Uważaj o co prosisz Mikołaja - Nana Bekher - ebook
BESTSELLER

Uważaj o co prosisz Mikołaja ebook

Bekher Nana

4,3

Opis

Uważaj, o co prosisz Mikołaja i szefa!

Carla jest entuzjastką świąt Bożego Narodzenia. William to samotnik i pracoholik. Dziewczyna pracuje w firmie Williama i planuje na dwa tygodnie przed świętami wybrać się do domu. Jednak tym razem jej szef ma inne plany, oczywiście związane z pracą. Po niezbyt przyjemnej wymianie zdań dochodzą do kompromisu. Ona dokończy z nim projekt, ale pod jednym warunkiem

Rodzina Carli ciepło przyjmuje Williama na święta.

Śnieg, choinka, rodzinne tajemnice i kilka gorących chwil sam na sam.

Czego William dowie się o swojej pracownicy i jaki sekret przed nią odkryje?

Te święta z pewnością będą niezapomniane, a do tego bardzo przyjemne!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 334

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (384 oceny)
227
79
47
23
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Yoanna14

Nie oderwiesz się od lektury

Macie tak czasem,że jak czytacie książkę,to „za bardzo wczuwacie” się w życie bohaterów? Ja tak mam często🤭❤️. „Uważaj o co prosisz Mikołaja” to moja druga(zaczełam w tamtym roku przygode z autorką) książka ze Świętami Bożego Narodzenia w tle od Nany😍. Jest to także gatunek,który uwielbiam,czyli romans biurowy😈. Carla to dziewczyna,która świętuje swoje urodziny wraz z koleżankami w klubie. W pewnym momencie spotyka chłopaka,który,chociaż małomówny wpada jej w oko. Niewiedzą jednak,że po wspólnie spędzonej nocy,czeka ich niemała niespodzianka……. Powieść,którą Nana zdecydowała się napisać i wydać w okresie przedświątecznym to nie tylko „słodka,ociekająca piernikami i cynamonem” książka,której główna bohaterka marzy o miłości na święta,ale też o rodzinie,która pomimo straty,stara się odnaleźć spokój.
10
Hanle

Nie oderwiesz się od lektury

"Uważaj, o co prosisz Mikołaja" Nany Bekher, to moim zdaniem znakomity romans biurowy w świątecznym klimacie. Carla z Williamem poznają się w klubie. Spędzają upojną, namiętną noc razem, by w poniedziałek okazało się, że mężczyzna jest szefem bohaterki. Banalne ? O nie ! Nie, w przypadku powieści Nany. Mnie zaskoczyły ukryte rodzinne tajemnice głównych bohaterów. I chodź Carla szybko odkrywa, swoje sekrety, tak na, to co, spotkało jej szef, trzeba wytrwale poczekać. Ten posępny, zapracowany Pan nie jest skłonny tak łatwo zdradzić swoich tajemnic. Podobało mi się również to, że namiętność pomiędzy bohaterami nie wybucha od razu, ich wzajemna fascynacja narasta z każdym dniem coraz bardziej, ponieważ oboje doszli do wniosku, że są w stanie razem współpracować, nie dając się porwać swoim pragnieniom. Czy im się to uda ? Tego wam już nie zdradzę 🤫😍 Bardzo liczyłam na romans w świątecznym magicznym klimacie i taki, też dostałam. Jestem nim zachwycona 😍! Książka pochłonęła mnie bez ...
10
Moniock

Nie oderwiesz się od lektury

Książka pod tytułem "Uważaj, o prosisz Mikołaja" opowiada historię Carli, która pracuje jako projektant oraz Williama, który jest szefem biura projektowego. Carla uwielbia święta Bożego Narodzenia i nie wyobraża sobie, że mogłaby nie uczestniczyć w przygotowaniach do świąt, dlatego gdy Wiliam informuje ją, że przed świętami będą musieli skończyć projekt dla Carlstona młoda wpada na pomysł by zaprosić swojego szefa samotnika do swojego rodzinnego domu w Aspen by dokończyć projekt oraz pomagać w przygotowaniach do świąt. Czy Carli uda się pokazać Wiliamowi urok świąt oraz czy z wyjazdu tej dwójki doi Aspen może wyniknąć coś dobrego przekonaj się czytając książkę Nany Bakher.
00
Kiingusxd

