na urzą­dze­nia elek­tro­niczne i innych ludzi oraz jak możemy odzy­skać naj­waż­niej­sze aspekty myśle­nia.

Jak korzystać z tej książki

Istotą tej książki jest dwa­na­ście zasy­gna­li­zo­wa­nych powy­żej roz­dzia­łów. Każdy z nich zawiera wiele wska­zó­wek, jak wyko­ny­wać okre­ślone zada­nie z pełną uwagą. Naj­le­piej jest prze­czy­tać taki roz­dział, a potem wygo­spo­da­ro­wać czas na prak­ty­ko­wa­nie opi­sa­nego mono­za­da­nia przed przej­ściem do lek­tury następ­nego.

Oprócz myśli i porad, które tu znaj­dziesz, utwo­rzy­łem także stronę inter­ne­tową mono­ta­sking.tips, na któ­rej znaj­dziesz dodat­kowe infor­ma­cje, spo­strze­że­nia i suge­stie. Dobrze czy­tasz ten adres inter­ne­towy; koń­czy się na tips – to angiel­skie słowo ozna­cza drobne, ale uży­teczne, prak­tyczne wska­zówki.

Na każde mono­za­da­nie możesz prze­zna­czyć dzień, tydzień albo mie­siąc – postąp tak, jak będzie ci odpo­wia­dało. Sta­ra­łem się, żeby powstała książka przy­ja­zna dla czy­tel­nika, z krót­kimi, łatwymi do przy­swo­je­nia sek­cjami uło­żo­nymi w tej samej kolej­no­ści w każ­dym roz­dziale. Natu­ral­nie może być tak, że wyko­ny­wa­nie pew­nych zadań z pełną uwagą będzie ci przy­cho­dzić łatwiej niż innych, ale nie pod­da­waj się też, gdy tra­fisz na takie, które okażą się wyjąt­kowo wyma­ga­jące.

Zawarta w tej książce filo­zo­fia odzwier­cie­dla zarówno moje oso­bi­ste prze­ży­cia, jak i doświad­cze­nia ludzi, któ­rym prak­ty­ko­wa­nie jed­no­za­da­nio­wo­ści uto­ro­wało drogę do suk­cesu i szczę­ścia. Oczy­wi­ście więk­szość z nich nie uży­wała ter­mi­nów „mono­ta­sking” czy „jed­no­za­da­nio­wość”, ale pokażę, w jaki spo­sób oni, ty i ja sto­so­wa­li­śmy to podej­ście w prak­tyce, nawet o tym nie wie­dząc.

Bodaj naj­lep­sze w mono­ta­skingu jest to, że można go prak­ty­ko­wać w ramach wyko­ny­wa­nia zwy­kłych czyn­no­ści w każ­dym obsza­rze życia. Im czę­ściej będziesz się odda­wać jed­no­za­da­nio­wemu dzia­ła­niu, tym bar­dziej będziesz się w nim wpra­wiać – i coraz łatwiej będzie ci pod­cho­dzić w taki spo­sób do kolej­nych aspek­tów życia.

Sztuka i technika działania jednozadaniowego

Sztuka i tech­nika dzia­ła­nia jed­no­za­da­nio­wego

Mono­ta­sking (rze­czow­nik) – wyko­ny­wa­nie tylko jed­nej czyn­no­ści w danym cza­sie1

Słowa „jed­no­za­da­nio­wość”, „mono­ta­sking” i „mono­za­da­nie” nie weszły może jesz­cze do codzien­nego języka, ale poję­cia te są dla nas natu­ral­nie czy­telne z pro­stego powodu – wszy­scy wiemy, czym jest wie­lo­za­da­nio­wość, czyli sta­ra­nie, aby zaj­mo­wać się kil­koma spra­wami na raz. Jed­no­za­da­nio­wość jest tego prze­ci­wień­stwem – wyko­nu­jemy tylko jedną czyn­ność.

W książce tej opi­suję wiele spo­so­bów, w jakie można upra­wiać mono­ta­sking, nie­mniej zawsze łączy je to samo fun­da­men­talne podej­ście: odsie­waj jedną rzecz po dru­giej, aż pozo­sta­nie tylko jedna. Skon­cen­truj się na tej jed­nej rze­czy i wyko­naj ją dobrze.

W celu wpra­wie­nia się w jed­no­za­da­nio­wo­ści musimy zro­zu­mieć i poko­nać wszyst­kie swoje nawyki wie­lo­za­da­niowe – od spraw­dza­nia nowych powia­do­mień w tele­fo­nie pod­czas lun­chu ze zna­jo­mymi do pisa­nia maili w trak­cie narady na Zoo­mie oraz roz­my­śla­nia o dzi­siej­szych wyda­rze­niach w biu­rze pod­czas zabawy z dziećmi.

Wyłu­sku­jąc poje­dyn­cze zada­nia, uświa­do­misz sobie, na czym polega kie­ro­wa­nie uwagi wyłącz­nie na jedną sprawę i jakie odczu­cia temu towa­rzy­szą. Nie zdziw się, jeśli wyda­dzą ci się one z początku obce. Nie­wy­klu­czone, że ostat­nio nie mia­łeś oka­zji zbyt czę­sto ich doświad­czać.

