Rzecz o wolności słowa - Cyprian Kamil Norwid - ebook

Rzecz o wolności słowa ebook

Cyprian Kamil Norwid

5,0

Opis

Rzecz o wolności słowa” to utwór Cypriana Kamila Norwida, polskiego poety, prozaika i dramatopisarza. Często jest on uznawany za ostatniego z czterech najważniejszych polskich poetów romantycznych.


Rzecz o wolności słowa” to wygłoszona przez autora mowa, podczas odczytu publicznego, zorganizowanego przez Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej w Paryżu w 1869 roku.

“Panie i panowie! Dotąd wolność słowa jest tylko zdobywaniem wolności objawiania słowa. Jest przeto atrybutem wolności osobistej.

Ale o samejże wolności słowa nikt nie mówił. Tak, naprzykład, jak wolno jest każdemu puszczać się balonem, albowiem to należy do jego wolności osobistej, ale żegluga powietrzna nie jest wcale uzasadnioną.

To, co nazywają wolnością słowa, jest dotąd wolnością mówienia, la liberté de dire...

Zmieszanie tych dwóch pojęć pochodzi z małej znajomości słowa.”

Fragment

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 54

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cyprian Kamil Norwid

Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-482-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Wstęp

Są, którzy uczą, iż dla poezji trzeba przedmiotów,

które nie byłyby suche i niewdzięczne...

Poezja ta, co, ażeby była poezją, potrzebuje przedmiotów nie

suchych i czeka na wdzięczne — nie należy do mojej kompetencji.

I. Panie i panowie! Dotąd wolność słowa jest tylko zdobywaniem wolności objawiania słowa. Jest przeto atrybutem wolności osobistej.  Ale o samejże wolności słowa nikt nie mówił. Tak, naprzykład, jak wolno jest każdemu puszczać się balonem, albowiem to należy do jego wolności osobistej, ale żegluga powietrzna nie jest wcale uzasadnioną.  To, co nazywają wolnością słowa, jest dotąd wolnością mówienia, la liberté de dire...  Zmieszanie tych dwóch pojęć pochodzi z małej znajomości słowa.  II. Słowa człowiek nie wywiódł z siebie sam, ale słowo było z człowieka wywołane i dlatego dwie przyczyny tam uczestniczyły: jedna w sumieniu człowieka, druga w harmonji praw stworzenia.  A skoro tak wybrzmiewać poczęło, słowo napotkało jeszcze harmonję form, otaczających wyobraźnię mówiącego, czyli literę. Miało przeto odrazu swój wnętrzny stan bytu i swoje zewnętrzne odbudowanie literą.  III. Pierwszą słowa formą zdaje się być wewnętrzna pieśń i monolog, którego ślady do dziś w pustelnictwie indyjskiem spotykają się.  Drugą — zarazem dialog i apolog, czyli rozmawianie podobieństwami.  Trzecią — chór obrzędowy i tak dalej... Ale, że człowiek sam słowa nie wywiódł z siebie i że tam dwie przyczyny uczestniczyły, przeto historja słowa nie może być osobistemi notatkami jego osobistych w mówieniu postępów.  IV. Uzurpacja woli osobistej nad prawami, które ją warują a nie obchodzą, jest tak odwieczna, jak historja ludzi i ludów. Słowo temuż ulegało i ulega...  Stąd dwa kierunki i charaktery dwóch głównych kart historji dopatrzyć godzi się.  Do epoki chrześcijańskiej siła stawa się słowem... (i nawet w arcydziełach starożytnych moc głównym jest wdziękiem).  Od epoki chrześcijańskiej — słowo stawa się siłą, i jeżeli tamta dochodziła do arcydzieł potężnie plastycznych, tedy ta właśnie, że przeciwnie dojść ma do pewnej bezsilności, bezpersonalizmu, do bezstronności, do arcydzieła prawdy. Oto początek, dzieje i cel!...  V. Prawdziwa poezja była, jest i będzie poniekąd inicjacją dlatego, że może we dwóch wierszach skreślić całą epokę, a obraz i pomnik zbliżyć jednem wyrażeniem. Starożytni tę po szczególe wiersza formę zwali «wierszami złotemi»...  Miałem za zadanie, aby w przeciągu godziny uprzytomnić kilka tysięcy dziejów i walk i prób słowa: całą jego epopeję dać, pewniki wyciągnąć, wątpienia wskazać, ognie zapalić...  Temu gwoli, skoro się obejrzałem, znalazłem się w koniecznem posiadaniu poematu.  Takowy paniom i panom czytać będę miał zaszczyt.  VI. Lektury publiczne nie są żadnym nowym wynalazkiem. Starożytny cesarski Rzym je znał i sami imperatorowie rzymscy udział w nich bierali (nie zawsze najszczęśliwszy wprawdzie).  Te wszelako nie były tak zwaną prozą, były wierszem i nietylko, że były wierszem, ale nawet w ojczyźnie prozy, bo w Rzymie, który swoich rodzimych poetów wcale nie miał, i tam były wierszem.  VII. Głos żywy ma do siebie, że nikt nigdy po dwa razy nie wypowiedział tychże samych rzeczy tymże samym wydźwiękiem i gestem. Słowo więc, raz rzeczone, ma niepowrotność swą. Czytanie więc ma stronę monumentalną, czytanie więc sztuką jest.  Dokończyłem zadania autorskiego i obowiązek czytelnika ropoczynam.

I

Co znaczyłaby ludzkość, gdyby ją kto zmierzył, Jak ona jest i w taką, jak jest ona, wierzył? Co onaby znaczyła, widziana tak szczerze, Jak ją znam i oglądam, nie zaś, jak w nią wierzę? Coby ona znaczyła?  Dziewięćset milionów Skazanych na śmierć istot — parę zaludnionych Półwyspów... Oto wszystko — i trup w każdej chwili Zowąd — a zowąd słabe niemowlę zakwili — Oto i wszystko...  Ludzkość z takowem obliczem, Lubo to jej oblicze, nie byłaby niczem, Jakby, do samej siebie twarzą poniżona, Przestawała być sobą — wszelako to ona I to własny jej obraz — i ten ją zagładza; Tak ludzkość bez boskości sama siebie zdradza, Aż dopiero, gdy w eter opłynie niebieski, Powraca jej majestat i szkarłat królewski, Aż dopiero widziana, jaką była, bywa I będzie, to, zaiste, jest ludzkość prawdziwa.

Nie inaczej z człowiekiem. Gdy nań kto poziera, Jak on jest i purpurę mu królewską zdziera, Oglądając go lichym od stopy do powiek, Jak pyłu garść rwanego wiatrem... — Cóż tam człowiek! Ale pył ów, odniesion harmonji stworzenia, Kiedy atomem swoim w gwiazdę się zamienia, I wielka rzecz stąd rośnie co godzina, co wiek, Co era — to mówimy wtedy: oto człowiek!

A jak z ludzkością całą, a jak z oderwanie Uważanym człowiekiem, zarówno się stanie I ze słowem; to, wzięte odrębnie, cóż znaczy? Niewierny dźwięk, i przywieść mocen do rozpaczy, Tak niewierny, tak kłamny wnętrznemu znaczeniu, Jak zmarłego by poznać chciał kto po dzwonieniu. Lecz tenże dźwięk niewierny dostrojon otwarcie W Grecji do roześpiewu, do milczenia w Sparcie, Do mlecznej drogi proroctw gwiazdami w Judei, Do litery u Rzymian, Słowian — do nadziei... Nareszcie do słów wielkich, co na zawsze nowe, Niczyje, wszędy własne, nigdzie nie miejscowe, Skądsiś natchnione duchem... Dopiero takową Zmierzone próbą, wybrzmi ta rzecz wielka — słowo!

Najmniej-bo znaną rzeczą, lub znaną najbłędniej, Bywa słowo. Nałóg je codzienny podrzędni I rozlewa, jak wodę, tak, że niema chwili Na globie, w której nieby ludzie nie mówili, A jako w gospodarskich zaprzętach bez końca, Nieustanniej się wody używa, niż słońca. Tak i słowo brzmi ciągle i ciągle jest w ruchu, Bardziej, niż światłość jego, promieniąca w duchu, I, gdy wciąż wszyscy mówią, mało kto się spyta, Jaki też jest cel słowa? Jak słowo się czyta W sobie samem?... I dziejów jego promień cały Rozejrzeć mało kto jest ciekawy, zuchwały.

A jednak — niechno wolność mowy kto znieważy, Ten sam, co nią pomiatał, głośno się uskarży, I będzie mówił: «Jako? Wszak słowo jest wolne, To, co pierwej, jak kwiaty sam deptałem polne, I nad którem śród licznych zatrudnień hałasu Nieco się zastanowić zbywało mi czasu!...» Tu cóż powiem?... I czyliż, od tych mniemań oto

Spółczesnych rozpocząwszy, snować mam nić złotą Aż do świtu, gdzie pierwsze są mowy zaczęcia, Lub odwrotnie? Sam nie wiem. Szkodzą mi pojęcia O człowieku od strony, gdzie blask rajskich progów, Zaś od spółczesnej strony huragan nałogów. Z obu krańców dwie chmury; kierunkiem więc trzecim, Orfejskirm, pójdę, którym, choć wątpimy, lecim, A który nieraz w tęczę mieni chmurny temat, By ludzie o nim rzekli: «To nic, to poemat!»

Przypomnę, jak bywało za czasów prawdziwie Wieszczych; co zmarłe uczczę, co kona ożywię. Lat sto tam, ówdzie rzucę, drugie zaś sto minę, Idąc za gwiazdą, która nie świeci godzinę... Rzeczy nudne wytoczę... Albowiem szanowni Poprzednicy, poeci, pisarze wymowni, Ośpiewali już wszelki dźwięk ojczystej ziemi, Źródło każde i brzozę z włosy zielonemi, Wszelaka stokroć polną, każdy liść stokroci, Tęczę — rosę — i promień zorzy, co je złoci; — Tak, że mnie nie zostało, jedno mieć na pieczy Prosty, spólny interes pospolitej rzeczy