Wspólnik. Odkrycie kart - Sivar A.S. - ebook + audiobook

Wspólnik. Odkrycie kart ebook i audiobook

Sivar A.S.

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Karty zostały rozdane. Czy jesteś gotowa na ich odkrycie?

Aleksander Wierzbicki w końcu osiągnął cel – zdobył swoją młodą podwładną, Oktawię. Czuje, że ten związek to coś więcej niż przelotny romans oparty tylko na seksie. Chciałby obwieścić całemu światu, że są razem, ale ona wciąż ma opory przed ujawnieniem ich związku nawet przed współpracownikami. Czy instynkt podpowiada jej, że coś jest nie tak? Gdy pewnego dnia była żona Aleksa pojawia się w biurze, Oktawia dowiaduje się, że jej ukochany nie odkrył przed nią wszystkich kart. Nietypowe upodobania seksualne Aleksandra szokują ją, a jednocześnie budzą ciekawość. Czy dziewczyna podejmie erotyczną grę i odnajdzie się w świecie fetyszy, które do tej pory uważała za zakazane?

Cholera, ja już tęsknię. Tęsknię i czekam, aż w końcu pojawi się w drzwiach tego biura. Niby zdaję sobie sprawę, że nasza relacja w tym momencie powinna być czysto zawodowa, że powinnam skupić się jedynie na pracy i wybić sobie z głowy jakiekolwiek romanse, jednak mimo racjonalnych argumentów i tłumaczeń – nie potrafię, coś ciągnie mnie do Aleksandra, a ja nie mogę przezwyciężyć tego pragnienia. Chociażbym nie wiem, jak walczyła sama ze sobą, opierała się, wmawiała, że jest jedynie moim szefem i nic poza tym, nie jestem w stanie zdławić tego uczucia ani przestać odczuwać tego, co dzieje się ze mną, z moją głową, a co gorsza nawet sercem, na samą myśl o naszym ponownym spotkaniu. To popaprane…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 384

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 48 min

Lektor: Anna Rusiecka i Adrian Rozenek

Oceny
4,4 (181 ocen)
121
34
12
13
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paulinam30

Dobrze spędzony czas

Audiobook nie działa
50
Maggita51

Nie oderwiesz się od lektury

Serio?!! Skończyć w takim momencie?!!! 😡😡😡😡😡😡😡😡
30
Paulina_Krolikowska88

Z braku laku…

męcząca jak diabli.
20
Gwiazdeczka_Asia

Z braku laku…

Książka w miarę ok ale jakoś nie powaliła mnie na łopatki
10
Kasia741116

Całkiem niezła

muszę przyznać że pierwsza część bardziej mi się podobała, spodziewałam się czegoś bardziej łał.
10

Popularność




ROZDZIAŁ 1

On

Nawigacja samochodowa znów każe skręcić w lewo. Podążam za jej wskazówkami i wreszcie omijam zatłoczone przez turystów uliczki Aveiro. Wjeżdżam na dzielnicę przemysłową i natychmiast przyśpieszam, gdy w linii prostej do celu pozostaje jedynie siedem kilometrów. Mocniej chwytam kierownicę, kiedy hangary rozmywają się jeden za drugim. Myślami skupiam się już tylko na własnym zadaniu do wykonania, bo nareszcie nadszedł czas wyrównać rachunki.

– Masz nową wiadomość tekstową od: Oktawia. – System MBUX informuje o przesłanym od niej esemesie. – Czy odczytać wiadomość?

– Tak, odczytaj – potwierdzam.

– „Cześć, tak jak prosiłeś, sprawdziłam czas realizacji na etykiety w anglojęzycznej wersji. Dla czterdziestu tysięcy najszybszy termin produkcji wraz z dostawą to dwa tygodnie. Niestety bardziej nie damy rady przyśpieszyć. Daj znać, czy złożyć zamówienie”.

