Co teraz? Moja ukochana została matką! - Karolina Staszak - ebook

Co teraz? Moja ukochana została matką! ebook

Karolina Staszak

2,8

Opis

Napisałam tę książkę dla mężczyzn, którzy zostali niedawno ojcami, a których partnerki/żony nagle zniknęły. Za to w ich miejsce pojawiły się zaniedbane, wiecznie zmęczone mamuśki.

Jeśli Twoja żona/partnerka jest w takim macierzyńskim amoku, a Ty chcesz ją odzyskać, to jest to książka dla Ciebie. Zawiera kilka prostych wskazówek, które pomogą przywrócić mamuśce, jej kobiecość. Skierowana jest do Ciebie (mężu/partnerze), ponieważ może nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak wiele zależy od Ciebie i Twojego podejścia do matki Waszego dziecka. Wierz mi, że jeśli trafiłeś na beznadziejny przypadek „mamuśki”, to warto, żebyś przeczytał, co napisałam. Nie jest to laborat. Kto by miał czas na powieści w tym skomplikowanym życiu ojca i męża/partnera?! Miłej lektury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 52

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,8 (4 oceny)
1
0
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KAROLINA STASZAK

CO TERAZ?MOJA UKOCHANA ZOSTAŁA MATKĄ!

Copyright © by Karolina StaszakWydawnictwo WasPos, 2018All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja i korektaAleksandra SzulcMarcin Kędzior

Projekt okładkiKarolina Staszak

Skład i łamanieWydawnictwo WasPos

Wydanie I

ISBN 978-83-950389-4-5

Wydawnictwo WasPosWarszawa, tel. 514–979–839,[email protected], www.waspos.pl

Dla moich synów na kiedyś, dla Ciebie na teraz.

Witaj

Jeśli trzymasz w dłoni tę książkę, to znaczy, że twoja ukochana niby jest, a jednak jej nie ma. To znaczy, że już jest źle, a jeśli nie zaczniesz działać, to będzie jeszcze gorzej. W końcu znaczy to również, że nie wszystko jeszcze stracone.

Jednak muszę ostrzec - nie jestem psychologiem, a już psychiatrą to brońcie mnie wszyscy razem i każdy z osobna.

Jestem kobietą, która została matką i utonęła w tym całym matkowaniu. Kobietą, która kochała najbardziej na świecie swojego Mężczyznę, swojego Partnera, do czasu aż pojawił się „ten drugi”. I nie mówię tu o dwudziestokilkuletnim, nieprzyzwoicie przystojnym, błękitnookim księciu na białym rumaku. Mówię o maleńkim, zaplutym, robiącym pod siebie człowieczku, który skradł me serce, gdy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu. Absolutnie nie przestałam kochać tego pierwszego, ale został, jak to świetnie ujęła moja znajoma, zdetronizowany. Nastąpiło to dokładnie 25 czerwca 2009 roku, gdy usłyszałam pierwszy krzyk tego drugiego.

Drogi Mężczyzno, opowiem ci teraz pewną bajkę. Będzie krótka i, jak śmiem przypuszczać, dobrze ci już znana. Czytaj, proszę, jednak uważnie… Zobaczyłeś ją. Byłeś wtedy w kawiarni, pubie, bibliotece, na schodach wiodących pod tunel, na imprezie u znajomych. Była taka ładna. Miała świetne nogi, cudne włosy, piękne oczy czy co tam jeszcze. Poczułeś, że musisz do niej zagadać. Udało Ci się zdobyć jej numer, ba, nawet umówiliście się na randkę. Od pierwszego spotkania do kolejnego, do następnego i jeszcze jednego. Lub od pierwszej rozmowy do piątej, dziesiątej, trzydziestej. Nagle coś zrozumiałeś. Zrozumiałeś, że to ta. Zrozumiałeś, że chcesz od niej czegoś więcej. Pragniesz nie tylko jej ciała, ale też jej serca, umysłu i czasu.

Tak oto staliście się parą. Parą szaleńczo zakochanych w sobie ludzi. Nawet nie wiesz, kiedy twoje serce rozkazało Ci paść na kolana i prosić, by oddała Ci swoje życie. Ona, oczywiście ze łzami w oczach, wykrzyczała, wyłkała lub wyszeptała wymodlone przez Ciebie „tak”. Zapewne było to najbardziej stresujące i jednocześnie najszczęśliwsze doświadczenie w całym twoim dotychczasowym jestestwie…

I się zaczęło. Wir przygotowań.

Sala, suknie, goście, potrawy, alkohole, muzyka, kwiaty… Tygodnie, może nawet miesiące planowania. Planowania tego najważniejszego dnia, dnia ślubu. Było pięknie, prawda?

