Chrześcijaństwo dla współczesnych pogan. Myśli Pascala uporządkowane i wyjaśnione - Peter Kreeft - ebook

Chrześcijaństwo dla współczesnych pogan. Myśli Pascala uporządkowane i wyjaśnione ebook

Peter Kreeft

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Chrześcijaństwo dla współczesnych pogan

Myśli Pascala uporządkowane i wyjaśnione

Peter Kreeft

Autorzy większości współczesnych dzieł apologetyki chrześcijańskiej wychodzą z założenia, że nadal żyjemy w kulturze i cywilizacji chrześcijańskiej, a nasze społeczeństwo wciąż opiera się na zasadach ewangelicznych. Tymczasem, jak przekonuje Peter Kreeft, epoka ta zakończyła się wraz ze średniowieczem i obecnie mamy na powrót do czynienia z mentalnością człowieka niewierzącego – współczesnego poganina.

Kreeft nie ma wątpliwości, że Blaise Pascal był najlepszym apologetą od czasów średniowiecza, wyprzedził bowiem swoje pokolenie o przeszło 300 lat, dostrzegając nowy porządek zdechrystianizowanego, sekularnego świata. Spośród wszystkich Myśli Pascala, Kreeft wybrał najbardziej wybitne, intrygujące i najlepiej odpowiadające potrzebom współczesnego czytelnika. Książka ta stanowi swego rodzaju wirtualny kurs, w którym czytelnik interpretuje i rozważa najistotniejsze treści zawarte w Myślach, odkrywając ich dynamikę i bogactwo merytoryczne, a zarazem ich liryczny wydźwięk i głębię skłaniającą do refleksji. To niejako wspólne dzieło Pascala i Kreefta skierowane jest zarówno do sceptyków, niewierzących, jak i do współczesnych chrześcijan. Stanowi ono przy tym czytelne świadectwo prawdy i dobra, które są wpisane w chrześcijaństwo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 450

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału:Chri­stia­nity For Mo­dern Pa­gans: Pas­cal’s Pen­sées
Co­py­ri­ght © 1993 Igna­tius Press, San Fran­ci­sco All rig­ths re­se­rved. Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Fun­da­cja Pro­do­teo, War­szawa 2023
Re­dak­cja me­ry­to­ryczna – dr ks. An­drzej Per­si­dok
Re­dak­tor pro­wa­dzący – Ja­cek Fron­czak
Re­dak­cja ję­zy­kowa – Jo­anna Mo­raw­ska
Ko­rekta – Bar­bara Ma­niń­ska
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych – Ewa Ja­błoń­ska
Pro­jekt gra­ficzny książki – Sta­ni­sław Tu­chołka • pan­book.pl
Skład – Ma­ria Anna Szy­przak
Wy­da­nie 1
ISBN 978-83-67634-26-7 (PDF) ISBN 978-83-67634-25-0 (EPUB) ISBN 978-83-67634-27-4 (MOBI)
Fun­da­cja Pro­do­teo ul. Rudzka 9 lok. 54 01-689 War­szawapro­do­teo.pl ebook do­stępny na: con­tra­gen­ti­les.pl/ksie­gar­nia

WY­KAZ FRAG­MEN­TÓW „MY­ŚLI” PAS­CALA OMÓ­WIO­NYCH W KSIĄŻCE

Część 1

Wpro­wa­dze­nie

1. Struk­tura (60, 187, 283)

2. Me­toda (111, 336, 420, 22, 9, 10, 588, 508)

Część 2

Pro­blem: kon­dy­cja czło­wieka

3. Nę­dza (437, 174, 389, 414, 429)

4. Pa­ra­doks wiel­ko­ści i nę­dzy (443, 417, 358, 418, 112, 434, 347, 348, 397, 349, 398, 409, 423, 416, 415, 430)

5. Mar­ność (134, 172, 955, 136, 140, 161, 81, 316, 147, 152, 150, 323, 162, 176, 367, 117, 366)

6. Mar­ność ludz­kiej spra­wie­dli­wo­ści (911, 293, 291, 294, 299, 298, 375, 383, 382)

7. Nę­dza ludz­kiego ro­zumu (413, 381, 320, 252, 82, 84)

8. Próż­ność do­gma­ty­zmu (175, 374, 434, 395)

9. Mar­ność fi­lo­zo­fów (79, 466, 509, 463, 464, 331)

10. Wy­ob­co­wa­nie: „Za­gu­bieni w Ko­smo­sie” (72, 206, 205, 427)

11. Śmierć (694, 213, 199, 218, 210, 183)

12. Grzech, ego­izm i mi­łość wła­sna (100, 453, 478, 477, 606, 560, 534, 455, 660, 492, 457, 508)

Część 3

Dwa po­pu­larne pseu­do­ro­zwią­za­nia

13. Roz­rywka (165b, 170, 168, 169, 139, 135, 129, 142, 143, 171, 379, 131)

14. Obo­jęt­ność (194, 217, 264, 198, 261, 384, 226, 211)

Część 4

Droga do praw­dzi­wego roz­wią­za­nia. Jak od­na­leźć prawdę

15. Żar­liwe po­szu­ki­wa­nie prawdy(237, 190, 236, 257, 98, 421, 229, 243, 422, 864)

16. Trzy wy­miary rze­czy­wi­sto­ści: ciało, umysł i serce (793, 280, 465, 443, 340, 67)

17. Serce(282, 277, 278, 3, 275)

18. Wiara i ro­zum (268, 254, 273, 253, 254, 270, 563, 267, 231, 248, 185, 903)

Część 5

Sześć wska­zó­wek na dro­dze do wiary

19. Dla­czego Bóg się ukrywa?(751, 771, 581, 557, 586, 242, 430, 758, 692, 609, 648)

20. Wia­ry­god­ność Pi­sma Świę­tego (710, 799, 801, 802)

21. Ży­dzi (620, 631, 610, 619)

22. Cuda(859, 815, 224, 470, 817)

23. Wy­jąt­ko­wość chrze­ści­jań­stwa (433, 468, 444, 541, 615)

24. Chrze­ści­jań­ski klucz do po­zna­nia czło­wieka.Dwie pod­sta­wowe prawdy (537, 527, 526, 538, 530, 525, 431, 438, 556)

Część 6

Punkt zwrotny. De­cy­zja

25. Za­kład (241, 233, 240, 540)

Część 7

Ko­niec drogi. Sens wszyst­kiego

26. Chry­stus (543, 528, 797, 600, 548, 587, 588)

27. Ciało Chry­stusa – Ko­ściół (481, 482, 483, 476, 505, 862)

28. Do­świad­cze­nie Chry­stusa (553, 498, 785)

PRZED­MOWA

Mu­sia­łem prze­brnąć przez wiele prac mo­ich stu­den­tów, które roz­po­czy­nały się od słów: „Pas­cal uro­dził się...”. Dla­tego na­wet nie przy­szłoby mi do głowy, by w pierw­szych sło­wach tej książki umiesz­czać tego ro­dzaju sztam­pową bio­gra­ficzną for­mułę. Mam na­dzieję, że nie przy­stę­pu­je­cie do czy­ta­nia Chrze­ści­jań­stwa dla współ­cze­snych po­gan wy­łącz­nie z na­dzieją po­zna­nia cie­ka­wo­stek z ży­cia ko­lej­nej oso­bi­sto­ści, którą w tym wy­padku jest Pas­cal, ale po to, by za­kosz­to­wać, a być może na­wet prze­łknąć słowa jego mą­dro­ści do­ty­czące wa­szego ży­cia.

Oto je­dyne fakty z ży­cia Pas­cala, które wy­dają mi się ważne w kon­tek­ście jego re­flek­sji.

1. Żył w XVII wieku, w cza­sach Kar­te­zju­sza – „ojca współ­cze­snej fi­lo­zo­fii”. Aż do XIX stu­le­cia Pas­cal był je­dy­nym fi­lo­zo­fem, który nie po­dą­żył za tłu­mem hoł­du­ją­cym kar­te­zjań­skiej me­to­do­lo­gii, którą w XVIII wieku błęd­nie okre­ślono mia­nem „oświe­ce­nia”. Owa me­to­do­lo­gia spro­wa­dzała się do upra­wia­nia fi­lo­zo­fii, a na­wet prak­ty­ko­wa­nia ca­łego ży­cia je­dy­nie na pod­sta­wie tego, co zo­stało na­ukowo zba­dane.

2. Pas­cal był zna­ko­mi­tym na­ukow­cem. Na uwagę za­słu­gują jego dzieła z za­kresu fi­zyki i ma­te­ma­tyki, a zwłasz­cza teo­rii praw­do­po­do­bień­stwa. To jemu za­wdzię­czamy po­wsta­nie pierw­szego kom­pu­tera (ma­szyny li­czą­cej), od­ku­rza­cza i sys­temu ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej. Znał więc po­tęgę na­uki. Wie­dział rów­nież, w jaki spo­sób na­uka może uczy­nić czło­wieka lep­szym, mą­drzej­szym i szczę­śliw­szym.

3. Był uta­len­to­wa­nym dziec­kiem zna­ko­mi­cie kształ­co­nym pod okiem mą­drego i ko­cha­ją­cego ojca.

4. Jego sio­stra wy­brała po­wo­ła­nie za­konne. Po­dob­nie jak jego naj­lepsi przy­ja­ciele, rów­nież ona była jan­se­nistką, choć sam Pas­cal nie za­li­czał się do tego grona. Do tego wątku jesz­cze po­wrócę.

5. Zmarł jako trzy­dzie­sto­kil­ku­letni męż­czy­zna po dłu­giej, cięż­kiej cho­ro­bie.

6. Uro­dził się jako ka­to­lik i za­wsze był nim „na pa­pie­rze”. Do­świad­czył jed­nak „dru­giego na­wró­ce­nia”, które nadało jego ży­ciu nowy kie­ru­nek i sens. Gdyby nie ów punkt zwrotny, My­śli z pew­no­ścią ni­gdy by nie po­wstały.

Tyle o ży­ciu Pas­cala. Istotą ni­niej­szej książki jest ana­liza za­war­tych we wspo­mnia­nym to­mie tek­stów czy ra­czej no­ta­tek. W roku 1662 w swoim nie­skoń­czo­nym mi­ło­sier­dziu Bóg spra­wił bo­wiem, że za­le­d­wie trzy­dzie­sto­dzie­wię­cio­letni Pas­cal zmarł, nie do­koń­czyw­szy naj­więk­szego apo­lo­ge­tycz­nego dzieła w hi­sto­rii chrze­ści­jań­stwa.

Za­zwy­czaj zu­peł­nie nie po­tra­fimy po­jąć lo­giki, jaką kie­ruje się Bóg, na­da­jąc bieg dzie­jom świata. Zda­rza się jed­nak, że po­ja­wia się pewna wska­zówka, a za­słona ta­jem­nicy na mo­ment odro­binę się pod­nosi, tak że można przez chwilę oglą­dać to, co dzieje się za ku­li­sami. Pas­cal daje nam wła­śnie taki wgląd. Dla­czego Bóg nie po­zwo­lił Pas­ca­lowi ukoń­czyć dzieła, do któ­rego My­śli były je­dy­nie luźno na­szki­co­wa­nymi re­flek­sjami? Owe re­flek­sje można po­rów­nać do gru­zów fi­lo­zo­ficz­nego po­mnika roz­trza­ska­nego przez pio­run śmierci. Każdy, kto przy­stąpi do lek­tury dzieła Pas­cala, szybko po­zna od­po­wiedź. Te eseje są zbyt dy­na­miczne, zbyt żywe, by dały się ujarz­mić i spro­wa­dzić do po­staci usys­te­ma­ty­zo­wa­nej książki. Przy­wo­dzą na myśl ra­czej spo­sób wy­po­wia­da­nia się św. Fran­ciszka z Asyżu niż pre­cy­zyjne wy­wody św. To­ma­sza z Akwinu.

Ową róż­nicę traf­nie opi­sał Gil­bert Ke­ith Che­ster­ton:

Szkice mogą być uwa­żane je­dy­nie za por­trety w za­ry­sie. Ale wy­raźny kon­trast tych dwóch po­staci jest tak ude­rza­jący, że na­wet gdy­by­śmy obec­nie uj­rzeli syl­wetki owych lu­dzi scho­dzą­cych ku nam z pa­górka w swych za­kon­nych ha­bi­tach, kon­trast, który two­rzą, wy­da­wałby się na­wet ko­miczny. By­łoby to tak, jak­by­śmy wi­dzieli w od­dali syl­wetki Don Ki­chota i San­cho Pansy lub Fal­staffa i pana Chu­do­gęby. Święty Fran­ci­szek był chu­dym, ży­wym czło­wiecz­kiem, cien­kim jak nitka i drga­ją­cym jak na­pięta w łuku cię­ciwa, a w ru­chach po­dob­nym do strzały. Przez całe ży­cie da­wał nura, zni­kał lub gdzieś pę­dził. Go­nił za że­bra­kami, goły umy­kał do lasu, wkra­dał się na obcy sta­tek, wci­skał do na­miotu suł­tana ofia­ro­wu­jąc się wsko­czyć do ognia. Mu­siał być po­dobny do brą­zo­wego je­sien­nego li­ścia wi­ru­ją­cego w wiecz­nym tańcu na wie­trze; w rze­czy­wi­sto­ści jed­nak on sam był wia­trem.

