Przygody Zosi - Sophie de Ségur - ebook

Przygody Zosi ebook

Sophie de Ségur

0,0

Opis

Hrabina de Segur zajęła się literaturą w wieku 57 lat i napisała łącznie dwa i pół tuzina książek. Książki tej autorki skierowana są przede wszystkim do małych dzieci, ale zawierają wiele okrutnych i tragicznych epizodów, które skłoniły niektórych badaczy do porównania hrabiny de Segur z markizem de Sade. Tymczasem sama pisarka uważała, że jej dzieła nie są wcale fikcją, ale książkami, które miały cel wychowawczy. Akcja opowieści rozgrywa się na francuskiej wsi w okresie Drugiego Cesarstwa, gdzie mieszka Zosia. Dziewczynka jest hołubiona przez rodziców, którzy opiekują się nią i przykładają szczególną wagę do jej edukacji. Ciekawa i żądna przygód, popełnia głupstwo za głupstwem, co krytycznie ocenia Paweł, jej kuzyn, który jest odpowiedzialny i spokojny i próbuje wskazać Zosi właściwą drogę postępowania. Jej przyjaciółkami są Stokrotka i Madzia, rozsądne dziewczynki, które usiłuje naśladować. Zosia stara się być wzorową dziewczynką, ale – niestety – robi to, na co ma ochotę, ku konsternacji wszystkich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sophie de Ségur

 

Przygody Zosi

 

wolny przekład z francuskiego

Jerzego Orwicza 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: Horace Castelli (1825 – 1889), Illustration en noir et blanc de Castelli pour Les Malheurs de Sophie,

ouvrage du XIXe siècle dans le domaine public (entre le 1825 et le 1889),

https://fr.wikisource.org/wiki/Fichier:Lesmalheursdesop00comt_0025.jpg

Ce fichier a été identifié comme étant exempt de restrictions connues liées au droit d’auteur,

y compris tous les droits connexes et voisins.

 

Tekst wg edycji:

Sophie de Ségur

Przygody Zosi

Warszawa 1937 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-118-2 

 

 

 

WAPNO.

Mała Zosienka nie była posłuszną dziewczynką. Mamusia nie pozwalała jej wybiegać samej na podwórze, gdyż mularze budowali oficynę. Zosia miała wielką ochotę przyglądać się tej robocie i nie mogła zrozumieć dlaczego nie wolno ruszać rozłożonych na ziemi cegieł, nasypywać w wiaderka i patrzeć, jak mieszają coś w wielkiem drewnianem pudle.

— Czemu mamusia nie pozwala mi zostać na podwórku i każe trzymać się blisko siebie, gdy schodzimy razem? — pytała Zosieńka.

— Bo mularze rzucają cegły i kamienie, które mogły by cię zranić, a przytem możesz się wapnem sparzyć.

— Będę bardzo ostrożną — odparła dziewczynka — a zresztą czyż wapno rozsypane, tak samo jak piasek, sparzyć może?

— Jesteś jeszcze mała i nie rozumiesz tego, moje dziecko, powinnaś słuchać mnie i jeśli powiedziałam, żebyś nie biegała po podwórzu w mojej nieobecności, to widocznie są do tego powody.

Zosia spuściła główkę i nic nie odpowiedziała, ale nadąsała się i pomyślała:

— A jednak zejdę na podwórze! Bawi mię to i zejdę!

Niedługo oczekiwała chwili sposobnej do wykonania swego zamiaru. W godzinę niespełna potem przyszedł ogrodnik, prosząc aby matka Zosi zobaczyła sama kwiaty, które mają być sprzedane do kwiaciarni.

Zosia pozostała, gdy mama wyszła do ogrodu. Rozglądnęła się pośpiesznie czy służącej niema w pobliżu i uchyliwszy drzwi ostrożnie, zbiegła na dół. Mularze nie zauważyli nawet, że Zosia przygląda się ich robocie i że podeszła do rozrobionego wapna, które wydało się jej zupełnie podobne do śmietany.

— Jakie to wapno jest białe i gładkie! mówiła Zosia. Mama nie pozwoliła mi nigdy przyglądnąć mu się zbliska. Sprobuje przejść po nim, jak po lodzie.

Zosia chciała oprzeć nóżkę na tej białej przestrzeni, wyobrażając sobie, że jest twarda jak ziemia, na której stała, ale nóżka zanurzyła się w wapno, druga za nią. Zosia poczęła krzyczeć z przerażenia, co usłyszawszy mularz jeden poskoczył na ratunek i wyciągnął dziewczynkę a postawiwszy na ziemi, zawołał:

— Niech panienka zdejmie prędko trzewiczki i pończoszki, już są zupełnie spalone. Jeżeli pozostaną choć chwilę jeszcze na nogach, to i nóżki mogą się poparzyć.

Zosia spojrzała zdziwiona, gdyż pod wapnem, które trzymało się jeszcze, pończoszki jej były zupełnie zczerniałe jakby z ognia wyjęte, a przytem uczuła lekkie szczypanie skóry, poczęła więc krzyczeć coraz głośniej. Szczęśliwym trafem służąca była w pobliżu i przybiegła zaraz, by dowiedzieć się co zaszło. Natychmiast zdjęła obuwie i pończoszki Zosi, otarła swym fartuchem nóżki, wzięła dziewczynkę na ręce i zaniosła do mieszkania.

W tej chwili właśnie weszła matka i zapytała zdziwiona:

Co to się stało? Dlaczego Zosieńka jest bosa?

Zosia zawstydzona milczała uparcie ale jak służąca opowiedziała jakie nieszczęście mogło się przytrafić, gdyby nie zdjęła odrazu obuwia, nóżki małej wyglądałyby tak samo jak oto mój fartuch, dodała w końcu, pokazując wypalone na nim wapnem dziury.

— Powinnabym dać ci rózgą, zawołała matka, zwracając się do Zosi. Dałaś dowód nieposłuszeństwa i zostałaś słusznie za nie ukaraną, doznając wielkiego strachu, więc już nie zostaniesz obitą, ale musisz teraz dać twoje pięć złotych, uzbierane w skarbonce, żeby odkupić nowy fartuch Marysi. Miałaś za nie zabawić się w Luna-Parku, teraz nic z tego!

Zosia z płaczem rzuciła się mamusi na szyję. Strasznie jej było żal oddać pieniądze uzbierane, ale mama nie chciała ustąpić, fartuch musi być zaraz kupiony i uszyty. Zosia przyrzekła odtąd być zawsze posłuszną i zrozumiała, że przestrogi mamusi mają tylko jej dobro na celu.

RYBKI.

Zosia była ogromnie roztrzepana i często przez to zdarzało się jej zrobić coś złego nawet niechcący.

Otóż pewnego dnia było tak:

Mamusia Zosi miała rybki w akwarjum to jest w szklanym pudełku nalanem wodą na dnie którego posypany był piasek. Rybki uwijały się wesoło. Pani Irena sypała im zwykle z rana okruchy bułki. Zosię bawiło bardzo przyglądanie się jak rybki rzucają się łapczywie na jedzenie i wyrywają je sobie nawzajem.

Tatuś darował Zosi szyldkretowy nożyk którym cieszyła się mogąc sama obierać nim jabłka, krajać biszkopty i ścinać kwiaty.

Pewnego razu bona dała Zosi chleba, który dziewczynka porozcinała na drobne kawałki; migdały i listki sałaty także zostały przez nią pokrajane. Następnie Zosia poprosiła, żeby jej dano soli, octu i oliwy, gdyż chce sobie przyrządzić doskonałą potrawę.

— O nie — odpowiedziała panna Julja — dam ci soli, ale ani octu ani oliwy nie dostaniesz, poplamiłabyś sobie sukienkę.

Zosia posoliła obficie swoją sałatkę i została jej jeszcze duża ilość, z której postanowiła zrobić jakiś użytek.

— Wiem już — powiedziała sobie. Posolę rybki mamusi! Kilka z nich rozetnę moim nożykiem. To dopiero będzie potrawa wyśmienita.

I oto niewiele myśląc biegnie do salonu, wyciąga rybki rączkami i kładzie je na talerzu. Rybki, pozbawione wody, rzucały się i podskakiwały. Zosia posypała je solą obficie i znieruchomiały wnet, leżały martwe na talerzu. Kilka z wydobytych rybek Zosia rozcięła na drobne kawałki. Skręcały się widocznie z bólu i Zosia zrozumiała wreszcie, że je zabija w ten okrutny sposób.

Zaczerwieniła się mocno.

— Cóż mamusia na to powie? pomyślała. Co ja pocznę nieszczęśliwa, jak się to wyda?

Pozbierała szybko rybki pocięte i osolone i zaniosła je z powrotem do salonu, żeby wrzucić do wody.

— Mamusia będzie myślała, że rybki wojowały z sobą tak zawzięcie i pozagryzały się wzajemnie. Zaraz powycieram talerzyki z soli i nikt nawet nie zauważy co na nich było. Panna Julja, zajęta robotą, nie widziała, że wchodziłam do salonu.

Zasiadła przy swym małym stoliczku i bawiła się zabawkami, następnie wzięła książeczkę do ręki i poczęła przeglądać obrazki, ale ciągle nasłuchiwała czy mamusia nie wraca.

Po chwili zadrżała, usłyszawszy podniesiony głos matki, która przywoływała służbę, coś rozprawiała, wypytywała, widocznie bardzo zagniewana.

Zosia oczekiwała z niepokojem, że mama i ją zaraz przywoła. Panna Julja, zwabiona gwarem, pośpieszyła zaglądnąć do salonu, a powróciwszy ztamtąd, rzekła do Zosi:

— Jakie szczęście, że nie wychodziłyśmy obie z pokoju podczas nieobecności twojej mamusi. Wyobraź sobie, że ktoś pociął rybki w drobne kawałki! Mama zwołała całą służbę, żeby dowiedzieć się kto to zrobił. Nikt się nie przyznał i widać po ich zdziwionej minie, że są niewinni. Mama zapytywała mnie czy ty nie byłaś przypadkiem w salonie, ale zapewniłam, że bawiłaś się cały czas w dziecinnym pokoju. „To dziwne — powiedziała mama — mogłabym się założyć, że tylko jedna Zosia zdolna do takiej niegodziwej psoty!” — „O nie! Zosia by nigdy czegoś podobnego nie zrobiła!” odpowiedziałem z przekonaniem. „Tem lepiej — odrzekła mama — jeżeli pani jest tak dobrego o niej mniemania.”

Zosia słuchała w milczeniu z główką na dół spuszczoną, z oczami pełnemi łez. Miała przez chwilę zamiar wyznać prawdę, ale zabrakło jej odwagi.

Panna