Wiersze. Tom 2 - Cyprian Kamil Norwid - ebook

Wiersze. Tom 2 ebook

Cyprian Kamil Norwid

0,0

Opis

“Wiersze Tom 2” to zbiór wierszy Cypriana Kamila Norwida, polskiego poety, prozaika i dramatopisarza. Często jest on uznawany za ostatniego z czterech najważniejszych polskich poetów romantycznych.


Jest to drugi z trzech tomów wierszy Cypriana Kamila Norwida. Tom ten składa się z ponad 60 wierszy tego wybitnego poety.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-487-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Improwizacja na ekspozycji

Gdyby ducha prąd lub czar kuglarstwa Pendzel obracał w grot, sztukę w czyn zmieniał kolejką, Berezowski byłby politycznym Matejką,

A Matejko byłby Berezowskim malarstwa!...

Improwizacja na zapytanie o wieści z Warszawy

NA ZAPYTANIE O WIEŚCI Z WARSZAWY

Pytasz, co mówię, gdy warszawskie dziecię

Wstawa, oparte na cudzie? Bogu dziękuję, że jeszcze na świecie Są oryginalni ludzie!

Bo już myśliłem, że dzieje od trafów, Trafy zależą od tronów; Że ludzkość składa się już z kaligrafów, A narodowość... z zagonów!

I że przepadła rasa dawidowa, Co, kamień wznosząc do góry, Nie dba, czy za nią armata gwintowa, Nie dba, czy przed nią broszury.

Dlatego, być tam nie mogąc, gdzie łkanie, Ni w pierś przyjmować zaczepki, Milczę przynajmniej... mam uszanowanie Dla Achillesa kolebki! Paryż, 1861.

Italiam! Italiam!

Italiam! Italiam!

Pod latyńskich żagli cieniem, Myśli moja, płyń z aniołem. Płyń, jak kiedyś ja płynąłem: Za wspomnieniem — płyń wspomnieniem...

Dookoła morze — morze — Jak błękitu strop bez końca. O przejasne — pełne słońca! Łodzi! Wioseł!... Szczęść ci Boże...

Płyń — a nie wróć-że mi z żalem Od tych laurów tam różowych, Gdzie Tass śpiewał Jeruzalem, I od moich dni — laurowych...

O, po skarby cię wysłałem: Cóż, gdy wrócisz mi z tęsknotą? Wiem to, ale proszę o to — Niech zapłaczę, że płakałem...

Pod latyńskich żagli cieniem, Myśli moja, płyń z aniołem. Płyń, jak kiedyś ja płynąłem: ...Za wspomnieniem — płyń wspomnieniem...

Jak w patetycznej często melodramie

Jak w patetycznej często melodramie

Aktor - umyślnie przechadza się w mroku, Stąpa leniwo, obojętność kłamie, Wszelako zawiść i troskę ma w oku - I przechodzących tam i owdzie czuje, Stroniąc jak góral w porze kontrabandy, A smętny, że nikt się nim nie zajmuje... Tak jest kot dzisiaj, w dzień imienin Wandy.

Jesień

O, ciernie deptać znośniej i z ochotą

Na dzid iść kły, Niż błoto deptać, ile z łez to błoto, A z westchnień mgły.

Tęczami pierwej niechże w niebo spłyną Po złotszy świt, Niech chorągwiami wrócą, a z nowiną Na całokwit.

Bo ciernie deptać słodziej i z ochotą Na dzid iść kły, Niż błoto deptać, ile z łez to błoto, A z westchnień mgły... Paryż, 1849.

Jeszcze Francja nie zginęła!

Na co zasłużył ten świat? Mniejsza o to!

My nie jesteśmy sądne cherubiny. Słońce zaćmiło się i nad Golgotą, A biły serca i biły godziny. Gdzież nie dowlekli się rude Wandale? A co zostaje z nich u Kartaginy? Nie, jeszcze Francja nie zginęła — wcale!

Nie, jeszcze Francja nie zginęła! Cień jej chorągwi, poprutej kulami, Na bladych czołach uczuli tyrani I ocierać go szukali rękami... Dopiero wielki miecz oburącz wzięła, Młotami wieków urobiony dla niej... Nie — i nie! Jeszcze Francja nie zginęła! 25 sierpnia 1870.

Jeszcze słowo

CZYNIĄCYM POKÓJ PRZYPISANE

Mihi, quanto plura recentium sou voterum revolvo, tauto magis ludibria rerum mortalium cunetis in negotiis obversantur; quippe fama, spe, veneratione potius omnes destinabantur imperio, quam quem futurum principem fortuna in occulto tenebat Tacit, III 18.  Błogosławieni cisi, albowiem oni odziedziczy ziemię. Psalm 37, II.

I.

Kapilolskich bram już niema, Co dumnie milczały, I stronami wiatr obiema Szumi na przestrzały. Prysły odrzwia z zawiasami, Czegóż jeszcze zbywa? Gdy purpura łachmanami Jak krew się rozléwa. Równo, wolno — czasem ślisko Bruki lśnią koralem — Ależ zato czy nie blisko Pańskie Jeruzalem?... Wolni ludzie, tworzyć czas! Step ludzkości czeka na plan nowy,

I granitu nie brak w sercu mas, Kształtów nie brak, rąk nie brak, głów nie brak, Niechże raz już gmach nowy, Nie okruszyn starych nowy żebrak, Lecz gmach nowy wstanie... Dość jest nas!

Czasów karta jedna się przewiewa, A nic nie utworzyli; Po niej idzie druga — ta opiewa, Że mało uradzili; Czasów karta trzecia, jak liść drzewa, Nim się z pączka wychyli... I smutno, gorzko. — Czemuż to Królestwo boże, To Pańskie Jeruzalem w idei upiorze, Dotykalniejszych na się kształtów wdziać nie może?

II.

Błogosławieni pokój czyniący na ziemi, Albowiem ci synami zwani są bożemi, Podrzutek zaś w dziedzictwo królestwa nie bierze, Ani mu bram ojcowscy pokażą żołnierze.

Palmy, psalmy Modłami; Siebie oto rozpalmy, Siebie sami! Potem balsam pokoju Między Mądrość a Wiarę Niech wycieka ze słoju — I pomiędzy nowe dni a stare, I pomiędzy mądre a władnące, Jako strumień po lace, I gdzie serce z głową ma granice, Jak łzy czyste, kobiéce. I gdzie starych — wczoraj, jutro — młodzi, Jako promień niech wchodzi!

Niedość zrównać bo smugi, By się zjawił plan nowy, Ani plan mieć gotowy. By wraz powstał gmach drugi. Ci, co w duchu ubodzy. Już kosztują królestwa. Lecz na stepach nicestwa Tacy rzadko są mnodzy.

III.

Ludzie pokój czyniący! Weźcie się za dłonie. Fala niechaj obrzuci łańcuch wasz i schłonie, Ale ów, co przepaściom zatoczył granice, I globów ma u siebie przedziwną kotwicę, I, bezforemny, w ludzkie zamknął się maleństwo, I, niedotkliwy, ludzkie wycierpiał męczeństwo — Ten przyrzekł... Owóż czasy niźli się rozwcześnią, Ku wam, czyniącym pokój, zatęskniłem pieśnią... W Rzymie 1848 lata.

John Brown

 1.

Jak orły, w klatce zamknięte drucianej Siadują przez dzień, niewoli pamiętne, Lecz z świtem, oczy przetwierając smętne, Do lotu skrzydłem biją w twarde ściany — Aż uderzywszy, tak, co świt, o kraty, Pierze im z ramion obite, wiatr niesie, I każdy, pierzom swym dziwuje się, Na skrzydłach, krwawe oglądając łaty —

I wraca głowę, ze skrońmi płaskiemi, Odpoznawając się w klatce, na ziemi! —

 2.

Tak, wy! — szlachetni, różnego narodu Wolności świtów, zamknięci orłowie, Przed czasem zgaśli, konspiratorowie; Młodzieńcy w grobach, lub starcy za młodu — — Zdawałoby się że czasów zakony Własnymi łamiąc muszkuły i nerwy; Co potem w dziejach, to czynicie pierwej Na samych sobie — jak święty — szalony — Wracając co wiek z oczyma błędnemi Do odpoznania się — w klatce — na ziemi!

 3.

Lecz oto właśnie tam, gdzie wolność sama Całą się stawa tradycją narodu, Na wskroś otwartą, z wschodu do zachodu — Gdzie dzieje nie są jak gmach, lecz jak brama: Właśnie że owdzie, w Ameryce młodej, Starzec wiekowi swoim równy wiekiem, Iż człowieczeństwem dzielił się z człowiekiem, Krętszy mającym włos, czarne jagody; Starzec szlachetny — i Mojżesz murzynów, Głowę swą idzie nieść z głowami synów!

 4.

O! — ten na trumnie mu przygotowanej Siadłszy — z więziennym gdy rozmawia sługą: Słuchajcie ludy! — bo ubiegnie długo Nim się buntownik tak umiarkowany Narodzi światu — nim wódz tak ogromny I szubienicznik tak arcy-szlachetny — Tak dzielny starzec, ojciec tak bezdzietny! — Aż się narodzi taki bezpotomny! — Że — wasze wszystkie wystawy-arcydzieł Niewarte jego szubienicy i dzieł! —

 5.

Wkrótce już — sędzie sami sobie skłamią, By gwiazd-dwanaście Ameryki zbladło; Sprawiedliwości przepęknie źwierciadło — Na czoło starca kapelusz załamią, Deskę usuną z pod stopy zdradzonej — On — rzeknie: amen — i nogi skinieniem Jak jeździec konia swego, ze strzemieniem, Odepchnie — cały świat zeźwierzęcony! — I będzie plamą na słońcu czerwonem I plamą będzie na oku strwożonem. —

 6.

Ah! Waszyngtonów i Kościuszków cienie, Mężów, co z kończyn obcego narodu Niańczyć ci przyszli, Ameryko! z młodu, By nie zwać cudzem, cudze wyzwolenie — Czy, patrząc z szczytów gdzie jest źródło wzroku; Cienie te z czasem nie zmylą się, raczej? — I wołającym o pomoc, w rozpaczy, Czarny pokażą sztandar na obłoku — A ludzie bladzi, stłumieni i cisi, Rzekną, iż: w Brownie Ameryka wisi?

Kiedy za kółkiem biegałaś po darni

Kiedy za kółkiem biegałaś po darni, Cała w warkoczach, Mówiłem tobie: „Włos sobie odgarnij!" - I łzym miał w oczach. Brat twój, od rana ci błogosławiłem Młodości cnoty; A tyś urosła i nie wiesz, czynić byłem... Brzydka istoto! Rad bym ci za to wziąść te złote sploty I obcuje nożem - Albo uknować jakie wielkie psoty Z aniołem - strożem... Bo byłem smutny - a kto przyszedł do mnie?