Święty To­masz był wiel­kim, cięż­kim czło­wie­kiem, po­dob­nym do wołu; tłu­stym, po­wol­nym i spo­koj­nym; nie­zmier­nie ła­god­nym i wspa­nia­ło­myśl­nym, ale nie bar­dzo to­wa­rzy­skim; nie­śmia­łym nie­za­leż­nie od po­kory idą­cej w pa­rze ze świę­to­ścią – i roz­tar­gnio­nym nie­za­leż­nie od sta­ran­nie ukry­wa­nych do­świad­czeń z dzie­dziny transów i eks­tazy. Święty Fran­ci­szek był tak nie­cier­pliwy, a na­wet po­ryw­czy, że du­chowni, przed któ­rymi na­gle się zja­wił, brali go za sza­leńca. Święty To­masz był tak fleg­ma­tyczny, że ucznio­wie w szko­łach, do któ­rych uczęsz­czał, uwa­żali go za głupca. W isto­cie sam był tego ro­dzaju uczniem, ja­kich się cza­sem spo­tyka, któ­rzy wolą być uwa­żani za głup­ców niż do­pu­ścić, by bar­dziej przed­się­bior­cze pół­główki wdzie­rały się w ich wła­sne ma­rze­nia[1].

Po­pro­sić ta­kiego czło­wieka, by na­pi­sał zwy­czajną książkę, to jakby po­pro­sić bły­ska­wicę, aby usia­dła do por­tretu.

Wpraw­dzie Kwiatki Świę­tego Fran­ciszka można by w pew­nym kon­tek­ście okre­ślić jako „księgę” sta­no­wiącą jedną ca­łość, jest to jed­nak ra­czej zbiór opo­wie­ści świę­tego z Asyżu, po­dob­nie jak Ewan­ge­lia jest swego ro­dzaju zbio­rem słów Je­zusa. Tak samo My­śli Pas­cala bar­dziej przy­po­mi­nają ze­staw sen­ten­cji niż książkę.

Ża­den z trzech naj­więk­szych i naj­bar­dziej wpły­wo­wych na­uczy­cieli świata, ja­kimi byli Je­zus, So­kra­tes i Budda, nie na­pi­sał wła­sno­ręcz­nie żad­nego słowa, je­śli oczy­wi­ście nie li­czyć pi­sa­nia na pia­sku (po­rów­naj: J 8,6). Dla­czego? Uwa­żam, że z tej sa­mej przy­czyny, z ja­kiej Bóg nie po­zwo­lił Pas­ca­lowi do­żyć mo­mentu, w któ­rym ty­grys zo­stałby ujarz­miony – sen­ten­cje fi­lo­zofa, a więc roz­sy­pane perły, utwo­rzy­łyby spójną, zgrabną kom­po­zy­cję. Ge­niusz My­śli po­lega wła­śnie na cał­ko­wi­tym braku ar­ty­zmu w ich upo­rząd­ko­wa­niu.

Wie­dzę można prze­ka­zy­wać na dwa spo­soby. „Niż­szy” spo­sób prze­ka­zy­wa­nia wie­dzy to lek­tura książki, pod­czas gdy „wyż­szym” spo­so­bem jest zdo­by­wa­nie wie­dzy w co­dzien­nym ży­ciu. Wspo­mniane sen­ten­cje znaj­dują się gdzieś po­środku. Od­zwier­cie­dlają ów wyż­szy spo­sób prze­ka­zy­wa­nia mą­dro­ści, jaki prak­ty­ko­wali Chry­stus, So­kra­tes i Budda, i są temu spo­so­bowi bli­skie. Nic za­tem dziw­nego, że św. To­masz z Akwinu na­zwał So­kra­tesa naj­więk­szym fi­lo­zo­fem (Suma teo­lo­giczna III 42, 4). Po­dob­nie jak Chry­stus, na­uczał on bo­wiem „na spo­sób wyż­szy”. Z tego względu nie pi­sał też żad­nych ksią­żek.

My­śli Pas­cala są ży­wym two­rem. Tań­czą jak iskry. Spa­dają jak gromy, a każdy grom jest krótki i do­bitny. Cią­głość, jaką musi za­cho­wać au­tor dłu­giej książki, wy­maga umy­słu to­po­grafa. Taki był św. To­masz: aniel­ski, wy­my­ka­jący się ludz­kiemu do­świad­cze­niu, zdy­stan­so­wany i nie­skoń­cze­nie cier­pliwy. Z ko­lei Pas­cal ma w so­bie na­miętną nie­cier­pli­wość ko­chanka. Po­dob­nie jak św. Fran­ci­szek two­rzy bar­dziej wier­sze niż mapy.

Przy­cho­dzą mi do głowy je­dy­nie dwaj fi­lo­zo­fo­wie, któ­rzy tak jak Pas­cal ema­nują ży­ciem, a któ­rym jed­no­cze­śnie udało się ufor­mo­wać ze swo­jej pa­sji praw­dziwą księgę. To św. Au­gu­styn z jego Wy­zna­niami oraz Nie­tz­sche i jego Tako rze­cze Za­ra­tu­stra. O iro­nio, mamy więc do czy­nie­nia z pa­ła­ją­cym naj­więk­szą pa­sją chrze­ści­ja­ni­nem i peł­nym po­dob­nego za­pału an­ty­chrze­ści­ja­ni­nem. (Z ko­lei je­dy­nym pi­sa­rzem, któ­rego słowa wy­dają się wręcz wy­ska­ki­wać z kart książki, jest Fio­dor Do­sto­jew­ski. Wi­dać to szcze­gól­nie w jego Bra­ciach Ka­ra­ma­zow).

W jaki spo­sób można więc opi­sać styl Pas­cala? Aby to uczy­nić, spo­rzą­dzi­łem naj­pierw li­stę 20 czy 30 cech okre­śla­ją­cych jego twór­czość. Na­stęp­nie, pró­bu­jąc je upo­rząd­ko­wać, do­sze­dłem do wnio­sku, że można je po­dzie­lić na trzy ka­te­go­rie, z któ­rych każda od­nosi się do jed­nego z trzech wiel­kich ide­ałów sztuki i sa­mego ży­cia, ja­kimi są prawda, do­bro i piękno. Przyj­rzyjmy się naj­pierw temu ostat­niemu. Pas­cal jest elo­kwentny, li­ryczny, sub­telny, a przy tym nie­po­zba­wiony hu­moru i siły wy­razu, wy­ra­fi­no­wany, nie­zwy­kle bez­po­średni, za­dzi­wia­jący, do­sadny, pro­wo­ku­jący, przy­cią­ga­jący uwagę, ostry, nie­da­jący spo­koju, a na­wet bu­dzący strach. Gdy cho­dzi o prawdę, po­zo­staje jed­no­cze­śnie pre­cy­zyjny, ry­go­ry­styczny, do­kładny, obiek­tywny, kon­kretny i rze­telny. Po­sze­rza ho­ry­zonty czy­tel­nika. Wi­dać u niego kunszt na­ukowca. Wresz­cie do­bro: Pas­cal ema­nuje bły­sko­tli­wo­ścią, mą­dro­ścią i in­te­li­gen­cją. Przy tym wszyst­kim jest także cie­pły i zwraca się oso­bi­ście do czy­tel­nika. Do­strze­żemy u niego pa­sję, mi­łość i czu­łość. Po­krze­pia i przy­nosi ulgę. Po­trafi być bar­dzo roz­bra­ja­jący, oso­bi­sty i uczciwy. Jego spo­sób wy­po­wia­da­nia się przy­po­mina nar­ra­cję Je­zusa – jego Mi­strza. Je­stem prze­ko­nany, że po­dob­nie mu­siał brzmieć głos wy­do­by­wa­jący się ze środka pło­ną­cego krzewu.

Książkę lub au­tora można opi­sać na dwa spo­soby. Za­zwy­czaj mó­wimy o tym, co pi­sze, lub w jaki spo­sób for­mu­łuje my­śli. Cza­sem taka in­for­ma­cja zo­staje w pa­mięci. Jed­nak prze­my­śle­nia zna­mie­ni­tych au­to­rów szcze­gól­nie za­pi­sują się w na­szej pa­mięci ze względu na uczu­cia, ja­kie bu­dzi w nas lek­tura ich dzieł. Ja­kie uczu­cia to­wa­rzy­szą lek­tu­rze Pas­cala? Co dzieje się z czło­wie­kiem, kiedy czyta jego pi­sma? Po­zwolę so­bie od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie.

Czy­ta­jąc Pas­cala, mo­żesz po­czuć się tak, jak­byś sie­dział na ka­ru­zeli w we­so­łym mia­steczku, je­chał lo­kalną drogą pełną dziur i wer­te­pów albo wpły­wał do pod­wod­nej ja­skini. Tak na­prawdę nie wiesz, czego się spo­dzie­wać. Co chwila za ro­giem po­ja­wia się coś no­wego i in­try­gu­ją­cego.

W pew­nej chwili, bez żad­nego ostrze­że­nia, strzała prze­szywa ci serce. W jed­nym mo­men­cie za­sty­gasz w ci­szy. Prze­sta­jesz od­dy­chać. Czas staje w miej­scu. Za­czy­nasz słu­chać. Uważ­nie wsłu­chu­jesz się w swoje serce. Pas­cal już nie mówi do cie­bie z kart książki ani nie jest gło­sem z prze­szło­ści. Masz wra­że­nie, jakby był tuż za tobą, jakby jego duch ści­gał cię i opa­sy­wał.

Jed­no­cze­śnie je­steś ab­so­lut­nie pewny, że wła­śnie do­tkną­łeś prawdy.

PAS­CAL NA DZI­SIEJ­SZE CZASY

Pas­cal jest pierw­szym no­wo­żyt­nym apo­lo­getą. To twórca „na obecne czasy”, po­nie­waż nie zwraca się do śre­dnio­wiecz­nych chrze­ści­jan, ale do dzi­siej­szych nie­wie­rzą­cych. Więk­szość współ­cze­snych dzieł apo­lo­ge­tyki chrze­ści­jań­skiej ce­chuje men­tal­ność śre­dnio­wie­cza. Do­ty­czy to szcze­gól­nie jed­nego ich aspektu. Au­to­rzy tych dzieł wy­cho­dzą z za­ło­że­nia, że na­dal ży­jemy w kul­tu­rze i cy­wi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej, a na­sze spo­łe­czeń­stwo wciąż opiera się na za­sa­dach ewan­ge­licz­nych. Nie. Mio­dowy mie­siąc się skoń­czył. Śre­dnio­wie­cze to już prze­szłość. Nie­stety, wieść o tym nie do­tarła jesz­cze do wielu umy­słów.

Do­tarła jed­nak do umy­słu Pas­cala. Au­tor Pro­win­cjał­ków wy­prze­dził swoje po­ko­le­nie o prze­szło 300 lat i kie­ruje swoje prze­sła­nie do współ­cze­snych po­gan, scep­ty­ków po­grą­żo­nych w gąsz­czu my­śli oraz nie­za­da­ją­cych so­bie zbyt wielu py­tań in­te­lek­tu­ali­stów nie­ma­ją­cych wiele wspól­nego z wiarą. Jako pierw­szy do­strzega nowy po­rzą­dek zde­chry­stia­ni­zo­wa­nego, po­zba­wio­nego sa­crum świata i wła­śnie do ta­kiego świata się zwraca – jest jed­nym z nas. Ta książka ma po­móc czy­tel­ni­kowi od­kryć go na nowo.

Za­sta­na­wia­łem się, czy nie za­ty­tu­ło­wać mo­jej pracy Święty dla wszyst­kich scep­ty­ków, ale Pas­cal nie był świę­tym, a po dru­gie pi­sał za­równo dla scep­ty­ków, jak i nie­scep­ty­ków. Jed­nak nie li­cząc sa­mej Bi­blii, nie znam żad­nej in­nej książki po­wsta­łej przed po­cząt­kiem XX wieku, któ­rej chrze­ści­jań­skie prze­sła­nie ni­czym strzała tra­fi­łoby da­lej i głę­biej do serc współ­cze­snych nie­wie­rzą­cych niż wła­śnie My­śli Pas­cala. Od 20 lat pro­wa­dzę na uni­wer­sy­te­cie za­ję­cia z przed­miotu „Wiel­kie dzieła li­te­ra­tury”. Oma­wiam pi­sma 40 wiel­kich fi­lo­zo­fów i teo­lo­gów Za­chodu. Ża­den z my­śli­cieli nie bu­dzi wśród mo­ich stu­den­tów ta­kiego za­in­te­re­so­wa­nia i za­chwytu, jak Pas­cal.

Dla­czego więc nie jest do­brze znany? Dla­czego, kiedy uczy­łem się hi­sto­rii fi­lo­zo­fii na czte­rech uni­wer­sy­te­tach i w ko­le­dżach, oma­wiano wszyst­kich wiel­kich fi­lo­zo­fów oprócz Pas­cala? „Późno cię umi­ło­wa­łem”, Pas­calu. Dla­czego po­zna­łem cię do­piero wtedy, kiedy sta­łem się sa­mo­dziel­nie pra­cu­ją­cym na­ukow­cem?