Całkiem niezła

szału nie ma :/
00
amelia1995

Dobrze spędzony czas

Proste, lekkie i świąteczne.
00

Popularność




Au­tor­ka: Nana Be­kher

Re­dak­cja: Jo­lan­ta Olej­ni­czak-Ku­lan

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Skład: Ro­bert Ku­pisz

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Emi­lia Pry­śko

Zdjęcia na okład­ce: Se­re­zniy/Vi­sta­Cre­ate (I g.), Fre­epik (I d., II i III), Ju­sty­na Tyl­kow­ska (skrzy­de­łko)

Gra­fi­ki: Fre­epik

Re­dak­tor pro­wa­dzący: Ro­man Ksi­ążek

Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka

© Co­py­ri­ght by Nana Be­kher

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Ta ksi­ążka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bie­ństwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zma­rłych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej ksi­ążce są two­rem wy­obra­źni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­cząco prze­two­rzo­ne pod kątem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści. Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej ksi­ążki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2022

Wy­daw­nic­two Pas­cal Sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8317-037-4

Kon­wer­sja do ebo­oka: Ane­ta Kacz­ma­rek

PRO­LOG

Carla

Pi­ątek/so­bo­ta

– Car­la! Ej, dziew­czy­ny, wska­ku­je­my na par­kiet! – Moja przy­ja­ció­łka Lin­da prze­krzy­ki­wa­ła mu­zy­kę.

– A gdzie masz Ro­ge­ra? – za­py­ta­łam, roz­gląda­jąc się za chło­pa­kiem Lin­dy, bo nie od­stępo­wa­li się dziś na krok.

– Cho­dź. – Dziew­czy­na po­ci­ągnęła mnie za rękę. – Po­sze­dł z Ja­so­nem po drin­ki, za­raz wró­ci.

– No to ba­wi­my się! – za­wo­ła­ła ra­do­śnie nie­co już wsta­wio­na Emma.

Ra­zem z przy­ja­ció­łka­mi po­szły­śmy na par­kiet, wmie­sza­ły­śmy się w tłum lu­dzi i ta­ńczy­ły­śmy, świet­nie się przy tym ba­wi­ąc. Dziś mia­łam dwa po­wo­dy do świ­ęto­wa­nia: moje uro­dzi­ny i zna­le­zie­nie no­wej pra­cy. Po trzech mie­si­ącach in­ten­syw­nych po­szu­ki­wań – nie chcia­łam się pod­dać – w ko­ńcu się uda­ło. Do Na­shvil­le prze­pro­wa­dzi­łam się z De­nver, gdzie stu­dio­wa­łam. Nie wiem cze­mu, ale coś mnie tu ci­ągnęło. Przez pe­wien czas pra­co­wa­łam do­ryw­czo, dwa razy w ty­go­dniu w kwia­ciar­ni na mo­jej uli­cy i w week­en­dy w piz­ze­rii. Z pie­ni­ędzy, ja­kie za­ra­bia­łam, trud­no było na dłu­ższą metę się utrzy­mać, dla­te­go tak bar­dzo mi za­le­ża­ło, by w ko­ńcu zna­le­źć coś na sta­łe. W po­łud­nie pod­pi­sa­łam umo­wę o pra­cę w biu­rze pro­jek­to­wym i mia­łam za­cząć już w po­nie­dzia­łek. Przy oka­zji Eva, se­kre­tar­ka, nie­co wpro­wa­dzi­ła mnie w taj­ni­ki fir­my, opro­wa­dzi­ła po bu­dyn­ku, po­ka­za­ła mi moje biu­ro i po­wie­dzia­ła mniej wi­ęcej, co będzie na­le­ża­ło do mo­ich obo­wi­ąz­ków. W po­nie­dzia­łek po­znam też sze­fa, któ­re­go jesz­cze nie mia­łam oka­zji zo­ba­czyć, bo od kil­ku dni prze­by­wał poza mia­stem. Mam na­dzie­ję, że się do­ga­da­my i będzie za­do­wo­lo­ny z mo­jej pra­cy.

