Cieniom Treblinki - Ryszard Czarkowski - ebook + książka

Cieniom Treblinki ebook

Czarkowski Ryszard

4,2

Opis

„Każda publikacja traktująca o czasach pogardy i zagłady, o ile jest rzetelnie napisana, przedstawia ogromną wartość poznawczą. Żyjemy w świecie, który z łatwością zapomina o milionach ofiar i tragediach niedających się opisać. Czarkowski razem ze współwięźniami oglądał swoimi oczami przebieg zagłady. I stąd wartość jego wspomnień.”

Jacek E. Wilczur

„Kiedyś trafiła do moich rąk ulotka z pytaniem: czy istniały komory gazowe? To właśnie ta ulotka, a nie wyłącznie własne przeżycia zdecydowały, że postanowiłem napisać tę książkę, uczcić pamięć pomordowanych dzieci, kobiet, mężczyzn, Żydów, Polaków, Rosjan, Czechów, Cyganów… Zginęli na polskiej ziemi, choć Polska od wieków była krajem tolerancji.”

Ryszard Czarkowski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 324

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (9 ocen)
5
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pavi09

Nie oderwiesz się od lektury

Rzetelna i poruszająca książka o Treblince, Żydach. Autor sam przeżył pobyt w Treblince, ale w obozie pracy, sam przeprowadzał wywiady w pobliskich wioskach, wyszukiwał notatki, wspomnienia i publikacje innych, które zamieścił w pozycji.
00
edyta19701970

Nie oderwiesz się od lektury

Książka ta to wspomnienia naocznego świadka, więźnia obozu Trea I. Autor w wiarygodny sposób opisuje realia życia w obozie, terror, głód, bestialstwo nie tylko wobec dorosłych, ale także i dzieci. 
00

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowychPaweł Panczakiewicz

Redaktor prowadzącyMaria Magdalena Miłaszewska

Redakcja merytorycznaZdzisław Dobrzyniecki

Redaktor technicznyMarcin Adamczyk

KorektaBogusława Jędrasik

Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby dotrzeć do właścicieli praw do materiałów zamieszczonych w tej książce. Jeżeli się jednak odnajdą się właściciele praw, których nie uwzględniliśmy, prosimy o kontakt z Wydawnictwem.

Copyright © for this edition by Dressler Dublin sp. z o.o., Ożarów Mazowiecki 2020

Źródła ilustracji: Archiwum Bellony, Muzeum Treblinka. Niemiecki Nazistowski Obóz Zagłady i Obóz Pracy (1941–1944), Narodowe Archiwum Cyfrowe, Shutterstock.com (Barbara Ash, Lois GoBe, Roman Yanuschevsky, Roman Belogorodow, Alexandr Medvedkov, A. Skwarczynski, Shay Yacobinski, David Vardi), Wikimedia Commons (zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego, Andreovia/R. Kruk, RNW/Flickr.com, domena publiczna)

Wydanie II poprawione

Wydawca: Bellona ul. Hankiewicza 2 02-103 Warszawawww.bellona.pl

Dołącz do nas na Facebooku:www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

Księgarnia internetowa:www.swiatksiazki.pl

Dystrybucja: Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarow Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl

ISBN 978-83-11-15865-8

Przedmowa

Wpowszechnej świadomości Treblinka funkcjonuje jako piekło na ziemi, miejsce szybkiej, okrutnej i systematycznej likwidacji narodu żydowskiego, symbol nazistowskiego zezwierzęcenia. I słusznie. Mało kto jednak wie, że w Treblince istniały dwa obozy. Pierwszym z nich był obóz pracy „Treblinka I”, choć właściwie należałoby użyć nazwy obóz pracy niewolniczej czy nawet obóz koncentracyjny, ponieważ dla hitlerowskich oprawców praca była elementem drugorzędnym, liczyło się wyniszczenie osadzonych przez katorgę, bicie, egzekucje, zasypywanie żywcem w żwirowni. Ale nie było tu komór gazowych i większość więźniów przeżyła. Ocenia się, że przez obóz przewinęło się około 10 tysięcy więźniów, byli to na ogół Polacy. Jednym z nich był autor książki, Ryszard Czarkowski. Nie napisałem: autor wspomnień, bo to nie są wspomnienia. Czarkowski nie pisał o sobie i w zasadzie nie pisał o obozie „Treblinka I”. Nie napisałem: monografii, bo autor nie rościł sobie pretensji do naukowego opisu wydarzeń. Publikację należy zakwalifikować do gatunku literatury faktu, dokumentalnego zapisu tego, co wydarzyło się w obozie „Treblinka II”.

Drugą obok Polaków grupę więźniów „Treblinki I” stanowili Żydzi, mężczyźni wyselekcjonowani przez esesmanów w obozie „Treblinka II” jako ci, których przed zagładą można wykorzystać do ciężkiej pracy. To od nich Ryszard Czarkowski zaczerpnął podstawową wiedzę o tym, co działo się w oddalonym o trzy kilometry obozie „Treblinka II”. Wiedzę bezcenną, bo ludzie ci w dużej mierze zostali zamordowani w wielkiej egzekucji 23 lipca 1944 roku.

Obóz „Treblinka I” został założony w lipcu 1941 roku; zlikwidowany przez Niemców w sierpniu roku 1944 w obawie przed nadchodzącym frontem.

