Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Uważaj, o co prosisz Mikołaja i szefa!
Carla jest entuzjastką świąt Bożego Narodzenia. William to samotnik i pracoholik. Dziewczyna pracuje w firmie Williama i planuje na dwa tygodnie przed świętami wybrać się do domu. Jednak tym razem jej szef ma inne plany, oczywiście związane z pracą. Po niezbyt przyjemnej wymianie zdań dochodzą do kompromisu. Ona dokończy z nim projekt, ale pod jednym warunkiem
Rodzina Carli ciepło przyjmuje Williama na święta.
Śnieg, choinka, rodzinne tajemnice i kilka gorących chwil sam na sam.
Czego William dowie się o swojej pracownicy i jaki sekret przed nią odkryje?
Te święta z pewnością będą niezapomniane, a do tego bardzo przyjemne!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Autorka: Nana Bekher
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Skład: Robert Kupisz
Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko
Zdjęcia na okładce: Serezniy/VistaCreate (I g.), Freepik (I d., II i III), Justyna Tylkowska (skrzydełko)
Grafiki: Freepik
Redaktor prowadzący: Roman Książek
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Nana Bekher
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2022
Wydawnictwo Pascal Sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
pascal@pascal.pl, www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-037-4
Konwersja do ebooka: Aneta Kaczmarek
Piątek/sobota
– Carla! Ej, dziewczyny, wskakujemy na parkiet! – Moja przyjaciółka Linda przekrzykiwała muzykę.
– A gdzie masz Rogera? – zapytałam, rozglądając się za chłopakiem Lindy, bo nie odstępowali się dziś na krok.
– Chodź. – Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę. – Poszedł z Jasonem po drinki, zaraz wróci.
– No to bawimy się! – zawołała radośnie nieco już wstawiona Emma.
Razem z przyjaciółkami poszłyśmy na parkiet, wmieszałyśmy się w tłum ludzi i tańczyłyśmy, świetnie się przy tym bawiąc. Dziś miałam dwa powody do świętowania: moje urodziny i znalezienie nowej pracy. Po trzech miesiącach intensywnych poszukiwań – nie chciałam się poddać – w końcu się udało. Do Nashville przeprowadziłam się z Denver, gdzie studiowałam. Nie wiem czemu, ale coś mnie tu ciągnęło. Przez pewien czas pracowałam dorywczo, dwa razy w tygodniu w kwiaciarni na mojej ulicy i w weekendy w pizzerii. Z pieniędzy, jakie zarabiałam, trudno było na dłuższą metę się utrzymać, dlatego tak bardzo mi zależało, by w końcu znaleźć coś na stałe. W południe podpisałam umowę o pracę w biurze projektowym i miałam zacząć już w poniedziałek. Przy okazji Eva, sekretarka, nieco wprowadziła mnie w tajniki firmy, oprowadziła po budynku, pokazała mi moje biuro i powiedziała mniej więcej, co będzie należało do moich obowiązków. W poniedziałek poznam też szefa, którego jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, bo od kilku dni przebywał poza miastem. Mam nadzieję, że się dogadamy i będzie zadowolony z mojej pracy.
Po kilku piosenkach zeszłyśmy z parkietu i wróciłyśmy do naszej loży. Ta impreza w ogóle była dla mnie niespodzianką. Dopiero dziś się dowiedziałam, że Ivy wynajęła dla nas największą, najbardziej ekskluzywną, po prostu najlepszą lożę w klubie. Nie mogło być lepiej. Podchodząc do stolika, zauważyłam na nim tort. Ivy właśnie kończyła zapalać świeczki.
– No, kochana, trochę ich jest. – Zaśmiała się.
– Bardzo śmieszne. Nie pomyliłaś się? – Podniosłam wzrok na przyjaciółkę.
– Nie. – Uśmiechnęła się. – Jest ich dokładnie dwadzieścia trzy. – Pomyśl życzenie – dodała.
Przez moment się zastanawiałam. Moje życzenie było nierealne, choć co roku w urodziny właśnie o nim myślałam. Poniekąd stało się to tradycją. Gdyby to było możliwe, to pragnęłabym, aby on znowu był wśród nas.
Zdmuchnęłam świeczki, a wtedy rozległy się oklaski, które ściągnęły na nas uwagę innych.
– Jeżeli zażyczyłaś sobie gorącego przystojniaka, to właśnie idzie w naszą stronę – wskazała Ivy.
– Co? – zdziwiłam się. Faktycznie ten mężczyzna zmierzał w naszym kierunku.
Podszedł, przedstawił się, ale to, co jeszcze powiedział, sprawiło, że Ivy niemal wybuchła.
– Chyba sobie jaja robisz! – warknęła. – Tydzień temu zarezerwowałam tę lożę na całą noc, więc mnie nawet nie wkurzaj! – Wymachiwała mu palcem przed nosem.
– No to się spóźniłaś, bo ja zarezerwowałem ją przed tobą – powiedział pewnie.
– Tak? A niby kiedy?
– Tak się składa, że dwa tygodnie przed twoją rezerwacją.
– Jasne. – Potrząsnęła głową. – Może zaraz powiesz jeszcze, że zrobiłeś to w zeszłym roku – dodała.
– Po co miałbym kłamać? I tak byłem pierwszy – podkreślił.
– A nie możecie przełożyć imprezy? – wtrąciłam, a on się zaśmiał.
– Nie ma takiej opcji. To urodziny mojego brata – wyjaśnił.
– Moje też – burknęłam.
– To wszystkiego najlepszego – powiedział, posyłając mi szeroki uśmiech.
– Dziękuję. Szkoda tylko, że moja impreza dobiegła końca – skrzywiłam się.
– Nie ma mowy! – warknęła Ivy. – Zaraz wyjaśnimy to z menedżerem.
– Dajcie mi chwilę – rzucił mężczyzna, po czym zniknął w tłumie.
Moja przyjaciółka, nabuzowana niczym wulkan szykujący się do wybuchu, tylko czekała na moment, by jeszcze przygadać temu facetowi. Na szczęście szybko wrócił – w towarzystwie trzech innych mężczyzn. Od razu zwróciłam uwagę na jednego z nich. Wysoki, przystojny brunet o tajemniczym spojrzeniu. Nie miałam pojęcia, co wymyślił ten gość, ale gdy tylko zobaczyłam jego kolegę, zapragnęłam spędzić trochę więcej czasu w jego towarzystwie.