Z cza­sem możemy się zde­cy­do­wać na łącze­nie pew­nych zadań, jeśli będziemy mieć taką wolę. Będziemy jed­nak dys­po­no­wać w tych sytu­acjach nową świa­do­mo­ścią róż­nic dzie­lą­cych jed­no­za­da­nio­wość od wie­lo­za­da­nio­wo­ści. Celem tej książki nie jest wzbu­dza­nie w kim­kol­wiek poczu­cia winy z powodu mul­ti­ta­skingu. Wszy­scy żyjemy w XXI wieku. Wspól­nie zma­gamy się z nur­tami gwał­tow­nych prze­mian i sta­jemy wobec podob­nych wyzwań.

Źródła wielozadaniowości

Słowo „mul­ti­ta­sking” zostało ponoć użyte po raz pierw­szy w 1965 roku w opi­sie ser­wera IBM, który był w sta­nie wyko­ny­wać kilka czyn­no­ści jed­no­cze­śnie2. Kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej, gdy kom­pu­tery oso­bi­ste weszły do powszech­nego użytku, ludzie zaczęli czę­ściej sto­so­wać ten ter­min w odnie­sie­niu do jed­no­cze­snej pracy nad wie­loma zada­niami, wyko­ny­wa­nej zarówno przez kom­pu­tery, jak i sie­bie samych.

W 1984 roku poja­wił się kom­pu­ter Macin­tosh Apple’a wypo­sa­żony w 128 kilo­baj­tów pamięci ope­ra­cyj­nej3 – z dzi­siej­szej per­spek­tywy dys­po­no­wał bar­dzo skromną mocą prze­twa­rza­nia. Ówcze­sne „pecety” z reguły zawie­szały się, kiedy czło­wiek pró­bo­wał zmu­sić je do wyko­ny­wa­nia wię­cej niż jed­nej czyn­no­ści. Gdy wezmę na sie­bie zbyt wiele zadań na raz, czę­sto czuję się wła­śnie jak taki dawny kom­pu­ter.

Po pre­mie­rze Micro­soft Win­dows 2.0 w 1987 roku miliony pro­fe­sjo­nal­nych użyt­kow­ni­ków zetknęły się z pierw­szą wizu­alną repre­zen­ta­cją tego, jak wygląda mul­ti­ta­sking. Można było prze­łą­czać się mię­dzy apli­ka­cjami, które wyko­ny­wały różne funk­cje, na przy­kład mię­dzy edy­to­rem tek­stu i arku­szem kal­ku­la­cyj­nym. Zapo­cząt­ko­wało to nową erę wie­lo­za­da­nio­wo­ści kom­pu­te­rów i zespo­łów pra­cow­ni­czych oraz ogól­nie kul­turę wie­lo­za­da­nio­wo­ści.

Po wpro­wa­dze­niu do użytku w latach osiem­dzie­sią­tych XX wieku kom­pu­te­rów oso­bi­stych i gwał­tow­nym roz­woju inter­netu w latach dzie­więć­dzie­sią­tych, w XXI wieku nie­mal glo­balne roz­po­wszech­niły się smart­fony. Z każ­dym kro­kiem tej ewo­lu­cji tech­nicz­nej wzra­stały nasze ocze­ki­wa­nia – w sto­sunku nie tylko do urzą­dzeń, lecz rów­nież nas samych. Jeżeli kom­pu­tery i tele­fony sta­wały się z roku na rok szyb­sze, czy mózg czło­wieka nie powi­nien dotrzy­my­wać im kroku? Skoro zapro­jek­to­wane przez ludzi urzą­dze­nia radziły sobie z wie­lo­za­da­nio­wo­ścią, czy ludzie nie mogliby też przy­swoić sobie tej sztuki?

Wady technologii

I oto jeste­śmy w XXI wieku, po deka­dach rewo­lu­cji infor­ma­tycz­nej. Prawda jest taka, że obec­nie, budu­jąc w pocie czoła drogę do przy­szło­ści, wię­cej pra­cu­jemy i pod­le­gamy więk­szym huś­taw­kom emo­cjo­nal­nym i psy­chicz­nym. Jeste­śmy lepiej sko­mu­ni­ko­wani i łatwiej do nas dotrzeć niż kie­dy­kol­wiek w prze­szło­ści. Bez względu na to, gdzie prze­by­wamy, maile i ese­mesy znaj­dują nas o każ­dej porze dnia i nocy. Nawet gdy bie­rzemy sobie wolne, wciąż po czę­ści jeste­śmy w pracy – z badań w ramach ini­cja­tywy Pro­ject: Time Off wynika, że 73 pro­cent zatrud­nio­nych wyko­nuje pod­czas urlopu czyn­no­ści zawo­dowe.

Wraz z powsta­niem mediów spo­łecz­no­ścio­wych zwięk­szyła się też liczba ludzi skar­żą­cych się na lęk, depre­sję i osa­mot­nie­nie. Dla jesz­cze pokaź­niej­szej czę­ści popu­la­cji real­nym pro­ble­mem jest FOMO (fear of mis­sing out, czyli strach, że omija nas coś cie­ka­wego). Użyt­kow­nicy plat­form spo­łecz­no­ścio­wych zesta­wiają swoje życie z tym, co widzą w postach innych osób, i czę­sto odczu­wają palącą pre­sję dorów­ny­wa­nia im, dla­tego wię­cej pra­cują, wię­cej wydają i wię­cej robią.