Ale jak wspomniałem, właściwym „bohaterem” książki był funkcjonujący w latach 1942–1943 obóz zagłady „Treblinka II”, jedno z podstawowych miejsc, w których z przerażającą szybkością następowała zagłada polskich i europejskich Żydów zgodnie z podjętą przez Hitlera i gorliwie realizowaną przez jego podwładnych decyzją „ostatecznego rozwiązania problemu żydowskiego”. Pierwszymi ofiarami komór gazowych obozu byli mieszkańcy warszawskiego getta w liczbie co najmniej trzystu tysięcy osób – wysiedleni, przewiezieni koleją i wymordowani już w 1942 roku. Zamknięci w bydlęcych wagonach ludzie czasem zdawali sobie sprawę z czekającego ich losu i podejmowali próby ucieczek, na ogół zakończone tragicznie. Po przybyciu na bocznicę w Treblince rozładowywanie wagonów odbywało się szybko. Esesmani i wachmani (ci ostatni to w dużej mierze Ukraińcy) nahajkami i kolbami karabinów wypędzali wszystkich na przyległy do rampy plac. W początkowym okresie do zebranych na placu ofiar przemawiał oficer SS, zapewniając, że wkrótce po kąpieli i dezynfekcji zostaną skierowani do pracy. Ale szybko zrezygnowano z tej mistyfikacji. Wśród krzyków i bicia oddzielano mężczyzn od kobiet i dzieci, a starych, chorych i dzieci pozostające bez opieki kierowano do tak zwanego „Lazaretu”, gdzie nad płonącym dołem strzałem w tył głowy pozbawiano ich życia. Kobiety i dzieci przechodziły do komór gazowych przez barak rozbieralni i fryzjerni. Matkom odbierano niemowlęta. Mężczyźni po wyselekcjonowaniu zdolnych do pracy i zdaniu odzieży postępowali w ślad za kobietami. Tak szedł i szedł ten pochód ofiar pośród nieszczędzących im razów oprawców.

Wszystko odbywało się „sprawnie i szybko”. Czas uśmiercania w komorze gazowej trwał około 15 minut. Za tę sprawność załoga obozu była wysoko ceniona przez kierownictwo SS i samego Hitlera – że w dziele służby dla narodu niemieckiego poświęca się tak samo jak żołnierze na froncie.

W sierpniu 1943 roku wybuchł bunt więźniów, właściwie spontaniczny i tragicznie zakończony. Spośród kilkuset, którzy spróbowali ucieczki, większość zginęła albo jeszcze w obozie, albo podczas pościgu i poszukiwań. Kilkunastu ocalało.

Po wymordowaniu żydowskiej Warszawy do Treblinki zwożono Żydów z całej Europy. Podczas podróży koleją wobec Żydów z Europy Zachodniej zachowywano często pozory, na przykład przewożąc ich wagonami pasażerskimi. Ale po przybyciu na miejsce mistyfikacja mijała i wszystko odbywało się tak jak z Żydami polskimi.

Wkrótce po buncie więźniów Niemcy przystąpili do likwidacji obozu. Starannie zniszczyli komory gazowe i całą dokumentację.

Ocenia się, że w „Treblince II” śmierć poniosło 750 tysięcy osób.

Ryszard Czarkowski w swej pracy przedstawił rzetelnie udokumentowaną własną wizję zagłady Żydów w obozie „Treblinka II”. Sporo pisze o oprawcach, na przykład komendancie Franzu Stanglu. Stara się dociec, co świat wiedział o odbywającej się zagładzie. Przytacza własną liczbę ofiar, wyższą od przyjętej przez badaczy. Walczy o obronę dobrego imienia Polaków, oskarżanych przez część Żydów o nieudzielenie pomocy uciekinierom podczas pamiętnego buntu.

Pomimo pewnych anachronizmów – liczba polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata jest obecnie kilkakrotnie wyższa niż wtedy, gdy Czarkowski pisał książkę – wartość poznawcza publikacji, jednej z ważniejszych w dorobku Wydawnictwa MON, pozostaje aktualna do dziś. Dlatego ją wznawiamy.

Od Autora

Latem 1983 roku trafiła do moich rąk ulotka przerażająca w swojej treści, a drukowana w Szwecji (S-183 34 Taby). Na jej pierwszej stronie znajdowały się karykatura Żyda i napis: „Byłem 6 razy gazowany – nie… 8 razy, nie… 10 razy… nie… i tak mieszka 5 999 999 dalszych ofiar gazowania, podobnie jak ja… w Nowym Jorku”.

Na drugiej stronie tej ulotki pytanie: „Czy istniały komory gazowe?”.

To właśnie ta szwedzka ulotka, a nie wyłącznie własne przeżycia zdecydowały, że postanowiłem napisać tę książkę, uczcić pamięć pomordowanych: dzieci, kobiet, mężczyzn, Żydów, Polaków, Rosjan, Czechów, Cyganów… Zginęli na polskiej ziemi, choć Polska od wieków była krajem tolerancji tak w stosunku do Żydów, jak i do wyznawców innych religii.

Zwiększony napływ Żydów do Polski, z powodu prześladowań w Europie Zachodniej, nasila się już w okresie wypraw krzyżowych, zwłaszcza około 1097 roku. Przybywają wówczas do Polski wygnańcy z Pragi czeskiej i Niemiec. Znaczące już osadnictwo żydowskie powstaje w 1237 roku w Płocku, w 1287 w Kaliszu i w 1304 w Krakowie. Władcy polscy są zainteresowani imigracją Żydów ze względu na nowy rozwój stosunków towarowo-pieniężnych. Nadają Żydom statuty traktujące o ochronie tej mniejszości, zapewniają im prawo do swobodnych praktyk religijnych.

Przywileje Kazimierza Wielkiego z lat: 1334, 1364 i 1367 tworzą nowy rozdział w dziejach społeczności żydowskiej w Polsce, co jest tym godniejsze podkreślenia, że rok 1349 zaznaczył się żydowskimi pogromami w Europie Zachodniej. Przybyło wtedy stamtąd wielu wypędzonych Żydów, którym Kazimierz Wielki gwarantował królewską opiekę.

U schyłku średniowiecza Żydzi mieszkali już w 81 miastach; w Koronie było ich ponad 18 tysięcy, na Litwie ponad 6 tysięcy, co stanowiło 6 procent ogółu ludności. W XII wieku w Polsce mieszkało ponad pół miliona Żydów.

Głównym źródłem egzystencji polskich Żydów w tym okresie są rzemiosło i handel, szczególnie produktami rolnymi, oraz arendowanie kompleksów gospodarczych.

W XVI wieku powstają gminy żydowskie, organ autonomiczny zarządzany przez ciała kolegialne wybierane spośród starszyzny i nazywane kahałami. W 1518 roku Zygmunt August ustanowił cztery okręgi żydowskie, gdzie na sejmikach wybierano starszyznę, a Stefan Batory w 1579 roku powołał centralną reprezentację Żydów dla Korony i Litwy, z prawem ściągania podatku pogłównego.

Zrównanie Żydów z innymi obywatelami następuje w 1648 roku i od tej pory mają oni obowiązek dostarczania wojskowych kontyngentów i udziału ich w wojnach prowadzonych przez Rzeczpospolitą. Udział w kontyngentach był znaczny, bo wieki XVII i XVIII przyniosły wzrost ludności żydowskiej do 7 procent ogółu obywateli. Żydzi więc biorą udział w wojnach Rzeczypospolitej z Kozakami i Tatarami, a także w wojnie polsko-szwedzkiej (1655–1660), polsko-rosyjskiej (1654–1667) czy polsko-tureckiej (1667–1699). Popierają insurekcję kościuszkowską i walkę z carską Rosją w 1794 roku, czego dowodem jest utworzenie jednostki wojskowej z samych ochotników. Do historii przeszedł żydowski pułk z jego dowódcą, pułkownikiem Berkiem Joselewiczem, który brał udział w walkach podczas szturmu Pragi przez carskie wojska 4 listopada 1794 roku.

Już wtedy wspólnie przelana krew stanowiła akcent wolności, równości i braterstwa z Polakami. Wprawdzie władze zaborcze ograniczały prawa Żydów, ale w praktyce ograniczenia te nie przyniosły większego skutku, a braterstwo Polaków i Żydów głosił znakomity rabin Ber Meisels (1798–1870).

W wieku XIX najwięcej Żydów zamieszkuje w Warszawie i Wilnie, gdzie w 1897 roku na konspiracyjnym zjeździe utworzona zostaje żydowska socjalistyczna partia robotnicza – Bund.

W szeregach legionów Józefa Piłsudskiego znajduje się również wielu Żydów. Konstytucja z marca 1921 roku znosi wszelkie przepisy o dyskryminacji narodowości, rasy czy religii.

W 1931 roku ludność Polski liczy 32 miliony, w tym 10 procent, czyli 3 miliony, stanowią Żydzi. Polityka organizacji syjonistycznych optujących za utworzeniem samodzielnego państwa żydowskiego powoduje, że w latach 1927–1938 emigruje z Polski do Palestyny prawie 200 tysięcy Żydów, a do Stanów Zjednoczonych 28 tysięcy.

Dojście Hitlera do władzy rozpoczęło okres prześladowania Żydów na terenie Trzeciej Rzeszy; mieszkało tam również około 50 tysięcy Żydów – obywateli polskich. Zarówno ambasada polska, jak i konsulaty protestowały przeciwko ich prześladowaniu. W odpowiedzi na to w październiku 1938 roku władze hitlerowskie wydaliły z granic Rzeszy do Polski około 13 tysięcy Żydów polskich.

Wydane w Niemczech 15 września 1935 roku ustawy norymberskie skazywały naród żydowski na zagładę. Późniejsze zarządzenia były już tylko następstwem tej na razie bezkrwawej zbrodni ubranej w szaty Temidy.

Obozy odosobnienia na terenie Trzeciej Rzeszy, mordy i gwałty popełniane na Żydach niemieckich i zbliżająca się napaść na Polskę przybliżały dramat tego narodu. Tajna narada dowódców Wehrmachtu w Obersalzbergu 22 sierpnia 1939 roku omawiała przecież rozwiązanie kwestii wschodniej, zniszczenie Polski w celu uzyskania „przestrzeni życiowej”.

Generalplan Ost, uchwalony na konferencji 17 października 1939 roku, nakreślający główne założenia polityczne Rzeszy, nakazywał bezwzględną walkę z narodem polskim, całkowite wyniszczenie Żydów i Cyganów, wysiedlenie 31 milionów: Polaków, Rosjan, Białorusinów i Ukraińców na Syberię i stworzenie obszarów kolonizacyjnych dla Niemców. Wcześniej, bo 21 września 1939 roku, na tajnej naradzie w Berlinie podjęto dalsze decyzje zniszczenia Żydów. W październiku 1939 roku Himmler rozkazał deportować 550 000 Żydów z ziem polskich. Rozważano wtedy utworzenie przejściowych rezerwatów dla Żydów w okolicy Niska nad Sanem i na Lubelszczyźnie, a po zwycięstwie nad Francją getta na Madagaskarze.

Już w końcu 1939 roku hitlerowcy zarządzają tworzenie na terenie Generalnego Gubernatorstwa żydowskich dzielnic mieszkaniowych, tak zwanych gett. Następnie w planowych akcjach przenoszą Żydów z gett małych do większych, by w nich czynić stopniowo przygotowania do postępującej eksterminacji tej ludności.

W gettach, otoczonych murami lub podwójnymi ogrodzeniami z drutu kolczastego, dyskryminowano ludność żydowską, skazywano ją na głód, epidemie chorób, upokorzenia, a w końcu na zupełne wyniszczenie.

Napaść Hitlera na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku spowodowała utworzenie dalszych żydowskich gett w: Białymstoku, Grodnie, Wilnie, we Lwowie oraz na terenach Związku Radzieckiego zajętych przez hitlerowskiego okupanta.

Pierwsze getto powstaje w październiku 1939 roku w Piotrkowie, następne w Łodzi w grudniu 1939 roku. Natomiast centralne getto w Warszawie zostaje utworzone w październiku 1940 roku. W marcu 1941 roku zorganizowano getto w Krakowie i Kielcach. Ogółem hitlerowski okupant utworzył 371 gett oraz 21 gett szczątkowych tak zwanych Restghetto.

Rozporządzenie generalnego gubernatora doktora Hansa Franka z 15 października 1941 roku i takież zarządzenie gubernatora dystryktu warszawskiego doktora Ludwiga Fischera z 10 listopada 1941 roku obwieszczają karę śmierci temu, kto opuści getto. Na karę śmierci skazują także Polaków, którzy zbiegowi z getta udzielą schronienia lub jakiejkolwiek pomocy; a zatem jednakowe przepisy i rygory wobec Żydów i Polaków.

W grudniu 1941 roku hitlerowcy organizują pierwszy na ziemiach polskich włączonych do Rzeszy ośrodek zagłady Żydów w Chełmnie nad Nerem.

Na konferencji przy Am Grossen Wannsee 53/58 w Berlinie 20 stycznia 1942 roku, której przewodniczył Reinhard Heydrich, zrezygnowano z tak zwanego rozwiązania terytorialnego i podjęto postanowienia o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, czyli wydano wyrok śmierci na 11 292 300 Żydów.

Do rozwiązania pozostał „tylko” istotny problem: w którym z europejskich krajów dokonać fizycznej zagłady narodu żydowskiego? Obecny na konferencji sekretarz tak zwanego rządu Generalnego Gubernatorstwa Joseph Bühler zaproponował, ażeby w pierwszej kolejności zlikwidować Żydów mieszkających w Polsce i skupionych w gettach. Swój wniosek motywował tym, że Żydzi w Polsce wykazują małą wydajność w pracy, a kwestia transportu w Generalnym Gubernatorstwie – rzecz bardzo istotna – nie będzie sprawiać trudności. Na podstawie propozycji Bühlera opracowano plan opatrzony kryptonimem „Einsatz Reinhard”.

Zakładał on likwidację ponad 11 milionów Żydów europejskich, w tym 3 milionów Żydów polskich. Za miejsce ich fizycznego unicestwienia obrano Polskę, gdzie zamieszkiwało najwięcej Żydów. Poza tym tyle milionów ludzi w sytuacji, gdy transport kolejowy pracował głównie dla potrzeb frontu, najłatwiej było dowieźć do Polski położonej przecież w środku okupowanych terenów.

W ramach tak zwanego ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej (Endlösung der Judenfrage) powstaje główny ośrodek zagłady Żydów Treblinka II (SS Sonderkommando Treblinka) oraz mniejsze w Bełżcu i Sobiborze.

O rozpoczęciu w Warszawie, w ramach „Akcji Reinhard”, transportowania Żydów do ośrodka zagłady w Treblince II mówi tajny dokument z 28 lipca 1942 roku podpisany przez dr. inżyniera Alberta Ganzenmüllera, sekretarza stanu w Ministerstwie Komunikacji Trzeciej Rzeszy i równocześnie zastępcy dyrektora Niemieckiej Kolei Państwowej, a zaadresowany do SS-Obergruppenführera Wolfa z osobistego sztabu Reichsfiihrera SS[1].

W piśmie Ganzenmüller zawiadamia, że od 22 lipca codziennie będzie wyjeżdżał z Warszawy pociąg z 5000 Żydów przez Małkinię do Treblinki, a także pociągi z Przemyśla do Bełżca i z Warszawy do Sobiboru.

Drugi dokument to pismo SS-Obergruppenführera Wolfa z 13 sierpnia 1942 roku z głównej kwatery führera „Führer – Hauptquartier” noszące znak: Ba/Ms i RIO/19/42, zaadresowane do doktora inżyniera Ganzenmüllera i jeszcze bardziej serdecznie zatytułowane: „Lieber Parteigenosse Ganzenmüller!”, a kończące się słowami: „Mit besten Grüssen und Heil Hitler”. SS-Obergruppenführer Wolf dziękował w nim Ganzenmüllerowi, w imieniu własnym i Reichsführera SS, za nadesłanie meldunku o transportach Żydów do ośrodka zagłady w Treblince.

Dwudziestego drugiego lipca 1942 roku zaczął kursować z Umschlagplatz przy Transferstelle w Warszawie pociąg wahadłowy przez Małkinię do Treblinki, a od 6 sierpnia tego roku uruchomiono na tej samej trasie drugi pociąg według rozkładu jazdy nr 548 z 3 VIII 1942 roku. Każdy transport składał się z 58 wagonów towarowych krytych oraz dwóch wagonów osobowych przeznaczonych dla esesmanów konwojentów.