Po kil­ku pio­sen­kach ze­szły­śmy z par­kie­tu i wró­ci­ły­śmy do na­szej loży. Ta im­pre­za w ogó­le była dla mnie nie­spo­dzian­ką. Do­pie­ro dziś się do­wie­dzia­łam, że Ivy wy­na­jęła dla nas naj­wi­ęk­szą, naj­bar­dziej eks­klu­zyw­ną, po pro­stu naj­lep­szą lożę w klu­bie. Nie mo­gło być le­piej. Pod­cho­dząc do sto­li­ka, za­uwa­ży­łam na nim tort. Ivy wła­śnie ko­ńczy­ła za­pa­lać świecz­ki.

– No, ko­cha­na, tro­chę ich jest. – Za­śmia­ła się.

– Bar­dzo śmiesz­ne. Nie po­my­li­łaś się? – Pod­nio­słam wzrok na przy­ja­ció­łkę.

– Nie. – Uśmiech­nęła się. – Jest ich do­kład­nie dwa­dzie­ścia trzy. – Po­my­śl ży­cze­nie – do­da­ła.

Przez mo­ment się za­sta­na­wia­łam. Moje ży­cze­nie było nie­re­al­ne, choć co roku w uro­dzi­ny wła­śnie o nim my­śla­łam. Po­nie­kąd sta­ło się to tra­dy­cją. Gdy­by to było mo­żli­we, to pra­gnęła­bym, aby on zno­wu był wśród nas.

Zdmuch­nęłam świecz­ki, a wte­dy roz­le­gły się okla­ski, któ­re ści­ągnęły na nas uwa­gę in­nych.

– Je­że­li za­ży­czy­łaś so­bie go­rące­go przy­stoj­nia­ka, to wła­śnie idzie w na­szą stro­nę – wska­za­ła Ivy.

– Co? – zdzi­wi­łam się. Fak­tycz­nie ten mężczy­zna zmie­rzał w na­szym kie­run­ku.

Pod­sze­dł, przed­sta­wił się, ale to, co jesz­cze po­wie­dział, spra­wi­ło, że Ivy nie­mal wy­bu­chła.

– Chy­ba so­bie jaja ro­bisz! – wark­nęła. – Ty­dzień temu za­re­zer­wo­wa­łam tę lożę na całą noc, więc mnie na­wet nie wku­rzaj! – Wy­ma­chi­wa­ła mu pal­cem przed no­sem.

– No to się spó­źni­łaś, bo ja za­re­zer­wo­wa­łem ją przed tobą – po­wie­dział pew­nie.

– Tak? A niby kie­dy?

– Tak się skła­da, że dwa ty­go­dnie przed two­ją re­zer­wa­cją.

– Ja­sne. – Po­trząsnęła gło­wą. – Może za­raz po­wiesz jesz­cze, że zro­bi­łeś to w ze­szłym roku – do­da­ła.

– Po co mia­łbym kła­mać? I tak by­łem pierw­szy – pod­kre­ślił.

– A nie mo­że­cie prze­ło­żyć im­pre­zy? – wtrąci­łam, a on się za­śmiał.

– Nie ma ta­kiej opcji. To uro­dzi­ny mo­je­go bra­ta – wy­ja­śnił.

– Moje też – burk­nęłam.

– To wszyst­kie­go naj­lep­sze­go – po­wie­dział, po­sy­ła­jąc mi sze­ro­ki uśmiech.

– Dzi­ęku­ję. Szko­da tyl­ko, że moja im­pre­za do­bie­gła ko­ńca – skrzy­wi­łam się.