Nie­ustan­nie sta­ramy się także – albo uda­jemy, że się sta­ramy – prze­twa­rzać kolo­salne ilo­ści infor­ma­cji. W bada­niu, któ­rego wyniki opu­bli­ko­wano w 2011 roku w „Pro­ce­edings of the Natio­nal Aca­demy of Scien­ces”, stwier­dzono, że choć potra­fimy radzić sobie z natło­kiem docie­ra­ją­cych do nas sygna­łów zmy­sło­wych, pono­simy z tego powodu pewne koszty4. „Wykry­li­śmy swego rodzaju wąskie gar­dło w korze przed­czo­ło­wej mózgu, które zmu­sza nas do zaj­mo­wa­nia się pro­ble­mami po kolei, nawet jeśli dzieje się to tak szybko, że wygląda na jed­no­cze­sne prze­twa­rza­nie – mówi współ­au­tor bada­nia dok­tor René Marois, pro­fe­sor psy­cho­lo­gii i neu­ro­nauk na Uni­wer­sy­te­cie Van­der­bilta. – Wyja­śnia to, dla­czego wcze­śniej­sze dane wska­zy­wały na zmniej­sza­nie się, a nie zwięk­sza­nie aktyw­no­ści mózgu z każ­dym doda­nym wyzwa­niem. W gło­wie two­rzy się po pro­stu korek”.

Choć tech­no­lo­gie kom­pu­te­rowe nie­wąt­pli­wie uła­twiły nam życie na nie­zli­czone spo­soby, mają swoją cenę – trudną do spre­cy­zo­wa­nia (być może wła­śnie z powodu tego korka w gło­wie), ale wyczu­walną. Mamy świa­do­mość, że można dzia­łać i czuć się lepiej, ale od czego zacząć?

Wniknięcie w bieżącą chwilę

Aż do początku lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku w życiu więk­szo­ści ludzi pano­wał pewien rytm dnia codzien­nego. Zaję­cia szkolne odby­wały się w szkole, pracę wyko­ny­wało się w pracy, obiad jadło się przy stole w pokoju, a pora na relaks, który obej­mo­wał mię­dzy innymi oglą­da­nie tele­wi­zji, słu­cha­nie radia i czy­ta­nie ksią­żek, przy­cho­dziła zwy­kle wie­czo­rami i w week­endy. Było nie­wiele moż­li­wo­ści, aby wyko­ny­wać te zada­nia poza ich zwy­cza­jo­wym cza­sem i miej­scem, toteż każde odby­wało się poje­dyn­czo.

W ostat­nich latach roz­po­wszech­niły się urzą­dze­nia elek­tro­niczne, a my przy­wią­za­li­śmy się do smart­fo­nów, i obec­nie mamy moż­li­wość robie­nia nie­mal wszyst­kiego w dowol­nie wybra­nym miej­scu i cza­sie. Ponadto pozor­nie możemy wyko­ny­wać wiele czyn­no­ści jed­no­cze­śnie.

O ile inter­net i urzą­dze­nia elek­tro­niczne sto­sun­kowo nie­dawno zago­ściły w naszym świe­cie, o tyle odczu­wane przez ludzi trud­no­ści z pozo­sta­wa­niem w chwili bie­żą­cej nie są niczym nowym. Nie bez powodu różne tra­dy­cje filo­zo­ficzne i reli­gijne od zawsze nakie­ro­wują nas w modli­twie i medy­ta­cji na chwilę bie­żącą. Wszystko dzieje się wyłącz­nie w teraź­niej­szo­ści; jest to jedyny czas, w któ­rym możemy mieć praw­dziwą łącz­ność ze sobą, z innymi i z wszech­świa­tem.

Nie­mniej czło­wiek ma zawsze skłon­ność do myśle­nia o prze­szło­ści i przy­szło­ści – sta­ramy się zro­zu­mieć sens tego, co już się zda­rzyło, i zasta­na­wiamy się, co nastąpi dalej. Jeśli dodać do tego urzą­dze­nia elek­tro­niczne o ogrom­nej mocy, zale­wamy zmy­sły i mózg powo­dzią infor­ma­cji. W rezul­ta­cie w naszej teraź­niej­szo­ści robi się sza­lony tłok. Pozo­sta­wa­nie w bie­żą­cej chwili stało się znacz­nie trud­niej­sze. Jed­no­cze­śnie znacz­nie łatwiej­sze jest zaj­mo­wa­nie się wię­cej niż jedną rze­czą na raz.

Ekonomia uwagi

Gdzie podąża nasza uwaga w ciągu typo­wego dnia? Ile razy bie­rzemy do ręki tele­fon? Jak czę­sto spraw­dzamy ese­mesy i skrzynkę odbior­czą? Jak czę­sto logu­jemy się do mediów spo­łecz­no­ścio­wych, uży­wamy apek, otwie­ramy gry, czy­tamy ser­wisy infor­ma­cyjne albo po pro­stu sur­fu­jemy w sieci?