Być może wła­śnie dla­tego, że rów­nież myśl sa­mego Pas­cala jest nie­za­leżną fi­lo­zo­fią cho­dzącą wła­snymi ścież­kami w świe­cie współ­cze­snego oświe­ce­nia. Być może wła­śnie dla­tego, że Pas­cal to bar­dziej mę­drzec niż na­uko­wiec, bar­dziej czło­wiek niż „my­śli­ciel”, bar­dziej czło­wiek mą­dry niż oczy­tany. A prze­cież tym wła­śnie „umi­ło­wa­niem mą­dro­ści” po­winna być fi­lo­zo­fia. Nie­stety, od cza­sów So­kra­tesa za­brnę­li­śmy da­leko w nie­wła­ści­wym kie­runku. Po­mi­ja­nie Pas­cala ma rów­nież przy­czyny na­tury re­li­gij­nej. Ka­to­li­kom wy­daje się zbyt pro­te­stancki, a pro­te­stan­tom – zbyt ka­to­licki. Nie ozna­cza to jed­nak, ja­koby znaj­do­wał się gdzieś w nie­okre­ślo­nym „po­mię­dzy”.

Pro­te­stanci, któ­rzy za­po­znali się z ca­ło­ścią My­śli, nie mogą oprzeć się wra­że­niu, że Pas­cal był cał­ko­wi­cie bez­kom­pro­mi­so­wym, nie­prze­jed­na­nym i peł­nym pa­sji ka­to­li­kiem. We wszyst­kich aspek­tach, ja­kie róż­nią pro­te­stan­tyzm od ka­to­li­cy­zmu (Ko­ściół, święci, sa­kra­menty, pa­pież itd.), Pas­cal stał po stro­nie ka­to­li­ków. Jego po­słu­szeń­stwo Ko­ścio­łowi ka­to­lic­kiemu w tym wzglę­dzie nie po­zo­sta­wiało wąt­pli­wo­ści. Ufał Ko­ścio­łowi ka­to­lic­kiemu do tego stop­nia, że pod­po­rząd­ko­wał się mu na­wet wów­czas, gdy ten po­tę­pił pi­sma jego przy­ja­ciół pro­pa­gu­ją­cych jan­se­nizm, choć uczci­wość ta­kiej oceny można by po­sta­wić pod zna­kiem za­py­ta­nia.

Na wielu ka­to­li­ków już samo słowo „jan­se­nizm” działa jak płachta na byka. Czyż nie był he­re­zją? A czy Pas­cal nie był jan­se­ni­stą? Tak. Jan­se­nizm jest he­re­zją, ale Pas­cal jan­se­ni­stą nie był.

Osoby, które usi­łują przy­kleić Pas­ca­lowi ety­kietkę jan­se­ni­sty, przy­po­mi­nają tych, któ­rzy wszyst­kich chrze­ści­jan o ra­dy­kal­nych po­glą­dach okre­ślają jako „fun­da­men­ta­li­stów”. „Ety­kietka” mówi nam wię­cej o tym, który ją na­daje, niż o tym, który jest jej obiek­tem (za­zwy­czaj ujaw­nia trzy rze­czy: że nie szuka on prawdy, fak­tów ani pre­cy­zji, że od­rzuca or­to­dok­syjne chrze­ści­jań­stwo zo­rien­to­wane na nad­przy­ro­dzo­ność oraz że uważa się za „po­stę­po­wego”, co jed­nak dziś ozna­cza osobę o ni­skich stan­dar­dach mo­ral­nych).

Ja­kie za­tem są fakty? Czym był jan­se­nizm, a czym jest fi­lo­zo­fia Pas­cala?

Jan­se­nizm w for­mie po­tę­pio­nej przez Ko­ściół ozna­czał o wiele wię­cej niż apo­lo­gię ży­cia w od­osob­nie­niu czy nie­sku­pia­nie się na do­cze­sno­ści, o któ­rych czy­tamy w dziele Au­gu­sti­nus bi­skupa Jan­sena. Te dwa ele­menty sta­no­wią prze­cież czy­ste chrze­ści­jań­stwo, je­żeli chrze­ści­jań­stwo de­fi­niu­jemy jako re­ali­za­cję na­ucza­nia Chry­stusa.

Jan­se­ni­zmu nie można także zde­fi­nio­wać jako cał­ko­wi­tego, fa­na­tycz­nego umi­ło­wa­nia Boga i tego, co święte. Tak wła­śnie na­uczał Moj­żesz (po­rów­naj: Pwt 6,5), a Je­zus po­twier­dził, że na tym po­lega „całe Prawo i Pro­rocy” (Mt 22,40).

Istotą jan­se­ni­zmu nie było także uwy­dat­nie­nie po­wagi grze­chu i Bo­żego sądu. To rów­nież sta­nowi ele­ment na­ucza­nia Chry­stusa.

Jed­nakże zna­ko­mita więk­szość lu­dzi kry­tycz­nie od­no­szą­cych się do jan­se­ni­zmu poj­muje go wła­śnie w taki spo­sób i nie jest świa­doma skom­pli­ko­wa­nych teo­lo­gicz­nych błę­dów zwią­za­nych z mo­ral­nym mak­sy­ma­li­zmem i teo­lo­gicz­nym ukło­nem w stronę kal­wi­ni­zmu, które Ko­ściół po­tę­pił jako he­re­tyc­kie. Jan­se­nizm w po­pu­lar­nym ro­zu­mie­niu, a więc jako apo­lo­gia „in­nego” świata, „fa­na­tyzm” i pod­kre­śla­nie roli „sądu Bo­żego”, wy­daje się dziś naj­bar­dziej znie­na­wi­dzo­nym na­ucza­niem w oczach współ­cze­snego Za­chodu. Świat jest go­tów zro­bić wszystko, by po­zbyć się świa­do­mo­ści grze­chu, po­nie­waż jego smród do­cho­dzi już do sa­mego nieba i spra­wia, że w po­rów­na­niu z nim to, czego do­pusz­czano się w So­do­mie i Go­mo­rze, wy­gląda jak grzeczne na­bo­żeń­stwo.

Za­równo w Ko­ściele, jak i poza nim ist­nieje ol­brzy­mia spo­łeczna i psy­cho­lo­giczna pre­sja, by zi­gno­ro­wać, za­ne­go­wać i zde­wa­lu­ować pro­blem grze­chu, jak czy­nili to w cza­sach Pas­cala Luis de Mo­lina i inni je­zu­ici. (W Pro­win­cjał­kach Pas­cala można zna­leźć zna­ko­mitą sa­tyrę na ich te­mat. Uwaga! Są one wpraw­dzie na­pi­sane pięk­nym re­to­rycz­nym ję­zy­kiem, ale znaj­duje się tam wiele nie­ła­twych do prze­brnię­cia tech­nicz­nych tre­ści). Wy­daje się, że naj­waż­niej­sze py­ta­nie na świe­cie, a więc „co mam czy­nić, aby się zba­wić?” (Dz 16,30), nie zo­staje za­dane, a je­śli już się po­ja­wia, to wów­czas od­po­wie­dzią nie jest na­ro­dze­nie się na nowo, lecz po pro­stu na­ro­dze­nie się, nie do in­nego świata, ale do tego świata, nie w po­sta­wie po­kory, ale ra­czej to­le­ran­cji, nie w du­chu za­par­cia się sie­bie, ale szu­ka­nia sie­bie (po­rów­naj: Mt 16,24). Jed­nak na­wet gdyby każdy głos sły­szalny na świe­cie na­uczał „ewan­ge­lii” du­cho­wego au­to­ero­ty­zmu, to nie umilkną dwa głosy, które nie­ustan­nie będą nam przy­po­mi­nały, że je­ste­śmy grzesz­ni­kami, któ­rzy po­trze­bują Zba­wi­ciela: to głos na­szego su­mie­nia w nas oraz głos Boga do­cho­dzący spoza nas i prze­ma­wia­jący przez Pi­smo Święte, wszyst­kich pro­ro­ków i świę­tych, a przede wszyst­kim po­przez na­ucza­nie Je­zusa i Jego żywy Ko­ściół. I to wła­śnie od tych dwóch gło­sów – nie od głosu spo­łe­czeń­stwa – ni­gdy nie uciek­niemy, czy to w tym ży­ciu, czy w przy­szłym. Warto więc za­przy­jaź­nić się z nimi, na­wet je­śli ozna­cza to wojnę z ca­łym świa­tem. Taki wy­bór za­wsze bę­dzie lep­szy. To czy­ste chrze­ści­jań­stwo.

Ka­to­licy, któ­rzy się­gną po tę książkę, mogą od­nieść wra­że­nie, że Pas­cal był pro­te­stanc­kim, ewan­ge­licz­nym szpie­giem. To je­dy­nie w dwóch trze­cich prawda. Był „ewan­ge­liczny” w tym sa­mym sen­sie co Je­zus; był także szpie­giem po­dob­nie jak Søren Kier­ke­ga­ard, który sta­rał się „na nowo prze­my­cić chrze­ści­jań­stwo do chry­stia­ni­zmu”. Pas­cal nie był jed­nak pro­te­stan­tem.

Na pierw­szy rzut oka wy­daje się, że jego bez­kom­pro­mi­sowy ka­to­li­cyzm służy bar­dziej pa­le­niu mo­stów mię­dzy ka­to­li­kami a pro­te­stan­tami niż ich bu­do­wa­niu. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak Pas­cal bu­duje mo­sty po­mię­dzy pew­nymi ka­to­li­kami a pew­nymi pro­te­stan­tami, a mię­dzy in­nymi przed­sta­wi­cie­lami obu wy­znań – bu­rzy je. Ka­to­li­cyzm bu­dzi bo­wiem głę­boki strach za­równo wśród bar­dzo li­be­ral­nych, jak i bar­dzo kon­ser­wa­tyw­nych pro­te­stan­tów. Dla li­be­ra­łów „ka­to­lik jest do­bry tylko wtedy, kiedy jest złym ka­to­li­kiem”, jak prze­śmiew­czo pod­su­mo­wał ksiądz Geo­rge Rüt­tler. Z ko­lei wielu ra­dy­ka­łów uważa ka­to­li­ków za po­gan, a więc na­wet nie chrze­ści­jan: „wy­znaw­ców Ko­ścioła”, „wy­znaw­ców pa­pieża”, „wy­znaw­ców Ma­ryi”, „wy­znaw­ców świę­tych”, „czci­cieli prze­są­dów” czy na­wet „czci­cieli do­brych uczyn­ków”. Jed­nak Pas­cal bu­duje mo­sty mię­dzy ka­to­li­kami a ewan­ge­licz­nymi pro­te­stan­tami, uka­zu­jąc, jak bar­dzo ewan­ge­liczny i chry­sto­cen­tryczny może być umysł ka­to­lika (roz­dział 28). Pas­cal nie­świa­do­mie do­ko­nał tego sa­mego, co wiele lat póź­niej zre­ali­zo­wał Clive Sta­ples Le­wis w dziele Chrze­ści­jań­stwo po pro­stu. Obu au­to­rom udało się uwy­dat­nić wspólny fun­da­ment róż­nych wy­znań chrze­ści­jań­skich ukryty nieco pod mu­rami wza­jem­nych róż­nic.

Au­ten­tyczne po­jed­na­nie mię­dzy ka­to­li­kami i pro­te­stan­tami, które z pew­no­ścią jest pra­gnie­niem Chry­stusa (J 17,21; 1 Kor 1,10–13) może do­ko­nać się tylko w je­den spo­sób, bez­kom­pro­mi­sowo i z mocą, nie po­przez sła­bość. Fakt, że Pas­cal, po­dob­nie jak św. Au­gu­styn, wy­daje się za­równo „zbyt ka­to­licki”, jak i „zbyt pro­te­stancki”, wska­zuje drogę do tego po­jed­na­nia. W czym więc tkwi se­kret? To pro­ste. Cho­dzi o to, by cała chrze­ści­jań­ska or­kie­stra grała w har­mo­nii (nie­ko­niecz­nie uni­sono), a jest to moż­liwe wtedy i tylko wtedy, kiedy wszy­scy mu­zycy będą mieli „czy­ste serca”, by „pra­gnąć jed­nej i tej sa­mej rze­czy” – jak nie­zwy­kle traf­nie okre­ślił to Kier­ke­ga­ard – i bę­dzie ich łą­czyło ab­so­lutne dą­że­nie do speł­nie­nia woli ich wspól­nego dy­ry­genta – Chry­stusa. Ab­so­lut­nym cen­trum ka­to­li­cy­zmu jest Chry­stus. Ab­so­lut­nym cen­trum pro­te­stan­ty­zmu rów­nież jest Chry­stus. Dla­tego też śro­do­wi­ska ka­to­lic­kie i pro­te­stanc­kie mogą zbli­żać się do sie­bie je­dy­nie w ru­chu od­środ­ko­wym. Koła mogą je­chać ra­zem tylko wtedy, gdy mają wspólną oś.

Ową osią jest Chry­stus i to wła­śnie do Niego i tylko do Niego stara się do­pro­wa­dzić nas Pas­cal po­przez po­szcze­gólne re­flek­sje za­warte w My­ślach. Każdy frag­ment i każde słowo są ka­mie­niami mi­lo­wymi na dro­dze pro­wa­dzą­cej do tego sa­mego Chry­stusa – zna­kiem wska­zu­ją­cym drogę do tego sa­mego domu. Cała struk­tura ar­gu­men­ta­cji, jaką po­słu­guje się Pas­cal, jest na wskroś chry­sto­cen­tryczna. Po­zwól­cie, że od razu na wstę­pie zdra­dzę całą ta­jem­nicę i już na po­czątku przy­to­czę osta­teczną kon­klu­zję, jaką sfor­mu­ło­wał Pas­cal:

Nie tylko nie znamy Boga ina­czej niż przez Chry­stusa, ale i sie­bie sa­mych znamy je­dy­nie przez Chry­stusa; znamy ży­cie i śmierć je­dy­nie przez Chry­stusa. Poza Chry­stu­sem nie wiemy, ani co to na­sze ży­cie, ani śmierć, ani Bóg, ani my sami. (548)[2]

Ist­nieje tylko dwóch pi­sa­rzy, któ­rych dzieła mo­głyby mieć sil­niej­sze eku­me­niczne od­dzia­ły­wa­nia i sta­no­wić most po­ro­zu­mie­nia mię­dzy wy­zna­niami. Są nimi św. Au­gu­styn oraz C.S. Le­wis. Obaj wy­zna­wali tę samą ta­jem­nicę, wie­rząc, że Chry­stus jest w cen­trum. Pas­cal za­wsze uwa­żał się za du­cho­wego po­tomka św. Au­gu­styna. Kiedy au­tor My­śli za­cho­ro­wał, roz­dał swoje książki, a po­sia­dał jak na tamte czasy dość po­kaź­nych roz­mia­rów bi­blio­tekę. Po­zo­sta­wił so­bie tylko dwa dzieła, które miały ży­wić jego umysł aż do śmierci: Pi­smo Święte oraz Wy­zna­nia. „Mą­dry wy­bór”, sko­men­to­wał Mal­colm Mug­ge­ridge. To mą­dry ko­men­tarz.

CZYM JEST TA KSIĄŻKA I CZEMU SŁUŻY?

Ten tom nie opo­wiada po pro­stu o Pas­calu ani go nie tłu­ma­czy. To stra­te­gia wo­jenna, w któ­rej słowa Pas­cala wal­czą na polu bi­twy ni­czym ka­wa­le­ria. Pas­cal jest bar­dzo szyb­kim ko­niem. (Za­wsze uwa­ża­łem ko­nie za nie­sa­mo­wi­cie uprzejme zwie­rzęta, skoro po­zwa­lają czło­wie­kowi się ujeż­dżać. Dzię­kuję Pas­ca­lowi, że po­zwo­lił ma­łemu chłopcu osio­dłać ogiera).

Ta książka nie jest też „wy­ja­śnie­niem” Pas­cala, bo on nie po­trze­buje wy­ja­śnie­nia. Chrze­ści­jań­stwo dla współ­cze­snych po­gan ma uka­zać Pas­cala w ca­łym jego bla­sku, tak jak się po­ka­zuje ude­ko­ro­waną cho­inkę na Boże Na­ro­dze­nie.

A więc mamy do czy­nie­nia z książką na te­mat in­nej książki. Ach, po­wiało nudą. Brzmi jak ciężka, na­ukowa roz­prawa. Nic z tych rze­czy. Dla­czego nie? Po­sta­ram się wy­ja­śnić. Książki na te­mat in­nych ksią­żek mo­żemy po­dzie­lić na sześć ka­te­go­rii.

1. Nowe edy­cje da­nej pu­bli­ka­cji.

2. Nowe wy­da­nia, w któ­rych edy­tor zmie­nia po­dział tek­stu. Przy­kła­dem może być tu Pi­smo Święte.

3. Stresz­cze­nia.

4. Nowe wy­da­nia, w któ­rych zmia­nie ulega układ czy też ko­lej­ność tek­stów. Po­dobny za­bieg sto­suje się rzadko, chyba że mamy do czy­nie­nia ze spu­ści­zną w ro­dzaju tej, którą po­zo­sta­wił nam Pas­cal – ty­siąc nie­upo­rząd­ko­wa­nych my­śli, które przy­po­mi­nają ele­menty nie­zło­żo­nego jesz­cze krysz­ta­ło­wego ży­ran­dola.

5. Ko­men­ta­rze, ob­ja­śnie­nia i in­ter­pre­ta­cje prze­sła­nia au­tora. Im ja­śniej wy­raża się au­tor, tym mniej­sza jest po­trzeba two­rze­nia ta­kich opra­co­wań. W przy­padku Pas­cala wy­dają się one pra­wie zu­peł­nie zbędne.

6. De­ko­ra­cje, a więc swo­bodne uzu­peł­nie­nia my­śli au­tora, do­po­wie­dze­nia, na ja­kie po­zwala so­bie jego uczeń.

Tym wła­śnie – „de­ko­ra­cją” – jest Chrze­ści­jań­stwo dla współ­cze­snych po­gan. Przy­po­mina formę li­te­racką, którą ra­bini okre­ślają jako mi­drasz. Co cie­kawe, próżno szu­kać po­dob­nych form wy­razu we współ­cze­snym pi­śmien­nic­twie. Być może stoi za tym współ­cze­sny in­dy­wi­du­alizm. Każdy chce być au­to­rem ory­gi­nału, pod­czas gdy prze­szłość i tra­dy­cja nie cie­szą się zbyt wiel­kim po­wa­ża­niem.

Czy­tel­nik może za­sta­na­wiać się, dla­czego za­war­łem w tek­ście je­dy­nie około po­łowy stron dzieła Pas­cala oraz tylko 203 z 993 ese­jów. Dla­czego mamy przed sobą książkę, któ­rej au­to­rem w po­ło­wie jest Pas­cal, a w po­ło­wie Kre­eft? Dla­czego nie wy­łącz­nie Pas­cal? Dla­czego ktoś miałby ku­po­wać tę wer­sję i po­słu­gi­wać się nią, za­miast ko­rzy­stać z peł­nego, po­zba­wio­nego „ozdób” wy­da­nia My­śli? Czy nie le­piej by­łoby sma­ko­wać Pas­cala w czy­stej po­staci?

Po pierw­sze, na­leży się­gnąć po ory­gi­nał. An­glo­ję­zyczny czy­tel­nik po­wi­nien się za­opa­trzyć w tłu­ma­cze­nie Al­bana J. Kra­il­she­imera wy­daw­nic­twa Pen­guin[3]. Lek­tura ory­gi­nału jest jak wyj­ście do lasu i ścię­cie bo­żo­na­ro­dze­nio­wego świerka, na­to­miast lek­tura ni­niej­szego tomu przy­po­mina ra­czej ob­cię­cie (wielu) nie­po­trzeb­nych ga­łą­zek i ubra­nie drzewka w świą­teczne ozdoby. Jed­nak nie­ważne, jak pięk­nie zo­stała ude­ko­ro­wana cho­inka, naj­pięk­niej­szą rze­czą jest za­wsze obec­ność sa­mego drzewka. „Głupcy jak ja przy wier­szach sie­dzą, lecz tylko Bóg mógł stwo­rzyć drzewo”. Dla­tego też za­bieg, któ­rego do­ko­na­łem w tej książce, a który po­lega na pre­zen­to­wa­niu słów Pas­cala po­gru­bioną czcionką, ma cha­rak­ter sym­bo­liczny.

Warto prze­czy­tać czy­stego Pas­cala bez mo­ich słów albo (a) przed lek­turą po­łą­czo­nego tek­stu mo­jego i Pas­cala, albo (b) po lek­tu­rze po­łą­czo­nego tek­stu mo­jego i Pas­cala, albo (c) za­miast lek­tury po­łą­czo­nego tek­stu mo­jego i Pas­cala. Sta­nąć na dro­dze sło­wom Pas­cala to ostat­nia rzecz, ja­kiej pra­gnął­bym w kon­tek­ście tej książki. Nie chciał­bym wy­stę­po­wać w roli gry­ma­śnego swata. Słowa Pas­cala roz­brzmie­wają ni­czym dzwon. Śnieg, który spada na dzwon, wy­głu­sza jego czy­ste brzmie­nie. Nie chciał­bym, aby moje słowa były tym śnie­giem. Chcę być prze­wod­ni­kiem, który wska­zuje to, co ważne.

Po dru­gie, po­łowa za­pi­sków Pas­cala (ta, którą po­mi­ną­łem) nie sta­nowi szcze­gól­nie wy­bit­nych ani na­wet in­te­re­su­ją­cych re­flek­sji (chyba, że czyta się My­śli z per­spek­tywy na­ukowca). Część z nich jest na­tury tech­nicz­nej, nie­które są zu­peł­nie zbędne, inne prze­sta­rzałe i nie­przy­sta­jące do cza­sów współ­cze­snych, jak choćby cią­gnące się bez końca szcze­góły ana­lizy Sta­rego Te­sta­mentu. Nie jest to je­dy­nie moja opi­nia. Pra­wie wszy­scy czy­tel­nicy zga­dzają się ze mną co do tego, które za­pi­ski są war­to­ściowe i in­te­re­su­jące. Wszyst­kie zna­la­zły miej­sce w tej książce.

Po trze­cie moja „de­ko­ra­cja” naj­waż­niej­szych frag­men­tów My­śli Pas­cala jest także próbą wpro­wa­dze­nia czy­tel­nika do mo­jej sali wy­kła­do­wej. Ra­zem z mo­imi stu­den­tami czy­tam, in­ter­pre­tuję i oma­wiam naj­istot­niej­sze aspekty da­nej książki. Za­wsze uwa­ża­li­śmy me­todę ana­li­tycz­nego ob­ja­śnia­nia tek­stu za naj­bar­dziej sku­teczny, a za­ra­zem naj­bar­dziej in­te­re­su­jący spo­sób na­ucza­nia. Za­po­zna­jąc się z tre­ścią Chrze­ści­jań­stwa dla współ­cze­snych po­gan, czy­tel­nik może tym sa­mym stać się uczest­ni­kiem mo­ich za­jęć bez ko­niecz­no­ści po­dróży do Bo­stonu i opła­ca­nia cze­snego. Prze­niosę ten kurs do two­jego domu. Wy­star­czy, że weź­miesz do ręki moją książkę.

Moje no­tatki sta­no­wią swego ro­dzaju od­po­wied­nik mo­ich wy­kła­dów. Za­zwy­czaj są one krót­kie i zwię­złe. Naj­czę­ściej dzielę je na nie­wiel­kie od­rębne pod­punkty na wzór My­śli. Przy­po­mi­nam tym sa­mym mamę, która bie­rze duży ka­wa­łek mięsa i kroi go na małe ka­wałki, by było ła­twiej strawne dla jej ma­łego dziecka. Po­dobną me­todę za­sto­so­wał św. To­masz z Akwinu w swo­jej Su­mie teo­lo­gicz­nej. Pas­cal był mi­strzem krót­kiej formy wy­razu i stresz­cza­nia waż­nych my­śli w kilku sło­wach. Suk­ces swo­jego stylu za­wdzię­cza temu, że po­dob­nie jak mi­strzo­wie ja­poń­skiej ike­bany czy zna­mie­nici twórcy chiń­skich pej­zaży wie­dział, co kon­kret­nie można po­mi­nąć.

*

Książka po­wstała dla dwóch grup czy­tel­ni­ków, po­dob­nie jak sfor­mu­ło­wane 300 lat temu My­śli. W pierw­szej ko­lej­no­ści skie­ro­wa­łem ją do scep­ty­ków, ate­istów i współ­cze­snych nie­wie­rzą­cych. Są to swego ro­dzaju in­dy­wi­du­alne „re­ko­lek­cje” dla nich, roz­bu­do­wany eks­pe­ry­ment, a na­wet mo­dli­twa. Pi­sa­łem ją jed­nak rów­nież z my­ślą o chrze­ści­ja­nach – z jed­nej strony o sa­mych apo­lo­ge­tach, z dru­giej – o wie­rzą­cych, chcąc po­móc im w przyj­rze­niu się wła­snemu wnę­trzu.

Współ­cze­sna apo­lo­ge­tyka chrze­ści­jań­ska po­zo­sta­wia wiele do ży­cze­nia, przyj­muje bo­wiem jedną z dwóch form, z któ­rych każda jest nie­pełna. Je­śli po­zo­staje ści­śle wierna dok­try­nie, wów­czas jej spo­sób prze­kazu wy­daje się naj­czę­ściej na­iw­nie bez­oso­bowy. Je­śli z ko­lei jest psy­cho­lo­gicz­nie głę­boka, to pod wzglę­dem teo­lo­gicz­nym za­zwy­czaj osiada na mie­liź­nie. Na­ucza­nie Pas­cala, po­dob­nie zresztą jak Chry­stusa, ce­cho­wała jed­nak za­równo głę­bia umy­słu, jak i serca. Chry­stus był dla Pas­cala pierw­szym mo­de­lem, z któ­rego ten brał przy­kład we wszyst­kim, rów­nież gdy cho­dzi o styl. Wy­star­czy po­rów­nać ze sobą ich dzieła, a na­stęp­nie ze­sta­wić je z pu­bli­ka­cjami wy­bit­nych psy­cho­lo­gów, fi­lo­zo­fów i teo­lo­gów, aby od­kryć, jak bli­ski Je­zu­sowi był Pas­cal.

*

Układ tek­stu, a także kie­ru­nek i me­toda roz­wa­żań za­war­tych w My­ślach znaj­duje od­zwier­cie­dle­nie rów­nież w tym, jak upo­rząd­ko­wa­łem swoją pu­bli­ka­cję. Za­czy­nam od „Złej No­winy”, aby osta­tecz­nie dojść do Do­brej. Prze­cho­dzę od pro­blemu do roz­wią­za­nia, od dia­gnozy do te­ra­pii.

I. PRO­BLEMY: nę­dza du­chowa, próż­ność, nie­spra­wie­dli­wość, ir­ra­cjo­na­lizm, wy­ob­co­wa­nie, śmierć, grzech, ego­izm.

II. DWA PO­PU­LARNE PSEU­DO­RO­ZWIĄ­ZA­NIA: roz­rywka i obo­jęt­ność.

III.  DROGA DO PRAW­DZI­WEGO ROZ­WIĄ­ZA­NIA: droga serca.

IV.  DE­CY­ZJA: za­kład.

V. ZA­KOŃ­CZE­NIE I WNIO­SEK: osoba Chry­stusa.

We­dług Pas­cala wszyst­kie wy­da­rze­nia w na­szym ży­ciu przy­po­mi­nają palce, które wska­zują w jed­nym kie­runku – na Chry­stusa. My­śli uczą nas sztuki po­dą­ża­nia za tymi wska­zu­ją­cymi pal­cami. Zda­niem Pas­cala ele­menty ota­cza­ją­cego nas świata są nie tylko tym, co wi­dzimy, ale sta­no­wią znaki wska­zu­jące kon­kretną rze­czy­wi­stość. Od­czy­ty­wa­nie zna­ków na nie­bie było umie­jęt­no­ścią, którą po­sia­dała więk­szość lu­dzi w sta­ro­żyt­no­ści, ale któ­rej bra­kuje więk­szo­ści nam współ­cze­snych.

Roz­pacz­li­wie po­trze­bu­jemy tych zna­ków, po­nie­waż sami za­gu­bi­li­śmy się w zło­wro­gim le­sie.

Twa­rze nad baru kra­wę­dzią

Lgną do co­dzien­nych po­cie­szeń:

Nie wolno zga­snąć tym świa­tłom,

Nie wolno za­milk­nąć or­kie­strze,

Zma­wiają się wszyst­kie kon­wen­cje,

Ażeby nasz ba­stion zgrzebny

Ob­lec w przy­tulny plusz me­bli,

Stłu­mić w nas lęki dzie­cięce:

Zgu­bieni w le­sie, gdzie stra­szy,

Drżymy przed nocą, świad­kiem

Wy­stęp­ków i nie­szczęść na­szych[4].

My­śli wska­zują nam drogę przez wnę­trze zło­wro­giego lasu, wy­pro­wa­dzają nas z niego i wiodą do Domu. Mają cha­rak­ter pro­fe­tyczny, po­nie­waż zo­stały na­pi­sane na miarę na­szych cza­sów – bar­dziej niż na miarę cza­sów sa­mego Pas­cala. Prze­sła­nie tego dzieła się nie de­wa­lu­uje. Wręcz prze­ciw­nie, z upły­wem czasu zy­skuje na ak­tu­al­no­ści.

Chrze­ści­jań­stwo dla współ­cze­snych po­gan jest za­pro­sze­niem do po­dróży z Pas­ca­lem – do po­dróży, która może za­dzi­wia­jąco przy­po­mi­nać twoje wła­sne ży­cie. To swego ro­dzaju mapa dro­gowa – a na­wet coś wię­cej: to prak­tyczny i bar­dzo przy­datny ze­staw wska­zó­wek sie­dem­na­sto­wiecz­nego prze­wod­nika uzu­peł­niony przez spo­strze­że­nia jego dwu­dzie­sto­wiecz­nego ucznia.

STRUK­TURA „MY­ŚLI”

Za­le­d­wie dzie­więć frag­men­tów przy­po­mina ukoń­czone eseje lub roz­działy two­rzące ca­łość:

1. Wiel­kość i nę­dza (430)

2. Do­gma­tyzm i scep­ty­cyzm (434)

3. Nie­sto­su­nek czło­wieka (72)

4. Mi­łość wła­sna (100)

5. Roz­rywka (139)

6. Obo­jęt­ność (194)

7. Za­kład (233)

8. Dwie pod­sta­wowe prawdy (556)

9. Ta­jem­nica Je­zusa (553)

Je­śli czy­tel­nik chciałby od­być „epicką po­dróż” przez te frag­menty My­śli, które sta­no­wią spójną, go­tową ca­łość, może ogra­ni­czyć się do lek­tury wy­mie­nio­nych tu dzie­wię­ciu ese­jów. Je­śli czy­tel­nik pra­gnie za­kosz­to­wać nieco wię­cej i chciałby za­po­znać się ze wszyst­kimi słyn­nymi i pięk­nymi sen­ten­cjami Pas­cala, może prze­czy­tać 51 frag­men­tów, które w moim „prze­wod­niku” zo­stały wy­dru­ko­wane po­gru­bioną czcionką. Z ko­lei cały „prze­wod­nik” za­wiera za­le­d­wie 203 sen­ten­cje spo­śród 993 w ory­gi­nale.

Kiedy my­ślę o mo­jej edu­ka­cji w ko­le­dżu czy na uni­wer­sy­te­cie i za­daję so­bie py­ta­nie, czego tak na­prawdę na­uczy­łem się przez ten czas, co miało trwałą war­tość, co zo­stało mi w gło­wie z tych 30 lat na­uki i co będę pa­mię­tał na łożu śmierci, wów­czas przy­cho­dzi mi do głowy nie ty­siąc róż­nych in­for­ma­cji, ale trzy wiel­kie idee. Z tej ra­cji po­sta­no­wi­łem po­dzie­lić moją książkę na roz­działy sku­pione wo­kół 26 wiel­kich idei, po­dob­nie jak w przy­padku My­śli. W ten spo­sób za­miast ana­li­zo­wać 993 frag­menty, ogra­ni­czy­łem się na do­brą sprawę do 26, co na­leży trak­to­wać ra­czej jako za­letę niż jako brak. Re­ali­zuję bo­wiem w ten spo­sób stra­te­gię Pas­cala. Po­lega ona na tym, by wpro­wa­dzić nas na wą­ską, za­tło­czoną drogę, z któ­rej ist­nieją tylko dwa wyj­ścia (do góry lub na dół), za­miast po­zwo­lić nam kro­czyć szer­szą drogą, gdzie mie­li­by­śmy wpraw­dzie wię­cej miej­sca, ale po­zo­sta­li­by­śmy przy tym z wie­loma nie­wy­ja­śnio­nymi py­ta­niami. Kul­mi­na­cją tej stra­te­gii jest „za­kład”. Po­dob­nie jak Chry­stus, Pas­cal do­pro­wa­dza nas do punktu, w któ­rym mu­simy do­ko­nać ab­so­lut­nego ży­cio­wego wy­boru: „albo-albo” – do miej­sca, gdzie ist­nieją już tylko moż­li­wo­ści, na roz­staj dróg. Tym miej­scem jest krzyż.

CZĘŚĆ 1

WPRO­WA­DZE­NIE

1

STRUK­TURA

W swo­ich no­tat­kach Pas­cal wy­raź­nie dał do zro­zu­mie­nia, że po­cząt­kiem jego książki miało być coś zu­peł­nie in­nego niż to, od czego za­czy­namy my: struk­tury i me­tody. Pas­cal chciał za­cząć od te­matu, który znacz­nie bar­dziej przy­ciąga uwagę, a była nim śmierć. Wszyst­kie za­pi­ski, które zgro­ma­dził pod ha­słem Po­czą­tek (150–166) po­ru­szają wła­śnie te­mat śmierci[1]. Je­żeli czy­tel­nik chce po­zo­stać wierny za­my­słowi Pas­cala i dać się w ten spo­sób po­cią­gnąć, po­wi­nien za­cząć od lek­tury ko­men­ta­rza do wła­śnie tych my­śli, który umie­ści­łem w roz­dziale 11.

Mój sche­mat ana­lizy za­kłada, że naj­bar­dziej in­try­gu­jące re­flek­sje po­ja­wiają się do­piero po pew­nym cza­sie. Za­czy­namy po­mału. Aby wznieść się w prze­stwo­rza, sa­mo­lot musi naj­pierw roz­pę­dzić się na dłu­gim pa­sie star­to­wym. Wpraw­dzie z punktu wi­dze­nia psy­cho­lo­gii od­ro­cze­nie in­try­gu­ją­cych i przy­cią­ga­ją­cych uwagę re­flek­sji nie jest czymś po­żą­da­nym, ale dzięki temu całe na­sze roz­wa­ża­nia będą bar­dziej przej­rzy­ste, lo­gicz­nie upo­rząd­ko­wane i ja­sno po­każą, co za­mie­rzył Pas­cal.

Część pierw­sza: Nę­dza czło­wieka bez Boga.

Część druga: Szczę­śli­wość czło­wieka z Bo­giem.

Albo:

Część pierw­sza: Iż na­tura jest ska­żona, przez samą na­turę.

Część druga: Iż ist­nieje Od­ku­pi­ciel, przez Pi­smo. (60)

Struk­tura My­śli jest pod­po­rząd­ko­wana okre­ślo­nemu ce­lowi, czyli do­pro­wa­dze­niu czło­wieka do osta­tecz­nego wy­boru: do cał­ko­wi­tego szczę­ścia albo nę­dzy – albo Bóg jest, albo Go nie ma. Zresztą ży­cie samo wie­dzie nas w tym kie­runku.

Z tego też po­wodu struk­tura na­szych roz­wa­żań opiera się na tych dwóch opcjach.

Dwie wiel­kie i głę­bo­kie prawdy o tym, że czło­wiek jest szczę­śliwy z Bo­giem i ska­zany na nę­dzę bez Niego, są echem oczy­wi­stych prawd wy­po­wie­dzia­nych przez św. Au­gu­styna: „Stwo­rzy­łeś nas bo­wiem jako skie­ro­wa­nych ku To­bie. I nie­spo­kojne jest serce na­sze, do­póki w To­bie nie spo­cznie”[2].

Wspo­mniane tu­taj dwie prawdy to w isto­cie naj­więk­sza mą­drość, jaką mo­żemy po­siąść. Okre­ślają one dwie moż­li­wo­ści, któ­rych me­ta­forę sta­no­wią u Au­gu­styna dwa pań­stwa: „pań­stwo Boże” oraz „pań­stwo ziem­skie”. Oba pań­stwa są wpraw­dzie nie­wi­dzialne, ale w pełni re­alne i sta­no­wią kon­kretne prze­strze­nie du­chowe. Każdy, kto kie­dy­kol­wiek ist­niał, żył albo w jed­nej, albo w dru­giej spo­łecz­no­ści. Wy­bór jest dla nas „opcją fun­da­men­talną” (Karl Rah­ner). Osta­tecz­nie cho­dzi bo­wiem o wy­bór po­mię­dzy zba­wie­niem a po­tę­pie­niem, nie­bem a pie­kłem, szczę­śli­wo­ścią z Bo­giem a nę­dzą bez Niego – wy­bór, który od­nosi się do ży­cia, ja­kie za­czyna się tu, na ziemi, ale trwa w wiecz­no­ści.

W dziele Po­dział osta­teczny C.S. Le­wis stresz­cza na­ucza­nie Je­zusa, Au­gu­styna, Pas­cala i in­nych chrze­ści­jań­skich my­śli­cieli, for­mu­łu­jąc jedną fun­da­men­talną prawdę: „Osta­tecz­nie lu­dzie dzielą się tylko na dwie ka­te­go­rie: tych, któ­rzy mó­wią Bogu »bądź wola Twoja«, i tych, do któ­rych Bóg po­wie na końcu »bądź wola twoja«”.

Każdy or­to­dok­syjny apo­lo­geta chrze­ści­jań­ski, po­cząw­szy od św. Pawła (List do Rzy­mian) przez św. Au­gu­styna (Wy­zna­nia, O Pań­stwie Bo­żym), To­ma­sza z Akwinu (obie Sumy), aż do Pas­cala (My­śli), Kier­ke­ga­arda, Che­ster­tona i C.S. Le­wisa, za­wsze kon­cen­tro­wał się wo­kół tych dwóch punk­tów od­nie­sie­nia i wo­kół tych dwóch skraj­no­ści – ja­kimi są grzech i zba­wie­nie – bu­do­wał swoją nar­ra­cję.

Wszel­kie formy mo­der­ni­stycz­nego i re­wi­zjo­ni­stycz­nego chrze­ści­jań­stwa sta­rają się za­ne­go­wać pierw­szą z tych prawd. Ich wspól­nym mia­now­ni­kiem jest po­da­wa­nie w wąt­pli­wość ist­nie­nia grze­chu. Przy­kła­dem może być ra­dy­kalny fe­mi­nizm czy też tak zwana „po­pu­larna” psy­cho­lo­gia pre­zen­to­wana pod płasz­czy­kiem re­li­gii, nowa du­cho­wość eko­lo­giczna, neo­po­gań­ska wicca, ru­chy New Age czy też znana już wcze­śniej teo­lo­giczna „de­mi­to­lo­gi­za­cja”.

W prze­szło­ści główną prze­szkodą utrud­nia­jącą wielu przy­ję­cie chrze­ści­jań­stwa była ak­cep­ta­cja dru­giej skraj­no­ści, a więc przy­ję­cie prawdy o zba­wie­niu. Przed epoką mo­der­ni­zmu każdy miał do­głębną świa­do­mość grze­chu, ale wielu po­da­wało w wąt­pli­wość re­al­ność zba­wie­nia. Dziś jest zu­peł­nie od­wrot­nie. Mówi się, że każdy może być zba­wiony, ale nie ist­nieje grzech, od któ­rego trzeba by wy­ba­wiać czło­wieka. A więc to, co po­ja­wiło się na świe­cie jako „do­bra no­wina”, współ­cze­sny czło­wiek czę­sto po­strzega jako wpę­dza­jącą w po­czu­cie winy, mo­ra­li­za­tor­ską i osą­dza­jącą „złą wia­do­mość”. Umysł współ­cze­snego czło­wieka nie jest już bo­wiem prze­ko­nany „o grze­chu, o spra­wie­dli­wo­ści i o są­dzie” (J 16,8).

Jed­nak to wła­śnie owa „zła wia­do­mość” sta­nowi je­dyną część prawdy chrze­ści­jań­skiej, któ­rej słusz­no­ści można do­wieść em­pi­rycz­nie. Wy­star­czy się­gnąć po ga­zetę. Jak pod­kre­śla Pas­cal, pierw­sza z opi­sy­wa­nych przez niego prawd może zo­stać udo­wod­niona po­przez samą swoją na­turę. Pierw­sza część Myśli przy­po­mina Księgę Ko­he­leta, który, nie po­słu­gu­jąc się ar­gu­men­tem wiary, do­wiódł, że ży­cie bez wiary „pod słoń­cem” jest „mar­no­ścią nad mar­no­ściami”. Nie po­trze­bu­jemy więc wiary, aby prze­ko­nać się o kon­se­kwen­cjach jej braku.

*

Pas­cal po­słu­guje się tu­taj okre­śle­niami „nę­dza” (nie­szczę­ście) oraz „szczę­ście” w ich głę­bo­kim, sta­ro­żyt­nym zna­cze­niu. Nie używa ich w sen­sie, w ja­kim są po­wszechne we współ­cze­snym świe­cie. Po­mię­dzy tymi dwoma spo­so­bami ro­zu­mie­nia za­cho­dzą trzy istotne róż­nice.

1. Dla nas, współ­cze­snych, szczę­ście to przede wszyst­kim su­biek­tywne po­czu­cie, a nie obiek­tywny stan, jak choćby zdro­wie. Dla sta­ro­żyt­nych, szczę­ście było dla du­szy tym, czym zdro­wie dla ciała. Pa­pier­kiem lak­mu­so­wym było cier­pie­nie. Je­żeli szczę­ście jest czymś obiek­tyw­nym, wów­czas znaj­dzie się w nim rów­nież prze­strzeń na cier­pie­nie, jak w przy­padku Hioba czy w grec­kich tra­ge­diach. Je­żeli jest ono jed­nak czymś su­biek­tyw­nym, wów­czas już z za­ło­że­nia nie da się po­go­dzić z cier­pie­niem.

2. An­giel­skie słowo hap­pi­ness (szczę­ście) po­cho­dzi od sta­ro­an­giel­skiego hap, co ozna­cza przy­pa­dek, los, szczę­śliwy traf, coś, co się zda­rza (hap­pens). Po­cho­dzi ono z ze­wnątrz, ze świata ma­te­rial­nego, a nie z we­wnątrz – z na­szej du­szy. Źró­dłem szczę­ścia są więc „dary losu” (For­tuny). Bo­gini For­tuna była za­zwy­czaj przed­sta­wiana jako la­dacz­nica i ko­bieta kłam­liwa. Prze­czy­tamy o tym choćby w dziele O po­cie­chach fi­lo­zo­fii Bo­ecju­sza. Tak ro­zu­miane szczę­ście nie pod­lega więc na­szej kon­troli. To na wskroś prze­ra­ża­jący, a za­ra­zem pe­sy­mi­styczny wnio­sek, jak wi­dzimy to choćby u Freuda.

3. W na­szym poj­mo­wa­niu szczę­ście jest czymś ulot­nym, czego do­świad­czamy tu i te­raz, a nie sta­nem per­ma­nent­nym. Sta­nowi ra­czej chwi­lowy „wzlot” niż okre­śle­nie kon­dy­cji ca­łego ży­cia, jak wi­dzimy u Ary­sto­te­lesa.

Po­dob­nie jak dla sta­ro­żyt­nych, „szczę­ście” ozna­cza dla Pas­cala (1) stan praw­dzi­wej do­sko­na­ło­ści (2) du­szy (3) na prze­strzeni ca­łego ży­cia, a więc także w ży­ciu wiecz­nym. Ary­sto­te­les po­słu­gi­wał się w tym kon­tek­ście sło­wem eu­da­imo­nia, które ozna­cza trwały stan (-ia), praw­dzi­wego do­bra (-eu) du­szy (da­imon). Dla­tego też w oczach Pas­cala to re­li­gia, a nie psy­cho­lo­gia sta­nowi drogę do szczę­ścia. Psy­cho­lo­gia może spra­wić je­dy­nie, że po­czu­jemy się do­brze, pod­czas gdy re­li­gia może spra­wić, że bę­dziemy do­brym czło­wie­kiem.

Po­dob­nie jak św. Pa­weł w pierw­szym roz­dziale Li­stu do Rzy­mian oraz św. To­masz w swo­jej Su­mie teo­lo­gicz­nej Pas­cal od­róż­nia tę część chrze­ści­jań­skiej prawdy, którą można udo­wod­nić na pod­sta­wie na­tu­ral­nego ro­zu­mo­wa­nia, a bez ko­niecz­no­ści wiary w Boże ob­ja­wie­nie (pierw­sza z dwóch prawd), od czę­ści, któ­rej nie spo­sób udo­wod­nić ludz­kimi si­łami (druga prawda). Wy­daje się jed­nak, że u Pas­cala li­nia roz­gra­ni­cza­jąca obie prawdy prze­biega ina­czej niż u Akwi­naty. Au­tor Pro­win­cjał­ków po­wąt­piewa, czy ro­zum ludzki bez żad­nej po­mocy, z ja­ką­kol­wiek dozą pew­no­ści zdoła udo­wod­nić ist­nie­nie Boga (patrz myśl 229). „Teo­lo­gia na­tu­ralna” czy też „ro­zu­mowa” za­warta w My­ślach bar­dzo zbliża się wła­śnie do tej gra­nicy. Pas­cal nie wy­cho­dzi z za­ło­że­nia, że czy­tel­nik My­śli bę­dzie osobą wie­rzącą. Pi­sze do lu­dzi nie­wie­rzą­cych, chcąc ich do­pro­wa­dzić do wiary me­to­dami od­wo­łu­ją­cymi się do ro­zumu. „Ro­zu­mo­wa­nie” ozna­cza jed­nak w tym kon­tek­ście bar­dziej zdrowy roz­są­dek niż lo­giczne wnio­sko­wa­nie na pod­sta­wie ta­kich czy in­nych prze­sła­nek. Nie cho­dzi o kal­ku­la­cję, ale o wi­zję, która mie­ści się w sta­ro­żyt­nej de­fi­ni­cji po­ję­cia „ro­zum”.

Pierw­sza prawda, jaką prze­ka­zuje Pas­cal, a więc ta o świa­do­mo­ści grze­chu, sta­nowi ab­so­lut­nie nie­zbędną „cia­sną bramę”, która pro­wa­dzi do dru­giej prawdy – prawdy o zba­wie­niu. Je­zus mówi bo­wiem: „Nie po­trze­bują le­ka­rza zdrowi, lecz ci, któ­rzy się źle mają. Nie przy­sze­dłem, aby po­wo­łać spra­wie­dli­wych, ale grzesz­ni­ków” (Mk 2,17). Per­spek­tywa ope­ra­cji na otwar­tym sercu jest do­brą no­winą dla osoby, która wie, że cierpi na po­ważną cho­robę serca, ale nie dla czło­wieka, który nie przyj­muje do wia­do­mo­ści, że jest chory (po­rów­naj: Ps 51,10).

Po­rzą­dek. Lu­dzie mają wzgardę dla re­li­gii i nie­na­wi­dzą jej, i lę­kają się, że mo­głaby być praw­dziwa. Aby ich z tego ule­czyć, trzeba za­cząć od wy­ka­za­nia, że re­li­gia nie jest zgoła sprzeczna z ro­zu­mem, że jest czci­godna, wdro­żyć dla niej sza­cu­nek; uczy­nić ją na­stęp­nie lubą, wzbu­dzić w do­brych pra­gnie­nie, aby była prawdą. Czci­godna, bo do­brze po­znała czło­wieka; luba, bo przy­rzeka praw­dziwe do­bro. (187)

Głów­nym źró­dłem ate­izmu nie są ar­gu­menty, ale spo­sób my­śle­nia, nie in­te­lekt, ale uczu­cia, nie umi­ło­wa­nie prawdy, ale lęk przed prawdą.

Wszel­kie wy­siłki, czy to ewan­ge­li­sty, czy apo­lo­gety, które nie biorą pod uwagę tej psy­cho­lo­gicz­nej prawdy, są na­iwne i z góry ska­zane na nie­po­wo­dze­nie, chyba że tra­fią do umy­słów cał­ko­wi­cie uczci­wych i obiek­tyw­nie po­strze­ga­ją­cych rze­czy­wi­stość, które jed­nak – rów­nież wśród wie­rzą­cych – sta­no­wią za­le­d­wie nie­wielką mniej­szość. Pas­cal, po­dob­nie jak Au­gu­styn, był zbyt do­brym psy­cho­lo­giem, by po­peł­nić tego ro­dzaju błąd.

Prze­ko­na­nie, że źró­dłem ate­izmu nie jest in­te­lekt, ale ludzka wola i mo­ral­ność, ma źró­dło w obiet­nicy Je­zusa, który za­pew­nił, że każdy, kto szuka (Boga), znaj­duje (Go). Je­śli owa obiet­nica nie jest fał­szywa, a Chry­stus nie jest kłamcą, wów­czas po­zo­stają tylko dwa po­wody, dla któ­rych lu­dzie nie od­naj­dują Boga, a więc w Niego nie wie­rzą. Są to: (1) nie­szu­ka­nie Boga i (2) czas. Po­nie­waż wszy­scy, któ­rzy szu­kają – osta­tecz­nie znaj­dują, cho­ciażby miało to trwać bar­dzo długo (patrz myśl 257). Po­szu­ki­wa­nie jest ak­tem woli, a więc wy­bo­rem mo­ral­nym. Kom­pu­tery nie szu­kają, to zna­czy wy­ko­nują je­dy­nie po­le­ce­nia po­dyk­to­wane im przez pro­gra­mi­stów. Nie mają bo­wiem wła­snej woli (patrz myśl 340).

Jed­nym z czyn­ni­ków, które opóź­niają na­sze od­kry­wa­nie Boga, jest nie­wie­dza. Tej można ła­two za­ra­dzić, opie­ra­jąc się na czy­sto ra­cjo­nal­nej apo­lo­ge­tyce. Jed­nak główną prze­szkodę sta­nowi po­stawa woli. Tej z ko­lei musi wyjść na­prze­ciw apo­lo­ge­tyka in­nego ro­dzaju – apo­lo­ge­tyka Pas­cala.

Teo­lo­go­wie upra­wia­jący apo­lo­ge­tykę ra­cjo­nalną, jak choćby św. To­masz z Akwinu, mają nie­jed­no­krot­nie znacz­nie więk­szą ła­twość w ra­dze­niu so­bie z nie­wie­dzą czy też nie­wła­ści­wym ro­zu­mie­niem prawdy przez swo­ich czy­tel­ni­ków (o ile fak­tycz­nie ko­chają oni prawdę) niż Pas­cal. Z ko­lei ten ostatni znacz­nie le­piej ra­dzi so­bie z po­prze­dza­jącą prze­szkodą, jaką jest lęk przed prawdą. Być może Akwi­nata był zbyt świą­to­bliwy, zbyt pro­sto­duszny i uczciwy, by zgłę­biać taj­niki ludz­kiego sa­mo­oszu­ki­wa­nia się. Au­gu­styn ogła­szał prawdę ca­łym ser­cem, ale także znał z wła­snego do­świad­cze­nia ży­cie w fał­szu i po­tra­fił z całą uczci­wo­ścią ujaw­nić prawdę o tym, jak bar­dzo nie­uczciwy był wcze­śniej, ja­kimi prze­wrot­nymi kłam­stwami się po­słu­gi­wał i jak po­krętne kno­wa­nia nie­ustan­nie snuł. On także był świę­tym czło­wie­kiem, ale w od­róż­nie­niu od Akwi­naty naj­pierw był też wiel­kim grzesz­ni­kiem. Dla­tego prze­sła­nie Pas­cala by­łoby dla niego nie­zmier­nie żywe i bli­skie (patrz na przy­kład Wy­zna­nia X, 23).

Uczci­wość Pas­cala bar­dziej przy­po­mina mi po­stawę Lu­dwiga Wit­t­gen­ste­ina niż któ­re­go­kol­wiek in­nego z dwu­dzie­sto­wiecz­nych fi­lo­zo­fów. Je­żeli czy­tel­nik zna tego my­śli­ciela je­dy­nie dzięki pro­pa­ga­to­rom jego teo­rii lin­gwi­stycz­nych, a nie za­po­znał się z jego pi­smami o cha­rak­te­rze oso­bi­stym, to stwier­dze­nie może wy­da­wać się za­ska­ku­jące. Jed­nak dzien­niki Wit­t­gen­ste­ina są pełne wy­znań, ta­kich jak to:

Gmach two­jej py­chy musi zo­stać zbu­rzony, co jest za­da­niem nie­zmier­nie trud­nym i mo­zol­nym. [...] Wma­wia­nie so­bie kłamstw o so­bie sa­mym oraz do­bro­wolne, oszu­kań­cze kar­mie­nie się po­zo­rami na wła­sny te­mat bę­dzie miało nie­chyb­nie ne­ga­tywny wpływ na twój spo­sób ży­cia. W re­zul­ta­cie bo­wiem sam nie bę­dziesz w sta­nie stwier­dzić, co w twoim ży­ciu jest prawdą, a co fał­szem[3].

