2,20 zł
Nowela „Cywilizacja” pióra wybitnego XIX-wiecznego twórcy Cypriana Kamila Norwida (1821-1883) stanowi bardzo czytelną metaforę, ponieważ statek, który takie imię nosi – podobnie jak ludzka cywilizacja – zabrawszy na pokład wielu pasażerów mknie ku katastrofie. Autor w mistrzowski sposób w tej niezbyt długiej noweli ukazał nam poprzez detal, cząstkę przekrój naszego społeczeństwa, które ostatecznie musi spotkać katastrofa. Budzą grozę ostatnie zdania utworu: „A kiedy – już nie wiem, które od onej pamiętnej nocy – słońce weszło, rozpoznawać zacząłem, iż oparty jestem o ramię siostry szarej, jakoby podobnej do jednej z owych, które na rozbijającym się statku byłem widział. Ale umysł mój był osłabły i zdawało się, że, niewiele już prawa do rzeczywistości posiadającym będąc duchem, począłem spojrzenia moje ograniczać na widnokręgu, niezbyt od dłoni mojej szerszym. Więc patrzyłem na fałdy grube szaty wełnianej, którą zakonnica była osłonięta, i podniosłem palec, ażeby z sukni jej odtrącić plamę zastygłego wosku, którą okapana będąc, wydawało się, jakby jej różaniec bursztynowy po fałdach spływał. Ale ona rzekła mi głosem dziwnym, bo podobnym do wszystkich głosów wszystkich przyjaciół moich: – «Wosk ten zostaw, albowiem jest z gromnicy, którą na pogrzebie twoim trzymałam w ręku».
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 19
Cyprian Kamil Norwid
Cywilizacja
LEGENDA
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Tekst wg edycji:
Cyprian Kamil Norwid
Cywilizacja
Legenda
Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Warszawa 1934
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-954-6
Znajomy mój młody uwagi mi robił, że żaglowym lepiej okrętem przepływać oceanu przestrzeń. Pozwoliłem mu mówić w tym przedmiocie i słuchałem go, oparłszy się kolanem o tłomoczek podróżny, a biodrami o ciosaną z kamienia poręcz wybrzeża portowego. —
Ale, skoro domówił on perjodu, ale skoro spojrzałem na wielki zegar miejski i zmiarkowałem, iż za niewiele czasu parostatek, zwany: Cywilizacja, ruszy z miejsca, gdzie przystał był, i osobę moją z sobą poniesie, przerwałem młodemu przyjacielowi memu jego mówienie.
— Był czas, — rzekłem — kiedy w rzeczywistości dotykalnej pod ręką moja miałem klucze piękności onych, o których marzenie swoje mi przedstawiasz.
A słów tych domówiwszy, wbłąkały mi się w pamięć rymy, które nuciłem, oglądając klamry i zamknięcia podróżnego mego tłomoczka.
Codzień woda w okręt ciecze,
Noga z łoża ani stąp;
Co wieczora, o człowiecze,
W górę rękaw — i do pomp!
Pożegnałem, co kochałem,
Upominek złączy nas;
Ręką jedną przestrzeń dałem,
Drugą ręką dałem czas.
Codzień woda w okręt ciecze,
Noga z łoża ani stąp;
Co wieczora, o człowiecze,
Rękaw w górę — i do pomp!
— Oto i widzisz, — mówiłem mojemu młodemu znajomemu — że rzeczy te nie są mi wcale obce; owszem, od ogromnych żaglowego okrętu podwalin, budowanie arki przypominających, a które spoczywają na samem dnie łodzi okrętowej;
przeszedłszy następnie miejsca ciemne, gdzie ordzawione wodą słoną łańcuchy kotwic się pierścienią lub wyciągnięte są podłużnie w niedbałem na posadzce odpocznieniu; przeszedłszy jeszcze wyżej do korytarzy kabin, i wyżej na pokład okrętowy, którego każda deska biała jest i miękka od umywań, a wszystkie są, jakoby wieko skrzypiec, pięknie wygięte;
i podniósłszy oczy tam, gdzie lin wielu okrętowych niewzdrygliwe siatki się przekreślają na niebiosach, albo i gdzie powietrze rozbija namioty swoje szerokiemi żaglami, albo i gdzie trzy masztów krzyże kończynami swojemi podobne są jakiejś mistycznej troistości, kiedy umierają we mgłach rannych, w mętach opalowego światłocienia a wilgoci ciepłej i słonawej, mętach, niekiedy przedartych zgubionemi przez odeszłe słońce promieniami — — wszystko to, jak widzisz, jest mi znane.
To — i