Każde takie zer­k­nię­cie na ekran smart­fona może być dla nas źró­dłem roz­rywki lub infor­ma­cji, lecz jesz­cze więk­szą war­tość przed­sta­wia dla innych uczest­ni­ków „eko­no­mii uwagi”. Nasza uwaga jest cen­nym zaso­bem, a mimo to z reguły trwo­nimy ją na prawo i lewo, sku­szeni wąt­pliwą obiet­nicą szyb­kiego relaksu, kon­taktu z ludźmi, zdo­by­cia aktu­al­nych infor­ma­cji lub cze­goś, czego rze­komo chcemy albo potrze­bu­jemy.

W fil­mie doku­men­tal­nym Net­flixa z 2020 roku Dyle­mat spo­łeczny Tri­stan Har­ris, były etyk pro­jek­tów w Google’u i współ­za­ło­ży­ciel Cen­ter for Humane Tech­no­logy, przy­ta­cza powie­dze­nie, które oddaje zasadę leżącą u źró­deł suk­cesu nie­jed­nego kolosa z Doliny Krze­mo­wej: „Jeżeli nie pła­cisz za pro­dukt, sam jesteś pro­duktem”5. Im wię­cej uwagi poświę­camy swoim urzą­dze­niom elek­tro­nicz­nym, tym więk­szą war­tość osią­gają firmy dzia­ła­jące po dru­giej stro­nie ekranu, a czę­sto też tym mniej udaje się zro­bić nam samym.

Elek­tro­niczne gadżety nie mają uczuć (na razie!) – gdyby je jed­nak miały, byłyby odpo­wied­ni­kami zabor­czych nar­cy­stycz­nych part­ne­rów, któ­rym nie wystar­cza żadna ilość kie­ro­wa­nej na nich uwagi. Z pozoru wydaje się, że im na tobie zależy, dają ci dosta­tecz­nie dużo pozy­tyw­nych sygna­łów zwrot­nych, abyś nie tra­cił nimi zain­te­re­so­wa­nia, lecz ni­gdy nie pytają szcze­rze, jakie ty masz odczu­cia co do waszego związku. Zasta­na­wiasz się, czy nie nale­ża­łoby cze­goś zro­bić w tej spra­wie, ale tak łatwo jest zosta­wić sprawy swo­jemu bie­gowi…

W podej­ściu jed­no­za­da­nio­wym nie cho­dzi o roz­sta­nie się z urzą­dze­niami elek­tro­nicz­nymi. Cho­dzi o podej­mo­wa­nie świa­do­mej decy­zji, na co ma być skie­ro­wana nasza uwaga w danej chwili. Przejdźmy do dwu­na­stu mono­za­dań i zacznijmy ćwi­czyć swoją siłę jed­no­za­da­nio­wo­ści.

Część II. Dwanaście monozadań

Część II

Dwa­na­ście mono­za­dań

Zadanie 1. Czytanie

Zada­nie 1

Czy­ta­nie

Wiosną 2019 roku czu­łem się wyczer­pany, potur­bo­wany, roz­trzę­siony. Przez poprzed­nie trzy lata nie­ustan­nie toczy­łem jakieś bata­lie i liza­łem rany po kolej­nych cio­sach. Naj­pierw była dziura w gło­wie (auten­tycz­nie – będę o tym pisał dalej), potem nowo­twór (chło­niak nie­ziar­ni­czy), w końcu roz­wód.

Przez długi czas oso­bi­ste wyzwa­nia pochła­niały w cało­ści lub przy­naj­mniej w dużej czę­ści moją uwagę. Prze­brną­łem przez te próby i wysze­dłem z nich cało, ale byłem wypom­po­wany – fizycz­nie, emo­cjo­nal­nie i finan­sowo. Wyda­wało mi się, że pełny powrót do nor­mal­no­ści będzie wyma­gał znacz­nie wię­cej ener­gii, deter­mi­na­cji i kre­atyw­no­ści w roz­wią­zy­wa­niu pro­ble­mów niż to moż­liwe.

Choć w cza­sie tych wszyst­kich zawi­ro­wań udało mi się utrzy­mać przy życiu firmę, była ona w kiep­skim sta­nie. Zało­ży­łem Juni­per Books w 2001 roku i przez wiele lat cie­szy­łem się jej sta­bil­nym roz­wo­jem i docho­do­wo­ścią. Potem przy­szedł jed­nak rok 2017, nowo­twór, setki godzin che­mio­te­ra­pii, mnó­stwo czasu spę­dza­nego poza biu­rem. Gdy wal­czy­łem o zacho­wa­nie wła­snego życia, firma ponio­sła wiel­kie straty, a przez zespół prze­to­czyły się biu­rowe dra­maty, któ­rych pomyślne roz­wią­za­nie i zabliź­nie­nie wyma­gało czasu.

Po zakoń­cze­niu serii che­mio­te­ra­pii pró­bo­wa­łem uda­wać, że mam się jak naj­le­piej i wró­ciła cała moja dawna ener­gia. Była to jed­nak mrzonka – w rze­czy­wi­sto­ści ledwo trzy­ma­łem się na nogach. Chcia­łem zara­żać innych opty­mi­zmem i pra­co­wi­to­ścią, tym razem nie mia­łem jed­nak koniecz­nych rezerw, z któ­rych mógł­bym czer­pać.

