Złota gwiazdka - Emilia Kiereś - ebook + książka

Złota gwiazdka ebook

Kiereś Emilia

4,8

Opis

Zbliżają się święta, które Antek z rodzicami i rodzeństwem spędzą u cioci i wujka. Podczas gdy rodzina wpada w wir przedświątecznych przygotowań, chłopiec czuje się odsunięty na boczny tor, tym bardziej że uwaga wszystkich skupia się na jego nowym braciszku. W czasie jednej z samotnych wędrówek po okolicy antek trafia na zagadkowy ślad. Czy chłopiec odkryje tajemnicę nowej znajomej? Czy uda mu się pomóc w rozwiązaniu nie lada zmartwienia i sprawić, aby nadchodzące Boże Narodzenie było pełne radości dla wszystkich?
Złota gwiazdka tchnie wyjątkowym ciepłem i optymizmem. To wspaniała opowieść bożonarodzeniowa dla całej rodziny o tym, co w życiu jest naprawdę ważne.
„Jeśli chcesz przeżyć piękną podróż literacką, koniecznie sięgnij po książkę Złota gwiazdka. Poczujesz ciepło, melancholię, dotkniesz smutnych i wesołych momentów”.
Małgorzata J. Berwid = Ciotka Książkula

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 111

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (12 ocen)
9
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna wzruszająca..
00

Popularność




Znów powiał silny wiatr. Nagie gałązki bzu, sięgające nad balustradę balkonu, gwałtownie się zakołysały.

Antek oparł czoło o zimną szybę i patrzył na deszcz.

Widok rozpływał się w szarych strugach. Samochody pełzły jezdnią jak wielkie jaszczury, bezlistne drzewa sterczały z łysego trawnika po drugiej stronie ulicy. Na balustradzie przycupnął zmarznięty gołąb – nawet on był szary.

Trudno uwierzyć, że za pięć dni Gwiazdka!

Człowiek spodziewałby się śniegu, jak na tych wszystkich świątecznych filmach i pocztówkach: całych zwałów śniegu, który można by wrzucać za kołnierz dziewczynom albo z którego dałoby się zrobić porządne twarde pociski. Antkowi marzyły się wielkie zaspy, z których zjeżdżałby na sankach i które doskonale sprawdziłyby się jako barykady w wojnie z chłopakami z 3b.

Ale niestety – śniegu nie było. Ani odrobiny. Tylko plucha i wiatr, kałuże i brudne niebo, szare domy i szare chodniki.

Chłopiec odszedł od okna i rzucił się na łóżko, niezasłane od rana.

W domu panowała cisza, a pokój Antka tonął w półmroku, choć przecież do wieczora było jeszcze daleko. Nawet zabawki i książki wyglądały nieciekawie. Co za nuda!

Mama już tydzień temu pojechała do cioci Ani. Każdy by tak chciał! Trafić znów do tego rozświetlonego, kolorowego domu pełnego tajemniczych przedmiotów i zakamarków, z wielkim zarośniętym ogrodem i przygodą czekającą za każdym rogiem.

Ale na razie mama zabrała tylko Staśka.

Temu to dobrze!

Oczywiście Antek cieszył się, że ma brata. Długo na niego czekał. Ale z drugiej strony: teraz maluch zajmował wszystkim cały czas. Zwłaszcza mamie. Chciałoby się mieć jej trochę więcej dla siebie, skoro już była na urlopie i nie wychodziła co rano do pracy. Tymczasem – Antek miał jej chyba nawet mniej niż zwykle.

A teraz jeszcze wyjechała, wcześniej niż wszyscy, i to właśnie ze Staśkiem – nie z Marysią i nie z Antkiem.

Bo Marysia i Antek mieli oczywiście szkołę i klasowe wigilie. Dlatego rodzice uznali, że najlepiej będzie, jeśli starsze dzieci zostaną w mieście aż do piątku, kiedy to zaczną się świąteczne ferie i urlop taty.

Dziś właśnie był piątek, tata jeszcze nie wrócił z pracy, a Marysia zamknęła się w swoim pokoju i nic jej nie obchodził młodszy brat.

Antek westchnął ciężko i gniewnie kopnął skłębioną kołdrę. W gardle narastał mu płacz, i to go złościło.

Wstał i przez ciemny korytarz doszedł do drzwi pokoju siostry. W szparze pod nimi było widać ciepłożółty pasek światła.

Chłopiec nacisnął klamkę i zajrzał do środka.

Marysia – piętnastoletnia, jasnowłosa siostra z wesołym, nieco zadartym nosem, leżała na dywanie. Z boku świeciła stojąca lampa i nie wiadomo dlaczego było tu znacznie przytulniej niż u Antka. Wcale się nie widziało tej szarości i pluchy na zewnątrz.

Marysia miała na uszach wielkie słuchawki, podrygiwała nogą i pisała coś w grubym zeszycie, uśmiechając się do siebie.

Nawet go nie zauważyła!

Dopiero kiedy podszedł bliżej i odłączył jej kabel, zwróciła na niego uwagę.

– Ej, co robisz? – spytała zaskoczona, podrywając głowę.

– Kiedy wróci tata?

Spojrzała na zegarek.

– Nie wiem. Już powinien być. Dzisiaj miał wrócić wcześniej. Pewnie są korki, jak to przed świętami. Włącz mi słuchawki z powrotem.

Antek stał bez ruchu, z kablem w ręce.

– Pobawimy się w coś? – spytał bez nadziei. Był pewien, że siostra odmówi. Kiedyś zajęłaby się nim natychmiast, ale od jakiegoś czasu w ogóle nie miała do tego głowy. Stała się jakaś taka… dorosła. Nie chciała już budować z Lego, nie bawiły jej gry planszowe, ciągle tylko słuchała muzyki, czytała, uczyła się albo godzinami gadała przez telefon.

Żadnego pożytku z takiej siostry, pomyślał z goryczą.

Ale Marysia spojrzała na niego bystro i usiadła po turecku, odkładając słuchawki na bok.

– Co się dzieje? – spytała i pociągnęła go w dół, więc usiadł obok niej na miękkim dywanie.

– Nic – wzruszył ramionami.

– Tęsknisz za mamą? – domyśliła się, ale on znów tylko wzruszył ramionami i spuścił jasną głowę.

Przecież się nie przyzna. Nie był już dzidziusiem, który nie może wytrzymać paru dni bez mamy. Chociaż tak naprawdę nie było mu łatwo.

– Ja też tęsknię – wyznała Marysia i krótko go przytuliła, a następnie klepnęła w plecy. – Dzisiaj się z nią zobaczymy, uśmiechnij się.

Od samego brzmienia jej głosu Antkowi zrobiło się jakoś lepiej. Więc się uśmiechnął. Musiał przyznać, że pocieszać to ona umiała.

– Tata mógłby już wrócić – mruknął.

– Spakowałeś się? – spytała go siostra, a kiedy pokiwał głową, wstała. – Sprawdzę, czy na pewno wziąłeś wszystko co trzeba. Założę się, że zapomniałeś o szczoteczce do zębów.

Antek palnął się dłonią w czoło.

– Racja. Zapomniałem.

– Cha, cha! Widzisz, jak ja cię dobrze znam!

Chłopiec spojrzał z ukosa, po czym nagle z dzikim wrzaskiem skoczył na nogi i rzucił się łaskotać siostrę. Marysia z piskiem zaczęła uciekać, więc wybiegł za nią do przedpokoju. Tam wpadli na tatę, który akurat wszedł do mieszkania.

– Hej, hej, co tu się dzieje? – zawołał, zapalając światło. Był wysoki, miał kędzierzawe, brązoworude włosy i ciemne oczy.

Marysia skoczyła za niego, chowając się przed straszliwymi braterskimi torturami.

Antek nie dawał za wygraną.

– Spokój! – zarządził tata, też już się śmiejąc. – Kto chce jechać do mamy, niech się szykuje! Ruszamy za dziesięć minut. Niegotowi zostają w domu!

Na te słowa Marysia popędziła z powrotem do siebie i zatrzasnęła drzwi przed bratem, który ostatecznie zrezygnował z pościgu i pobiegł po swój plecak.

Może nie jest tak źle z tą siostrą, myślał, ślizgając się po parkiecie. Jeszcze nie jest chyba aż taka dorosła, skoro kwiczy głośniej niż dziewczyny z podwórka.

I w dodatku zapomniała o jego szczoteczce!

No to on też o niej zapomni. A co!

Droga do cioci Ani i wujka Eryka okropnie się Antkowi dłużyła.

Najpierw trzeba było czekać w niekończących się korkach, żeby wydostać się za miasto. A potem musieli jechać powoli, bo było mokro i ślisko i na dodatek pojawiła się rzadka mgła. Spoza niej przebijały tylko ciemne zarysy mijanych hal i magazynów, pól, lasów i miasteczek. Tu i tam rozświetlały je świąteczne dekoracje rozmywające się w kroplach deszczu, które przesuwały się poziomo na samochodowej szybie. Ale w końcu zrobiło się całkiem ciemno. Radio cicho mruczało.

Kiedy wreszcie dojadą do mamy?

Na szczęście w połowie podróży tata wpadł na świetny pomysł, żeby pobawić się w skojarzenia i chyba tylko dzięki temu wszyscy nie usnęli.

Po jakimś czasie skręcili w boczną drogę pełną kałuż i błota.

– Patrzcie! Pada śnieg! – zakrzyknął nagle Antek, odżywając w jednej chwili.

Rzeczywiście, drobniutkie płatki prószyły gęsto, wirując w snopach światła rzucanych przez reflektory samochodu.

– Hurrraa! – ucieszyła się Marysia.

Mimo że taka poważna, czasami jeszcze zachowywała się jak dziecko, Antek zauważył to nie raz.

Wtem tata krzyknął i zahamował gwałtownie, skręcając w bok i wpadając w lekki poślizg, bo jakaś nieduża postać niemal wbiegła im pod koła. W światłach mignęła jej śmieszna czerwona czapka – osóbka wyglądała jak Czerwony Kapturek albo jakiś zabawny krasnal. Przebiegła i zniknęła w ciemnościach.

– Uff! Mało brakowało! – odetchnął tata. – Co za głuptas! Nawet się nie rozejrzała, a tu jest tak ciemno, że nic nie widać! – dorzucił zdenerwowany. – Mogłem ją przejechać!

Powoli dotoczyli się przed białą furtkę z numerem 7. Samochód się zatrzymał. Jeszcze zanim tata i Marysia zdążyli odpiąć pasy, Antek już wyskoczył z auta, po czym, nie czekając, wbiegł do ogrodu.

Kiedy tylko minął szpaler wysokich, starych cisów, dom cioci Ani przywitał go radosnym blaskiem. Wszystkie okna były rozświetlone, a w tym obok wejścia wisiała wielka biała gwiazda adwentowa, jaśniejąca przytłumionym ciepłym światełkiem. Witrażyk z sową, zrobiony w zamierzchłych czasach przez dziadka, jarzył się zielonkawo nad drzwiami wejściowymi.

A drzwi te właśnie otwarto i ukazała się w nich mama! Jasnowłosa, jasnooka, rumiana i uśmiechnięta.

Antek w jednej sekundzie przywarł do niej, ściskając ją z całej siły w pasie. Była ciepła, miękka i pachniała najładniej na świecie. Cmoknęła go w sam czubek jasnozłotej łepetyny.

– Ale się za wami stęskniłam! – powiedziała, a chłopcu zrobiło się ciepło w sercu. Więc jednak niepotrzebnie się obawiał: mama nie zapominała o nich, kiedy zostawała sama ze Staśkiem.

Nie mógł wypuścić jej z objęć. Spod maminego łokcia spoglądał tylko ciekawie na ścianę naprzeciwko wejścia. Fascynowała go ona od zawsze.

Wujek Eryk porozwieszał tam rozmaite pamiątki przywiezione z dalekich podróży: ogromne meksykańskie sombrero, kropkowany bumerang z Australii, afrykańską maskę z ciemnego drewna, jakieś dziwne włócznie, strzały, piszczałki i inne instrumenty oraz narzędzia, a nawet prawdziwą indiańską fajkę pokoju.

– Cześć! – usłyszał Antek wesoły cienki głosik.

Spojrzał.

Obok stała Tereska – jego kuzynka, młodsza o niecałe dwa lata córka wujka Eryka i cioci Ani. Ciemnobrązowe włosy miała zamotane w śmieszny węzełek na czubku głowy, a ubrana była w powyciągany różowy dres i puszyste kapcie w kształcie króliczków.

 – Cześć – odpowiedział pogodnie i odsunął się od mamy, która narzuciła na ramiona kurtkę i wyszła na schodki, żeby przywitać Marysię i tatę.

Tereska zabawnie zmarszczyła nos – sama wyglądała teraz jak królik – wesoło spojrzała piwnymi oczami i uśmiechnęła się od ucha do ucha, ukazując dużą szczerbę w dolnej szczęce.

– Wczoraj wypadł mi ząb! – oznajmiła z dumą.

– To fajnie – odparł Antek, na którym ta wiadomość nie zrobiła żadnego wrażenia. – Mnie wypadło już pięć.

Dziewczynka trochę przygasła, ale zaraz znów się rozpromieniła.

– Chodź, pokażę ci moje łańcuchy na choinkę! Wiesz, jakie długie? Tata zmierzył, mówi, że mają prawie po pięć metrów!

Chwyciła kuzyna za rękaw i pociągnęła za sobą przez przedpokój.

– Mamo, przyjechali! – zawołała.

– Cześć, ciociu! – Chłopiec zajrzał do obszernej, biało-niebieskiej kuchni, z której dochodził zapach bigosu i łoskot pokrywek. Pomachał ręką.

Ciocia Ania, smukła, szybka i energiczna, mieszała właśnie w wielkim garnku. Czarne włosy miała zwinięte w taki sam węzełek jak Tereska. Błysnęła na Antka ciemnymi oczami i uśmiechnęła się.

– Cześć! Fajnie, że już jesteście. Wasza mama usychała z tęsknoty.

Chłopiec się ucieszył. Jak dobrze było to słyszeć!

– Gdzie Stasiek? – spytał. Niespodziewanie poczuł, że stęsknił się też za braciszkiem.

– Śpi na górze. Co to za krzykacz! Całe popołudnie nie chciał zasnąć, w końcu padł. – Ciocia z trzaskiem przykryła garnek. – Wszyscy jesteśmy przez niego ledwo żywi. Ale jest słodki! – dodała, a Antek uśmiechnął się z dumą. Jego własny brat!

Owszem, Stasiek bywał nieznośny i czasami denerwujące było to, że wszyscy się nim zachwycali, nawet kiedy robił coś zupełnie zwyczajnego. Ale kiedy łapał za podany palec albo – zwłaszcza! – kiedy żuł własną stopę, był rzeczywiście dość milutki. Dobrze było pomyśleć, że kiedyś wyrośnie na normalnego chłopaka, z którym będzie można się ścigać, grać w piłkę, jeździć na rowerze i łazić po drzewach. Szkoda tylko, że trzeba na to tyle czekać.

– Pójdę go zobaczyć – powiedział Antek.

– Chodź, pokażę ci najpierw łańcuchy. – Kuzynka znów pociągnęła go za rękaw.

– Przecież ci nie uciekną! – roześmiała się ciocia. – Daj mu się przywitać z bratem. Tylko błagam, nie obudźcie go! – dodała, składając ręce.

– Nie obudzimy – obiecali.

Ruszyli z powrotem do przedpokoju, gdzie zrobiło się tłoczno, bo oprócz przyjezdnych zjawił się też wujek Eryk. Właśnie wracał z pracy, kiedy natknął się na gości przed furtką.

Wujek był chudy i wysoki, miał odstające uszy i zaraźliwy uśmiech. Antek go lubił i bardzo mu imponowało, że mąż cioci zwiedził już niemal wszystkie kontynenty.

– Uff…! – sapnął chudzielec, stawiając na podłodze walizkę Marysi. – Jakie to ciężkie! Coś ty tu przywiozła?

– Pewnie suszarkę do włosów i pięć kilo kosmetyków! Nigdzie się bez nich nie rusza! – roześmiał się Antek.

Marysia prychnęła.

– Chodź, Antek, no! – ponagliła go znów kuzynka, wspiął się więc za nią po schodach.

– Czekaj! – powiedział, zatrzymując się przed sypialnią, którą zwykle zajmowali rodzice. Zajrzał do środka.

Stasiek spał tam w swoim turystycznym łóżeczku: w świetle nocnej lampki widać było, jak równo oddycha. Posapywał cicho, na pulchnych policzkach miał rumieńce, a jego piąstki były zaciśnięte. Antek stanął blisko i spojrzał na brata, lekko onieśmielony, jak zawsze w jego obecności. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić, że człowiek może być aż tak malutki. I jeszcze ciągle nie był pewien, jak się wobec niego zachować.

W końcu pochylił się nad nim i leciutko pogłaskał go palcem po miękkich włoskach, a braciszek zamlaskał śmiesznie i poruszył rączkami.

– No chodź, pokażę ci łańcuchy – nudziła Tereska, wisząc na klamce.

– Dobra, już idę – szepnął.

Chętnie zostałby tu dłużej, ale Tereska, choć dziewczyna, i to w dodatku młodsza, w gruncie rzeczy była fajna. Lubił ją i nie chciał jej sprawić przykrości.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17

Tekst © Emilia Kiereś

Ilustracje © Małgorzata Musierowicz

Projekt graficzny okładki i środków: Anna Pol

Redakcja: Agnieszka Trzebska-Cwalina

Korekta: Małgorzata Podlewska, Bożenna Kozerska

Koordynacja produkcji: Jolanta Powierża

Wydawca: Agnieszka Betlejewska

© HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins

Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Wydanie pierwsze, Warszawa 2022

ISBN 978-83-276-8031-0

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink