Bajkowe Święta - Farion P.K. - ebook

Bajkowe Święta ebook

Farion P.K.

4,4

Opis

Opowiadanie z cyklu #ebooknaświęta

 

Kiedy wali nam się cały świat, załamujemy się, uciekamy, staramy funkcjonować, byle tylko przetrwać. Jednak byle jak można żyć, ale tylko do czasu. W końcu dzieje się coś, co wyrywa nas z komfortowej skorupy, budząc serce do życia.

 

Karolina Królikowska i Jakub Wilczyński są idealnym przykładem zmarnowanej szansy. Nierozłączni od dziecka, przyjaciele, najbliżsi sobie – Wilk i Zając. Jeden dzień, jedna decyzja sprawiają, że ich drogi rozchodzą się na wiele lat.

 

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia ściągają obojga do domu i krzyżują ich ścieżki. Stłumiona euforia miesza się z głębokim żalem, ale pojawia się coś jeszcze, pragnienie bliskości. Próba cofnięcia się w czasie sprawia, że oboje budzą się z letargu i zaczynają czuć. I chcieć.

 

Kiedy to, czego szukamy, mamy na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko nie zmarnować kolejnej szansy.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 53

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (76 ocen)
51
13
8
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Z braku laku…

Nie widzę sensu w pisaniu 30-sto stronicowego opowiadania bez zakończenia. Historia fajna, ale jeszcze się nie zaczęła, a już napis "cdn"
Aricca

Nie oderwiesz się od lektury

za ten CDN.... to pani PK Farion powinna dostać burę. Jak zwykle wciągająco, i emocjonalnie. Czekam na więcej #TeamWilczek
20
aniakulka23

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo podobało mi się to opowiadanie idealne na święta. Polubiłam bohaterów szczególnie Kubę, ale chciałabym więcej, bo zapowiada się bardo ciekawie. I to zakończenie. Super polecam.
20
machetaz

Nie oderwiesz się od lektury

Lekkie i przyjemne opowiadanie do słuchania w czasie przygotowań wigilijnych, ale po prostu nie cierpię niedokończonych książek. Pytanie czy cd. nastąpi wkrótce czy na następne Święta 🙄
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Kiedy ciąg dalszy?
10

Popularność




Co­py­ri­ght © P.K. Fa­rion

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

Wy­da­nie I

Wilk­szyn 2022

ISBN 978-83-67520-23-2

Wszel­kie prawa za­strze­żone. Roz­po­wszech­nia­nie i ko­pio­wa­nie ca­ło­ści lub czę­ści pu­bli­ka­cji w ja­kiej­kol­wiek po­staci za­bro­nione bez wcze­śniej­szej pi­sem­nej zgody au­tora oraz wy­dawcy.

Do­ty­czy to także fo­to­ko­pii i mi­kro­fil­mów oraz roz­po­wszech­nia­nia za po­mocą no­śni­ków elek­tro­nicz­nych.

Pro­jekt okładki: Ka­ta­rzyna Mor­dal

Zdję­cie na okładce: stock.chroma.pl / KOY­OKIN

Re­dak­cja: Mał­go­rzata Ja­siń­ska / Rudy Kot

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

Włą­czam wy­cie­raczki, aby zgar­nąć na­gro­ma­dza­jący się na przed­niej szy­bie śnieg i sta­ram się sku­pić na roz­mo­wie, trzy­ma­jąc ra­mie­niem te­le­fon przy uchu.

– Pierw­sze wra­że­nie można zro­bić tylko raz – przy­po­mi­nam tak oczy­wi­stą rzecz. – To de­fi­niuje spo­sób, w jaki bę­dzie po­strze­gał nas drugi czło­wiek.

Mru­gam po­wie­kami, czu­jąc pie­cze­nie, a do tego świa­tła ja­dą­cych z na­prze­ciwka aut mnie ośle­piają.

– No tak, ale jak mam się do tego za­brać, skoro jesz­cze ich nie znam? – pyta klient, który, mam wra­że­nie, nie kuma tego, co do niego mó­wię.

– Trzeba za­cząć od do­kład­nej ana­lizy sy­tu­acji wyj­ścio­wej.

– Może pani ja­śniej? – do­py­tuje, na co prze­wra­cam oczami.

– Trzeba zba­dać ko­mu­ni­ka­cję. Zro­bić od­po­wiedni po­miar, opie­ra­jąc się nie tylko na opi­sach, ale też da­nych licz­bo­wych – tłu­ma­czę spo­koj­nie. – Na­leży pa­mię­tać, że dane sta­ty­styczne są tu klu­czowe. To z nich mo­żemy wy­cią­gnąć naj­wię­cej in­for­ma­cji.

– To to coś o ko­mu­ni­ka­cji, o czym wspo­mi­nała pani na spo­tka­niu?

– Tak jest – po­twier­dzam, ki­wa­jąc głową, jakby ten miał mnie wi­dzieć, i wresz­cie chwy­tam za te­le­fon, bo za chwilę ra­mię mi od­pad­nie.

– No do­brze, to na czym się sku­pić?

– Tak jak oma­wia­li­śmy to na na­szej kon­fe­ren­cji – przy­po­mi­nam mu, że już o tym roz­ma­wia­li­śmy. – W pierw­szej ko­lej­no­ści trzeba zba­dać i okre­ślić, jak wy­glą­dała wcze­śniej­sza ko­mu­ni­ka­cja pań­skiej or­ga­ni­za­cji? Jak wy­glą­dała ko­mu­ni­ka­cja dla po­szcze­gól­nych pro­jek­tów, pro­duk­tów, usług? – wy­mie­niam. – Co ro­biły i ro­bią kon­ku­ren­cyjne firmy? Ja­kie mamy ak­tu­alne wa­runki ryn­kowe? Co może sprzy­jać roz­wo­jowi pań­skiej firmy, a co bę­dzie sta­no­wiło wy­zwa­nie w tym kon­tek­ście?

– Do­brze, za­pi­suję.

Bingo! Wresz­cie. Fa­cet jest mega przy­stojny i do­brze sy­tu­owany, ale na PR-ze nie zna się za grosz. Nic dziw­nego, że jego firma za­częła tra­cić klien­tów, a przy­chody ma­leją.

– Po­tem okre­ślimy grupy do­ce­lowe, sku­pia­jąc się na stylu kon­sump­cji me­diów do­mi­nu­ją­cych w da­nej gru­pie. Dzięki temu bę­dziemy wie­dzieć, któ­rych ka­na­łów na­leży użyć, pró­bu­jąc ko­mu­ni­ko­wać się z da­nym seg­men­tem od­bior­ców – re­cy­tuję na wy­de­chu, a jed­no­cze­śnie sta­ram się wy­je­chać z pod­po­rząd­ko­wa­nej na ru­chliwą kra­jówkę.

– Do­brze, że to na pa­nią tra­fi­łem – mówi z uzna­niem męż­czy­zna.

– Wy­zna­czymy też wszyst­kie ro­dzaje ce­lów ko­mu­ni­ka­cyj­nych i to bę­dzie baza do tego, aby wię­cej nie strze­lać śle­pa­kami i nie wy­da­wać góry pie­nię­dzy na dzia­ła­nia mar­ke­tin­gowe, które nie przy­no­szą żad­nych efek­tów, po­nie­waż nie są wła­ści­wie do­pra­co­wane – do­daję, igno­ru­jąc jego wcze­śniej­szy wy­wód.

– Pani Ka­ro­lino, co pani robi w syl­we­stra? – pyta na­gle, po­wo­du­jąc, że dę­bieję.

– Słu­cham? – od­po­wia­dam py­ta­niem na py­ta­nie.

– Może ze­chcia­łaby pani się ze mną spo­tkać?

– Nie pra­cuję w syl­we­stra – rzu­cam szybko i do­daję gazu.

– Ale nie służ­bowo – wy­ja­śnia. – Mam wra­że­nie, że świet­nie się ro­zu­miemy, więc może ze­chcia­łaby pani…

– Skoro tak do­brze się ro­zu­miemy, to na­sza kam­pa­nia pój­dzie ide­al­nie – wtrą­cam, za­nim po­wie o dwa słowa za dużo i będę mu mu­siała po­wie­dzieć ko­leje dwa, które mo­głyby za­koń­czyć na­szą współ­pracę. – W tej chwili skupmy się wy­łącz­nie na pracy.

– No do­brze, ro­zu­miem – od­piera chłodno. – W ta­kim ra­zie ży­czę pani we­so­łych świąt.

– Dzię­kuję, wza­jem­nie, pa­nie Da­riu­szu – od­po­wia­dam grzecz­nie i się roz­łą­czam.

Od­rzu­cam te­le­fon na fo­tel obok i wzdy­cham głę­boko. Wresz­cie spo­kój. Te­raz bę­dzie się le­piej je­chało. Ciem­ność, droga, auto i ja. Mam na­dzieję, że wię­cej nie­spo­dzia­nek nie bę­dzie, a i trasa prze­bie­gnie płyn­nie. Jed­nakże, za­uwa­ża­jąc wi­dok przed sobą, aż prze­wra­cam oczami.

Za­trzy­muję się przed prze­jaz­dem ko­le­jo­wym. Pa­trzę na opusz­cza­jące się ro­gatki, a te przy­wo­łują mi na myśl moje rów­nież wa­lące się ży­cie. Przy­my­kam więc na chwilę oczy, chcąc od­ciąć się od tego wi­doku. Opie­ram głowę o za­głó­wek i sta­ram się wy­łą­czyć my­śle­nie. Czer­wone świa­tła prze­bi­jają się przez opusz­czone po­wieki, jakby chciały mi po­wie­dzieć, że nie tak ła­two jest od tego uciec. A gdyby tak jed­nak rzu­cić wszystko i wy­je­chać gdzieś? Nie wiem gdzie, może w ja­kieś Biesz­czady albo inne Ta­try. Tam za­szyć się w gór­skiej chatce i mieć wszystko i wszyst­kich głę­boko w du­pie.

Na­gły dźwięk klak­sonu po­wo­duje, że nie­mal się zry­wam. Otwie­ram prędko oczy, a przed sobą za­uwa­żam już otwarty prze­jazd oraz ja­dące z na­prze­ciwka sa­mo­chody. Po chwili po­nowne trą­bie­nie upew­nia mnie w tym, że po­win­nam ru­szyć.

Wci­skam gaz, auto wyje i na­gle szar­pie, po czym ga­śnie.

– Kurwa! – bur­czę pod no­sem i chwy­tam za klu­czyk.

Od­pa­lam je po­now­nie i tym ra­zem wdu­szam sprzę­gło oraz wrzu­cam pierw­szy bieg. Wresz­cie ru­szam, szar­piąc mocno. Szlag by to tra­fił, jesz­cze to! Nie pa­mię­tam już za do­brze, jak się pro­wa­dzi auto z ma­nu­alną skrzy­nią bie­gów. Mam wra­że­nie, jakby wszystko sprze­nie­wie­rzyło się prze­ciwko mnie.

Naj­pierw ten ku­tas, Ma­ciek, po­tem ta chora ak­cja w agen­cji, póź­niej ma­ru­dze­nie ro­dzi­ców i wresz­cie wy­cieczka do domu na święta. Czy ja już mó­wi­łam, że nie lu­bię Bo­żego Na­ro­dze­nia? Chyba po­wta­rzam to co roku, a te z każ­dym ro­kiem dają mi jesz­cze więk­szego kopa w moje po­tłu­czone już cztery li­tery.

No i nie można za­po­mi­nać o kap­ciu i urwa­nym kole, które przy­tra­fiło mi się aku­rat w tym dniu, w któ­rym po­sta­no­wi­łam jed­nak po­je­chać do domu na tych kilka dni. Moja uko­chana mazda stoi te­raz w warsz­ta­cie, no bo prze­cież ter­mi­nów nie mają, no i są te za­piź­działe święta. Wszę­dzie święta, święta i święta. Rzy­gam już tym. A żeby jesz­cze bar­dziej mi do­piec, dali mi ja­kieś gówno w for­mie auta za­stęp­czego. Kwa­dra­towe pu­dełko w od­rzu­ca­ją­cym zie­lo­nym ko­lo­rze. Po­jem­ność mniej­sza niż mój ku­bek na kawę, a koni to wię­cej na łące wi­dzia­łam. Jed­nym sło­wem, ani to je­dzie, ani wy­gląda.

Je­dyny plus w tym wszyst­kim jest taki, że z bie­giem lat droga do domu jest co­raz lep­sza. Dziś trasa z Po­zna­nia do mo­jej wio­seczki to już tylko dwie go­dziny. Kie­dyś je­chało się trzy, na­wet cztery, je­żeli po­goda nie do­pi­sała.

Kiedy do­cie­ram do miej­sco­wo­ści po­prze­dza­ją­cej mój dom ro­dzinny, przy­po­mi­nam so­bie, że nie mam nic dla mo­ich ro­dzi­ców. Tro­chę głu­pio, bo prze­cież ostatni raz by­łam tu po­nad trzy lata temu. Po­sta­na­wiam więc za­trzy­mać się w przy­droż­nym skle­piku, który pa­mię­tam jesz­cze z cza­sów dzie­ciń­stwa. Par­kuję wzdłuż drogi, za­trzy­muję się przy sa­mym drze­wie i wy­sia­dam. W ma­łym sa­mo­ob­słu­go­wym  mar­ke­cie, który dziś jest sporo więk­szy niż skle­pik z pa­nią za ladą sprzed lat, ku­puję cze­ko­ladki, wino, ko­niak, ja­kieś owoce i go­towy bu­kiet goź­dzi­ków. Wiem, nie te czasy, ale nic in­nego nie ma, a to za­wsze coś. Mo­głam po­my­śleć o tym wcze­śniej. Jed­nak nie tym moja głowa była za­jęta. Nie tym.

Płacę, igno­ru­jąc uśmiech eks­pe­dientki, i wy­cho­dzę ob­ła­do­wana cien­kimi jed­no­ra­zów­kami – jedna z al­ko­ho­lem, druga z owo­cami, a pod ra­mie­niem kwiaty.