Chińskie metamorfozy. Cywilizacja konfucjańska a cywilizacja zachodnia - Krzysztof Gawlikowski - ebook

Chińskie metamorfozy. Cywilizacja konfucjańska a cywilizacja zachodnia ebook

Gawlikowski Krzysztof

0,0

Opis

Chińczycy stworzyli cywilizację wyprzedzającą inne centra kulturowe, co najmniej do XVI w., ale choć wymyślili proch, to jednak nigdy nie wyprodukowali tak sprawnej broni palnej jak Europejczycy; choć wymyślili kompas, to erę odkryć geograficznych zakończyli pod koniec XV w. Czy istnieją jakieś "punkty styczne" cywilizacji konfucjańskiej i cywilizacji zachodniej? Czy Wschód z Zachodem jest w stanie współdziałać i prowadzić twórczy dialog? Czy w ogóle jesteśmy w stanie wzajemnie się zrozumieć?

W czasach politycznej poprawności i multikulturowości wielu europejskich i amerykańskich publicystów lansowało tezę, że wszystkie cywilizacje wzajemnie się przenikają, a cały świat nieuchronnie dąży do liberalnej demokracji w stylu zachodnim. A przecież Wschód, korzystając z wielu wynalazków i dobrodziejstw Zachodu, nadal się trzyma swoich korzeni i dziedzictwa przodków. Co o tym decyduje? Krytyczna ocena zachodnich dokonań, czy świadomość, że kultura Wschodu jest bezcennym dorobkiem setek pokoleń, a bagaż własnych doświadczeń historycznych jest w stanie Wschodowi zaoferować więcej?

Oddajemy do Państwa rąk monumentalną pracę prof. Krzysztofa Gawlikowskiego - jednego z najwybitniejszych polskich sinologów. Jego opus magnum, nad którym pracował przez wiele lat, zawiera przekaz z pogranicza wielu dziedzin - historii, polityki, kultury, kulturoznawstwa, religioznawstwa, filozofii, psychologii, językoznawstwa itd.

Prof. Krzysztof Gawlikowski (1940-1921), wielki znawca i miłośnik Orientu, a przede wszystkim Chin, jeden z niewielu Europejczyków ujętych w Wielkiej Encyklopedii Chińskiej, przemierzył całą Azję, nocował w chatach wieśniaków i pałacach przywódców państw. Po wykładzie na temat stosunków wietnamsko–laotańskich buddyjscy mnisi chcieli uroczyście przyjąć go do swego klasztoru, na nowego członka ich społeczności. Po kilkunastu latach życia w Europie Zachodniej, po powrocie do Polski, założył Centrum Badań Azji i Pacyfiku w Instytucie Studiów Politycznych PAN, a potem Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej na Uniwersytecie SWPS, gdzie też przez wiele lat wykładał. Był zdecydowanym rzecznikiem porozumienia Zachodu ze Wschodem. Jako ekspert, prywatnie wpływał na stosunki polsko-chińskie. Z bliska uważnie obserwował dokonujące się w Chinach procesy przemian, wskazywał na ich rozmaite słabości, możliwe kierunki. Zaowocowało to w 1997 r. zaproszeniem go przez Prezydenta Chin Jiang Zemina na rozmowę o problemach polityki chińskiej, w cztery oczy, bez tłumaczy i sekretarek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1414

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451

Opieka merytoryczna i redakcja Zofia Borzymińska

Konsultacja sinologiczna i merytoryczna Małgorzata Ławacz

Korekta Zespół UKKLW – Joanna Misztal, Elżbieta Steglińska

Wybór i przygotowanie materiału ilustracyjnego oraz zdjęciowego Krzysztof Gawlikowski, Zofia Borzymińska

Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz

ISBN 9788366814608

Copyright © by Zofia Borzymińska Copyright © for Zona Zero Sp. z o.o., Warszawa 2022

 

 

Wydawca Zona Zero, Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa Tel. 22 836 54 44, 877 37 35 Faks 22 877 37 34

https://www.zonazero.pl/

https://www.facebook.com/zonazerobooks/

https://www.facebook.com/zonageopolityki/

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Książkę tę poświęcam pamięci mego Ojca, Konstantego, którego domowa biblioteczka obejmowała także kultury azjatyckie, inspirując moje orientalne zainteresowania. On też uczył mnie od dziecka krytycznego myślenia, niewierzenia cudzym deklaracjom, a samodzielnego analizowania realiów.

Wykaz używanych skrótów

ameryk. ‒ amerykański

ang. – angielski / po angielsku / w języku angielskim

chiń. – chiński / po chińsku / w języku chińskim

cyt. – cytat, cytowane

cz. – część

czyt. – czytaj

dol. – dolary amerykańskie

fot. – fotografia, fotografował

gen. ‒ generał

il. – ilustracja

jap. – japoński / po japońsku / w języku japońskim

koment. – komentarz

kor. – koreański / po koreańsku / w języku koreańskim

ks. – księga

mal. – malarz, malował

mod. – modyfikowane /zmodyfikowane / modyfikacja

nr ‒ numer

ok. – około

okr. – okres

oprac. ‒ opracowanie

par. ‒ paragraf

pol. – polski /po polsku / w języku polskim

przekł. ‒ przekład

przyp. – przypis

r. ‒ rok

red. – redakcja

ros. – rosyjski / po rosyjsku / w języku rosyjskim

rozdz. – rozdział

ryc. – rycina

rys. – rysunek, rysował

s. ‒ strona

szczeg. – szczególnie

tab. – tabela

tabl. ‒ tablica

tłum. – tłumaczenie

trans. – translacja (z jednego języka obcego na inny język obcy)

tzn. – to znaczy

wiet. – wietnamski / po wietnamsku / w języku wietnamskim

współcz. – współczesne / współcześnie

wyd./Wyd. – wydanie / Wydawnictwo

z. ‒ zeszyt

zob. ‒ zobacz

Słowo od Redakcji

Książka, nad którą przyszło mi pracować, niewątpliwie jest wyjątkowa. Po pierwsze, jest ona niezwykle ważną pozycją w czasach, kiedy to na naszych oczach w zasadniczy sposób zmienia się miejsce Chin na geopolitycznej mapie świata. Po wtóre, jest bardzo zajmująca, jako że była pisana z pasją, a zarazem z zachowaniem bardzo rozległego pola widzenia oraz szerokiej perspektywy historycznej. Po trzecie, jest publikacją z pogranicza wielu dziedzin – historii, kultury, antropologii kulturowej, kulturoznawstwa, religioznawstwa, filozofii, psychologii, językoznawstwa, polityki, politologii itd. Łączy przy tym w sobie rodzaj analizy, wykładu, a także uważnej obserwacji, co dodaje jej specyficznego rysu autentyczności. Po czwarte wreszcie, stanowi rodzaj spuścizny po Autorze ‒ moim Bracie, który swojej pasji badawczej związanej z Azją poświęcił całe życie, albowiem była ona dla Niego niezmiernie ważna. Badał ją, studiował, poznawał, smakował, pisał o niej, opowiadał i nauczał.

W swojej książce pragnął przekazać Czytelnikom rozległą o niej wiedzę, będącą owocem własnych wieloletnich studiów, doświadczeń i przemyśleń. Starał się zwrócić Ich uwagę przede wszystkim na nieprzystawalność wielu pojęć funkcjonujących niejako w „światach równoległych”, jakimi – mimo całego procesu globalizacji – wciąż pozostają dla siebie Wschód i Zachód, odmienne symbole i kody kulturowe funkcjonujące w obydwu cywilizacjach, a wreszcie ‒ zaapelować o szczególną „tolerancję” dla innych sposobów myślenia, biegnącego różnymi niż nasze torami. Wskazywał przy tym na niezwykle głęboko sięgające religijno-filozoficzne czy też filozoficzno-religijne korzenie, kształtujące zarówno świadomość, jak i podświadomość ludzi wywodzących się z rozmaitych kręgów tychże cywilizacji. Przekonywał, że sztuka szukania porozumienia polega nie na tym, aby owe różnice umniejszać, niwelować, dążyć do uczynienia innych podobnymi sobie, lecz aby je dostrzegając – szanować, akceptować, a nade wszystko ‒ rozumieć.

Autor pisał swoją książkę przez wiele lat – odkładając ją, by zająć się pilnymi zobowiązaniami dydaktycznymi i wydawniczymi, i do niej powracając. Ale jeszcze dłużej ona w Nim dojrzewała, o czym m.in. świadczą Jego liczne notatki, czynione podczas podróży po krajach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Rozmawiając z Azjatami, uważnie ich słuchał, zwracał uwagę na wiele niuansów, był też niezwykle bystrym obserwatorem.

W rezultacie powstało bardzo obszerne dzieło, podzielone na trzy zasadnicze części. Pierwszą Autor poświęcił potrzebie podjęcia dialogu między Zachodem a Wschodem; drugą – m.in. omówieniu historycznych procesów przemian kulturowych na Dalekim Wschodzie i porównaniu ich z tymi, które równolegle toczyły się na Zachodzie, oraz wielorakich aspektów cywilizacji konfucjańskiej; w trzeciej ‒ najkrótszej – zawarł najistotniejsze informacje o innych cywilizacjach, obecnych na opisywanym terenie i w krajach Azji Południowo-Wschodniej. Całość uzupełnił bibliografią publikacji, z których korzystał przy pracy nad książką. Na końcu dodał chronologię dziejów Chin.

Kiedy książka była już prawie gotowa, zmienił jednak jej koncepcję. Być może powodem takiej decyzji była znaczna objętość dzieła, albo też szybko zmieniająca się sytuacja polityczna w świecie, a co za tym idzie – również przeobrażające się relacje między Wschodem i Zachodem. Niejako przeczuwając konsekwencje dokonujących się procesów, Autor dostrzegał coraz pilniejszą potrzebę, czy nawet konieczność, natychmiastowego podjęcia przez Zachód dialogu z Chinami. W związku z postępującą poważną chorobą zapewne też się obawiał, że może nie zdąży ukończyć zamierzonego dzieła, że zabraknie Mu czasu na jego dopracowanie i domknięcie. Postanowił więc pierwszą część książki, poświęconą wspomnianej potrzebie podjęcia przez Zachód dialogu, przeformułować, rozszerzyć i jak najszybciej wydać w formie oddzielnej publikacji. I właśnie na tym skupił całą swoją uwagę w ostatnim roku życia1.

Nad drugą, zasadniczą częścią pierwotnie zamyślonej książki, poświęconą cywilizacji konfucjańskiej, która – zgodnie z nową koncepcją – miała stanowić oddzielny tom, wydaje się, że pracował już niewiele, zapewne uznając, iż wymaga ona mniej uwagi, gdyż jest już prawie gotowa.

W międzyczasie napisał jeszcze trzecią jej część, poświęconą innym cywilizacjom, której wcześniej nie planował, a którą w procesie pisania uznał za niezbędną dla uzupełnienia ogólnego obrazu cywilizacji Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Zamierzał jeszcze napisać rozdział poświęcony tradycjom kulturowym Azji Południowo-Wschodniej, co zapewne stanowiłoby cenne i ciekawe dopełnienie tekstu książki. Niestety, nie zdążył już tego uczynić. Nie zdążył również napisać zakończenia, podsumowującego całość omawianego dzieła. Z tym większą wdzięcznością przyjęłam gotowość napisania przez Pana dr. hab. Józefa Pawłowskiego z Instytutu Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego krótkiego tekstu pt. Zamiast zakończenia, za który bardzo serdecznie Mu dziękuję.

Autor, zakażony we własnym domu COVID-em 19, odszedł niespodziewanie 2 marca 2021 r., w ciągu zaledwie kilku dni. Ostatecznie nie zakończył pracy ani nad krótszą książką poświęconą potrzebie podjęcia dialogu, ani też nad drugą, dłuższą, poświęconą cywilizacji konfucjańskiej. Nie dokończył też swego innego dzieła pt. Księga Mistrza Suna. Studia o chińskiej myśli strategicznej oraz przekład traktatu z objaśnieniami, nad którym strawił dziesiątki lat.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zachowały się kopie pierwszej wersji zamyślonej książki nt. cywilizacji konfucjańskiej, a także wspomniana wersja już oddzielonej i rozbudowanej jej części pierwszej (mającej stanowić oddzielny tom). Doszłam do wniosku, że należy podjąć próbę ocalenia tej spuścizny. Po przeprowadzeniu analizy ocalałych tekstów, porównaniu kolejnych wersji obu książek, uznałam, że początkowo zaplanowane dzieło jest na tyle zaawansowane, iż możliwe będzie jego wydanie. Należy jednak trzymać się owej pierwotnie zamierzonej koncepcji i nie dzielić tekstu na dwie odrębne publikacje, a co za tym idzie – skrócić rozbudowaną już i nieco przeformułowaną część pierwszą, z inaczej rozłożonymi akcentami, uporządkować, dopracować drugą i trzecią, oraz przeprowadzić gruntowną redakcję całości.

Na taką decyzję wpłynęła również świadomość, że obecna sytuacja geopolityczna wciąż podlega bardzo dynamicznym przeobrażeniom. Rządy prezydentów Stanów Zjednoczonych – Baracka Obamy i Donalda Trumpa ‒ oraz prowadzona przez nich polityka wobec Chin, którym Autor poświęcił wiele miejsca w nowej wersji książki nt. dialogu, w istocie jest już historią, do której sam nie mógłby obecnie się odnieść ani uaktualnić czy też skorygować swoich sądów i opinii. Późniejsze wydarzenia, mające miejsce już w trakcie podjętych przeze mnie prac nad dziełem Brata, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji.

W związku z tym, wersję rozbudowanego tekstu poświęconego konieczności podjęcia przez Zachód i poprowadzenia dialogu ze Wschodem skróciłam tak, by pasowała do pierwotnej koncepcji Autora i stanowiła rodzaj rozbudowanego wprowadzenia do zasadniczej części drugiej, poświęconej cywilizacji konfucjańskiej, na której skupił swą uwagę. To właśnie ta druga część stanowi kwintesencję tej publikacji i jest najobszerniejsza. Dzieli się na dwa rozdziały; w pierwszym ‒ krótszym, zostały omówione ewolucja i zasięg cywilizacji konfucjańskiej, w drugim ‒ podstawowe jej cechy i specyfika.

W obróbce redakcyjnej owa zasadnicza część książki pozostała niemal niezmieniona, poza naniesieniem koniecznych poprawek i uzupełnień. Jedynie pod sam jej koniec, w miejscu, gdzie w drafcie tekstu znajdowały się luźne, uszkodzone bądź powtarzające się fragmenty (być może na skutek jakiejś wcześniejszej awarii komputera Autora), musiałam głębiej weń ingerować, przenosząc jego fragmenty w inne, pasujące do kontekstu miejsca, bądź je usuwając.

Część trzecia, poświęcona innym cywilizacjom azjatyckim, tj. muzułmańskiej, indyjskiej, Azji Południowo-Wschodniej oraz innym kręgom kulturowym, powstała – jak już wspominałam ‒ najpóźniej i ma charakter przede wszystkim informacyjny; stanowi esencjonalne uzupełnienie, wzbogacające obraz złożonej religijności społeczeństw z kręgu krajów związanych z cywilizacją konfucjańską. Nie wymagała ona zbyt wielkich korekt redakcyjnych ani zmian.