– Nie ma mowy! – wark­nęła Ivy. – Za­raz wy­ja­śni­my to z me­ne­dże­rem.

– Daj­cie mi chwi­lę – rzu­cił mężczy­zna, po czym znik­nął w tłu­mie.

Moja przy­ja­ció­łka, na­bu­zo­wa­na ni­czym wul­kan szy­ku­jący się do wy­bu­chu, tyl­ko cze­ka­ła na mo­ment, by jesz­cze przy­ga­dać temu fa­ce­to­wi. Na szczęście szyb­ko wró­cił – w to­wa­rzy­stwie trzech in­nych mężczyzn. Od razu zwró­ci­łam uwa­gę na jed­ne­go z nich. Wy­so­ki, przy­stoj­ny bru­net o ta­jem­ni­czym spoj­rze­niu. Nie mia­łam po­jęcia, co wy­my­ślił ten gość, ale gdy tyl­ko zo­ba­czy­łam jego ko­le­gę, za­pra­gnęłam spędzić tro­chę wi­ęcej cza­su w jego to­wa­rzy­stwie.

– Tak w ogó­le to je­stem Mark – przed­sta­wił się. – Po­słu­chaj­cie, nas jest czte­rech, was… – Urwał, roz­gląda­jąc się, by nas po­li­czyć.

– Sze­ścio­ro – od­po­wie­dzia­łam.

– To pro­po­nu­je­my po­łączyć na­sze im­pre­zy – po­wie­dział.

– Że niby ra­zem? – Ivy unio­sła brwi.

Nie było sen­su kłó­cić się z nimi czy z me­ne­dże­rem. Do­brze się ba­wi­li­śmy, a to, że do­si­ądzie się do nas czte­rech fa­ce­tów, my­ślę, że ni­ko­mu nie będzie bar­dzo prze­szka­dza­ło. Nie chcia­łam jesz­cze wra­cać do domu, noc do­pie­ro się za­czy­na­ła.

– Loża jest ogrom­na – wtrąci­łam, żeby Ivy nie wy­sko­czy­ła z czy­mś mniej przy­jem­nym. – Wszy­scy się po­mie­ści­my.

– Do­bre roz­wi­ąza­nie. – Mark się uśmiech­nął. – To moi kum­ple Ja­cob i Wil­liam, a to mój brat Wal­ter.

– A to moi przy­ja­cie­le: Ivy, Emma, Lin­da, Ro­ger i Ja­son, a ja je­stem Car­la.

– Okej, sia­daj­cie – do­da­ła Emma. – I wy­pij­my w ko­ńcu za so­le­ni­zan­tów.

Nie prze­szka­dza­ło mi, że do­sie­dli się do nas. Wy­da­wa­li się na­praw­dę w po­rząd­ku, a ja nie chcia­łam już ko­ńczyć świ­ęto­wa­nia. Po ko­lej­nym drin­ku wsko­czy­ły­śmy na par­kiet. Tym ra­zem do­łączy­li do nas Mark, Ja­cob i Wal­ter. Oczy­wi­ście, Ro­ger i Lin­da da­lej pie­lęgno­wa­li swo­ją mi­ło­ść w loży. Wil­liam, przy­ja­ciel Mar­ka, też nie był chęt­ny do za­ba­wy. Sie­dział w loży i uwa­żnie nas ob­ser­wo­wał. Czu­łam jego śmia­łe spoj­rze­nie na so­bie i mu­sia­łam przy­znać, że co­raz bar­dziej mnie in­try­go­wał.

– Wil­liam chy­ba nie bawi się naj­le­piej – po­wie­dzia­łam do Mar­ka.

– Rano musi być w Atlan­cie w spra­wach słu­żbo­wych – od­po­wie­dział.

– No tak, to wy­ja­śnia, dla­cze­go jest taki mało im­pre­zo­wy.

– Uwierz mi, jest taki nie tyl­ko te­raz. – Pu­ścił do mnie oko.

– A, okej – przy­tak­nęłam z uśmie­chem.

– Will niech sie­dzi, a my mo­że­my się do­brze ba­wić.

– Ja­sne!

Mark oka­zał się bar­dzo do­brym tan­ce­rzem i świet­nie się z nim ba­wi­łam. Do tego był przy­stoj­ny i za­cho­wy­wał się jak praw­dzi­wy dżen­tel­men. Aż nie mia­łam ocho­ty scho­dzić z par­kie­tu, ale nie­ste­ty nogi po­wo­li od­ma­wia­ły mi po­słu­sze­ństwa. Wy­so­kie szpil­ki zde­cy­do­wa­nie im nie słu­ży­ły, nie by­łam przy­zwy­cza­jo­na do ta­kich bu­tów. Po­my­śla­łam, że chwi­lę od­pocz­nę i znów będę mo­gła się ba­wić. Wró­ci­li­śmy do loży i wy­pi­li­śmy po drin­ku. Parę mi­nut pó­źniej ktoś za­dzwo­nił do Mar­ka i ten mu­siał wy­jść, ale obie­cał, że nie­dłu­go wró­ci. Nasi przy­ja­cie­le wci­ąż ta­ńczy­li na par­kie­cie, oczy­wi­ście oprócz Wil­lia­ma i pary za­ko­cha­nych, któ­ra wła­śnie zbie­ra­ła się do domu. Po­sta­no­wi­łam za­ga­dać do mężczy­zny, bo spra­wiał wra­że­nie, jak­by sie­dział tu za karę.

– Nie lu­bisz ta­ńczyć? – za­py­ta­łam.

– Nie je­stem w tym do­bry – od­pa­rł.

– Oj tam, w ta­ńcu nie ma nic trud­ne­go.

– Ja­sne. Mó­wisz tak, bo nie wi­dzia­łaś, jak ta­ńczę.

– To może cho­ciaż wy­pij­my za moje zdro­wie? – za­pro­po­no­wa­łam.

– Na co masz ocho­tę?

– Za­skocz mnie. – Uśmiech­nęłam się do nie­go.

Z pew­no­ścią nie był du­szą to­wa­rzy­stwa. Ale i tak nie mógł po­psuć mi dzi­siej­sze­go dnia swo­im po­nu­rym hu­mo­rem. Chwi­lę pó­źniej wró­cił z moim ulu­bio­nym drin­kiem.

– Skąd wie­dzia­łeś, że to mój ulu­bio­ny? – Wzi­ęłam od nie­go szklan­kę.

– Nie mia­łem zie­lo­ne­go po­jęcia, po pro­stu pa­su­je do cie­bie.

– Dzi­ęku­ję – od­po­wie­dzia­łam, na co na jego ustach, ku mo­je­mu zdzi­wie­niu, w ko­ńcu po­ja­wił się uśmiech. I to ca­łkiem sek­sow­ny. – Ty nie pi­jesz? – Zwró­ci­łam uwa­gę na na­pój, któ­ry so­bie przy­nió­sł.

– Wy­pi­li­śmy wcze­śniej z chło­pa­ka­mi. Co praw­da ja tyl­ko pół piwa, bo pro­wa­dzę, a rano mu­szę je­chać do Atlan­ty – wy­ja­śnił.

– Mark wspo­mi­nał.

– Py­ta­łaś go o mnie? – Zmarsz­czył lek­ko brwi.

– My­śla­łam, że nie je­steś zbyt­nio za­do­wo­lo­ny z tego, że tu je­steś.

– Bar­dziej to kwe­stia zmęcze­nia.

– A ja bym jesz­cze za­ta­ńczy­ła i to z tobą – rzu­ci­łam za­lot­nie.

– Chęt­nie po­pa­trzę, jak się ru­szasz. – Po­pra­wił się na so­fie.

– O nie. – Po­kręci­łam gło­wą. – Za­ta­ńczysz ze mną – upie­ra­łam się.