Spę­dza­łem całe dnie w biu­rze: wsta­wa­łem o świ­cie i pra­co­wa­łem do póź­nego wie­czora. Cały czas byłem pod tele­fo­nem, mailem albo w roz­jaz­dach, non stop dzia­ła­jąc w try­bie wie­lo­za­da­nio­wym. Postę­po­wa­łem tak z obawy, że firma, którą z wiel­kim wysił­kiem budo­wa­łem przez ponad osiem­na­ście lat i utrzy­ma­łem na rynku w trak­cie cho­roby i roz­wodu, pad­nie w cza­sie mojej rekon­wa­le­scen­cji.

Jed­no­cze­śnie moje dzieci, liczące sobie wtedy dzie­sięć i dwa­na­ście lat, bar­dzo potrze­bo­wały mojej uwagi, by się odna­leźć w nowej rze­czy­wi­sto­ści życia na dwa domy i prze­by­wa­nia z każ­dym z rodzi­ców osobno. Prze­ży­wały stresy, lęki i miały trud­no­ści z zasy­pia­niem. Co wie­czór w porze kła­dze­nia się do łóżka dzie­się­cio­let­nia córka dosta­wała ata­ków paniki. Nie chciała iść następ­nego dnia do szkoły albo jechać na zbli­ża­jącą się wycieczkę kla­sową. Kłót­nie i lęki potę­go­wały się zawsze pod koniec dnia.

Pró­bo­wa­li­śmy róż­nymi spo­so­bami relak­so­wać się i łago­dzić stres, ale nic nie przy­no­siło ulgi. Oglą­da­li­śmy razem bajki, roz­ma­wia­li­śmy o minio­nym dniu, robi­li­śmy sobie her­batę i przy­tu­la­li­śmy się z plu­sza­kami, a ja sta­ra­łem się racjo­nal­nie tłu­ma­czyć dzie­ciom, że nie mają się czego oba­wiać. Nic to nie dawało. Córka była spięta, a ja zde­kon­cen­tro­wany i tak naprawdę pogrą­żony w myślach o wła­snych pro­ble­mach. Nie wró­żyło to nic dobrego.

Gdy pew­nego wie­czoru kłót­nie znowu się nasi­liły, wyglą­dało na to, że czeka nas kolejna czę­ściowo zarwana, pełna napię­cia noc. Córka miała zadane na następny dzień prze­czy­ta­nie frag­mentu lek­tury do szkoły, ale nie chciała tego zro­bić, zapro­po­no­wa­łem więc, że poczy­tam jej tę książkę, gdy będzie już w łóżku – zwy­czaj, który zarzu­ci­li­śmy od cza­sów, gdy była dużo młod­sza. Wzią­łem do ręki jej egzem­plarz My Side of the Moun­tain (Po mojej stro­nie góry) i zaczą­łem czy­tać na głos.

W tej samej chwili wyda­rzyło się z nami oboj­giem coś magicz­nego. Ona uspo­ko­iła się i zaczęła słu­chać, ja zaś sku­pi­łem się na lek­tu­rze i prze­sta­łem myśleć o pracy.

Tego wie­czoru wio­sną 2019 roku czy­ta­li­śmy przez dwa­dzie­ścia minut. Córka zasnęła i prze­spała całą noc. Potem za każ­dym razem, gdy u mnie zosta­wała, czy­ta­li­śmy przed spa­niem My Side of the Moun­tain, póki nie doszli­śmy do końca całej książki.

Wiele mówi się o inte­lek­tu­al­nych zale­tach czy­ta­nia – o jego walo­rach infor­ma­cyj­nych i patrze­niu na świat oczyma wiel­kich twór­ców. Rze­czy­wi­ście dowie­dzie­li­śmy się z tej powie­ści, w jaki spo­sób czter­na­sto­letni Sam Gri­bley samo­dziel­nie radził sobie po ucieczce z domu, ale co waż­niej­sze, ponow­nie odkry­li­śmy, jak kon­cen­truje się uwagę na jed­nym przed­mio­cie. Przed czy­ta­niem nasze myśli roz­bie­gały się we wszyst­kie strony. Po roz­po­czę­ciu lek­tury sku­piały się w jed­nym punk­cie.

Akt czy­ta­nia sta­bi­li­zo­wał nasze układy ner­wowe. Przed się­gnię­ciem po książkę roz­pra­szały nas pły­nące ze świata bodźce, każąc naszym wie­lo­za­da­nio­wym mózgom myśleć o tym i mar­twić się o tamto. Tym­cza­sem kiedy po wie­czor­nej sesji czy­ta­nia wra­ca­li­śmy następ­nego dnia do rze­czy­wi­sto­ści, oka­zy­wało się, że jeste­śmy dużo lepiej przy­go­to­wani do zaj­mo­wa­nia się róż­nymi spra­wami jedna po dru­giej. Dzięki odzy­ska­nej kon­cen­tra­cji meto­dycz­nie roz­pra­wia­łem się w następ­nych mie­sią­cach z wyzwa­niami w fir­mie, a córka miała mniej­sze lęki przed snem oraz zna­ko­mi­cie bawiła się na kla­so­wej wycieczce, na którą wcze­śniej nie chciała jechać.

Czy­ta­nie jest jed­nym ze spo­so­bów – i to bar­dzo sku­tecz­nych – tre­no­wa­nia mię­śni jed­no­za­da­nio­wo­ści. Kiedy czuję się szcze­gól­nie roz­pro­szony przez różne pły­nące ze świata bodźce, zawsze wła­śnie dzięki czy­ta­niu zaczy­nam odzy­ski­wać sku­pie­nie, a razem z nim zdol­ność zała­twia­nia spraw i bycia szczę­śli­wym.

Co wiadomo o czytaniu

Jak pisze kogni­ty­wistka i spe­cja­listka do spraw roz­woju dzieci Mary­anne Wolf w książce Pro­ust and the Squid: The Story and Science of the Reading Brain (Pro­ust i kała­mar­nica: czy­ta­jący mózg z per­spek­tywy histo­rycz­nej i nauko­wej), ludzie wyna­leźli czy­ta­nie wiele tysięcy lat temu. „Wraz z tym wyna­laz­kiem doko­nała się reor­ga­ni­za­cja naszego mózgu, co z kolei pomno­żyło dostępne ścieżki myśle­nia i zmie­niło kie­ru­nek inte­lek­tu­al­nej ewo­lu­cji gatunku”6.

Księgi i czy­ta­nie ode­grały zasad­ni­czą rolę w pro­ce­sach, dzięki któ­rym ludz­kość zna­la­zła się na dzi­siej­szym eta­pie roz­woju. Obec­nie jed­nak toczy się zacięta rywa­li­za­cja o naszą uwagę, a jedną z jej kon­se­kwen­cji jest coraz rzad­sze czy­ta­nie ksią­żek. Ośro­dek Badaw­czy Pew usta­lił, że 27 pro­cent Ame­ry­ka­nów nie prze­czy­tało w ostat­nim roku żad­nej książki (w cało­ści ani w czę­ści)7. Z kolei zgod­nie ze spra­woz­da­niem Biura Sta­ty­styki Pracy z czerwca 2020 roku młodsi ludzie z reguły prze­zna­czają mniej czasu na czy­ta­nie niż starsi8.

Nie­mniej lek­tura przy­nosi wiel­kie korzy­ści, nawet jeśli podej­mu­jemy ją tylko przez kil­ka­na­ście minut dzien­nie. Jak donosi w „New Yor­ke­rze” antro­po­lożka spo­łeczna Ceri­dwen Dovey: „Wyka­zano, że czy­ta­nie wpro­wa­dza mózg w przy­jemny, podobny do medy­ta­cji stan trans­owy i zapew­nia takie same pożytki zdro­wotne – głę­bo­kie odprę­że­nie oraz wewnętrzny spo­kój. Osoby regu­lar­nie czy­ta­jące lepiej sypiają, są mniej zestre­so­wane, mają wyż­sze poczu­cie wła­snej war­to­ści oraz rza­dziej ule­gają depre­sji niż nieczy­ta­jące”9.

Czy­ta­nie szcze­gól­nie sku­tecz­nie rów­no­waży też wiele nega­tyw­nych skut­ków innych form roz­rywki, z jakich korzy­stamy. Oglą­da­nie tele­wi­zji bywa nad­mier­nie sty­mu­lu­jące pod wzglę­dem wzro­ko­wym i słu­cho­wym. Bie­żące śle­dze­nie mediów spo­łecz­no­ścio­wych czę­sto stre­suje10. Wzię­cie do ręki książki i ode­rwa­nie się od wszyst­kiego innego po to, aby poczy­tać, sta­nowi anti­do­tum na prze­cią­że­nie cyfrowe.

Być może czy­ta­nie służy nam tak dobrze mię­dzy innymi dla­tego, że kie­ruje nas z powro­tem do chwili teraź­niej­szej, w któ­rej trzeba sku­pić się na jed­nej spra­wie w jed­nym miej­scu. Choć fabuły ksią­żek czę­sto zmu­szają nas do wyobra­ża­nia sobie prze­szło­ści lub przy­szło­ści, sama czyn­ność czy­ta­nia odbywa się teraz. Nie zaj­mu­jemy się niczym innym oprócz lek­tury, kon­cen­tru­jąc się na niej i poten­cjal­nie czer­piąc radość z bie­żą­cej chwili, w któ­rej nie liczy się nic innego.

Istotą każ­dego z opi­sy­wa­nych przeze mnie mono­za­dań jest sku­pia­nie uwagi na jed­nej spra­wie w danej chwili, a potem prze­no­sze­nie tej umie­jęt­no­ści na inne czyn­no­ści w życiu. Kiedy mamy pokusę, aby robić kilka rze­czy na raz i roz­mie­nić swoją uwagę na drobne, czy­ta­nie jest jed­nym z naj­prost­szych i naj­ła­twiej dostęp­nych środ­ków zarad­czych. Uwaga kie­ro­wana na wydru­ko­wane na stro­nie słowa zadziała jak latar­nia mor­ska, przy­wra­ca­jąc stan sku­pie­nia umy­słu.