System kończy zadanie, a ja bez dłuższego namysłu znów się do niego zwracam:

– Mercedes, odpisz na wiadomość Oktawii: „Tak, składamy zamówienie już dzisiaj, niech działają jak najszybciej. Potrzebuję również na cito poświadczenia zgodności z oryginałem odpisu KRS Expolaboratories. Zajmiesz się tym?”. Koniec wiadomości, wyślij – wydaję kolejne polecenie i nie umyka mi, że Oskar cały czas zerka na mnie z ukosa, z tym swoim łajdackim uśmieszkiem przyklejonym do ust. – Co jest? – pytam, gdy nic nie mówi, tylko zaczyna kręcić głową i cicho śmieje się pod nosem.

– Ty mi lepiej powiedz. – Zaśmiewa się. – Oktawia… naprawdę piękne imię. Teraz już rozumiem, przez co, a raczej przez kogo ten cały cyrk z Dorianem. Wiedziałem, że sprawa śmierdzi, gdy zarzekałeś się, że przejęcie na nowo spółki jest jedynie dla odwetu i chęci zysku. Co jak co, ale akurat ty dopiąłbyś to bez większego problemu, a tym bardziej bez tego farmaceutycznego korpo. Chociaż nie zaprzeczę, sam pomysł przepchnięcia tematu tą drogą jest niebywały i przy takiej sumie zysków szczerze go popieram. – Przyjaciel nadal szczerzy się do mnie, licząc chyba, że właśnie tak więcej ze mnie wyciągnie, ale nic z tego, nabieram wody w usta. Choć zapewne gdyby nie fakt, że Ulka przyjaźni się z jego narzeczoną, a ten goguś akurat ze wszystkiego spowiada się swojej paplającej jęzorem Soni, to właśnie on znałby wszelkie szczegóły dotyczące mojego zauroczenia niebywale seksowną Oktawią.

Spuszczam wzrok z Oskara, wracam do obserwacji drogi i postanawiam odbiec nieco od tematu, zajmując uwagę ziomka czymś innym.

– Oboje wiemy, że cyrk odstawił Dorian, nie chcąc dostosować się do planu. Poza tym Portugalczycy chcieli rozmawiać z samą górą, więc dajemy im tę szansę. Dlatego tym bardziej nie wiem, do czego pijesz. Poza tym pora, jeżeli jeszcze nie zauważyłeś, nie jest najbardziej adekwatna na rozmowy o dupeczkach.

– Hola, hola, kolego! Pora na rozmowy o dupach zawsze jest dobra! Tym bardziej gdy mówimy o tych zajebistych – naskakuje na mnie, na co tylko parskam pod nosem. Co by się nie działo, on jednak nigdy się nie zmieni. – I poważnie? Nadal będziesz mi wkręcał, że nie wiesz, do czego piję? To może podpowiem, żebyś przestał mi tutaj walić ściemy, bo odkąd przylecieliśmy do Portugalii, jakoś dziwnym trafem nie miałeś ani jednego telefonu służbowego, ani jednego od matki będącej w wiecznej potrzebie finansowej, nie wspominając już o jojczeniu i płaczu Ulki do słuchawki.

Spoglądam na niego z ukosa.

– Matka otrzymała przelew, który powinien wystarczyć jej na bity miesiąc. A co do reszty, co w tym nadzwyczajnego? Interesy nie zając, więc nie uciekną, a Ulka pewnie po prostu dała sobie spokój, wzięła rozstanie na klatę i teraz na nowo układa sobie życie – odpieram pewnie, co spotyka się z nagłym wybuchem śmiechu Oskara. Zerka na mnie, chce coś powiedzieć, a potem znowu rży jak koń.

– Zajebiście się cieszę, że jesteś aż takim optymistą, ale muszę cię zmartwić. Ulka dalej ryczy Soni do słuchawki i wiesz, dziwnym trafem opowiada, że masz wyłączony telefon i celowo od niej nie odbierasz. – Śmieje się, a do mnie dociera, że już zapewne bardzo dobrze wie, iż tak jak on, na czas przyjazdu do Portugalii uruchomiłem naszą kongresową apkę, umożliwiającą kontakt tylko z wybranymi numerami.

– Dobra, dobijmy do brzegu i skończmy te podchody – kwituję ostrzej, niż zamierzałem. – Naprawdę mam się przed tobą tłumaczyć, dlaczego akurat nie odbieram od Ulki? Serio? Stary, litości. Może zwyczajnie dlatego, że z nią zerwałem i mam jej dość? – rzucam zirytowany, bo nie mam zamiaru gadać o Ulce. To temat zamknięty, a czy beczy Sońce w słuchawkę, koło chuja mi to lata.

– Olo, walić parszywą Ulkę! W tym przypadku bardzo dobrze rozumiem twoją decyzję, a co więcej, pochwalam ją. Wreszcie zacząłeś rozsądnie myśleć, zostawiając tę psychopatkę. Bardziej chodzi mi o tajemniczą Oktawię ze spółki Expolab i to, że cudownym sposobem akurat jej wiadomości przebijają się przez włączoną przez ciebie blokadę połączeń dla wszystkich spoza kongresu. I naprawdę daj już spokój, komu jak komu, ale mnie możesz powiedzieć – podpuszcza mnie, na co tylko kręcę głową i podejmuję ostatnią próbę ucięcia skrzydeł jego ciekawości.

– Rozpoczynamy współpracę, muszę być z nią na stałych łączach, gdyby coś się wydarzyło – tłumaczę.

– Taa… chyba gdyby innych ruchacz pojawił się na horyzoncie, bo przed chwilą w odniesieniu do interesów słyszałem coś o jakimś „zającu” – wcina mi się w pół słowa. – Swoją drogą, nie obawiasz się? W końcu nie ma cię już od trzech dni, kto wie, co się właśnie dzieje, gdy ona jest gdzieś tam we Wrocławiu… sama – dowala dalej, dodając dramatyzmu swojej wypowiedzi.

Tyle że w tym wypadku nie jestem ani trochę w nastroju na ten zaserwowany teatrzyk. W co on, do chuja, gra? Poirytowany jego docinkiem obracam się do niego i wpatruję w jego ubawione oczy.

– No wreszcie! O to mi chodziło! Są i te mordercze kurwiki w oczach! Ale stary, oszczędź, bo prawie mnie zajebałeś wzrokiem – nabija się, na co tylko parskam. – Wszystko jasne, to ona. Nie będę cię na siłę męczył, ale weź chociaż powiedz: jest naprawdę aż taka niezła, że dla niej posunąłeś się aż tak daleko? Tak dobrze się pieprzy? – Szturcha mnie w ramię.

– Udam, że tego nie słyszałem, i przemilczę to – ucinam stanowczo. – Poza tym proponuję ci wziąć się w garść i skupić na tym, po co tutaj przyjechaliśmy, bo dotarliśmy na miejsce. – Skręcając, wskazuję na spory magazyn.

Przez otwartą bramę wjeżdżam na ogrodzony teren, a potem parkuję tuż obok zgromadzonych innych samochodów ludzi Emilia.

– Gotowy? – pytam już całkiem poważnie, wyłączając silnik.

– Jak nigdy. Pokażmy im, że z nami się nie zadziera. – Oskar odpiera pewny siebie.

– Zakończmy tę sprawę raz na zawsze. Pomścijmy Borysa i zabierzmy się za prawdziwe interesy. – Z podłokietnika wyciągam skórzane rękawiczki.

– Olo? No co ty? – Oskar z wyraźnym zaskoczeniem w oczach zerka na mnie. W odpowiedzi jedynie wzruszam ramionami i zakładam rękawiczki. – Odwaliło ci? – dopytuje dalej.

– Myślałeś, że będę łaskawy? – Z cynicznym uśmiechem odpowiadam pytaniem na pytanie, a potem wysiadam z samochodu. Oskar też opuszcza miejsce pasażera, po czym oboje zmierzamy w stronę sporych drzwi magazynowych.

– A już myślałem, że to ja jestem najbardziej popierdolony z ekipy. Jednak się myliłem – podsumowuje odważnie, ale niestety jest w błędzie.

Mogę być sadystą, ale nigdy nie zbliżę się nawet do poziomu, który jemu udało się przekroczyć. Moja głowa nie jest aż tak chora, a zadawany ból nie sprawia mi fizycznej przyjemności.

– Naprawdę chcesz się znów zapuszczać w mroczne rewiry, z których tak długo starałeś się wygrzebać? – Tym razem pyta już wyraźnie zaniepokojony, jakby faktycznie bał się o mnie.

– To nawet słodkie, że aż tak się o mnie martwisz – przygaduję, ale on nadal jest całkowicie surowy.

– Oj przestań pieprzyć, Olo. Mówię poważnie.

– Spokojnie, to ten ostatni raz. I nie martw się, akurat statusu „pojeba” nikt nie jest w stanie ci odebrać. Masz w tym pas mistrzowski – mówię, a on tylko kręci głową, jakby nadal nie mógł przetrawić tego, co ma nadejść.

Podążamy kostką brukową, ale nim zdążymy dotrzeć pod mury magazynu, drzwi się uchylają, a rosły ochroniarz, ten ze znanych mi ludzi Emilia, wpuszcza nas do środka.

– Witam, panowie. Emilio już na was czeka – informuje i wskazuje kierunek, w którym powinniśmy iść. Ruszamy, podczas gdy on nadal pozostaje pod wejściem.

Pokonujemy olbrzymią przestrzeń zastawioną różnorodnymi taśmami produkcyjnymi, hol i stacje dezynfekcji służące pracownikom, aż w końcu za kurtynami z pasków PVC dostrzegam zbieraninę naszych partnerów biznesowych. Odchylam kotarę, wchodzę, a zaraz za mną podąża Oskar.

– Aleksander! Oskar! Nareszcie. Nawet nie wiecie, jak miło was tutaj znów gościć, jak cieszę się na dalszą owocną współpracę. – Emilio rusza w naszą stronę. Gdy zrównuje się z nami, wita się serdecznym uściśnięciem dłoni.

– My również jesteśmy usatysfakcjonowani ponowną współpracą. Wszyscy na tym wygramy, a co więcej, wiele zarobimy. – Oskar przytakuje Emiliowi.

– Jak wcześniej ustaliliśmy, mam próbkę. – Wyciągam niewielką tubę z kieszeni i mu podaję. Nadal zachowuję wszelkie pozory, choć wewnątrz mnie już budzi się niepowstrzymana furia.

– Forma jest idealna, jak zawsze masz łeb na karku. Ty jak coś wymyślisz, to nie ma chuja, żeby nie wypaliło. – Emilio klepie mnie po barku, a potem obraca się do jednego ze swoich ludzi. – Łap i zanieś do mojego biura. – Rzuca tubę chudemu kolesiowi z bandaną na szyi. – Wracając do interesów, mów szybko, ile jesteś w stanie przetransportować tych pożądanych suplementów w ciągu najbliższego miesiąca.

– Myślę, że kilka palet na pierwszy rzut będzie bezpieczne – informuję go.

– Poważnie?

W odpowiedzi kiwam głową.

– Niebywałe! Słyszeliście, chłopaki?! Czujecie już ten zapach pieniędzy? – zachwycony zwraca się do swoich ludzi, a ci mu przyklaskują. – Aleksandrze, to świetna wiadomość! W takim razie musisz mi szybko powiedzieć, jakie dokumenty są ci jeszcze potrzebne. Co musimy przygotować po naszej stronie, aby ruszyć z transportem, a co ważniejsze, żeby uniknąć niewygodnych dla nas kontroli?

– Najpierw, aby cokolwiek na nowo wypaliło, ty musisz dać coś mnie. Pytanie, czy tak jak obiecywałeś, jesteś w stanie? – puentuję, byśmy mieli jasność. Jeżeli nie dotrzymał swojej części umowy, nici z transakcji.

– Oczywiście, daj mi dosłownie chwilę. Gwarantuję, otrzymasz to, czego chcesz – zapewnia pośpiesznie. – Mogę mieć tylko pewność, że po zakończeniu sprawy wszystkie nasze niesnaski zostaną pogrzebane i przystąpimy w pełni do interesów? – Emilio niepewnie się we mnie wpatruje, jakby nie do końca mi ufał. Jednak po niesubordynacji jego ludzi to ja powinienem darzyć go ograniczonym zaufaniem, a jednak tutaj tkwię.

– Tak, masz na to moje słowo – odpieram. – Widziałem nagranie, mam zeznania naocznego świadka, dlatego jestem pewien, że nikt z was nie jest winny śmierci Borysa, prócz Sandra. Dlatego obiecuję, tylko on poniesie konsekwencje.

– Następnie tabula rasa?

– Tak, czysta karta – przytakuję. – Mam jedynie nadzieję, że ty również dostałeś nauczkę i zacząłeś otaczać się już tylko zaufanymi ludźmi, a do żadnych niespodzianek nigdy więcej nie dojdzie.

– Ależ skąd! Zapewniam.

– W takim razie nie masz się czym martwić – mówię, ale w tym samym czasie dociera do mnie odgłos domykania wejściowych drzwi magazynowych. Spoglądam na Emilia, a ten z lekkim uśmiechem powoli wycofuje się wprost do swoich ludzi.

– Jak obiecałem, moja część umowy. Rób, co musisz – zwraca się do mnie.

– Olo? Jesteś pewny? – Oskar zerka na mnie ten ostatni raz, ale tylko przytakuję głową.

Przyjaciel staje zaraz za winklem przy wejściu do pomieszczenia. W ramach zabezpieczenia, gdyby coś miało pójść nie tak, jak założyliśmy, z kabury wyciąga spluwę i mierzy nią przed siebie, czekając już tylko na naszego gościa.

Ściągam marynarkę, rzucam ją na bok, a potem wyciągnąwszy z kieszeni spodni kastet, zakładam go i poprawiam na rękawiczkach. Stoję na wprost wejścia i już tylko czekam, aż Sandro przejdzie przez kurtyny. O dziwo, moje serce spokojnie i miarowo obija się o żebra, jakby z biegiem czasu i planowania odwetu oswoiło się z tym faktem, a teraz tylko uczestniczyło w nieuniknionym.

Wreszcie nadchodzi ten moment, paski poruszają się, opływają ciało przeklętego zdrajcy w szeregach Emilia, a gdy ten w końcu mnie dostrzega, w jego oczach zauważam pełen szok, a zaraz po tym przepełniający go namacalny lęk.

– Co do kurwy?! – wydziera się wprost do Emilia. – Wystawiliście mnie?! – Już nawet nie czeka na odpowiedź, tylko prawą dłonią sięga za swoją skórzaną kurtkę.

Przygotowany, w mgnieniu oka zza paska wyciągam glocka i celuję bezpośrednio w łydkę Sandra. Wystrzał dwóch kul odbija się donośnym echem w bębenkach, a zaraz po on pada jak długi na betonową posadzkę i krzyczy w amoku. Zerkam na Oskara, który oddał strzał prosto w kolano zabójcy naszego wspólnego przyjaciela, i daję mu dosadnie znać, że to nie koniec tej zabawy, a ja nie mam zamiaru tak szybko pomścić Borysa. Oskar natychmiast odpuszcza, skinieniem głowy daje znać, bym robił swoje i zabrał przeklętego Sandra na przejażdżkę wprost do piekła.

Z szatańskim uśmiechem na ustach zbliżam się powoli w stronę tej leżącej i krwawiącej pizdy i nareszcie, po tak długim czasie oczekiwania na zemstę, funduję mu to, na co usilnie zapracował.

ROZDZIAŁ 2

Ona

– Już wcześniej słyszałam o tym biurowcu wiele pochlebnych opinii, ale to… – Karolina obracając się, wskazuje na całokształt gabinetu Aleksandra. – To przebiło po stokroć twoje barwne opisy. To miejsce jest niesamowite, nadzwyczaj przestronne, a przy tym cholernie ekskluzywne – zachwyca się, co rusz dotykając innego mebla, który znajduje się na wyciągnięcie jej dłoni, jakby musiała choć musnąć teksturę, aby jeszcze mocniej poczuć ten kosztowny kunszt. – Serio, podoba mi się, nawet bardzo. I cholernie cieszę się, że masz szansę pracować w tak wspaniałym, wystawnym i drogim miejscu. A jeszcze bardziej cieszę się, że seksowny i nieustępliwy Aleksander Wierzbicki upatrzył sobie właśnie ciebie na ofiarę swoich łóżkowych eskapad. Koleś to partia z najwyższej półki, wystarczy dobrze się zakręcić i masz tę zdobycz, bejbe.

– Boże… udam, że tego nie słyszałam. – Zaczynam się śmiać na jej wywody, mające mnie uświadomić co do okręcania sobie wokół palca bogatego, potencjalnego partnera na życie.

– A tam. Zresztą co tu dużo mówić, jak zwykle wyszło na moje, jesteś zwyczajnie w czepku urodzona, cholerna fuksiaro. – Mruży powieki, dając znać, bym nawet nie próbowała polemizować z jej przypiętą mi już dawno temu łatką szczęściary.

Tylko wiecie co, ja jakoś tego szczęścia coś od ładnych kilku miesięcy nie mogę namierzyć, więc jeżeli ktoś przypadkiem znalazł wór wybrańca losu, to grzecznie proszę o zwrot, bo według mojej przyjaciółki i jej bezwzględnych przekonań jest to mój fart i nikogo innego, więc nawet pokuszę się o bezzwłoczną nagrodę dla znalazcy.

– W czepku urodzona? Jakoś nie sądzę – prycham. – A odnośnie do przedstawionego przez ciebie wariantu numer jeden, a tym bardziej wariantu numer dwa, to nie wiem, czy jest się w ogóle z czego cieszyć. Bo po pierwsze primo, od blisko tygodnia siedzę tutaj sama jak palec, po drugie primo, Aleks nawet się nie pojawił, nie zadzwonił, wysyła jedynie zdawkowe esemesy z poleceniami służbowymi, a po trzecie primo, pokuszę się o stwierdzenie, że nasz romans skończył się tak szybko, jak się zaczął. Choć akurat to ostatnie powinniśmy uznać za atut całej sytuacji, ponieważ mamy współpracować, a skoro już między nami do czegoś doszło i tego nie wymażemy z pamięci, trzeba to po prostu zakończyć – podsumowuję.

– Sratatata… Skończyłaś? – Przyjaciółka, o dziwo, doczekała do końca mojej wypowiedzi i nie wtryniła się w pół zdania, ale już patrzy na mnie tym swoim typowym wzrokiem, kiedy o wiele lepiej niż ja sama czyta moje rozmyślania. Jakby dobrze wiedziała, co tak naprawdę odczuwam, jakie mieszane uczucia towarzyszą mi od kilku dni. – Przestań wkręcać mi tutaj farmazony. Atut sytuacji… mamy współpracować… trzeba to zakończyć… – przedrzeźnia mnie, cały czas dosadnie wlepiając we mnie wzrok.

Krzyżuję ramiona, ale jej zawziętość przekonań zaczyna mnie nieco bawić, więc na siłę utrzymuję pełną powagę.

– Obie wiemy, że w zeszłym tygodniu niepotrzebnie zrobiłaś sceny rodem z dramatu Shakespeare’a. Co ci odwaliło? – Puka się w głowę.

Marszczę czoło, by choć pokazać, że zejście z tematu ponownie w te strony wcale mi się nie podoba. Ile można słuchać, że dało się w czymś ciała?

– Oj daj spokój, przerabiałyśmy już to wiele razy… – Przewracam oczami na samo wspomnienie chwili, kiedy jej tylko opowiedziałam o całym zaistniałym incydencie i osobie Aleksandra Wierzbickiego.

– Nie, no wyjaśnij, bo może coś mnie ominęło. – Nie daje za wygraną. – Co z tego, że został wspólnikiem w firmie, dla której pracujesz? Co z tego, że został twoim szefem? Zwolnił cię, zdegradował, obniżył pensję?

Karo udaje, że się zamyśla, drapie się po brodzie, a potem teatralnie, z odegranym uznaniem zaczyna rozglądać się po całym pomieszczeniu. W tym momencie już wiem, że przegrałam, a ona szykuje dla mnie bombę.

– Nie, no kurwa, nic z tych rzeczy! Pensję masz tę samą, stanowisko również, tylko dla odmiany siedzisz właśnie w pieprzonym biurowym pałacu, o którym wiele dziewczyn z korpo może jedynie śnić po nocach i ślinić poduszki.

– Po raz kolejny spróbuję zaprzeczyć twoim wyszukanym teoriom – dyskutuję z wytykanymi przez nią raz po raz błędami.

– A ja powtórzę po raz setny, że spieprzyłaś podczas spotkania cyklicznego. Jesteś nienormalna! Gość o ciebie zabiega, szuka cię, gdzie tylko się da, wynajmuje ci pokój, żebyś była jak najbliżej niego, kupuje biuro, żebyście razem pracowali, byli blisko siebie, ba, mówi ci o tym otwarcie, a ty go spławiasz ot tak, bo masz chwilowy zanik działania styków w mózgu. – Dosłownie wywala na mnie gały, uświadomiwszy sobie chyba jeszcze dosadniej słowa, które, jak by nie patrzeć, są bardzo trafne.

– To nie był żaden zanik działania styków w mózgu! – bronię się i nadal jakoś nie mogę przyznać do popełnionego błędu. Coś wewnątrz mnie nie pozwala wypowiedzieć mi tych słów na głos, mimo że czuję, iż tak troszeczkę, odrobinkę, mikroskopijnie dałam plamę i zaprzepaściłam szansę na nietuzinkową relację z facetem swoich marzeń.

– A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? – Nie zważając na moje słowa, kontynuuje swoją wypowiedź, a ja tylko patrzę na nią, już nawet nic więcej się nie odzywając. To zbędne. Nie przegadam jej. – Że on miał rację. Miał rację, kiedy stwierdził, że będziesz za nim tęsknić. Już cholernie tęsknisz. – Wzrusza ramionami, jakby przekazywała mi ten najbanalniejszy ze znanych wszem wobec faktów, a mnie coś aż ściska za gardło na ten ostatni zwrot.

– I w tym momencie wywieszam białą flagę. Kończymy tę nierówną walkę, ponieważ twoje czary są dziś zbyt mocne. – Poddaję się, maskując swoje lekkie rozżalenie żartem, jak zawsze w takich chwilach, by tylko ukryć przed światem prawdziwe emocje targające mną od wewnątrz. W końcu to, co nie ujrzy światła dziennego, nie istnieje, prawda?

Wmawiam to sobie, jednak w głębi ducha wiem, że moja Karo ma rację. Niepotrzebnie uniosłam się honorem i za wszelką cenę chciałam pokazać, kto ma ostatnie słowo. Nie zawsze moje musi być na wierzchu. Dostałam już lekcję i za kolejną naprawdę szczerze podziękuję. Najgorsze jest to, że w tym wszystkim to właśnie Aleks miał rację, mówiąc, że jeszcze za nim zatęsknię. Cholera, ja już tęsknię. Tęsknię i czekam, aż w końcu pojawi się w drzwiach tego biura. Niby zdaję sobie sprawę, że nasza relacja w tym momencie powinna być czysto zawodowa, że powinnam skupić się jedynie na pracy i wybić sobie z głowy jakiekolwiek romanse, jednak mimo racjonalnych argumentów i tłumaczeń – nie potrafię, coś ciągnie mnie do Aleksandra, a ja nie mogę przezwyciężyć tego pragnienia. Chociażbym nie wiem jak walczyła sama ze sobą, opierała się, wmawiała, że jest jedynie moim szefem i nic poza tym, nie jestem w stanie zdławić tego uczucia ani przestać odczuwać tego, co dzieje się ze mną, z moją głową, a co gorsza, nawet sercem, na samą myśl o naszym ponownym spotkaniu. To popaprane…

– Niestety, prawda boli, kotku. – Karolina posyła mi szatański uśmieszek na znak, że znów w swoich dociekaniach miała pełną rację, a potem widzę, jak rzuca się i niczym kłoda opada na jedną z ogromnych, skórzanych sof, scalonych w towarzyski czworokąt.

– Nie rozkładaj się za bardzo, bo właśnie wychodzimy. Mój dzień pracy dobiegł końca, nie mam zamiaru robić nadgodzin – komentuję, poganiając moją nieokrzesaną przyjaciółkę. – Skoro zakończyłaś już oględziny biura, a moja terapia wstrząsowo-sercowa dobiegła końca, to zabieraj swoją zgrabną pupę z narożnika i lecimy w miasto.

– No nawet odsapnąć chwili nie da po tak wyczerpującej sesji…

Przewracam oczami na jej docinki. Nadal nie rusza się z miejsca, więc zaczynam stukać obcasem o posadzkę, aby przedstawić jej pierwszy stopień swojej irytacji.

– Dobra, dobra, już wstaję. Nie poganiaj i przestań tak walić, zaraz do sąsiadów z dołu się dokopiesz tą szpilą. – W końcu podnosi się, poprawia swój elegancki kombinezon, zabiera ze stolika nową zdobycz prosto z Mediolanu, a potem omijając mnie, zmierza w stronę drzwi. – Swoją drogą, kiedy ta kanapa zostanie przetestowana i ochrzczona? – Szczerząc się diabelsko, zerka na mnie przez ramię.

– Prawdopodobnie nigdy – odpieram niewzruszona. Podchodzę do swojego niewielkiego szklanego gabineciku, zabieram torebkę, wrzucam do niej telefon i łapię klucze od biura.

– Nie wierzę. Gdybym miała stawiać zakłady, to obstawiłabym maksymalnie do trzech dni, od kiedy Aleksander pojawi się we Wrocławiu.

Prycham i opuszczam biuro.

– Ależ oczywiście. W ogóle już pierwszego dnia, kiedy tylko się zjawi, będziemy testować, sprawdzać, chrzcić, co tylko się da w tym biurze. Po co zwlekać, szkoda czasu, szkoda życia – rzucam sarkastycznie, zamykając drzwi, i uzbrajam alarm.

– W sumie masz rację. Zresztą uprawialiście seks blisko tydzień temu, słabo trochę… Jak ty…

– Pani magister seksuologii – przerywam jej – czy możemy choć na chwilę zakończyć temat moich sposobów samozaspokajania i ustalić, dokąd w pierwszej kolejności zmierzamy? – podpytuję, by choć na chwilę zamknąć jej buzię, a raczej jej rozszalałemu libido, bo mam wrażenie, że w tym momencie konwersację prowadzę nie z samą Karo, a z jej ciągle nienasyconą i żądną seksu częścią zboczonej osobowości.

ROZDZIAŁ 3

On

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Nakładem wydawnictwa Amare ukazały się również:

PIKANTNA HISTORIA MIŁOŚCI Z PIEKŁA RODEM

By ochronić swoją młodszą siostrę, Nicole jest gotowa na wiele. Gdy ojciec dziewcząt oferuje wierzycielowi jedną z córek, starsza z nich wyrusza do klubu go-go, aby negocjować z właścicielem. Spodziewa się wszystkiego, tylko nie spotkania z nieziemsko przystojnym bad boyem, roztaczającym wokół siebie zabójczy urok - a taki właśnie jest Bruno Cabrera. Oboje natychmiast zdają sobie sprawę, że właśnie znaleźli się w punkcie, z którego nie ma już powrotu. Rozpoczynają więc niebezpieczną grę, pełną niedopowiedzeń i narastającego erotyzmu ...

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu facebook.com/WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15

Wspólnik. Odkrycie kart

ISBN: 978-83-8313-461-1

© A.S. Sivar i Wydawnictwo Amare 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Marta Grochowska

Korekta: Emilia Kapłan

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://wydawnictwo-amare.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek