Zakochany - Alfred Hayes - ebook + książka

Zakochany ebook

Alfred Hayes

4,1

Opis

Ta powieść to chłodna, dojmująca wiwisekcja utraconej miłości, która zaczyna się bez powodu i kończy bez przyczyny. Monolog narratora w barze nowojorskiego hotelu przypomina samotne sceny znane z obrazów Edwarda Hoppera. Krystaliczna proza, czuła i okrutna zarazem.

Alfred Hayes (1911-1985) urodził się w biednej żydowskiej rodzinie na londyńskim East Endzie. Z rodzicami wyjechał do Ameryki. Zarabiał jako kelner, przemytnik, chłopak na posyłki. Pisał zaangażowane wiersze, choć lepiej czuł się na wyścigach niż w literackich kawiarniach Greenwich Village. Podczas II wojny światowej stacjonował w Rzymie, doskonale poznał Włochy. Hayes był współtwórcą scenariusza Paisy Rosselliniego (wspólnie z Klausem Mannem i Federico Fellinim). Pracował też przy scenariuszu Złodziei rowerów de Siki. Przez cztery dekady pisał dla Hollywood. Długo pozostawał w cieniu innych postaci, pracował z Langiem, Hustonem, nie wspominając już licznych odcinków Godziny z Alfredem Hitchcockiem. Na podstawie własnej powieści The Girl on the Via Flaminia (Dziewczyna z Via Flaminia, 1949) napisał scenariusz filmu Ich wielka miłość (1953), gdzie obok Kirka Douglasa wystąpiła, grając po raz pierwszy po angielsku, Brigitte Bardot. Zmarł w 1985 roku. Dziś jest na nowo odkrywany jako pisarz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (28 ocen)
11
10
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

ALFRED

HAYES

Zakochany

 

Tłumaczyła

Anna Arno

 

 

 

 

Wydawnictwo Próby

Miłość drzwi mi otwarła; lecz dusza nieśmiała

            Cofa się, pełna winy.

Miłość więc, bystrooka, gdy tylko ujrzała,

           Że zwlekam bez przyczyny,

Podchodzi do mnie bliżej i pyta grzesznego,

           Czy mi brakuje czego.

 

George Herbert, Miłość (III)

TŁUM. STANISŁAW BARAŃCZAK

1

To właśnie ja, powiedział do ładnej dziewczyny w hotelowym barze mężczyzna pod czterdziestkę, z pewną pozycją, jakimś groszem na koncie, dobrym adresem, łatwym do wyszukania numerem telefonu. Typowy dla mnie wyraz twarzy. Moja dłoń na stole jest prawdziwa, cały jestem w miarę prawdziwy, póki nie przyjrzeć się bliżej.

Czy wyglądam na człowieka, powiedział mężczyzna w hotelowym barze o trzeciej po południu do ładnej dziewczyny, no czy wyglądam na człowieka, który nie wie, co ze sobą zrobić, co mu dolega, albo w głębi duszy uważa, że w jego życiu coś się skończyło?

Zakładam, że na takiego nie wyglądam.

Zakładam, że w lustrze czy w spojrzeniu, które spotka się z moim, powiedzmy, w takie popołudnie jak dziś, w tym hotelu, w tym barze, przy tym stoliku, wyglądam na faceta, który wie, co ze sobą zrobić, spokojny, pewny siebie i swego, wie, czego się spodziewać, chociaż nawet gdyby pani nalegała, nie potrafiłbym opisać, czego mianowicie.

Ale cel istnieje. Na pewno. Musimy udawać, utrzymywać pozory, że dokądś zmierzamy, jesteśmy przejęci umówionym spotkaniem, wyglądamy na kogoś, kto ma dokąd pójść. Nawet teraz, kiedy sobie siedzimy i pijemy daiquiri, grube dywany przyjemnie wyciszają kroki, a popołudnie chyli się ku zachodowi. Nawet teraz musimy udawać, że na mnie i na panią gdzieś ktoś czeka i że ten, kto tak niecierpliwie nas wygląda, to jakaś ważna osoba? Mimo że w gruncie rzeczy wszystkie nasze cele są trochę naciągane, na nic nie jesteśmy umówieni, nie ma żadnego miejsca, gdzie naprawdę mamy się stawić, gdzie ktoś oczekuje naszej obecności? Przecież nikt na nas nie czeka. Absolutnie nikt, i być może nigdy nie czekał, nawet na początku, dawno temu, kiedy żyliśmy jeszcze szybciej niż teraz i mieliśmy w sobie coś, co pozwalało choćby na chwilę zaufać losowi. Byliśmy młodsi, w każdym razie ja. Pani oczywiście jest jeszcze stosunkowo młoda; ile pani właściwie ma lat, dwadzieścia cztery, pięć? Musi istnieć cel, choćby ze względu na to, z jaką żarliwością zaczynamy w młodości.

A więc teraz, dobijając do czterdziestki, mówię sobie, że może nie ma i nigdy nie było dla nas miejsca. Może to nie jest rozczarowanie, tylko przeciwieństwo złudzeń, może należy uznać to za postęp, chociaż pewnie nie, więc żyjemy z tym trudnym do opisania poczuciem nieodwracalnej straty, poczuciem, że gdzieś się pomyliliśmy, popełniliśmy błąd nie do naprawienia, że zrobiliśmy jakiś gest, którego nie da się już wycofać.

Ale pani jest ładna. I dochodzi czwarta. Drinki na stole. I w tym lustrze to chyba odbijamy się my. Kelner przyjdzie, kiedy go zawołamy, zegar tyka, rachunek zostanie uregulowany, miasto będzie dalej istniało.

Czy w gruncie rzeczy nie na tym nam zależy? Wszystko na swoim miejscu, wrażenie ładu, naprawdę albo pozornie jest nam dobrze, popołudnie, w którym najwyraźniej coś się wydarza.

Żadnych wstrząsów, nic doniosłego, pewna przyjemność bez pewnego poczucia winy.

Poczucie winy przychodzi później, prawda? Wina jest niżej w karcie dań. Dopiero po opłaceniu rachunku, po napiwku coś jeszcze zostaje, niewliczone, i tu dochodzimy do winy, prawda?

Ale w sumie to dziwne, powiedział mężczyzna do ładnej dziewczyny, że dobrze sypiam, nie straciłem apetytu, a mimo to zawsze wyglądam, jakbym był zmęczony. Nie wiadomo, dlaczego bolą mnie plecy, w tym miejscu, gdzie mięśnie są jakby dziwnie zbite, bolą mnie oczy (chociaż rzadko teraz czytam i prawie nie chodzę do kina). W ustach osiadł szorstki, suchy smak.

Dlaczego?, powiedział mężczyzna, bo obiecał, że jej opowie. Powiedział to z dziwną powściągliwością, patrząc na ładną dziewczynę, która miała wszelkie zalety wynikające z tego, że nie ma się jeszcze czterdziestki, a także wszystkie wynikające z tego mankamenty. Dlaczego mam się tak czuć? Co takiego straciłem, co byłoby nie do odzyskania? Co zrobiłem, powiedział, żeby być tak nieszczęśliwym, a przy tym nie mieć przekonania, że to nieszczęście, które przenika mnie jak powietrze, jest rzeczywiste albo uzasadnione?

A może, powiedział mężczyzna do ładnej dziewczyny, marszcząc przy tym brwi, właśnie to jest ze mną nie w porządku, o ile coś jest; nie wiem już, co rzeczy znaczą; nie umiem ich rozpoznać. Jakbym zdrewniał. Oto one, przedmioty, które składają się na mój świat, i oto ja, niezdolny je nazwać – ornitolog, dla którego wszystkie ptaki mają jednakowe pióra, ogrodnik, któremu wszystkie kwiaty wydają się takie same. Niech pani powie szczerze, czy to jest moja ułomność, o ile to jest ułomność? Moja choroba, jeśli to jest choroba?

Tak, powiedział mężczyzna. Często się zastanawiałem, dlaczego wydaję się ludziom smutny, chociaż upieram się, że wcale nie, mylą się, a jednak kiedy spojrzę w lustro, okazuje się, że wcale się nie mylą, mam smutną minę, nie ulega kwestii, że moja twarz jest smutna. Doszedłem do wniosku (uśmiechnął się do niej, bo była czwarta, dzień dobiegał końca, a ona była bardzo ładną dziewczyną, dziwne, jak robiła się coraz ładniejsza), doszedłem do wniosku, że w sumie mają rację, jestem smutny, smutniejszy, niż mi się wydaje.

Zaczął opowieść.

 

WYDAWCA

Wydawnictwo Próby

Warszawa 2021

 

REDAKCJA

Julia Juryś

KOREKTA

Bartosz Choroszewski

PROJEKT GRAFICZNY

Janusz Górski

DTP

Krzysztof Gotowicki

PRZYGOTOWANIE WERSJI ELEKTRONICZNEJ

Lingventa Sp. z o.o.

www.lingventa.pl

 

Znak i sygnet wydawnictwa Próby oraz koncepcję graficzną i typograficzną serii „Proza” opracował Janusz Górski. W projekcie sygnetu serii wykorzystany został rysunek Józefa Wilkonia.

 

 

WYDAWNICTWO PRÓBY

00-029 Warszawa, ul. Nowy Świat 33 m. 15

tel. (22) 657 10 44

[email protected]

www.wydawnictwoproby.pl