Zdeklarowani czytelnicy

Nie­któ­rzy z naj­bar­dziej zapra­co­wa­nych i świę­cą­cych naj­więk­sze suk­cesy ludzi to zapa­leni czy­tel­nicy. W jaki spo­sób takie osoby jak Oprah Win­frey, Reese Wither­spoon czy Bill Gates znaj­dują czas na czy­ta­nie kil­ku­dzie­się­ciu ksią­żek rocz­nie mimo pro­wa­dze­nia swo­ich firm i fun­da­cji, wyjaz­dów, wystą­pień, obo­wiąz­ków rodzi­ciel­skich i wszyst­kich innych zajęć? A co jesz­cze waż­niej­sze, dla­czego w ogóle zawra­cają sobie głowę czy­ta­niem, skoro mają tak bar­dzo wypeł­niony kalen­darz?

Bill Gates, zało­ży­ciel Micro­so­ftu oraz nie­stru­dzony filan­trop, sły­nie ze swego nie­na­sy­co­nego ape­tytu na czy­ta­nie. Kiedy wyjeż­dża na urlop, bie­rze ze sobą całą torbę tra­dy­cyj­nych ksią­żek papie­ro­wych (do dnia, gdy piszę te słowa, pomimo swego infor­ma­tycz­nego wyra­fi­no­wa­nia nie prze­rzu­cił się na czyt­nik e-booków). Czy­ta­nie nie jest hobby, któ­rym Gates zajął się na eme­ry­tu­rze. Zawsze sta­no­wiło inte­gralny ele­ment jego życia. W 2016 roku powie­dział w wywia­dzie: „Lek­tura jest wciąż głów­nym spo­so­bem, w jaki pozy­skuję nową wie­dzę i wery­fi­kuję swoje poję­cie o świe­cie”11.

Blog Billa Gate­sNo­tes jest pełen reko­men­da­cji książ­ko­wych oraz komen­ta­rzy do prze­czy­ta­nych przez niego pozy­cji. To fascy­nu­jące okno, które pozwala zazna­jo­mić się z jego spo­so­bem myśle­nia, a także z listą ksią­żek war­tych uwzględ­nie­nia rów­nież w naszym spi­sie lek­tur. Gates jest ewi­dent­nie bar­dzo zaawan­so­wa­nym i spraw­nym czy­tel­ni­kiem. Być może nie uda się nam powie­lić skali jego suk­ce­sów biz­ne­so­wych i przed­się­wzięć filan­tro­pij­nych, ale możemy tak jak on jak naj­wię­cej czy­tać w celu rozu­mie­nia świata oraz zdo­by­cia zdol­no­ści wywie­ra­nia wpływu na rze­czy­wi­stość dzięki skon­cen­tro­wa­nemu dzia­ła­niu. Umie­jęt­no­ści te mogą posłu­żyć każ­demu z nas do osią­ga­nia więk­szej efek­tyw­no­ści na co dzień.

W życiu ludzi biz­nesu, świa­to­wych przy­wód­ców i wielu cele­bry­tów książki są źró­dłem wie­dzy i inspi­ra­cji, a także swo­istym ustro­niem, w któ­rym można zebrać myśli i wzmoc­nić kon­cen­tra­cję. Ni­gdy nie jest za późno, aby wyro­bić sobie doj­rzały nawyk czy­ta­nia, który uła­twi nam reali­za­cję celów.

Nicho­las Carr o papie­ro­wych książ­kach

Nicho­las Carr, autor The Shal­lows: What the Inter­net Is Doing to Our Bra­ins (Pły­ci­zny: co inter­net wypra­wia z naszymi mózgami), należy do naj­lep­szych znaw­ców zagad­nień roli tech­no­lo­gii infor­ma­tycz­nych w prze­mia­nach współ­cze­snego życia. Kilka lat temu mia­łem oka­zję roz­ma­wiać z nim o prze­szło­ści, teraź­niej­szo­ści i przy­szło­ści ksią­żek w for­mie dru­ko­wa­nej. Następ­nie napi­sał wstęp do jed­nego z dorocz­nych kata­lo­gów Juni­per Books12, z któ­rego cytuję poniż­szy ury­wek:

Dla­czego fizyczna książka prze­trwała, pod­czas gdy tak wiele innych pro­duk­tów medial­nych zostało zastą­pio­nych ich wer­sjami cyfro­wymi? Cho­dzi tu o coś znacz­nie istot­niej­szego niż li tylko sen­ty­ment.

Zestaw zszy­tych kar­tek sta­no­wiący jeden fizyczny obiekt w zasad­ni­czy spo­sób różni się w odbio­rze ludz­kiego umy­słu od pła­skiego ekranu, na któ­rym wyświe­tla się tylko poje­dyn­cza „strona” z infor­ma­cjami. Oka­zuje się, że fizyczna obec­ność zadru­ko­wa­nych kar­tek, dająca moż­li­wość wer­to­wa­nia ich do przodu i do tyłu, ma wiel­kie zna­cze­nie dla poru­sza­nia się myśli po pisa­nym tek­ście i inter­pre­to­wa­nia go, zwłasz­cza jeśli jest długi i skom­pli­ko­wany.