Dzięki dołączonej pod koniec książki bibliografii wykorzystanych publikacji Czytelnik będzie mógł się zorientować w bogatym materiale, z którego Autor korzystał, poznać literaturę, do której sięgał. Będzie też miał możliwość sprawdzenia tytułu w razie wątpliwości związanych z jego identyfikacją (szczególnie gdy się powtarza, a co za tym idzie – pojawia się w skróconej formie).

Pewien problem redakcyjny stanowiły znajdujące się w przypisach i bibliografii odesłania Autora do nieistniejących już stron internetowych. Ostatecznie jednak zdecydowałam się je pozostawić w oryginalnym zapisie, wychodząc z założenia, że ich zlikwidowanie sprawiłoby, iż cytaty oraz rozmaite informacje pozostałyby niejako zawieszone w próżni, bez podania źródeł, z których Autor korzystał; nadto Czytelnicy mają świadomość zmieniającego się dostępu do stron w internecie, a podane daty precyzyjnie wskazują, kiedy do nich sięgano.

Załączona w postaci Aneksu nr 1. krótka Chronologia dziejów Chin umożliwi Czytelnikowi odszukanie dat panujących dynastii, niektórych wydarzeń itp., które w tekście książki trudno za każdym razem powtarzać. Wypada wspomnieć, że Autor zamierzał również zamieścić tam chronologię dziejów pozostałych krajów należących do kręgu cywilizacji konfucjańskiej, tj. Korei, Japonii i Wietnamu, jednak – mimo że pracę tę rozpoczął, to już nie zdążył jej dalej poprowadzić. Zdecydowałam się więc pozostawić tylko wspomnianą w miarę kompletną chronologię dziejów Chin.

Książkę symbolicznie zamyka list Prezydenta Chińskiej Republiki Ludowej Jiang Zemina z listopada 1998 roku (tu dołączony w postaci Aneksu nr 2), w którym Prezydent, podkreślając „mistrzostwo sinologiczne i szeroką wiedzę” Autora, dziękuje Mu m.in. za „wysiłki zmierzające do pogłębienia wzajemnego zrozumienia pomiędzy narodami Chin i Polski, a także ich przyjaźni”.

 

* * *

 

Większość chińskich (i nie tylko) nazw własnych, imion, nazwisk, tytułów, rozmaitych pojęć itp. została zapisana alfabetem łacińskim, zgodnie z zasadami transkrypcji hanyupinyin (oficjalna transkrypcja, stosowana w Chinach od 1958 r.2), oraz oryginalnymi znakami – chińskimi, koreańskimi, japońskimi. W nawiasach kwadratowych podano ich tłumaczenia na język polski. Niekiedy (w nawiasach okrągłych) pojawiają się też określenia / sformułowania angielskie, szczególnie gdy Autor odwołuje się do rozmaitych idei, pojęć, koncepcji badaczy publikujących w tymże języku i zależy Mu na zachowaniu precyzji przy podawaniu informacji. Taka forma zapisów została w redakcji zachowana, doprecyzowana i ujednolicona w całym tekście książki.

1. Autor, Krzysztof Gawlikowski, razem z siostrą, Zofią Borzymińską, przed budynkiem Uniwersytetu Neapolitańskiego im. Fryderyka II (Università degli Studi di Napoli Federico II). (Fot. Rafał Żebrowski, Neapol, 1987).

Odrębną kwestię stanowi pisownia rozmaitych imion, nazwisk, nazw własnych, w tym także geograficznych, już utrwalonych w języku polskim, bądź przyjętych przez polskie słowniki oraz ujętych w Urzędowym wykazie polskich nazw geograficznych świata przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej przy Głównym Geodecie Kraju (wyd. Główny Urząd Geodezji i Kartografii, Warszawa 2013)3. Generalnie jest ona w książce przestrzegana, poza pewnymi wyjątkami, gdy polskie nazewnictwo nazbyt daleko odbiega od oryginalnego brzmienia i wspomnianej transkrypcji pinyin. Tak więc, kiedy po raz pierwszy pojawia się jakaś nazwa, która ma już utrwaloną formę w języku polskim – obok niej w nawiasie okrągłym widnieje jej chiński odpowiednik, transkrybowany w pinyin i – czasem – znaki chińskie, np. Szantung (Shandong ‒ 山東).

W nawiasy kwadratowe ujęto nieliczne komentarze odredakcyjne, zamieszczone w formie przypisów.

 

* * *

 

Moje prace redakcyjne nad książką nie byłyby możliwe bez merytorycznego wsparcia specjalisty sinologa. Zadania tego podjęła się Pani dr Małgorzata Ławacz, przez wiele lat współpracująca z moim Bratem, także przy redakcji innych książek. To Jej opinie utwierdziły mnie w przekonaniu, że się uda mi dokonać dzieła scalenia, uporządkowania i zredagowania całości tekstu książki, co też uczyniłam. Za ową serdeczną pomoc i wsparcie merytoryczne oraz – niejednokrotnie – duchowe, niniejszym bardzo serdecznie Jej dziękuję!

Dziękuję też Panu prof. Januszowi Daneckiemu za przeczytanie i ciepłe słowa dotyczące fragmentu tekstu Brata, poświęconego islamowi; Paniom dr Małgorzacie Relidze i dr Marcie Tomczak za konsultacje związane z niektórymi ilustracjami oraz wszystkim Autorom zdjęć za udzielenie zgody na wykorzystanie ich w tejże publikacji.

Na koniec pragnę również podziękować dr. hab. Rafałowi Żebrowskiemu, memu Mężowi, za liczne konsultacje merytoryczne oraz stałe wsparcie, udzielane mi w pracy nad tą książką i wyrozumiałość, okazywaną w chwilach mej słabości.

 

Zofia Borzymińska

Warszawa 10 maja 2022 roku

Przedmowa

Książka, którą oddaję w ręce Czytelników jest dość specyficzna, co rzutuje na jej treść oraz charakter. Jest to praca naukowa pod względem warsztatu, a przedstawiane tu tezy są formułowane zgodnie z dyscypliną naukowych analiz i oparte na literaturze naukowej odzwierciedlającej obecny stan naszej wiedzy. Zarazem odwołuję się w niej do poglądów publikowanych czy prezentowanych w rozmowach, istotnych dla tych analiz. Ponadto jest to praca do pewnego stopnia osobista, korzystająca w dużym stopniu z wiedzy uzyskanej w niezliczonych kontaktach z Azjatami, tamtejszymi instytucjami i realiami, jak też z własnych doświadczeń i najróżniejszych przeżyć.

Azja, a zwłaszcza Chiny, były obecne w moim życiu właściwie od dzieciństwa. Jeszcze w pierwszych klasach szkoły podstawowej czytałem nauki Buddy, a dopiero potem sięgnąłem po piękne, stare wydanie Biblii, bogato ilustrowane scenami z życia na Bliskim Wschodzie, co przysporzyło później w szkole mojemu księdzu katechecie wielu trudnych pytań. Wszystkie książki o Chinach, jakie mi się udało wtedy zdobyć, włącznie z dziewiętnastowiecznymi, skończyłem czytać w siódmej klasie szkoły podstawowej, w ósmej musiałem więc przejść do czytania o innych krajach Azji – Japonii, Indiach i krajach muzułmańskich, sięgnąłem również po lektury z dziedziny psychologii. Od dzieciństwa w duszy mi grała muzyka chińska, nadawana wówczas przez radio, którą pokochałem jeszcze jako dziecko. A dodać też muszę, że nad dzieciństwem moim ciążyły reperkusje budzących wciąż strach i sensację tajemniczych bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki, wieści z wojny koreańskiej – z udziałem wojsk chińskich – i z wojny wietnamskiej, podobnie jak doniesienia o częstych wówczas incydentach w Cieśninie Tajwańskiej, o czym niemal codziennie słyszało się w dziennikach radiowych, bo telewizji jeszcze wtedy u nas nie było. Wojna była zarazem osobistym doświadczeniem mego pokolenia – widziałem zabijanych ludzi i martwe zwierzęta, chowałem się przed kulami, gdy wpadliśmy z ojcem pod ostrzał, a przed bombami ukrywaliśmy się całymi godzinami w zimnej w piwnicy naszego domu...

Później niemal całe swoje dorosłe życie spędzałem z Azjatami, w moim domu, w ich domach, w miastach i wsiach azjatyckich, w najróżniejszych kontaktach codziennych z ludźmi oraz z instytucjami. Spotykałem przy tym nie tylko Chińczyków, ale ludzi ze wszystkich niemal cywilizacji azjatyckich i różnych warstw społecznych, od zwykłych chłopów, robotników czy drobnych przedsiębiorców, aż po profesorów, rektorów uczelni, ministrów, a nawet przywódców politycznych. Wiele czasu spędzałem z zaprzyjaźnionymi rodzinami, uczestnicząc w ich życiu4.

Tak też się składało podczas mego dość długiego już żywota, że byłem obecny przy różnych historycznych wydarzeniach. Studiowałem w Chinach epoki Mao, tuż po Wielkim Skoku i wiem, jak się wówczas w tym kraju żyło. Jako jedyny Polak – poza pracownikami ambasady – obserwowałem rozpoczynającą się rewolucję kulturalną (1966–1969), i to moi koledzy ze studiów, buntujący się przeciwko reżimowi maoistowskiemu, zakładali pierwsze oddziały Czerwonej Gwardii na Uniwersytecie Pekińskim. Wiem zatem z osobistych doświadczeń, że zaczynała się ona buntowniczo wobec establishmentu partyjno-państwowego, a dopiero później została zręcznie przekierowana przez przywódców na budowę systemu maoistowskiego. Potem, kilka miesięcy po śmierci Mao, w styczniu 1977 r. znowu byłem przejazdem w Pekinie i na opustoszałym już placu Tian’anmen czytałem wieczorami ulotki jednej z pierwszych demonstracji antymaoistowskich.

2. Autor na wycieczce rowerowej pod Pekinem (1965, fot. z archiwum autora).

Później przez lata, podczas częstych przyjazdów do Chin, na bieżąco przyglądałem się usuwaniu wszechobecnych wcześniej pomników oraz cytatów Mao, obserwowałem też zmiany zachodzące w tym kraju podczas tzw. reform Deng Xiaopinga, zapoczątkowanych w 1978 r., czyli faktycznego demontażu systemu komunistycznego. Bez tej wiedzy o realnych przemianach rozpoczętych na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych trudno byłoby zrozumieć dzisiejsze Chiny.

Mogłem nawet oglądać te procesy nie tylko jako obserwator z zewnątrz, lecz także niejako „od środka”, dzięki przyjaciołom, którzy byli w nie zaangażowani, a niekiedy nawet uczestnicząc – jako cudzoziemski ekspert – w analizach i projektowaniu zmian, jak też w różnych prywatnych i oficjalnych dyskusjach na rozmaitych szczeblach. Zaowocowało to m.in. w 1997 r. rozmową w cztery oczy, bez tłumaczy i sekretarek, z szefem partii i państwa Jiang Zeminem (江澤民), szefem partii od 1989 r., a także prezydentem w l. 1993–2003, o problemach polityki Chin, rzecz jasna – na jego zaproszenie.

Kilka miesięcy po tragicznym czerwcu 1989 r. w Pekinie, podczas mojego tam pobytu, przez mój pokój w hoteliku uniwersyteckim przewijały się dziesiątki studentów zaangażowanych w demonstracje na placu Tian’anmen, którzy dyskutowali o niedawnych wydarzeniach i swoich zamierzeniach na przyszłość. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, mogłem też o tych wypadkach rozmawiać prywatnie z wieloma innymi ich uczestnikami oraz naocznymi świadkami, stojącymi po różnych stronach tego konfliktu, włącznie z wojskowymi (których wydarzenia z 4 czerwca ostro podzieliły politycznie). Rozumiem zatem dobrze, jak mylące są obiegowe, niezmiernie uproszczone, zachodnie stereotypy o Chinach, podobnie jak i o wielu innych krajach azjatyckich.

W życie codzienne najwyższej elity Guomindangu (國民黨) – Partii Narodowej, najpierw rządzącej Chinami po dyktatorsku (1928–1949), a potem już tylko na Tajwanie, wprowadzał mnie syn generała He Yingqina (何應欽; 1890–1987), ministra obrony w rządzie narodowym i szefa Sztabu Generalnego (1930–1946), wówczas już mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. Opowiadał mi, jak będąc dzieckiem, siadywał na kolanach „wujka Ho” (Hồ Chí Minha), późniejszego przywódcy Wietnamu, mieszkającego w sąsiedniej willi, goszczonego w Chinach przez władze Partii Narodowej. W meandry polityki tajwańskiej wprowadzali mnie potem intelektualiści oraz działacze polityczni z tej wyspy, różnych rang i orientacji. Przez kilka miesięcy przechowywałem nawet w swoim domu we Włoszech nielegalnego uciekiniera politycznego z Tajwanu, spod trwającej jeszcze dyktatury wojskowej, bo jego sytuacja okazała się prawnie niezmiernie trudna do rozwikłania. Przyjaźniłem się też z Chińczykami z Kuala Lumpur, Rangunu i Dżakarty, co pozwoliło mi bliżej przyjrzeć się życiu emigracji chińskiej w tym regionie świata.

Kilkakrotnie, korzystając z posiadanej wiedzy i kontaktów, starałem się wpływać prywatnie, jako ekspert, na stosunki polsko-chińskie. Na przykład wiosną 1981 r., kiedy narastała presja Kremla na kierownictwo PZPR, aby skończyło z „festiwalem Solidarności”, udało mi się zainspirować symboliczne wsparcie Chin dla reform w naszym kraju, zaś w 1986 r. ustaliłem w Pekinie możliwość oficjalnego zaproszenia tam Lecha Wałęsy, jako przywódcy nielegalnej jeszcze wówczas w Polsce Solidarności. Nie doszło do tej wizyty, ze względu na odrzucenie owego projektu przez ówczesnych doradców Wałęsy, którzy najwyraźniej nie docenili skali możliwych pozytywnych dla Polski międzynarodowych jej konsekwencji5.

Moje doświadczenia azjatyckie nie ograniczały się tylko do Chin, choć to głównie ich dzieje i dziedzictwo starałem się poznać i zrozumieć. Wietnamscy „oficerowie pokolenia Dien Bien Phu”6, których po niepełnym wciąż zwycięstwie w nagrodę wysłano na studia do Polski, uczyli mnie jeść pałeczkami i gotować ryż, a później poznawałem kolejne, bardzo odmienne, pokolenia Wietnamczyków, często prezentujących antychińskie fobie. Przyjaźniłem się przez lata również z wieloma Kambodżanami, których oczami oglądałem ich kraj. Miałem okazję poznać jednego z synów księcia Sihanouka oraz oglądać jego pałac w Pekinie, a także obserwować obyczaje arystokracji khmerskiej, zaś po latach prowadzić fascynujące rozmowy w Bangkoku o sytuacji w Kambodży z drugim synem księcia, wówczas przywódcą partyzantki walczącej z wojskami wietnamskimi okupującymi jego kraj7. A wcześniej, trafem losu, uczestniczyłem w fetach w Hanoi, gdy wojska wietnamskie obalały reżim Czerwonych Khmerów w Phnom Penh. Jeszcze wcześniej kule świszczały mi nad głową we właśnie wyzwolonym Sajgonie, gdy zwiedzałem pałac obalonego przed kilkoma miesiącami prezydenta Nguyen Van Thieu (1923–2001; rządził Wietnamem Południowym w l. 1965–1975), a w mieście nocami jeszcze wybuchały strzelaniny.

Cały ten kraj zjeździłem od północnego pogranicza, aż po deltę Mekongu, poznając historię wspólnot wiejskich i ich kulty religijne. Dobrze znałem studiujących wówczas w Pekinie kilku synów przywódców Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego, walczącego z marionetkowym amerykańskim reżimem na Południu, i wiedziałem, jak bardzo oczekiwania ich ojców rozminęły się z realiami politycznymi po zdobyciu Sajgonu przez wojska Wietnamu Północnego. Jeszcze innych racji politycznych wysłuchiwałem od przywódcy nieudanego zamachu na prezydenta (w l. 1955–1963) Ngo Dinh Diema w Wietnamie Południowym, zorganizowanego w czasie, kiedy opowiadający był jeszcze szefem Gwardii Prezydenckiej. W 1979 r. odlatywałem z Hanoi, gdy rozpoczynała się chińska inwazja na Wietnam i w oknach stołecznych budynków układano worki z piaskiem oraz ustawiano karabiny maszynowe, szykując obronę stolicy.

Bywałem prawie domownikiem na dworze króla Kaczinów, ludu mieszkającego na pograniczu Birmy i Chin, jako przyjaciel jego syna. Polityk ten był zarazem niedoszłym prezydentem Birmy8, odsuniętym w 1962 r. – w przeddzień zaprzysiężenia na ten urząd – przez wojskowych zamachowców generała Ne Wina (1911–2002), który rządził następnie do 1988 r. Zesłano go później do Pekinu jako ambasadora, gdzie miałem okazję go poznać. Uczestniczyłem w życiu codziennym Birmy, w miastach i na wsiach, pod rządami wspomnianego generała, kiedy budował on „buddyjski socjalizm”, a za czasów dyktatury wojskowej, która potem nastąpiła, blisko współpracowałem z demokratyczną opozycją birmańską w Europie Zachodniej, walczącą z wojskowym reżimem. W 1995 r. zorganizowałem wizytę dr. Sein Wina w Polsce, wówczas demokratycznego prezydenta rządu birmańskiego na uchodźstwie (z realną siedzibą w Waszyngtonie).

Będąc w latach osiemdziesiątych w Laosie, całkowicie podporządkowanym wtedy Wietnamowi, przesiadywałem całe dnie, a czasem nawet i noce, w klasztorach buddyjskich, gdyż tylko tam można było swobodnie rozmawiać na wszystkie tematy. Pewnego razu „patriotyczni oficerowie” z rządowej armii, którzy w nocy po kryjomu odwiedzali klasztory i „narodowo myślących mnichów”, zażyczyli sobie ode mnie wykładu o „prawdziwej historii stosunków wietnamsko-laotańskich”. Ten najdziwniejszy w moim życiu wykład, z udziałem mnichów, którzy wstali ze swoich posłań, wraz z debatą trwał aż do białego rana. Najbardziej zaskakujące było jednak zakończenie mojego tam pobytu. Mnisi poinformowali mnie bowiem, że zaraz powinienem przystąpić do stosownych postów i medytacji, gdyż już przygotowali uroczyste wyświęcenie mnie na mnicha, które – z pominięciem nowicjatu – ma nastąpić za trzy dni, przy udziale przedstawicieli wszystkich stołecznych klasztorów. Zgromadzili już nawet od sponsorów niezbędne fundusze na wielką ceremonię. Byli niepocieszeni, gdy odmówiłem tego wielkiego wyróżnienia i pozostania z nimi na zawsze, tłumacząc, że nie mogę zostawić swojej Akademii Nauk, a na pobyt w Laosie potrzebne byłyby trudne do uzyskania rządowe pozwolenia, wiza itp., o czym oni w ogóle – jako mnisi – nie pomyśleli.

Zaskakujących przygód miałem, rzecz jasna, wiele. Jedną z nich był list od matki zaprzyjaźnionej Induski, który dotarł do mnie do Włoch. Pytała ona o mój przepis na indyjskie curry, gdyż jej córka po powrocie z Europy narzekała, że u Polaka w Monachium jadła dużo lepsze curry niż to, które robi jej matka w Indiach. Stąd wziął się list ugodzonej do żywego rodzicielki, skierowany do dziwnego Europejczyka. Mogłem jej odpisać, że sekret mego curry polegał na dodawaniu do niego jabłka, czego w Indiach – rzecz jasna – się nie praktykuje, a efekt „o wiele mniej tłustego” curry sama może docenić.

Pierwszy etap moich fascynacji kulturami kulinarnymi Azji znalazł wyraz w pionierskiej w PRL-u książce kucharskiej, poświęconej kuchniom orientalnym, napisanej wraz z siostrą, przy wsparciu redakcyjnym matki mego przyjaciela, do dziś nieraz cytowanej w różnych rekomendacjach restauracji azjatyckich9. Doceniając rolę tej sfery życia, na Uniwersytecie SWPS, na uruchomionych tam przeze mnie studiach azjatyckich, jako przedmiot akademicki wprowadziłem „Kultury kulinarne i biesiadne Azji”, cieszący się ogromnym powodzeniem wśród studentów.

Wiem, jak się żyje w slumsach w Bangkoku, po których oprowadzał mnie książę z tamtejszego domu królewskiego, a jak w aułach kaukaskich, gdzie gościli mnie, i to na dłużej, zaprzyjaźnieni miejscowi górale. Podczas kolejnych pobytów u przyjaciół – w sowieckim wówczas Dagestanie – oglądałem dewastację starej cywilizacji islamskiej. I już wtedy zrozumiałem, że rusyfikacja i sowietyzacja Kaukazu właściwie się nie powiodły, a ruchy separatystyczne są tylko kwestią czasu i warunków. Wysłuchiwałem rozpaczliwych opowieści Kurdów z Iraku o tragicznym losie ich narodu i gościłem przez lata w swoim domu we Włoszech zarówno Tamilów, jak i Syngalezów z ogarniętej wojną domową Sri Lanki10. Miałem też okazję mieszkania z Nepalczykami, poznawania ich mentalności i wysłuchiwania opowieści o trudnym życiu w himalajskich dolinach. Wielokrotnie spierałem się z „demokratycznymi Koreańczykami” z Południa, w tym profesorami tamtejszych uniwersytetów, pomstującymi na rządzących ich krajem generałów, traktowanych przez nich, jako „amerykańskie marionetki”, a wychwalających „prawdziwie narodową” i rzekomo kwitnącą Północ pod rządami komunistycznego reżimu. Specyfikę japońskich uniwersytetów i życia w Japonii obserwowałem podczas pobytów tam i prowadzonych wykładów.

Poznawałem Azję nie tylko tę z końca XX w., szybko się modernizującą, lecz także tę dawniejszą, jeszcze w dużym stopniu tradycyjną. Później byłem świadkiem dramatycznych zawieruch historycznych, upadku jednych państw, a w innych – zadziwiającego skoku cywilizacyjnego do supernowoczesności. Badając myśl i mentalność, a zwłaszcza religijność, starałem się docierać do fundamentów miejscowych kultur i tradycji, czy nawet zrozumienia „duszy azjatyckiej”, jeśli można to tak poetycko określić. Azję i Azjatów poznawałem przede wszystkim już po odbyciu studiów psychologicznych i sinologicznych na Uniwersytecie Warszawskim (dopełnionych studiami w Pekinie).

Stale słuchałem też zwykłych ludzi opowiadających o swoich osobistych doświadczeniach, pragnieniach i życiu. Przez takie opowieści rodzinne poznawałem najnowszą historię Chin, Wietnamu czy Birmy, tak jak ją przeżywali mieszkańcy tych krajów. Razem z przyjaciółmi azjatyckimi oraz ich rodzinami w różnych krajach cieszyliśmy się rozmaitymi codziennymi przyjemnościami, kolejnymi naszymi spotkaniami czy biesiadami przy – najlepiej, jak się dało – zastawionym stole. Razem podróżowaliśmy, oglądając najwspanialsze zabytki Azji, i spaliśmy w „azjatyckim standardzie”, bardzo rozmaitym w poszczególnych krajach, nawet w wiejskich chałupach. Odwiedzałem nieraz także gabinety władz i dyskutowałem z przedstawicielami miejscowych elit intelektualnych, ale zawsze starałem się oglądać sprawy z perspektywy zwykłego człowieka w mieście i na wsi, gdyż to zawsze pozwalało dotrzeć do nich dużo głębiej, niż czyniły to gazetowe i telewizyjne newsy, a często ukazywało zupełnie nieoczekiwane strony złożonych realiów azjatyckich i zaskakujących podejść do Zachodu.

Najnowsze dzieje Azji w ich różnych aspektach stały się zatem poniekąd częścią mojej biografii, a różne ich elementy oglądałem z bliska i przeżywałem wraz z przyjaciółmi, doświadczającymi w danej chwili gorących uniesień czy tragedii. Ta wiedza bezpośrednio zdobywana od ludzi w osobistych kontaktach, przez uczestnictwo w problemach, przeżyciach i doświadczeniach Azjatów odegrała – oczywiście – ogromną rolę w kształtowaniu mojego rozumienia Chin i Azji. Zazwyczaj starałem się wysłuchiwać opowieści różnych stron w tamtejszych konfliktach.

Nie bez znaczenia było również chłonięcie Azji – zapachów, smaków, nastrojów domowych, ulicznych i świątynnych, muzyki i pieśni, teatru, literatur, sztuk wszelakich itd. – wszystkimi zmysłami. Znajomość realiów życia wiejskiego, klasztoru buddyjskiego, miejscowych uczelni, dworu królewskiego, chodzenia po dżungli albo karczowania zagajnika bambusowego – też pozwalała na wiele spraw spojrzeć inaczej, niż gdy się ogląda Azję tylko z perspektywy książek naukowych i krótkiego mieszkania w eleganckim hotelu przy okazji jakiegoś międzynarodowego sympozjum. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że przynajmniej połowę mojej wiedzy o Azji zawdzięczam właśnie tym doświadczeniom osobistym, a drugą – studiowaniu różnych książek i tekstów oraz badaniom naukowym. Dzięki temu, że miałem bezpośrednie doświadczenia prawie ze wszystkimi cywilizacjami Azji, poznawałem zatem ich odmienności w życiu codziennym, wzajemne stosunki Azjatów oraz ich podejścia do Zachodu.

W poznawaniu Azji i jej skomplikowanych relacji z Zachodem pomagało mi – rzecz jasna – wielu jej znakomitych badaczy zachodnich oraz azjatyckich z różnych krajów. Los pozwolił mi korzystać z inspiracji, wskazówek i wiedzy zasłużonych sinologów starej daty, dziś już niestety nieżyjących, takich jak: Joseph Needham (1900–1995) z Cambridge, Wolfram Eberhard (1909–1989) z Uniwersytetu Kalifornijskiego, Derk Bodde (1909–2003) z Uniwersytetu Pensylwanii, Lionello Lanciotti (1925–2015) z Istituto Universitario Orientale w Neapolu (IUO). Wiele też zawdzięczam rozmowom z Hansem Steiningerem (1920–1990) z Uniwersytetu w Würtzburgu oraz Wolfgangiem Bauerem (1930–1997) z Uniwersytetu Monachijskiego, jak też z Léonem Vandermeerschem (1928–2021) z L’École des Hautes Études en Sciences Sociales w Paryżu oraz Leonardem Perełomovem (ur. 1928) z Instituta Vostokoviedenija Rosyjskiej Akademii Nauk.

Pośród przyjaciół niemieckich we wdzięcznej pamięci zachowuję Karla-Heinza Pohla, świetnego sinologa z Uniwersytetu w Trewirze, którego idee, w tym dotyczące dialogu między Chinami a Zachodem, także były dla mnie inspirujące.

Wiele nowych idei zawdzięczam Danielowi A. Bellowi, Kanadyjczykowi z urodzenia, pracującemu przez lata w Azji, niezwykle kreatywnemu i oryginalnemu analitykowi cywilizacji konfucjańskiej.

Spośród swoich chińskich mistrzów i przyjaciół chciałbym wymienić znakomitego archeologa Xia Naia (夏鼐; 1910–1985); Hu Houxuana (胡厚宣; 1911–1995) – sławnego badacza Chin epoki II tysiąclecia p.n.e.; Yang Bojuna (楊伯峻; 1909–1992) – znawcę literatury klasycznej; a z młodszego pokolenia – badaczy starożytnych tekstów i myśli: Wu Jiulonga (吳九龍) i Li Linga (李零) czy ekonomistę Huang Weipinga (黃衛平), wszystkich z Pekinu. Wiele zawdzięczam także Ch’en Ch’i-yunowi (陳啟雲) – historykowi z Uniwersytetu Kalifornijskiego i z Tajpej. Jednak moim głównym przewodnikiem po historii i kulturze Chin był wielki historyk Gu Jiegang (顧頡剛; 1893–1980), choć – mimo kilku prób z mojej strony – nie udało się mi spotkać z nim osobiście. Przez to, co pisał, i przez swoich uczniów, których poznawałem, przyczynił się w ogromnej mierze do ukształtowania mojego obrazu dawnych Chin.

Bardzo dużo wiedzy o Japonii zawdzięczam Toshio Inouchiemu (井內敏), profesorowi historii Polski z Uniwersytetu Waseda. Był on także moim znakomitym przewodnikiem po tym kraju.

W sprawach społeczno-kulturowych Wietnamu wiele do mej wiedzy wnieśli dr Nguyen Tien Huu (wówczas w Monachium) i dr Le Lan z Hanoi, a także inni liczni wietnamscy znajomi. To właśnie przyjaciele z różnych krajów azjatyckich uczyli mnie swojego dziedzictwa i oglądania świata z ich perspektywy.

Bardzo też były pouczające dla mnie wieloletnie kontakty z Watykanem podczas pontyfikatu św. Jana Pawła II, kiedy to z bliska mogłem śledzić Jego działalność i międzynarodowe inicjatywy, z których wiele dotyczyło dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego. Chyba żaden papież przed nim nie poświęcił im tyle wysiłków i nie wykazywał takiego zrozumienia dla odmienności kulturowych.

Pośród swoich warszawskich nauczycieli, mistrzów i przyjaciół najwięcej się nauczyłem od kilku znakomitych profesorów: wybitnego psychologa i wspaniałego człowieka Tadeusza Tomaszewskiego (1910–2000), błyskotliwego językoznawcy Witolda Doroszewskiego (1899–1976), filozofa i u nas pioniera semiotyki Adama Schaffa (1913–2006), Zygmunta Baumana (1925–2017), który zapoznawał swoich seminarzystów z najnowszymi zdobyczami socjologii amerykańskiej, a zyskał światową renomę dopiero po wyjeździe z Polski, i socjologa-afrykanisty Andrzeja Zajączkowskiego (1922–1994). W sprawy Azji Centralnej wprowadzał mnie Stanisław Zapaśnik (1936–2016). Bardzo dużo zawdzięczam sławnemu socjologowi interesującemu się całym światem, a zwłaszcza problemami świadomości narodowej, Józefowi Chałasińskiemu (1904–1979) oraz Tadeuszowi Łepkowskiemu (1927–1989), znakomitemu historykowi Polski i Ameryki Łacińskiej, także drążącemu w problemach formowania narodów i ewolucji państwa. Seminaria obydwu tych profesorów były dla mnie – jako początkującego badacza – świetną szkołą myślenia wolnego od ideologicznych schematów, zwłaszcza doktrynalnego marksizmu, i wprowadzeniem do rozwoju nauk społecznych w świecie poza zgrzebnymi realiami PRL-u. Pod patronatem prof. Łepkowskiego w Instytucie Historii PAN, utworzyłem Pracownię Dziejów Azji i Afryki Północnej XIX i XX wieku, a następnie nią kierowałem (1977–1981). Tam też zaczynałem prowadzić swoje własne seminaria, ucząc się zarazem od kolegów zajmujących się różnymi krajami z tych regionów.

Kiedy w związku ze stanem wojennym znalazłem się na stałe za granicą, tam także prowadziłem różne zajęcia. Najciekawsze były podyplomowe seminaria w Neapolu, w Istituto Universitario Orientale, najstarszym włoskim centrum orientalistycznym, i sławnej École des Hautes Études en Sciences Sociales w Paryżu. Bardzo też interesujące dla mnie były prowadzone przeze mnie seminaria dla kadry wykładowców na Uniwersytecie Thammasat w Bangkoku, jak również rozmaite wykłady i dyskusje w Chinach oraz w wielu innych krajach i uczelniach.

Po kilkunastu latach życia w Europie Zachodniej i niezliczonych podróżach do Azji, po powrocie do kraju, założyłem Centrum Badań Azji i Pacyfiku w Instytucie Studiów Politycznych PAN i później nim kierowałem (1995–2014), a w l. 2003–2020 kierowałem utworzonym przez siebie Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej (przemianowanym na Katedrę Studiów Azjatyckich) w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej (później Uniwersytet SWPS). W obu tych instytucjach przez lata prowadziłem także seminaria azjatyckie, a na SWPS w 2012 r. zainicjowałem nowoczesny kierunek – studia azjatyckie – Chiny i Azja Wschodnia.

Zarówno w dysputach na seminariach prowadzonych przez moich mistrzów, jak i moich własnych, wiele się uczyłem od starszych i młodszych kolegów, którzy wzbogacali moją wiedzę oraz rozumienie spraw różnych krajów. Podobnie się uczę również od naszych prelegentów i panelistów, prowadząc od 2014 roku „Debaty azjatyckie” w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy przy ul. Koszykowej (ich archiwum jest dostępne w internecie). Przez lata przewijały się przez te gremia setki specjalistów polskich i zagranicznych zajmujących się różnymi krajami, kwestiami i okresami.

Również redagowanie zainicjowanego przeze mnie czasopisma „Azja-Pacyfik: Społeczeństwo – Polityka – Gospodarka” (wydawanego od 1998 r. przez Wydawnictwo Adam Marszałek w Toruniu) bardzo wzbogacało moją wiedzę o Azji.

Bardzo pouczające i inspirujące były rozmaite sympozja i konferencje, w tym także międzynarodowe, poświęcone dialogowi między cywilizacjami, gdy ONZ przyjęła tę koncepcję w 1998 r. Organizowaliśmy je razem z profesorami: arabistą Januszem Daneckim, indologiem Marią Krzysztofem Byrskim, afrykanistą Janem Milewskim, historykiem Janem Kieniewiczem i z już wcześniej wspomnianym sinologiem niemieckim Karlem-Heinzem Pohlem, dzięki ogromnej pomocy organizacyjnej dr Małgorzaty Pawlisz. W ostatnich latach uczestniczyłem w podobnych, choć na mniejsza skalę, przedsięwzięciach kulturoznawczyni Anny Czajki-Cunico z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Współpracy ze wszystkimi wymienionymi osobami oraz uczestnikami tych spotkań także bardzo dużo zawdzięczam. Bez wiedzy i refleksji ogromnej liczby ludzi z Azji, Europy i Stanów Zjednoczonych ta książka nie mogłaby powstać. Jest ona jednak – oczywiście – tylko moim własnym, i w sposób nieunikniony ułomnym oraz fragmentarycznym podsumowaniem mojej wiedzy o kulturach Azji i ich relacji z Zachodem.

3. Autor przed Mauzoleum (Narodową Halą Pamięci) Czang Kaj-szeka w Tajpej, 1997 (fot. z archiwum autora).

Za pomoc w pracy nad tą książką pragnę podziękować szczególnie polskim badaczom, którzy czytali jej rękopis i wnieśli do niego wiele wartościowych uwag oraz sugestii: dr Małgorzacie Relidze, dr Katarzynie Golik, prof. Janowi Milewskiemu, prof. Marii K. Byrskiemu, prof. Stanisławowi Tokarskiemu oraz prof. Januszowi Daneckiemu. Pomagali mi także, zwłaszcza w transkrypcjach niektórych terminów koreańskich i japońskich, prof. Romuald Huszcza, dr Beata Bochorodycz i mgr Edyta Nowicka. Nade wszystko chcę zaś podziękować dr Małgorzacie Ławacz, która w różnych aspektach bardzo pomagała mi w całej pracy nad tą książką.

Specjalne podziękowania należą się także Jackowi Świerczowi, który udostępnił mi fotografie ze swoich podróży do Azji, które tu zostały wykorzystane.

Na koniec wypada wspomnieć, że wszystkie terminy chińskie są tu zapisywane w oficjalnej transkrypcji pinyin, używanej w ChRL, a przyjętej również przez ONZ, ale znakami pełnymi, nie uproszczonymi, co nieraz praktykuje się w pracach o kulturze klasycznej. Wyjątek od takiej transkrypcji stanowią nazwy obecne w języku polskim od lat, takie jak np. Pekin, Nankin, Szanghaj, Kanton, rzeka Jangcy, podawane w sposób tradycyjny. Przy postaciach historycznych stosuję zazwyczaj ich zapis tradycyjny, jeśli został w Polsce utrwalony, dodając zapis znakami chińskimi i oficjalną transkrypcję.

Mam nadzieję, że książka ta pomoże w lepszym poznaniu i zrozumieniu Azjatów i Azji przez Polaków. Pragnąłbym też, aby pomogła Czytelnikom w wyzwoleniu się od rozpowszechnionego na Zachodzie euro- i amerykanocentryzmu, jak i spotykanych u nas aż nazbyt często arogancji oraz przekonania, że poza naszą cywilizacją w reszcie świata panuje barbarzyństwo, od którego można się wyzwolić, jedynie przyjmując zachodnie normy, wartości i standardy. Nie możemy też ani nie mamy moralnego prawa wymagać od ludzi z innych cywilizacji, mających własne bogate dziedzictwo, przejmowania naszych koncepcji, wartości i instytucji. Przejmowanie naszego dorobku naukowo-technicznego przez inne cywilizacje rozpoczęło złożone procesy ich modernizacji, które generalnie można oceniać pozytywnie, choć trudno również nie dostrzegać ogromnej skali rozmaitych nieszczęść dla społeczeństw, które wkroczyły na tę drogę. O wiele bardziej kontrowersyjne były próby narzucania naszych norm krajom azjatyckim. Przyniosło to wprawdzie pewne pozytywne zmiany, co należy docenić, ale także bezmiar tragedii i ofiar, a w ostatnich dziesięcioleciach – narastające problemy dla Zachodu, przed czym ostrzegał politolog Samuel P. Huntington (1927–2008).

W świecie istnieją różne cywilizacje i będą w nim współistnieć przez nadchodzące stulecia rozmaite kultury, religie i ideologie. Ich poznawanie powinno nas wzbogacać wewnętrznie, ukazując różne wymiary i formy człowieczeństwa. Może to odkrywać nowe horyzonty w naszych debatach politycznych i społecznych, a jest również warunkiem owocnej współpracy międzynarodowej, niezbędnej w erze globalizacji. Dialog między cywilizacjami i kulturami stał się koniecznością wobec ponadnarodowych wyzwań, jakim ludzkość musi stawić czoła, zwłaszcza ze zmianami klimatu, wielkimi ruchami migracyjnymi, czy gwałtownie narastającymi procesami pauperyzacji z jednej strony, a z drugiej – koncentracji kapitału i władzy w rękach coraz mniej licznej klasy superbogatych, czy też prób odbudowy tożsamości kulturowej poszczególnych społeczeństw. Może się to dokonywać w ramach przyjaznej współpracy i dialogu albo też konfrontacji i narastającej nienawiści, a wpływ na wybór kierunku będą miały postawy i działania wszystkich stron.

 

Krzysztof Gawlikowski

Warszawa, styczeń 2020 r.

Przypisy

      1 W międzyczasie Autor kończył jeszcze prace związane z wydaniem ujętej w grant pracy zbiorowej poświęconej prasie chińskiej. Zob. Prasa chińska o przemianach społecznych i kulturowych kraju w początkach XXI wieku, teksty wprowadzające i red. K. Gawlikowski i in., Sedno. Wydawnictwo Akademickie i Uniwersytet SWPS, Warszawa 2020. Tuż przed śmiercią wysłał też do Wydawnictwa KUL swój ostatni tekst poświęcony dialogowi międzykulturowemu, który został opublikowany w tomie studiów poświęconych tej tematyce w końcu 2021 r. Zob. K. Gawlikowski, Dialog międzykulturowy – nagląca potrzeba i trudności, [w:] Filozofia kultury, cz. 2: Meandry współczesnej kultury i sztuki, red. ks. S. Janeczek, A. Starościc, (Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Wydział Filozofii, Seria: Dydaktyka Filozofii,  red. Serii ks. Stanisław Janeczek), Wydawnictwo KUL, t. 11, Lublin 2021, s. 151–185.

      2 W 1977 r. transkrypcja ta została uznana przez UNESCO za obowiązującą dla języka chińskiego (na Tajwanie została ona przyjęta w 2009 r.).

      3 Warto podkreślić, że koncepcje zapisu niektórych nazw wspomnianej Komisji z czasem się zmieniały, jak to uzasadniano – ze względu na fakt, iż archaizująca pisownia nie przystaje do współczesnej chińskiej wymowy. I tak np. w 2003 r. zalecono spolszczyć nazwę Xinjiang na Sinkiang, zaś w 2010 r. – na Sinciang.

      4 O genezie tych zainteresowań pisałem bardziej szczegółowo w eseju: K. Gawlikowski, Zapiski z Pawilonu Odlatującego Żurawia (II), „Azja-Pacyfik: Społeczeństwo – Polityka – Gospodarka” (dalej: „Azja-Pacyfik”) 2001, t. 4, s. 218–220.

      5 Szczegółowy opis tych zabiegów został opublikowany w: K. Gawlikowski, ChRL a ruch „Solidarności” – dwie karty osobistych wspomnień z historii stosunków chińsko-polskich, [w:] Polska – Chiny - wczoraj, dziś, jutro (w 60-lecie stosunków), red. B. Góralczyk, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2009, s. 290–306.

      6 Bitwa o Dien Bien Phu (13.03.–7.05.1954) miała charakter rozstrzygający dla pierwszej fazy wojny indochińskiej, kiedy to Wietnamczycy walczyli o uznanie niepodległości i zjednoczenie ich kraju, znajdującego się formalnie pod kolonialnym panowaniem Francji. Po tej bitwie, przegranej przez Francję, na konferencji genewskiej (1954) zaakceptowano zawieszenie broni i tymczasowy podział Wietnamu na Demokratyczną Republikę Wietnamu pod przywództwem komunistów na Północy i Państwo Wietnamskie na Południu, z marionetkowymi reżimami, najpierw profrancuskimi, później proamerykańskimi. Na mające się odbyć wybory powszechne w 1956 r. mocarstwa zachodnie się nie zgodziły, gdyż prognozy wskazywały na przygniatające w nich zwycięstwo „narodowych komunistów” z Północy.

      7 Książę Norodom Sihanouk (1922–2012) – niezmiernie barwna postać; był „wiecznym przywódcą” Kambodży – jej królem (1941–1955), premierem (1955–1960), głową państwa (1960–1970). Po zamachu stanu proamerykańskiego generała Lon Nola (1913–1985), został szefem władz kambodżańskich na uchodźstwie (w Chinach). Po zwycięstwie Czerwonych Khmerów (1975–1976) powrócił do kraju i na krótko objął funkcję szefa państwa, potem – do 1979 r., kiedy ich rządy zostały obalone przez wojska wietnamskie – był więziony. Od 1982 r. znowu sprawował funkcję szefa państwa na uchodźstwie i był jednym z przywódców walki z okupacją wietnamską. W ramach ugody pokojowej powrócił do kraju w 1990 r. i został tymczasowym prezydentem, później znowu był szefem państwa i królem do 2004 r., kiedy to przekazał tron synowi, a sam przybrał tytuł Królewskiego Ojca. Odbywałem rozmowy z jego synem, Norodomem Ranariddhem (1944–2021), który – wraz z Hun Senem – od 1993 r. kierował rządem Kambodży. Drugiego syna, Norodoma Sihamoni, późniejszego króla (od 2004 r.), także miałem przyjemność poznać, jako młodzieńca w pekińskim pałacu jego ojca.

      8 Sama Duwa Sinwa Nawng (1914–1971), wybitny przywódca Kaczinów, jednej z dużych narodowości Birmy, od czasów brytyjskiego panowania kolonialnego (mianowany przez Brytyjczyków Ministrem Stanu autonomicznego Państwa Kaczińskiego), przez Kaczinów tradycyjnie uznawany za ich króla. W 1962 r., jako rzecznik porozumienia mniejszości etnicznych z birmańską większością, został wybrany na prezydenta całej Birmy. Nacjonalistyczni wojskowi, drogą zamachu, nie dopuścili jednak do objęcia władzy przez „obcoplemieńca”.

      9 Zob. Z. Borzymińska, K. Gawlikowski, W. Macińska, Kuchnie azjatyckie, Watra, Warszawa 1978.

    10 W 1983 r. Tamilowie, migranci z kontynentu i wyznawcy hinduizmu, chcieli dokonać secesji i utworzyć swoje państwo na północy wyspy. Z ich partyzantką walczyły kolejne rządy, popierane w tym aspekcie właściwie przez wszystkie partie rodzimej ludności – Syngalezów, od starożytności wyznających ortodoksyjny buddyzm therawada. Bunt ten ostatecznie został krwawo stłumiony w 2009 r.