Wieki średnie - Sikorska Marta - ebook

Wieki średnie ebook

Sikorska Marta

2,7

Opis

Mimi jest zapracowaną do granic możliwości kobietą po trzydziestce. Miota się między prowadzeniem własnego biznesu, dbaniem o dom i dzieci, byciem dobrą żoną, córką i przyjaciółką. Ambicja nie pozwala jej prosić o pomoc. Nie potrafi się przyznać do porażki, ani odpuścić na żadnej płaszczyźnie. Pewnego dnia coś w niej pęka... To, co zaczyna się dziać później, to prawdziwa magia, by Mimi mogła urodzić się na nowo...

Tak! Okłamali nas! Miałyśmy być paniami życia! Rozwijać kariery. Mięć dzieci w beżowych ubrankach. Kuchnia z Ikea miała sama się sprzątać. Mąż miał nas nosić na rękach... A wyszło,jak wyszło ... Ale wcale nie musi tak pozostać!

 

To, że jesteś w Wieku Średnim, nie znaczy, że Twoje życie mysi być Średnie ;)

 

 

Znajdź kilka godzin na książkę, która może odmienić Twoje życie. Zatrzymaj się na chwilę. Ustaw priorytety. Wsadź patyk w trybiki kołowrotka.

Zrób to teraz, bo...

Potem to śmierdzi koszulka po siłowni!

A tak jak wszyscy to każdy głupi umie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,7 (3 oceny)
1
0
0
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anapestka22

Nie oderwiesz się od lektury

piękna dusza, która doszła do sedna tego,co w życiu najważniejsze. warto zatrzymać się z Martą i spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy,aby zastanowić się,czy to, co robisz, jest tym,czego tak naprawdę chcesz
00

Popularność




W TOWARZYSTWIE

Stoję przed lustrem w łazience. Robię szybki, ale perfekcyjny make-up. Niby nie jestem  wizażystką, ale wiem, że perfekcyjny. Skąd wiem? Z 15 lat występów scenicznych i 6 lat pracy  przy promocji kosmetyków.  

Codzienna pielęgnacja to podstawa. Od wewnątrz odpowiednie nawilżenie, witaminy i  antyoksydanty. Aktywność fizyczna i dotlenienie skóry. Od zewnątrz odpowiednio dobrana  pielęgnacja codzienna wspierana uderzeniem z peelingu i mocnych masek. Dodatkowe kuracje np.  peptydowa czy retinolowa, to u mnie norma. Dokładam czasami masaż.

Na tak przygotowaną skórę nakładam dosłownie odrobinę bazy utrwalającej i dodatkowo  zmniejszającej pory. W tym momencie mogłabym już skończyć, bo nie mam pryszczy, przebarwień, zaczerwienień i zmarszczek. Dzięki pielęgnacji nie wyglądam na mój wiek. Sięgam jednak po  podkład idealnie dobrany do typu i koloru cery. (Tak, podkład dobieramy też do typu cery). Tworzę  nawilżoną, kolejną warstwę skóry. Gładkie płótno, na którym teraz mogę stworzyć, co mi się  podoba.  

Tworzyć będą klasyczne kocie oko z lekkim smokey. W końcu to impreza wieczorna.  Odrobina srebra ląduje w kącikach oczu. Konturowanie robię na sucho, ale bez różu. Użyję  burgundowej matowej szminki. Lepiej nie podbijać rumieńca. Na całość transparentny puder  wyłapujący nadmiar wilgoci i gotowe. Całe 11 minut od zera do... W sumie nie wiem do kogo. Ten  make-up jest piękną, ale też bardzo szczelną maską. Mówi: "Jestem zadbana. Mam czas i pieniądze, by dobrze wyglądać. Jestem świadoma trendów. Dobrze sobie radzę na światowym poziomie.  Elegancja jest ponadczasowa, a ja wiem, jak jej używać."

Maska jest. Pora na zbroję. Wybieram czarną midi z asymetrycznym dekoltem. Dokładam  do tego duże srebrne kolczyki i na przekór wszystkiemu czerwone szpilki. Czemu? Bo pierwsze, na co zwrócą uwagę inni, to będę te buty. Ściągną na siebie całe złe oko, a ja zadepczę uroki ostrą  szpilką. Potem uśmiechnę się szeroko i bezpiecznie będę mogła pić drinka.

Nie jestem zimną su... Po prostu dla bezpieczeństwa trzymam gardę. Parę kopniaków w  dupkę i podbrzusze już w życiu zaliczyłam. Wiele z nich to kopniaki, które zaliczyły inne kobiety w mojej rodzinie. Ból międzypokoleniowy każe trzymać gardę dla własnego bezpieczeństwa.

Schodzę po schodach, jednocześnie sprawdzając w torebce, czy mam wszystko. Podnoszę  oczy i widzę, jak patrzy na mnie mój Mąż. Przez ten ułamek sekundy widzę to samo spojrzenie,  którym patrzył na mnie, widząc mnie po raz pierwszy w sukni ślubnej. Ciepły, zachwycony błysk  zielonych tęczówek mówi mi, że jest efekt wow. Mimo że wiedziałam o tym sama, jest mi bardzo  miło i cieplutko na serduszku. Narzucamy płaszcze i wychodzimy.

Dobry wieczór... Dobry wieczór... Pięknie wyglądasz.... Chodźcie, siadajcie koło nas...  Hihihi... A słyszałaś, że... O Boże, naprawdę?... Pyszne te paszteciki... Dolać Ci wina?...  Zatańczymy?... Mogę się przysiąść?... Ale nowina.... To moja koleżanka... Poznajcie się... Ale  numer... Hahaha... Opowiadaj co u Ciebie... Ten tam to.... Oni mają ten duży sklep z AGD... Hihihi  Może sałateczki?...

Uśmiecham się. Odpowiadam. Angażuję w rozmowę i żarciki. Nachylam, by lepiej słyszeć.  Tańczę. Popijam wino. Wszytko w bardzo ciasnych ramach mojego wizerunku zewnętrznego. Piję,  ale nawet nie do momentu rozluźnienia, żeby mi spontanicznie nic nie wypłynęło. Nie w tym  towarzystwie, a już na pewno, nie do momentu, w którym jutro miałabym mieć kaca. Wystarczy, że  będę zmęczona... Więc dlaczego piję? Żeby nie wyjść na sztywną. Żeby myśleli, że tu pasuję,  Mimikra... Po co więc przyszłam i zawalam wieczór?

Ja chyba nie lubię ludzi. Może z przemęczenia. Może z nadmiaru kontaktów z ludzką  niezaradnością. Nie wiem. Teraz nie lubię ludzi. Kiedyś lubiłam. Kiedyś nie miałam też tej gardy.  To było chyba bardzo dawno temu. Wtedy naprawdę byłam na imprezie i czy piłam, czy nie,  bawiłam się ekstra. Teraz stoję za maską ekstra bawiącej się MiMi i ziewam. Wewnętrznie odliczam godziny do porannego budzika i wewnętrzny włos mi się jeży.

Po co więc tu jestem? Miałam nadzieję na chwilę z Mężem, ale towarzystwo nas rozdzieliło. Nie chciałam mu powiedzieć, że się źle czuję i nie chcę oglądać ludzi. Przecież to nie jest normalne, ani zdrowe. Wiem, że potrzebuję z tym pomocy, ale nie umiem o nią prosić. Jestem tak zmęczona, a teraz dodatkowo się nie wyśpię.

Jeśli i tak tu tkwię, i tak nie mam szansy na chwilę z Mężem, to przynajmniej spróbuję  spieniężyć ten czas. Bardzo staram się zapamiętać, kto, co i o kim mówi. Poznaję nowe osoby i od  razu dodaję ich w SM. Piję brudzie. Żartuję, z wysiłkiem unikając ironii. Przemycam dobre rady.  Wyłapuję ludzi potrzebujących dodatkowej kasy. Patrzę uważnie na sieć powiązań między nimi. Słowem niewidocznie, ale bardzo ciężko pracuję.

NIESPODZIANKI Z PUDEŁECZKA

Tak samo ciężko pracuję na placu zabaw, siedząc pod salą w czasie treningu moich dzieci  czy na urlopie. W zasadnie nie wychodzę z pracy, choć ludziom na około wydaję się, że nie pracuję. Ma to niestety drugą stronę medalu.

Ponieważ nie widać jak ciężko cały czas pracuję w sieci powiązań, planując materiały na  SM, poszerzając listy kontaktów i wiedzę o nich, dopasowując przekaz i szkolenia... Towarzystwo  zgodnie uważa, że mam czas i przestrzeń na tzw. wrzutki. Ja je nazywam niespodziankami z  pudełeczka. To takie mimochodem prośby o załatw mi, bo przecież Ty nie pracujesz i masz czas.

Jestem w swoistej pułapce. Dlaczego? Bo żeby moja praca miała sens i przynosiła efekty,  musi wyglądać, jakbym bardzo mało pracowała. Głównym hasłem jest przecież: zarabiaj przy  okazji, nie rezygnując z niczego. No i jestem jak ta małpa na drucie, więzień własnego planu.  Pracuję tak, żeby inni nie widzieli, kiedy jestem w pracy i moja marka osobista jest zgodna z tym  hasłem. Jednak z pracy nie wychodzę niemal nigdy, każdą czynność i rozmowę z innym  człowiekiem oceniając przez pryzmat pracy. Przez prymat wartości, jaką może wnieść do mojego  biznesu online. I choć wiem, że jestem zwyczajnie nieszczera, mam przeogromną nadzieję, że tego  nie widać.

Może to jest właśnie powód, dla którego otrzymuję tyle niespodzianek z pudełeczka?  Otoczenie mnie testuje? A może robią to z czystą premedytacją? Nie wiem. Niestety nie mam za  bardzo czasu się nad tym wszystkim zastanawiać, bo mój mózg już rysuje mi kolejną ścieżkę do  wykorzystania. Jest kusząca... Ale jestem taka zmęczona.

Chcę normalnie wyjść na piwo. Usiąść przy stoliku i popijać bąbelki przez słomkę. Patrzeć,  jak ludzka masa przemieszcza się za płotkiem ogródka. Myśleć o niczym. Słyszeć żarty moich  współtowarzyszy i naprawdę się z nich śmiać. Nie zaczynać spotkania od foci kufelków czy  wyszczerzonych uśmiechów znad kufelka. Kogo obchodzi, czy jestem na mieście ze znajomymi?  Chyba tylko złodzieja, który chciałby mi w tym czasie obrobić garaż!