– Tak w ogóle to jestem Mark – przedstawił się. – Posłuchajcie, nas jest czterech, was… – Urwał, rozglądając się, by nas policzyć.
– Sześcioro – odpowiedziałam.
– To proponujemy połączyć nasze imprezy – powiedział.
– Że niby razem? – Ivy uniosła brwi.
Nie było sensu kłócić się z nimi czy z menedżerem. Dobrze się bawiliśmy, a to, że dosiądzie się do nas czterech facetów, myślę, że nikomu nie będzie bardzo przeszkadzało. Nie chciałam jeszcze wracać do domu, noc dopiero się zaczynała.
– Loża jest ogromna – wtrąciłam, żeby Ivy nie wyskoczyła z czymś mniej przyjemnym. – Wszyscy się pomieścimy.
– Dobre rozwiązanie. – Mark się uśmiechnął. – To moi kumple Jacob i William, a to mój brat Walter.
– A to moi przyjaciele: Ivy, Emma, Linda, Roger i Jason, a ja jestem Carla.
– Okej, siadajcie – dodała Emma. – I wypijmy w końcu za solenizantów.
Nie przeszkadzało mi, że dosiedli się do nas. Wydawali się naprawdę w porządku, a ja nie chciałam już kończyć świętowania. Po kolejnym drinku wskoczyłyśmy na parkiet. Tym razem dołączyli do nas Mark, Jacob i Walter. Oczywiście, Roger i Linda dalej pielęgnowali swoją miłość w loży. William, przyjaciel Marka, też nie był chętny do zabawy. Siedział w loży i uważnie nas obserwował. Czułam jego śmiałe spojrzenie na sobie i musiałam przyznać, że coraz bardziej mnie intrygował.
– William chyba nie bawi się najlepiej – powiedziałam do Marka.
– Rano musi być w Atlancie w sprawach służbowych – odpowiedział.
– No tak, to wyjaśnia, dlaczego jest taki mało imprezowy.
– Uwierz mi, jest taki nie tylko teraz. – Puścił do mnie oko.
– A, okej – przytaknęłam z uśmiechem.
– Will niech siedzi, a my możemy się dobrze bawić.
– Jasne!
Mark okazał się bardzo dobrym tancerzem i świetnie się z nim bawiłam. Do tego był przystojny i zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Aż nie miałam ochoty schodzić z parkietu, ale niestety nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Wysokie szpilki zdecydowanie im nie służyły, nie byłam przyzwyczajona do takich butów. Pomyślałam, że chwilę odpocznę i znów będę mogła się bawić. Wróciliśmy do loży i wypiliśmy po drinku. Parę minut później ktoś zadzwonił do Marka i ten musiał wyjść, ale obiecał, że niedługo wróci. Nasi przyjaciele wciąż tańczyli na parkiecie, oczywiście oprócz Williama i pary zakochanych, która właśnie zbierała się do domu. Postanowiłam zagadać do mężczyzny, bo sprawiał wrażenie, jakby siedział tu za karę.
– Nie lubisz tańczyć? – zapytałam.
– Nie jestem w tym dobry – odparł.
– Oj tam, w tańcu nie ma nic trudnego.
– Jasne. Mówisz tak, bo nie widziałaś, jak tańczę.
– To może chociaż wypijmy za moje zdrowie? – zaproponowałam.
– Na co masz ochotę?
– Zaskocz mnie. – Uśmiechnęłam się do niego.
Z pewnością nie był duszą towarzystwa. Ale i tak nie mógł popsuć mi dzisiejszego dnia swoim ponurym humorem. Chwilę później wrócił z moim ulubionym drinkiem.
– Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony? – Wzięłam od niego szklankę.
– Nie miałem zielonego pojęcia, po prostu pasuje do ciebie.
– Dziękuję – odpowiedziałam, na co na jego ustach, ku mojemu zdziwieniu, w końcu pojawił się uśmiech. I to całkiem seksowny. – Ty nie pijesz? – Zwróciłam uwagę na napój, który sobie przyniósł.
– Wypiliśmy wcześniej z chłopakami. Co prawda ja tylko pół piwa, bo prowadzę, a rano muszę jechać do Atlanty – wyjaśnił.
– Mark wspominał.
– Pytałaś go o mnie? – Zmarszczył lekko brwi.
– Myślałam, że nie jesteś zbytnio zadowolony z tego, że tu jesteś.
– Bardziej to kwestia zmęczenia.
– A ja bym jeszcze zatańczyła i to z tobą – rzuciłam zalotnie.
– Chętnie popatrzę, jak się ruszasz. – Poprawił się na sofie.
– O nie. – Pokręciłam głową. – Zatańczysz ze mną – upierałam się.
– Mówiłem ci, że…
– Jeden taniec, bo ja i tak będę się zbierać.
– Okej, jeden taniec, a potem odwiozę cię do domu – zakomunikował.
– Super. – Uśmiechnęłam się. – Daj mi tylko chwilę, skoczę do toalety.
– Chcesz się teraz wykręcić?
– No coś ty. – Wstałam i oparłam dłonie na stoliku, pochylając się nad mężczyzną. Widziałam, jak wbił we mnie pełen pożądania wzrok, a usta mu lekko zadrżały. – Mam nadzieję, że ty mi nie uciekniesz – szepnęłam.
– Pospiesz się, Carlo – ponaglił mnie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do toalety. Coraz częściej rozmyślałam o Willu i musiałam przyznać, że coraz bardziej mnie kusił. Kiedy wychodziłam, zauważyłam, że mężczyzna idzie w moim kierunku.
– Nie mogłeś się doczekać? – zapytałam.
– Dokładnie tak – warknął, po czym gwałtownie zmniejszył dystans między nami.
Nagle złapał mnie w pasie i przyszpilił do ściany, wpijając się w moje usta w namiętnym pocałunku, aż zabrakło mi tchu. O cholera! Nogi miałam jak z waty, a serce prawie mi wyskoczyło z piersi. Fala gorąca, która we mnie uderzyła, rozlała się po każdej komórce mojego ciała.
– Marzyłem, by w końcu cię pocałować – wychrypiał.
– Więc nie przestawaj – zachęciłam go.
Ponownie zatraciliśmy się w gorącym pocałunku. Jego usta były wręcz stworzone do całowania. Z nudnawego Willa przerodził się w cholernie namiętnego Willa. Po chwili niechętnie oderwałam się od jego warg.
– Obiecałeś mi taniec – przypomniałam mu.
– Okej, to nie traćmy czasu – powiedział, dał mi szybkiego całusa i poszliśmy zatańczyć.
William był już nieco bardziej rozluźniony, ale czuć było, że parkiet taneczny nie jest jego ulubionym miejscem, a sam taniec nie sprawia mu przyjemności. Nie miałam serca go dłużej męczyć, dlatego jeszcze przed końcem piosenki zaproponowałam, byśmy już wyszli. Odetchnął z ulgą.
Jakiś czas później dotarliśmy pod mój dom. Mieszkałam na drugim końcu miasta w spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych, a większość moich sąsiadów stanowiły osoby w średnim wieku.
– Fajny domek – odezwał się William.
– Opiekuję się nim pod nieobecność przyjaciółki – rzuciłam bez namysłu.
Cholera! Dlaczego skłamałam? W rzeczywistości kupiłam ten dom tuż po przyjeździe do Nashville. Moja rodzina była zamożna. Wcale nie musiałam wyjeżdżać z Aspen i szukać pracy gdzieś indziej, bo mogłam się zająć rodzinnym biznesem. Moi dziadkowie otworzyli piekarnię i cukiernię, które kilkanaście lat temu przejęli moi rodzice, tak więc teraz przyszła kolej na mnie. Ja jednak kochałam projektowanie i po ukończeniu studiów nie miałam wątpliwości, że właśnie to chcę robić w życiu. Wiedziałam, że mama i tata byli zawiedzeni, ale nie nalegali, bym została w Aspen i poprowadziła interes. Chyba gdzieś w głębi duszy mieli nadzieję, że po spróbowaniu pracy w zawodzie, zdecyduję się jednak wrócić i zająć firmą.
– Carla. – William odwrócił się w moją stronę. – Miło było cię poznać i spędzić z tobą trochę czasu – powiedział, nieco mnie zaskakując.
– A może jeszcze trochę przedłużymy ten wieczór?
– Co proponujesz? – Uśmiechnął się tajemniczo.
– Drinka… albo sok.
– W takim razie chętnie skorzystam z zaproszenia.
Ivy głowę by mi urwała, gdyby się dowiedziała, że zaprosiłam do domu faceta poznanego trzy godziny wcześniej, ale Will był naprawdę w porządku. Poza tym powiedziałam jej, że mnie odwiezie.
Weszliśmy do środka i mogłam w końcu ściągnąć szpilki. Odetchnęłam z ulgą, ale moje stopy wymagały masażu.
– Nie lubisz takich butów? – zapytał.
– Rzadko chodzę na tak wysokich obcasach, jakoś nie widzę się w takim outficie. – Skrzywiłam się lekko. – Czuję się nieswojo i pewnie wyglądam dziwnie.
– Wyglądasz pięknie, Carlo – powiedział, przyglądając mi się z uwagą, a ja poczułam, że zapiekły mnie policzki.
– Zawstydzasz mnie – wyznałam i podałam mu szklankę z sokiem.
– Mówię samą prawdę. Jesteś niezwykle piękna. – Nie odrywał ode mnie spojrzenia, a moje ciało zaczęło reagować przyjemnymi dreszczami. – Być może na co dzień wybierasz luźniejszy stój, ale ta sukienka idealnie podkreśliła twoje kształty, a twoje nogi w tych szpilkach wyglądały bardzo seksownie.
– Próbujesz mnie uwieść?
– Raczej wybić ci z głowy te bzdury – wyjaśnił i znacznie zmniejszył dystans między nami.
– Powiedz mi jeszcze coś miłego – odparłam zaczepnie, robiąc krok w jego stronę, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję.
William złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Swoim nosem trącił mój, nachylając się tak, jakby chciał mnie pocałować. Delikatnie przejechał wargami po moich ustach, sprawiając, że poczułam ogromny niedosyt. W głowie miałam ten pocałunek z klubu i niecierpliwie czekałam na ciąg dalszy. Wodził palcami po moim kręgosłupie, sprawiając, że miałam ochotę na więcej. Założył mi pasmo włosów za ucho, po czym uniósł mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy.
– Twoje ruchy na parkiecie były bardzo kuszące – szepnął do mojego ucha. – I bardzo pobudzające.
– Pokaż mi, jak bardzo – zamruczałam.
Mężczyzna popatrzył na mnie z takim pożądaniem, że momentalnie zapłonęłam. Pewnie te resztki alkoholu dodawały mi odwagi, ale naprawdę miałam na niego ochotę.
– Z przyjemnością – wychrypiał, po czym rozpiął suwak mojej sukienki.
W błyskawicznym tempie pozbyliśmy się ubrań i pozostaliśmy w samej bieliźnie. Mogłam podziwiać jego wyrzeźbione ciało. On też dokładnie mierzył mnie wzrokiem, zatrzymując go dłużej na moich piersiach, a właściwie na tatuażu.
– Ciekawy tatuaż, choć…
– Nie gadajmy teraz o tym – przerwałam mu, bo nie czułam się w obowiązku tłumaczyć mu, dlaczego mam taki tatuaż ani co mnie skłoniło do jego zrobienia.
Popchnęłam go na sofę i usiadłam na nim okrakiem. Gdy zaczęłam się o niego ocierać, poczułam, jak jego fiut momentalnie stwardniał. Warknął, zaciskając dłonie na mojej talii.
– Jesteś bardzo niegrzeczna, Carlo – szepnął, po czym wpił się namiętnie w moje usta.
Byłam tak spragniona tego pocałunku, że nie mogłam się od niego oderwać. On również całował mnie zachłannie, jakby pragnął tylko moich warg, jakby pragnął tylko mnie. Odsunął na bok moje majtki. Gdy włożył palec w moją cipkę, głośno jęknęłam. Byłam tak szalenie podniecona, że nie mogłam się doczekać, kiedy we mnie wejdzie. William jakby odczytał moje myśli, bo nie kazał mi na to długo czekać. Zrzuciliśmy z siebie bieliznę, on założył prezerwatywę, a ja nabiłam się na niego. Poczułam ulgę, gdy mnie wypełnił. Zaczęłam go ujeżdżać, a on zmysłowo powarkiwał. Po chwili zmieniliśmy pozycję. William położył mnie na sofie, zawisł nade mną, po czym mocno wbił się w moje wnętrze. Poruszał się energicznie, ostro mnie pieprząc, a ja wypychając biodra do przodu, przyjmowałam każde jego pchnięcie. Pomieszczenie wypełniły nasze jęki i przyspieszone oddechy. Dawno z nikim nie było mi tak dobrze. Po kilku kolejnych intensywnych pchnięciach, osiągnęłam spełnienie i pociągnęłam Williama za sobą.
Rano, gdy się obudziłam, już go nie było, a ja przez chwilę pomyślałam nawet, że chyba mi się to przyśniło. Will był taki namiętny, gorący, cholernie seksowny i tak dobry w łóżku, że to wszystko mogło się okazać pięknym snem. Jednak moje ciało pamiętało to, co ze mną wyprawiał, a aromat jego perfum na poduszce potwierdzał, że tę noc spędziliśmy razem, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Przyciągnęłam do siebie poduszkę i wtuliłam się w nią, zaciągając się pozostawionym na niej zapachem, po czym ponownie zasnęłam, rozmyślając o moim gorącym kochanku.
Poniedziałek
Połowę wczorajszego dnia przespałam, a drugą połowę przegadałam z Ivy. Przyjaciółka przyjechała do mnie po południu. Zamówiłyśmy pizzę, włączyłyśmy jakieś filmy na Netfliksie i wspominałyśmy imprezę. Nawet nie ochrzaniła mnie za ten spontaniczny seks z Williamem. Kilka lat temu rozstałam się z chłopakiem, o którym myślałam, że spędzę z nim resztę życia, dlatego kolejne związki traktowałam bardziej na luzie, nie przywiązywałam się, by znowu się nie rozczarować i nie skończyć ze złamanym sercem. Choć starałam się to ukryć, marzyła mi się taka prawdziwa miłość. W ostatnie święta życzyłam sobie, by spotkać faceta, który będzie mnie kochał tak, jak mój tata kocha moją mamę. Pomimo tylu lat małżeństwa była w nich piękna, pełna namiętności i uczucia miłość. Tyle przeszli, ale razem wszystko przetrwali. Sądziłam, że takim facetem będzie Carter. Od dłuższego czasu mówiłam mu, że wyjadę z Aspen, że chciałabym spróbować życia gdzieś indziej, ale on w ogóle nie chciał o tym słyszeć. Zaczęłam od studiów, które wybrałam w innym mieście, by powoli przyzwyczaić go do wyjazdu, ale on nie wyobrażał sobie życia poza Aspen. Przejął po rodzicach ośrodek narciarski wraz z hotelem i nie było mowy, by się wyprowadził. Planował, że weźmiemy ślub, on będzie prowadził ośrodek, a ja piekarnię i cukiernię. Szkoda tylko, że ja zupełnie inaczej widziałam swoje życie. Kiedy mu powiedziałam, że wyprowadzam się z Aspen, oznajmił tylko, że zachowuję się nieodpowiedzialnie. No cóż, nie było szans na wspólną przyszłość.
Dom w Nashville znalazłam poprzez agencję nieruchomości, w której pracowała Ivy. Dzięki temu poznałyśmy się i zaprzyjaźniłyśmy. Choć nie było mi tu lekko, nigdy nie żałowałam tej decyzji, a dziś zaczynałam nową pracę i byłam tym niesamowicie podekscytowana. Już przed ósmą zjawiłam się na miejscu, bo Eva mnie uprzedziła, że szef ma zaplanowane rano zebranie. Niestety Eva się spóźniała, a ja nie znałam tu nikogo innego. Pomyślałam, że po prostu kogoś zapytam, zamiast na nią czekać.
– Hej – zaczepiłam przypadkowego chłopaka. – Mam na imię Carla i jestem tu nowa. – Uśmiechnęłam się niepewnie. – Mam być na zebraniu, tylko nie wiem, gdzie jest, a Evy jeszcze nie ma.
– Hej, jestem Andre – przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę. – Zebranie jest w sali konferencyjnej, zaprowadzę cię.
– Dzięki. – Odetchnęłam z ulgą.
– Co do Evy, to te spóźnienia są u niej normalne. Dziwne, że szef to toleruje. – Skrzywił się. – Ale to też pewnie kwestia czasu.
– A ten szef? Jaki on jest? – zapytałam zaciekawiona.
– Norvell jest nawet spoko, choć właśnie nie lubi spóźnień. No i straszny pracoholik z niego, przez co uważnie nas pilnuje, ale uwierz mi, można trafić na gorszego szefa. – Zaśmiał się.
– Może dam radę.
– Zrób na nim dobre wrażenie, a na pewno zapunktujesz.
– Postaram się – odpowiedziałam.
– Pewnie będziesz z nim pracowała. Woli sam pilnować nowych pracowników.
– To jednak przyda mi się więcej szczęścia, niż myślałam.
– Głowa do góry, dasz radę. – Uśmiechnął się serdecznie. – To tu – dodał, otwierając drzwi do sali konferencyjnej.
Momentalnie oczy wszystkich obecnych skierowały się na mnie. Teraz to dopiero dziwnie się poczułam. Na szczęście nie trwało to długo, bo zaraz za nami ktoś się pojawił.
– Proszę zająć miejsca. – Usłyszałam za sobą niski, ale znajomy głos.
Andre mnie wprowadził, usiadłam obok niego i dopiero wtedy spojrzałam w kierunku mężczyzny, który wszedł za nami.
– Ja pierdolę – rzuciłam pod nosem, ale chyba na tyle głośno, że wszyscy mnie usłyszeli, bo znowu skupiłam na sobie ich wzrok. Jego też.
Mężczyzna tylko zacisnął usta, by nie powiedzieć nic równie wulgarnego, ale i on wyglądał, jakby zobaczył ducha.
– To jest szef? – szepnęłam do Andre.
– No tak. Coś się stało? – zapytał.
– Nie, nie. Wszystko okej – odpowiedziałam zmieszana.
A więc moim szefem jest facet, z którym ostatnio pieprzyłam się po imprezie. Szlag! Lepiej nie mogłam trafić.
William poluzował krawat i co chwilę ukradkiem zerkał na mnie. Jego oczy ciskały gromy. Też nie byłam zadowolona. To znaczy seks był super, ale cholera, dlaczego akurat on musi być moim nowym szefem?
Przez całe zebranie starałam się jak najrzadziej patrzeć w jego stronę, choć musiałam przyznać, że w takim władczym wydaniu był jeszcze bardziej seksowny. Boże, powinnam palnąć się w głowę za takie myśli. Will jest moim szefem i chyba lepiej, żeby nikt nie wiedział, co się między nami wydarzyło.
– Projektem Pereza zajmie się pan Simmons – powiedział w pewnej chwili, spoglądając na Andre.
– Jasne, szefie – przytaknął Andre.
– Jeśli będzie trzeba wprowadzić jakieś zmiany, proszę najpierw o konsultację ze mną – dodał nieco szorstko. I to miał być ten spoko szef? – Witamy również na pokładzie nową osobę. – Przeniósł wzrok na mnie. Miło, że w końcu o mnie wspomniał, prychnęłam w myślach. – Panna Carla… – Urwał, zerkając w jakieś papiery. – Carla Snow. – Usłyszałam, że głos mu zadrżał. – Panna Snow zajmie stanowisko pani Russell. Przez najbliższy miesiąc pani opiekunem będzie pani Suzanne Wilcox – dokończył.
Mogłam się tego spodziewać, że do nadzorowania mnie wyznaczy kogoś innego, by nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale jedno było pewne, musiałam z nim pogadać.
– Są jakieś pytania? – Rozejrzał się po sali, oczywiście omijając moją osobę. – Jeśli nie ma, to wracajcie do pracy. Panno Snow – powiedział, nie odrywając wzroku od papierów. – Proszę zostać.
Poczułam, że moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Przełknęłam ślinę i zaczekałam, aż wszyscy wyjdą. Teraz siedziałam do niego tyłem. Usłyszałam, jak zamknął drzwi, a potem ruszył w moją stronę. Wiedziałam, że jest tuż za mną, czułam jego oddech na skórze, gdy się nachylił.
– Czy to jest jakiś żart? – Niemalże warknął.
– Mogłabym zapytać o to samo – odparłam.
William przez chwilę krążył po sali, potrząsając głową.
– Dlaczego nie powiedziałaś, że dostałaś u mnie pracę? – zapytał po chwili, a ja uniosłam brwi.
– Serio? Ty myślisz, że ja wiedziałam, kim jesteś? – skwitowałam. – Może gdybyś się przedstawił jako William Norvell, właściciel Norvell’s Art Design, to od razu bym ci powiedziała! – Podniosłam ton głosu.
– Okej, spokojnie, bo jeszcze nas ktoś usłyszy. – Spojrzał niepewnie w kierunku drzwi. – Posłuchaj, u nas w biurze bezwzględnie przestrzegamy jednej zasady, którą właściwie sam ustaliłem, by nie było niepotrzebnych spięć pomiędzy pracownikami. Nie wchodzimy w bliższe, intymne relacje z kolegami, koleżankami z pracy – wyjaśnił. – Za to grozi zwolnienie z pracy.
– No dobra, tylko ja nie wiedziałam, kim jesteś, i nie pozwolę się zwolnić z tego powodu – powiedziałam stanowczo.
– Nie chcę cię zwolnić, jesteś nam potrzebna – wyjaśnił. – Po prostu lepiej będzie, jeśli tamten wieczór zostanie tylko w naszej pamięci.
– Ach, rozumiem, mam udawać, że nie znaliśmy się wcześniej?
– Po co mają o nas krążyć po firmie plotki? – Spojrzał na mnie wymownie.
– No tak, wolałabym by nikt mi nie zarzucił, że dostałam tę posadę przez łóżko – odpowiedziałam z sarkazmem.
– Uwierz mi, że tak będzie lepiej. – Nie rozumiałam, dlaczego jego wzrok posmutniał. – Nie chcę, by potem gadali, że sam łamię zasady, które ustalam. Muszę dawać przykład.
– Właściwie – wstałam z krzesła – wcale nie muszę pamiętać o tamtej nocy – rzuciłam obojętnie. – Jeśli chcesz, mogę uznać, że nic się nie wydarzyło.
– To nie tak – westchnął głęboko. – Robię to głównie dla ciebie.
Przewróciłam oczami i już chciałam stamtąd wyjść, gdy nagle William złapał mnie za rękę.
– Carlo, tamta noc była jedną z najlepszych w moim życiu – wyznał. – Wiem, że możesz być na mnie o to zła, ale kiedyś zrozumiesz – dodał i delikatnie przesunął dłonią po moim ramieniu.
– Rozumiem, że kolacja w środę nieaktualna? – Wspomniałam o tym, bo jeszcze zanim zasnęliśmy, umówiliśmy się na kolację.
– Carlo…
– Jasne. W końcu pan tu jest szefem, panie Norvell.
Po tych słowach wyszłam z sali i poszłam poszukać Suzanne. Już czułam, że moja współpraca z Williamem będzie się układała wręcz fantastycznie.
Dwa miesiące później
Deck the halls with boughs of holly,
Fa la la la la, la la la la.
Tis the season to be jolly,
Fa la la la la, la la la la.
Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, to wszędzie rozbrzmiewające kolędy skutecznie o tym przypominały. Dziś przed pracą wybrałam się do centrum handlowego. Uwielbiałam okres przedświąteczny i same święta. Te wszystkie przygotowania, dekorowanie domu, pieczenie ciasteczek i oczywiście pomoc potrzebującym. Co roku aktywnie pomagałam burmistrzowi i radzie miasta w świątecznych przygotowaniach. To stało się moją tradycją. W tym roku nie będę mogła uczestniczyć w tym od samego początku, ale planuję w przyszłym tygodniu pojechać do Aspen, by te dwa tygodnie przed świętami poświęcić przygotowaniom. Ostatnio byłam bardzo zapracowana, zostawałam po godzinach, by podgonić trochę z robotą. Udało mi się nawet zrobić więcej, niż przewidywał plan, więc nie przypuszczałam, aby szef nie zgodził się na mój dłuższy urlop.
No właśnie, szef… William Norvell był bardzo profesjonalny, strzegł naszej tajemnicy niczym największego skarbu. Przez te dwa miesiące nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że między nami coś się wydarzyło. Jedynie czasami, gdy byliśmy sam na sam, zapominał się i mówił do mnie po imieniu, ale na co dzień byłam dla niego panną Snow.
Pracowało mi się bardzo dobrze, choć miałam sporo zadań, nie rozpraszały mnie inne zajęcia i w końcu robiłam to, co kochałam. Dużo się uczyłam w firmie i nabywałam doświadczenie. Uwielbiałam projektować, cieszyłam się, że mam taką swobodę, iż mogę się wykazać kreatywnością. Widziałam, jak imponowało to Williamowi. Miło było słyszeć z jego ust, że jestem utalentowana, pracowita i dużo wnoszę do firmy. Jednak jeśli chodziło o tamtą noc, kiedy uprawialiśmy seks… Nigdy więcej do tego nie wróciliśmy. W ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Trochę dziwnie się z tym czułam, bo z jednej strony rozumiałam to i nie nalegałam na rozmowę, ale z drugiej wiedziałam, że wciąż o tym pamięta, tak jak ja. Owszem, trzymał dystans, jednak czułam napięcie, gdy był w pobliżu. Między nami pojawiła się jakaś chemia, którą próbowaliśmy ignorować. Czasem zdawało mi się, że chce mi coś powiedzieć, coś o tym, co się wydarzyło, o nas, ale szybko przypominał sobie, że jestem jego pracownicą. Nie chciałam stawiać go w niezręcznej sytuacji ani sobie robić kłopotów, dlatego nie naciskałam, byśmy w końcu porozmawiali jak dorośli. Kłębiło się to w nas od dłuższego czasu, jednak nie mogliśmy zaryzykować. Cokolwiek mogło z tego jeszcze być i tak nie miało prawa istnienia.
W sumie przez ten czas nie widziałam, by Will z kimś się związał. Tak naprawdę przez te dwa miesiące nie poznałam go od prywatnej strony. Czasem zastanawiałam się, czy ma jakąś rodzinę, bo większość czasu spędzał w firmie. Zresztą okazało się, że nikt nic o nim nie wie. Wiadomo było tylko, że pochodzi z San Diego i być może właśnie tam ma rodzinę. W Nashville mieszkał od sześciu lat. Zdziwiło mnie, gdy mi powiedziano, że zeszłoroczne święta spędził w pracy. Kompletnie nie mogłam sobie tego wyobrazić, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że na pewno był tutaj i pracował nad projektami.
Dowiedziałam się też, że nasz szef nie pozwolił udekorować biura na święta. No cóż, w tym roku to się zmieni. Zanim wyjadę do Aspen, zadbam i tu o świąteczny klimat. I choć Norvell jeszcze tego nie wiedział, w firmie odbędzie się również impreza świąteczna. Głównie w tym celu wybrałam się dziś do centrum handlowego. Kupiłam kilka dekoracji, niezbędnych ozdób, potrzebowałam jeszcze choinki. Pomyślałam, by zaangażować w to Williama. Uznałam, że zrobię to w sobotę. W tygodniu trudno było go teraz złapać – czasem jak wyjeżdżał rano na spotkania z klientami, to wracał, gdy ja już kończyłam. Uprzedzono mnie również, że szef nie będzie szczęśliwy, gdy w firmie stanie choinka, dlatego chciałam, by on miał w tym swój udział.
Godzinę później byłam już w pracy. Gdy miałam iść do szefa, zadzwoniła moja mama. Odebrałam.
– Cześć, mamo. Co u was?
– Kochanie, ładnie to nie mówić mamie, że przyjeżdżasz? – skarciła mnie od razu.
– Och, tata się wygadał. – Potrząsnęłam głową. – A dzwoniłam do niego zaledwie dwa dni temu.
– Tata mówił, że niedługo przyjedziesz.
– Tak, postaram się przyjechać choć na te dwa tygodnie.
– Wiesz, córciu, że nie musisz.
– Mamo, ale ja nie robię tego, dlatego że muszę. Chcę – podkreśliłam.
– Oj, Carlo – westchnęła.
– Mamuś, muszę kończyć – powiedziałam, widząc przez przeszkloną ścianę, że szef zmierza w moim kierunku. – Zobaczymy się niedługo. Pa!
– Pa!
William wszedł do środka, marszcząc gniewnie brwi. Nie miałam pojęcia, co go ugryzło, ale zaraz zauważyłam, że wzrok skupił na pudełkach z ozdobami świątecznymi. Wyciągał jedną, oglądał ze zdziwieniem, odkładał, po czym wyciągał kolejną i robił dokładnie to samo. Niech się bawi. Zajęłam się pracą. Wydrukowałam ostatnie projekty i podczas gdy on wręcz badał te dekoracje, przeglądałam wydruki.
– Co to, u licha, jest? – odezwał się w końcu, próbując wyplątać palce z łańcucha.
– Dekoracje świąteczne – odpowiedziałam beznamiętnie.
– To widzę! – warknął. – Ale po co?
– Żeby było miło.
– Jasne – burknął.
Resztę jego monologu przemilczałam i poniekąd zignorowałam. On chyba naprawdę miał jakiś problem ze świętami.
– Panno Snow. – Wyrwał mnie z rozmyślań. – Jestem w stanie zrozumieć, że z racji nazwiska ma pani szczególną słabość do zimy, śniegu, świąt, ale proszę nie zamieniać biura w krainę Świętego Mikołaja.
Podniosłam wzrok znad sterty papierów i zsunęłam lekko okulary.
– Mówił pan coś? – zapytałam, a on zacisnął usta.
– Proszę zrobić porządek z tymi dekoracjami – zakomunikował, po czym wyszedł z mojego biura.
Miałam wrażenie, że chyba zapomniał, po co do mnie przyszedł, ale nie miałam teraz ochoty na rozmowę z nim. I tak zrobię po swojemu, bo wiedziałam, że choć on tego nie przyzna, spodoba mu się to.
– Hej, mogę? – Uniosłam głowę, słysząc głos Melanie.
– Hej, Mel. Jasne, wchodź.
– O! A co to? – Zwróciła uwagę na pudełka.
– Kupiłam trochę dekoracji świątecznych.
– Ale piękne. – Dziewczyna oglądała je z zachwytem, nie tak jak William. – Jaki śliczny ten renifer. – Wzięła figurkę w dłonie.
– Zatrzymaj go – powiedziałam zamyślona.
– Jesteś pewna?
– Postaw go na biurku, a po świętach zabierz do domu – dodałam łamiącym się głosem, bo czułam, że do moich oczu już cisną się łzy.
– Dziękuję, Carlo. Wszystko w porządku? – zapytała nieco zmartwiona.
– Tak. – Otarłam łzę. – Po prostu wzruszają mnie święta.
– Szkoda, że nie zaraziłaś tym szefa.
– Staram się, ale to wyjątkowo twardy zawodnik – odpowiedziałam z przekąsem.
– Myślę, że przy tobie zmięknie – odparła, puszczając do mnie oko.
– Nie byłabym tego taka pewna. Kazał mi zrobić z tym porządek i nie zamieniać biura w krainę Świętego Mikołaja – powtórzyłam jego słowa.
– On naprawdę jest jakiś dziwny – skrzywiła się. – Siedzi tu praktycznie całymi dniami, podejrzewam, że nawet w niedzielę tu przychodzi.
– I nigdy nie widzieliście nikogo z jego bliskich? – dopytałam zaciekawiona.
– Wiesz, ja pracuję tu półtora roku i prócz jego kolegów, głównie Waltera, nikogo więcej tu nie widziałam – odpowiedziała. – Zresztą widzisz, on też o nikim nie mówi. Tajemniczy ten nasz szef.
– Trudno. – Wzruszyłam ramionami. – Widocznie nie chce o sobie mówić.
– Ja to czuję, że on jeszcze z czymś wyskoczy – powiedziała zamyślona.
– Co masz na myśli?
– Zobaczysz, że w najmniej spodziewanym momencie wpadnie tu z jakąś mega laską i przedstawi ją jako swoją narzeczoną – odparła, na co poczułam dziwny ucisk w sercu. Zupełnie nie rozumiałam swojej reakcji na jej słowa.
– Kto wie – odpowiedziałam, odpływając już myślami.
Przecież ja i William to był tylko jeden raz. Umówiliśmy się, że nie będziemy do tego wracać i nikt w pracy się o tym nie dowie. Czasami tylko dopadało mnie wspomnienie tamtej nocy i żałowałam, że nie spotkaliśmy się na tej kolacji. Czułam, jakby coś więcej miało się wydarzyć między nami, a tu taka niespodzianka. Nic nie mogłam zrobić, dlatego powoli wymazywałam z pamięci obraz tamtych namiętnych chwil.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem typem pracoholika. Wiedziałem, co mówili o mnie moi pracownicy. Dla nich byłem facetem, który poza firmą nie ma innego życia. Pewnie po części mieli rację, choć nie znali mnie zbyt dobrze. Wiedzieli o mnie tyle, ile powinni. Przyjeżdżając tu sześć lat temu, rozpocząłem nowe życie, a ludzie, którzy mnie obecnie otaczali, nie mieli o niczym pojęcia. Tym bardziej nie wiedzieli o tym, co się wydarzyło w mojej poprzedniej pracy w Lubbock. Pojechałem tam z San Diego, ale długo tam nie zagościłem. Nie było warto wracać do tamtych wspomnień.
Zawsze wiedziałem, że chcę prowadzić biuro projektowe i po roku pracy w jednym z nich otworzyłem własne. Początki nie były łatwe, do wszystkiego musiałem dojść sam, nigdy nic mi nie podano na tacy. Dzieciństwo w domu dziecka nauczyło mnie walki o swoje. Dzięki temu osiągnąłem wyznaczone cele, nigdy się nie poddałem.
Do firmy przyjechałem dziś wyjątkowo wcześnie, bo musiałem sprawdzić kosztorys dla klienta. Miałem też nadzieję, że Carla wpadnie wcześniej i pogadamy.
Byłem świadomy tego, jak pojebana jest ta sytuacja, ale przecież nie mogłem jej zwolnić. Pilnie potrzebowaliśmy pracownika, a Carla od razu się sprawdziła. Byłbym totalnym idiotą, gdybym wręczył jej wypowiedzenie. Pamiętałem, jak uważnie przeglądałem jej projekty. Były naprawdę świetne. Dziewczyna wykazała się dużą kreatywnością, nowoczesnym podejściem i świeżymi pomysłami. Wiedziałem, że musi być w naszym zespole. Od razu zadzwoniłem do sekretarki i umówiłem spotkanie na następny dzień, by podpisała umowę.
Wówczas miałem wyjątkowo pracowity tydzień. W piątek poleciałem do San Diego, by się zobaczyć z Tylerem, a z San Diego ruszyłem prosto do Denver na spotkanie z klientem. Wróciłem trochę rozkojarzony i w pierwszej chwili nie zorientowałem się, że to sobota, ale zarówno Eva, jak i dziewczyna potwierdziły, że będą. W firmie zjawiłem się o jedenastej, ale musiałem pilnie jechać do klienta. Liczyłem, że zdążę na spotkanie z nową pracownicą, niestety, spóźniłem się. Gdy dotarłem na miejsce, już dawno jej nie było. Nigdy bym nie przypuszczał, że jeszcze tego samego dnia spotkamy się wieczorem w klubie. Od razu zwróciłem na nią uwagę, ale ona początkowo zainteresowała się Markiem. Nie dość, że byłem wykończony, to nie czułem się najlepiej w klubie. Nie chodziłem na imprezy, chyba że miały związek z pracą. Carla mnie zaintrygowała i chciałem spędzić z nią choć trochę czasu, ale przez głowę mi nie przeszło, że ten wieczór zakończy się seksem. Było naprawdę zajebiście i mieliśmy się nawet spotkać na kolacji, jednak poniedziałek wszystko zmienił. To była trudna decyzja, ale musiałem zachować się w pełni profesjonalnie. O tym, co się wydarzyło między nami, nie mógł nikt wiedzieć, bo musiałbym rozważyć zwolnienie jej. Choć nie dała tego po sobie poznać, wiedziałem, że ją tym uraziłem. Nie było sensu wszystkiego tłumaczyć, nie chciałem wracać do pewnych wydarzeń, miałem tylko nadzieję, że kiedyś zrozumie, że tak było najlepiej dla niej i dla mnie.
Podszedłem do okna i zauważyłem, że moja sekretarka przebiega przez ulicę.
Piętnaście po ósmej.
Wziąłem kilka głębokich wdechów i spokojnie zaczekałem, aż Eva wjedzie windą na nasze piętro. Może i mógłbym przymknąć na to oko, ale to już drugi raz w tym tygodniu, a jest dopiero środa. W końcu drzwi windy się otworzyły i z kabiny wypadła zdyszana kobieta. Poprawiła swoje ubranie, wygładzając je, i szybko przeczesała dłonią rozmierzwione włosy. Nieśmiało podniosła na mnie wzrok, zdając sobie sprawę, że tym razem czeka nas niemiła rozmowa. Stanąłem bokiem do drzwi, zapraszając ją do środka. Kobieta niechętnie przekroczyła próg mojego biura.
– Dzień dobry, panno Starr – odezwałem chłodno.
– Dzień dobry, szefie. Ja bardzo przepraszam za to spóźnienie. To już się więcej nie powtórzy – powiedziała drżącym głosem.
– W tym tygodniu pobiła pani własny rekord – dodałem z przekąsem, a kobieta spuściła wzrok.
– Wiem, przepraszam. To był ostatni raz. – Spojrzała na mnie lekko wystraszona.
– Mam nadzieję, bo kolejne spóźnienie zaowocuje zakończeniem naszej współpracy.
– Rozumiem. – Przytaknęła nieco obrażona.
Nie zamierzałem dłużej tolerować jej spóźnień.
– Proszę zająć się już pracą. – Odprawiłem ją.
– Oczywiście.
– A, panno Starr! – zatrzymałem ją jeszcze na chwilę. Odwróciła się. – Carli nadal nie ma? – zapytałem.
– Carla dziś zaczyna o dziewiątej, miała zaplanowaną wizytę u lekarza.
– Dziękuję – odpowiedziałem zamyślony. Zastanawiałem się, co się dzieje z Carlą. Czy jest chora?
Jeśli zaś chodziło o Evę Starr, to pracowała tu zaledwie pół roku, a miała więcej spóźnień niż wszyscy pracownicy razem wzięci. Owszem, dobrze wykonywała swoją pracę, ale powinna też być punktualna, a to jej nie wychodziło. Nie dość, że dziś mieliśmy sporo pracy, to ona jeszcze się spóźniła.
Niecierpliwie siedziałem i czekałem na Carlę. Irytowało mnie, że zamiast zająć się pracą, myślę o niej i jej zdrowiu. Zaniepokoiło mnie to, a przecież to mogła być jakaś rutynowa kontrola. Gdy tylko usłyszałem, że przyszła, od razu poszedłem do jej biura sprawdzić, co z nią.
– Jak się czujesz? – zapytałem, przyglądając się z uwagą dziewczynie.
– Dziwne pytanie, ale trochę brzuch mnie boli – odpowiedziała, patrząc na mnie jak na szaleńca.
– Jesteś chora? – zmartwiłem się jeszcze bardziej. – Byłaś u lekarza.
– Ty tak serio? – Przewróciła oczami. – Mam ci wpisywać w kalendarz moje wizyty u lekarza?
– Nie, przepraszam. Po prostu…
– Dziękuję za troskę, ale nic poważnego mi nie jest – dodała.
– Czyli coś jest nie tak? – drążyłem.
– Williamie – westchnęła. Kiedy wypowiedziała moje imię, aż zadrżałem. – To nic takiego. – Wyciągnęła z torebki jakieś tabletki i pokazała mi opakowanie. – Mam niedobór żelaza i muszę to codziennie brać.
– Jasne, gdybyś jednak czegoś potrzebowała, to…
– A wiesz, potrzebuję ciebie.
Przełknąłem ślinę, bo sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że moje spodnie zrobiły się bardzo ciasne. Czułem się jak napalony nastolatek, który nie panuje nad emocjami. Miałem tylko nadzieję, że ona nie dostrzeże dowodu mojego podniecenia.
– W ja… w jakim sensie? – wydukałem.
– Chciałabym, żebyś w sobotę pomógł mi przy wyborze choinki do biura.
– Carlo…
– Will, proszę cię – powiedziała słodkim głosem, robiąc do mnie maślane oczy. Torturowała mnie tym.
– Ale po co nam tu choinka?
– Bo zbliżają się święta.
– Carlo, każdy z pewnością zadba o klimat świąt w swoim domu.
– Wiesz co… – Potrząsnęła bezradnie głową. – Po prostu chciałam, żeby było miło, zwłaszcza tobie, bo podobno ostatnie święta spędziłeś właśnie tu – wypaliła i na moment spuściła wzrok, tak jakby chciała ukryć to, że za dużo powiedziała.
– Panno Snow – poprawiłem spodnie, nim zdążyła na mnie spojrzeć. – Po pierwsze, nie spędziłem tu świąt, a zaledwie kilka godzin, bo miałem ważny projekt do dokończenia, a po drugie, choinka nie sprawi, że będzie mi miło.
– A co? – zapytała namiętnym głosem, podnosząc na mnie swe duże błękitne oczy.
Ugryzłem się w język, nim cokolwiek powiedziałem, bo Carla zdecydowanie nie powinna usłyszeć tego, co właśnie chodziło mi po głowie. Postanowiłem odpuścić, by nie drążyła tematu, nie zadawała więcej pytań, które z pewnością byłyby niezręczne.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej.
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
Świąteczne pierniczki Carli
Playlista Carli i Williama