Wesołe wakacje - Sophie de Ségur - ebook

Wesołe wakacje ebook

Sophie de Ségur

4,0

Opis

Hrabina de Segur zajęła się literaturą w wieku 57 lat i napisała łącznie dwa i pół tuzina książek. Książki tej autorki skierowana są przede wszystkim do małych dzieci, ale zawierają wiele okrutnych i tragicznych epizodów, które skłoniły niektórych badaczy do porównania hrabiny de Segur z markizem de Sade. Tymczasem sama pisarka uważała, że jej dzieła nie są wcale fikcją, ale książkami, które miały cel wychowawczy. Książka opowiada o tym, jak nadeszły letnie wakacje. Kamilcia i Madzia, w towarzystwie swoich przyjaciółek Zosi i Stokrotki, witają swoich kuzynów, Leosia i Janka oraz najmłodszego Jakubka. Wędkowanie, polowanie na motyle, budowanie chat… Ich wakacje zapowiadają się pełne niespodzianek. W istocie na tych wszystkich małych ludzi czeka wielka niespodzianka… Jaka? O tym czytelnik dowie się po zapoznaniu się z całą książką.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 81

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sophie de Ségur

 

Wesołe wakacje

 

wolny przekład z francuskiego

Jerzego Orwicza 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: llustration contenue dans le roman de (wikipedia-FR) Sophie Rostopchine, comtesse de Ségur,

Les Petites Filles modèles, (wikisource-FR) Chapitre VI: Un an après : le chien enragé - 30th edition / 1927 – 30e édition 

źródło: https://fr.wikisource.org/wiki/Fichier:Petites_Filles_modèles_033.jpg 

Ce fichier a été identifié comme étant exempt de restrictions connues liées au droit d’auteur,

y compris tous les droits connexes et voisins.

 

Tekstpolskiwg edycji:

Sophie de Ségur

Wesołe wakacje 

Zajmująca opowiadania dla panienek

Warszawa 1937 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-117-5 

 

 

 

 

Przyjazd.

Na wakacje do pani Marii, matki Kamilci i Madzi, które nazywano w całej okolicy „przykładnemi dzieciątkami” — przyjechała siostra z mężem i dwoma synkami, Leosiem i Jankiem, oraz druga, mająca synka Jakóbka. Radość zapanowała wielka z tego powodu.

W domu pani Marji bawiła stałe przyjaciołka jej, pani Rosburgowa z miluchną córeczką, zwaną Stokrotką i Zosia Tiszini, pozostawiona na czas nieobecności swej macochy, która wyjechała zagranicę i nie dawała znać o sobie już przeszło dwa lata. Zosia była przedtem niegrzeczną, upartą i niedobrą dziewczynką, ale przebywając wciąż z łagodnemi, uprzejmemi, dobrze wychowanemi Kamilką, Madzią i Stokrotką zmieniła się nie do poznania.

Pani Marja umiała wpływ jaknajlepszy wywierać na otoczenie i wszyscy ją bardzo kochali.

Powróćmy teraz do gromadki przybyłych siostrzeńców pani Marji.

Leonek był to ładny, smukły blondynek lat trzynastu, dużo myślący o sobie, Janek o rok młodszy od niego, o wielkich, czarnych oczach, odznaczał się odwagą, stanowczością, był przytem uprzejmy i łagodny.

Jakóbek siedmioletni o włosach zwijających się w pukle, miał sprytne, wesołe oczki, różowe policzki, dobre serduszko i żywe usposobienie.

Dzieci znalazły w sobie wielkie zmiany po dwuletniem niewidzeniu. Poczęto przypominać różne figle i psoty z poprzednio spędzonych razem wakacji.

— Czy pamiętacie nasz połów motyli?

— A ta biedna żaba, umieszczona na mrowisku? wtrąciła Stokrotka.

— A ten ptaszek, którego wyjąłem z gniazdka i tak mocno trzymałem w ręku że biedactwo zadusiłem — mówił Jakóbek.

— Teraz będziemy się lepiej bawić. Musimy wymyślić coś bardzo zabawnego — wołały dziewczynki.

Zosia tylko trzymała się na stronie. Nie należała do rodziny i czuła się nieco osamotnioną. Spostrzegł to Janek i zbliżywszy się do niej rzekł serdecznym tonem:

— Nigdy nie zapomnę jak byłaś uprzejmą dla mnie podczas mego pobytu u cioci Maryni! Dwa lata temu jako mały chłopczyk nieraz bardzo dokazywałem, teraz jestem już starszy i będę się starał odpłacić za pobłażliwość na moje figle.

— Dziękuję ci, Janeczku, że pamiętałeś o sierocie! odrzekła Zosia ze smutkiem.

— Wiesz przecie, że masz w nas siostrzyczki, a nasza mamusia kocha cię jak, trzecią swą córeczkę — zawołała Kamilka.

— A my jesteśmy twymi braciszkami, dodali chłopcy przyjaznym tonem.

— Dziękuję wam wszystkim, drodzy moi, czuję się bardzo szczęśliwą mając tak liczną rodzinę, mówiła Zosia rozweselona.

— Dzieci, chodźcie na podwieczorek — wołała pani Marja, zabawiająca się z siostrami i szwagrami w salonie.

Cała gromadka znalazła się za chwilę w stołowym pokoju, napełniając go gwarem. Stół był zastawiony ciastkami i owocami. Projektowano, zajadając z apetytem, jak spędzić dzień jutrzejszy. Leon namawiał na zabawienie się w rybołóstwo, Janek chciał czytać głośno zajmującą książkę, Jakóbek zamierzał łowić motyle ze Stokrotką. Po skończonym podwieczorku dzieci pobiegły do ogrodu. Bracia zachwycali się doskonale utrzymanym ogródkiem Kamilki i Madzi.

— Brakuje tu jeszcze tylko małej chateczki do składania narzędzi ogrodniczych — zauważył Janek — a drugą wartoby wybudować, żeby w razie deszczu ulewnego można się było do niej schronić.

— Masz słuszność, ale nie potrafiłyśmy się nigdy na to zdobyć — rzekła Kamilka.

— Doskonała myśl! Podczas naszego pobytu u was obaj z Jankiem zbudujemy tu domek — zawołał Leoś z ożywieniem.

— A ja także zrobię domek dla siebie i dla Stokrotki — dodał Jakóbek.

— Co za znakomity budowniczy! zaśmiał się Leonek. Czyż ty potrafisz dać z tem radę, mój Jakóbku.

— Potrafię — zapewniał Jakóbek rezolutnie.

— Będziemy tobie pomagały — mówiła Madzia — Leoś i Janek napewno też dopomogą.

— O nie, nie życzę sobie pomocy Leonka, będzie wciąż drwił ze mnie — odparł Jakóbek.

— Czy Wasza Wysokość zechce przyjąć moją pomoc? zapytał Janek ze śmiechem.

— Nie szanowny panie — odparł Jakóbek zagniewany — przekonam ciebie, że moja Wysokość dość jest potężną, by obyć się bez twojej pomocy.

— Jakże potrafisz dosięgnąć szczytu domku, który ma nas wszystkie pomieścić? zapytała Zosia, mierząc wzrokiem jego drobną postać.

— Zobaczycie! Mam już pomysł. Powiem ci na ucho — dodał, zwracając się do Stokrotki, która wysłuchawszy go, odpowiedziała szeptem:

— Bardzo dobrze! Doskonale! Nic im nie mów, dopóki nie będzie skończone.

Dzieci obiegły jeszcze cały ogród. Chłopcy wdrapywali się na drzewa, przeskakiwali przez rowy, rwali kwiaty dla siostrzyczek. Pełno było radosnej wrzawy.

Nazajutrz miano się zabrać do budowania, do łowienia motyli, miano zarzucać wędkę, czytać, spacerować, jednem słowem całej doby byłoby zamało dla wypełnienia tych wszystkich projektów zajmującej zabawy.

Budowanie chatek.

Wszystkie dzieci miały sześć tygodni wolnych, oprócz paru godzin dziennie przeznaczonych na naukę. Było więc dość czasu na uskutecznienie projektów różnorodnych. Dziewczynki przejęły się ogromnie zamiarami chłopców i budowaniem chatek. Stokrotka przebudziła się przed piątą rano i chciała już wstawać, a dowiedziawszy się, że to zawcześnie, westchnęła z żalem:

— Ach jakaż długa noc dzisiejsza! Co za nudna rzecz spać bez końca.

Kamilka i Madzia nie odzywały się, ale nie spały już również. Czekały wszakże cierpliwie, kiedy zegar wydzwoni siódmą godzinę, aby zerwać się wreszcie z łóżka.

Leoś i Janek przebudzili się o szóstej rano i ubierali się szybko. Jakóbek przed ułożeniem się do snu miał jeszcze z wieczora rozmowę ożywioną, prowadzoną półgłosem z ojcem i ze Stokrotką. Słychać było tylko chwilami wybuchy śmiechu i klaskanie w ręce Jakóbka, który całował tatusia i Stokrotkę, ale nikomu nie chciał powiedzieć o czem tak gwarzyli z zapałem.

Leoś i Janek ze zdumieniem spostrzegli, że Jakóbka już w pokojach nie było.

— Musiał wylecieć do ogrodu — rzekł Leoś — cóż chcesz? Pierwszy dzień wakacji, więc żal każdej straconej chwili.

Obaj też pobiegli chyżo w stronę obory, gdzie właśnie kończono wydój. Wypili po szklance mleka prosto od krowy i zapukali następnie do drzwi pokoju siostrzyczek, przypominając, że już czas zabrać się do budowania chatki.

Zbliżając się do dziecinnego ogródka usłyszeli jakieś stukanie, jakgdyby przybijano tam deski. Ku ogólnemu zdziwieniu zastano Jakóbka wbijającego gwoździe z wielkim zapałem. Pomagała mu Zosia, podtrzymując deskę, którą umocowywał do wbitych już słupów. Miejsce było bardzo dobrze obrane w leszczynie, rzucającej cień na pracujących żarliwie.

— Jakże mogłeś wykonać już tyle roboty? — zawołał Janek, zwracając się do Jakóbka. W głowie mi się nie mieści zkąd miałeś siłę przynieść tak ciężkie deski i słupy.

— Zosia i Stokrotka dopomogły mi — odpowiedział chłopczyna — uśmiechając się złośliwie.

Leoś i Janek kręcili głowami z niedowierzaniem.

— O którejże godzinie wstałeś? dopytywała Kamilka.

— O piątej wstałem, a o szóstej byłem już z całym przyborem do budowania. A teraz bierzcie narzędzia, niech każdy pracuje z kolei.

— Nie, nie, proszę cię rób dalej, chcemy nauczyć się od ciebie, jak się w mig chatkę buduje, mówił Leoś drwiąco.

Jakóbek porozumiał się szybkiem spojrzeniem z Zosią i Stokrotką i odparł śmiejąc się:

— Pracujemy już długo i jesteśmy bardzo zmęczeni. Pobiegniemy teraz trochę łapać motyle.

— Tak? Bieganie na odpoczynek? To ciekawe! rzekł Leoś szyderczo.

— Właśnie. Będzie to odpoczynek dla rąk i umysłu — odpowiedział Jakóbek wesoło i oddalił się wnet, zabrawszy dziewczątka z sobą.

Czwórka pozostałych dzieci poczęła rozważać w jakiem miejscu postawić drugą chatkę. Postanowiono umieścić ją naprzeciwko rozpoczętej przez Jakóbka. Następnie udano się do składu drzewa i wybrano kilka sztuk z zapasów desek, które przywieziono na taczce.

Pracowano tak aż do chwili, gdy dał się słyszeć dzwonek na śniadanie. Trzeba było porzucić robotę i pośpiesznie pomyć ręce oraz przyczesać włosy.

Gdy już wszyscy zasiedli do stołu, ojciec Jakóbka począł dopytywać się czy budowa chatek posunęła się nieco.

— Zapewne bardzo wyprzedziliście mego małego syneczka? rzekł w końcu.

— Nic, wujaszku, przeciwnie, Jakóbek posunął już swą robotę tak dalece, że to zupełnie nie do pojęcia! odpowiedział Leoś z pewnem niezadowoleniem.

— Pomimo że jest z was trzech najmłodszy, zdobył się na tyle energji, iż przybijał już ścianki do słupów, a wyście dopiero zwieźli materjał budowlany — wtrąciła Stokrotka.

— Bah! bah! Jakóbek nie jest więc tak złym cieślą, jak to podejrzewałeś, mój Leonku — rzekł pan Traypi, ojciec Jakóbka.

Leoś nic nie odpowiedział, ale mocno się zarumienił, a Jakóbek, który nadszedł właśnie i stał obok ojca, ucałował jego rękę poczem zaczęła się ogólna rozmowa. Doskonałe ciastka czekoladowe rozradowały młodego towarzystwa.

Po śniadaniu chciano koniecznie zaprowadzić starszych do ogrodu, aby pokazać rozpoczętą budowę, ale rodzice zadecydowali, że dopiero po ukończeniu będą podziwiali te arcydzieła w całej ich okazałości.

Wszyscy udali się razem do pobliskiego lasku i tam nad rzeczką Leoś urządził połów ryb, Kamilka i Madzia pobiegły do ogrodnika, prosząc, by im dostarczył robaczków do wędki, Jakóbek, Stokrotka i Zosia przygotowali wiadro pełne wody dla wrzucania złowionych rybek.

W krótkim czasie dwadzieścia rybek zostało pogrążone w tem wiedrze, stanowiącem ich chwilowe więzienie, zanim dostały się w ręce kucharza.

Wszystkie dzieci zajęte połowem nie zauważyły nawet zniknięcia Jakóbka.

— Pewno pobiegł doprowadzić do porządku swoje motylki — rzekła Madzia.

— Motylki, których wcale nie łapał — szepnęła Stokrotka Zosi na uszko i obie się roześmiały.

— Co to ma znaczyć? zapytał Leonek patrząc na nie podejrzliwie. Od samego rana Jakóbek, Zosia i Stokrotka mają tajemnicze miny, które nic dobrego nie wróżą.

— Dla nas czy dla ciebie? odrzekła Stokrotka filuternie.

— Dla wszystkich. A jeżeli chcecie spłatać figla mnie i Jankowi, to my też odpłacimy wam pięknem za nadobne.

— O co do mnie, to niema obawy! Możecie mi płatać figle ile się wam podoba w żadnym razie mścić się nie będę — zawołał Janek uprzejmym tonem.

— Jaki ty jesteś dobry, mój Janeczku, rzekła Stokrotka, ściskając serdecznie jego rękę. Bądź pewien, że nie urządzimy tobie żadnej przykrości ani złośliwej psoty.

— A za niewinny figiel nie będziesz się na nas gniewał — wtrąciła Zosia.

— Aha! Więc są jakieś figielki w robocie? Domyślałem się tego! Ale uprzedzam was, że postaram się im przeciwdziałać — mówił Janek ze śmiechem.

— Niemożliwe! Nie potrafisz tego dokonać — zapewniała Stokrotka.

— Zobaczymy! Zobaczymy! odgrażał się Janek.

Przez ten czas Leoś zajęty był łowieniem ryb i nie mieszał się do rozmowy. Nagle odezwał się, licząc ryby w wiedrze:

— Zdaje mi się, że już dość na dzisiaj tej zabawy. Mamy przeszło dwadzieścia rybek. Może zabierzemy się do budowania chatki?

— Leoś ma zupełną słuszność — odpowiedziała Kamilka — musimy dobrze popracować, aby dorównać Jakóbkowi.

— Tego