Mimo że świa­do­mie nie zda­jemy sobie z tego sprawy, szybko budu­jemy sobie men­talną mapę zawar­to­ści dru­ko­wa­nej książki, tak jakby przed­sta­wiony w niej wywód czy jej fabuła roz­gry­wały się jak roz­ło­żona w prze­strzeni podróż. Jeżeli się­gną­łeś kie­dyś po czy­taną dawno temu książkę i prze­ko­na­łeś się, że twoje palce były w sta­nie szybko zlo­ka­li­zo­wać zapa­mię­tany frag­ment – doświad­czy­łeś wła­śnie tego zja­wi­ska. Kiedy trzy­mamy w rękach fizyczny tom, jed­no­cze­śnie obej­mu­jemy umy­słem jego treść. Wydaje się, że wspo­mnie­nia o cha­rak­te­rze prze­strzen­nym prze­kła­dają się na więk­szą wni­kli­wość czy­ta­nia i efek­tyw­niej­sze rozu­mie­nie.

Żyjemy obec­nie w epoce nachal­nego roz­pro­sze­nia, w nie­usta­jąco kotłu­ją­cym się wirze infor­ma­cji i danych. Kartki dru­ko­wa­nej książki dają nam schro­nie­nie, ustronne miej­sce, w któ­rym umysł, wolny od stresu prze­cią­że­nia tech­no­lo­giami infor­ma­tycz­nymi, może wnik­nąć w więk­szą głę­bię myśli i uczuć. Fizyczna książka, ze zszy­tymi zadru­ko­wa­nymi kart­kami papieru, abso­lut­nie nie jest prze­żyt­kiem, a wręcz staje się dziś cen­niej­sza niż daw­niej. To bal­sam dla roz­bie­ga­nego umy­słu.

Dlaczego skupienie na czytaniu pomoże ci na innych polach

Zor­ga­ni­zo­wa­nie sobie życia tak, żeby móc regu­lar­nie czy­tać, może być trudne, ale wiążą się z tym nie­ba­ga­telne korzy­ści. Sku­pie­nie uwagi na sło­wach widzia­nych przed sobą na papie­rze – i utrzy­ma­nie jej dosta­tecz­nie długo, by naprawdę przy­swoić treść – wymaga deter­mi­na­cji. Kiedy decy­du­jesz się czy­tać dru­ko­waną książkę, prak­tycz­nie jedy­nym, co możesz robić, jest jej czy­ta­nie. Nie da się zaj­mo­wać jed­no­cze­śnie czymś innym, bo jeśli ode­rwiesz oczy od kartki, nie będziesz już czy­tał, a jeżeli zaczniesz myśleć o czymś innym, nie będziesz przy­swa­jał infor­ma­cji z książki.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Na pod­sta­wie Dic­tio­nary.com. [wróć]

2.IBM Ope­ra­ting Sys­tem/360 Con­cepts and Faci­li­ties, IBM Sys­tems Refe­rence Library, plik S360-36, bit­sa­vers.org/pdf/ibm/360/os/R01-08/C28-6535-0_OS360_Concepts_and_Facilities_1965.pdf. [wróć]

3. T. Long, Jan. 24, 1984: Birth of the Cool (Com­pu­ter, That Is), „Wired” 2008, 24 stycz­nia, wired.com/2008/01/day­in­tech -0124/. [wróć]

4. M.N. Tombu, Ch.L. Asplund, P.E. Dux, D. Godwin, J.W. Mar­tin, R. Marois, A Uni­fied Atten­tio­nal Bot­tle­neck in the Human Brain, „Pro­ce­edings of the Natio­nal Aca­demy of Scien­ces” 2011, 108(33), s. 13426–13431, doi:10.1073/pnas.1103583108.pnas.org/con­tent/108/33/13426. [wróć]

5. L. Rho­des (pro­du­cent), J. Orlow­ski (reży­ser), The Social Dilemma, USA: Expo­sure Labs, 2020, wypo­wiedź Tri­stana Har­risa. [wróć]

6. M. Wolf, Pro­ust and the Squid: The Story and Science of the Reading Brain, Har­per Peren­nial, New York 2008. [wróć]

7. A. Per­rin, Who Doesn’t Read Books in Ame­rica?, Fact Tank, the Pew Rese­arch Cen­ter, 26 wrze­śnia 2019, pew­re­se­arch.org/fact-tank/2019/09/26/who-doesnt-read-books-in-ame­rica/. [wróć]

8. Bureau of Labor Sta­ti­stics, Ave­rage Hours Per Day Spent in Leisure and Sports Acti­vi­ties… 2019 Annual Ave­rages, „The Eco­no­mics Daily” 2020, bls.gov/opub/ted/2020/men-spent-5-point-5-hours-per-day-in-leisure-acti­vi­ties-women-4-point-9-hours-in-2019.htm. [wróć]

9. C. Dovey, Can Reading Make You Hap­pier?, „The New Yor­ker” 2015, 9 czerwca. [wróć]

10. M.G. Hunt, R. Marx, C. Lip­son, J. Young, No More FOMO: Limi­ting Social Media Decre­ases Lone­li­ness and Depres­sion, „Jour­nal of Social and Cli­ni­cal Psy­cho­logy” 2018,37(10), s. 751–768. [wróć]

11. K. Ros­sman, Bill Gates on Books and Blog­ging, „The New York Times” 2016,. nyti­mes.com/2016/01/04/fashion/bill-gates-gates-notes-books.html. [wróć]

12. N. Carr, Juni­per Books Annual Cata­log, Juni­per Books, Boul­der 2017. [wróć]