Bryk Bardzo Niekonwencjonalny. Adam Mickiewicz - Łukasz Radecki - ebook

Bryk Bardzo Niekonwencjonalny. Adam Mickiewicz ebook

Łukasz Radecki

3,5

Opis

Nie lubisz lub nie chcesz czytać wierszem, a chcesz poznać twórczość Mickiewicza?

Musisz zaliczyć sprawdzian lub przygotowujesz się do matury?

Bez obaw, mamy coś dla Ciebie!

Wszystkie utwory poetyckie Adama Mickiewicza po raz pierwszy prozą. Ballady i romanse, Konrad Wallenrod, Dziady, Grażyna, Pan Tadeusz w adaptacjach atrakcyjnych i szczegółowych!

Wszystkie świetne pomysły są tak naprawdę bardzo proste. Ot, przełożyć wersy Mickiewicza na współczesny język prozy. By dziś lepiej trafiał pod strzechy (pewnie już bardziej fotowoltaiczne niż słomiane). Dla mnie bomba!

Kamil M. Śmiałkowski („Człowiek z popkultury”)

Łukasz Radecki staje się tłumaczem dzieł Adama Mickiewicza z polskiego (dawnego i coraz bardziej hermetycznego) na polski (współczesny i przyswajalny), aby przybliżyć twórczość wieszcza nowemu pokoleniu.

Jerzy Rzymowski („Nowa Fantastyka”)

Łukasz Radecki to zrobił: przepisał Mickiewicza prozą i to w łatwy do zrozumienia sposób! Dla jednych będzie to wybawienie, dla innych herezja. Nie mam jednak wątpliwości, że dla uczniów to idealny wstęp do czytania twórczości Mickiewicza w „oryginale”.

Dr Mikołaj Marcela, autor bestsellerów Selekcje, Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 222

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagiDi

Dobrze spędzony czas

Ok
00

Popularność




Łukasz Radecki Adam Mickiewicz. Bryk bardzo niekonwencjonalny ISBN Prawa autorskie © Łukasz Radecki, 2021Wszystkie prawa zastrzeżone Redaktor prowadzący Tomasz Zysk Redakcja Bartosz Szpojda Skład i opracowanie okładki Joanna Wasilewska Skład Anna Szarko Wydanie 1 Wydawnictwo Nowa Baśń ul. Święty Marcin 77 lok. 8, 61-717 Poznań telefon 881 000 125www.nowabasn.com Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonał Jarosław Szumski.

Wstęp

Mickiewicz był genialny. Naprawdę. Wyprzedził swoją epokę, tworzył dzieła, które do dziś ujmują pomysłowością i bogactwem języka. I wieloma innymi rzeczami, którymi nie chcę Was zanudzać, bowiem celem tej książki jest sprawić, by Mickiewicz stał się odrobinę bardziej przystępny dla młodego czytelnika. Od wielu lat przerabiam z dziećmi i młodzieżą poszczególne fragmenty i całe dzieła twórczości naszego najznamienitszego wieszcza i widzę, że podstawowym problemem jest to, że wspomniane bogactwo, jedenastozgłoskowce, genialne przenośnie (i oczywiście jedyny w swoim rodzaju XIX-wieczny język) sprawiają, że młodzież zniechęca się, gubi, nie rozumie. I kiedyś po prostu zacząłem opowiadać te same historie zwykłym językiem i cytując innego klasyka: „nastąpił przełom”. Stąd zrodziła się ta książka – Mickiewicz pisany prozą. Nieocenioną pomocą wsparł mnie mój wydawca – Tomasz Zysk, który polecił mi z kolei Opowieści Szekspirowskie Leona Garfielda. Wystarczyło więc siąść i sumiennie przepracować dzieła.

To nie jest bryk, to nie jest streszczenie, nie chcę Mickiewicza „wyłożyć”, chcę Was do niego przekonać. Pozostawiłem utwory mistrza fabularnie nietknięte i jednocześnie na tyle dokładne, byście mogli poradzić sobie później z klasówkami, sprawdzianami czy większymi pracami dotyczącymi jego dzieł. Dlatego też nie zmieniałem cerkwi na kościoły (poeta lubił używać tych nazw wymiennie i dodatkowo umieszczać w cerkwiach księży – a powinni być przecież popowie), nie wprowadzałem zmian w jego postrzeganiu świata (które dziś, szczególnie w przypadku roli kobiet, może budzić zastrzeżenia), pozwoliłem sobie jedynie zabronić Krzyżakom walczyć szablami. Nie wprowadzałem opisów postaci, o ile nie czynił tego autor, szczególnie, gdy postać pojawia się nagle i na moment. To urok poezji – poecie wolno słyszeć głosy i widzieć niezbadane.

Wierzę, że odnajdziecie przyjemność w tych mniej i bardziej niesamowitych opowieściach, zrozumiecie fenomen Pana Tadeusza. Wierzę, wielu moich (byłych już) uczniów jest tego przykładem. Pozdrawiam ich tutaj serdecznie i bardzo im dziękuję za wszystkie lata współpracy. Skrycie liczę też, że jak już zaliczycie te testy, sprawdziany, egzaminy, to sięgniecie po oryginalne teksty i w pełni docenicie geniusz tego niezrównanego autora.

Łukasz Radecki,

Krzyżanowo, sierpień 2021

Ballady i romanse

Romantyczność

Zdaje mi się, że widzę… Gdzie?

Przed oczyma duszy mojej.

Szekspir

Na rynek niewielkiego miasteczka wyszła Karusia, obłąkana dziewczyna, twierdząc, że widzi przed sobą postać zmarłego ukochanego, Jasieńka. Zaczęła wzywać chłopaka, wzbudzając zainteresowanie zebranych mieszkańców. Zgromadził się wokół niej spory tłumek.

– Słuchaj, dzieweczko! – krzyknął ktoś.

– Ona nie słucha – zakpił ktoś inny.

– Wiesz, gdzie jesteś? W miasteczku. – Jakiś życzliwy człowiek próbował jej pomóc. – Do kogo mówisz? Kogo witasz? Nie ma tutaj nikogo. Kogo tam łapiesz?

– Ona nie słucha – powtórzył ktoś.

Dziewczyna miotała się nerwowo, rozglądając ze strachem, jakby nieświadoma otaczających ją ludzi. Wyglądało, jakby kogoś trzymała. Śmiała się i płakała na przemian.

– Czy to ty, Jasieńku? – spytała niepewnie. – Ach, kocha dalej po śmierci – przytaknęła z uśmiechem, zadowolona. – Chodź tu powoli, macocha może usłyszeć… A niech słyszy, ciebie już nie ma, był twój pogrzeb! Ty już umarłeś? – Zadrżała zdjęta grozą, przypominając sobie fakty. – Boję się. Czemu boję się nowego Jasieńka? To on, jego twarz, jego oczy, jego biały strój… Ale ty sam biały jak ta chusta… A ty zimny, twoje dłonie są takie zimne! – Wykonała jakieś gesty, jakby chciała przytulić niewidzialną postać. – Chodź, przytul się do mnie, pocałuj mnie!

Miotała się wśród ludzi, którzy rozstąpili się, jakby bali się jej dotknąć.

– Jak zimno musi być w grobie! Tak, umarłeś, dwa lata temu! – krzyczała dziewczyna, kiwając głową, jakby cieszyła się, że to sobie przypomniała. Nagle wyciągnęła błagalnie ręce: – Weź mnie, niech umrę przy tobie, nie lubię tego świata – dodała ponuro. Rozejrzała się wokół, patrząc na otaczających ją mieszkańców. – Źle mi wśród ludzi. Ja płaczę, a oni się ze mnie naśmiewają. Widzę, czego oni nie widzą! Przyjdź za dnia… Albo we śnie? – Westchnęła ciężko. Nagle z wyraźnym przerażeniem krzyknęła: – Nie, nie… Trzymam cię! Gdzie znikasz, mój Jasieńku! Jeszcze wcześnie!

Rozległo się pianie koguta, które sprawiło, że dziewczyna struchlała, a za chwilę pobiegła, wzywając ukochanego. Potknęła się, upadła na ziemię, gdzie pozostała skulona, zanosząc się szlochem. Ludzie skupili się wokół nieszczęsnej dziewczyny, a ktoś z tłumu zaczął nawoływać do modlitwy:

– Módlcie się, ludzie! Tu gdzieś musi być dusza Jasia! On kochał Karusię za życia.

Poruszeni ludzie zaczęli się modlić, niektórzy, jak stojący w tłumie poeta, nawet płakać.

– Daj spokój, dziewczyno, wiem, co widzę, tutaj nic nie ma – zauważył pogardliwie elegancko ubrany starzec z binoklami na nosie. – Duchy są kompletnym wymysłem pospólstwa, w takie rzeczy nie można wierzyć. Dziewczyna zmyśla albo udaje, a wy się ośmieszacie, zachęcając ją do tego.

– Dziewczyna czuje – przerwał mu stojący obok poeta. – A ludzie naprawdę wierzą. A i do mnie lepiej przemawiają wiara i przeczucie niż szkiełko i oko mędrca. To, co pan wie, to martwe prawdy, nieznane prostym ludziom. Świat rozbierasz na części, gwiazdy zmieniasz w iskierki. Ale nie znasz prawd żywych, nie zobaczysz więc cudu. Bo by to zrobić, musisz mieć serce i patrzeć w serce.

Świteź

Drogi czytelniku, jeśli kiedykolwiek będziesz w nowogródzkich stronach, przyjrzyj się jezioru Świteź otoczonemu ciemnym borem przy Płużynach. Zobaczysz toń gładką i mroczną jak tafla lodu. Jeśli będziesz tam nocą i spojrzysz na wody jeziora, zobaczysz gwiazdy nad sobą i pod sobą, zobaczysz dwa księżyce. Wrażenie to jest tak przejmujące, że nie sposób określić, czy niebo łączy się z jeziorem – czy nie płynie się wówczas po nieboskłonie. Potęguje to dodatkowo fakt, że z jeziora nie widać brzegów, nie sposób odróżnić dna od nieba, ma się wrażenie podróżowania w otchłani.

Trzeba jednak przyznać, że aby wypłynąć nocą na Świteź, trzeba być niezwykle odważnym człowiekiem. Tam szaleje szatan, upiorne larwy… Strach pomyśleć o tym nawet za dnia, historie, które opowiadają o tym starsi ludzie, są naprawdę przerażające.

Podobno po wodach niesie się gwar tak wielki, jakby się było w centrum miasta. Gdzieniegdzie bucha ogień, gęsty dym snuje się nad taflą. Słychać odgłosy walki, chrzęst zbroi, wrzaski kobiet i huk dzwonów. A potem wszystko cichnie, dym znika, i tylko jodły szumią łagodnie. Jeśli się w nie wsłuchać, można rozpoznać słowa cichego pacierza i modlitwy zanoszone żałośnie przez jakieś dziewczęta.

Nikt nie wie, co to oznacza, ludzie opowiadają różne historie, których nie sposób sprawdzić, bo nikt nie badał dna jeziora. A prości ludzie lubią dopowiedzieć to, czego nie wiedzą, więc ciężko stwierdzić, co jest prawdą.

Był kiedyś mężczyzna, pan na Płużynach, którego pradziadowie byli dziedzicami Świtezi. Od dawna interesował się historią jeziora i myślał, w jaki sposób odkryć prawdę. Nie szczędził pieniędzy na prowadzone badania – zbudowano czółna i statki, przygotowano specjalną sieć, zwaną niewodem, długą na dwieście stóp. Ostrzegano, żeby w takim przypadku pamiętać o Bogu, dlatego w okolicznych kościołach wpłynęły datki na msze, a z Cyryna przyjechał ksiądz, który odprawił nabożeństwo i poświęcił dzieło. Zadowolony pan dał hasło, by rozpocząć badania. Sieć zanurzono w wodzie.

Zatopiła się głęboko, wciągając ze sobą pławki, naprężyły się liny. Ludzie wątpili, czy złowią cokolwiek, szczególnie gdy pierwsze skrzydło sieci okazało się puste. Jednak gdy wydobyto na brzeg całą sieć, znaleziono w niej… piękną, żywą kobietę.

Kobieta o jasnej cerze, białych włosach i czerwonych niczym korale ustach ruszyła w stronę zebranych na brzegu ludzi. Jedni zamarli przerażeni, inni podjęli próbę ucieczki. Ona tymczasem odezwała się łagodnym tonem:

– Młodzieńcy… Wszyscy wiecie, że nikt bezkarnie nie może tutaj wypłynąć, bo zostanie wciągnięty w czeluści jeziora. I ty – zwróciła się do pana przewodzącego badaniom. – I twoi ludzie, wszyscy bylibyście już na dnie, gdyby nie to, że to ziemia twojego pradziada, a w tobie płynie nasza krew. Chociaż tak nieprzykładna ciekawość prosi się o karę, zaczęliście poszukiwania z bożym błogosławieństwem, dlatego Bóg, przez moje usta, opowie wam historię tego jeziora.

Tu, gdzie teraz jest piach porośnięty trzciną, był obręb pięknego miasta. Nazywało się Świteź, od czasów książąt Tuhanów kwitło szczęśliwie, pełne radosnych ludzi, silne orężem. Nie było tu wówczas tych ponurych ostępów, tylko piękne, żyzne pola. Można było stąd dostrzec nawet mury Nowogrodu, ówczesnej stolicy Litwy rządzonej przez Mendoga. Zdarzyło się raz, że na kraj nasz najechały wojska ruskiego cara. Wszyscy bali się, że zmusi naszego wielkiego księcia do poddania. Mendog natomiast, czekając na posiłki, napisał list do mego ojca, Tuhana, w którym prosił, by przysłał mu wojska na pomoc. Ten zebrał natychmiast pięć tysięcy zbrojnych mężów gotowych do wojny. Wsiedli na konie, z dźwiękiem trąb wyruszyli na odsiecz stolicy. Ale w bramie ojciec zatrzymał się, a potem zawrócił do dworu. Był załamany. Powiedział mi, że nie wie, co zrobić, bo naraża w ten sposób całe miasto na zgubę, przecież bez wojska, z którym wyjeżdża, jest ono bezbronne. Tymczasem jeśli podzieli armię, nie będzie miał dość sił, by pomóc wielkiemu księciu. A jeśli zabierze wszystkich, co będzie z kobietami, które zostaną? Uspokoiłam go, mówiąc, żeby nie lękał się, bowiem obroni nas Bóg. Widziałam Jego anioła, który okrążył mieczem Świteź i nakrył miasto złotymi piórami, mówiąc, że obroni żony i córki, kiedy mężowie walczą gdzie indziej. Wówczas ojciec posłuchał i wyjechał wraz z wojskiem. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy nadeszła tragedia.

Gdy zapadła noc, rozległy się krzyki, a górował nad nimi szczęk broni i tętent koni wraz ze straszliwym wrzaskiem „ura!”. Miasto zostało zaatakowane przez ruskich, padła brama powalona taranem, zewsząd spadały wszelkie pociski. Starcy, kobiety i dzieci biegali przerażeni, chcąc schronić się we dworku. Szczególnie wystraszone były niewiasty pamiętające historie o okrucieństwie przeciwnika. Chcąc uniknąć pohańbienia, zdecydowały, że lepiej będzie, jeśli same odbiorą sobie życie. Wściekłość ustąpiła miejsca panice, zaczęto znosić skarby na stos, by podpalić wszystko i nie dać ruskim położyć na tym dłoni. W tym samym czasie kobiety przyszykowały się do masowego samobójstwa, położyły się na ziemi, odsłaniając szyje, podczas gdy kolejne wzięły w ręce topory. Nie mogłam na to pozwolić. Mieliśmy się dać zniewolić i zhańbić czy popełnić największy grzech? Krzyknęłam do Boga, Pana nad panami, by ocalił nas lub lepiej sam nas zabił nagłym uderzeniem pioruna albo dał się zapaść w ziemi. I nagle otoczyła mnie jakaś białość, rozświetliła się noc, a gdy się rozejrzałam, nie zobaczyłam już ziemi pod stopami.

Dziewczyna wskazała na rosnące wokół ziele:

– To, co tu widzicie, to małżonki i córki Świtezi zamienione przez Boga w zioła, by uniknąć zhańbienia i śmierci. Te białe kwiaty, jak białe motyle unoszące się nad topielą, są symbolem cnoty. Nie może ich dotknąć dłoń śmiertelnika. Gdy ruska zgraja zrywała je, by ozdobić sobie hełmy, pochorowali się i umarli, kwiaty te bowiem są trujące. I choć dziś już nikt nie pamięta o tych wydarzeniach, przetrwały one w pamięci prostego ludu jako te, które pokonały carskie wojska, dlatego zwane są „cary”.

Dziewczyna skończyła opowieść i ruszyła w stronę jeziora. Stojące tam statki i czółna nagle zaczęły tonąć, a wraz z nimi rozwleczone sieci. Wielkie fale wzburzyły się i zaczęły uderzać o brzeg. Nagle jezioro rozstąpiło się, odsłaniając dno, a gdy nimfa tam weszła, wody zamknęły się nad nią i nikt już nigdy więcej o niej nie słyszał.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki