Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Hokus Pokus. Tom 9 - Agnieszka Mielech - ebook

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Hokus Pokus. Tom 9 ebook

Agnieszka Mielech

0,0
15,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Uwaga! Ważne dla miłośników magii, iluzjonistów i akrobacji!

Dołączcie do Tajnego Klubu Superdziewczyn, który bierze udział w niezwykłym Festiwalu Sztuk Ulicznych i Magii. Przyjaciele uczą się magicznych sztuczek i niezwykłych akrobacji. Są świadkami zdumiewających pokazów linoskoczków i muszą podjąć decyzję, czy chcą… zniknąć! Podczas swojej cyrkowej przygody paczka przeprowadza kolejną tajną misję – na rzecz cyrkowych zwierząt. Przekonajcie się, czy Emi i Tajny Klub Superdziewczyn pomogą najsympatyczniejszym cyrkowym aktorom!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 112

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Agnieszka Mielech

EMIi Tajny Klub Superdziewczyn

Hokus-Pokus

Ilustracje Magdalena Babińska

Kto jest kim

Z Tajnego Dziennika Emi

Cześć wszystkim. Tu Emi. Emi z Tajnego Klubu Superdziewczyn, rzecz jasna! A wy czytacie właśnie zapiski z mojego Tajnego Dziennika.

Założyłam go w dniu, w którym powstał Tajny Klub Superdziewczyn, organizacja zrzeszająca cztery superdziewczyny – moje przyjaciółki: Anielę, Florę, Faustynę oraz mnie – i jednego superchłopaka, Franka. Na wniosek Franka nasza paczka powinna nosić nazwę Tajny Klub Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka, ale jakoś nie możemy się odzwyczaić od oryginalnej nazwy!

Dziś mój Tajny Dziennik jest całkiem pokaźny i zawiera sporo notatek. Wklejam do niego przeróżne pamiątkowe bileciki i zdjęcia. Na przykład ostatnio umieściłam w nim bilety na spektakl w teatrze, które znalazłam, porządkując mój pokój.

Nie myślcie, że to zwykły pamiętnik. Nic z tych rzeczy! To poważny TAJNY DZIENNIK. Nie chciałabym, aby wpadł w niepowołane ręce, bo zawiera naprawdę sporo tajemnic i wiele poufnych informacji.

Zgromadziłam w jego wnętrzu tyle superważnych notatek, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy nie wprowadzić jakichś zabezpieczeń. Nie chciałabym, aby w przypadku jego straty każdy mógł odczytać moje zapiski. Najchętniej użyłabym magicznych sztuczek, sprawiając, by treść była dostępna tylko dla zaufanych osób. Mam już nawet kilka pomysłów. Dziennik powinien sam rozpoznawać tych, którym dałam do niego dostęp. Mógłby posiadać zdolność skanowania linii papilarnych albo siatkówki. Skonsultowałam ten pomysł z Frankiem. Okazało się, że byłoby to możliwe, gdybyśmy stworzyli specjalną aplikację. Na razie to się nie udało, ale być może zainstalujemy oprogramowanie, które będzie autoryzowało dostęp do Tajnego Dziennika. Mega, no nie?! Franek uważa, że Tajny Klub Superdziewczyn powinien odcinać kupony od rewolucji technologicznej.

Skoro jednak nie mam wypasionych zabezpieczeń Tajnego Dziennika, zamykam go po prostu w mojej skrzyni z zabawkami w tajnej bazie naszej paczki. Jak wiecie, mieści się ona pod stołem w moim pokoju, w mieszkaniu na drugim piętrze przy ulicy Na Bateryjce. Skrzyni pilnuję bacznie, bo ostatnio w Tajnym Dzienniku pojawiło się dużo nowych notatek. A część z nich dotyczy naszej misji Tajnego Klubu Superdziewczyn, która wcale nie będzie bezpieczna!

Jabłko Newtona

Na drugim piętrze w domu państwa Zwiędłych w pokoju Flory panował tłok, ale i pełna skupienia cisza. Wszyscy członkowie Tajnego Klubu Superdziewczyn i Jednego Superchłopaka, czyli Faustyna, Aniela, Flora, Franek i ja siedzieliśmy w milczeniu na miękkim dywanie. Skupiliśmy się wokół podręczników i zeszytów. Odbywało się właśnie Nadzwyczajne i Niezwykłe Tajne Zebranie naszej paczki. Jego niezwykłość polegała nie tylko na tym, że wszyscy milczeliśmy, lecz także na fakcie, że zajmowała nas… fizyka! Czy to normalne, aby Tajny Klub Superdziewczyn był aż tak pochłonięty nudnym szkolnym przedmiotem, jakim jest fizyka? Chyba nie!

Nagle ciszę przerwał nerwowy wrzask Flory.

– Jak ja nie cierpię atomów, cząsteczek i materii! – wykrzyknęła i z hukiem zatrzasnęła leżący przed nią podręcznik. Książka wydała głuchy i przeraźliwie żałosny dźwięk, podobny do „PLAASKK!”, a spora porcja wiedzy, którą dzisiaj miała przyswoić dziewczynka, zniknęła pod twardymi okładkami.

– Po co mi te siły oddziaływania i grawitacja! – narzekała dalej nasza przyjaciółka. – Nie każdy musi być genialnym fizykiem.

Powiedziała to i łypnęła na Franka. Ten, wcale niezrażony jej humorami, wzruszył ramionami i wyrecytował:

– Fizyka jest kluczem do zrozumienia świata. Możesz dzięki niej zrozumieć właściwości elementarne i naczelne…

– …doniosłe, nadrzędne, kluczowe i całkiem mi niepotrzebne! – dokończyła za niego rozzłoszczona Flo.

Spojrzałam na nią z nieukrywanym podziwem! Chyba zagięła Franka, bo synonimami1 do słowa „elementarne” sypała jak z rękawa.

– Nie musisz być genialnym fizykiem – westchnęła Faustyna. – Ale podstawy znać powinnaś. Grawitacja2 i oddziaływania. Takie tam…

– Po co mi to wszystko?! – biadoliła Flora. – Po prostu fizyka nie wchodzi mi do głowy. Nie jest mi z nią po drodze! Nie mam zamiaru zostać drugim Einsteinem3!

– Ech! – rozmarzył się Franek. – Jak ja bym chciał zostać Einsteinem!

– Co to jest ta grawitacja? – zapytałam, przerywając ich dyskusję. Tym razem Flora obdarzyła mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Bardzo dobrze znałam ten wyraz twarzy, kiedy mrużyła oczy i świdrowała nimi na wskroś. Ale nie chciałam jej przecież urazić ani denerwować. Byłam po prostu ciekawa. W tym roku rozpoczęliśmy lekcje fizyki, ale jeszcze nie przerabialiśmy tematu grawitacji.

– Ja wiem! – wyrwała się Aniela. – Znacie tę historię o pewnym naukowcu, który odpoczywał sobie pod jabłonią i nagle na głowę spadło mu jabłko? A wtedy on wymyślił siłę przyciągania, czyli grawitację!

– Newton4! – potwierdził ze znawstwem Franek. – To on sformułował prawo o powszechnym ciążeniu! Przypadki mogą sporo namieszać w nauce!

– E tam! – mruknęła Flora. – Ja uważam, że to tylko legenda. A tak naprawdę robaczek podgryzł jabłko, a ono spadło z drzewa! Tyle hałasu o jedno jabłko!

– Tak jest! – podchwycił Franek entuzjastycznie. – I dzięki temu przypadkowemu upadkowi jabłka Newton udowodnił swoją tezę, że wszystkie ciała we wszechświecie się przyciągają!

Patrzyłyśmy na niego z zainteresowaniem. Może nie tylko ja pomyślałam, że Franek fajnie opowiada o – co tu kryć – nudnych naukowych sprawach.

– Możesz tego nie wiedzieć, ale grawitacja była kamieniem milowym w rozwoju ludzkości – dodał chłopiec, a potem zwrócił się do nas wszystkich: – Do czasu pojawienia się tej teorii ludzie nie mieli pojęcia, że gwiazdy i planety zachowują się podobnie jak przedmioty. Grawitacja spaja świat!

„Och! Zaczyna być ciekawie!” – pomyślałam lekko podekscytowana, a nasz kolega naukowym i zaciętym tonem dalej wyjaśniał tajniki grawitacji.

– Teraz patrzymy na wszechświat jak na całość! – podkreślił. – Wszechświat i my!

Wtedy Flora dotknęła krzesła i powiedziała ironicznie:

– Krzesło wcale mnie nie przyciągnęło!

– Grawitacji właściwie nie można dostrzec między przedmiotami, których używamy na co dzień – wyjaśnił spokojnie Franek. – Jest zbyt minimalna. Jest tak niezauważalna, jak leciutki podmuch wiatru!

– To skąd o niej w ogóle wiemy? – nie dawała za wygraną Flora.

– Dzięki genialnym naukowcom i jabłku Newtona! – obwieścił chłopiec.

W tej chwili drzwi pokoju Flory otworzyły się i do pokoju wkroczyła pani Zwiędły. Ku naszemu zaskoczeniu przyniosła ze sobą koszyk pełen dojrzałych jabłek.

– Przepraszam, że wchodzę bez pukania i przerywam wasze ważne spotkanie. Nie miałam wolnej ręki, aby was uprzedzić. Spójrzcie! W naszym osiedlowym warzywniaku nadal są przepyszne jabłka – oznajmiła.

Flora spojrzała na swoją mamę w osłupieniu.

– Czy to jest zmowa pani Laury Zwiędły oraz Tajnego Klubu Superdziewczyn? – zagrzmiała, a w jej głosie wyczułam irytację.

– I Jednego Superchłopaka – pisnął cicho Franek.

– Akurat tego jestem najzupełniej pewna – huknęła Flo.

Jej mama stała osłupiała z koszykiem owoców w jednej ręce i nadgryzionym jabłkiem w drugiej.

– Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – powiedziała. – Postanowiłam poczęstować was jabłkami zgodnie z zasadą, że jedno jabłko dziennie pomaga budować odporność.

– Chodzi o to, mamo, że pojawiasz się z koszem pełnym jabłek dokładnie w tej chwili, kiedy rozmawiamy o grawitacji! – wyrzuciła z siebie Flora oskarżycielskim tonem.

Zobaczyłam błysk w oczach pani Laury. Widziałam, jak ucieszyła się, że jej córka w końcu zaczęła się uczyć fizyki! Z drugiej strony, poczułam się trochę nieswojo, jakbym brała udział w jakimś spisku. Bo to przecież nie kto inny jak pani Zwiędły zawarła z nami pakt. Taki układ, że Flora będzie mogła brać udział w zebraniach Tajnego Klubu Superdziewczyn tylko pod warunkiem, że nauczymy ją fizyki! Wprawdzie nazwała to naszą „najbardziej tajną misją”, ale przyrzekliśmy, że nie możemy zdradzić tego Florze. Nie uśmiechało mi się to. Przecież w Tajnym Klubie zawsze trzymamy się razem i nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać! Jako szefowa naszej paczki miałam więc wyrzuty sumienia! Za to pani Laura nic sobie z tego nie robiła. Stała teraz uśmiechnięta od ucha od ucha i spokojnie pałaszowała sobie jabłko! Kto wie, może nawet z tego samego drzewa, z którego spadło jabłko Newtona?

– Aaa! Jabłka! – odezwała się wreszcie i zniżając głos do szeptu, stwierdziła: – Czyżbyście rozmawiali o jabłkach Newtona?

Flora skrzywiła się, ale zaraz bardzo rezolutnie oświadczyła:

– Tak, mamo, tego Newtona od grawitacji, która całkiem zmieniła nasz świat.

– O! To bardzo ciekawa teoria – stwierdziła pani Laura.

– A tak! – odrzekła z entuzjazmem Flo. – Czy wyobrażasz sobie, że planety przyciągają się dokładnie tak samo, jak jabłko i podłoga? Następnie wyjęła z koszyka pełnego owoców jedno jabłko i puściła je w kierunku podłogi. Spadło i zatopiło się w puszystym dywanie.

– Newton zauważył, że wszystkie jabłka spadające z drzewa obierają ten sam kierunek – tłumaczyła Flo. – Pionowo zmierzają ku ziemi.

Franek spojrzał na nią z nieukrywaną dumą.

– Masz talent do wystąpień publicznych! – skomentował.

Jestem pewna, że też nie posiadał się z radości, ponieważ właśnie się przekonał, jak szybko jego działania przyniosły efekty. Czułam, że jestem współautorem tego sukcesu. Okazało się jednak, że było nas więcej!

– Widzę, że niedaleko pada jabłko od jabłoni – stwierdziła pani Laura. – Ja również uwielbiałam w szkole fizykę.

Słysząc to, jej córka wykrzywiła się tak, jakby wypiła duszkiem szklankę najbardziej kwaśnego soku z cytryny.

– Ale ja nie cierpię fizyki! – zawołała z oburzeniem i aż się wzdrygnęła. – Brrr!

A potem rozmarzonym głosem dodała:

– Kocham koszykówkę, lekkoatletykę, unihokej i tenis stołowy! I jeszcze akrobatykę! Ale fizyka to nuda – podkreśliła, wymawiając ostatnie zdanie bardzo dobitnie.

Pani Laura zmarszczyła czoło.

– Hm… – chrząknął niepewnie Franek i spojrzał na mamę naszej przyjaciółki. Na jego twarzy malowało się zatroskanie.

Wiedziałam, co go niepokoiło. Fizyka wcale nie wciągnęła Flory, jak życzyłaby sobie tego jej mama. A przed nami stało bardzo poważne zadanie. Nasza tajna misja, aby przekonać Florę do tak nielubianego przez nią przedmiotu, musiała się powieść! Inaczej Flo dostanie szlaban na udział w tajnych zebraniach klubu! Kto wie, może jej rodzice w ogóle zakażą jej udziału w Tajnym Klubie Superdziewczyn! Tego nie mogłam sobie w ogóle wyobrazić!

Nagle pani Laura zupełnie zmieniła strategię.

– Każdy ma swój punkt widzenia, także na temat fizyki – powiedziała spokojnie. – Ale warto wiedzieć, że fizyka towarzyszy nam na co dzień. Nawet sportowcy powinni poznać jej zasady. Wtedy mają spore szanse, aby osiągnąć mistrzostwo.

Flora popatrzyła na nią z powątpiewaniem.

– Fizyka i sport? – zapytała. – A co to ma do rzeczy?

Z zainteresowaniem przyglądaliśmy się tej dyskusji.

– A chociażby to, że znając prawa fizyki, możesz lepiej radzić sobie ze swoim ciałem – odpowiedziała pani Laura. – I wykonywać najbardziej skomplikowane akrobatyczne figury!

Spojrzała na nas, odrzuciła do tyłu włosy i zawołała:

– Gotowi na zaskakujący akrobatyczny pokaz, który drwi sobie z zasad fizyki?

Najpierw wręczyła koszyk pełen jabłek Frankowi, a potem rozpoczęła swoją prezentację. Ustawiła się naprzeciwko ściany, wzięła zamach i błyskawicznie stanęła na rękach. Palce stóp miała obciągnięte, a jej ciało było napięte jak struna! Wytrzymała w tej pozycji kilkanaście sekund. Potem przeszła do siadu na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, dłonie ułożyła między kolanami i opierając się jedynie na przedramionach, powoli uniosła kolana i tułów.

– Niesamowite! – zawołała Aniela i zaczęła bić brawo. Wszyscy przyłączyli się do niej, a pani Zwiędły ciągle utrzymywała się w górze, opierając się tylko na dłoniach.

– To jest naprawdę figura, która przeczy zasadom grawitacji – stwierdziłam z podziwem.

Flora spoglądała na wyczyny swojej mamy z powątpiewaniem. Usiadła obok niej i spróbowała wykonać to samo ćwiczenie. Za każdym razem, kiedy usiłowała unieść tułów, opierając się tylko na przedramionach, spadała na pupę. Wreszcie zrezygnowała ze swoich prób i wstała z podłogi.

– Tego się nie da zrobić – oświadczyła z obrażoną miną.

Pani Laura ponownie wykonała ćwiczenie i uśmiechnęła się zachęcająco.

– Ej, nie poddawajcie się – powiedziała. – Jedyne, co powinniście sobie uświadomić, to sposób, w jaki działa grawitacja, a potem sprytnie ją przechytrzyć! I wzmacniać ramiona oraz brzuch.

– Chwileczkę! – zawołała Flo. – Chcecie mi powiedzieć, że znajomość fizyki jest naprawdę niezbędna, aby uprawiać sport?

Wtedy głos zabrał Franek.

– Nie uda ci się zagrać w koszykówkę w stanie nieważkości – mruknął. – Inaczej mówiąc, kosmonauci muszą zrezygnować z tego sportu na stacji kosmicznej!

– Ale ja mam na myśli sporty, które uprawiamy na Ziemi – obruszyła się Flora.

– Każdy sport ma mnóstwo wspólnego z fizyką – potwierdziła jej mama. – Koszykówka szczególnie, bo piłka porusza się dzięki sile grawitacji.

– Jeśli pogłówkowałbym trochę, mógłbym nawet napisać równanie opisujące grę w koszykówkę! – pochwalił się Franek.

Flora opadła bezsilnie na podłogę i zanurzyła się w swój miękki dywan, tak jak wcześniej jabłko Newtona.

– Czy są jakiekolwiek sporty, które nie mają nic wspólnego z fizyką? – westchnęła.

– Szachy – odpowiedziałam.

Flora zasłoniła oczy. Wiedziałam, że nie znosi gry w szachy.

Patrzyliśmy na nią naprawdę zatroskani. Wtedy Faustyna, która do tej pory milczała, powiedziała coś naprawdę rozsądnego:

– Moja mama twierdzi, że jeśli chce się pokonać swojego przeciwnika, trzeba najpierw dobrze go poznać!

– To jest myśl! – Franek aż zatarł ręce z radości. – Mogę zostać waszym trenerem! Ostatnio na kółku fizycznym robiłem zadania z NASA5. To było mega!

– Czy ktoś, kto nie ma pojęcia o fizyce, może sobie poradzić z zadaniami z NASA? – zapytałam, bo zabrzmiało to dość intrygująco.

Franek jednak zignorował moje pytanie. Zerwał się na równe nogi i nieoczekiwanie wrzasnął:

– Która godzina?

Flora, Aniela i pani Laura jak na komendę wyjęły z kieszeni swoje telefony komórkowe i chórem odpowiedziały:

– Piętnaście po szóstej.

– O rany! – Chłopiec złapał się za głowę. – Ale będzie bura!

Patrzyłyśmy na niego, nie rozumiejąc zbyt wiele. Wtedy sięgnął po swój telefon, który zostawił w plecaku obok biurka Flory. Przycisnął klawisz i podsunął nam pod oczy. Na ekranie widniała informacja o dwudziestu jeden nieodebranych połączeniach! Połączeniach od profesora Kaganka.

– O! Twój tata próbował cię złapać – stwierdziła Flora.

– Tak. Dwadzieścia jeden razy – przyznał z rezygnacją Franek i podniósł telefon do ucha. Po kilku sekundach odłożył go i bez słowa wyszedł z pokoju. Pani Zwiędły udała się za nim. Spojrzałyśmy na siebie ze zdziwieniem. To, co się odbywało teraz w pokoju Flory podczas nadzwyczajnego spotkania Tajnego Klubu Superdziewczyn, przypominało pantomimę. Nie siedziałyśmy jednak długo same w pokoju. Po paru minutach do pokoju weszli pani Zwiędły, Franek ze skwaszoną miną i… profesor Kaganek ze zmarszczonym czołem.

– Dzień dobry – przywitał się tata Franka. – Doszły mnie słuchy, że tak was zajął temat grawitacji, że nie słyszeliście ani dźwięku telefonu, ani dzwonka do drzwi.

– Ależ profesorze – tłumaczyła mama Flory – to była chwila nieuwagi. Ale to był także bardzo dobrze zainwestowany czas! Pogłębialiśmy wiedzę i rozmawialiśmy na arcyważne tematy.

Pan Kaganek spojrzał na zegarek. Zdałam sobie wtedy sprawę, że profesor jako jedyna osoba w naszym towarzystwie nie korzystał z telefonu, aby ustalić godzinę.

– Pozwólcie, że posłużę się tym staroświeckim narzędziem do mierzenia czasu – powiedział. – Otóż chwilka, którą spędziłem pod bramą, trwała ponad piętnaście minut!

Pani Laura starała się rozładować atmosferę:

– Próbowaliśmy też rozwiązywać zadania z NASA – dodała. – Proszę się nie gniewać!

Tata Franka wcale nie dawał się udobruchać.

– Nie ma to jak umówić się z synem na okrągłą godzinę na telefon – poskarżył się.

Wreszcie sięgnął do stojącego na środku pokoju koszyka i wyjął jedno jabłko. Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.

– Jabłka są przepyszne – zachwalała Aniela.

Tata Franka podniósł owoc na wysokość swojego nosa i obwieścił:

– Skoro pogłębiliście wiedzę z fizyki, niech mi ktoś wyjaśni fenomen jabłek w tym koszyku – powiedział.

Potem poprosił, abyśmy przeliczyli owoce w koszyku.

– Dziewięć! – wykrzyknęła zaraz Flora.

Profesor dołożył do koszyka jabłko, które trzymał przed chwilą w dłoni, i oświadczył:

– Dziesięć!

Następnie zwrócił się do nas, abyśmy ponownie przeliczyli jabłka.

– Dziewięć! – stwierdziła Aniela.

Spojrzeliśmy po