Chociaż może z twojej męskiej perspektywy nie wszystko było konieczne, ale w końcu dla niej zrobiłbyś wszystko i zgodziłbyś się ponownie na te cholerne naklejki na wódkę weselną. Zaczęliście wspólne życie. Może zaczęliście je już dużo wcześniej, a ślub stanowił jedynie koronację i przypieczętowanie waszej miłości aż po grób.

Czas mijał… i mijał… i mijał. Kochaliście się bardzo. Mimo rutyny i codziennego wychodzenia do pracy, było wam cudownie. Wypady na imprezy, fantastyczne wakacje, na które odkładaliście przez cały rok, wspólne wieczory, wspólne posiłki, wspólne łóżko. Były też sprzeczki, ale w jakim związku się nie zdarzają… Czasem nawet coś przeleciało przez kuchnię. Potem jednak sielanka wracała.

Czas mijał i mijał, i mijał…

Któregoś dnia po powrocie z pracy zauważyłeś, że coś jest nie tak. Coś ją gnębiło, była zdenerwowana. A może to było z rana, kiedy widziałeś, jak wymiotuje w toalecie? Chciałeś nawet wziąć wolne, żeby się nią zaopiekować. Ona jednak powiedziała, że to nic takiego i poszedłeś do pracy.

Dzwoniłeś kilka razy, żeby upewnić się, że wszystko w porządku, a ona zapewniała Cię za każdym razem, że już jej przeszło. W końcu jednak usłyszałeś:

„Jestem w ciąży”.

Tu reakcje bywają różne. Co wtedy myślałeś? Cieszyłeś się jak dziki, bo planowaliście już to dziecko? Myślałeś, że dostaniesz zawału, bo przecież nie jesteś na to gotowy? Może rozdygotany zacząłeś od razu kalkulować finanse, bo przecież jesteś Panem Domu i musisz zapewnić rodzinie byt?

Cokolwiek by to było, stało się.

Będziecie mieli dziecko

Dla potwierdzenia ona robi jeszcze jeden lub dwa testy, z jednym lub dwudniowym opóźnieniem. Potem leci z bijącym sercem do swojego ginekologa, żeby potwierdzić informację. Lekarz mówi, że to jeszcze nic pewnego, ale rzeczywiście badanie krwi wykazuje taką ilość tego przeklętego hormonu, że to na pewno jest ciąża.

W tym momencie Mężu, Partnerze, Mężczyzno, zaczyna się twoja walka o przetrwanie. Nie zrozum mnie źle, ale kobieta, która dowiaduje się, że będzie miała dziecko… jakby to ująć - odwala jej po całości. Każda komórka jej ciała zaczyna nastawiać się na bycie mamą w sensie biologicznym i uczuciowym (zakładając oczywiście, że ona pragnie tego dziecka).

Do czego sprowadza się to całe „odwalanie”?

Otóż:

1. Nagle zaczyna bardziej uważać na to, co je.

2. Dotąd nie przeszkadzał jej dym papierosowy w pubie, a teraz śmierdzi jej, jak ktoś minie ją z fajką w odległości pięciu metrów.

3. Zaczyna wzdrygać się na samą myśl o alkoholu, choć do tej pory uwielbiała wieczorem wypić z Tobą lampkę wina lub piwo.

4. Ogląda się nie za fajnymi kolesiami, czy ładnymi kobietami (tak, my też to robimy), ale wodzi wzrokiem za każdym mijającym was na spacerze wózkiem. Wszędzie widzi kobiety w ciąży, choć wcześniej kompletnie ich nie dostrzegała.

5. Zaczyna ciągać cię po tych wszystkich sklepach dla dzidziusiów.

6. Wertuje witryny, gdzie mamusie sprzedają innym mamusiom ciuszki, zabawki, pieluszki, smoczki i diabli wiedzą, co jeszcze.

7. Co wieczór, co rano, w południe i w międzyczasie podchodzi do lustra w poszukiwaniu brzucha. Nawet wówczas, kiedy jeszcze nie ma najmniejszego jego śladu, a jedyny sygnał, że jest w ciąży to poranne nudności i niezrozumiałe wybuchy płaczu.

„To tylko hormony” – powtarzacie sobie oboje.

Jednak z czasem ona zaczyna puchnąć. Jej piersi są tkliwe, brzuch monstrualny na tyle, że nie jest w stanie zasznurować butów.

