Złe miejsce, zły czas - Małgorzata Rogala - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Złe miejsce, zły czas ebook i audiobook

Małgorzata Rogala

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

69 osób interesuje się tą książką

Opis

Co zrobisz, by zdobyć uznanie i popularność?

Ze względu na sytuację życiową Urszula Ratajska zmienia miejsce zamieszkania i przenosi swoje dzieci, Alicję i Maćka, do szkoły rejonowej. Ósmoklasistka, w przeciwieństwie do młodszego brata, nie akceptuje zmian.

Ratajska pada ofiarą chuligańskiego czynu: na ulicy ktoś oblewa farbą jej płaszcz.

Po lekcjach, w drodze do domu, jeden z uczniów zostaje pobity. Ponieważ nie chce zdradzić, kto za tym stoi, jego rodzice proszą o pomoc pedagog szkolną, Weronikę Nowacką.

W tym samym czasie, w jednym z mokotowskich bloków zostają znalezione zwłoki kobiety. Śledztwo prowadzą Szymon Pawelec i Krystyna Szuba. Niestety, mimo podjętych czynności, utyka ono w martwym punkcie.

Alicja odkryła cudze tajemnice. Nie tylko wie, kto napadł na kolegę oraz zniszczył ubranie jej matki, może też być ważnym świadkiem podczas wyjaśniania okoliczności zabójstwa. Kiedy dziewczyna postanawia ujawnić sekrety, uruchamia lawinę zdarzeń…

Małgorzata Rogala – mistrzyni kryminału – kolejny raz zabiera nas do świata zagmatwanych relacji między nastolatkami a dorosłymi, malując niepokojący obraz rzeczywistości…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 3 min

Lektor: Laura Breszka
Oceny
4,5 (458 ocen)
307
101
37
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paulus11797

Nie oderwiesz się od lektury

ciężko będzie zapomnieć o tej książce 😭
10
phunwone

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna, niestety dzisiejsze czasy sa okrutne dla młodzieży, aż się. boję o swoje dzieci..
10
mimix86

Nie oderwiesz się od lektury

wstrząsająca, prawdziwa
10
PMajowski

Nie oderwiesz się od lektury

Odpowiednia tematyka na aktualne czasy i jedna z najlepszych części cyklu.
10
jolka113

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam.
10

Popularność




Re­dak­cjaMo­nika Or­łow­ska
Ko­rektaBo­żena Si­gi­smundJa­nusz Si­gi­smund
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAgnieszka Kie­lak
Zdję­cia wy­ko­rzy­stane na okładce@Ado­be­Stock
Skład i ła­ma­nieŁu­kasz Slo­torsz
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Mał­go­rzata Ro­gala, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83296-67-8
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Aby zło za­trium­fo­wało,

wy­star­czy, by do­bry czło­wiek ni­czego nie ro­bił.

Ed­mund Burke – ir­landzki fi­lo­zof i po­li­tyk

Ewen­tu­alne po­do­bień­stwo do ist­nie­ją­cych osób

lub rze­czy­wi­stych zda­rzeń jest dzie­łem przy­padku.

ROZ­DZIAŁ 1

Po­łowa li­sto­pada 2018

Ur­szula Ra­taj­ska wy­sia­dła z au­to­busu przy ulicy Świę­tego Win­cen­tego i skie­ro­wała kroki w stronę bramy cmen­ta­rza. Pierw­szego li­sto­pada przy­je­chała tu­taj z Ali­cją i Mać­kiem, ale dziś wy­brała się na Bródno bez córki i syna, żeby w spo­koju po­my­śleć i się wy­ci­szyć. Od śmierci Włodka to wła­śnie prze­chadzki po ne­kro­po­lii i od­wie­dza­nie grobu męża przy­no­siły ko­bie­cie uko­je­nie. Tkwiąc tam bez ru­chu, sku­piona, wsłu­chana w szum wia­tru, po­rząd­ko­wała my­śli, nada­wała wła­ściwe pro­por­cje zda­rze­niom co­dzien­no­ści, snuła roz­wa­ża­nia nad ulot­no­ścią ludz­kiej eg­zy­sten­cji.

