Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Kociaki adopciaki. Tom 14 - Agnieszka Mielech - ebook

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Kociaki adopciaki. Tom 14 ebook

Agnieszka Mielech

0,0
23,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka dołącza do klubu miłośników zwierząt i bierze udział w akcji poszukiwania domów dla bezdomnych kotów. Kiedy zaginie Fiolka, ich ukochana podwórkowa kotka, która zawsze chodzi własnymi drogami, przyjaciele wyruszą na misję poszukiwawczą, a ta doprowadzi ich do… kociego schroniska. Zauroczeni tymi mądrymi zwierzętami zorganizują wielką akcję na rzecz czworonożnych przyjaciół. Czy czekające na adopcję kociaki znajdą kochających opiekunów i wspaniałe domy? I czy Emi, Franek, Flora, Faustyna i Aniela z pomocą Lucka, Czekolady i pewnej kociej ekspertki odnajdą Fiolkę? Nie wykręcajcie kota ogonem i przeżyjcie kolejne szalone przygody z Tajnym Klubem Superdziewczyn.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 98

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Agnieszka Mielech

EMIi Tajny Klub Superdziewczyn

Kociaki adopciaki

Ilustracje Magdalena Babińska

Ten tom przygód Emi i Tajnego Klubu Superdziewczyn dedykuję wszystkim naszym Fankom i Fanom, którzy angażują się bezinteresownie w opiekę nad zwierzętami. Jesteście wielcy!

Kto jest kim

Z Tajnego Dziennika Emi

Hejka! Tu Emi!

Stęskniłyście się? Stęskniliście się? Ostatnio wyprawom i eskapadom nie było końca i miałam pełne ręce roboty. Planowanie, tajne spotkania, a nawet trudne negocjacje. Ech, nie jest łatwo pełnić funkcję szefowej Tajnego Klubu Superdziewczyn.

Ale po kolei. Najpierw wylogowaliśmy się z komputerów i wybraliśmy na przygodowy górski rajd połączony z marszem na orientację1. W trakcie zawodów rywalizowaliśmy z dużo od nas starszymi uczestnikami, więc – banalne – nie mieliśmy szans otrzymać nagrody za najszybsze pokonanie trasy. Ale to nic, bo udało nam się przeprowadzić aż dwie tajne misje! W trakcie wędrówki przekonaliśmy się, że w górach trzeba być naprawdę czujnym. Pomogliśmy dwóm niesfornym przedszkolakom i uratowaliśmy uwięzioną owieczkę. A potem po raz pierwszy trafiliśmy do parku ciemnego nieba i podziwialiśmy… naturalną ciemność! Nie słyszeliście nigdy o takich rezerwatach? Przemysłowe światło zaśmieca atmosferę i z tego powodu na świecie jest coraz mniej miejsc, w których jest naprawdę ciemno. Dlatego powstają parki ciemnego nieba, zlokalizowane tam, gdzie sztuczne światło prawie nie dociera i gdzie można się zachwycać niemal idealną ciemnością. Te miejsca są tak samo ważne jak rezerwaty przyrody. Poszukajcie podobnego w swojej okolicy. W takiej przestrzeni można gołym okiem zobaczyć gromady gwiazd, mgławice i meteory, których nie dostrzeżecie w mieście.

Od powrotu z rajdu już nie zapominam o gaszeniu światła w mieszkaniu. I ja, i cały Tajny Klub Superdziewczyn postanowiliśmy ograniczać korzystanie ze sztucznego oświetlenia. Może dzięki temu zobaczymy więcej gwiazd? I oczywiście zaoszczędzimy sporo energii. To nasza mała cegiełka na rzecz Ziemi.

A jeśli jesteśmy już przy tematach związanych z ekologią, to na pewno wiecie, że pojechaliśmy też do Szwecji2. To był szalony wyjazd! Opychaliśmy się bułeczkami cynamonowymi, zwiedzaliśmy Sztokholm, który jest stolicą tego kraju, i co rusz wpadaliśmy na Pippi! Tak, mam na myśli TĘ Pippi! Uważacie, że to niemożliwe, bo to postać fikcyjna? Przekonajcie się sami! Mieliśmy też okazję spotkać się z rodziną łosi i przebywać w plenerze. Bo obcowanie z naturą to ulubiony sposób Szwedów na spędzanie wolnego czasu.

Najważniejsze, że podczas tych wypraw byliśmy wszyscy razem. Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka w komplecie: Aniela, Faustyna, Flora, Franek i ja – Emi, szefowa naszej paczki. Mega!

Uwaga! Muszę w tym miejscu dodać coś ważnego. Jesteśmy grupą przyjaciół i zwykle doskonale się rozumiemy, więc nie nadużywam szefowania. Jestem po prostu ostatnią deską ratunku, kiedy sprawy mają się nie za dobrze.

Pewnie się zorientowaliście, że pominęłam kogoś, kto dołączył do rajdu i wziął udział w szwedzkiej wyprawie. To Lucek Czapla, mój sąsiad z pierwszego piętra. Niezły z niego piechur i świetny towarzysz wędrówek, więc zaprosiliśmy go na oba wyjazdy. Nie puszczajcie do mnie oka. To wcale nie był mój pomysł!

Trzymajcie się mocno, bo po serii podróży Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka ma mnóstwo energii i czuję, że wydarzy się coś całkiem niezwykłego.

Tornado w domu, czyli mama zmienia pracę

Ostatnio przez nasz dom przechodzi tornado. Wszystko wokół wiruje, a siła tego wiru jest tak duża, że dosłownie zmiata część mojego otoczenia.

Mama zmienia pracę. Chyba teraz wszystko jest jasne. W domu mamy rewolucję.

A zaczęło się bardzo niewinnie. Od rodzinnej wycieczki na najlepsze lody w mieście, które całkiem niedawno zaczęto sprzedawać w kawiarni „Pod Jednorożcem” w naszej dzielnicy. Kocham lody Ben&Jerry’s, ale „Jednorożec” to prawdziwe lodowe szaleństwo! Porcje są olbrzymie i nakładane do porcelanowych miseczek w kształcie wielkich rożków. A smaki serwują jak z bajki! Na przykład sorbet z czekolady z malinowymi chipsami i migdałową polewą, ananas z rukolą na chruście czekoladowym albo chałwa z musem pistacjowym. Brzmi nieźle, prawda? Stolik trzeba rezerwować z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem, więc kiedy mama oznajmiła, że się tam wybieramy, wiedziałam, że coś się szykuje.

Na miejscu okazało się, że obsługa kawiarni zaliczyła opóźnienie i musimy czekać na stolik. Kiedy w końcu usiedliśmy, od razu zamówiliśmy nasze ulubione smaki – mama sernik z porzeczką, tata gorzką czekoladę, a ja słony karmel. Mniam! Rozmawialiśmy potem o różnych fajnych sprawach, a kiedy przyniesiono nasze zamówienie, mama z uroczystą miną ogłosiła:

– Mam wam coś ważnego do powiedzenia!

Spojrzałam na nią, zaintrygowana, a ona wypaliła:

– Zmieniam pracę!

– Jak to? Tak po prostu? – zdziwiłam się. – Przecież zawsze twierdziłaś, że masz ciekawe obowiązki i fajnych kolegów.

– Uznałam, że moja misja w tym miejscu się zakończyła i muszę iść do przodu – wyjaśniła mama.

Zabrzmiało to bardzo tajemniczo. Bo czy mama chodzi w obecnej pracy do tyłu? Ech, ci dorośli! Potrafią skomplikować proste sprawy…

Zaraz jednak dotarło do mnie, że tata w ogóle nie komentuje sytuacji, tylko uśmiecha się do mamy i spokojnie pałaszuje swój lodowy deser.

Wtedy uświadomiłam sobie, że ja, Stanisława Emilia Gacek, szefowa Tajnego Klubu Superdziewczyn, jestem najprawdopodobniej jedyną osobą w tym gronie, która nie miała pojęcia o tych zmianach.

– A więc to tak! Jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatnia! – oznajmiłam nadąsana i skupiłam się na jedzeniu lodów.

Dziś jednak smakowały mi znacznie mniej niż zwykle. Pewnie z powodu tej niefortunnej sytuacji.

– Musiałam skonsultować wszystko z tatą, bo moja nowa praca będzie związana z wyjazdami. Musimy na nowo poukładać naszą domową rutynę – oświadczyła mama.

– Emi, nie czuj się pokrzywdzona – zwrócił mi uwagę tata. – Oczywiście wiedziałem, że mama stara się o nową posadę, ale efekt też poznałem dopiero przed chwilą.

Potem wyjął kalendarz i omówiliśmy nowy podział obowiązków. Okazało się, że nasz dotychczasowy rodzinny plan tygodnia przestał istnieć. Rodzice przeorganizowali wszystko, także terminy odwożenia mnie do szkoły i na zajęcia dodatkowe, a nawet szczegóły domowych porządków i przygotowywania posiłków.

– Teraz ja bardziej zaangażuję się w prowadzenie domu – oznajmił na koniec tata, po czym dodał z entuzjazmem, zacierając ręce: – W końcu mamy równouprawnienie i jestem pewien, że świetnie sobie poradzę. Zwłaszcza z gotowaniem!

– Jasne! – potwierdziłam. – W końcu pełniłeś funkcję trenera naszej gotującej ekipy Niezłe Ziółka!3

– Mam też kilka pomysłów na lepszą organizację przestrzeni w domowej pralni. – Tata nie mógł przestać nadawać.

Za to mama zupełnie wyłączyła się z dyskusji, zajadała lody i rozmarzonym wzrokiem błądziła gdzieś po suficie kawiarni.

– Mama musi teraz odreagować – wyjaśnił tata. – Rekrutacja do nowej pracy zawsze jest stresująca.

Pomyślałam, że skoro wprowadzamy tyle zmian, to i ja zapowiem jakieś reformy!

– Muszę mieć nowy telefon – oświadczyłam. – Teraz komunikacja jest najważniejsza, a stary już słabo sobie radzi.

Tata zmarszczył czoło, ale zapisał coś w swoim kalendarzu.

– I powinniśmy kupić mi wreszcie kartę miejską. Będę wracała czasami do domu autobusem – dodałam.

Ta informacja nie uszła uwagi mamy. Jej oczy wróciły z wyższych poziomów, a czujny wzrok spoczął na mnie.

– Stanisławo Emilio Gacek – obruszyła się. – O samodzielnej jeździe komunikacją miejską porozmawiamy za dwa lata. Nadal jesteś małą dziewczynką.

– Jestem prawie dorosła – zaprotestowałam. – Znam wiele osób w moim wieku, które mogą jeździć autobusem.

– Mamy pewne zasady – nie poddawała się mama. – W tej sprawie nie negocjuję.

Westchnęłam. No cóż. Jak widać, zmiany nie są dla wszystkich.

Najgorsze przyszło jednak po powrocie do domu. Mama jakby dostała przypływu energii i ogłosiła oczyszczanie przestrzeni. Nastąpiły wielkie porządki i zaglądanie we wszystkie kąty. Brrrr! Nie lubię tego!

Pewnej soboty, kiedy miałam zaplanowany perfekcyjnie cały dzień (oczywiście dzięki temu, że używam Szkolnika4), mama zrobiła gruntowny przegląd mojego pokoju. Miała zamiar zaangażować mnie do wielkiego sprzątania, choć wcale nie było mi to na rękę!

– Nie wiedziałam, że twoja nowa praca oznacza mnóstwo roboty dla mnie – prychnęłam. – Mój dzień jest już idealnie rozplanowany i nie wcisnę nawet najmniejszej szpileczki.

– Emisiu! – Mama była wyraźnie zaskoczona. – Zaimponowałaś mi. Wygląda na to, że jesteś ekspertką od planowania. Mnie w soboty zwykle czas przecieka przez palce.

– Mam swoje sposoby i narzędzia – mruknęłam. – Mogę cię nauczyć. Na pewno przyda ci się to w nowej pracy.

Ci dorośli! Mają poważne kłopoty, aby się zorganizować. A sprawiają takie dobre wrażenie. Banalne!

– Zacznijmy od znalezienia kwadransa na porządki. Twój pokój został nam jako ostatni. – Mama sprytnie wykręciła się od szkolenia z planowania czasu.

Trudno, jej strata. Mogłabym ją nauczyć, jak koncentrować się na priorytetach. Ja do ważnych zadań na dziś na pewno nie zaliczę pucowania pokoju.

Otworzyłam Szkolnik i uważnie przejrzałam plan.

– Odrabianie lekcji zajmie mi dwie godziny, czytanie książki – trzydzieści minut, trzy posiłki, każdy po dziesięć minut, i czterdzieści minut czilowania. Do tego aktywność fizyczna, czyli jazda na rolkach – jakieś czterdzieści minut. Na koniec tajne zebranie, co najmniej trzy godziny. Razem czterysta czterdzieści minut, czyli ponad siedem godzin – wyrecytowałam.

– Masz wszystko pod kontrolą – skwitowała mama z podziwem.

– Banalne. W końcu jestem szefową Tajnego Klubu Superdziewczyn! – odpowiedziałam z powagą.

– Ale przecież z kalkulacji wychodzi, że te zajęcia nie zajmą całego twojego dnia. – Mama wykonała zwycięski gest. – Zdążysz wygospodarować trochę czasu na uporządkowanie przestrzeni wokół siebie.

– Mnie się wszystko tutaj podoba. Dlaczego miałabym cokolwiek zmieniać? – upierałam się. – Przecież całkiem niedawno robiłyśmy wielkie porządki – przypomniałam. – Zabawki i rzeczy, z których wyrosłam, spakowałyśmy w kilka kartonów i wysłałyśmy potrzebującym. Nie mam już nic zbędnego.

Mama omiotła wnikliwym spojrzeniem mój pokój i na dłużej zatrzymała się w okolicach stołu, którego najczęściej używałam jako biurka. Jednak jego szczególna funkcja wiązała się z działalnością Tajnego Klubu Superdziewczyn – to właśnie tutaj mieściła się pierwsza tajna baza naszej paczki. Pod blatem, zastawionym z boku maskującym kartonem, znajdowały się moje skarby i wartościowe przedmioty należące do klubu. Były tu stosy książek, między którymi ukrywałam tajny dziennik, aby nie dostał się w niepowołane ręce. Obok leżała skrzynia, w której przechowywałam kiedyś zabawki, a ostatnio pamiątki i ważne wyposażenie Tajnego Klubu. I jeszcze trochę bibelotów oraz innych rzeczy, nad których przeznaczeniem musiałabym się chwilę zastanowić.

– Myślę, że jest trochę przestrzeni do uporządkowania. Na przykład twoje biurko i to, co znajduje się pod nim – zasugerowała mama.

– Banalne! Tajna baza jest nietykalna! – oświadczyłam zdecydowanym tonem, gotowa bronić dostępu do moich zasobów.

Mama nie dawała za wygraną.

– Ja też uważałam, że moje biurko i szafa to meble specjalnej troski i że panuje tam twórczy bałagan. – Puściła do mnie oko. – Wierzyłam, że umiem poruszać się w tym chaosie. Ale wiesz co? – dodała. – Zmieniłam zdanie, kiedy przez kilka dni nie mogłam znaleźć ulubionej apaszki, a szuflada w biurku była tak wypchana papierami, że nie udało mi się jej otworzyć. Wtedy uznałam, że czas na zmiany. I teraz jestem megazadowolona. Oczyściłam przestrzeń i czuję się wolna, zmotywowana, gotowa do dalszego działania!

Spojrzałam na mamę z uwagą.

– Mówisz jak nasza pani pedagog na nudnych apelach – oznajmiłam z przekorą w głosie. – Jeszcze do niedawna nie miałam pojęcia, co to znaczy motywacja. Ale już wiem! Kiedy zbliża się zakończenie półrocza, zbierają w auli wszystkie klasy na wielką pogadankę. A potem słyszymy, że przed nami klasówki i kartkówki, ale na pewno damy radę, bo jesteśmy super, i że przecież niedługo pojedziemy na ferie albo wakacje. To właśnie jest motywacja dorosłych.

Mama się skrzywiła, jednak nie przestała mnie namawiać.

– Spróbuj przejrzeć rzeczy pod stołem, zacznij od książek i kuferka. Poświęć na to kwadrans, a potem działaj zgodnie ze swoim planem – zaproponowała. – Potraktuj to jak wyzwanie i krok do metamorfozy.

Pokręciłam ze zniecierpliwieniem głową. Ponieważ jednak mama niezmordowanie starała się przeforsować swój plan, a to rujnowało mój misternie ułożony rozkład dnia, skapitulowałam.

– Dobrze – zgodziłam się, ale zaraz zastrzegłam: – Dzisiaj przejrzę zawartość kuferka i książki. Jeśli jednak nie znajdę tam zbędnych rzeczy, to znak, że mój pokój nie potrzebuje metamorfozy.

Zanim zdążyła zareagować, dałam nura do tajnej bazy. Usadowiłam się tak, aby mama niewiele mogła dostrzec, i otworzyłam kuferek. Był pełen skarbów, które pieczołowicie zbierałam, odkąd założyłam Tajny Klub Superdziewczyn. Na wierzchu leżały nasze odznaki i kwestionariusz członkowski – przygotowany dla Franka, gdy przyjmowałyśmy go do paczki. Oprócz tego znalazło się kilka kartek pocztowych od Flory z tych wszystkich egzotycznych miejsc, w których państwo Zwiędli spędzali wakacje. A pod stertą tych rzeczy czekała mnie prawdziwa niespodzianka. Na samym dnie kuferka leżał ON!

– Chudy! – wrzasnęłam na widok mojej ukochanej zabawki, której nie widziałam od kilku lat. – Tu się chowasz!

– A nie mówiłam! – usłyszałam triumfalny głos mamy. – Jednak coś się znalazło! Stare zabawki powinnaś była dawno posortować i oddać innym, którzy będą mieli z nich pożytek.

Wystawiłam nos spod stołu i oświadczyłam tonem nieznoszącym sprzeciwu:

– Chudy zostaje!

A potem dodałam z rozczuleniem:

– Cudem udało mi się go uratować przed pazernością Flory, a teraz miałabym się go pozbyć? Myślę, że biedak leżał w kuferku od czasu naszej kłótni5. A przecież to moja ulubiona zabawka.

Przytuliłam mocno Chudego, a mama pokręciła głową i zapowiedziała, że idzie się zajmować swoimi sprawami.

– Nic tu po mnie. Moja filozofia oczyszczania przestrzeni najwyraźniej się nie przyjęła – stwierdziła, zrezygnowana.

Wzruszyłam ramionami, ale