Będę przy tobie - Kordel Zuza - ebook + książka

Będę przy tobie ebook

Kordel Zuza

4,3

Opis

Franek jest gotowy zrobić wszystko, by odbić się od finansowego dna. Potrzebuje stabilizacji, by spełniać marzenia ukochanej narzeczonej, Leny. Niespodziewanie odpowiedź na jego błagania pojawia się w formie niepozornej ulotki wrzuconej do skrzynki na listy. Franek i Lena wierzą, że szczęście w końcu się do nich uśmiechnęło. Czy jednak na pewno to los przetasował ich karty? A może ktoś mu w tym pomógł?

Wioletta osiągnęła w życiu wszystko – jest spełnioną żoną i matką, jej dzieci kroczą ścieżką sukcesu, a prowadzona wspólnie z przyjacielem firma przynosi ogromne zyski. Jednak w oczach kobiety nieustannie czai się smutek. Z jakimi demonami musi się mierzyć? Czy nowy pracownik sprawi, że uda jej się uporać z trudną przeszłością?

Pozwól się otulić tej poruszającej powieści o miłości i poszukiwaniach tego, co w życiu najważniejsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (155 ocen)
90
38
12
14
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KBryl

Nie oderwiesz się od lektury

Skończyłam....matko jedyna słów mi brakuje, książka jest cudowna, ciepła, świąteczna i trzyma w swoich ramionach do końca, do ostatniej litery. Dziękuję
10
BKupczak

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, poruszająca i do końca trzymająca w niepewności
00
Myszka63

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała... wzruszająca
00
Kalkafior

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
biernyl

Nie oderwiesz się od lektury

super, serdecznie polecam.
00

Popularność




Redakcja

Anna Jeziorska

Projekt okładki

Ewelina Nawara

Fotografie na okładce

© Vasyl / stock.adobe.com|kaewphoto / stock.adobe.com

Redakcja techniczna, składiłamanie

Damian Walasek

Przygotowanie wersji elektronicznej

Maksym Leki

Korekta

Urszula Bańcerek

Marketing

Kinga Ucherek

[email protected]

Wydanie I, Chorzów 2022

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609, 664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji papierowej:LIBER SA

05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4

Panattoni Park City Logistics Warsaw I

tel.+4822-663-98-13, fax+4822-663-98-12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2021

tekst © Zuzanna Jabłońska-Kordel

ISBN 978-83-8293-008-5

Wszystkim, którzy czynią

Elegancki mężczyzna w czarnym płaszczu sięgającym połowy łydki, równie czarnym kapeluszu oraz ciemnych okularach przemierzał nieznaną sobie część miasta. Uważał, że pomysł ma szansę powodzenia. Z pomocą nawigacji dotarł na miejsce i oparł się o ścianę nieopodal interesujących go drzwi jednego z bloków. Udawał, że sprawdza coś w telefonie, i w roztargnieniu gładził przyciętą w szpic bródkę. Miał nadzieję, że sprawia wrażenie, iż na kogoś czeka.

Bo czekał. Obojętnie na kogo. Byle ten ktoś otworzył drzwi, aby on mógł w miarę niepostrzeżenie wślizgnąć się do środka.

Nie trwało to długo. Po chwili na zewnątrz wybiegła jasnowłosa dziewczyna.

„Co za zrządzenie losu. – Zaśmiał się w myślach. – Akurat ona”.

Widać spieszyła się, bo nawet nie spojrzała w stronę stojącego tuż obok wejścia mężczyzny. Usłyszał tylko: „Cześć, Kaśka! Oddzwonię, bo za późno wyszłam”, rzucone do telefonu. Zdążył złapać za klamkę, nim drzwi się zamknęły.

Wystarczyło mu kilka sekund, by załatwić to, po co przyszedł. Spokojnym krokiem wyszedł z bloku i ruszył w kierunku równie eleganckiego jak on sam mercedesa.

