Anaid. Niezwykły zmysł - Fobia Anna - ebook

Anaid. Niezwykły zmysł ebook

Fobia Anna

3,9

Opis

Zieleń jej oczu nie była zwykłym kolorem!

Spojrzenie kryło coś niecodziennego i w zależności od nastroju – potrafiło przybierać różne kolory tęczy… Czy ktoś widział coś podobnego?

Przyjazd do Irlandii okazał się najlepszym i zarazem najgorszym, co spotkało Anaid. Dom, w którym zamieszkała, przywiał tornado wspomnień, a przepaść nad szmaragdowymi klifami wabiła tajemniczą mocą, wcale nie kusząc śmiercią, lecz odpowiedziami na pytania, których dziewczyna nawet nie zdążyła zadać.

Światełkiem w jej życiu okazało się poznanie Caluma i magia muskająca ich ciała, gdy przebywali w pobliżu siebie. Tylko przy nim ciągłe przeczucie, że utknęła w złym miejscu i czasie – rozmywało się, a każdy jego pocałunek wnosił porcję prawdy do serca dziewczyny. Niestety, gdy połączyli w miłości nie tylko dusze, ale również ciała – doszło do tragedii. Anaid poznała mroczną część siebie, o której istnieniu nie miała pojęcia i nie potrafiła jej kontrolować. 

Pomoc Caluma w rozwikłaniu sekretów pamięci nie mogła być wystarczająca... Klucz do prawdy krył w swoim wnętrzu tajemniczy chłopak – Kaiden. Tych troje znało się w przeszłości, która rozdzieliła ich drogi.

 

Dwa światy, które łączy jej historia.

Dwie różne miłości, które łączy ta dziewczyna.

Anaid – Niezwykły zmysł! 

ZOBACZ! POCZUJ! ZAUFAJ! 

 

Trzy serca, które wyruszyły kiedyś w oddzielną drogę, będą musiały się spotkać i połączyć w strzępach wspomnień.

 

Świat stworzony przez autorkę w „Anaid. Niezwykły zmysł” jest oryginalny i magiczny. Pełen przeróżnych smaków, zapachów i doznań. Nie jest to kolejna banalna historia, która zanudzi nas od pierwszej strony, ale taka która nas pochłonie i zawładnie naszymi zmysłami. Jestem miło zaskoczona debiutem Anny Fobia i na pewno sięgnę po kolejne powieści, które wyjdą spod jej pióra. 

POLECAM! Ana Rose - pisarka.

 

Wraz z Anaid przenieście się do klimatycznej Irlandii, której barwne opisy malują w głowie czytelnika iście baśniowe tło dla opowieści o pozornie zwyczajnej dziewczynie, która obdarzona została niezwykłym zmysłem. Dajcie się porwać historii pełnej uczuciowych rozterek i niecodziennych zjawisk. Przekonajcie się, jak trudno jest dopasować się do zupełnie nowej rzeczywistości. Zanurzcie się w świecie przedstawionym i wraz z głównymi bohaterami śledźcie uważnie każdą nową poszlakę na drodze ku odkryciu tajemnic, po ujawnieniu których życie prawdopodobnie nigdy nie będzie już wyglądało tak samo... Anna Fobia niewątpliwie pisze ciekawie. Będziecie zaskoczeni tym, jak bardzo wciągnie Was snuta przez autorkę opowieść! 

Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 382

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (10 ocen)
4
3
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaStankowska

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawe co dalej
00
Urszula089

Dobrze spędzony czas

Typowa dla nastolatków.
00

Popularność




Copyright © by Anna Fobia, 2018Copyright © by WYDAWNICTWO WASPOS, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja i korekta: Justyna Karolak

Korekta: Angelika Ślusarczyk

Projekt okładki: Marta Lisowska

Ilustracje w środku książki: copyright © by pngtree

Zdjęcie na okładce: Irlandzkie klify na półwyspie „Howth Head”/www.breakinglightpictures.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-98-3

Wydawnictwo [email protected]

Spis treści

Wstęp

1. Obcy, pierwsze starcie

2. Zapach

3. Stary… Nowy dom

4. Słyszę

5. Lgnąć jak pszczoła do miodu

6. Smak

7. Dziewczyna

8. Impreza

9. Klatka

10. Kim jesteś?

11. Tajemniczy tatuaż

12. Dotyk

13. Wieczór polityczny

14. Obrazy

15. Wspomnienie?

16. Tchórz

17. No to buch

18. Zapić smutki…

19. Dżungla

20. To, co niepewne

21. Bo nie tylko moje usta potrafią cię całować

22. Przecież nie było żadnej tajemnicy

23. Śmietanka śniadaniowa

24. Bohaterowie? Jak bardzo super?

25. Niespodzianka

26. Burza zmysłów

27. W otchłani duszy czerpię siłę z ich słabości

28. Kto jest ofiarą, a kto katem?

29. Kiedy tęcza traci wszystkie kolory!

30. Niewola

31. Żyjemy w złudnym przekonaniu, że jesteśmy tacy sami!

32. Skutki spotkania niewiedzy z desperacją

33. Przeszłość odciska swoje piętno! Tu i teraz!

34. Napędzana nadzieją niczym młyn wodą

35. Inne ciało, inne wnętrze? Tak, teraz to ja

36. Chciałabym

37. Pora się obudzić…

38. A kiedy przyjdzie na nas czas…

39. Jeśli uwolnisz się z piekła, nic nie wydaje się już straszne

40. Chwast zazdrości

41. Jedna jest droga. W dół…

Podziękowania

Dla Olivii – mojej równowagi

Jeśli potrafisz o czymś marzyć,to potrafisz także tego dokonać.

Walt Disney

Wraz z Anaid przenieście się do klimatycznej Irlandii, której barwne opisy malują w głowie czytelnika iście baśniowe tło dla opowieści o pozornie zwyczajnej dziewczynie, która obdarzona została niezwykłym zmysłem. Dajcie się porwać historii pełnej uczuciowych rozterek i niecodziennych zjawisk. Przekonajcie się, jak trudno jest dopasować się do zupełnie nowej rzeczywistości. Zanurzcie się w świecie przedstawionym i wraz z głównymi bohaterami śledźcie uważnie każdą nową poszlakę na drodze ku odkryciu tajemnic, po ujawnieniu których życie prawdopodobnie nigdy nie będzie już wyglądało tak samo… Anna Fobia niewątpliwie pisze ciekawie. Będziecie zaskoczeni tym, jak bardzo wciągnie Was snuta przez autorkę opowieść!

Katarzyna Ewa Górka@katherine_the_bookworm

Tajemnicza historia dziewczyny, w których oczach tliła się tęcza kolorów. Zaskakująca i trzymająca nas w niepewności do ostatnich stron. Pobudzi Wasze zmysły i oderwie od rzeczywistości. Odważycie się spojrzeć Anaid w oczy i przewidzieć co się stanie?

Papierowe KsiężniczkiKasia Filipowicz i Daria Słonopas

„Anaid. Niezwykły zmysł” to pełna emocji, niesamowita książka o fenomenalnej fabule. Życie bohaterów zachwyci nas swoją niecodziennością, a nieprzewidywalne zwroty akcji sprawią, że z niecierpliwością będziemy oczekiwać kolejnego tomu. Historia Anaid i Caluma wciągnie Cię w swój wyjątkowy świat i na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Polecam każdemu! Zachwyci nie jednegoczytelnika!

Miliony książek, miliony pomysłówŻaneta Domurad

„Anaid. Niezwykły zmysł” to wyjątkowa powieść pełna uczuć i emocji, która zawładnie waszymi sercami. Gorącopolecam!

Kobiece recenzjeSylwia Stawska

Bardzo ciekawa, skłaniająca do myślenia i refleksji powieść, którą od razu pokochałam. Idealnie nadaje się na plażę lub chłodniejsze wieczory przy kominku. Polecam!

To lubię czytaćNatalia Tyczyńska

Wstęp

Anaid

W swej tęsknocie tracęzmysły,gubię się wśród ścian mej duszy…1

Widzę, ale boję się patrzeć.Słyszę, ale boję się słuchać.Mówię, ale boję się odzywać.Czuję, ale boję się dotykać. Żyję, ale tak naprawdę od roku jestem martwa.

Każdy mój zmysł rani, zabija, a w moim sercu wierci ogromną dziurę. Miejsce, w którym przebywam, jest moją karą za to, kim jestem i co zrobiłam. Pogodziłam się ze swym losem, ale wiem, że to nie odkupi wszystkich moich czynów. Nie przywróci życia ukochanej siostrze i zarazem najlepszej przyjaciółce, którą kochałam nad życie. Nie przywróci głosu wspaniałemu chłopakowi, który obdarzył mnie pierwszą, prawdziwą miłością. Nie przywróci wzroku mojemu tacie. Nie przywróci też pięknej dziewczyny o odważnym i dobrym sercu. Dziewczyny, którą byłam – dawnejmnie.

1Słowa BeatyKuświk.

1. Obcy, pierwsze starcie

Anaid

Znasz to uczucie zagubienia i lekkiej paniki, a nawet strachu, kiedy wkraczasz samotnie na dziki teren, prosto w stado rozszalałych zwierząt? Nie? Ja też nie! Do dzisiaj. Właśnie tak się poczułam, gdy weszłam na dziedziniec nowej uczelni. Wszyscy gdzieś gnali, przepychali się i pomimo że wyglądali na równie zagubionych, co ja, to doskonale wiedzieli, w którą stronę zmierzają. Co tu dużo mówić: studenci się znali, a ja kroczyłam jak samotna gazela wystawiona na atak, ukradkowe spojrzenia, dziwne grymasy lub opryskiwania. Czułam na sobie różne ślepia, a nad głowami mijanych ludzi „widziałam” pytajniki, wykrzykniki i różne esyfloresy… Po prostu czeski film albo ruska mieszanka dresiarza i punka. Próbowałam unikać wścibskich spojrzeń i kroczyć dumnie, ukradkiem obserwowałam zachowania dookoła. Niestety szybko wywnioskowałam, że różnica kultur jest niesamowita, mimo że w mych żyłach również płynie irlandzka krew.

Tylko nieliczni siedzieli w zakamarkach i kątach uczelni, zamknięci w swoich małych grupach. Słyszałam ich przypadkowe rozmowy, z których połowy nie rozumiałam, chociaż mówiliśmy w tym samym języku. Angielski w wymowie Irlandczyków był nieprzyjemny, żeby nie powiedzieć prymitywny. Jakiś starszy pan w samolocie uprzedził mnie, że mieszkańcy tej przepięknej, zielonej wyspy to lenie i nie chce się im nawet ruszać ozorem, dlatego wychodzą takie bełkotliwe słowa. Głupia ja liczyłam, że będzie słodko i landrynkowo?! Dobra, wcale tak nie myślałam! Na szczęście w głębi mej duszy było też kiełkujące uczucie ciekawości, podniecenia i czegoś, czego nie potrafiłam określić…

Uczelnia Trinity College w Dublinie była ogromna i cudowna. Jak na wrzesień nie wiało i nie padało, a słońce przyjemnie ogrzewało moje ciało. Musiałam skupić się na pozytywach, aby przetrwać ten dzień. Celem mojego szczęścia wydawała się największa biblioteka w kraju. Kiedy przeglądałam broszurki informacyjne, właśnie ona urzekła mnie najbardziej. Nie mogłam się doczekać, kiedy ją zobaczę. Jeden plus na mojej małej liście nieszczęść. Tylko gdzie ja ją znajdę?– zastanowiłam się w myślach. Byłam spóźniona, ale nie chciałam iść na pierwsze zajęcia, miałam w końcu inne priorytety i postanowiłam najpierw wpaść właśnie do biblioteki. Musiałam zapytać kogoś o drogę, ale jak na ironię – nagle zabrakło wkoło ludzi, chociaż jeszcze przed chwilą czułam na sobie tysiące spojrzeń. A może mi się tylko wydawało? Przecież studiowało tutaj tysiące ludzi i z pewnością było wśród nich sporo „świeżaków” na pierwszym roku. Nie było szans, żeby wiedzieli, że jestem nowa!Tylko dlaczego w czasie studiów w Stanach nie towarzyszyło mi żadne z powyższych uczuć? Byłam również nowa, a jednak wszystko wydawało mi się łatwiejsze i nie czułam się zagubiona. Może fakt, że na pierwszym roku nikt na początku się nie zna, ułatwił mi zadanie. Tutaj zaczynałam od drugiego roku z ludźmi, którzy na pewno już dobrze się znali i chyba to mnie tak przerażało, a może inna kultura… albo jednak wszystko potrochu.

Na ogromnym, zielonym dziedzińcu zauważyłam wysokiego chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Nigdy nie brakowało mi pewności siebie, ale dzisiaj zdecydowanie nie byłam sobą. Nie chciało mi się nawet otwierać ust i nawiązywać żadnego kontaktu. Niestety, nie miałam innego wyjścia i musiałam kogoś zapytać. Mimo że nic nie powiedziałam, jak na nieme zawołanie, chłopak przystanął przede mną i coś powiedział. Zorientowałam się, że najzwyczajniej się na niego gapiłam, co z pewnością przyciągnęło jego uwagę. Tylko co on powiedział? Musiałam wyglądać co najmniej uroczo ze zmarszczonym nosem, otwartymi ustami, przekrzywioną głową i szyją wyciągniętą w jego stronę, aby wyłapać każdesłowo.

– Pytałem. Czy. Się. Zgubiłaś? – powtórzył lekko rozbawiony, tym razem wolniej i wyraźniej, ale prawie w ogóle nie poruszył górną wargą. Fakt ten pociągnął za nerwy w moich policzkach, rozszerzając usta w głupkowatym uśmiechu. Zerknęłam na jego piegowatą buźkę typowego Irlandczyka, przyjrzałam się jej z zaciekawieniem. – Stałaś i patrzyłaś na mnie, odkąd wszedłem na dziedziniec. Powiesz coś? Czy będziesz się tylko przyglądać? Potrzebujesz pomocy? Zgubiłaś się, czy jak? Chyba nie jesteś stąd? – nawijał coraz szybciej i szybciej, a ja nie mogłam nadążyć za jego słowami, ostatnich praktycznie w ogóle niezrozumiałam.

– Tak, tak, przepraszam. Wiesz, gdzie jest wejście do biblioteki? – zapytałam, szczerząc się od ucha do ucha. Chłopak rozejrzał się rozbawiony, po czym podał mirękę.

– Mówią na mnie Ginger, chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego – przedstawił się, a potem zaśmiał, wciągając lekko powietrze nosem i wydając przy tym dziwny, chrumkający dźwięk. – Sorki – dodał lekko zawstydzony, poważniejąc.

– Miło mi cię poznać. Jestem Anaid – powiedziałam, uśmiechając się jeszcze szerzej. – Pomożesz mi z tą biblioteką? – zapytałamponownie.

– Może być trudno – odpowiedział, przyglądając się przestrzeni za moimiplecami.

– Dlaczego? – Zmarszczyłam zaskoczonaczoło.

– Bo stoisz prawie przed jej wejściem, wystarczy, że się obrócisz i cofniesz kilka kroków. – Uniósł brwi, jakby chciał nimi wskazać na bibliotekę. – Więc moja pomoc nie będzie ci potrzebna – stwierdził, uśmiechając się podnosem.

Odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam to, czegoszukałam.

– Mój pierwszy dzień, więc wybacz. – Trochę zmieszana wróciłam wzrokiem dochłopaka.

– Nie ma sprawy, życzę udanego dnia i powodzenia w nauce – oznajmił, robiąc już kilka kroków w swojąstronę.

– Na jakim kierunku studiujesz?! – zawołałam za nim szybko, zaciekawiona.

– Oj, jestem tylko kurierem. – Przystanął. – Właśnie dostarczyłem kilka nowych książek do biblioteki i przesyłek do dyrekcji. – Uśmiechnął się szeroko, pokazując lekko żółtawe zęby. – A ty? – zapytał.

– Jestem na kierunku w zakresie sztuki plastycznej i muzycznej! – wykrzyczałam.

– Artystyczna dusza. – Przyłożył dłoń do serca. – Mam nadzieję, że cię tutaj jeszcze zobaczę!

– Ja również! – Pomachałam mu i poszłam w stronę wejścia dobiblioteki.

Ginger odrobinę doprawił mój dzień, dodał mu smaku. Może nie będzie tak źle – liczyłam, że jeszcze sięspotkamy.

Podeszłam do ogromnych drzwi, które otworzyły się przede mną niczym wrota do skarbca pełnego kosztowności. Wysokie na bodajże dwa piętra regały z drewna w złotawo miedzianym kolorze przyciągały mój sroczy wzrok. Zapragnęłam dotknąć każdej z błyskotek z osobna. Zaciągnęłam się głęboko powietrzem przepełnionym kurzem i cudnym zapachem papieru. Zrobiłam dwa kroki po drewnianym parkiecie, które odbiły się cichym echem po całej bibliotece. Ręce niekontrolowanie poderwały się, ciekawe kontaktu z powierzchnią wszystkich książek. Popatrzyłam na łukowate sklepienie, które przypominało mi stację kolejową w angielskim stylu. Tylko zamiast pociągów stały tam równiutko ustawione w rzędach książki. W całym swoim życiu nie widziałam tak wielkiego księgozbioru. Podeszłam bliżej pierwszego masywnego filaru i przeciągnęłam palcami po dużej literze wyżłobionej w starym drewnie. Idealny moment i… ciszę przerwała moja komórka, a wszystkie, na szczęście nieliczne oczy skierowały się na mnie. Jednak najbardziej odczułam na sobie wzrok wysokiej starszej blondynki, która z włosami rozczochranymi jak Beethoven – jedną ręką wskazała mi na znak zakazu używania telefonów, a drugą podparła się pod bok. Utkwiła we mnie swoje złowrogie spojrzenie, dlatego szybko wyciągnęłam telefon i przepraszając, wybiegłam z budynku.

– Cześć, tato – wyszeptałam, chociaż nikt nie mógł mnie jużusłyszeć.

– Czemu odbierasz telefon? Powinnaś byś przecież na zajęciach! – odezwał siępoważnie.

Przyśpieszyłam kroku, zerkając na zegarek. Faktycznie pierwsze zajęcia dobiegały jużkońca.

– Skoro wiesz lepiej, że powinnam być na zajęciach, to po co dzwonisz? – zapytałam z nutką żalu w głosie, bo jak zwykle mnie sprawdzał. – Do Mii pewno nie dzwoniłeś – dodałam, a w słuchawce zamiast odpowiedzi usłyszałam cichy jęk. – Nie mogłam znaleźć sali wykładowej – burknęłam, przewracającoczami.

– Anaid, chciałem tylko zapytać, jak zajęcia i czy podoba ci się uczelnia? – Sprytnie zmieniłtaktykę.

– Przepraszam, po prostu ciężko mi przywyknąć do tych wszystkich nagłych zmian… nieważne, kończę już, bo spóźnię się na kolejnezajęcia.

– Z tego, co pamiętam, to uczelnia jest cudowna, na pewno się tam odnajdziesz – stwierdził, siląc się na radosnyton.

– Uhm, kończę. Pogadamy o tym później – rzuciłam, ale byłam pewna, że nie poruszy już tegotematu.

– Do zobaczenia na kolacji, córeczko. Idź na zajęcia – polecił. – Miłegodnia.

– Pa – wymamrotałam krótko i się rozłączyłam. Tato lubił mieć kontrolę nad tym, co się działo wokół niego, niestety pochłaniało to większość jego sił i czasu, sprawiając, że rola ojca ograniczała się tylko do zakazów i nakazów.

Wyciągnęłam z plecaka mapę uczelni. Właśnie przypomniało mi się, że taką posiadałam i nie musiałam nikogo prosić o pomoc. Jak zwykle nie byłam dobra w orientacji wterenie.

Obracałam nią na wszystkie strony, główkując niczym detektyw, który zbliża się do rozwiązania nurtującej zagadki. Bingo! Wiedziałam już, gdzie jestem i dokąd zmierzałam. Kierunek obrany i dotarłabym pewno na czas, gdyby nie fakt, że doszłam do labiryntu uliczek, których na mapie nie było. Tym razem, już śmielej, miałam kogoś zapytać o drogę, gdy poczułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Odwróciłam się i ujrzałam rozczochranego chłopaka, który stał z przymkniętymi powiekami, zaciągając się zachłannie powietrzem. Jednak na mnie nie patrzył… Wyglądał strasznie zabawnie, na co po cichu parsknęłam śmiechem, ale gdy tylko otworzył powieki, zesztywniałam, a uśmiech zamarł mi na ustach. Nasze spojrzenia połączył tajemniczy impuls, który obudził uśpione dotąd obszary w głowie, a w ciele i duszy coś poruszył, otulając przeczuciem obezwładniającej ulgi. Teraz chłopak uparcie mi się przypatrywał i nie chciał przerwać tego połączenia wzrokowego, a mnie nie do końca ono odpowiadało. Bałam się, a jednocześnie byłam podekscytowana armią skrajnych uczuć, szturmem napadającym na moje ciało. Uniosłam się więc dumą i wytrzymałam, aż jakiś słodki blondynek rozproszył jego uwagę, a ja dzięki temu schowałam się za rogiem budynku. Poczułam ucisk w gardle, a w żyłach przyjemne uczucie rozgrzanej adrenaliny. Uśmiechnęłam się do siebie, zdziwiona swoją reakcją, i oparłam plecy o chłodny mur. Nabrałam kilka głębszych wdechów, ale nie miałam czasu dłużej zastanawiać się nad tym, co właściwie się przed chwilą stało, bo nie chciałam się spóźnić na kolejne zajęcia. Spojrzałam więc na mapę, na której tym razem wyraźnie dostrzegłam ścieżki, których przecież jeszcze przed chwilą nie było. Pognałam wzdłuż jednej z nich. Niestety, zanim dotarłam do sali, pobłądziłam kilka razy, ale ostatecznie spóźniłam się tylko kilka minut. Kiedy otwierałam drzwi, całe stado oczu skierowało się w moją stronę, a na małym podium przed rzutnikiem zobaczyłam „uroczą” panią z biblioteki posyłającą mi kąśliwyuśmiech.

– Oj, jak miło, że nas zaszczyciłaś swoją obecnością. Podejrzewam, że to ty jesteś tą nową – powiedziała, podkreśliwszy ostatnie ze słów. – Mogę nawet zgadnąć, co robiłaś na pierwszych zajęciach – wysyczała przezzęby.

Nie ma to, jak dobre pierwsze wrażenie – pomyślałam, wiercąc się wmiejscu.

– Dzień dobry. Przepraszam, ale nie mogłam się odnaleźć – wypowiedziane słowa nie zabrzmiały jednak szczerze. Cóż, nie umiałam kłamać.

Kobieta parsknęła z irytacją, pokiwała głową i pomachała wymownie ręką, żebym do niejpodeszła.

– Możesz się przedstawić. Grupa jest mała i wszyscy się już znają z pierwszego roku – powiedziała, nawet na mnie niepatrząc.

– Nie trzeba, dziękuję…

– To nie była prośba! – Rzuciła okulary na biurko i spiorunowała mnie wzrokiem. – Niech ci się nie wydaje, że będziesz mogła tutaj robić, co tylko ci się podoba, bo twój tato jest znanym politykiem. To jest renomowana uczelnia i nie toleruje się tutaj spóźnialskich: albo przychodzisz na czas, albo w ogóle. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy? – zapytała swym przesadzonymakcentem.

Ostro zagrała i chyba odrobiła pracę domową, dokładnie czytając moje akta.Nie chciała mnie tutaj tak samo mocno, jak ja nie chciałam tutaj być. Ani na tej uczelni, ani w tym kraju. Ta jedna rzecz nas łączyła. Wróciłam tutaj tylko dlatego, żeby mój ojciec mógł przygotować kampanię wyborczą wujka i wspomóc go tym samym w wyborach doparlamentu.

Zamieszkaliśmy w domu, w którym się urodziłam i spędziłam dzieciństwo, ale go zupełnie nie pamiętałam. Po śmierci mamy tata bardzo się załamał i popadł wręcz w obłęd pod natłokiem wspomnień, dlatego wyjechał razem z nami do Miami na Florydzie, gdzie sam się urodził. Moja rodzina od trzech pokoleń zamieszkiwała na zmianę to Irlandię, to Stany. Wyjeżdżali i wracali zagubieni – nie wiedzieli, gdzie tak naprawdę jest ichdom…

– Mówię do ciebie! – Profesor podniosła zadziornie głos, przerywając mojerozmyślania.

– Oczywiście, że nie. Przepraszam – odpowiedziałam uprzejmie, ale moja dusza strzelała do niejpiorunami.

– Trzeba było przyjść na dzień otwarty. Kilka dni temu obecni studenci oprowadzali po całym kampusie – poinformowała mnie z wyższością. – Zresztą już nieważne, przedstaw się i nie zabieraj więcejczasu.

– Jestem Anaid i będę z wami studiować – rzuciłam oschle, nieźle poirytowana szanowną panią uroczą. Profesor pokręciła głową z niedowierzaniem i pomasowała palcami nasadę nosa.

Nie martw się, irytujesz mnie dokładnie tak samo – pomyślałam zadowolona zsiebie.

– Usiądź na końcu sali, to jedyne wolne miejsce na ten moment. Następnym razem obowiązuje zasada: kto pierwszy, tenlepszy.

Przytaknęłam i pomyślałam, że koniec sali nie jest taki zły. Zmierzając do niego, zauważyłam smoliste spojrzenie już znanych mi oczu. Profesor ciągle coś mówiła, ale ja usłyszałam już tylko jedno: jego imię…

2. Zapach

Calum

Rozglądałem się wokół w poszukiwaniu niezwykłego zapachu, który uderzył prosto w moje nozdrza. Powietrze zrobiło się nagle czystsze, jedwabiste. Zaczęło przypominać zapach trawy, który można poczuć rankiem zaraz po deszczu. Dziwiłem się, bo nie było wiatru, a po bezchmurnym niebie płynęły białe obłoki. Od rana nie padało i czułem tę woń intensywniej… Wciągnąłem powietrze głęboko nosem, zamykając przy tym oczy, gdyż było to niesamowicie przyjemne. Po chwili poczułem jeszcze nutę słodyczy, jakbymiodu.

Otworzyłem nagle powieki i wtedy ją zobaczyłem. Patrzyliśmy sobie w oczy jak zahipnotyzowani, a ja pragnąłem utrzymać ten kontakt wzrokowy jak najdłużej. Nigdy wcześniej tego nie robiłem i zawsze szybko przerywałem taki kontakt. Tym razem było jednak inaczej. Poczułem się jak w jakimś pieprzonym kobiecym romansie, co nie zmieniało faktu, że miałem przed sobą najpiękniejsze zielone tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałem. Ich widok, wraz z tym niesamowitym zapachem wywołał we mnie wrażenie, jakbym po raz pierwszy w życiu oddychał pełną piersią, przywołując jednocześnie niezrozumiałą tęsknotę po czymś, czego przecież nigdy nie miałem. Ciało tkwiło w bezruchu, ale to, co działo się w moim wnętrzu, było niczym tornado – ruszyło duszą i pozostawiło w mej głowie niezły bajzel. Potem było ze mną jeszcze gorzej… Emocje osiągnęły apogeum, gdy w jej oczach zabłysnęło coś nierealnego. Zaczęły powoli zmieniać barwę, stawały się jeszcze bardziej zielone i… tańczyły w nich różowe iskierki. Wydawało mi się to tak niemożliwe, a jednocześnie tak znane i prawdziwe… czy mogłem mieć halucynacje? Kurwa – przekląłem w myślach – mam przerąbane…

– Hej! Stary, odwaliło ci? Żyjesz, bo chyba nie oddychasz?! – krzyki mojego najlepszego kumpla wyrwały mnie z zamyślenia. Poczułem nieprzyjemne szturchnięcie w żebro i zerknąłem zaskoczony na Mikiego.

Niestety ta sekunda wystarczyła i dziewczyna zniknęła mi zoczu.

Rozejrzałem się wokół, ale jakby zapadła się pod ziemię. Miałem nadzieję, że nie traciłem rozumu i nie wymyśliłem jej sobie. Odepchnąłem od siebie kumpla i poszedłem w stronę sali.

– Calum, poczekaj! Wiesz, co to za laska? Myślisz, że jest na pierwszym roku? – Mikie mnie dogonił, a mnie ulżyło, że nie była moimwymysłem.

– Nie wiem, nigdy wcześniej jej tutaj nie widziałem, ale mam zamiar to zmienić. – Uśmiechnąłem się do niego zadowolony i udaliśmy się na zajęcia z hiszpańskiego.

Byliśmy z Mikiem na drugim roku studiów, na wydziale kreatywnej sztuki, kierunek – projektowanie graficzne. Mikie od podstawówki był moim najlepszym kumplem. Chodziliśmy też do jednej klasy w liceum i spędzaliśmy każdą wolną chwilęrazem.

Nie byliśmy w drużynie pływackiej, która była dumą uczelni, ale należeliśmy do klubu kujonów, bo po prostu lubiliśmy się uczyć. Mimo wszystko nie narzekaliśmy na brak dziewczyn, które uwielbiały Mikiego, bo miał niezłą gadkę i słodką buźkę aniołka z jasnymi kręconymi włosami, a mnie chyba dlatego, że byłem niedostępny. Nigdy nie zabiegałem o względy żadnej z nich i chyba to je do mnie przyciągało. Do tej pory nie spotykałem się z żadną na poważnie i nie byłem też nigdy zakochany. Mikie natomiast od trzech miesięcy spotykał się z Naomi, królową głupoty. Naprawdę dawno nie spotkałem tak głupiej i pustej laski. Myślę, że Mikie również nie widział w niej nic, poza niezłym seksemoczywiście.

Dotarliśmy na zajęcia z hiszpańskiego i usiedliśmy przy naszych stolikach. Zawsze interesowały mnie języki obce, dlatego wybrałem dużo przedmiotów z nimi związanych. Byłem całkiem niezły w te klocki. Dwa lata temu wygrałem nawet olimpiadę języka chińskiego. Znałem też francuski i całkiem dobrze dawałem sobie radę zhiszpańskim.

– Dzień dobry wszystkim! Mam nadzieję, że jesteście gotowi na nowy semestr i nowe wyzwania. Nadal będę prowadzić z wami zajęcia. Myślę, że nie muszę przedstawiać zasad, jakie na nich panują, gdyż znamy się już jakiś czas… – tłumaczyła profesor, gdy drzwi do sali sięotworzyły.

Ściszałem właśnie telefon, wiedząc, że kobieta ma na tym punkcie bzika i śmiałem się cicho pod nosem, bo ktokolwiek się spóźnił, będzie miał przerąbane przez cały semestr. Z zaciekawieniem zerknąłem na owego pechowca i od razu ją rozpoznałem. Stała teraz na podium obok profesor, tocząc z nią małą bitwę słowną. Zatkało mnie i zaczęło mi brakować powietrza. To była dziewczyna, którą spotkałem zaledwie kilka minut temu. Wkurzona, odwróciła się w kierunku studentów, mówiąc coś pośpiesznie, ale ja tylko widziałem, jak porusza ustami, nie słysząc przy tym ani słowa. Patrzyłem na nią jak zaczarowany. Chłonąłem spojrzeniem jej piękną buzię z małym noskiem i kilkoma słodkimi piegami, jej pełne różowe usta i długie, sięgające prawie do pasa włosy w różnych blond odcieniach – od jasnych, aż prawie białych, po złote przechodzące w lekki, jasny brąz. Miała na sobie obcisłe, podarte jeansy, czarny podkoszulek i ciężkie, czarne motocyklowe buty. Czyżby jeździła na motorze? Wyglądała jak anioł, pełna wdzięku i delikatności, ale czułem, że jej dusza jest dzika. Żeby tylko nie rozbiła mojego serca na drobnekawałeczki.

– Calum… Calum, słyszysz mnie? – Z rozmyślania obudził mnie głosprofesor.

– Tak, pani O’Connor…? – Odkaszlnąłem.

– Prosiłam, żebyś po lekcji wyjaśnił Anaid, jakie zasady panują na naszych zajęciach i oprowadził ją po uczelni. Ja nie mam na to ani ochoty, ani czasu. Mam nadzieję, że to nie będzie dla ciebie żadenproblem?

– Oczywiście, że nie – przytaknąłem i znowu zapatrzyłem się na dziewczynę, która przechodząc obok, potarła niechcący swoim bokiem po moim ramieniu, a ja znowu poczułem jej niesamowity zapach.

– Anaid, a ty to Calum, tak? – spytała z łagodnymuśmiechem.

– Tak, Calum Immers, miło mi cię… – Niestety profesor przerwała mi i poprosiła ociszę.

Do końca zajęć nie mieliśmy okazji zamienić ze sobą już ani słowa. Przyglądałem się jej kątem oka. Wiedziałem, że to zauważyła, bo co jakiś czas cicho chichotała. Ja za to byłem przestraszony jak małe dziecko, sztywny jak patyk i drwiłem w myślach sam z siebie. Co się właściwie ze mną dzieje? – zadawałem sobie bezustannie topytanie.

3. Stary… Nowy dom

Anaid

Nowy dom sprawiał, że czułam się nieswojo, samotnie, a to, co mnie otaczało, nadal było obce, mimo że przyjechaliśmy tutaj w połowie wakacji. Inne ściany, inne łóżko – wszystko sprawiało, że chciałam stąd uciekać, bo nie mogłam się przyzwyczaić. Wszędzie panowała cisza i spokój, życie było tutaj jakby wolniejsze, a ja nie mogłam uspokoić natłoku myśli, które dokuczały mi dlatego, że nic tutaj się nie działo. Na szczęście miałam ze sobą moją ukochaną siostrę.

Tego ranka obudziłam się z jakąś nową energią, wcześniej niż zazwyczaj. Dobrze mi się spało i wracał do mnie humor – pewnie dzięki temu, że wczoraj w nocy przypłynął promem mój motocykl. Nie mogłam się również doczekać, kiedy zobaczę Caluma. Mimo że ledwo się znaliśmy, to tylko dzięki niemu miałam jakąkolwiek ochotę wracać na zajęcia. Wzbudził we mnie niesamowitą ciekawość i tajemnicze uczucie zrozumienia. Nie ufałam ludziom zbyt szybko, ale widziałam w nim jakby samą siebie, chociaż nie do końca rozumiałam, o co w tym wszystkim chodziło. Pozwoliłam sobie nawet na ukradkowe spojrzenia, obserwując go i ludzi, którymi się otaczał, gdy nie był tego świadomy.

Postanowiłam zrobić niespodziankę mojej siostrze i chociaż raz przygotować dla niej śniadanie. Chciałam, żeby ona również się rozchmurzyła, gdyż radziła sobie w nowej sytuacji chyba gorzej niż ja.

Wzięłam prysznic i w samym podkoszulku oraz szortach zeszłam po schodach do naszej nowej, ogromnej kuchni. Cały dom był większy od tego w Miami, ale przez to wydawał się smutny. Przez lata stał zaniedbany i nie nadawał się, aby w nim zamieszkać, dlatego tata wynajął ekipę remontową, która odnowiła go przed naszym przylotem. Wymalowano wszystkie ściany, wymieniono podłogi, okna i meble oraz wszystkie sprzęty gospodarstwa domowego. Brakowało w nim niestety najważniejszego mebla – mojego fortepianu, który kochałam równie mocno jak motocykl, ale nie zdążył jeszcze przypłynąć. Miałam nadzieję, że gdy tylko dotrze, mój nastrój w końcu ulegnie całkowitej poprawie.

Ojca oczywiście nie było w domu, bo ciągle pomagał wujkowi w kampanii wyborczej. Przeciągnęłam ręką po marmurowych blatach i nowym, zimnym sprzęcie kuchennym. Od zawsze uwielbiałam dotyk, interesowała mnie każda faktura, jej temperatura i kształt. Lubiłam tulić się do mojej siostry, bo jej zapach był moim domem – nieważne, gdzie byłam. Chętnie eksperymentowałam z obcymi facetami, całując ich, aby poczuć strukturę oraz siłę, z jaką napierali na moje usta. Ciekawił mnie ich smak i zapach, uwalniający w mych żyłach wulkan adrenaliny. Uwielbiałam robić głupie rzeczy, żeby tylko udowodnić sobie, że żyję i że mogę. Było to dla mnie jak uzależnienie, jak narkotyk i nic nie mogłam na to poradzić… albo raczej niechciałam.

Nie miałam pojęcia, gdzie co leży w tej kuchni – nowa gosposia miała zacząć pracę dopiero w połowie września, więc do tego czasu ja i siostra musiałyśmy sobie jakoś radzić same. Zaparzyłam naszą ulubioną herbatkę malinową i zrobiłam kanapki ze świeżym twarożkiem z pomidorami, bo wydawały mi się najłatwiejsze. Ciągle było wcześnie, więc skoczyłam spakować potrzebne notatki, przebrałam się również w ulubione jeansy i potarganą koszulkę, a gdy wróciłam, niska i filigranowa brunetka siedziała już przy stole. Byłyśmy całkowitymi przeciwieństwami – i pod względem wyglądu, i charakteru. Ona – miła i spokojna, głos rozsądku w naszych relacjach, ja – szalona i odważna buntowniczka. Niestety moja siostra zawsze się zamartwiała i musiała dokładnie przemyśleć każdą decyzję, ja za to żyłam chwilą i chwytałam się wszystkiego, co pozwalało mi poczuć adrenalinę we krwi. Kochałyśmy się nad życie i mimo że byłyśmy od siebie tak różne, to w pełni akceptowałyśmy się nawzajem i szanowałyśmy swojedecyzje.

– Cześć, siostra! Dzięki, śniadanie wygląda przepysznie. – Uśmiechnęła się do mnie. Widziałam w jej oczach, że to naprawdę szczeryuśmiech.

Nasze oczy! Cóż, dziwna sprawa: były zaskakujące. Wszyscy widzieli w nich niby coś innego, a jednocześnie to właśnie po oczach poznawali, że jesteśmy siostrami. Były zielone, ale w zależności od nastroju błyszczały w nich różne odcienie, czego normalnie nie widywało się w ludzkich oczach. Myślę, że nie wszyscy to dostrzegali, ale my doskonale zdawałyśmy sobie z tego sprawę, choć nigdy nie poruszałyśmy tejkwestii.

– Cieszę się, że ci smakuje. – Odwzajemniłamuśmiech.

– Co się stało, że wstałaś wcześniej niż ja i zrobiłaś śniadanie? – Popatrzyła na mniezaciekawiona.

– Pierwszy raz dobrze tutaj spałam i wstałam w nie najgorszym humorze, więc postanowiłam zrobić coś miłego dla mojej ukochanej, młodszej siostry i również poprawić jej humor. – Rozczochrałam jej włosy. Wiedziałam, że tego nienawidziła, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Puściłam do niej oczko, żeby załagodzić swoje zachowanie, w odpowiedzi obdarzyła mnie surowym wzrokiem, ale jej kąciki ust drżały, bo była już przyzwyczajona do moich żartów i wiedziała, że robię je wyłącznie zmiłości.

– Masz szczęście, że jest pyszne, inaczej bym ci oddała! – rzuciła niby ostro, ale twarz mówiła coinnego.

– Na pewno dałabyś mi radę – odparłam z przekąsem i popatrzyłam z rozbawieniem. Obie parsknęłyśmy śmiechem, bo dobrze wiedziałyśmy, jak kończą się nasze przepychanki. Mia zawsze przegrywała – chyba nigdy nie udało jej się mi oddać, nawet zzaskoczenia.

Skończyłyśmy jeść, więc zebrałam puste talerze.

– Uciekaj pod prysznic i bądź gotowa za dwadzieścia minut! Ja posprzątam i poczekam na ciebie przed domem. – Wstawiłam talerze dozlewu.

– Kim ty jesteś, kobieto? Najpierw gotujesz, potem sprzątasz? Gdzie się podziała moja siostra?! – Pokazała mi język i wybiegła zkuchni.

Pozmywałam naczynia, założyłam skórzaną kurtkę, wysokie buty motocyklowe i wyszłam z „bananem” na ustach na zewnątrz. Mina niestety odrobinę mi zrzedła, bo padało. Pomyślałam, że Mia będzie wściekła, gdy przyjedzie do szkoły mokra. Popatrzyłam na moją czarnozłotą hondę transalp, która stała pod zadaszeniem z boku podjazdu i zastanawiałam się, jak wytrwałam tych kilka tygodni bez niej. W zeszłym tygodniu jeździłyśmy na uczelnię autobusami, ale teraz, gdy znowu ją miałam, nie wyobrażałam sobie, że dalej będę z nich korzystać. Motocykl od zawsze dawał mi tak potrzebną dawkę szczęścia, szczególnie kiedy potrzebowałam odreagować stres i wyczyścić umysł. Stałam przy nim, kiedy siostra wyszła na podjazd. Od razu zobaczyłam zmianę koloru w jej oczach, co niestety oznaczałozłość.

– Super, tylko nie to! Nie chcę być mokra! Chyba wolę autobus, zamiast jechać z tobą w taką pogodę – rzuciła, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. – Czy nie możesz po prostu sprzedać to okropieństwo i kupić samochód?! Wiesz dobrze, że motocykl nie nadaje się na tutejszą pogodę, a ja dopiero za rok będę robiła prawo jazdy i nie dostanę wcześniej auta. Proszę cię! – jęknęła, złączywszy dłonie jak dopacierza.

– Daj spokój, wiesz dobrze, jaki zbawienny wpływ ma na mnie jazda motocyklem. Nie mam nic przeciwko jeździe samochodem, gdy pada, ale dobrze wiesz, że ojciec nie popiera mojej pasji i nie kupi mi nowego wozu, póki nie sprzedam tego. – Poklepałam skórzane siedzenie dłonią. – Tak że nie mamy o czym gadać, chyba że ty z nim coś załatwisz. – Zerknęłam na nią spod rzęs. – Powiedz, że to dla ciebie. Może to pomoże? – zasugerowałam, na co Mia pokazała mi język i podeszła zła do motocykla. – Jak chcesz – dodałam i założyłam jej na głowę fioletowy kask, a sama sięgnęłam po czarny. Moja siostra zawsze uwielbiała żywe kolory, a ja wolałam klasyczną czerń lub biel. – Wskakuj! Pojadę szybciej, to nie zmokniesz. – Uśmiechnęłam się do niej figlarnie i puściłam oczko.

Mia wiedziała, że żartowałam, gdyż byłyśmy w stosunku do siebie bardzo opiekuńcze i żadna nie naraziłaby drugiej naniebezpieczeństwo.

– Kocham cię, ale jak tylko zrobię prawo jazdy, już nigdy nie pojadę z tobą na tym okropieństwie – rzuciła, przepychając się na siedzeniu, specjalnie zabierając mi jak najwięcejmiejsca.

Już miałam ochotę ruszyć mocno tyłkiem i popchać ją w tył, tak aby spadła na obłoconą trawę, ale wiedziałam, że nie odzywałaby się do mnie dniami, więc zrezygnowałam. Odpaliłam silnik i uśmiechnięte – pognałyśmy w kierunku liceum Mii. Po niecałej minucie przestało padać, więc tym razem Mia dotarła na miejsce sucha. Ja natomiast nie miałam tyle szczęścia, gdyż uczelnia była oddalona od liceum o jakieś siedem kilometrów i trafiła mi się niezłaulewa.

4. Słyszę

Anaid

Siedziałam sama przy stoliku na stołówce, a wkoło tłumy. Wiem, że bym mogła… ale nie chciałam, a może moja odwaga została na innym kontynencie, bo zapomniałam ją ze sobąspakować.

Kolejny dzień w mokrym ubraniu – milusio. Ciągle doskwierała mi złość, że muszę być tutaj zamiast z moimi przyjaciółmi. Prócz biblioteki nic mi się tu nie podobało i niesamowicie irytowałam się tym, że dzieciaki gapiły się na mnie z zainteresowaniem. Zawsze dobrze wyczuwałam ludzi, ich intencje wobec mnie – chyba dlatego nie zjednywałam sobie zbyt szybko przyjaciół. Byłam po prostu ostrożna. Dziewczyny posyłały mi zawistne spojrzenia i obgadywały za plecami, zachowując się jak smarkule w podstawówce. Faceci natomiast posyłali zalotne uśmiechy i gwizdy w moim kierunku. Wiedziałam, o co im chodzi… Większość z nich traktowała dziewczyny jak zdobycz, ale ja nie byłam zdobyczą, którą można się pobawić, a potem porzucić, dlatego po prostu wszystkich ignorowałam.

Wyjątkiem był Calum, który wydawał się być inny. Cieszył mnie fakt, że studiowaliśmy na tym samym wydziale, bo dzięki temu na języki obce, historię sztuki, rysunek i grafikę chodziliśmy razem. W pierwszy dzień po zajęciach z hiszpańskiego oprowadził mnie po uczelni. Miałam serdecznie dość nudy i chciałam, żeby w końcu coś zaczęło się dziać, a Calum zachowywał się momentami tak zabawnie, że przywracał mi dobry humor. Pomyślałam, że możemy się zaprzyjaźnić. Nie mogłam się doczekać na nasze ostatnie wspólne zajęcia, pomimo że prowadziła je pani Szopen.

Zwlekałam się z krzesła, zabrałam ze sobą mały pojemnik z sałatką i wyszłam na zielony dziedziniec. Tam również tkwiła masa ciał i znów ich ciekawskie uśmiechy, spojrzenia… Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, oddaliłam się w głąb, do mało zaludnionej części trawnika. Postawiłam kołnierzyk skórzanej kurtki, bo nie było już tak cudownie ciepło, jak kilka dni temu. Klapnęłam na trawę i spojrzałam na zachmurzone niebo, które nie pozwalało przebić się żadnym promieniom słońca, co doskonale odzwierciedlało mój humor. Zamknęłam na chwilę oczy, próbując oczyścić myśli. Starałam się przyzwyczaić. Wystarczy się pogodzić i zaakceptować zaistniałą sytuację, a wszystko się jakoś ułoży. Przecież zajęcia były całkiem przyjemne, a sale miały niesamowity klimat. Grupy były dużo mniejsze niż na Florydzie, co – tak myślę – pomagało wykładowcom skupić się na pojedynczych studentach. Profesor O’Connor na pewno skupiła się wyjątkowo na mnie – pomyślałam zniechęcią…

Coś połaskotało mnie po twarzy. Myśląc, że to jakiś insekt lub pająk, których było tutaj zdecydowanie za dużo, odruchowo klepnęłam się mocno wpoliczek.

– Ała! Delikatnie, kobieto, tylko żartowałem – zarechotałktoś.

Otworzyłam szybko powieki i zauważyłam, że obok siedzi kolega Caluma. Zapamiętałam go dokładnie – to on rozproszył jego uwagę, kiedy to schowałam się przed jego przeszywającym spojrzeniem. Widziałam ich również kilka razy na dziedzińcu i stołówce, jak podglądałam ukradkiem ich wygłupy i radosne twarze. Pięknie… Pomyślą, że jestem jakimś stalkerem, muszę przestać się na nich gapić – uprzytomniłamsobie.

– Podrapałaś mnie. – Polizał palce. – Będę musiał wcisnąć swojej dziewczynie bajeczkę o tym, jak bawiłem się z kotem, którego nie mam – zażartował, mrugając.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, bo zadzwoniła jego komórka.

– O wilku mowa, zaraz wracam. – Oddalając się, odebrał, a gdy rozmawiał, robił głupie miny, co chwilę spoglądając w moim kierunku. Nie wyglądał na Irlandczyka i wzbudził moją sympatię, chyba trochę dlatego, że był kolegą Caluma. Gdy skończył rozmowę, podszedł do mnie, trzymając coś w dłoni.

– Przepraszam, nie chciałam cię podrapać. Myślałam, że to jakieś robactwo po mnie łazi – wyznałam, uśmiechając siępokrzepiająco.

– Nie robactwo, tylko zielona czterolistna koniczyna. – Podał mi ją i jednocześnie się przedstawił: – Jestem Mikie i niestety muszę już uciekać. Kobieta wzywa – rzucił, przewracając dobitnie oczami.

– Anaid, miło cię poznać – odpowiedziałam, ujmując prezent delikatnie w palce. – Jesteś kolegą Caluma, tak? – zapytałam, chociaż dobrzewiedziałam.

– Najlepszym przyjacielem – podkreślił, po czym pomachał mi i oddalił się w kierunku niewielkiejdzwonnicy.

– Dziękuję! – krzyknęłam, ale on mnie już nie słyszał. Popatrzyłam za nim, a potem na koniczynę. Oby tylko przyniosła mi tutaj szczęście. Schowałam ją między kartkami podręcznika do hiszpańskiego i udałam się na kolejnezajęcia.

Idąc korytarzem, śledziłam dłonią zimną powierzchnię ścian i gablot, zachwycając się wnętrzem budynku, a na moich ustach pojawiał się skromny uśmiech, bo za chwilę miałam zobaczyć się z Calumem. Niestety nieprzyjemne ukłucie, które poczułam przy skroni, lekko mnie zaskoczyło i spowolniło. Skrzywiłam się z bólu, który nasilał się coraz bardziej. Oparłam jedną dłoń o ścianę, a drugą próbowałam rozmasować pulsujące miejsce, ale gdy przed oczami zobaczyłam maleńkie czarnobiałe punkciki rozmywające moje pole widzenia, ból zalał całą czaszkę, powodując mdłości i gorzki smak w ustach. Na szczęście stałam obok toalety, do której szybko wbiegłam, popychając niechcący dwie dziewczyny stojące przed lustrem. Zamknęłam się w jednej z kabin, nie przepraszając, bo bałam się, że zaraz stracę kontrolę nad swoim ciałem. Zwymiotowałam i od razu poczułam ulgę. Pewnie sałatka była nieświeża i dostałam jakiegoś zatrucia – pomyślałam. Usiadłam na podłodze i przyłożyłam rozgrzane policzki do płytek na ścianie. Nie obchodziło mnie, że pewnie były brudne. Zdezynfekuje twarz domestosem, jak będzie trzeba – ważne, że przyjemnie chłodziły i przynosiły ulgę. Zza drzwi usłyszałam rozmowę dziewczyn, których o mało co przed chwilą niestaranowałam.

– Myślisz, że jest w ciąży? Albo chodzi na zajęcia pijana? – spytała jedna z nich i zachichotała. – Widziałaś, jak się dziwnie zachowuje? Na nikogo nie patrzy, jakby była co najmniej królową Anglii – dodała, mlaskając przytym.

Zatkało mnie… przecież doskonale zdawały sobie sprawę, że tutaj byłam, a nie zadały sobie najmniejszego trudu, żeby rozmawiać szeptem.

– Ciszej mów, bo nas usłyszy – rzuciła druga.

– Niby jak! Przecież szepcze ci w ucho, głupia dziewczyno – zbeształa ją tamta. – Zresztą wyszłyśmy z toalet, to jak niby ma nas usłyszeć? – zapytałazuchwale.

– Nie wiem, może podsłuchuje – parsknęła.

Chcąc przeszkodzić księżniczkom w królewskiej debacie, wyskoczyłam z kabiny i już chciałam powiedzieć im coś miłego, ale zdębiałam, bo nikogo nie było. Zerknęłam w lusterko i nie wyglądałam dobrze. Co się ze mną działo, przecież nigdy nie chorowałam? Przemyłam szybko twarz zimną wodą i pośpiesznie wyszłam z łazienki. Obie dziewczyny stały przy ścianie i zaprzestały rozmowy, gdy tylko mnie zauważyły – teraz spoglądały na mnie z zaciekawieniem. Nie miałam już ani siły, ani ochoty na żadną konfrontację. Niech myślą, co chcą. Nie miałam zamiaru spóźnić się na zajęcia z hiszpańskiego… ale jednak nie byłabym sobą, gdybym nic nie zrobiła.

