Wrecked - Żaneta Zgliczyńska - ebook

Wrecked ebook

Żaneta Zgliczyńska

3,9

Opis

W życiu odgrywamy wiele ról, ale czy można udawać miłość?

 

Liliana to początkująca projektantka mody, studiująca w Londynie. Nie może otrząsnąć się po toksycznym związku, w którym tkwiła od lat. Z dala od rodziny i przyjaciół, z trudem radzi sobie z własnymi emocjami. Sposobem na zapomnienie ma być ślub przyjaciółki. Dziewczyna nie chce jednak pojawić się na nim sama i robi wszystko, aby spóźnić się na samolot do Polski…

 

Przypadkowe spotkanie z Nathanielem zapoczątkuje ciąg zdarzeń, których konsekwencji żadne z nich nie będzie w stanie przewidzieć. Zawierają układ, w ramach którego Nathaniel towarzyszy Lili na ślubie przyjaciółki. Sytuacja jednak wymyka się spod kontroli i oboje będą musieli podjąć decyzje, które wpłyną na ich przyszłość.

 

Czy udawana relacja ma szansę przerodzić się w prawdziwe uczucie?

 

Czy Nathaniel pokona dręczące go demony i odnajdzie drogę do serca Lili?

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 309

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (36 ocen)
14
10
6
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
emciaczyta

Całkiem niezła

Macie tak czasem, że czytacie recenzje innych użytkowników i mówicie sobie "wow ta książka jest totalnie dla mnie", po czym sięgacie po książkę i macie taki zonk, bo jest to totalne rozczarowanie? Ja tak właśnie miałam, czytając "Wrecked" od Żanety Zgliczyńskiej Współpraca recenzencka z wydawnictwem yasne books-wydawnictwo Lira Już opowiadam wam, dlaczego było to dla mnie mocnym rozczarowanie. Przeczytałam masę pozytywnych recenzji, które mówiły o tym, jaka ta książka jest dobra, jakie ma super wartości i super bohaterów, jednak ja tak nie do końca to poczułam. Można nawet powiedzieć, że mocno odbiłam się od tej książki. Też problemem jest fakt, że ja nie polubiłam bohaterów, nie potrafiłam się utożsamiać z żadnym z nich. Poznajemy Lilianę, która ma jedno proste zadanie dotrzeć na ślub swojej przyjaciółki, ale nie robi wszystko, aby się na niego nie dostać. Ja, niby rozumie jej zachowanie.Przeżywa ona bolesne związek, bardzo toksyczny i próbuje sobie poukładać wszystko, jednak jest...
10
Eddy_m84

Z braku laku…

UWAGA SPOJLERY Na początku już nagle ich relacja się mega zbliżyła. Uważam że na takie relacje trzeba trochę poczekać i poznać się A nie potykasz się o jakiegoś gościa i nagle jedziecie razem na ślub koleżanki.Robi dla ciebie Koncert (A nawet pewnie nie miał tego zaplanowanego) i jesteście razem WTF
00
paulinkaa054

Nie oderwiesz się od lektury

"Wrecked" ~ Ż. Zgliczyńska [...] Za­wład­nę­ły mną obawa i lęk przed od­rzu­ce­niem. Za bar­dzo chcia­łam żyć daw­nym ży­ciem i nie do­pusz­cza­łam do sie­bie myśli, że do­bie­gło końca. Mia­łam szan­sę na nowy po­czą­tek, jeśli o niego za­wal­czę. W życiu odgrywamy wiele ról, ale czy można udawać miłość? Liliana to początkująca projektantka mody, studiująca w Londynie. Nie może otrząsnąć się po toksycznym związku, w którym tkwiła od lat. Z dala od rodziny i przyjaciół, z trudem radzi sobie z własnymi emocjami. Sposobem na zapomnienie ma być ślub przyjaciółki. Dziewczyna nie chce jednak pojawić się na nim sama i robi wszystko, aby spóźnić się na samolot do Polski… Przypadkowe spotkanie z Nathanielem zapoczątkuje ciąg zdarzeń, których konsekwencji żadne z nich nie będzie w stanie przewidzieć. Zawierają układ, w ramach którego Nathaniel towarzyszy Lili na ślubie przyjaciółki. Sytuacja jednak wymyka się spod kontroli i oboje będą musieli podjąć decyzje, które wpłyną na ich przyszłoś...
00
Aloevera

Nie oderwiesz się od lektury

Hm… w sumie nigdy tego nie robię, ale tym razem przyciągnęła mnie okładka książki. Moje przeczucie w tym przypadku mnie nie zawiodło i poznałam naprawdę piękną historię za co jestem wdzięczna bo mogę się podzielić teraz z wami moimi wrażeniami i odczuciami. Autorka książki Żaneta Zgliczyńska stworzyła piękną historię która czytelnikowi zapada w pamięć na długi czas. Wszystko to dzieje się za sprawą emocjonalnego wątku, przewrotu akcji oraz poruszania trudnych tematów. Nasi bohaterowie Lili i Nathaniel poznają się przez przypadkowe wpadnięcie na siebie na lotnisku i tak oto zauroczenie od pierwszego wejrzenia przewraca ich świat do góry nogami. Nie jest to jednak jakaś błaha historia miłosna, gdyż każdy z nich niesie na swoich barkach ciężki bagaż doświadczeń. A dzięki tej przypadkowej znajomości mogli wzajemnie zmienić bieg wydarzeń. Czytanie tej historii to była czysta przyjemność od dłuższego czasu poszukiwałam książki o miłości w której nie ma dramatu, mafii, gangów itd… jest za t...
00
Nika_1

Z braku laku…

Zaczełam czytać tę księżkę ale skonczyłam, kompletnie nie porwała mnie ani historia ani jej bohaterowie.
00

Popularność




Wydanie pierwsze

Warszawa 2023

ISBN 978-83-67915-33-5

ROZDZIAŁ I

— Dotarliśmy na miejsce. — Usłyszałam przez głośnik zniecierpliwiony głos kierowcy.

Wyjrzałam pośpiesznie przez okno i dostrzegłam jasny budynek terminala odlotów. Chwyciłam mocniej rączkę dużej walizki podróżnej i wyciągnęłam ją z autobusu jednym szarpnięciem. Ciężar bagażu spowodował, że zachwiałam się i cofnęłam o krok. Udało mi się odzyskać równowagę i stanąć pewnie na płycie chodnikowej. Odetchnęłam z ulgą. Ściskając w palcach pasek torebki, wmieszałam się w tłum podróżujących osób.

Wszyscy się śpieszyli i pędzili w kierunku lotniska. Wszyscy poza mną. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Moje stopy zastygły na ciemnych płytach, gdy całe ciało ogarnął stres, docierający aż do koniuszków palców. Czułam się rozdarta. Nie potrafiłam znaleźć właściwego rozwiązania. Pragnęłam zawrócić i się poddać. Jeszcze nie było za późno. Miałam drugie, zapasowe, wyjście. Kusiło mnie, by z niego skorzystać.

Spojrzałam z niechęcią na zegarek i w jednej chwili zamarłam. Byłam już spóźniona i nie miałam pojęcia, czy uda mi się dotrzeć na czas przed odlotem samolotu.

Chciałam traktować to jak znak z nieba. Robiłam wszystko, by ktoś za mnie zdecydował i pozbawił mnie możliwości podjęcia decyzji. Wiedziałam, że ten dylemat kiedyś się pojawi i zawładnie wszystkimi moimi myślami. Niestety, zdanie się na los w niczym mi nie pomogło.

Nie chciałam zawieść jednej z najbliższych mi osób. Moja obecność dużo dla niej znaczyła. Pragnęłam być dla niej wsparciem w tak ważnym dniu. Z drugiej strony miejsce docelowe było ostatnim, w którym pragnęłam się znaleźć. Nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa. Zaczęłam panikować, gdy spadł na mnie ciężar odpowiedzialności.

Nie udało mi się zmrużyć oka przez ostatnią noc. Przewracałam się z boku na bok, nie umiejąc dostrzec wyjścia z tej sytuacji. Biłam się z myślami i analizowałam wszystkie dostępne możliwości. Starałam się podjąć właściwą decyzję, nawet kosztem własnego szczęścia.

Mogłam o to winić wyłącznie siebie. Nie wyjawiłam prawdy, przez co nie miałam okazji, by pogodzić się z konsekwencjami. Nikt nie wiedział o tym, co się wydarzyło. Bałam się przyznać, że nie wszystko ułożyło się po mojej myśli. Straciłam kontrolę i nie miałam pojęcia, jak ją odzyskać.

Pragnęłam, by zwykła codzienność wróciła do normy, ale nie było to możliwe. Szkody wyrządziły w moim sercu zbyt duże spustoszenie.

Wzięłam kilka głębszych oddechów i pod wpływem chwili zaczęłam biec. Musiałam dotrzeć na odprawę tuż przed zamknięciem bramek. Zostało mi kilka ostatnich minut, by mój bagaż został nadany bezpośrednio do luku samolotu.

Skierowałam się w stronę tablicy odlotów. Zręcznie manewrowałam między spacerującymi pasażerami, starając się ich ominąć. Z trudem panowałam nad oddechem i nerwowym drżeniem dłoni. Przez moje roztargnienie i ogromny obszar lotniska znalezienie właściwego miejsca nie było takie proste. To zdecydowanie nie był mój dzień.

Już z daleka dostrzegłam wiszącą podświetlaną tablicę. Podbiegłam do niej i zerknęłam na wszystkie godziny dzisiejszych odlotów. Odłożyłam na bok walizkę i powoli rozprostowałam palce. Poszukałam mojego lotu do Gdańska, ale nie potrafiłam go znaleźć.

Wyciągnęłam z torebki bilet wraz z paszportem i zerknęłam na godzinę, o której powinnam wznieść się w powietrze. Upewniłam się, czy nie pomyliłam dni. Sprawdziłam datę i ponownie skierowałam wzrok na docelowe miasta znajdujące się w różnych zakątkach świata. Dopiero za drugim razem udało mi się odnaleźć to właściwe. Wypuściłam powoli powietrze przez usta, by uspokoić przyśpieszone tętno.

Nie miałam czasu, by ponownie schować dokumenty. Chwyciłam je pośpiesznie palcami i wznowiłam bieg do odpowiedniego okienka odprawy. W moich żyłach buzowała adrenalina, która dodawała mi sił. Może to właśnie przez nią uderzyłam z impetem w niczego nieświadomego chłopaka, którego dostrzegłam o kilka sekund zbyt późno, tuż przed naszym zderzeniem.

W pierwszej chwili nie zorientowałam się, co się wydarzyło. Nagle znalazłam się na chłodnej podłodze w pozycji leżącej, a tuż na linii mojego wzroku dostrzegłam zaniepokojony wyraz twarzy młodego mężczyzny. Siła upadku mnie zamroczyła i potrzebowałam chwili, by ocknąć się z pierwszej fali szoku.

— Czy wszystko w porządku? — zapytał silnym i lekko zaskoczonym tonem głosu, tak jakby i on nie miał pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło.

Dostrzegłam, że przygniotłam go do podłoża. Tworzyliśmy plątaninę ciał, połączonych ze sobą przypadkiem. Przesunęłam się, by mógł uwolnić rękę spod moich pleców. Dzięki temu odsunął się i podniósł z tej mało komfortowej pozycji. Odgarnął z czoła kilka dłuższych kosmyków ciemnobrązowych włosów i zarzucił je do tyłu.

— Bardzo przepraszam — odparłam z niepokojem. — To moja wina. Nie uważałam, gdy biegłam. Przepraszam… — kontynuowałam, by wyjaśnić swoje niecodzienne zachowanie.

— Spokojnie. Nic się przecież nie stało — odparł szybko, by przerwać moją wypowiedź. — Czy nic ci nie jest? — zadał ponownie to samo pytanie, tylko tym razem bardziej miękko.

Uniosłam wyżej brwi w geście zdziwienia. Przez chwilę nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Jego troska spowodowała, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś, w tej sytuacji ktoś zupełnie obcy, przejmie się moim samopoczuciem. To ja byłam sprawcą całego zamieszania, jednak chłopak się o mnie martwił.

— Jestem cała — dodałam i uniosłam wyżej wzrok.

Ujrzałam wpatrzone w siebie ciemnobrązowe oczy. W tym spojrzeniu było coś tak intensywnego, że nie chciałam przerywać tej chwili. Spoglądałam na niego bez cienia onieśmielenia, aż uśmiechnął się i wyciągnął w moim kierunku dłoń.

— Chodź, pomogę ci wstać — odparł bardziej swobodnie. — Bałem się, że zrobiłem ci krzywdę.

— Zamortyzowałeś mój widowiskowy upadek. — Roześmiałam się, gdy jego silne ręce podniosły mnie z podłogi.

Zrobił to tak szybko, jakbym nic nie ważyła. Bez większego trudu znalazłam się w pozycji pionowej, ucinając tym pasmo zaciekawionych spojrzeń kierowanych w naszą stronę.

Gdy stanęliśmy koło siebie, dostrzegłam, że był ode mnie znacznie wyższy. Mierzyłam oficjalnie metr i sześćdziesiąt centymetrów lub metr i sześćdziesiąt trzy centymetry, gdy miewałam gorszy humor i próbowałam zawyżyć ten wynik. Sięgałam chłopakowi zaledwie do ramion i musiałabym stanąć wysoko na palcach, by móc znaleźć się bliżej jego twarzy.

Otrząsnęłam się szybko z tej myśli, nie wiedząc, dlaczego o tym pomyślałam. Ta informacja nie była mi do niczego potrzebna. Nie miałam nawet okazji, by mu się dokładnie przyjrzeć.

— Dokąd lecisz? — zapytał, widząc moje rozkojarzenie.

— Samolot! — krzyknęłam z paniką w głosie. — Zapomniałam o odprawie!

Rozejrzałam się w pośpiechu za moim bagażem. Dostrzegłam niedaleko nas moją przewróconą walizkę i rozrzucone po podłodze dokumenty. Miałam nadzieję, że nic im się nie stało.

Klęknęłam na jedno kolano i sięgnęłam po wszystkie rozsypane kartki.

— Mam nadzieję, że zdążysz.

— Będzie ciężko — westchnęłam i próbowałam wziąć się w garść. Niestety zupełnie mi to nie wychodziło. — Dziękuję za pomoc i jeszcze raz przepraszam. Muszę biec. — Sięgnęłam po rączkę bagażu i spojrzałam na chłopaka po raz ostatni.

Wiedziałam, że nie zdołam tak szybko zapomnieć o jego oczach, w których dostrzegłam podobne zagubienie i ciekawość. Zapadły mi w pamięci ich barwa i intrygujący błysk, gdy na mnie patrzył. Żałowałam, że nigdy więcej się nie spotkamy.

— Powodzenia! — krzyknął za mną na pożegnanie.

Nie miałam okazji, by odwrócić się po raz kolejny i mu odpowiedzieć. Pobiegłam przed siebie tak szybko, jak zdołałam. Podejrzewałam, że pobiłam mój rekord na pokonanie odległości w jak najkrótszym czasie. Byłam z siebie dumna.

Znajdowałam się blisko właściwego okienka. Nigdy nie wierzyłam w swoje szczęście, ale tym razem mi się udało. Odprawa nie została zakończona. Jeszcze jedna osoba oddawała swój bagaż i pokazywała dokumenty pracownikowi linii lotniczej. Zostały mi ostatnie minuty, bym mogła polecieć do Gdańska. Tak niewiele brakowało.

Uśmiechnęłam się słabo i rozprostowałam obolałe po upadku plecy. Moje mięśnie potrzebowały masażu po mało zgrabnym zderzeniu z lotniskową podłogą.

Odetchnęłam z ulgą i oparłam obie dłonie o uda. Potrzebowałam chwili odpoczynku po tak długim biegu. Gdy nadeszła moja kolej, podeszłam do wyznaczonej linii i spojrzałam na osobę siedzącą po drugiej stronie stanowiska. Dotarłam w ostatniej chwili.

— Poproszę dokumenty. — Mężczyzna oderwał wzrok od monitora komputera i wyciągnął w moim kierunku dłoń.

— Tak, jasne — odparłam szybko i podałam mu bilet wraz z paszportem.

Mój uśmiech przygasł, gdy dostrzegłam przeszywające spojrzenie pracownika lotniska. Nie wiedziałam, o co mogło chodzić. Nie odzywał się, tylko analizował poszczególne informacje zawarte w moim dokumencie.

— Czy to na pewno pani paszport? — powiedział powoli bez charakterystycznego angielskiego akcentu, jakby chciał się upewnić, czy dobrze go rozumiałam.

— Oczywiście — dodałam z mniejszym entuzjazmem. Zaczęłam się obawiać jego reakcji i tego, co ona mogła oznaczać. — Czy jest jakiś problem?

— Obawiam się, że tak. Czy nazywa się pani Nathaniel Brooks?

Spojrzałam na niego z osłupieniem, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Po raz kolejny w ciągu niecałej godziny.

Poczułam, że mam kłopoty.

ROZDZIAŁ II

W myślach kilkukrotnie odtwarzałam tę scenę i widziałam, jak jestem odprowadzana przez straż graniczną do pokoju przesłuchań. Bałam się, że mogło do tego dojść przez mojego ogromnego pecha. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy z wszystkich grożących mi konsekwencji. Całe szczęście najgorszy scenariusz się nie spełnił. Nie tym razem.

Próbowałam wyjaśnić mężczyźnie, że było to nieporozumienie i wcale nie ukradłam paszportu innemu podróżnemu i nie chciałam na tym dokumencie polecieć do Tajlandii. Nie wiedziałam, czy przekonał go mój rozpaczliwy ton głosu, czy sugestia, że może sprawdzić lotniskowy monitoring, który potwierdzi moją wersję zdarzeń.

Po długiej dyskusji uwierzył w przypadkową zamianę paszportów, bo nie wezwał policji, tylko cierpliwie wysłuchał moich wyjaśnień.

Była to najbardziej wykańczająca psychicznie rozmowa, jaką przeprowadziłam w ostatnich miesiącach. Z trudem panowałam nad stresem. Pogodziłam się z myślą, że tym razem nigdzie nie polecę. Czułam się bezsilna i nie wiedziałam, czy cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, czy żałowałam, że nie udało mi się wejść na pokład samolotu.

Nie miałam swojego paszportu, bo zostawiłam go przy rzeczach Nathaniela. Przypadkiem wzięłam jego dokument i zorientowałam się w tej pomyłce zbyt późno. Wychodziło na to, że nie tylko ja nie trzymałam ważnych rzeczy schowanych głęboko w torbie.

Potrafiłam znaleźć wyłącznie jeden pozytywny aspekt tej niecodziennej sytuacji — przypadkiem poznałam imię tajemniczego mężczyzny, które wskazywało na jego zagraniczne pochodzenie. Może brytyjskie lub amerykańskie? Tego nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić.

Pracownik linii lotniczej zgodził się mnie puścić pod jednym warunkiem — miałam odnaleźć właściciela paszportu. Podejrzewałam, że chciał się mnie pozbyć, bym nie blokowała zakończenia odprawy, bo w innym przypadku skorzystałby z nagłośnienia i wezwał Nathaniela przez głośnik. Wiedziałam, że odnalezienie chłopaka na tak dużym lotnisku nie będzie proste, ale nie protestowałam. Nie chciałam, by przeze mnie Nathaniel stracił możliwość odbycia lotu na odległy kontynent. Byłam mu to winna. Z moją podróżą nie dało się już nic zrobić. On miał jeszcze szansę.

Postanowiłam zacząć od najprostszego rozwiązania. Wróciłam na miejsce, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. Rozejrzałam się uważnie, ale niestety ślad po Nathanielu zaginął. Nie znalazłam na podłodze mojego paszportu. Chłopak musiał go zabrać wraz ze swoimi rzeczami. Nie miał pojęcia, że przypadkiem przejął mój dokument.

Spojrzałam bez większego przekonania na wiszącą tablicę z rozkładem lotów. Pracownik linii lotniczej wspomniał o Tajlandii. Być może właśnie tam chciał się udać Nathaniel. Zdziwiła mnie jedynie godzina odlotu.

Zerknęłam na zegarek w telefonie i dostrzegłam, że dochodziła jedenasta przed południem. Jedyny samolot lecący w tym kierunku wylatywał dopiero wieczorem. Nie potrafiłam tego rozszyfrować. Zastanawiałam się, dlaczego mężczyzna przyjechał na lotnisko o tak wczesnej porze i czy przypadkiem się nie pomylił. Miał jeszcze kilka godzin, zanim otworzą punkt nadawania bagaży. Postanowiłam udać się w kierunku stanowisk odpraw. Nie miałam nic do stracenia.

Wiedziałam, że Nathaniel nie mógł opuścić lotniska. Był gdzieś tutaj. Sam pośród kilku tysięcy pasażerów. Oszukiwałam siebie, że znalezienie go nie będzie wcale takie trudne, ale graniczyło to z cudem. Nie wiedział, że próbowałam go odnaleźć, ponieważ zabrałam jego paszport. Mógł już o mnie zapomnieć.

Czasami takie przypadkowe spotkania zdarzały się wyłącznie raz. Może straciliśmy jedyną daną nam szansę. Gdy ja chodziłam po lotnisku, on mógł zaszyć się w kawiarni i pić ulubioną kawę w wygodnym fotelu lub czekać na znajomych przed głównym wejściem. To mnie nie pocieszało. Było nieskończenie wiele możliwości.

Postanowiłam chwilę odpocząć i ustalić plan działania. Dalsze chodzenie mijało się z celem. Znalazłam rząd wolnych ławek i skierowałam się w ich stronę. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, odłożyłam bagaż na bok i rozprostowałam powoli palce. Odchyliłam się do tyłu na oparcie krzesła i spojrzałam na wysoki sufit, jakbym chciała dostrzec przez dach mój odlatujący samolot. Metalowe oparcie wgniatało się w mój kark, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Chłodziło odsłonięty fragment skóry i pozwalało mi zebrać myśli. Niestety nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Miałam w głowie jeszcze większy mętlik niż przed przyjazdem na lotnisko. Musiałam znaleźć rozwiązanie, i to jak najszybciej.

Przymknęłam powieki. Chciałam pobyć przez chwilę w samotności i zapanować nad przyśpieszonym tętnem. Nie zdążyłam się uspokoić po niefortunnym wypadku i czekających mnie poszukiwaniach. W takich momentach dawałam się ponieść emocjom, które przejmowały kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Musiałam szukać źródła zaczepienia na ziemi, stabilnego i bezpiecznego, bym zbyt daleko nie odpłynęła w chmurach, pośród wszystkich niewiadomych. Niestety tym razem było inaczej. Nie uspokoiłam się. Czułam dziwne mrowienie na ciele. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

— Jedno spotkanie to kwestia przypadku, ale drugie w ciągu jednego dnia? To musi coś oznaczać. — Usłyszałam znajomy męski głos, który sprawił, że od razu wyprostowałam się i spojrzałam w jego kierunku.

— Próbowałam pomóc przypadkowi i cię znaleźć — odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co powiedziałam. Nie wiedziałam, jak odbierze tak bezpośrednie wyznanie.

— Tak? — Uśmiechnął się szerzej z pewną nonszalancją. — Myślałem, że twój samolot już odleciał.

— To prawda. Odleciał — przyznałam mu rację. — Beze mnie.

Potrzebowałam dłuższej chwili, by coś sobie uświadomić. Nathaniel nie odezwał się do mnie po angielsku, jak wcześniej, tylko płynnie przeszedł na język polski. Posługiwał się nim pewnie, bez mocnego brytyjskiego akcentu. Widziałam, że próbował rozszyfrować moje słowa. Zastanawiał się, co się wydarzyło. Jego gęste brwi uniosły się nieznacznie do góry, tworząc delikatną zmarszczkę na czole.

— Nie wpuścili mnie na pokład — wyjaśniłam. — Przypadkiem zabrałam twój paszport, Nathanielu Brooksie — dopowiedziałam i wskazałam na trzymany dokument. — Należy do ciebie. Nie spodziewałam się, że mówisz po polsku.

Tym razem nie musiałam się śpieszyć. Mogłam uważnie mu się przyjrzeć, dając sobie chwilę na prześledzenie wszystkich krzywizn jego twarzy. Dostrzegłam, jak przetarł dłonią delikatny trzydniowy zarost, dodający mu bardziej męskiego charakteru. Tak bardzo różnił się od osoby, która przez ostatnie miesiące wiele dla mnie znaczyła.

Nathaniel nie musiał zwracać na siebie uwagi, by został zauważony. Miał w sobie coś, co wyróżniało go na tle innych mężczyzn. Coś magnetycznego, jakby nie przejmował się tym, jak jego wygląd zostanie odebrany. Prezentował się naprawdę dobrze, chociaż nie zaliczał się do mężczyzn, którzy do tej pory zwracali moją uwagę. Traktowałam to jak wielki plus.

— Nate — poprawił mnie z uśmiechem na ustach. — Nathaniel to bardziej oficjalna forma. Dziękuję, że zajęłaś się moim paszportem. Tak, znam polski — wyjaśnił.

Potwierdził moje przypuszczenie, ale nie wiedziałam, jak pociągnąć temat, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Postawiłam zostawić ten wątek. Miałam nadzieję, że sam do niego wróci.

— Nie ma sprawy. Nie miałam nic ciekawszego do zrobienia — odpowiedziałam wesoło i musiałam się powstrzymać, by nie podążyć wzrokiem w kierunku jego ust.

— Naprawdę mi przykro, że nie zdążyłaś na swój samolot. Czuję się za to odpowiedzialny.

— To wyłącznie moja wina. Myślę, że za bardzo kusiłam los. Nie wierzę w tak dużą liczbę przypadków. Wydarzyło się to, o czym podświadomie myślałam — dodałam po chwili wahania.

Nate przyglądał mi się przez chwilę, nie wypowiadając ani jednego słowa. Czułam na skórze intensywność jego spojrzenia. Nie krył się z tym, że nie potrafił oderwać ode mnie wzroku. Bardzo mi się podobało to nienachalne zainteresowanie i sposób, w jaki to robił. Potrafił zachować wyważony umiar.

Wiedziałam, że chwile spędzone z nim na lotnisku to jednorazowe spotkanie, więc czułam się przy nim swobodnie. Mogłam sobie pozwolić na większą szczerość niż w przypadku bliskich mi osób. Im nie potrafiłam wyjawić prawdy przez wiele ostatnich tygodni.

— Mam wrażenie, że potrzebujesz filiżanki mocnej kawy. Zgadłem? — zapytał, celowo nie nawiązując do mojej wypowiedzi. Może chciał do niej wrócić później, gdy opadną moje emocje.

— Marzę o dużej porcji kofeiny. Liczę, że postawi mnie na nogi.

— W takim razie zapraszam. Tak mogę ci się zrewanżować za zaopiekowanie się moim paszportem.

— Powiedz mi, proszę, że ty za to masz mój paszport.

— Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie — dodał zagadkowym tonem głosu, gdy dostrzegł moje zaciekawione spojrzenie. — Nie psuj zabawy.

Bardzo się starałam, ale nie potrafiłam powstrzymać szczerego uśmiechu. Przy nim wydawało się to proste jak oddychanie tym samym powietrzem. Brakowało mi tego przez ostatnie długie tygodnie. Myślałam, że utraciłam prostą radość cieszenia się z małych rzeczy, ale ona gdzieś była i czekała na odkrycie we właściwym momencie. Wiedziałam, że Nate miał mój paszport, ale z ciekawości pozwoliłam mu się wciągnąć w grę słowną. Zdradziły go oczy i łobuzerki błysk, którego nie dało się pomylić z niczym innym.

Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam, co powinnam zrobić i jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Czekała mnie ważna rozmowa i wyjaśnienie nieobecności na jutrzejszej uroczystości, ale teraz postanowiłam zrobić sobie kilkugodzinną przerwę. Nie miałam nic do stracenia.

Nieoczekiwanie zyskałam towarzysza, z którym pasmo nieszczęśliwych zdarzeń wydawało się łatwiejsze do zniesienia. Mężczyzna niwelował stres, jaki nagromadziłam wokół siebie. Jeśli to oznaczało czekanie z nim do odlotu jego samolotu, to byłam skłonna to zrobić, byle tylko czuć się tak, jak teraz. Lżej, jakbym mogła na nowo oddychać bez ucisku na sercu.

Nate czekał na sygnał, byśmy mogli ruszyć w kierunku kawiarni. Pokiwałam głową na znak potwierdzenia. Chwycił swoją walizkę o dużym nieregularnym kształcie, a następnie sięgnął po mój bagaż. Zrobił to zupełnie nieświadomie, niemal automatycznie, jakby było to dla niego coś oczywistego. Zyskał tym gestem moją sympatię.

ROZDZIAŁ III

Przyglądałam się, w jaki sposób Nathaniel składał dla nas zamówienie przy barze. Zauważyłam, że poprawił włosy w mało idealny sposób, a później dotknął palcami policzka, jakby zastanawiał się, czy dodać do kawy dodatkową porcję bitej śmietany.

Fascynowało mnie to. Słuchałam, jak porozumiewał się z baristą z typowym brytyjskim akcentem. Każde słowo brzmiało tak melodyjnie i czysto. Potrafił umiejętnie manewrować między dwoma językami.

Oparłam podbródek na dłoni i spoglądałam na niego, gdy czekał na nasze napoje. Opierał się swobodnie o blat i wybijał palcami rytm nieznanej mi melodii. Niespodziewanie odwrócił się i przyłapał mnie na tym, że go obserwowałam. Czy się tym przejęłam? Zupełnie nie. Puściłam do niego oko, czekając, aż wróci do stolika. Udało nam się znaleźć wolne miejsce tuż w rogu kawiarni, pomiędzy drewnianym regałem z kawą i firmowymi kubkami z logo a szklaną szybą, oddzielającą nas od reszty lotniska. Nie dochodził tutaj gwar pośpiechu podróżnych i ich szybkiego marszu. Był to idealny punkt widokowy, który ukazywał, jak działał terminal od wewnątrz, gdy spojrzało się na niego z innej perspektywy.

— Proszę. Oto karmelowa latte z dodatkiem bitej śmietany. — Nathaniel postawił przede mną wysoką szklankę, a następnie usiadł na miękkim fotelu z wysokim oparciem.

Dzisiaj zasługiwałam na nadprogramową porcję kalorii. Mój bieg spalił ich zdecydowanie zbyt dużo.

— Wydaje mi się, czy zamówiłeś podwójną porcję sosu czekoladowego? — przekomarzałam się z nim.

— Poznałaś moją słabość. Nie wydaj mnie — poprosił i uniósł do góry dłonie w geście poddania się.

— Przemyślę to. — Udałam, że się nad tym zastanawiam. — Co dostanę w zamian?

— Odpowiedź na jedno nurtujące cię pytanie. — Oparł rękę o oparcie fotela i rozluźnił palce. — Może być?

— Pasuje mi ten układ — mruknęłam cicho.

Nie chciałam pytać o te przyziemne sprawy, o których sam mi opowie. Wszystko wydawało mi się zbyt oczywiste, jeśli mogłam uzyskać zaledwie jedną odpowiedź. Byłam ciekawa tak wielu rzeczy. Nic o nim nie wiedziałam, tak samo jak on nie wiedział nic o mnie. Niewiedza wydawała się ekscytująca, ale jedynie do pewnego momentu.

— To naprawdę ciężkie — dodałam, gdy upiłam pierwszy łyk kawy. Przełknęłam powoli napój i wytarłam dłonią piankę z ust. — Mam zbyt wiele pytań.

— Czekam na jedno wybrane.

Nie ułatwił mi tego.

— Dobrze. Już wiem, o co chcę zapytać. Czego najbardziej pragniesz od życia? —Spojrzałam na niego z zaintrygowaniem. — Możesz zdecydować się na dwie różne rzeczy lub dwa aspekty codzienności.

— Mogłem to przewidzieć, że postawisz na coś mniej standardowego. — Nate początkowo unikał mojego wzroku, ale gdy zebrał się na odwagę, ponownie dostrzegłam w jego oczach coś, co uświadomiło mi, że skrywał w sobie wiele kumulujących się emocji. — Najbardziej zależy mi na zdrowiu i tym, by zostać usłyszanym.

— Właśnie w tej kolejności?

— Myślę, że tak — odpowiedział, nie zastanawiając się nad tym zbyt długo.

Czekałam, aż rozwinie ten temat, ale niestety uparcie milczał. Jego ramiona opadły, a na twarzy pojawiła się zaduma.

— To już cała odpowiedź?

— W twoim pytaniu nie kryła się dodatkowa instrukcja ze szczegółowym wyjaśnieniem — dodał zadowolony z własnej wypowiedzi. Cieszył się, że tak zręcznie wybrnął z tej sytuacji. — Teraz kolej na mnie.

— Nie zgodziłam się na to. — Pogroziłam mu palcem, ale zupełnie się tym nie przejął.

— Takie reguły gry. — Posłał w moim kierunku łobuzerki uśmiech. — Nie wyglądasz na osobę, która nie została wpuszczona na pokład samolotu. Wydajesz się pogodzona z tą sytuacją. Nie ma w tobie złości. To coś niespotykanego.

— To pytanie czy stwierdzenie faktów? — zapytałam z mniejszym entuzjazmem.

Chwyciłam wysoką filiżankę w obie dłonie i uniosłam ją w kierunku ust, jakbym chciała się schować przed jego intensywnym spojrzeniem.

— Wybierz jedną z dwóch opcji.

— To skomplikowane — niemal szepnęłam, nie mając odwagi wypowiedzieć tych słów na głos.

— Możesz mi o tym opowiedzieć. Jestem dobrym słuchaczem.

— Czemu w takim razie nie rozwinąłeś mojego pytania? Trafiło w czuły punkt? — Zamiast odpowiedzieć, przeszłam do pozycji obronnej.

Bałam się do tego przyznać sama przed sobą, a co dopiero przy nim. Osobie, która z taką wnikliwością skupiała na mnie swoją uwagę. Wiedziałam, co by pomyślał, gdyby poznał przyczynę mojego zachowania. Nie chciałam stracić jego zainteresowania. Zaczynało mi zależeć na tym, jak mnie postrzegał. Nie miało to żadnego znaczenia, że jeszcze dzisiaj to się skończy.

— Masz rację. Trafiłaś w sedno. — Zdobył się na szczerość. — Pomyślałaś o tym, że może spotkaliśmy się na lotnisku w jakimś celu? Za kilka godzin wylecę na drugi koniec świata. Nigdy więcej się nie spotkamy. Może szczerość to dobre rozwiązanie? Pozbędziemy się ciężaru, który nas blokuje.

— Ciężko mi się otworzyć. Zbyt długo unikałam prawdy.

— Bardzo dobrze znam to uczucie. Gdyby nie twoje pytanie, to pewnie do tej pory bym sobie czegoś nie uświadomił.

— Chcesz pójść na układ wzajemnej szczerości? — Zastanawiałam się, czy dobrze zinterpretowałam jego słowa.

— Coś w tym stylu.

— Na to potrzeba czegoś więcej niż filiżanka gorącej kawy. — Wzruszyłam delikatnie ramionami. Wahałam się, czy był to dobry pomysł.

— Mamy czas. Nic nie stoi na przeszkodzie, by później przenieść się z kawiarni na drinka.

— Planujesz zatrzymać mnie dłużej na lotnisku?

— Tak długo, jak to możliwe — odparł bezpośrednio, a błysk w jego oczach tylko to potwierdził.

Przyglądał mi się, gdy upiłam kilka kolejnych łyków karmelowego napoju. Dałam sobie czas na zastanowienie. Nie wiedziałam, dlaczego chciałam zrezygnować. Wydawało mi się, że uaktywniłam niezrozumiały lęk, blokujący poddanie się chwili. Czy naprawdę próbowałam uniknąć tych momentów, w których mogłam zapomnieć o przeszłości? Czy nie zależało mi, by chociaż przez kilka godzin poczuć coś innego niż smutek i żal? Nie rozumiałam tego. Działałam sprzecznie ze swoimi pragnieniami. Czasami zapominałam, że życie toczyło się dalej. Nie mogłam zamykać się na nowe uczucia.

— Dobrze. Zgadzam się.

— Naprawdę?

— Tak, ale pod dwoma warunkami. — Tym razem lepiej się przygotowałam.

— Słucham cię uważnie — odparł i rozsiadł się wygodnie w fotelu.

— Zaczniesz pierwszy. Potrzebuję więcej czasu, by się przełamać. Nikomu o tym nie mówiłam. Będziesz pierwszy.

— Spokojnie, nie chcę cię do niczego zmuszać — powiedział łagodnie, jakby chciał mnie uspokoić i dodać mi otuchy. — Próbuję cię zmotywować. Jeśli się nie odważysz, to nic się nie stanie. Ten układ nie jest wiążący.

— To dla mnie naprawdę ważne.

Potrzebowałam tych słów. Nathaniel nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo. Wcześniej zagubiłam się w cudzych oczekiwaniach i chęci sprostania im. Zapominałam, gdzie jestem ja, a gdzie zaczynała się zupełnie obca osoba. Dostrzegałam to dopiero po kilku tygodniach, gdy poczucie bezsilności powoli opadało.

Odgarnęłam za ucho kosmyki czarnych włosów i dotknęłam ich miękkiej faktury. Nie miałam odwagi zmienić ich koloru i wrócić do naturalnej barwy. Były łącznikiem z dawnym życiem i tym, czego — jak mi się wydawało — pragnę.

— Jaki jest drugi warunek?

— Bardzo prosty. — Tym razem zdobyłam się na delikatny uśmiech. — Nie potrzebuję pocieszenia, lecz wysłuchania.

— Przyjmuję to do wiadomości — dodał i pochylił się do przodu, by oprzeć ręce o swoje kolana. W tej pozycji znajdował się bliżej mnie, powoli zmniejszając dzielący nas dystans.

Niby przypadkiem przesunęłam dłoń w jego kierunku. Subtelnie, ale nie za daleko. Była to odpowiedź na jego gest. Dostrzegł go, podobnie jak ja zauważyłam jego starania, dobrze zaplanowane, powolne, z pozoru nic nieznaczące, które miały przełamać moją początkową niepewność.

— Dlaczego pojawiłeś się na lotnisku tak wcześnie? Twój samolot nie odlatuje dopiero wieczorem?

— To nocny lot. Masz rację, Liliano.

Miałam zapytać, skąd zna moje imię, ale przypomniałam sobie, że w jego posiadaniu znajdował się mój paszport. To wszystko wyjaśniało.

— Wolę krótszą wersję: Lili — odpowiedziałam. — Przyzwyczaiłam się do niej, gdy nikt nie potrafił poprawnie wymówić pełnego imienia. Nie chciałam wszystkich poprawiać. Tak jest łatwiej.

— To zrozumiałe.

— Teraz przyszedł czas na odpowiedź na moje pierwsze pytanie — przypomniałam Nathanielowi.

— Nie odpuszczasz — mruknął niższym tonem głosu. — Tak naprawdę nie wiem, co powiedzieć i jak to wyjaśnić. Czy to było lekkomyślne? Pewnie tak. Czy było zaplanowane? Z pewnością. Przyjechałem tak wcześnie, by dobrze to przemyśleć i mieć szansę na zmianę decyzji. Do tej pory nie zdecydowałem, czy postępuję właściwie.

— Nie jest to wyjazd na wakacje? — Próbowałam rozgryźć słowa Nathaniela.

— W jakiejś części tak. Potrzebuję przerwy i innego spojrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość. Niestety bardziej można traktować ten wyjazd jak tchórzowską ucieczkę — dodał po długiej przerwie, gdy zaczęłam już myśleć, że próbował porzucić rozpoczęty temat.

Miałam wrażenie, że za tą wypowiedzią kryło się znacznie więcej, niż powiedział. Jego głos zaczął drżeć, a oczy otoczone gęstymi rzęsami posmutniały. Sięgnęłam po jego ciepłą dłoń i otoczyłam ją ściśle palcami. Wydawało mi się, że potrzebował bliskości drugiego człowieka. Nathaniel nie zabrał ręki, tylko umocnił nasz uścisk. Pozwolił mi na to i nie przerwał połączenia.

— Dlaczego tak myślisz? — Nie naciskałam wprost, tylko pozwoliłam, by sam podjął temat.

— Nie potrafię sobie poradzić z tym, co się wydarzyło w moim życiu. Myślałem, że gdy wyjadę, wszystkie problemy przestaną istnieć i ułożą się same. Bałem się z tym zmierzyć. Nie ułożyłem sobie tego w głowie. Wiem, to głupie — westchnął z rozczarowaniem.

— Wcale nie — zaprzeczyłam i spojrzałam prosto w jego ciemne oczy.

Dowiedziałam się, dlaczego jego spojrzenie wydawało mi się tak znajome. W naszych tęczówkach gościł podobny smutek, skrywany pod otoczką pozornej radości. Próbowaliśmy ukrywać prawdziwe uczucia, by nie dać się zranić.

— Niestety znam to z własnego doświadczenia.

— Właśnie dlatego myślę, że trafiliśmy na siebie w odpowiednim momencie — dodał i zerknął na nasze złączone dłonie.

Zapomniałam, że wciąż nie zabrałam swojej ręki. Bijące od niego ciepło powodowało, że nie miałam ochoty przerywać tego połączenia. Mężczyzna musnął kciukiem wrażliwy punkt na mojej skórze, a ja musiałam się powstrzymać, by nie zadrżeć pod wpływem jego dotyku. Zupełnie się tego nie spodziewałam.

Wystraszyłam się nowego odczucia i tego, jak na mnie działało. Zabrałam rękę i chwyciłam filiżankę kawy mocniej, niż było to konieczne, by zająć czymś dłonie. Upiłam kilka łyków napoju, zanim ponownie odważyłam się spojrzeć na Nathaniela.

— Dlaczego wybrałeś Tajlandię? — zapytałam.

— To był czysty przypadek — odezwał się, a znaczący uśmiech na jego ustach uświadomił mi, że zauważył, co się ze mną działo. Nie zdołałam tego ukryć. — Chciałem polecieć gdzieś daleko, na inny kontynent. Wydawało mi się, że im dalej wyjadę, tym będzie mi łatwiej. Wczoraj znalazłem bilet na kilkunastogodzinny lot z przesiadką w Paryżu, więc potraktowałam to jak znak. Dobra cena i oferta last minute zadecydowały za mnie. Spakowałem się i oto jestem.

— Powiedziałeś komuś o tej podróży?

— Nie chciałem zadręczać ich swoimi problemami. Mają za dużo na głowie. Wszyscy siedzimy w tym razem, nieważne, jak bardzo chcemy to zmienić. Mam do siebie żal, bo błądzę po omacku w nieznanym kierunku i nie potrafię im pomóc. To nie świadczy o mnie zbyt dobrze.

— Może jesteś dla siebie zbyt surowy? — zasugerowałam.

— Chciałbym, żeby tak właśnie było. Wcześniej moje życie układało się w jedną spójną całość. Podchodziłem do niego z dużą swobodą. Nie musiałem się przejmować. Mimo gorszych dni było tak, jak być powinno. Tym razem zrobiłbym wszystko, by coś zmienić, ale nie mam na to wpływu. To mnie frustruje.

— Nieważne, co się wydarzyło do tej pory. Masz okazję, by coś ulepszyć i naprawić. Nigdy nie jest na to zbyt późno.

— Obawiam się, że w tej sytuacji może być — powiedział przepełnionym rozpaczą głosem. — Mój ojciec jest poważnie chory i nie wiem, czy z tego wyjdzie. On umiera.

ROZDZIAŁ IV

Poznałam Nathaniela zaledwie dwie godziny temu, ale to wystarczyło, by jego słowa poruszyły mnie i złamały mi serce. Spowodowały, że to, czym się do tej pory przejmowałam, odeszło w niepamięć. Jego smutek był tak intensywny, że miałam ochotę podejść do niego i go przytulić. W taki sposób, by przyniosło mu to ulgę. Chciałam zrobić wszystko, by mu pomóc, ale nie wiedziałam, czego potrzebował. Nic nie wydawało się wystarczająco właściwe.

— Tak bardzo mi przykro — szepnęłam cicho. — Wiem, że to tylko słowa, ale opisują to, co czuję. Gdybym mogła coś zrobić… — zaczęłam, ale Nate nie pozwolił mi dokończyć.

— Właśnie to robisz. Pomagasz mi — odpowiedział stanowczo. — To wiele dla mnie znaczy. Rozmowa to najlepsze lekarstwo.

— Od teraz nie musisz sam znosić bólu. Jestem obok — dodałam.

Czas nie był wyznacznikiem. Nie decydował, kiedy druga osoba stanie się bliska. Łączyć mogły słowa i wspólne gesty. Gdy pojawiały się emocje, połączenie stawało się silniejsze. Upływające minuty były jedynie tłem.

W oczach Nathaniela dostrzegłam coś nowego. Nieznany dotąd błysk. Nie gościł w nich wyłącznie smutek, ale również zachwyt. Starał się nie pokazywać emocji, ale nie potrafił zapanować nad ciemnymi tęczówkami. Były jak otwarta księga, z której dało się wyczytać prawdę. Poświęciłam mu całą uwagę, by go zrozumieć i zauważyć każdy szczegół. Nie chciałam, by coś mi umknęło.

— Choroba ojca zmieniła wszystko — kontynuował po krótkiej przerwie. — Przekreśliła moje dawne niezależne życie i zmusiła do wprowadzenia zmian i zmierzenia się z uciekającym czasem. Nie dojrzałem do tego. Nie potrafię sobie wyobrazić, co się stanie.

— Jesteś gotowy, by o tym rozmawiać?

— Nie mogę tego odkładać w nieskończoność. W domu rodzinnym udajemy, że wszystko jest w porządku. Funkcjonujemy tak, jakby nic się nie wydarzyło. Boimy się poruszyć temat choroby, by nie wywołać u mamy lawiny łez. Stara się być twarda, dopóki nie padnie kluczowe słowo: rak. Stał się tabu, przez co wydaje się tak odległy i zupełnie nierealny.

— Nie miałeś okazji, by to przepracować — zauważyłam cicho.

— Ani z kim o tym porozmawiać — przyznał, a jego ramiona opadły. — W takich sytuacjach poznaje się prawdziwych przyjaciół i bardziej zauważa się ich brak, gdy liczy się coś więcej niż wspólne wyjścia i oglądanie meczu w barze.

— Jest mi naprawdę przykro, że to cię spotkało — dodałam i wróciłam myślami do mojej najlepszej przyjaciółki.

Po jego słowach moje zachowanie wydawało się wyjątkowo dziecinne i pozbawione sensu. Przy Nathanielu zaczynałam rozumieć, że mój świat się nie skończył. Niepotrzebnie ukrywałam to, co wydarzyło się kilka tygodni temu. Zawładnęły mną obawa i lęk przed odrzuceniem. Za bardzo chciałam żyć dawnym życiem i nie dopuszczałam do siebie myśli, że dobiegło końca. Miałam szansę na nowy początek, jeśli o niego zawalczę. Nate uważał, że nie był wystarczająco dojrzały, by udźwignąć chorobę ojca, lecz potrafił się przyznać do swoich słabości. Co miałam powiedzieć ja, skoro do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z mojej naiwności?

— Mnie również, ale dzięki temu odkryłem, jakimi ludźmi się otaczałem. Lepiej późno niż wcale.

— Teraz masz najlepsze towarzystwo. Jeśli się nie domyśliłeś, mam na myśli siebie — dodałam żartobliwie, by rozładować ponurą aurę. — Nie przyjmuję reklamacji.

— Spokojnie. Nie planuję jej składać. Dobrze jest tak, jak teraz.

— Może opowiesz mi o swoim ulubionym wspomnieniu z ojcem? — zapytałam, zauważając, jak przesunął się na fotelu i oparł głowę na dłoni. Chciałam zająć jego myśli, by przypomniał sobie o dawnych szczęśliwych chwilach. To mogło złagodzić jego ból.

— Pamiętam zapach świeżo upieczonych słodkich bułek o poranku, gdy wchodziłem do kuchni. Unosił się z otwartego piekarnika, do którego nie mogłem podchodzić, gdy był nagrzany. Rodzice otworzyli niewielką piekarnię, w dzielnicy The Lancasters, niedaleko zielonego parku Hyde Park. Przez kilka ostatnich lat okolica stała się bardzo popularna, a ich biznes się rozwinął. Ojciec próbował mnie nauczyć wyrabiania ciasta, ale zupełnie się do tego nie nadawałem. Każda jego próba kończyła się porażką. Mogłem za to się przyglądać, jak pracował i dzielił się swoją pasją do cukiernictwa. Gdy nie patrzył, wyjadałem z miski krem do tortów i uciekałem najszybciej, jak było to możliwe, gdy zostałem na tym przyłapany. Byłem niesfornym dzieckiem, pełnym ciekawości.

— Dorastanie wśród wypieków to marzenie każdego dziecka. Chciałabym mieć dostęp do nieograniczonych zapasów czekolady — dodałam z zachwytem.

— Każdego roku koledzy ze szkoły czekali na moje urodziny. Wiedzieli, że moi rodzice przygotują coś specjalnego. Przynosiłem dla całej klasy małe babeczki i kolorowe ciastka z lukrem. Do dziś pamiętam ten smak.

— Nie jadłam ich, ale mam wielką ochotę, by spróbować.

— Żaden problem. Piekarnia wciąż funkcjonuje — dodał, gdy dostrzegł moje rozmarzone spojrzenie. — Została wzbogacona o kawiarnianą część z rzędem małych, białych stolików z marmurowym blatem. Jestem pewien, że ci się spodoba.

— Mam to traktować jak zaproszenie? — zapytałam, zdobywając się na zalotny ton głosu. — Nie ominę pysznych słodkości.

— Oczywiście. Od wielu lat te babeczki pozostają najlepsze w całym Londynie. W żadnym innym miejscu nie smakują tak dobrze, jak u nas. Powstają na podstawie dawnej rodzinnej receptury. Musisz ich spróbować. Nie widzę innego wyjścia.

— Brzmi świetnie, szczególnie że kiepski ze mnie cukiernik. — Roześmiałam się wesoło i spojrzałam na Nathaniela. — Z chęcią poznam nowe miejsce — dodałam i zerknęłam na zegarek, by sprawdzić godzinę. — Jest już po dwunastej. Czy to odpowiednia pora na drinka?

— Mam wrażenie, że czytasz mi w myślach. — Roześmiał się i podniósł szybko z fotela, jakby nie chciał stracić ani jednej cennej minuty. — Pomyślałem o tym samym.

— Zaczynamy od kawy, później przechodzimy do alkoholu. Jak to się może zakończyć?

— Też bym chciał to wiedzieć.

Uśmiechnęłam się do niego, gdy sięgnął ponownie po mój bagaż. Przechodziliśmy prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Smutek łączył się z ekscytacją i powolnie budowanym przyciąganiem. Początkowo byliśmy dla siebie zupełnie obcy. Nic o sobie nie wiedzieliśmy. Nie mieliśmy względem siebie żadnych oczekiwań. Myślę, że to nam ułatwiło otwarcie się na drugą osobą, bez narzuconej z góry roli.

Nasz czas ograniczał się do odlotu Nathaniela. Później ta niespodziewana przygoda miała się zakończyć. Mieliśmy okazję, by wykorzystać ostatnie godziny i pomóc sobie nawzajem. Rozmowa łagodziła nie tylko ból. Dawała również nadzieję.

— Lubisz ruchome chodniki? — zapytał niespodziewanie, gdy zbliżyliśmy się do miejsca, które umożliwiało szybsze przemieszczanie się na lotnisku.

— Nie mam pojęcia. Nie zastanawiałam się nad tym.

— Masz okazję, by to zmienić. — Zrobił jeden większy krok i znalazł się na ruchomym podłożu. — Połóż walizkę i usiądź na niej. Zobaczysz wszystko w zupełnie nowym świetle.

— Nigdy tego nie robiłam — dodałam i podążyłam tuż za nim. Przygotował mi miejsce do siedzenia. Zajęłam je z pewnym wahaniem.

Nathaniel odwrócił się i spojrzał na mnie, gdy wyglądałam zza przeźroczystej balustrady. Czułam się jak dziecko, które odkrywa otaczający je świat. Może właśnie o to mu chodziło, by na nowo odkryć coś zupełnie zwyczajnego. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Ludzie maszerowali koło nas, nie zdając sobie sprawy, że siedzieliśmy tuż obok i obserwowaliśmy ich z ukrycia. Wyprzedzali nas i mijali w kilku szybkich krokach. Nie rozglądali się, dając się ponieść pośpiechowi. Byli pochłonięci swoimi myślami. Nie mieli czasu, by stanąć i zastanowić się, dokąd prowadziła ta gonitwa.

Uświadomiłam sobie, że przez ostatnie miesiące tak właśnie żyłam. Pędziłam i nie znalazłam chwili, by się zatrzymać. Nic mnie nie hamowało, tylko wszystko napędzało do jeszcze większego biegu, aż przekroczyłam niebezpieczną granicę, w której nie dostrzegałam drogi ewakuacyjnej.

— Czy to wystarczająco szalone? — Nathaniel przerwał moje rozmyślania.

— Zdecydowanie nie — odpowiedziałam.

— Cieszę się, że to słyszę. Teraz szybko wstajemy i zabieramy walizki.

Zbliżaliśmy się do końca chodnika. Roześmiałam się beztrosko, gdy uciekaliśmy przed końcową linią. Nie zwracaliśmy uwagi na innych pasażerów, którzy przyglądali nam się z zaskoczeniem. Cieszyliśmy się chwilą. Właśnie tego mi brakowało.

— Czas na drugą rundę — dodał, gdy przeszliśmy kilkanaście kolejnych metrów. — Teraz podniosę poprzeczkę. Położymy walizki i staniemy na nich, by poczuć, co to znaczy być wolnym.

— Podoba mi się ten pomysł — odparłam z ekscytacją.

Nathaniel ruszył jako pierwszy. Poczekaliśmy na swoją kolej i weszliśmy na długą ruchomą taśmę. Dołączyłam do niego i położyłam na chodniku walizkę. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i wskoczyłam na nią, zanim stchórzyłam. Nie rozglądałam się na boki, tylko uniosłam wysoko ręce i przymknęłam na chwilę oczy. Chciałam dotknąć chmur i zanurzyć się w ich lekkości.

— Właśnie o to chodziło. — Usłyszałam głos Nathaniela.

Uchyliłam oczy i dostrzegłam, że wyciągnął w moim kierunku dłoń. Bez zastanowienia dotknęłam jego ciepłej skóry. Cieszyłam się, że wspólnie przeżywaliśmy ten moment.

— Czy na pewno możemy to robić? Nie blokujemy chodnika? — zapytałam cicho.

— Teoretycznie nie — odparł i rozejrzał się pośpiesznie. — Właśnie dlatego szybko zeskakujemy z walizek i schodzimy z oczu pracownikowi ochrony.

— Nathaniel! — krzyknęłam, gdy zbliżyliśmy się do końca chodnika.

Nie mieliśmy dużo czasu, bo w naszym kierunku zmierzał mężczyzna w służbowym mundurze.

— Uciekamy. — Nathaniel chwycił mnie mocniej za rękę i zmobilizował do biegu.

W drugiej dłoni trzymałam rączkę walizki i uważałam, by pod wpływem szybkich uderzeń kółek o płyty chodnikowe się nie przewróciła.