Ra­taj­ska ru­szyła główną aleją, lu­stru­jąc oto­cze­nie. Blask la­tarni wy­do­by­wał z mroku wie­kowe po­mniki, drzewa oraz lu­dzi, któ­rzy mimo nad­cho­dzą­cego wie­czoru krą­żyli mię­dzy na­grob­kami. Ula omio­tła ich wzro­kiem, na­stęp­nie wcią­gnęła w noz­drza po­wie­trze na­sy­cone za­pa­chem ziemi, bu­twie­ją­cych li­ści i dymu wy­dzie­la­nego przez pa­lące się tu i ów­dzie zni­cze. Prze­szła jesz­cze kil­ka­dzie­siąt me­trów i skrę­ciła w prawo, gdzie znaj­do­wało się miej­sce po­chówku Włodka. Usia­dła na ławce i po­pa­trzyła na ta­blicę z mar­muru, umiesz­czone na niej zdję­cie w se­pii oraz daty uro­dzin i śmierci męża, który zgi­nął w marcu tego roku w wy­padku sa­mo­cho­do­wym, spo­wo­do­wa­nym przez pi­ja­nego kie­rowcę. Sprawca od­niósł kilka nie­groź­nych ob­ra­żeń, a Wło­dek zmarł w ka­retce z po­wodu urazu czaszki.

Wkrótce po po­grze­bie Ur­szula zdała so­bie sprawę, że w domu bra­kuje pie­nię­dzy. Nie­dawno spła­cony kre­dyt po­chło­nął oszczęd­no­ści, a ona, mimo że nie­źle za­ra­biała, bez co­mie­sięcz­nej pen­sji męża nie była w sta­nie utrzy­mać czte­ro­po­ko­jo­wego lo­kum w apar­ta­men­towcu na Mo­ko­to­wie i opła­cać pry­wat­nej szkoły, w któ­rej się uczyli Ali­cja i Ma­ciek. Bi­jąc się z my­ślami, czy prze­nieść dzieci do pań­stwo­wej pla­cówki, czy, po­zo­sta­jąc w tej sa­mej dziel­nicy, za­mie­nić miesz­ka­nie na mniej­sze, wy­brała drugą opcję, słusz­nie są­dząc, że ro­dzeń­stwo le­piej znie­sie zmianę ad­resu niż ode­rwa­nie od ko­le­gów i ko­le­ża­nek z klasy. Na po­czątku wa­ka­cji, za po­śred­nic­twem agen­cji, sfi­na­li­zo­wała trans­ak­cję, ale wkrótce się oka­zało, że to nie ko­niec kło­po­tów.

Roz­mowa prze­cho­dzą­cych nie­opo­dal osób wy­rwała ją z za­my­śle­nia. Ur­szula po­czuła zimno prze­ni­ka­jące przez płaszcz, więc wstała. Zmie­niła wodę w sło­iku ukry­tym w ka­mien­nym wa­zo­nie, wy­rzu­ciła zwię­dłe kwiaty, od­wi­nęła z pa­pieru świeże, za­pa­liła lampkę.

– Co mam zro­bić? – Za­wie­siła spoj­rze­nie na por­ce­la­no­wym wi­ze­runku męża. Ogar­nął ją obez­wład­nia­jący strach.

Mie­siąc po prze­pro­wadzce zo­stała zwol­niona z firmy. Agen­cja re­kla­mowa, w któ­rej miała etat, po­łą­czyła się z drugą i choć sze­fo­wie wcze­śniej obie­cy­wali, że fu­zja nie wpły­nie na stan za­trud­nie­nia, zmiany za­częli od jego re­duk­cji. Ur­szula zna­la­zła się wśród tych, któ­rym wrę­czono wy­po­wie­dze­nie z po­wodu li­kwi­da­cji ich sta­no­wi­ska. Do­stała od­prawę i trzy­mie­sięczną pen­sję bez ko­niecz­no­ści świad­cze­nia pracy. Na po­czątku Ra­taj­ska ode­tchnęła z ulgą, że ktoś pod­jął za nią de­cy­zję. Mimo wy­so­kiego wy­na­gro­dze­nia i pre­mii miała dość wy­zy­sku, ha­rówki po kil­ka­na­ście go­dzin dzien­nie, żeby do­trzy­mać nie­re­al­nych ter­mi­nów, to­le­ro­wa­nia przez prze­ło­żo­nych aro­gan­cji klien­tów. Pra­co­dawca nie od­pu­ścił jej na­wet wtedy, gdy zo­stała wdową i mu­siała po­ra­dzić so­bie z roz­pa­czą swoją i dzieci po śmierci męża i ojca. Ni­kogo nie ob­cho­dziło, że Ula funk­cjo­nuje tylko dzięki ta­blet­kom na uspo­ko­je­nie, jej syn bu­dzi się w nocy z pła­czem, a córka za­mknęła się w so­bie, że ona sama po­trze­buje wię­cej czasu dla ro­dziny. Dla­tego Ra­taj­ska bez pro­te­stu zło­żyła pod­pis na pod­su­nię­tych jej pa­pie­rach, wie­rząc, że wkrótce znaj­dzie etat gdzie in­dziej. Ale tak się nie stało i te­raz na myśl o tym, że nie­długo za­brak­nie jej środ­ków do ży­cia, ko­bieta po­czuła na­pły­wa­jące do oczu łzy. Roz­kle­iłaby się na do­bre, gdyby nie do­tarły do jej uszu me­lo­dyjka i to­wa­rzy­szące jej wi­bra­cje. Wy­jęła z torby ko­mórkę.

– Halo?

– Mamo? Kiedy wró­cisz? – W gło­śniku za­brzmiał głos Maćka.

– Będę za czter­dzie­ści pięć mi­nut. – Ur­szulę znów prze­szył dreszcz chłodu. Po­słała ostat­nie spoj­rze­nie w stronę zdję­cia Włodka i ru­szyła do wyj­ścia z cmen­ta­rza.

– Ali­cja nie chce ze mną za­grać w plan­szówkę.

– Pew­nie jest za­jęta na­uką. – Ra­taj­ska po­sta­wiła koł­nierz płasz­cza i za­wią­zała moc­niej pa­sek.

– Wcale nie. Sie­dzi w te­le­fo­nie i po­wie­działa, że­bym spa­dał na drzewo. – Dzie­się­cio­lat­kowi za­drżał głos. – Mamo... Tę­sk­nię za tatą.

– Wiem, Ma­ciu­siu, ja też bar­dzo za nim tę­sk­nię. – Ula prze­ło­żyła te­le­fon do dru­giej ręki. – Po­roz­ma­wiamy w domu, okej? Nie­długo będę z wami, już idę na przy­sta­nek.

– Okej. – Chło­piec po­cią­gnął no­sem. – Mogę po­grać na kom­pu­te­rze? Od­ro­bi­łem lek­cje.

– W po­rządku. – Ra­taj­ska po­że­gnała się z sy­nem.

Kiedy wsia­dła do au­to­busu, sta­nęła przy oknie, żeby nie prze­oczyć prze­siadki do me­tra, i przez długą chwilę w sku­pie­niu ob­ser­wo­wała ulicę, sa­mo­chody oraz idą­cych chod­ni­kiem lu­dzi. Póź­niej znów wró­cił strach, wy­obraź­nia pod­su­nęła jej ob­razy, które spra­wiły, że Ur­szula po­czuła bo­le­sny skurcz w trze­wiach.

Mu­siała za­re­je­stro­wać się w po­śred­niaku, by mieć ubez­pie­cze­nie i nie­wielki za­si­łek. W ciągu trzech mie­sięcy, gdy szu­kała pracy i za­miast za­pew­nień, że bę­dzie do­brze, po­trze­bo­wała re­al­nej po­mocy, Ra­taj­ska szybko się prze­ko­nała, że zna­jo­mo­ści z ludźmi, któ­rych uwa­żała nie­mal za ro­dzinę, są funta kła­ków warte. Po­dob­nie rzecz się miała z przy­ja­ciółmi męża; część z nich po śmierci Włodka ochło­dziła re­la­cje z Ulą, a po­zo­stali za­częli je­den za dru­gim zni­kać, gdy Ra­taj­ska stra­ciła za­trud­nie­nie. Co­raz rza­dziej dzwo­nili, prze­stali od­bie­rać po­łą­cze­nia, nie od­pi­sy­wali na wia­do­mo­ści na ko­mu­ni­ka­to­rze. Na po­czątku Ur­szula za­da­wała so­bie py­ta­nia, czy cho­dzi o to, że prze­stała się li­czyć w branży, czy ra­czej o nie­po­kój, że mo­głaby o coś po­pro­sić. Póź­niej zre­zy­gno­wała z roz­my­ślań nad przy­czy­nami ich za­cho­wa­nia, po­nie­waż miała inne pro­blemy, a naj­waż­niej­szym z nich było zdo­by­cie pie­nię­dzy na cze­sne, by na je­sieni jej dzieci mo­gły kon­ty­nu­ować na­ukę w do­tych­cza­so­wej szkole. Mimo roz­cza­ro­wa­nia na­turą lu­dzi Ra­taj­ska wciąż miała na­dzieję, że do końca okresu wy­po­wie­dze­nia znaj­dzie pracę i nie bę­dzie mu­siała urzą­dzać córce i sy­nowi ko­lej­nej ży­cio­wej re­wo­lu­cji, dla­tego zgła­szała się na­wet na sta­no­wi­ska po­ni­żej swo­ich kwa­li­fi­ka­cji. Bez po­wo­dze­nia.

To były pierw­sze wa­ka­cje, gdy jej ro­dzina mu­siała od­pu­ścić so­bie wy­jazdy. Co prawda, Ur­szula pro­po­no­wała Ali i Mać­kowi po­byt w Kry­nicy-Zdroju, skąd po­cho­dził ich oj­ciec, lub w By­to­wie, gdzie miesz­kali jej ro­dzice, ale dzieci od­mó­wiły, twier­dząc, że wolą spę­dzić czas w domu. Pod ko­niec sierp­nia, po­zo­sta­jąc wciąż bez za­trud­nie­nia, po spraw­dze­niu stanu konta ban­ko­wego Ra­taj­ska pod­jęła trudną de­cy­zję: prze­nio­sła syna i córkę do szkoły re­jo­no­wej. Gdy in­for­mo­wała ich o po­wo­dach swo­jego po­stę­po­wa­nia, wie­działa, że to bę­dzie trudna roz­mowa, ale nie są­dziła, że aż tak.

– Jak to nas prze­no­sisz? – Ali­cja spoj­rzała na matkę z nie­do­wie­rza­niem. – Za­czy­nam ósmą klasę. Mam tam ko­le­żanki, znamy się od lat...

– A ja ko­le­gów – wtrą­cił Ma­ciej, a jego dolna warga za­drżała. – Nie chcę cho­dzić do in­nej szkoły, gdzie będą na mnie mó­wić „ten nowy”.

– Ja też nie chcę. – W oczach na­sto­latki bły­snęły łzy. – Za­mie­rzasz zmar­no­wać mi ży­cie?

– Ali­cja, nie prze­sa­dzaj i nie dra­ma­ty­zuj, to tylko je­den rok. Póź­niej i tak idziesz do li­ceum. – Ra­taj­ska wes­tchnęła. – Nie stać mnie na taki wy­da­tek. Cze­sne za dwie osoby to duża suma. Oszczęd­no­ści są na wy­czer­pa­niu, a ja wciąż nie zna­la­złam pracy.

– To niech młody idzie do re­jo­nówki, on do­piero za­czyna czwartą klasę – za­su­ge­ro­wała dziew­czyna. – Zo­sta­nie kasa dla mnie.

– Co?! – Dzie­się­cio­la­tek po­de­rwał się z fo­tela. – Je­steś okropna! Sama idź do re­jo­nówki!

– Za­mknij się, gów­nia­rzu. – Sio­stra nie po­zo­stała mu dłużna. – Starsi roz­ma­wiają.

– Prze­stań­cie. – Ur­szula unio­sła dłoń. – Nie kłóć­cie się te­raz i mi tego nie utrud­niaj­cie. – Spoj­rzała na córkę. – Nie mogę so­bie po­zwo­lić na opła­ca­nie cze­snego na­wet za jedną osobę. Je­stem bez­ro­botna, koń­czą się nam pie­nią­dze – przy­po­mniała raz jesz­cze. – Za­si­łek z Urzędu Pracy ni­czego nie zmie­nia, jego kwota jest zbyt mała.

Au­to­bus za­ha­mo­wał, ktoś Ra­taj­ską po­trą­cił, prze­ry­wa­jąc jej roz­my­śla­nia.

– Prze­pra­szam, wy­siada pani?

Ur­szula spoj­rzała w ciem­ność za oknem, roz­ja­śnioną świa­tłami prze­jeż­dża­ją­cych sa­mo­cho­dów. Roz­po­znała oko­licę. Gdyby nie ner­wowa pa­sa­żerka, prze­ga­pi­łaby swój przy­sta­nek.

– Tak – od­parła, w mo­men­cie gdy kie­rowca otwo­rzył drzwi po­jazdu. – Wy­sia­dam.

***

La­tem Do­rota za­ko­chała się ze wza­jem­no­ścią w Łu­ka­szu. Po­mi­ja­jąc ty­go­dniowe wy­jazdy z ro­dzi­cami, spę­dzili ze sobą więk­szość lipca i cały sier­pień. W siód­mej kla­sie ona przy­jaź­niła się z Ka­milą, on zaś wy­bie­rał to­wa­rzy­stwo ko­le­gów. Pod­czas wa­ka­cji ich re­la­cja za­częła się zmie­niać. Za­częło się od spo­tka­nia na placu za­baw, gdzie prze­ga­dali kilka go­dzin, oku­pu­jąc huś­tawki dla ma­lu­chów i krę­cąc się na ka­ru­zeli. Oka­zało się, że Mły­nar­czyk po­trafi za­cho­wać po­wagę i uważ­nie słu­chać. Pierw­szy raz Lu­tyń­ska miała po­czu­cie, że ktoś ją ro­zu­mie i pra­gnie tego sa­mego. Łu­kasz, po­dob­nie jak ona, ma­rzył, by żyć po swo­jemu, lu­bił do­brze się ba­wić, uwa­żał, że może ro­bić, co chce, i tak jak ona nie­na­wi­dził wy­cho­waw­czyni, pani Sło­wik.

Po tam­tej roz­mo­wie za­częli co­dzien­nie spę­dzać ra­zem czas. Od rana do wie­czora snuli się po uli­cach i parku, pa­lili pa­pie­rosy, po­pi­jali piwo, na któ­rego kupno za­wsze ko­goś zdo­łali na­mó­wić, ca­ło­wali się pod osłoną wy­so­kich krze­wów, roz­pra­wiali o ko­le­gach i ko­le­żan­kach ze szkoły oraz na­uczy­cie­lach. To była ożyw­cza zmiana po kon­tak­tach z Ka­milą, która stała się nudna ze swoim glę­dze­niem o na­uce i pod­su­wa­niem Do­ro­cie ko­lej­nych ksią­żek. Łu­kasz nie czy­tał. Uwa­żał, że słowo dru­ko­wane od­cho­dzi w prze­szłość, nie ma ra­cji bytu we współ­cze­snym świe­cie, peł­nym atrak­cji, pędu, gwał­tow­nych zmian i nie­ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ści. Lu­tyń­ska po­dzie­lała jego opi­nię; do­brze wie­działa, ile wy­siłku kosz­tuje kon­cen­tra­cja na lek­tu­rze, jak trudno jej za­pa­no­wać nad roz­bie­ga­nymi my­ślami i utrzy­mać uwagę, gdy wo­kół tyle po­kus. Obec­nie li­czył się ob­raz, kon­takt z nim wy­ma­gał znacz­nie mniej trudu niż ślę­cze­nie nad książką.

Do­rota i Łu­kasz, prze­sia­du­jąc na ławce, oglą­dali na smart­fo­nach pro­file zna­jo­mych osób w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, głów­nie na In­sta­gra­mie i Tik­Toku. Kry­ty­ko­wali zdję­cia i fil­miki, śmiali się z cu­dzych wy­głu­pów i nie­kiedy zo­sta­wiali ko­men­ta­rze. Śle­dzili też dwa ka­nały pro­wa­dzone przez pa­to­stre­ame­rów, któ­rzy trans­mi­to­wali na żywo bi­ja­tyki, pi­jań­stwo, za­cze­pia­nie prze­chod­niów na uli­cach i ob­rzu­ca­nie ich wul­ga­ry­zmami. Mimo że wiele przed­sta­wia­nych sy­tu­acji uwła­czało god­no­ści lu­dzi, przy­by­wało chęt­nych, by pła­cić za moż­li­wość oglą­da­nia trans­mi­sji z po­ni­ża­nia in­nych czy sto­so­wa­nia prze­mocy fi­zycz­nej, a osoby, które fil­mo­wały ta­kie zda­rze­nia i je udo­stęp­niały, zy­ski­wały naj­pierw po­pu­lar­ność, a póź­niej co­raz wię­cej pie­nię­dzy.

Na po­czątku sierp­nia Łu­kasz za­pro­po­no­wał Do­ro­cie, by za­ło­żyli swój ka­nał w ser­wi­sie YouTube. Po­sta­no­wili za­cząć od fil­mi­ków dla za­mknię­tego grona chęt­nych i spraw­dzić, co się bę­dzie działo. Ku ich za­do­wo­le­niu, w ciągu po­nad trzech mie­sięcy pro­jek­cje zdo­były kil­ku­dzie­się­ciu fa­nów wśród ko­le­gów z siód­mych i ósmych klas, któ­rzy otrzy­my­wali linki do ko­lej­nych na­grań. Nie­któ­rzy z nich, wzo­rem Łu­ka­sza i Do­roty, za­ło­żyli swoje pro­file i od pew­nego mo­mentu wszy­scy już ze sobą ry­wa­li­zo­wali w kon­ku­ren­cji na naj­śmiesz­niej­szy, naj­bar­dziej szo­ku­jący, naj­bar­dziej obrzy­dliwy fil­mik ty­go­dnia. Na ko­niec mie­siąca wi­dzo­wie gło­so­wali w stwo­rzo­nej w tym celu an­kie­cie, przy­dzie­la­jąc na­gra­niom punkty. Wy­zwa­nie za­pla­no­wano do końca maja, a w czerwcu uczest­nicy mieli ogło­sić imię wła­ści­ciela zwy­cię­skiego ka­nału.

Te­raz Lu­tyń­ska i Mły­nar­czyk stali w ciem­no­ściach w po­bliżu przy­stanku, żeby zre­ali­zo­wać nowy po­mysł. Była po­łowa li­sto­pada, wiał wiatr, sią­pił deszcz, lu­dzie cho­dzili sku­leni i nie roz­glą­dali się wo­koło. Każdy pew­nie chciał jak naj­prę­dzej do­trzeć do domu. Wła­śnie nad­je­chał au­to­bus, z któ­rego wy­sia­dły trzy ko­biety. Dwie skie­ro­wały się ku przej­ściu dla pie­szych, trze­cia ru­szyła w stronę słabo oświe­tlo­nej alejki osie­dlo­wej. Miała na so­bie dłu­gie, ja­sne okry­cie wierzch­nie, ide­alne dla spo­tę­go­wa­nia wra­że­nia, które Do­rota i Łu­kasz chcieli wy­wo­łać. Dziew­czyna wy­mie­niła spoj­rze­nia z chło­pa­kiem. On ski­nął głową, w jego oczach bły­snęła ra­dość.

– Uwaga – szep­nął. – Przy­go­tuj apa­rat, za­czy­namy.

Lu­tyń­ska wy­jęła smart­fon, usta­wiła pa­ra­me­try.

– Go­towe. – Po­słała Mły­nar­czy­kowi uśmiech.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki