Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Akcje w wakacje - Agnieszka Mielech - ebook

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Akcje w wakacje ebook

Agnieszka Mielech

4,5

Opis

Nowe przygody rezolutnej Emi i jej przyjaciółek z Tajnego Klubu Superdziewczyn.

Właśnie skończył się rok szkolny i wreszcie nadeszły upragnione wakacje. Koniec z wczesnym wstawaniem i odrabianiem lekcji! Lato zapowiada się wspaniale! Ale nie wszystkie obowiązki kończą się wraz z ostatnim szkolnym dzwonkiem – Tajny Klub nie przestaje działać. Ciekawe, jaką zagadkę tym razem będą musiały rozwiązać dziewczyny?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 112

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (26 ocen)
18
5
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Agnieszka Mielech

EMIi Tajny Klub Superdziewczyn

Akcje w wakacje

Ilustracje Magdalena Babińska

Tekst i ilustracje © Agnieszka Mielech

Edycja © Grupa Wydawnicza Foksal, 2014

Projekt okładki oraz ilustracje: Magdalena Babińska

Redaktor inicjujący: Marta Lenartowicz

Redaktor prowadzący: Joanna Liszewska

Skład: www.pagegraph.pl

Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o.

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 828 98 08, 22 894 60 54

e-mail: [email protected]

www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-280-1615-6

Wszystkie postaci, zdarzenia, miejsca i produkty opisane w tej książce zostały wymyślone, a jeśli są rzeczywiste – wykorzystano je wyłącznie w celach fikcyjnych.

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Żadna część tej publikacji nie może być powielana, przekazywana lub wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez uprzedniej zgody Wydawcy.

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Michał Latusek / Virtualo Sp. z o.o.

Naszej dzielnej Mamie

Z Tajnego Dziennika Emi

Cześć!

To ja, Emi. Piszę do was w moim Tajnym Dzienniku. Mam wam coś ważnego do powiedzenia.

Postanowiłam prowadzić dziennik systematycznie. Mama mówi, że systematyczność to jedna z tajemnic ludzi sukcesu. Wynalazców, pisarzy, podróżników. Bo co by było, gdyby podróżnik, zamiast wyruszać w nieznane miejsca, stwierdził, że mu się nie chce? A gdyby pisarz nie przyłożył się do pisania? Nie powstałaby żadna książka. A pianista? Jeśli nie będzie ćwiczył, może zupełnie zapomnieć, jak się gra.

Podobnie jest z Tajnym Dziennikiem. Jeśli nie będę go uzupełniać, może mi umknąć wiele interesujących zagadek, którymi mógłby się zająć Tajny Klub Superdziewczyn. Na przykład tajemnica skorpiona. Albo tajemnica… nie wiem jeszcze czego, ale coś na pewno się znajdzie.

Systematyczność wcale nie oznacza nudy. Po prostu wybiorę konkretny dzień i godzinę na uzupełnianie dziennika. Jeśli mi się uda, to znaczy, że dałam radę.

Takie mam postanowienie.

Dzisiaj opiszę ostatnią przygodę Tajnego Klubu Superdziewczyn. Bardzo artystyczną. Przeżyliśmy ją w teatrze. Weszliśmy za kulisy i o mały włos nie zamknięto nas w magazynie kostiumów!

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a my, dziewczyny z Tajnego Klubu, pomogłyśmy uratować arcyważną premierę. No i honor pewnego reżysera. Poznałyśmy też uroczego Luciano z Mediolanu i jego milutką szczurzycę Lilę, którą mogłybyśmy nawet przyjąć do Klubu.

Ferie zimowe spędziłyśmy w górach. Spadło dużo śniegu i było zupełnie biało! Wspaniale jeździło się na nartach. Po prostu bombowo! Szkoda, że ferie trwają tak krótko i trzeba wrócić do szkoły.

Potem przyszła wiosna, a teraz zbliżają się święta Wielkiej Nocy.