„Może to niczego nie zmieni, a może wręcz przeciwnie–pomyślał. – Wtedy przyspieszylibyśmy sprawę. A na czasie, niestety, bardzo nam zależy”.

Włączył płytę z muzyką poważną. Zawsze inspirowała go do najlepszych pomysłów. Właśnie słuchając Vivaldiego, wymyślił plan, który przed chwilą zrealizował. Miał nadzieję, że Antonio dobrze mu doradził.

***

Choć przez okno wpadały promienie jesiennego słońca, Franek miał wrażenie, że jest środek nocy. Głowa pękała mu z niewyspania i od wielogodzinnych obliczeń, a pod powiekami czuł pieczenie, jakby ktoś sypnął mu garścią piachu prosto w oczy.

„W sumie to tak właśnie jest – pomyślał z rozgoryczeniem. – I jeszcze przy okazji dostałem nożem w plecy”. O pustym koncie bankowymwolałna razie nie myśleć. Nie mógł jednak odgonić wspomnienia sprzed niecałego półrocza, gdy siedział przy tym samym biurku, w tym samym pokoju i podekscytowany tworzył zCyprianem biznesplan i kosztorys. Wszystko miało pójść gładko. I dla Cypriana poszło, ale nie musiało minąć wiele czasu, by Franek się zorientował, że ten „przyjaciel” wycyckał go do cna. Został z kredytem, który wziął na założenie firmy, i bez człowieka, którego kiedyś darzył bezgranicznym zaufaniem. Obłęd. A Lena, jego narzeczona, od zawsze mówiła, by na Cypriana uważał. Widać coś jest w tej kobiecej intuicji. Czemu nie zaufał przeczuciom ukochanej?

Potarł dłonią czoło. Wiedział, że ledwie starczy im na spłatę rat i opłacenie wszystkich bieżących zobowiązań, i to przy założeniu, że szybko znajdzie pracę, o ile oczywiście będzie miał siłę, by zacząć jej szukać. A jak na razie nie mógł się zmobilizować. Nijak nie potrafił się pozbierać. Z pensji Leny, chociaż nie była najgorsza, pokryją zaledwie połowę miesięcznych kosztów.

Pomyślał o niej i jak na zawołanie weszła do niewielkiego pokoju, szumnie nazywanego przez nich gabinetem. W jej oczach i sposobie poruszania widać było jeszcze ślady snu. Przeciągnęła się, ziewnęła i już stała przed nim pełna energii dziewczyna.

– Znowu całą noc nie spałeś – powiedziała z czułością i przekrzywiła głowę. – Co tym razem udało ci się wyliczyć?

– Niestety nic nowego. – Franek odchylił się na krześle i założył splecione dłonie za głową. – Niczego nie dowiodę. Muszę po prostu to spłacić, bo za głupotę właśnie to się robi. Płaci się.

– Musimy to spłacić – poprawiła Lena narzeczonego i lekkim krokiem podeszła do Franka. Delikatnie popchnęła go do przodu, zmuszając, by usiadł stabilnie. – Panie w szkole cię nie nauczyły, że nie bujamy się na krzesłach?

– Wszystkie nasze plany wzięły w łeb. – Zignorował uwagę Leny. – Nic z tego, co zakładaliśmy, się nie uda.

– Nie, że się nie uda, tylko trochę odwlecze w czasie. Zresztą nie wszystko musi wyglądać tak, jak to planowaliśmy. Nie potrzebujemy wielkiego wesela z tą całą fetą. Wystarczą obrączki, rodzice i świadkowie. No i może jakiś obiad. – Wzruszyła ramionami.

– Przecież otym właśnie marzyłaś, o wielkiej fecie. Później całe życie będziesz żałowała, że tego nie mieliśmy, i w końcu zaczniesz mieć mi to za złe.

– Póki jesteśmy razem, niczego nie będę żałowała. Idę się ogarnąć i uciekam do pracy, a ty odpocznij, a potem też zacznij czegoś szukać. Kolejna noc liczenia tego samego w niczym nie pomoże, a przecież nie jest aż tak źle. To wszystko kwestia roku, może dwóch lat. Tylko musisz wrócić do pracy. – Pocałowała Franka w policzek i wyszła z pokoju.

„Nie jest tak źle, tylko jeszcze gorzej, niż ci się wydaje” – pomyślał i ukrył twarz w dłoniach. Nie powiedział jej o wszystkim. Chciał to zrobić teraz, ale nie dał rady.

Niedługo potem Lena zaczęła zbierać się do pracy. Na pożegnanie rzuciła, że wie, iż wszystko będzie dobrze. Gdy zamknęły się za nią drzwi, Franek cisnął przed siebie zeszytem, w którym przez ostatnie godziny rozpisywał długi, z nadzieją, że może jednak gdzieś się pomylił. Zeszyt strącił ze ściany ich wspólne zdjęcie z wakacji z zeszłego roku. Wakacji, na które w najbliższych latach na pewno nie będzie ich stać.

– Co za cholerny optymizm w niej siedzi! – Walnął pięścią w biurko. – I jeszcze jest taka wyrozumiała! A nie powinna! – Zmęczenie i wściekłość na swoją głupotę coraz bardziej dawały o sobie znać. – To przez to wciąż jeszcze siedzę w domu, bo ona bierze to wszystko na siebie. – Do pokoju wszedł kot, Rudas. Na jego pyszczku malowało się zdziwienie. – Ja jestem facetem i powinienem sobie poradzić. – Ostatnie słowa skierował do kota, po czym zapragnął samemu sobie obić mordę. Lena niby tego nie słyszała, ale przecież zaledwie przed chwilą był wobec niej tak cholernie niesprawiedliwy. Robiła, co mogła, żeby poskładać to, co im zostało, i dzieliła jego troski między nich na pół, a on… Szkoda gadać.

– Dobra, Rudas. – Kot zastrzygł uszami. – Obiecuję tobie i sobie, że zrobię tak, jak mówiła. Wyśpię się, a potem zacznę szukać pracy.

– Miau. – Kot zerknął na niego z aprobatą i otarł się o jego nogi, mrucząc ponaglająco.

– No tak, są rzeczy ważne i ważniejsze. – Franek roześmiał się po raz pierwszy od kilku dni. – Trzeba dać ci jeść, co, przyjacielu? Podwójną porcję, co ty na to? Na uczczenie tego, że chyba w końcu coś do mnie trafiło.

***

Lena wracała z pracy szczelnie opatulona kurtką i szalikiem, z czapką naciągniętą prawie na oczy. Październik tego roku był wyjątkowo kapryśny. Wczoraj aż do popołudnia świeciło piękne słońce, a dziś rozpętała się wichura nie z tego świata. Tylko czekać, aż lunie. Pogoda doskonale odzwierciedlała burzę szalejącą w duszy dziewczyny.

Była w bardzo trudnym do określenia nastroju. Wczoraj po wejściu do domu zastała Franka, już wyspanego, w kuchni. Zjedli przyrządzony przez niego obiad i obiektywnie ocenili sytuację, w której się znaleźli. Na jaw wyszły nowe fakty. Wściekła się, to prawda. Nie powinien ukrywać przed nią żadnych decyzji i problemów. A już z pewnością nie takich, które dotyczą pieniędzy. Ich wspólnych pieniędzy! Przecież już lata temu postanowili, że co jego, to i jej, i na odwrót. Ale przede wszystkim było jej przykro. Bardzo go kochała i nie mogła pogodzić się z tym, że zwyczajnie ją pominął. Przez chwilę poczuła się całkiem nieważna. Wiedziała jednak, że nadszedł czas, by postawić Franka pod ścianą.

– Tak wyobrażasz sobie nasze życie? Robisz, co chcesz, bez żadnego porozumienia? I jeszcze kłamiesz mi w żywe oczy! – wykrzyczała.

Przeprosił. Powiedział, że żałuje. Ale Lena nie była głupia. Omówili wszystkie możliwe scenariusze, ustalili, co powinni teraz zrobić. A potem już z Frankiem nie rozmawiała. Cały wieczór chodził jak struty. Wiedziała, że przy takim obrocie spraw tym bardziej zrobi to, co ona chce. A ona chciała, żeby w końcu ruszył się z domu.

Bardzo martwiła się o pieniądze, a po wczorajszej rozmowie jeszcze bardziej. Ale wiedziała, że pieniądze to nie wszystko. Franek wyciął straszny numer tą dodatkową, gigantycznie oprocentowaną pożyczką i zawiódł jej zaufanie, ale przecież żałował. A ona, choć jeszcze nie wypowiedziała tych magicznych słów „na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie”, to tak właśnie czuła. Kochała go, a gdy się kogoś kocha, to wyciąga się do niego pomocną dłoń.

Ale to nie stało w sprzeczności, żeby trochę się sam ze sobą pomęczył. Postąpił źle i Lena stwierdziła, że odrobina wyrzutów sumienia na pewno mu nie zaszkodzi.

Tymczasem od samego rana było dokładnie tak, jak myślała. Gdy wstała, Franek był już na nogach. Na szafce w przedpokoju leżało parę egzemplarzy jego CV. On sam był ogolony i w wyprasowanej koszuli. Lena pogratulowała sobie w myślach. Zaczęła też odsuwać od siebie obawy o Frankową depresję, które nawiedzały ją od kilku dni.

W ciągu dnia wysłał jej SMS, że nigdzie nie potrzebują pracownika, ale że się nie podda. Że po powrocie do domu siądzie do komputera i odpowie na kolejne oferty. Że da radę. I że jeszcze raz przeprasza i ją kocha.

Odpisała tylko, że na pewno znajdzie pracę. Resztę celowo zignorowała. Musiała zmusić go do walki – on będzie myślał, że walczy o nią i odzyskanie jej zaufania. Tymczasem tak naprawdę będzie bił się przede wszystkim o siebie i ich przyszłość. Znała go i wiedziała, że Franek nigdy nie popełnia drugi raz tego samego błędu, więc o to była spokojna.

Jedyne, o czym w ciągu dnia dała mu znać, to że wybiera się z Kaśką na kawę, żeby nie pomyślał, że coś jej się przydarzyło, gdyby wrócił do domu przed nią.

Lena dotarła w umówione miejsce. Rozejrzała się, ale przyjaciółkę dostrzegła dopiero w chwili, gdy ta do niej zamachała. Dziewczyna z szerokim uśmiechem ruszyła w stronę zacisznego stolika, wtulonego w róg kawiarni.

Ledwie usiadła, a już kelnerka podała im zamówienie. Kaśka doskonale wiedziała, co Lena lubi. Znały się od lat i były bardziej jak siostry niż koleżanki.

– Co słychać? Hela u babci? – spytała Lena, gdy tylko serdecznie przywitała się z przyjaciółką.

– Tak, były za sobą tak stęsknione, że zawiozłabym ją do mamy nawet bez powodu. – Kaśka się uśmiechnęła. Więź między dziewczynką i mamą Kasi była tak silna, że tęskniły za sobą już parę minut po rozstaniu.

Lena uważała, że mała Helenka to jedyne dobro, jakie się Kasi przydarzyło w efekcie głupiego zauroczenia w Danielu. Byli parą przez kilka miesięcy. Lena od początku szczerze nie znosiła chłopaka przyjaciółki. Zniszczył jej poczucie własnej wartości, a gdy dowiedział się o ciąży, czym prędzej zwiał gdzie pieprz rośnie. Oczywiście uchylał się od płacenia alimentów, a dziewczynka nawet nie miała okazji poznać taty. Kaśka i tak nie chciała jego pieniędzy, ale cały czas zmagała się z niską samooceną. I co najgorsze, przestała wierzyć, że zasługuje na miłość.

– Fajnie, że mama jest w małej taka zakochana. – Lena zamieszała kawę długą łyżeczką i oblizała ją z bitej śmietany.

– A pamiętasz jej furię, gdy dowiedziała się o ciąży? – Kaśka popatrzyła na Lenę, wymownie unosząc brwi.

– Bardziej chodziło o tatusia niż o dziecko. – Lena poniewczasie zorientowała się, że mogła sprawić przyjaciółce przykrość. – Przepraszam. – Popatrzyła Kaśce woczy i przykryła jej dłoń swoją.

– Przestań. – Dziewczyna machnęła ręką. Widać było, że faktycznie nie przejęła się komentarzem Leny. – Jest jej biologicznym ojcem i tego nie wymażę. A w sumie bardzo dobrze, że nie ma go w jej życiu. Z nim byłoby tylko gorzej.

– A umówiłaś się w końcu z tym chłopakiem?

Lena przeszła do tematu, który interesował ją najbardziej. Jakiś czas temu Kaśka założyła konto w popularnej aplikacji randkowej. To był duży krok naprzód. Długo uważała, że czas na miłość już miała i nikt nie zechce młodej dziewczyny z dzieckiem. Jednak umawiała się tylko z tymi, których postrzegała w kategorii „dobry potencjalny ojciec” i „nie za dobry dla mnie”.

– Kamilem? Nie… Raczej mu się nie spodobam.

Lena w duchu przewróciła oczami. Jej przyjaciółka miała ogromną i maksymalnie irytującą tendencję do nadużywania słowa „raczej”.

– Czego ty od siebie chcesz? Ładna, zgrabna, mądra, z dobrą pracą…

– Ale nie wiem, czy on miałby dużo serca dla Heli i…

– I jest za przystojny, za wysoki, zbyt umięśniony dla ciebie… – Lena wyliczyła znane na pamięć wymówki przyjaciółki.

– Czemu mnie przedrzeźniasz? – Kaśka spojrzała na nią spode łba.

– Widzisz, teraz sama możesz przyznać, jak absurdalnie to brzmi – odparła z przekąsem i pociągnęła duży łyk kawy.

– Zobaczymy – ucięła temat Kaśka. – Jutro mam randkę z kimś innym. Może będzie fajnie? Ale lepiej mów, co z Frankiem – dodała, nie dając Lenie czasu na komentarz. – Pisałam do niego, a on nawet nie skłamał, że wszystko dobrze.

Kaśka od zawsze przyjaźniła się z Leną, ale kiedy Franek pojawił się w życiu przyjaciółki, z nim też znalazła wspólny język.

– Bo i tak zdaje sobie sprawę, że wszystko wiesz, więc nie ma sensu kłamać. – Wzruszyła ramionami i streściła przyjaciółce, czego się ostatnio dowiedziała i jaki był tego skutek. – Przynajmniej ruszył się z domu – podsumowała.

– No, nie brzmi to za ciekawie. – Zmartwiła się Kaśka. – Ale masz rację, najważniejsze, że udało ci się nim potrząsnąć. Teraz będzie już tylko lepiej. – Pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu. – Takie to małe, a niezniszczalne – mruknęła pod nosem.

Lena uśmiechnęła się na te słowa. Dobrze wiedziała, że to małe i niezniszczalne to ona. Miała coś powiedzieć, ale nagle telefon Kaśki zawibrował.

– To on?! – Rzuciła się w kierunku przyjaciółki, żeby zajrzeć, kto pisze.

Kaśka przycisnęła aparat do siebie.

– Nie podglądaj!

– Czyli on! – Lena popatrzyła na przyjaciółkę z widoczną satysfakcją. – Wiadomości z innymi przede mną nie ukrywasz – zauważyła i uniosła w stronę Kaśki szklankę z kawą w geście toastu.

Kaśka przewróciła oczami. Fakt, przyjemnie jej się rozmawiało z Kamilem. Coś w nim było. Ale w jej głowie od dawna siedział ktoś inny, a przyjaciółka miała się o tym dowiedzieć w swoim czasie.

***

Lena odmówiła Kaśce, gdy ta zaproponowała, że ją podwiezie, i teraz tego żałowała. Wybrała się do domu piechotą i w oczy siąpił jej nieprzyjemny kapuśniaczek. W końcu dotarła do celu. Nie mogła doczekać się momentu, w którym usiądzie pod kocem, trzymając w dłoni kubek z ciepłą herbatą – przemarzła do szpiku kości. Musiała jeszcze tylko zajrzeć do skrzynki pocztowej, bo od paru dni kompletnie o tym nie pamiętała, a potem szybciutko wbiegnie po schodach do małego, ale przytulnego i, przede wszystkim, ciepłego mieszkania.

W skrzynce znalazła tylko parę ulotek. Już miała je wyrzucić, gdy jedna przykuła jej uwagę.

Poszukiwany osobisty asystent właściciela agencji reklamowej.

Zgłoś się już dziś!

Uśmiechnęła się szeroko. Franek miał i wykształcenie marketingowe, i odpowiednie doświadczenie, by objąć takie stanowisko. Pracował od początku studiów. Musiał tylko dobrze się zaprezentować, ale skoro firma poszukująca kogoś na stanowisko asystenta zaczęła wrzucać ulotki do skrzynek, najpewniej była w sytuacji podbramkowej, bo to raczej nie była powszechna praktyka. Tym lepiej dla właściciela – zatrudnienie Franka byłoby znakomitym wyborem.

Lena z niecierpliwością czekała na powrót narzeczonego. Wiedziała, że to musiało być coś więcej niż przypadek. Jednak nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jedna ulotka odmieni całe ich życie.

***

Franek wracał do domu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czuł pozytywną zmianę – ruszył się. Zaczął działać, a nie tylko udawać przed sobą i bliskimi, że coś robi, a właśnie to mało szlachetne zajęcie zajmowało go w ostatnich tygodniach. Wiedział, że potrzebuje paru dni, może nawet tygodni, by ktoś w ogóle zaprosił go na rozmowę. Jednak chciał, by wszystko nabrało tempa już, teraz, natychmiast. Był w gorącej wodzie kąpany i czekanie potwornie go męczyło. Dodatkowo miał wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu; kumpel okazał się oszustem, Franek z dnia na dzień stał się bankrutem, na horyzoncie nie było widać żadnej perspektywy pracy i jak by tego było mało, z nieba spadała praktycznie ściana deszczu, a on nie wziął parasola. „Jakie to wszystko jest zmienne – pomyślał. – Wczoraj słońce, dzisiaj plucha”. Chwilę temu ziemia kąpała się w letnim gorącu, a teraz tylko patrzeć, jak jesień odejdzie i na dobre rozgości się zima ze wszystkimi swoimi atrybutami – zapachem pomarańczy, goździków i anyżu, które tak uwielbiała Lena, kolędami w radiu i świecidełkami na wystawach sklepowych… Może było to trochę kiczowate, ale on ten kicz uwielbiał. Święta to najwspanialszy, najcieplejszy mimo mrozu na dworze czas w roku. Czas na przemyślenie różnych spraw, na oddech, na przytulenie bliskich do serca na dłużej niż w pozostałe dni…

A na te święta czekał szczególnie. Miały być jeszcze piękniejsze niż poprzednie. Firma miała zacząć przynosić pierwsze porządne zyski. Planował sprawić bliskim takie prezenty, na które jeszcze nigdy nie było go stać. Chciał podarować Lenie naszyjnik z diamentem, pasujący do zaręczynowego pierścionka, ale przede wszystkim przedświąteczną wyjątkową niespodziankę – rezerwację sali na wesele. Wpłacenie zadatku i ustalenie, w końcu, konkretnego terminu. Wiedział, że gdy Lena zostanie nazwana jego żoną, z pewnością zakręcą mu się w oczach łzy, ale ślub nie był dla niego aż tak ważny, jak dla niej. Ale kochał ją najbardziej na świecie i skoro to miało ją uszczęśliwić, to chciał, by w końcu mogła zanurzyć się w planowaniu tych wszystkich ślubnych rzeczy, o których on nawet nie miał pojęcia. Wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy wyobrażał sobie błysk w jej oczach, gdy powiedziałby jej, dokąd jadą.

A tymczasem… Wiadomo, miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Poczuł się, jakby odebrano im wszystkie marzenia.

Tak bardzo pogrążył się w rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, kiedy dotarł do domu. Miał nadzieję, że Lena spojrzy na niego trochę łaskawszym okiem. Wiedział, że zrobił źle, ale tak bardzo nie cierpiał tych cichych dni… Jednak nie spodziewał się zobaczyć tak szerokiego uśmiechu ukochanej od razu po wejściu do domu.

– Hej – rzucił niepewnie. Nie wiedział, czego może się spodziewać w przypadku tak diametralnej zmiany nastroju.

– Ojej, cały przemokłeś! – Pobiegła do sypialni i wróciła z ręcznikiem. – Masz, wysusz się szybko. Żebyś się nie przeziębił!

Chłopak z wdzięcznością przyjął ręcznik i wytarł głowę. Po chwili wszedł do salonu, gdzie czekała na niego Lena.

– Zobacz, co było w skrzynce. – Zbliżyła się w podskokach do Franka.

– W skrzynce? Serio? Mega dziwne – mruknął, ale przeczytał ofertę. W żyłach czuł przepływającą adrenalinę, która pozostała po dzisiejszych poszukiwaniach. Chciał, by coś się zaczęło dziać, a więc niech się dzieje. – Pędzę tam! – rzucił z entuzjazmem i natychmiast ruszył do wyjścia.

– Franek, jesteś cały mokry! – krzyknęła za nim.

– Racja! – Zreflektował się i zatrzymał w pół kroku. – Zmienię ten sweter.

– I spodnie! Masz, chyba mogą być te…

Chłopak błyskawicznie wciągnął na siebie dżinsy, które Lena naprędce wyciągnęła z szafy.

– Zaraz się zamykają, nie mam czasu! – krzyknął i ponownie ruszył do wyjścia.

Wybiegł z mieszkania. Sekundę później usłyszała trzaśnięcie drzwi prowadzących na klatkę schodową.

Westchnęła. Nie była przekonana, czy taki zziajany zrobi dobre wrażenie. Może byłoby lepiej, gdyby zadzwonił albo poszedł tam osobiście jutro… Ale z drugiej strony od tylu dni miała nadzieję, że Franek nareszcie zacznie działać. A jak nie ta praca, to inna. Ważne, że on przestał pozwalać sobie na nicnierobienie. Bo gdyby nadal to robił, droga do przepaści byłaby równią pochyłą.

– Co ma być, to będzie – powiedziała do Rudasa i wstawiła wodę na herbatę. Cieszyła się, że ludzie wymyślili coś takiego jak przeznaczenie. Przynajmniej w takich sytuacjach wszystko można było zrzucić właśnie na nie.

***

Franek biegł, lawirując między ogromnymi kałużami, które przez nieustającą ulewę wciąż się powiększały. Do siedemnastej pozostało ledwie kilkanaście minut. Z tyłu głowy słyszał uporczywy głos, który powtarzał mu, że to nie jest dobry pomysł, ale starał się go przekrzyczeć wzbierającą w sercu nadzieją. Musiał działać.

Dotarł na miejsce minutę przed zamknięciem. Nagle poczuł zwątpienie. Nie udało mu się ominąć jednej z kałuż, stał więc przed drzwiami niezdecydowany, przemoczony i w zapewne poplamionych błotem spodniach. Wolał się co do tego nie upewniać. Zdrowy rozsądek w końcu zwyciężył i gdy postanowił, że wróci jutro, przygotowany i wyglądający jak cywilizowany człowiek, drzwi otworzyły się i naprzeciw niego stanęła zadbana kobieta, na oko nieco młodsza od jego rodziców. Z miejsca budziła szacunek. Widać było, że to osoba, która wie, czego chce.