– Cześć, dziewczyny. Któraś chce zostać matką chrzestną? – Pogładziłam się po brzuchu. – Piąty miesiąc. – Mrugnęłam do nich. – Bliźniaki! – wykrzyczałam, a zanim zniknęłam za rogiem, zaniosłam sięśmiechem.

Pojawiłam się w sali przed czasem, a Calum siedział w tym samym miejscu, co na ostatnich zajęciach. Gdy tylko na niego popatrzyłam, zaczął się dziwnie wiercić, kręcić i był przy tym niesamowicie uroczy. Uśmiechnęłam się na jego widok, a on lekko zesztywniał, przyglądając się mojejtwarzy.

– Wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś inaczej. Jesteś trochę blada – powiedział i wstał, żeby przyjrzeć mi się bliżej, ale jak zrozumiał, co zrobił, momentalnie wrócił na swoje miejsce i odkaszlnął. – Przepraszam, po prostu wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. Mam nadzieję, że to nie strach przed twoją ulubioną panią profesor – zażartował.

– Myślę, że z profesor sobie poradzę, czuję się już lepiej. Chyba zjadłam coś nieświeżego. – Usiadłam, zadowolona ze swojego odosobnionego miejsca na końcu sali, gdy weszłaprofesor.

Przywitała się i rozpoczęła zajęcia. Nie posłała mi żadnego zbędnego spojrzenia, więc rozluźniłam się i rzeczywiście poczułam dużo lepiej. Jak na ironię, zadzwoniła czyjaśkomórka.

Uśmiechnęłam się cynicznie, bo wiedziałam, że ktoś zaraz będzie miał kłopoty. Dobrze, że Calum uprzedził mnie wcześniej i wyłączyłam swójtelefon.

– Anaid – szepnąłCalum.

Popatrzyłam na niego i zdałam sobie sprawę, że wszyscy zerkali na mnie, a dzwonek telefonu grał jedną z moich ulubionych piosenek. To ja mam przerąbane! Profesor zmarszczyła brwi i mogłabym przysiąc, że na jej ustach zagościł złośliwyuśmiech.

– Widzę, Anaid, że jednak nie będzie nam dana miła współpraca. Nie wolno używać telefonu w czasie zajęć… – Resztę zdania kontynuowała pohiszpańsku.

Kochałam ten język i bardzo chciałam się go nauczyć, ale moja przygoda z nim zaczęła się dopiero w czasie wakacji. Uczyłam się sama w domu i nie czułam się w nim jeszcze swobodnie. Zrozumiałam tylko, że profesor pyta o moją opinię, ale nie miałam pojęcia, na jaki temat… Świetnie, hiszpański mam już „zaliczony”. Popatrzyłam na nią wielkimi oczami, a na sali zapanowała grobowa cisza. Calum zakasłał i pokazał mi ukradkiem małą karteczkę. Prędko jąprzeczytałam.

– Una situacion asi no volvera a suceder – powiedziałam; wyszło płynnie i przekonująco. Zaskoczyłam nawet sama siebie. Profesor popatrzyła na mnie zdziwiona i już bez słowa pod moim adresem wróciła do swojegowykładu.

– Co jej właśnie powiedziałam? – zapytałam szeptem.

– Że jest najmądrzejszą profesor, jaką dotąd spotkałaś – zakpił rozbawiony.

– Jasne – wypaliłam, na szczęście nie ściągając uwagi profesor. Calum przytknął palec do swych ust, równie rozbawiony, coja.

– Obiecałaś, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. Proszę cię, wyłączaj telefon, bo nie chcę, żebyś wpakowała się w jeszcze większekłopoty.

Podziękowałam i skupiłam uwagę na zajęciach. Co nie było łatwe, bo czułam na sobie wzrok Caluma. Gdy tylko odwracałam się, by na niego spojrzeć, uciekał wzrokiemspeszony.

5. Lgnąć jak pszczoła do miodu

Calum

Stałem na dziedzińcu, chowając się za niewielką tablicą informacyjną. Gdy tylko ktoś przechodził obok, udawałem, że przeglądam ogłoszenia. Przychodziłem tutaj od kilku dni, codziennie o tej samej porze, żeby spokojnie popatrzeć na mój zdecydowanie ulubiony widok, odkąd zacząłem nowy semestr. Zachowywałem się jak wariat i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, co nie zmieniało faktu, że ciągle to robiłem.

Anaid leżała na trawniku, a moja twarz niekontrolowanie rozpromieniła się w szerokim, szczerym uśmiechu. Zastanawiałem się, ile dzisiaj upłynie czasu, zanim obleci ją mały rój śmiesznych i łakomych pszczół. Zaczęło się kilka dni temu od jednego złośliwego owada, a z każdym dniem było ich coraz więcej. Brzęczały nad jej głową, gdy próbowała się zrelaksować, a ciągłe wymachiwanie rękami nic nie pomagało. Poddawała się po kilku nieudanych próbach i odchodziła, a jednak codziennie tutaj wracała. Mógłbym przysiąc, że widziałem nawet pojawiający się na jej twarzy uśmiech, gdy tylko słyszała ich brzęczenie.

Przytuliłem się do drewnianego słupa jeszcze bardziej, żeby mnie niezauważyła.

Coś przyciągało mnie do Anaid i lgnąłem do niej dokładnie w taki sam sposób, jak robiły to pszczoły. Zawsze gdy miałem ją przed oczami, chciałem nawiązać jakikolwiek kontakt, ale równocześnie się go obawiałem. Gdy później znikała, miałem ochotę jej szukać, żeby móc ją na nowo obserwować. Kiedy natomiast była już blisko, ręce pociły mi się, a w brzuchu skręcało ze strachu. Pragnąłem przebywać w jej towarzystwie i z nią rozmawiać. Niestety kosztowało mnie to ogromną ilość energii i czasu, bo często zanim odważyłem się podejść i porozmawiać, trzeba było wracać na zajęcia. Gdy już udało nam się zgrać w czasie, gadałem bez ładu i składu. Zdawało mi się, że największe pustaki z uczelni wypowiadały się mądrzej niż ja. Rozbijałem się więc ciągle w myślach między unikaniem jej i cierpieniem przy tym wewnętrznych katuszy a spotykaniem się z nią i robieniem z siebie całkowitegobłazna.

– Calum, co ty robisz? – Podskoczyłem ze strachu, jak mały chłopiec przyłapany na złym uczynku, gdy Mikie odezwał się tuż przy moimuchu.

– Czemu się skradasz? – Odwróciłem się w stronę kolegi, szybko zrywając karteczkę z numerem telefonu do osoby, która szukała tłumacza. Zauważyłem ją już kilka dni temu i gdy tylko ktoś dziwnie mi się przyglądał, zrywałem jedną. Dzisiaj niestety została już ostatnia. Będę musiał popracować nad inną przykrywką.

– Co tam masz? – Cmoknął rozbawiony, przyglądając się uważnie przestrzeni za moimi plecami. Ruszyłem więc szybkim krokiem przed siebie, żeby nie zobaczył mojego obiektuwestchnień.

– Tłumaczenia… dobrze płacą! – wydyszałem trochę za głośno, spanikowany.

– Uhm, rozumiem… a rola wilka czyhającego na ładnego kapturka dobrze jest płatna? – zapytał z kamiennym wyrazem twarzy, niestety zdradziły go drgające kąciki ust.

Popatrzyłem na niego błagalnie, żeby dał spokój i nie kopał pode mną dołków. Niestety nie wytrzymał i sięroześmiał.

– Sorki, Calum. – Zerknął na mnie przepraszająco. – Dobra, nie przeszkadzam. Idź poszukać jeszcze jakichś dobrych ofert, a ja zajmę się obściskiwaniem swojej kobiety. – Ruszył przed siebie, ale zaraz przystanął i popatrzył na Anaid. – Calum, nie wiem, co robisz, ale ona robi dokładnie to samo, gdy ty nie widzisz. – Roześmiał się na całego i pobiegł w kierunku stołówki.

Niby kiedy to robiła…?– pomyślałem, a w mej duszy zatańczył jakiś głupi, radosny i prymitywny jaskiniowiec. Popatrzyłem na zegarek. Za niecałe dziesięć minut mieliśmy zajęcia, Anaid na pewno za chwilę zacznie się zbierać. Szybko wróciłem do swojej kryjówki, żeby jeszcze przez moment obserwowaćdziewczynę.

Ujrzałem już nie takie małe stadko pszczół i machającą Anaid. Zrezygnowana, ale jednocześnie uśmiechnięta zabrała swoje rzeczy i wstała z trawnika, a ja… Zacząłem się wydzierać wniebogłosy z bólu, bo ktoś przejechał rowerem po mojej stopie. Połowa dziedzińca zwróciła na mnie uwagę, łącznie z Anaid.

– Patrz, gdzie jeździsz, zmiażdżyłeś mi stopę! – wykrzyczałem i wyszedłem zza tablicy, lekko utykając. Popatrzyłem na rudzielca, który przystanął, szukając źródła jęków istękań.

– Chłopie, przepraszam, ale cię nie widziałem – powiedział trochę przestraszony. – Skąd miałem wiedzieć, że ktoś wystawi stopę na ścieżkę rowerową? Ślepy jesteś, że stałeś tak blisko tej tablicy? – zapytał złośliwie, a ja usłyszałem głos zbliżającej sięAnaid.

– Wszystko w porządku, Calum? Co tutaj robisz? – zapytała zmartwiona, a moje policzki spłonęły żywymogniem.

Oj, Anaid, żebyś tylko wiedziała, co ja tutajrobiłem!

Popatrzyła na mnie, a potem narudego.

– O, cześć, Ginger. Miło cię widzieć – zwróciła się do chłopaka, uśmiechającdelikatnie.

– Cześć, Anaid, ciebie również dobrze widzieć. – Rozpromienił się, oparł rower o tablicę i podszedł do niej, żeby porozmawiać. Ja natomiast stałem i patrzyłem na nich wkurzony, czując się jak piąte koło uwozu.

– Znacie się? – wtrąciłem zirytowany, a noga nagle rozbolała mnie jeszcze mocniej, mimo że przed chwilą po bólu nie było już aniśladu.

– Tak – odpowiedzieli chórem, po czym zaczęli rechotać. Noga bolała mnie już teraz niemiłosiernie, koniecznie musiałem skrzywić się zbólu.

– O kurde, Calum! W porządku? Co z twoją stopą? Pokaż mi ją! – Anaid zauważywszy moją minę, podbiegła do mnie i przykucnęła. – Ściągnij trampka, zobaczymy, co się stało. – I już zabierała się za jego rozwiązanie, ale ją powstrzymałem. Wiedziałem przecież, że nic mi się nie stało, a na stopie nie było pewnie ani śladu.

– Nie trzeba, już lepiej. Naprawdę. Nic mi nie będzie. Na pewno zostanie tylko siniak i nic więcej – wyjąkałem, a moje uszy przybrały kolortwarzy.

– Nie wygłupiaj się, tylko zdejmij but i skarpetkę. Obejrzę to – wtrącił rudy, podchodząc i kucając kołoAnaid.

– Naprawdę… jest dobrze… już nawet nie boli – wyjąkałem zawstydzony. Anaid chwilę przyglądała się mojej twarzy, po czym uśmiechnęła zpolitowaniem.

– Pomogę mu przejść na zajęcia, a ty uciekaj, Ginger. Nie śpieszysz się z przesyłkami? – zapytała.

– Skoro dacie sobie radę, to faktycznie będę już jechał. Sporo książek muszę dostarczyć do biblioteki. – Spiorunował mnie wzrokiem, a do Anaid posłał wymowne spojrzenie z szerokim uśmiechem. Nie podobał mi się tenchłopak.

Gdy odjechał, ruszyliśmy w kierunku sali na wspólne zajęcia. Nie wiedziałem, jak się zachować, czy ciągle udawać ból i utykać, czy być po prostu szczerym. Postawiłem na to drugie, bo nie umiałem dobrze kłamać, a do tego wszystkiego miałem dziwne uczucie, jakby Anaid doskonale odczytała mojezachowanie.

– Dobrze, że już cię nie boli. – Zerknęła na moją stopę, gdy zrobiłem kilkakroków.

– Mówiłem ci, to nic takiego. – Posłałem jej niepewny uśmiech i udaliśmy się na zajęcia w całkowitym milczeniu. Ciągle czułem jej wzrok na sobie, a w powietrzu słodkość miodu. Było mi tak przyjemnie w naszej ciszy, że miałem ochotę zabrzęczeć ze szczęścia. Czułem się jak Puchatek po sporej porcji miodku. Szczęśliwy, ale ciągle pragnącywięcej.

6. Smak

Anaid

Muszę przyznać, że nie było tak źle – stopniowo przyzwyczajałam się do nowej szkoły i otoczenia. Cieszyłam się na każde spotkanie z Calumem. To właśnie wspólne zajęcia sprawiały mi największą frajdę. Nawet hiszpański szedł mi nieźle. Przysiadałam nad nim codziennie w domu i naprawdę szybko się go uczyłam. Może dlatego, że naprawdę mi się podobał, a może dlatego, że Calum sporo mi w nim pomagał między zajęciami i na przerwach. Łapałam się na tym, że ciągle o nim myślałam i szukałam go wzrokiem, jakby wyczuwając jego obecność w pobliżu. Wiedziałam, że często czuł się przy mnie spięty, chciał ze mną rozmawiać, ale gdy tylko ruszył ustami, uciekał wzrokiem i się wycofywał. Mikie za to wyręczał go w każdej niewygodnej sytuacji. Widział, że chłopak się męczy i był po prostu prawdziwym przyjacielem. Zaprosił mnie na dzisiejsze ognisko studenckie, gdy Calum zaczął się dziwnie jąkać na wzmiankę onim.

***

Wbiegłam zdyszana i spóźniona na szeroką plażę i od razu zobaczyłam go w tłumie. Nie śpieszyłam się tak nigdy wcześniej, a przecież to nie było nic ważnego. Zwykłe ognisko. Pokręciłam niedowierzając głową i lekko uśmiechnęłam się pod nosem – nie poznawałam samasiebie.

– Hej, Calum! – wykrzyczałam z daleka, machając ręką. Stał obok Mikiego, trzymając w jednej ręce butelkę piwa, a drugą grzejąc nad ogniskiem. Wokoło było pełno studentów, niektóre twarze kojarzyłam z uczelni, ciągle jednak czułam do nich dystans.

Gdy tylko usłyszał mój głos, uśmiechnął się serdecznie i pomachał, bym do nichpodeszła.

– Hej. Super, że przyszłaś. Już myślałem, że się nie zjawisz – powiedział spięty, gdy stanęłam obok i uśmiechnęłam siędelikatnie.

– Nie mogłam znaleźć tego miejsca. Nie jestem dobra w orientacji w terenie, więc wzięłam taksówkę i oto jestem. Jak zwykle spóźniona – zachichotałam.

– Hej – przywitał się Mikie, przyglądając się nam z głupim uśmiechem. – Chcesz piwo? Idę po swoje, to mogę ci przynieść – zapytałgrzecznie.

– Jasne – podziękowałam i rozejrzałam się wokół, wcisnąwszy ręce w kieszenie krótkich, postrzępionych szortów. – Fajne miejsce, uwielbiam ogniska, tylko na Florydzie zawsze było cieplej – powiedziałam.

– Tęsknisz zadomem?

– Tak, bardzo brakuje mi starego domu, innego tempa życia, a szczególnie moich znajomych i wszystkich tamtych imprez. – Zaczęłam kopać trampkiem mały kamyk i przysypywałam go piaskiem, nie wiedząc, co ze sobązrobić.

– Tutaj też mamy całkiem fajne imprezy – stwierdził, przesuwając się bliżejmnie.

Zerknęłam na niego kątemoka.

– Spodoba ci się tutaj – zapewnił, a ja czułam, że wierzę w te słowa.

– Brakuje mi też słonecznej pogody, ciepłych nocy, uczucia szorstkiego piasku pod stopami i smaku słonej skóry zaraz po kąpieli w oceanie – dodałam i spojrzałam na morze, zanurzona we wspomnienia.

– Jesteśmy przecież na plaży, ściągnij trampki i ciesz się dotykiem piasku, a jak chcesz, to zaraz pomogę ci poczuć smak słonej wody na skórze – zaproponował przekomarzająco, lekko czerwieniejąc się przy tym na policzkach i czubkachuszu.

– Calum, tutaj cały rok pada, wieje, a woda nie nadaje się do kąpieli, do tego piasek jest lodowaty. Nie ma mowy, żebym zdjęła buty – zaznaczyłam i objęłam się ramionami, bo zawiał chłodnywiatr.

– Zimno ci? Dać ci bluzę? – Nie czekając na odpowiedź, zaczął jąściągać.

– Nie, dzięki, na razie wszystko OK. – Powstrzymałam go. – Przy ognisku szybko się rozgrzeję. – Przytaknął, założył bluzę z powrotem i podszedł do małej ławeczki, którą ktoś właśnie zwolnił. Usiadł i poklepał miejsce oboksiebie.

– Siadaj, to najlepsza miejscówka, nie trzeba stać i jest blisko ogniska – zaprosiłmnie.

– Uhm. – Przysiadłam tak, że dotknęliśmy się nogami. Oboje zadrżeliśmy i wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami. Zaczęłam szybko rozglądać się po okolicy, bo zapanowała niezręcznacisza.

– Przyjechałaś tutaj z rodzicami? – zapytał nagle, a ja spojrzałam mu w oczy, które przyciągały mnie tak mocno, jakby ktoś rzucił na mnie czar. A on… Przysięgam, że nikt nigdy na mnie tak nie patrzył. Lekko peszyła mnie jego obecność – do tej pory nikomu innemu nie udało się tak na mnie wpłynąć – ale jednocześnie sprawiała, że całkowicie mu ufałam.

– Z tatą i siostrą. Moja mama… – przerwałam, spuszczając głowę. – Zmarła podczas jej porodu. – Potarłam dłońmi o nagie kolana, aby lekko je rozgrzać i kontynuowałam: – Miałam trzy lata, a tato nigdy nie powiedział nam, co się dokładnie stało. Powtarzał tylko, że nie może o tym rozmawiać, bo wspomnienia wywołują w nim zbyt wiele bólu. Z czasem przestałyśmy na niego naciskać… – Nie lubiłam o tym mówić, ale przy Calumie słowa po prostu płynęły z moich ust. Czułam, że jerozumie.

– Przepraszam, nie wiedziałem. Musiało być wam ciężko bez mamy. Pamiętasz ją? – Musnął niepewnie moją dłoń spoczywającą na kolanie. Lekko drgnęłam, ale nie odepchnęłam jego ręki. Miał zimne palce, tak samo jak ja, ale sam dotyk był zaskakująco gorący. Niczym według matematycznej zasady, kiedy dwa minusy dają plus. – Pamiętasz mamę? – zapytał ponownie.

– Nie, w ogóle, chociaż moja pamięć zawsze była bardzo dobra – odpowiedziałam pośpiesznie. Czyżbym się przy nim denerwowała? – Kurczę, zawsze potrafiłam zapamiętać najdrobniejsze szczegóły, zapachy i smaki, a nie pamiętam niczego z okresu, kiedy żyła moja mama. – Popatrzyłam na falującą wodę, potem na jego dłoń spoczywającą na mojej. Tak doskonale do siebie pasowały. Calum gładził mnie delikatnie kciukiem i przeszywał ciepłym spojrzeniem, które czułam na całym ciele, a moje słowa po prostu płynęły przy nim swobodnie. – Bardzo często próbuję ją sobie przypomnieć. Chciałabym ją pamiętać, a szczególnie jej zapach, głos. Po prostu chciałabym wiedzieć, jaka była. – Splotłam nasze palce, zafascynowana jego dotykiem, na co Calum zassał mocno powietrze. – Często towarzyszy mi uczucie, jakbym za chwilę miała sobie coś przypomnieć, jednakże szybko ucieka, pozostawiając w mojej głowie kolejną pustkę, bez wspomnień o mamie. Nienawidzę się za to – wyznałam.

– Ja mam oboje rodziców, ale z ojcem nie mam dobrego kontaktu. Co do pamięci, to na swoją również nie narzekam. Może byłaś za mała, żeby ją zapamiętać? Nie możesz się o to obwiniać. – Puścił moją dłoń, żeby pogłaskać mnie po włosach, które zawiewał mi na twarzwiatr.

– Może. Tato też tak uważa, ciągle powtarza, że byłam za mała. Zostały nam po niej tylko zdjęcia, ale ich również mamy niewiele. Podobno byliśmy wtedy biedni, bo tato stracił pracę i nie było nas na nie stać… chociaż widząc teraz nasz ogromny dom, do którego wróciliśmy, nie jestem co do tegoprzekonana…

– Sorry, Anaid, piwo się skończyło. Wziąłem dla ciebie jägermeister, nie wiem, czy lubisz – zaśmiał się Mikie, przystając z kubeczkami nad naszymigłowami.

Calum przestraszył się i szybko zabrał dłoń z kosmyku moich włosów, któremu zbyt długo sięprzypatrywał.

– Kurde, chłopie, a kto to lubi! – stwierdził, gniewnie spoglądając nakumpla.

– Jak nie chcecie, to sam wypiję, nie ma problemu. Ale nowe piwo dojedzie tu nie wcześniej niż za pół godziny, tak że nie patrz tak na mnie. Nie jestem magikiem, nie umiem czarować. Wziąłem, co było, a że nikt tego nie lubi, to zostało. – Uśmiechnął się chytrze i przechylił papierowy kubeczek, wlewając w siebie jegozawartość.

– Chcesz moje piwo, Anaid? Ja mam chyba dosyć na dzisiaj. Wypiłem już kilka, a z tej butelki wypiłem zaledwie dwa łyki. – Calum popatrzył na swoje piwo i mi jepodał.

– Kurde, chłopie, ty to umiesz wyrywać laski na upite piwo – parsknął Mikie, a ja również nie mogłam powstrzymać się od cichego śmiechu. Calum ciągle trzymał wyciągniętą butelkę, więc przyjęłam ją ipodziękowałam.

– Daj mi tego jägermeistera, pleciesz trzy po trzy. Nie pijesz już więcej! – Calum chciał mu wyrwać kubeczek z ręki, niechcący jednak wylał sporą jego zawartość na Mikiego, który nie chciałpuścić.

– Calum, co ty robisz, chłopie…? Wyglądam teraz, jakbym się posikał! Idę po serwetki, a ty się tutaj zachowuj. – Wypił duszkiem pozostałość z kubeczka i poszedł w stronę jakiegoś domku.

Popatrzyłam na butelkę piwa i przyłożyłam do niej usta, upiłam mały łyk. Nie lubiłam zbytnio tego trunku, ale tym razem poczułam inny, ciekawy smak. Była to mieszanka piwa i czegoś jeszcze. Lekko ostry, ale zarazem delikatny i słodkawy posmak zawładnął moimi kubkami smakowymi. Na języku poczułam przyjemne bodźce rozkoszy, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Zaskoczona i zaciekawiona – wyciągnęłam koniuszek języka i polizałam gwint butelki. Niestety smak nie był już tak wyraźny… Calum ciągle coś do mnie mówił, ale ja go nie słuchałam, tak bardzo pochłonęło mnie to niesamowite doznanie… jego smaku. Czułam, jak przez maleńkie wypustki na języku przepływała dosłownie ambrozja, a gdy przełknęłam do końca, poczułam ją również na podniebieniu i w gardle. Kolejny łyk nie był już tak przyjemny – dominowała w nim piwna gorycz, więc tym razem lekko się skrzywiłam, marszcząc nos zniezadowolenia.

– Nie smakuje ci? – zapytał, a ja lekko podskoczyłam na dźwięk jego głosu, wracając dorzeczywistości.

– Dobre. To znaczy gorzkie. Nie wiem, chyba nie przepadam za piwem. – Uśmiechnęłam się i podałam mu butelkę, ale nie dlatego, że chciałam się podzielić, tylko bardziej z egoistycznych powodów. – Możemy wypić na pół – zaproponowałam.

Calum odwzajemnił uśmiech i zabrał butelkę. Gdy przyłożył do niej usta, patrzyłam z niezwykłą fascynacją, jakim sposobem jego smak przenosi się na szklane kółeczko na szczycie butelki… Zrobił kilka większych łyków i podał mi ją zpowrotem.

– Dobra, reszta jest twoja. Moich kilka łyków równa się pustej butelce – zachichotał.

Popatrzyłam na jej zawartość i faktycznie została niecałapołowa.

Zerknęłam na otwór w szyjce butelki, jakbym chciała znaleźć ukryty w niej skarb. Przyłożyłam ją znów do ust, przymykając lekko oczy. Zrobiłam tylko maleńki łyczek i oblizałam dokładnie wargi, żeby nic się nie zmarnowało. Miałam ochotę zamruczeć zprzyjemności.

– Anaid? – chrząknął Calum. Popatrzyłam na niego. Przymglony wzrok miał utkwiony na moich ustach. Ja również spojrzałam na jego, które były lekko rozchylone, wydawały się miękkie i miałam ochotę ich dotknąć, skosztować i trwać w cudnym doznaniusmaku…

– Hej, robaczki, co wy tak milczycie? – Przed nami znów wyrosła sylwetka Mikiego. Oboje przelotnie popatrzyliśmy sobie w oczy, po czym skierowaliśmy wzrok na kolegę. – Zgadnijcie: co mam dla was? – Zastukał butelkami i kontynuował: – Świeżutką dostawę piwek. – Podał nam po jednym, wciskając swoją kościstą pupę pomiędzynas.

***

Godzinę później szłam sama z Calumem wzdłuż plaży, w stronę najbliższego postoju taksówek. Wieczór był naprawdę udany. W ciele buzowały endorfiny, a z ust nie schodził uśmiech. Pomimo że Calum wydawał się ciągle nieśmiały, to czułam się z nim nadzwyczajswobodnie.

– O kurde! – wykrzyczał nagle, lądując natyłku.

– Rany! Nic ci się nie słało, co to było? – zapytałam zaskoczona, próbując zrozumieć, co sięstało.

– Nie wiem, chyba meduza – wyjąkał, podnosząc sięniezgrabnie.

– Meduza? – powtórzyłam, podając mu rękę i uśmiechnęłam się podnosem.

Wstał, szybko odpalił latarkę w telefonie i poświecił na piasek. – Boże, jaka wielka! I do tego obleśna, fuj. Dobrze, że to ty na niej wylądowałeś, a nie ja. – Zmarszczyłam się wobrzydzeniu.

– Dzięki, Anaid – zaśmiał się i pociągnął mnie w głąb plaży. – Lepiej chodźmy bliżej wydm, bo nie mam zamiaru znowu mazać się w tej kupiegalarety.

Oboje wybuchnęliśmy głośnymśmiechem.

– Mam nadzieję, że nie masz jej szczątków na sobie – skwitowałam.

– Ja też mam takąnadzieję.

Weszliśmy na postójtaksówek.

– Dzięki, że przyszłaś. Naprawdę było miło. – Spuścił wzrok, przyglądając się skrupulatnie swoimstopom.

– To ja dziękuję. Sprawiłeś, że zaczynam lubić to miejsce, mimo że bardzo nie chciałam opuszczać Florydy – przyznałam, na co szybko podniósł twarz. – Tam przecież miałam całe swoje życie. Niestety, nie miałam innego wyboru. – Tym razem ja przeniosłam spojrzenie w dół, na buty.

– Jak to: nie miałaśwyboru?

– Tata zadecydował za nas. Nie kierował się naszymi potrzebami i sam podjął ostateczną decyzję. Nigdy zbytnio się nami nie interesował, ale mimo wszystko bardzo nas kocha. – Posłałam mu gorzki uśmiech.

– Rozumiem, ale przecież jesteś pełnoletnia. Mogłaś sama zadecydować – zauważył.

– O sobie, tak, ale Mia jest dopiero w liceum. Nie potrafiłabym jej tak po prostu zostawić. Jest moją prawdziwą przyjaciółką. Bardzo ją kocham… Nieważne, chyba będę już jechać…

Calum przerwał mi nagle, szepcząc coś w nieznanym mi języku. Popatrzyłam na niegozaskoczona.

– Co powiedziałeś? To po irlandzku? – zaciekawiłam się. Tylko lekko przytaknął i z łobuzerskim uśmiechem wepchnął ręce do kieszeni. Tych kilka słów zabrzmiało w jego ustach niesamowicie finezyjnie. Wiedziałam, że nie odpowie mi, co oznaczają. Pokręciłam więc tylko głową, śmiejąc się radośnie. – Dobrze chociaż, że twój angielski akcent jest przyzwoity i rozumiem, co do mnie mówisz – pochwaliłam.

– Ach, dziękuję za komplement. Polecam się na przyszłość – zgodził się zemną.

– A jak ty wracasz dosiebie…?

– Też taksówką, ale muszę wrócić po Mikiego. Na pewno nieźle się już doprawił i sam nie dotrze do akademika. Mam z nim same problemy. – Potarł ręką głowę, a potem spojrzał z niesmakiem na swoją dłoń, na której pozostał kleisty ślad po tamtej meduzie.

– Lepiej biegnij do morza i to zmyj, a ubranie koniecznie wywal do śmieci. – Zaśmiałamsię.

– Myślisz? – Trochę zażenowany wytarł dłoń o spodnie. – Przynajmniej już wiesz, czego masz się wystrzegać nocami na irlandzkich plażach. – Zerknął na mnie kątemoka.

– Tak, wiem. Wysokich, rozczochranych facetów umorusanych mazią nieznanego pochodzenia. – Mrugnęłam rozbawiona. Widziałam, że znów się zawstydził, więc szybko dodałam: – Żartuję, ale ręki ci nie podam. – Wskoczyłam do taksówki, uśmiechając się radośnie. – Do zobaczenia w poniedziałek nazajęciach.

– Do zobaczenia, Anaid.

Odjeżdżając, spojrzałam w lusterkokierowcy.

Zobaczyłam, jak Calum dokładnie wyciera ręce w bluzę, którą potem ściąga i wyrzuca do kosza. Przymknęłam powieki i dotknęłam palcamiust.

Ciągle czułam na sobie jego ciepły wzrok i rozkoszny smak naustach.

7. Dziewczyna

Calum

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Nasze mieszkanie na trzecim piętrze w starej kamiennicy w centrum Dublina od kilku dni śmierdziało alkoholem. Ojciec pił regularnie od kilku lat, a gdy popadał w cug, potrafił w nim trwać nawet tydzień. Już dawno chciałem się stąd wyprowadzić, ale bałem się zostawić mamę samą z ojcem. Miałem stypendium, więc nie musiałem płacić za studia, a z