Z chwilą uruchomienia ośrodka zagłady Treblinka II na stację w Treblince przybyło dwóch kolejarzy niemieckich: Rudolf Emerlich z Drezna i Willi Klinzman z Wuppertalu, którzy zostali nadzorcami polskich kolejarzy.

Do ich szczególnych obowiązków należało czuwanie nad sprawnym kierowaniem wagonów z więźniami na bocznicę i odprowadzanie części składu pociągu do ośrodka zagłady.

Nadchodzące na stację Treblinka transporty przesiedleńców awizowano telegramami lub korespondencyjnie. Z zamieszczonych w nich symboli można się było zorientować, skąd transport jest wysłany. Na przykład transporty z Generalnego Gubernatorstwa przed numerem pociągu miały literki „PKr”, z terenów północnych kraju, spoza Generalnego Gubernatorstwa (Grodno, Wilno, Białystok) – „PJ”, z zagranicy „Da”. Natomiast transporty powrotne, opróżnione, oznaczano – „Ip Kr”.

Widziałem wiele razy takie transporty wjeżdżające do ośrodka zagłady Treblinka II. Wiedziałem, jaki los spotkał ludzi, którzy w nich jechali. Nie mogą mnie więc nie bulwersować oszczercze ulotki, „dzieło” Lanzmanna czy rozpowszechniane na Zachodzie opinie o Polakach mordujących Żydów.

Chciałbym, aby fakty zbierane przeze mnie przez wiele lat i zamieszczone w tej książce choć trochę przyczyniły się do poznania prawdy. To mój obowiązek wobec tych, którzy odeszli z tego świata w straszliwych mękach, jak i tych, którzy tragedię narodu żydowskiego znają jedynie z literatury.

Autor

1  Oryginalny tytuł adresata brzmiał: SS-Obergruppenführer Wolf, Berlin SW 11, Prinz Albertstrasse 8, Personalicher Stab des Reichsführers SS.

Zagłada

Treblinka – słowo to paraliżuje normalny tok myślenia. Oznacza bowiem męczeńską śmierć w komorze gazowej, okrucieństwo, „holokaust”.

Na słowa: „byłem w Treblince” – słyszę: to niemożliwe, przecież nie jesteś Żydem! Nie wszyscy przecież wiedzą, że były dwie Treblinki, a właściwie jedna, ale podzielona na dwa obozy, różniące się w zasadzie metodami funkcjonowania. Treblinka I, zwana w okolicy „polską”, gdzie przebywałem (nie było w niej komory gazowej), w nomenklaturze hitlerowskiej Arbeitslager Treblinka (obóz pracy), faktycznie nie różniła się niczym od obozu koncentracyjnego.

Treblinka II to ośrodek zagłady Żydów, powstały, jak już wspomniałem, w ramach tak zwanego ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej (Endlösung der Judenfrage) obok takich samych, ale mniejszych tego typu ośrodków zagłady w Bełżcu i Sobiborze.

Treblinka jest wsią położoną na piaszczystych wyżynach, otoczoną od północy łańcuszkiem jezior, powstałych w starym korycie Bugu. Na zachód od Treblinki rozciąga się stara wieś Kościelna Prostyń, słynne sanktuarium Świętej Trójcy i świętej Anny, taka mała Częstochowa na pograniczu ziemi podlaskiej i mazowieckiej. Tylko folwarczek Milewek i wieś Złotki, a więc zaledwie kilka kilometrów, dzieliły hitlerowską fabrykę śmierci od miejsca kultu religijnego. Trudno pojąć, że piekło znalazło się tak blisko nadziei zbawienia.

Od maleńkiej stacyjki Treblinka, po lewej stronie toru, rozciągają się łąki i torfowiska, po prawej zaś biegnie betonowa szosa, zbudowana już przez okupanta, skręcająca za wsią Poniatowo w kierunku wsi Wólka Okrąglik. Tuż przed Poniatowem rozwidla się linia kolejowa. Jedne tory biegną w lewo, w stronę Kosowa Lackiego i Siedlec, a drugie na wprost, przez wydmy, pagórki i karłowaty zagajnik do odległej o trzy kilometry olbrzymiej niecki kopalni żwiru. Jakieś pół kilometra od tego rozwidlenia tory znów się rozgałęziają i przełożona zwrotnica pozwalała wprowadzać wagony towarowe z zamkniętymi w nich ludźmi na rampę ośrodka zagłady „SS-Sonderkommando Treblinka” (Treblinka II). Arbeitslager Treblinka położony był niecałe trzy kilometry od ośrodka zagłady Treblinka II i około 500 metrów od niecki wyrobiska na szesnastu hektarach nieużytków należących do mająteczku Milewek.

W urzędowym ogłoszeniu, które ukazało się z datą 15 listopada 1941 roku w numerze 84. „Amtlicher Anzeiger” z 2 grudnia 1941 roku i nosiło podpis gubernatora dystryktu warszawskiego dr. Ludwiga Fischera, oznajmiano, że obóz Treblinka I został utworzony „w celu zwalczania szkodnictwa społecznego pewnych osobników”. Zarządzenie o utworzeniu obozu otrzymało moc wsteczną obowiązującą od 1 września 1941 roku. Okólnik z 1 lutego 1942 roku, rozesłany do zwierzchników SS i policji okręgu warszawskiego, a dotyczący przepisów wykonawczych do zarządzenia gubernatora Fischera w sprawie obozu roboczego w Treblince, w punkcie czwartym stwierdzał, że aresztowanych należy użyć do ciężkiej pracy, trwającej nie mniej niż dziesięć godzin dziennie. Tych, którzy umrą, należy grzebać w pobliżu obozu. Prawo wysyłania do obozu przysługiwało dowódcy SS i policji w dystrykcie warszawskim, staroście miejskiemu Warszawy oraz starostom powiatowym dystryktu.