Czy­ta­jąc Pas­cala, za­wsze je­ste­śmy w sta­nie to stwier­dzić. Ja­sność i bez­po­śred­niość stylu od­zwier­cie­dla bo­wiem spo­sób my­śle­nia au­tora. Styl jest ni­czym mowa ciała. Czę­sto mo­żesz ła­two wy­wieść w pole do­ro­słych, któ­rzy słu­chają two­ich słów i śle­dzą twój tok ro­zu­mo­wa­nia, ale dzieci, które przy­glą­dają się two­jemu ciału i są czułe na twój ton głosu, nie da­dzą się już tak ła­two oszu­kać.

Skoro Pas­cal jest na wskroś uczciwy, to dla­czego od­nosi się do na­szego pra­gnie­nia szczę­ścia (punkt 2), a nie tylko dą­że­nia do prawdy (punkt 3)?

Nie by­łoby uczciwe igno­ro­wać prawdę na rzecz szczę­ścia, ale nie ma nic nie­uczci­wego w sa­mym po­szu­ki­wa­niu szczę­ścia. Nie­uczciwa jest wiara w co­kol­wiek z ja­kie­go­kol­wiek in­nego po­wodu niż ten, że przed­miot wiary jest prawdą, ale nie ma nic nie­uczci­wego w tym, że bie­rzemy pod uwagę inne po­zy­tywne war­to­ści, jak choćby szczę­ście czy do­bro, i uzna­jemy, że są one warte na­szego czasu i za­sta­no­wie­nia. Obiek­tywna apo­lo­ge­tyka nie igno­ruje ani szczę­ścia (punkt 2), ani prawdy (punkty 1 i 2).

Wspo­mniane trzy punkty od­nie­sie­nia uka­zane w cy­to­wa­nym frag­men­cie nie de­cy­dują o ukła­dzie ca­łego tek­stu My­śli, ale ra­czej de­fi­niują jego stra­te­gię. Ist­nieje jed­nak pe­wien ogólny zwią­zek mię­dzy stra­te­gią opi­saną w my­śli 182 a po­rząd­kiem tek­stu (opi­sa­nym w dwóch aspek­tach w my­śli 60).

1. Już na po­zio­mie czy­sto ludz­kim chrze­ści­jań­stwo jest godne sza­cunku, po­nie­waż ro­zu­mie ono istotę pro­blemu, ludz­kie nie­szczę­ście i ludz­kie serce. Wi­dzimy tu od­nie­sie­nie do pierw­szego z dwóch punk­tów ogól­nego po­działu, a więc do kwe­stii „nę­dzy czło­wieka bez Boga”.

2. Chrze­ści­jań­stwo kryje w so­bie obiet­nicę „praw­dzi­wego do­bra”. Na tym wła­śnie za­sa­dza się istota „za­kładu”, który sta­nowi bramę wio­dącą od pro­blemu do roz­wią­za­nia.

3. To roz­wią­za­nie chrze­ści­jań­skie osiąga się wpraw­dzie przez wiarę, ale jest ono ra­cjo­nalne. „Szczę­ście czło­wieka z Bo­giem” jest praw­dziwe, re­alne i wia­ry­godne – sta­nowi to drugą za­sad­ni­czą kwe­stię, do któ­rej pro­wa­dzą upo­rząd­ko­wane roz­wa­ża­nia.

Pas­cal uka­zuje za­tem chrze­ści­jań­stwo jako:

1. wia­ry­godne z punktu wi­dze­nia psy­cho­lo­gii, po­nie­waż ro­zu­mie ono prawdę o czło­wieku,

2. atrak­cyjne z punktu wi­dze­nia psy­cho­lo­gii, po­nie­waż obie­cuje czło­wie­kowi praw­dziwe do­bro i szczę­ście oraz

3. obiek­tyw­nie praw­dziwe, po­nie­waż wska­zuje na prawdę o Bogu (wnio­sek tra­dy­cyj­nej apo­lo­ge­tyki).

My­śli nie sta­no­wią więc al­ter­na­tywy ani odłamu tra­dy­cyj­nej apo­lo­ge­tyki, ale służą jako jej uzu­peł­nie­nie.

Po­rzą­dek, w ja­kim oma­wiane są wspo­mniane trzy aspekty chrze­ści­jań­stwa, bie­rze się nie tylko z przy­czyn na­uko­wych. Se­kwen­cja ta po­zwala nam le­piej zro­zu­mieć, dla­czego My­śli Pas­cala „dzia­łają”. Pas­cal uka­zuje naj­pierw (1) chrze­ści­jań­stwo jako „re­al­nego” pre­ten­denta. Na­stęp­nie przed­sta­wia je jako pre­ten­denta atrak­cyj­nego. Być może jest ono „zbyt do­bre, by mo­gło być praw­dziwe”, tym bar­dziej że na tym eta­pie roz­wa­żań nie zo­stała jesz­cze udo­wod­niona jego praw­dzi­wość. Tak czy ina­czej, jest ono do­bre – do­bre dla nas. Jaki więc jest klucz do stra­te­gii Pas­cala? Je­śli uda się nam już przejść przez wspo­mniane za­ło­że­nie (2), wów­czas je­dyne prze­szkody, które nam po­zo­staną, to kwe­stie o cha­rak­te­rze czy­sto in­te­lek­tu­al­nym. Owymi prze­szko­dami są: nie­wie­dza, nie­wła­ściwe poj­mo­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści oraz krót­ko­wzrocz­ność ro­zumu. Omó­wie­nie w pierw­szej ko­lej­no­ści punk­tów (1) i (2) jest nie­zbędne, po­nie­waż za­nim Pas­cal zdoła prze­ko­nać czło­wieka do swo­ich ar­gu­men­tów, ten czę­sto chce, aby chrze­ści­jań­stwo było błę­dem, po­nie­waż boi się, a za­ra­zem nie­na­wi­dzi go. Kiedy jed­nak uda się nam sku­tecz­nie prze­brnąć przez (1) i (2), czło­wiek za­czyna je ko­chać i pra­gnie, by było ono zgodne z rze­czy­wi­sto­ścią.

To oczy­wi­ście jesz­cze nie wy­star­czy. Pra­gnie­nie, by coś było praw­dziwe, nie czyni tego praw­dzi­wym. A je­śli wie­rzymy w coś tylko dla­tego, że nam się to po­doba, je­ste­śmy zwy­czaj­nie nie­uczciwi. Krok (1) jest nie­zbędny. Jed­nak do­piero kiedy uczy­nimy krok (1) i (2), od­naj­dziemy w so­bie otwar­tość, by uczy­nić krok (3). Już nie bę­dziemy na niego za­mknięci. Pas­cal w pierw­szej ko­lej­no­ści otwiera nasz umysł, a do­piero po­tem go karmi. Więk­szość apo­lo­ge­tów pró­buje na­to­miast na­kar­mić szpi­na­kiem ma­łego nie­jadka, który upar­cie za­myka bu­zię. (Pró­bo­wa­li­ście kie­dyś? Sprawdź­cie przy naj­bliż­szej oka­zji). W pierw­szej ko­lej­no­ści na­le­ża­łoby spra­wić, by dziecko po­czuło głód.

Ktoś mógłby nam za­rzu­cić, że dą­że­nie do tego, żeby czło­wiek chciał uznać chrze­ści­jań­stwo za coś do­brego, jest po­dob­nie nie­uczciwe, jak dą­że­nie, by zo­stało ono uznane za złe. Czy nie na­le­ża­łoby za­tem za­cho­wać neu­tral­no­ści?

Nie, po­nie­waż w ob­li­czu wiel­kiej, oso­bi­stej i prze­mie­nia­ją­cej ży­cie sprawy, jaką jest chrze­ści­jań­stwo, które sta­nowi tak wielką za­porę dla grze­chu, nie da się za­cho­wać neu­tral­no­ści. Chrze­ści­jań­stwo to nie hi­po­teza. Ono jest jak oświad­czyny, jak pro­po­zy­cja mał­żeń­stwa.

Nasz in­te­lekt wy­ra­sta z woli i emo­cji, po­dob­nie jak ro­ślina wy­ra­sta z ziemi. Ro­zum to nie ba­lon swo­bod­nie szy­bu­jący w prze­stwo­rzach prawdy. Przy­po­mina ra­czej li­ście drzewa, które czer­pie ży­cio­dajne soki z wnę­trza swo­jego pnia (serca), a jego ko­rze­nie są za­głę­bione w ziemi (uczu­cia). Je­śli od cza­sów Pla­tona psy­cho­lo­gia wzbo­ga­ciła się o coś istot­nego, to wła­śnie ta­kie poj­mo­wa­nie ro­zumu. Po­jął to rów­nież Pas­cal, na długo przed Freu­dem.

Je­żeli (a) chrze­ści­jań­stwo jest prawdą i (b) ist­nieją dwie prze­szkody, aby mu uwie­rzyć: prze­szkoda ir­ra­cjo­nalna, czyli nie­na­wiść i strach, oraz prze­szkoda ra­cjo­nalna, czyli nie­wie­dza i nie­wła­ściwe ro­zu­mie­nie, oraz je­żeli (c) neu­tral­ność jest nie­moż­liwa, wów­czas można dojść do wnio­sku, że uczci­wie jest za­mie­nić nie­na­wiść w mi­łość oraz strach w fa­scy­na­cję (co sta­nowi u Pas­cala krok 2). Taka po­stawa służy praw­dzie, po­dob­nie jak służą jej ra­cjo­nalne ar­gu­menty (u Pas­cala krok 3). Je­żeli czło­wiek umiera jed­no­cze­śnie na raka i na za­pa­le­nie płuc, to bez względu na to, czy po­damy mu lek na jedną czy na drugą cho­robę, każdy z nich bę­dzie tak samo słu­żył ży­ciu i zdro­wiu pa­cjenta.

Po­rzą­dek prze­ciw za­rzu­towi, że w Pi­śmie Świę­tym nie ma po­rządku. Serce ma swój po­rzą­dek; ro­zum ma swój, pły­nący z za­sad i do­wo­dów; serce ma inny (A). Nie można na­ka­zać mi­ło­ści do sie­bie, wy­szcze­gól­nia­jąc po po­rządku przy­czyny mi­ło­ści: to by­łoby cał­kiem śmieszne (B). Je­zus Chry­stus, św. Pa­weł za­cho­wują po­rzą­dek mi­ło­ści, a nie ro­zumu: chcieli bo­wiem ogrzać, a nie na­uczyć (C). Toż samo św. Au­gu­styn: ten po­rzą­dek po­lega głów­nie na dy­gre­sji w każ­dym punk­cie, który od­nosi się do celu, uka­zu­jąc go cią­gle. (283)

A

Błę­dem ro­zu­mo­wa­nia ra­cjo­na­li­zmu (a nie sa­mego ro­zumu) jest prze­ko­na­nie, że ra­cjo­nalny po­rzą­dek to je­dyny ro­dzaj po­rządku. W rze­czy­wi­sto­ści po­rzą­dek serca jest po­rząd­kiem w ta­kim sa­mym stop­niu, tyle że sta­nowi on po­rzą­dek in­nego ro­dzaju.

Nasz umysł po­szu­kuje prawdy, pod­czas gdy serce po­szu­kuje do­bra. Po­rzą­dek ro­zu­mowy przy­po­mina więc mapę czy też sche­mat prawdy. Po­rzą­dek serca to przede wszyst­kim po­dróż do celu – do źró­dła wła­snych pra­gnień. Po­rzą­dek ro­zumu jest sta­tyczny, po­rzą­dek serca – dy­na­miczny. Po­rzą­dek ro­zumu jest osa­dzony w prze­strzeni, po­rzą­dek serca – w cza­sie. Po­rzą­dek ro­zumu z na­tury przy­po­mina sieć pełną pro­sto­kąt­nych form. Po­rzą­dek serca sta­nowi ra­czej spi­ralę i do­mi­nują w nim obłe kształty. My­śliwy okrąża swoją zdo­bycz i ob­cho­dzi ze wszyst­kich stron to, co jest przed­mio­tem jego po­żą­da­nia. Jego po­dróż przyj­muje formę „dy­gre­sji od każ­dego punktu, która zmie­rza do celu” ni­czym ro­we­rowe szpry­chy, które „zmie­rzają” do pia­sty.

Po­rzą­dek teo­re­tycz­nego my­śle­nia pro­wa­dzi od prze­sła­nek do kon­kret­nych wnio­sków. Po­rzą­dek prak­tycz­nego my­śle­nia wy­cho­dzi od pro­blemu i dąży do roz­wią­za­nia, od nie­szczę­ścia do szczę­ścia, od dia­gnozy do pro­gnozy czy wresz­cie od cho­roby do le­kar­stwa.

B

Czy kto­kol­wiek sły­szał kie­dyś o ko­chanku, który oświad­czałby się, wy­mie­nia­jąc prze­słanki i wnio­ski?

C

Być może wła­śnie dla­tego So­kra­tes na­uczał tak nie­wielu dok­tryn. Bar­dziej niż wie­dzy chciał za­pewne na­uczyć lu­dzi po­kory. Ona wła­śnie była kwin­te­sen­cją jego prze­sła­nia (patrz Obrona So­kra­tesa, 21–23b).