To tak w skrócie, bo mama właśnie prosi mnie o pomoc w kuchni. Będziemy piekły wielkanocną babę! Mega!

Wielkanoc, próżnia i zaproszenie do żabiego rogu

Tajny Klub Superdziewczyn był w kropce. Od czasu rozwiązania zagadki (i to międzynarodowej!) zniknięcia kostiumów teatralnych nie pojawiała się inna tajemnica, którą mogłybyśmy odkryć.

Flora narzekała już od powrotu z zimowiska.

– Niedobrze – biadoliła. – Mój tata uważa, że życie nie znosi próżni.

Pierwszego dnia przerwy świątecznej przed Wielkanocą Faustyna, Flora, ja i Franek leniuchowaliśmy w moim pokoju. W końcu mieliśmy wolne! Franek przeciągnął się powoli i powiedział:

– Czas, abym wyjaśnił wam, co naprawdę oznacza próżnia.

Przewróciłam oczami. Znowu wykłady?

– Wiesz – zaczęłam niepewnie. – W sumie to chyba wiemy…

Franek przyjął to z entuzjazmem:

– Tak? To super! W Tajnym Klubie jest ktoś poza mną, kto interesuje się fizyką!

„No to pięknie! ” – pomyślałam. „A co, jeśli moja teoria próżni jest, powiedzmy, śmieszna? Nie lubię, kiedy się ze mnie żartuje”.

– Chwileczkę – wtrąciła Faustyna. – Przypomnę tylko, że jeszcze nie przyjęłyśmy cię do Tajnego Klubu Superdziewczyn.

Niezrażony uwagą Fau, Franek kontynuował:

– Dalej! – namawiał mnie. – Powiedz, co wiesz o próżni.

– Hmm. Myślę, że to… to… – jąkałam się. Wreszcie wypaliłam:

– To po prostu miejsce, gdzie niczego nie ma!

Franek zrobił wielkie oczy i wykrztusił:

– O! To bardzo ciekawa teoria. Powiedziałbym – rewolucyjna!

Ale już po chwili zaczął się mądrzyć:

– Bo chodzi o to, że trudno znaleźć miejsce, w którym nie ma nic.

– Jasne – powiedziała Flora. – Jeśli, powiedzmy, miałam paczkę cukierków i zjadłam je, to co mam w torebce? To jakby próżnia, bo w niej już nic nie ma!

Franek zadumał się i powiedział:

– W tej paczce zawsze coś będzie. Choćby gaz!

– Fe! Mówisz o gazach? – skrzywiła się Flora. – Ohyda!

– Chcę wam tylko wyjaśnić, że próżnia w takim… no, tradycyjnym rozumieniu, jest czymś zupełnie innym niż próżnia w fizyce. Próżnia w fizyce to stan o najniższej energii.

Teraz to my wytrzeszczyłyśmy oczy, chociaż wcale nie powinnyśmy się dziwić. Rozmawiałyśmy przecież z synem profesora fizyki.

Na widok naszych zaskoczonych min Franek skapitulował:

– No dobra. Próżnia nie jest niczym konkretnym, to tylko teoria. Zapamiętajcie to, a w czwartej klasie zabłyśniecie na technice.

– Wiesz, mamy teraz przerwę wielkanocną, więc raczej chcemy się rozerwać – oświadczyła Flo.

Faustyna była innego zdania:

– A ja myślę, że to całkiem ciekawe. Moja mama uważa, że musimy przygotować się do czwartej klasy. To zupełnie inna para kaloszy niż nauka w trzeciej.

Flora zrobiła zbolałą minę i poprosiła:

– Pobawmy się. W cokolwiek. Mogą być nawet lalki. Wampirki. Kucyki! Zgoda na wszystko.

W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju i weszła mama.

– Kto chce kręcić wielkanocną babę? Felek właśnie przyniósł jajka!

Zza mamy wychylił się Felek. Trudno było nie rozpoznać jego czerwonych włosów i mordki kotki Fiolki, którą przyciskał do siebie.

– To ja! Co tak knujecie? Mama przysłała mnie ze świeżymi jajkami ze wsi. Nasza babcia przywiozła ich prawie sześćdziesiąt!

– Czyli kopę1 – zauważyła mama.

– Chyba kopę lat! – obruszył się Franek.

– Franku, kopa może być miarą. To pięć tuzinów2 – uprzejmie wyjaśniła mama. – Ale skoro już mamy świeże jaja, to możemy piec wielkanocne baby.

– To ja już muszę lecieć! – wrzasnął Felek, wcisnął Fiolkę do koszyka i trzasnął drzwiami.

Flora zatkała uszy, a Fau przewróciła oczami. Te chłopaki! Po chwili byliśmy już w kuchni i rozpoczęliśmy przygotowania do pieczenia wielkanocnych bab.

Do ciasta potrzebowaliśmy masła, cukru, jajek i mąki. Najpierw musieliśmy przesiać mąkę. Wsypywaliśmy ją na sitko i potrząsaliśmy nim energicznie. Fajna zabawa! Dzięki niej ciasto będzie bardziej pulchne. Mniam! Potem rozbijaliśmy jajka i oddzielaliśmy żółtka od białek, a to wcale nie jest łatwe! Żółtka musieliśmy utrzeć z masłem i cukrem, a białka ubić na sztywną pianę. Każdy chciał to robić. Wreszcie łączyliśmy przesianą mąkę z masą maślaną i proszkiem do pieczenia. Na koniec dodaliśmy pianę z białek.

– Ciasto na babę gotowe. Dobrze się spisaliście – pochwaliła nas mama.

– U nas w domu baby są trochę brązowe – zauważyła Faustyna.

– Może po prostu są przypalone? – zastanawiała się Flora.

Mama otworzyła szafkę, poszperała w niej i wyjęła kolorową puszkę:

– Słuszna uwaga – powiedziała. – Możemy do części ciasta dodać kakao.

Kiedy wypełniliśmy już formy do pieczenia na przemian masą kakaową i białą, baby powędrowały do piekarnika. Zostało nam trochę ciasta.

– Możecie upiec własne wielkanocne babki – zaproponowała mama.

– Tak! – zawołaliśmy chórem.

Było mnóstwo ubijania, przesiewania i śmiechu. Wtedy nadciągnęła pani Laura.

– Wielkanocne porządki mam już za sobą – wysapała. – A teraz zabieram Florę i Franka. Profesor prosił, żeby Franek się nie spóźniał. Znowu eksperymentują.

Franek podskoczył jak oparzony, krzycząc:

– Zapomniałem! Dzisiaj pracujemy nad żurawiem magnetycznym! 3

Flora pobiegła za nim, pokrzykując:

– Sam jesteś żuraw! Uważaj, żebyś się nie zagubił w próżni!

Franek, jak zwykle niezrażony, odkrzyknął:

– Jeszcze się przekonasz, że fizyka jest ciekawa!

Pani Laura dorzuciła na pożegnanie:

– A! Byłabym zapomniała, jutro na naszej ulicy odbywa się świąteczny jarmark. Będzie malowanie jajek, tkanie na krosnach i degustacja wielkanocnych dań. Przyjedźcie koniecznie!

Aż podskoczyłam z radości:

– Super! Jedziemy na jarmark! Będziemy malować wielkanocne jajka!

Zapowiadało się świetnie.

– O ile tata po powrocie z delegacji zajmie się porządkami w domu – zastrzegła mama.

– Pójdźmy razem z tatą – zaproponowałam. – Sama mówisz, że porządek nie zając i nie ucieknie!

Mama roześmiała się i obiecała, że w takim razie zajmiemy się sprzątaniem po powrocie z jarmarku. Pomyślałam wtedy o stosie klocków Lego, które będę musiała poskładać. Niewesoło…

Następnego dnia mama wzięła wolne. To rzadko się zdarza. Nie dają im wiele wolnego w biznesie.

Już po dziesiątej byliśmy pod domem państwa Zwiędłych. Mama, tata, który wrócił w nocy z placu budowy nowych domów, no i ja. Wzdłuż ulicy ustawione były kolorowe stragany. Z trudem powstrzymałyśmy się z mamą przed rzuceniem się w wir świątecznych zakupów i ruszyliśmy do Zwiędłych.

– Może przynajmniej poczęstują nas kawą, musiałem się zerwać skoro świt – mruczał tata.

Pani Laura, Flora i jej tata przywitali nas w piżamach.

– Jakoś nie mam chęci na wczesne wstawanie w dni wolne od pracy – oświadczył pan Zwiędły i wyciągnął się wygodnie w fotelu.

Tata, niepocieszony tym, że nie może usiąść we własnym fotelu, poprosił o kawę.

– Największą, jaką się da! – zastrzegł.

– Wiadro kawy! – poprawił go pan Zwiędły. – Ja też mam wielką ochotę na kawę.

Za to ja miałam chęć na bieganie wśród straganów, ale czekała mnie niespodzianka.

– Jemy dzisiaj naleśniki z prawdziwym dżemem! – zawołała Flora i zaciągnęła mnie do kuchni, gdzie na stole piętrzyła się góra pachnących placków.

Rzuciłam się po talerz i po chwili obie zajadałyśmy, aż uszy nam się trzęsły.

– Są i wielkanocne naleśniki – oceniła mama, wchodząc do kuchni z panią Laurą.

– Dżem kupiliśmy na jarmarku – broniła się mama Flory. – Naturalny dżem z prawdziwych owoców.

Na dowód wyciągnęła z szafki kilka słoiczków obwiązanych kolorowymi tasiemkami.

– Agrest z pomarańczą. Truskawki z rumem. – Mama oglądała słoiczki i głośno czytała etykiety. – Same rarytasy!

– Ja też chciałabym na Wielkanoc naleśniki. Z truskawkami i rumem! – zawołałam.

Mama pokręciła głową:

– Wielkanocne dania to żurek, biała kiełbasa i, rzecz jasna, jajka.

Nie przepadam ani za żurkiem, ani za kiełbasą, więc odparowałam:

– To ja będę jadła tylko jajka. A przecież to nie jest zdrowe.

Zaraz po spałaszowaniu naleśników wyruszyłyśmy na podbój wielkanocnych straganów. Na każdym z nich można było znaleźć coś ciekawego. Były drewniane ozdoby: zajączki i toczone jajka, urocze kurczaczki i gąski z delikatnych piórek. Były takie śliczne! Gdzie indziej odkryłyśmy konewki i doniczki z młodymi roślinami ozdobione kolorowymi wstążkami oraz pięknie haftowane stroje i ręcznie malowane naczynia.

Najwięcej jednak było jedzenia – chleby i bułki, mnóstwo ciast i ciasteczek, serów i wędlin. Odnalazłyśmy także stragan z dżemami, których próbowałam u państwa Zwiędłych. Zdecydowałyśmy się i na truskawkowy, i na agrestowy. Ileż przysmaków na święta! Wprawdzie tata oświadczył, że dla niego liczą się tylko żurek z białą kiełbasą i mazurki, ale ja mu nie wierzę.

– Tato, sam mówisz, że życie się zmienia – oznajmiłam. – Może teraz wielkanocnym przysmakiem jest dżem!

Poza oglądaniem straganów dużo czasu zajęło nam testowanie krosien, przy których pracowały panie w białych, haftowanych bluzkach i kolorowych, pasiastych spódnicach. Dzisiaj nikt nie nosi takich ubrań na co dzień.

– To tradycyjne stroje ludowe – wyjaśniła mama.

Potem utkała mały dywanik i postanowiła, że położy go w łazience. Ja barwiłam w łupinach cebuli jajka zawinięte w kolorowe szmatki. Wyszły mi najpiękniejsze kraszanki, jakie dotąd zrobiłam.

Wreszcie mama dała znak do odwrotu, bo zbliżało się południe:

– Emi, ściągamy tatę. Pewnie razem z panem Zwiędłym oglądają sport w telewizji. Za kilka godzin przyjeżdża babcia Stanisława, a my nie przygotowaliśmy nawet koszyczka ze święconką!

Koszyczek ze święconką to ważny symbol świąt Wielkiej Nocy. Trafiają do niego pokarmy, które święcimy w kościele w Wielką Sobotę, a potem dzielimy się nimi w trakcie wielkanocnego śniadania. Ja przygotowałam własny koszyczek. Włożyłam do niego kromkę chleba, małą kiełbaskę (tyle mogę wytrzymać), kawałek wielkanocnej baby i dżem w miseczce.

– Nie widziałam jeszcze dżemu w święconce, ale skoro to dla ciebie ważne – zgodziła się mama i pozwoliła mi dołożyć jeszcze drugi rodzaj dżemu.

Dodałam też baranka z cukru, całość przykryłam serwetką i mogliśmy ruszać do kościoła.

Potem tata pojechał na dworzec kolejowy, aby odebrać babcię.

Ciekawe, jakie dostanę prezenty? Czekałam niecierpliwie i opłaciło się! Babcia przywiozła mi kolorowe pisanki, które zrobiły gospodynie na wsi, i super słodycze. Mama nie była wprawdzie zadowolona, bo na co dzień nie pozwala mi zjadać takich słodkości.

Wielkanoc minęła nam przyjemnie. Chodziliśmy na spacery. Tradycją stały się już spotkania u państwa Zwiędłych. Najbardziej cieszy się z nich mama, bo ma mniej przygotowań i sprzątania w domu! W tym roku też byliśmy na obiedzie u rodziców Flo, tym razem w towarzystwie babci, profesora i Franka.

Tajny Klub Superdziewczyn też miał udane święta – uniknęłyśmy mokrego śmigusa-dyngusa4, jakiego szykował nam Franek.

Na koniec świąt czekała nas prawdziwa niespodzianka.

Babcia zaprosiła nas, to znaczy dzieciaki z Tajnego Klubu Superdziewczyn, na wakacje na wieś. Latem przeprowadza się do domu nad rzeką. Ma też ogród z mnóstwem warzyw i owoców i letni domek.

– Teraz, kiedy już wiem, że Tajny Klub Superdziewczyn to poważna organizacja, muszę zaprosić was do Żabiego Rogu. Może jest tam kilka nierozwiązanych zagadek? – powiedziała tajemniczo babcia.

Franek, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, chrząknął znacząco.

– Chodzi o to, babciu, że Franek nie jest w naszym klubie – wyjaśniłam.

– No właśnie – przytaknęła Flora. – Przecież nie jest dziewczyną.

Babcia zaproponowała:

– Jeśli tylko pan profesor się zgodzi, Franek będzie mile widziany w Żabim Rogu.

– Hurra! – wrzasnął Franek. Tata na pewno się zgodzi!

– Co będziemy robić w Żabim Rogu? – zapytała Faustyna.

Babcia nie zastanawiała się długo:

– Oprócz zagadek, mam w Żabim Rogu ogród i potrzebuję pomocników do wyrywania chwastów i zbierania owoców. Możecie też pójść do lasu, zbudować szałas nad rzeką. Zrobimy ognisko.

Popatrzyliśmy po sobie. To był świetny plan! Jedziemy w miejsce, w którym mogą być zagadki dla Tajnego Klubu, i w którym czeka nas tyle atrakcji! Szykują się świetne wakacje! Mega!