Na komendanta obozu wyznaczono SS-Hauptsturmführera Teo van Euppena, berlińskiego adwokata, do lata 1941 roku urzędnika Heeresunterkunftverwaltung w Sokołowie Podlaskim, na zastępcę zaś Unterscharführera SS Fritza Preifa, pocztowca z Kaiserlautern. Załoga składała się z dwudziestu esesmanów, Niemców pełniących funkcje kierownicze, oraz kilkudziesięcioosobowego oddziału ukraińskich wachmanów wyszkolonych w Trawnikach. Na obozowej bramie umieszczono szyderczy napis: „Arbeit macht frei”.

Znęcania się nad nami więźniami, okrucieństw, nieludzkiego upodlenia doznawaliśmy codziennie. Byłem też naocznym świadkiem straszliwego ludobójstwa, najohydniejszej zbrodni popełnionej na żydowskich dzieciach.

Pewnej lipcowej niedzieli, uporawszy się wspólnie z moim towarzyszem niedoli Kazimierzem Borowym z nieprostą czynnością odwszawiania naszej garderoby, całą grupą siedzieliśmy po wypiciu brukwianej lury przed barakiem, na wprost placu apelowego, grzejąc się w promieniach zachodzącego słońca. Wtem zauważyliśmy, że od strony żwirowni niemieccy żandarmi prowadzą dwie grupy dzieci w wieku od siedmiu do kilkunastu lat. Było ich około setki, a każde uginało się pod ciężarem jakichś tobołków i walizek. Przed barakiem komendantury przejęli dzieci od żandarmów esesmani i ukraińscy wachmani, którzy poprowadzili je w kierunku młodego lasu sosnowego znajdującego się w odległości pół kilometra na południowy zachód od naszego obozu.

Po kilkunastu minutach usłyszeliśmy z tamtej strony jazgot broni maszynowej. Gdy strzelanina ustała, przez bramę obozową wbiegł wysoki starszy już esesman Niemiec, który udał się do baraków gospodarczych. Chwilę później w naszym baraku zarządzono zbiórkę i kapo wyznaczył sześciu więźniów do dyspozycji tego esesmana. Znalazłem się w tej grupie. Polecono nam zabrać tak zwane nosiłki, które normalnie służyły do przenoszenia żwiru. Esesman popędził nas w kierunku lasu, skąd niedawno słyszeliśmy strzały.

Na skraju zagajnika ujrzeliśmy dwa duże doły, a w nich ciała pomordowanych dzieci. Przed krawędzią dołów stały w dwóch rzędach buciki i pantofelki. Niemiec kazał nam to obuwie układać na nosiłki. W tym czasie esesmani zasypywali zbiorowe mogiły. Jeden z oprawców spocony ze zmęczenia podał łopatę stojącemu obok więźniowi. Inni esesmani poszli za jego przykładem. Leśny sypki piasek mieszał się z krwią na kruczoczarnych włosach dzieci i opadał w szczeliny między ciałami, gdyż niektóre z nich jeszcze się poruszały.

Jakiś starszy rangą Niemiec zaczął wrzeszczeć na esesmanów, że pozwolili nam zbliżyć się do dołów. W asyście esesmana, który nas przyprowadził, odnieśliśmy do obozu nosiłki wypełnione dziecięcym obuwiem. Pozostawiwszy je w baraku gospodarczym, szybko wmieszaliśmy się w tłum więźniów wygrzewających się na słońcu, pełni trwożnych myśli. Wszyscy, którzy widzieli pomordowane dzieci, powinni podzielić ich los, aby nie było świadków. Trudno zrozumieć, co skłoniło esesmanów do zrobienia wyjątku, ale chyba można to wytłumaczyć faktem, że i tak byliśmy więźniami Treblinki i taki sam los czekał nas prędzej lub później. Ten los został mi na razie oszczędzony. Miałem więc bezcenny łut szczęścia.

Ośrodek zagłady Treblinka II obejmował obszar prawie czternastu hektarów piaszczystych, tylko częściowo zalesionych gruntów wsi Wólka Okrąglik. Budowę rozpoczęto wiosną 1942 roku, zatrudniając do tego więźniów. Wszelkich materiałów budowlanych do tego ośrodka zagłady dostarczało biuro Heinza Auerswalda, komisarza getta warszawskiego. Budowę oficjalnie zakończono w końcu czerwca lub początku lipca 1942 roku, a według dokumentów pierwszy transport Żydów z warszawskiego getta przez Umschlagplatz przybył 22 lipca 1942 roku.

Jako były więzień Treblinki I stwierdzam z całą stanowczością, że data nie jest prawdziwa. Już w maju i czerwcu 1942 roku, gdy wożono nas kolejowymi platformami do pracy w Małkini lub przy moście tak zwanym siedleckim na rzece Bug, widziałem przywożonych samochodami Żydów. Z całą pewnością w czerwcu 1942 roku przychodziły do Treblinki II transporty Żydów w zakratowanych wagonach towarowych.

Na bocznicach stacyjki Treblinka dzielono sześćdziesięciowagonowy transport śmierci na trzy równe części i lokomotywa z niemieckim nadzorcą, umieszczana z tyłu każdej części, popychała wagony do ośrodka zagłady. Często zdarzało się, że lokomotywa po wepchnięciu wagonów na rampę na czas ich opróżniania wycofywała się przed bramę, blokując przejazd naszemu małemu składowi, wiozącemu kilkudziesięciu więźniów na platformach zwanych piaskarkami. Z kilkumetrowej odległości, jaka dzieliła nasze platformy od rampy, z przerażającą wyrazistością docierały do nas odgłosy tego, co tam się działo. Słyszałem przekleństwa hitlerowskich oprawców i otwieranie z hukiem wagonów towarowych. Głośne tony obozowej orkiestry mieszały się z lamentem kobiet, piskiem dzieci i krzykiem mężczyzn. Tego nieludzkiego wprost brzmienia rozpaczy nie zdołały zagłuszyć silniki koparek, tak zwanych bagrów, których używano do przygotowywania dołów na masowe groby. Szczekanie psów i pojedyncze strzały potęgowały grozę trudno wyobrażalnego piekła. Siedząc w kucki, z przerażenia niemal wciskałem się w podłogę platformy. Być może więc 22 lipca 1942 roku przybył pierwszy transport Żydów z getta warszawskiego, ale z całą pewnością z innych miast przywożono ich znacznie wcześniej.

Komendantem ośrodka zagłady był początkowo SS-Unterscharführer lekarz medycyny Eberl Irmfried, a następnie SS-Hauptsturmführer Franz Paul Stangl, kupiec z Wiednia, który doświadczenie w mordowaniu ludzi zdobył podczas tak zwanej Euthanasienaktion w obozie Hartheim (Austria), skazując na śmierć współrodaków chorych psychicznie. Na jego zastępcę wyznaczono SS-Untersturmführera Kurta Huberta Franza, kelnera z Turyngii, zwanego przez załogę i więźniów „Lalką”. Od połowy sierpnia 1943 roku zajął on miejsce Franza Paula Stangla.

Załoga Treblinki II składała się w zasadzie z czternastu esesmanów Niemców, ale w sumie było ich w okresie funkcjonowania ośrodka zagłady znacznie więcej, gdyż dokumenty zbrodni wymieniają aż trzydziestu ośmiu. Jedni przybywali, innych przenoszono do podobnych ośrodków zagłady czy obozów. Oprócz Niemców w Treblince II było 100–120 esesmanów ukraińskich, wyszkolonych w obozie w Trawnikach koło Lublina. Czterystu Żydów, często zmienianych, gdyż padali z wycieńczenia, stanowiło służbę pomocniczą, nadzorowało ich piętnastu kapo. Do uśmiercania służyły początkowo trzy komory gazowe, później było ich trzynaście. Przyjęto już, że w Treblince II straciło życie około 800 tysięcy ludzi. Sądzę, że dane te są poważnie zaniżone. W moim przekonaniu rzeczywista liczba zamordowanych w tym ośrodku zagłady wynosi około 1 500 000.

Ośrodek zagłady podzielony został na dwie części. Pierwsza – administracyjno-gospodarcza – obejmowała pięć szóstych obszaru. Były w niej: warsztaty rzemieślnicze, pralnie, kuchnia, baraki esesmańskie, a w dalszej części Appelplatz. Druga część, zajmująca tylko około dwóch hektarów, to właściwe miejsce kaźni nazywane „Totenlager” – obóz śmierci. Z jednej części do drugiej można było przejść pięciometrowej szerokości i dochodzącą do 100 metrów długości drogą odgrodzoną drutem kolczastym przeplatanym zawsze świeżymi sosnowymi gałązkami. Drogę nazwano jak na ironię „Himmelfahrstrasse” (droga do nieba). Ośrodek zagłady miał dwie bramy, w tym jedną do bocznicy kolejowej. Na terenie ośrodka była tylko jedna studnia.

W części pierwszej, w rogu za ogrodzeniem z drutu kolczastego i sosnowych gałązek, znajdował się „Lazaret”, z ławkami dla niedołężnych i chorych, ze straszliwą kpiną w postaci flagi ze znakiem Czerwonego Krzyża. Szef „Lazaretu” SS-Unterscharführer Willi Mentz i jego usłużny nadzorca SS-Unterscharführer August Miete mordowali tam chorych strzałami w tył głowy, a potem spychali zabitych do wywapnowanego dołu z ławki stojącej nad nim.

W tej części ośrodka zatrudniano około 1000 Żydów, dozorowali ich kapo zwani „Alteste der Juden”. Więźniów podzielono na kilka grup, a każdą oznakowano za pomocą łat na kolanach i rękawach. I tak „niebiescy” usuwali trupy z wagonów i rampy i zbierali porzucone mienie, „czerwoni” asystowali przy rozbieraniu ofiar i przenoszeniu odzieży do sortowni, ci z „Tarnungsgruppe” zajmowali się maskowaniem wszystkich ogrodzeń świeżymi gałązkami sosnowymi, a członkowie grupy „Goldjuden”, zwykle z zawodu jubilerzy, sortowali zrabowane kosztowności. Surowo przestrzegano, ażeby robotnicy z pierwszej części ośrodka nie przechodzili do części drugiej, miejsca kaźni.

W drugiej części pracowało, w zależności od liczby przybyłych ofiar, od 300 do 500 robotników, zatrudnionych jako grabarze. Budynek z komorami gazowymi, usytuowanymi wzdłuż korytarza, wyłożonymi terakotą i wyposażonymi w hermetycznie zamykane drzwi, miał kształt dużej bożnicy, na której widniała wielka gwiazda Dawida. Silnik spalinowy uśmiercał ofiary w ciągu około dwudziestu minut. Przepustowość komór była wielka, dziennie mogło znaleźć w nich śmierć nawet sześć tysięcy ludzi.

Szczególnym okrucieństwem odznaczał się SS-Unterscharführer Sepp Hitreider, który z zawziętością sadysty odbierał matkom dzieci w tak zwanej rozbieralni i w „Lazarecie”, by je zamordować. SS-Unterscharführer Franz Suchomel, jubiler, niezależnie od kierowania ofiar do komór gazowych odpowiadał za ograbianie ich z biżuterii i innych kosztowności. Nie mniej okrutny był SS-Hauptsturmführer Fritz Kutner z zawodu żandarm, nazywany „Kiwa”, strzelający do ludzi przy byle okazji. Także on swoje ofiary kierował do „Lazaretu” i tam je mordował. Był zastępcą komendanta ośrodka zagłady po powstaniu. Pod nadzorem SS-Scharführera Karla Petzingera (pochodzącego z Lipska), kierownika drugiej części ośrodka, czyli miejsca kaźni, i przybyłego po nim SS-Oberscharführera Emila Ludwiga, drezdeńczyka, odbywał się ostatni akt dramatu niewinnych ludzi. Komory gazowe zapychano ludźmi do tego stopnia, iż ofiary znajdowały się w pozycji stojącej, a na głowy dorosłych wrzucano małe, nawet kilkuletnie dzieci.

Komendantem załogi wachmanów ukraińskich był SS-Unterscharführer Willi Post. Jego podwładni zostali przeszkoleni w obozie SS w Trawnikach, w tak zwanym Ausbildungslager. Na dowódcę wachmanów wyznaczono Iwana Rogoża. Komory gazowe i pracę silnika spalinowego, wytwarzającego śmiercionośny gaz, obsługiwali ukraińscy wachmani, rosły Iwan i niższy od niego Mikołaj. Sadysta Iwan bił grubą rurą, a Mikołaj używał szabli do wpędzania ludzi do komór. Iwan, zwany „Iwanem Groźnym”, w sadyzmie i okrucieństwie przerastał wszystkich.

W komorach gazowych ośrodka zagłady Treblinka II znaleźli śmierć przede wszystkim Żydzi, ale były i transporty Cyganów oraz Polaków. Ciała pomordowanych grzebano w długich, głębokich dołach, a od lutego 1943 roku palono na czterech rusztach skonstruowanych z szyn kolejowych.

Nie ma wielu bezpośrednich świadków zbrodni popełnionych w ośrodku zagłady Treblinka II i w karnym obozie pracy Treblinka I. Zaledwie kilkunastu byłych więźniów Treblinki II uszło śmierci. Zostali oni przesłuchani przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Wymieńmy ich nazwiska: Jankiel Wiernik, Samuel Reizman, Stanisław Kon, Oskar Strawczyński, Eugeniusz Turowski, Abe Kon, Henryk Poswolski, Hejnoch Brener, Szyja Warszawski, Aleksander Kudlik, Henryk Reichman, Leon Finkelsztein, Jerzy Rajgrodzki.

W swoich relacjach opisali oni bezdenną tragedię, najohydniejszą zbrodnię w ośrodku zagłady Treblinka II, którą w moim pamiętniku Zakola wojennej pamięci nazwałem piekłem piekieł.

Ci naoczni świadkowie, którzy odzyskali wolność podczas zbrojnego buntu więźniów 2 sierpnia 1943 roku, różnie relacjonują ten zryw skazanych na śmierć ludzi, aczkolwiek zgadzają się ich opowieści dotyczące warunków i przeżyć obozowych.

Jako więzień Treblinki I znałem także atmosferę w Sonderkommando Treblinka II. My, pędzeni do pracy więźniowie, byliśmy tak bardzo psychicznie i moralnie zdruzgotani, a fizycznie wyczerpani, że nie widzieliśmy sensu życia, często nawet nie marzyliśmy o tym, że kiedykolwiek będziemy wolnymi ludźmi. Przybijał nas jeszcze bardziej niemal codzienny „parademarsch”, gdy wracaliśmy z pracy i ledwo ciągnąc nogami, musieliśmy przejść w szyku trójkowym przez dwuszereg esesmanów, którzy okładali nas, gdzie popadło: kijami, pejczami lub żelaznymi rurkami.

Różne są wersje na temat buntu 2 sierpnia 1943 roku w Treblince II. Opowiadania, twierdzenia, zeznania czy domysły usiłują nadać przypadkowemu – moim zdaniem – buntowi więźniów sens zorganizowanego powstania. Nie neguję istnienia zalążków obozowej konspiracji, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że wszystko odbywało się w apogeum trwogi i zagrożenia. Każde podejrzenie o prowadzenie jakiejś działalności groziło śmiercią, przecież wszyscy znajdowali się pod nieustanną obserwacją esesmanów. Nie wierzę zatem, jak podaje jeden ze świadków, że robił notatki, a nawet szkice, przygotowując powstanie. Było to po prostu fizycznie niemożliwe, jeżeli się również weźmie pod uwagę rotację w każdej grupie i systematyczne przekazywanie wycieńczonych na „Himmelstrasse” lub do „Lazaretu”. Tylko nieliczni szczęśliwcy trwali przy życiu, a tych naprawdę było niewielu i należał do nich Jankiel Wiernik.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.