Mó­wiąc o prze­ka­zy­wa­niu wie­dzy, Pas­cal miał tu na my­śli wy­peł­nia­nie umy­słu ucznia no­wymi ide­ami. Na­uka po­kory miała z ko­lei po­le­gać na opróż­nie­niu go ze sta­rych prze­ko­nań. Pi­smo Święte, So­kra­tes, Pas­cal i mi­stycy uczą przede wszyst­kim po­kory, a do­piero w dal­szej ko­lej­no­ści prze­ka­zują wie­dzę.

Dla­czego na­uka po­kory może być cen­niej­sza od przy­swa­ja­nia wie­dzy? Prze­ko­na­nie to wy­daje się bez­pod­stawne, gdy my­ślimy o tym, co „pod nami” (na­uka), ale na­biera sensu, gdy mowa o tym, co „nad nami” (Bóg) i „obok nas” (inni lu­dzie i to, w jaki spo­sób ob­ja­wia się Bóg). Kiedy my­ślimy o na­uce, mo­żemy stwier­dzić, że szczy­tem mą­dro­ści jest wie­dza. Gdy jed­nak cho­dzi o Boga i świat du­chowy, obo­wią­zuje inna za­sada. Tu szczy­tem mą­dro­ści jest mi­łość. Po­zna­jemy Boga i czło­wieka wy­łącz­nie po­przez mi­łość do nich.

Święty To­masz z Akwinu stwier­dził, że wpraw­dzie le­piej jest mieć wie­dzę o ka­mie­niu, niż ko­chać ka­mień, ale z dru­giej strony le­piej jest ko­chać Boga, niż mieć o Nim wie­dzę, po­nie­waż mi­łość upo­dab­nia ko­cha­ją­cego do obiektu jego mi­ło­ści, a wie­dza upo­dab­nia przed­miot wie­dzy do tego, co wie o nim wie­dzący (Suma teo­lo­giczna I, 82, 3). Kiedy ko­chamy psa, sta­jemy się bar­dziej po­dobni do psa, ale kiedy po pro­stu mamy wie­dzę o psie, to nie­jako wzno­simy go na nasz wła­sny po­ziom – po­ziom my­śli. Kiedy mamy wy­łącz­nie wie­dzę o Bogu, wów­czas ścią­gamy Go nie­jako na dół, wtła­cza­jąc Go w na­sze an­tro­po­mor­ficzne ramy. W na­szym wy­obra­że­niu Bóg staje się bar­dziej ludzki, niż fak­tycz­nie jest. Kiedy jed­nak ko­chamy Boga, wzno­simy się wy­żej, ku Niemu, zbli­żamy się do Jego po­ziomu i sta­jemy się bar­dziej niż wcze­śniej po­dobni do Boga (w końcu „Bóg jest mi­ło­ścią”).

Po­kora (uko­rze­nie się) idzie w pa­rze z mi­ło­ścią. Choć więc mą­drość (wie­dza) po­zwala naj­bar­dziej zbli­żyć się do ota­cza­ją­cego świata, to wła­śnie dzięki mi­ło­ści i po­ko­rze (uko­rze­niu się) mo­żemy naj­bar­dziej zbli­żyć się do Boga.

Po­dob­nie ma się sprawa z re­la­cjami mię­dzy­ludz­kimi. Kto zna cię naj­le­piej? Czło­wiek mą­dry, który cię nie ko­cha, czy ra­czej twój naj­lep­szy przy­ja­ciel, który być może nie jest zbyt bły­sko­tliwy, ale da­rzy cię głę­boką mi­ło­ścią? Od­po­wiedź jest oczy­wi­sta.

2

ME­TODA

Wiele atra­mentu wy­lano w ostat­nich cza­sach, pró­bu­jąc od­po­wie­dzieć na py­ta­nie zwią­zane z me­to­do­lo­gią teo­re­tyczną. Pas­cal na­to­miast ogra­ni­cza się do wnio­sków na­tury prak­tycz­nej.

Nie­sta­łość. Mnie­mamy, iż do­ty­ka­jąc czło­wieka, do­ty­kamy ja­koby zwy­kłych or­ga­nów. W isto­cie są to or­gany, ale dzi­waczne, zmienne, ka­pry­śne, któ­rych rury nie idą za sobą po po­rządku. Ci, któ­rzy umieją grać jeno na zwy­czaj­nych or­ga­nach, z tych nie do­by­liby akordu. Trzeba znać, gdzie są pe­dały. (111)

Mó­wiąc o „gra­niu”, Pas­cal wy­ko­rzy­stuje tu dwu­znacz­ność tego słowa, które można ro­zu­mieć jako (1) za­bawę, udział w pew­nej grze lub (2) wy­ko­ny­wa­nie mu­zyki na in­stru­men­tach.

1. Gry mogą być po­ważne, na przy­kład wojna, oraz try­wialne, jak choćby ła­mi­główki. Apo­lo­ge­tyka to po­ważna gra, ele­ment du­cho­wej wojny, któ­rej stawką jest zdo­by­cie (zba­wie­nie) ludz­kich dusz.

2. Apo­lo­ge­tyka przy­po­mina jed­no­cze­śnie grę na in­stru­men­cie, ja­kim są or­gany du­szy. Rów­nież słowo „or­gany” można tu ro­zu­mieć dwo­jako, trak­tu­jąc je jako (1) ro­dzaj in­stru­mentu mu­zycz­nego lub (2) część ży­wego or­ga­ni­zmu, w tym wy­padku – serce. Cy­to­wana tu myśl sta­nowi wy­ja­śnie­nie tego, w jaki spo­sób można grać na or­ga­nach ludz­kiego serca.

Gra na ludz­kim sercu różni się od gry na pisz­czał­ko­wych or­ga­nach. Przy­po­mina ona ra­czej grę na ży­wym, nie­ustan­nie po­ru­sza­ją­cym się or­ga­ni­zmie. Aby od­nieść zwy­cię­stwo, na­leży na­uczyć się kon­tro­lo­wać jego ru­chy i za­pro­wa­dzać ci­szę.

Kier­ke­ga­ard ma­wiał, że gdyby był le­ka­rzem i mógł prze­pi­sać jedno je­dyne le­kar­stwo na wszyst­kie bo­lączki współ­cze­snej ludz­ko­ści, to owym re­me­dium by­łaby ci­sza. Bo­wiem na­wet gdyby gło­szono Słowo Boże, to nie słu­chano by go lub nie przy­wią­zy­wano by do niego na­le­ży­tej wagi – a wszystko z po­wodu nad­miaru ha­łasu i wiel­kiej go­ni­twy pa­nu­ją­cej we współ­cze­snym świe­cie. „Za­pro­wa­dzajmy więc ci­szę”.

Pas­cal chciał roz­po­cząć swoją książkę od re­flek­sji na te­mat śmierci, po­nie­waż śmierć – za­nim za­ist­nieje – pro­wa­dzi do ci­szy. Ci­sza po­ja­wia się jesz­cze przed śmier­cią, kiedy sta­jemy w jej ob­li­czu.

Je­żeli apo­lo­ge­cie nie uda się stwo­rzyć w umy­śle czy­tel­nika we­wnętrz­nej ci­szy, je­żeli nie zdoła do­pro­wa­dzić do owego wiel­kiego mo­mentu, w któ­rym ów czy­tel­nik za­trzyma się w wiel­kim za­dzi­wie­niu, wów­czas jego apo­lo­ge­tyka bę­dzie je­dy­nie ni­czym „cym­bał brzmiący” lub na­ukowy wy­wód, który nie ma w so­bie żad­nej mocy. „Al­bo­wiem nie w sło­wie, lecz w mocy prze­ja­wia się kró­le­stwo Boże” (1 Kor 4,20). A prze­cież ce­lem apo­lo­ge­tyki jest za­pro­wa­dze­nie tego Kró­le­stwa w sercu czło­wieka (na­wet je­śli dzieje się to za po­mocą słów).

Zdol­ność wpro­wa­dze­nia ci­szy przy uży­ciu słów jest ni­czym umie­jęt­ność uci­sze­nia dzi­kiego zwie­rzę­cia po­przez do­tknię­cie go w okre­ślony spo­sób, po­przez wie­dzę o czu­łym punk­cie na jego ciele. Ta zdol­ność przy­po­mina także grę na or­ga­nach. Trzeba wie­dzieć, na jaki pe­dał na­ci­snąć w da­nym mo­men­cie. W tym wła­śnie tkwi se­kret ge­niu­szu Pas­cala. On wie, gdzie są od­po­wied­nie pe­dały. On „po­ru­sza w nas od­po­wied­nie struny”.

Zna także mu­zykę – wła­ściwą mu­zykę, którą jest chrze­ści­jań­stwo. Do­bry na­uczy­ciel zna i ko­cha za­równo swo­ich uczniów, jak i przed­miot, który wy­kłada, a więc w tym wy­padku za­równo psy­cho­lo­gię, jak i teo­lo­gię. Nie­wielu znało obie dzie­dziny tak do­brze jak Pas­cal. Są one ni­czym krze­mień i stal. Wy­star­czy po­trzeć jedno o dru­gie, by po­sy­pały się iskry. Obie te dzie­dziny są ni­czym męż­czy­zna i ko­bieta – są stwo­rzone dla sie­bie na­wza­jem.

Trzeba mieć na dnie du­szy wła­sny po­gląd i we­dle tego są­dzić o rze­czach, mó­wiąc jed­nakże tak jak wszy­scy. (336)

Każdy szpieg po­trze­buje ma­ski.

Ów „wła­sny po­gląd w głębi du­szy” jest tym, do czego dąży w swo­jej mi­sji chrze­ści­jań­ski szpieg chcący zdo­być du­sze dla Boga. „Mó­wie­nie tak jak wszy­scy”, a więc wy­po­wia­da­nie się z po­lo­tem na te­mat ludz­kich spraw, jest z ko­lei ma­ską, jaką musi on przy­wdziać. Wła­śnie do ta­kiej po­stawy za­chę­cał św. Pa­weł, mó­wiąc: „Mowa wa­sza, za­wsze miła, niech bę­dzie przy­pra­wiona solą, tak by­ście wie­dzieli, jak na­leży każ­demu od­po­wia­dać” (Kol 4,6). Pas­cal, po­dob­nie jak św. Pa­weł i sam Je­zus, jest „sta­rym wy­ja­da­czem”, który wie, jak przy­pra­wić swoją mowę.

Szcze­gól­nie w dzi­siej­szych cza­sach chrze­ści­jań­scy apo­lo­geci po­winni stać się szpie­gami pra­cu­ją­cymi w ka­ta­kum­bach. Zu­peł­nie ina­czej było w śre­dnio­wie­czu. Współ­cze­sny świat stał się jed­nak na po­wrót świa­tem po­gań­skim, a ra­czej czymś znacz­nie gor­szym, po­nie­waż roz­wódka nie jest już dzie­wicą. Mu­simy po­wró­cić do ka­ta­kumb i to­czyć walkę ze współ­cze­snym świa­tem od środka. Mu­simy stać się chrze­ści­jań­skimi szpie­gami w świe­cie, w taki sam spo­sób, w jaki świat wy­syła swo­ich szpie­gów na łono Ko­ścioła. Kier­ke­ga­ard opi­sał swoją szpie­gow­ską mi­sję jako po­nowne prze­my­ce­nie chrze­ści­jań­stwa do współ­cze­snej cy­wi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej, która jest taka tylko z na­zwy, gdyż w rze­czy­wi­sto­ści stała się po­st­chrze­ści­jań­ska.

Wy­daje mi się, że stra­te­gii, którą na­zwał „ko­mu­ni­ka­cją nie wprost”, Kier­ke­ga­ard na­uczył się od Pas­cala. U Pas­cala znaj­dziemy stra­te­gię ana­lo­giczną do stra­te­gii pseu­do­ni­mów, ja­kimi po­słu­gi­wał się Kier­ke­ga­ard, po­le­ga­jącą na przy­ję­ciu per­spek­tywy prze­ciw­nika, po­sta­wie­niu się w po­zy­cji wy­ob­co­wa­nego, współ­cze­snego scep­tyka, aby nie prze­ma­wiać je­dy­nie jako pe­łen en­tu­zja­zmu i za­an­ga­żo­wa­nia wie­rzący chrze­ści­ja­nin. Taką oto „ma­skę” przy­wdziewa Pas­cal.

Wal­ker Percy i Flan­nery O’Con­nor to dwoje dwu­dzie­sto­wiecz­nych ame­ry­kań­skich pi­sa­rzy, któ­rzy po­słu­gują się tą samą me­todą. Sym­pa­tycy Pas­cala z pew­no­ścią znajdą upodo­ba­nie także w ich twór­czo­ści, a szcze­gól­nie w książce Lost in the Co­smos [Za­gu­bieni w Ko­smo­sie] Wal­kera Percy’ego. To nie­zwy­kle mą­dra, a za­ra­zem za­bawna książka, którą z po­wo­dze­niem mógłby na­pi­sać Pas­cal, gdyby tylko żył trzy wieki póź­niej, czy­tał psy­cho­lo­giczne po­rad­niki, a także oglą­dał Wo­ody’ego Al­lena i te­le­no­wele.

Je­śli się chwali, po­ni­żam go; je­śli się po­niża, chwalę go; i sprze­ci­wiam mu się cią­gle, aż poj­mie, że jest mon­strum nie­po­ję­tym. (420)