Jako ukochany mąż i przyszły ojciec pomagasz jej je włożyć, znosząc niekiedy bezpodstawne ataki złości skupiające się na tobie. Zaczynasz się zastanawiać… zaczynasz czuć coraz większy niepokój… zadajesz sobie pytania: Czy ona będzie jeszcze tą śliczną dziewczyną, którą pokochałem? Przecież wygląda teraz jak wieloryb! Czy kiedy urodzi, będziemy mieli czas dla siebie? Przecież malutkie dzieci są takie wymagające. Tyle razy słyszałeś to od tych, którzy już stali się rodzicami. Czy będziemy wychodzić do kina, do restauracji, do pubu? Czy będziemy jeździć na wakacje i trzymać się za ręce? Czy będzie chciała się ze mną kochać?! I dziesiątki innych takich pytań, które zalewały twój umysł…

Odpowiem Ci teraz, drogi Mężczyzno, Mężu, Partnerze, na wszystkie te pytania:

TAK.

Tak, ale…

No właśnie, jest to straszne „ale”. Powiem ci też, że to słowo nie jest tak przerażające, na jakie wygląda, na jakie brzmi, jakim się wydaje. To całe nieszczęsne „ale” znaczy tylko jedno i powinieneś wyryć sobie poniższe zdanie w pamięci jakimś bardzo ostrym narzędziem tak mocno, żebyś nigdy nie ważył się go zapomnieć:

…ale bardzo dużo zależy od ciebie

Ot, cała filozofia! Na kolejnych stronach moich wywodów dowiesz się, dlaczego.

Na samym początku wyjaśnię jedną z podstawowych i zdecydowanie niezmiennych w dziejach ludzkości przyczyn zachowywania się przyszłej lub świeżo upieczonej mamuśki w określony sposób (pomijając totalnie wyemancypowane kobietki i ich kuzynki feministki – mówię o tych, co źle rozumieją te określenia). Wszystko kumuluje się i wybucha w tym jednym, konkretnym dniu:

Siedzisz w pracy lub robisz zakupy albo jesteś u znajomych. Sam, bo ona już ledwo człapie i wolała zostać na kanapie, chrupiąc jakieś ciasteczka i oglądając program o pielęgnacji noworodków. Masz całkiem fajny nastrój, ale co rusz myślisz o niej. Zastanawiasz się, czy dobrze, że zostawiłeś ją samą. Chcesz zadzwonić, ale ostatecznie machasz ręką i odkładasz telefon gdzieś w zasięgu słuchu i/lub wzroku. Nagle dzwoni. Rzucasz się na niego tak, że mało nie upada z hukiem na podłogę. Udaje ci się jednak zapobiec wypadkowi i z napięciem w głosie pytasz:

– Co tam?

– To chyba już… – słyszysz w odpowiedzi.

Tak, jak było ci przed chwilą spokojnie i miło, tak nagle flaki wywracają ci się w jamie brzusznej. Szybko wszystkich żegnasz, pędzisz do samochodu, autobusu, lub używając nóg, prosto do domu. Do niej i do tego maleństwa, które uznało, że czas przywitać się ze światem, twoją żoną/twoją kobietą, ale jego mamusią. Na ciebie przyjdzie pora odrobinę później.

Trafiacie do szpitala w tempie ekspresowym. Poród idzie powoli. Godziny mijają.

Jeśli zdecydowaliście się rodzić razem, to po jakimś czasie masz serdecznie dość patrzenia na to, jak się męczy. Chcesz jej pomóc, ale jak, do cholery? Co jakiś czas wpada położna, bada ją i odchodzi. Ty masujesz plecy swojej ukochanej, pragniesz złagodzić jej ból, ale nic nie pomaga, a ona męczy się coraz bardziej. Tak wygląda poród, więc co mogłeś zrobić więcej poza tym podaniem jej wody, kiedy prosiła, poza wymasowaniem pleców, poza złapaniem za rękę, gdy chciała zmienić pozycję, poza dotrzymaniem towarzystwa, kiedy nikogo akurat nie było?

Nic!

Zrobiłeś wszystko, co mogłeś i wierz mi - ona jest i będzie ci za to bardzo wdzięczna.

Nie mogłeś przejąć jej bólu ani cierpienia, ale pomogłeś jej najlepiej jak potrafiłeś.

Jeśli należysz do tych mężczyzn, którzy nie byliby w stanie znieść takich męczarni i ustaliliście, że nie będziesz z nią przy porodzie, to też się nie przejmuj. Nie będzie miała o to do ciebie pretensji.

Chyba że najpierw obiecałeś, że będziesz, a jednak słowa nie dotrzymałeś.

Tu to już gorzej. Dużo gorzej, ale nie na tym będę się teraz skupiać.

Dla