– Mó­wi­łem ci, że…

– Je­den ta­niec, bo ja i tak będę się zbie­rać.

– Okej, je­den ta­niec, a po­tem od­wio­zę cię do domu – za­ko­mu­ni­ko­wał.

– Su­per. – Uśmiech­nęłam się. – Daj mi tyl­ko chwi­lę, sko­czę do to­a­le­ty.

– Chcesz się te­raz wy­kręcić?

– No coś ty. – Wsta­łam i opa­rłam dło­nie na sto­li­ku, po­chy­la­jąc się nad mężczy­zną. Wi­dzia­łam, jak wbił we mnie pe­łen po­żąda­nia wzrok, a usta mu lek­ko za­drża­ły. – Mam na­dzie­ję, że ty mi nie uciek­niesz – szep­nęłam.

– Po­spiesz się, Car­lo – po­na­glił mnie.

Uśmiech­nęłam się sama do sie­bie i po­szłam do to­a­le­ty. Co­raz częściej roz­my­śla­łam o Wil­lu i mu­sia­łam przy­znać, że co­raz bar­dziej mnie ku­sił. Kie­dy wy­cho­dzi­łam, za­uwa­ży­łam, że mężczy­zna idzie w moim kie­run­ku.

– Nie mo­głeś się do­cze­kać? – za­py­ta­łam.

– Do­kład­nie tak – wark­nął, po czym gwa­łtow­nie zmniej­szył dy­stans mi­ędzy nami.

Na­gle zła­pał mnie w pa­sie i przy­szpi­lił do ścia­ny, wpi­ja­jąc się w moje usta w na­mi­ęt­nym po­ca­łun­ku, aż za­bra­kło mi tchu. O cho­le­ra! Nogi mia­łam jak z waty, a ser­ce pra­wie mi wy­sko­czy­ło z pier­si. Fala go­rąca, któ­ra we mnie ude­rzy­ła, roz­la­ła się po ka­żdej ko­mór­ce mo­je­go cia­ła.

– Ma­rzy­łem, by w ko­ńcu cię po­ca­ło­wać – wy­chry­piał.

– Więc nie prze­sta­waj – za­chęci­łam go.

Po­now­nie za­tra­ci­li­śmy się w go­rącym po­ca­łun­ku. Jego usta były wręcz stwo­rzo­ne do ca­ło­wa­nia. Z nud­na­we­go Wil­la prze­ro­dził się w cho­ler­nie na­mi­ęt­ne­go Wil­la. Po chwi­li nie­chęt­nie ode­rwa­łam się od jego warg.

– Obie­ca­łeś mi ta­niec – przy­po­mnia­łam mu.

– Okej, to nie tra­ćmy cza­su – po­wie­dział, dał mi szyb­kie­go ca­łu­sa i po­szli­śmy za­ta­ńczyć.

Wil­liam był już nie­co bar­dziej roz­lu­źnio­ny, ale czuć było, że par­kiet ta­necz­ny nie jest jego ulu­bio­nym miej­scem, a sam ta­niec nie spra­wia mu przy­jem­no­ści. Nie mia­łam ser­ca go dłu­żej męczyć, dla­te­go jesz­cze przed ko­ńcem pio­sen­ki za­pro­po­no­wa­łam, by­śmy już wy­szli. Ode­tchnął z ulgą.

Ja­kiś czas pó­źniej do­tar­li­śmy pod mój dom. Miesz­ka­łam na dru­gim ko­ńcu mia­sta w spo­koj­nej dziel­ni­cy dom­ków jed­no­ro­dzin­nych, a wi­ęk­szo­ść mo­ich sąsia­dów sta­no­wi­ły oso­by w śred­nim wie­ku.

– Faj­ny do­mek – ode­zwał się Wil­liam.

– Opie­ku­ję się nim pod nie­obec­no­ść przy­ja­ció­łki – rzu­ci­łam bez na­my­słu.

Cho­le­ra! Dla­cze­go skła­ma­łam? W rze­czy­wi­sto­ści ku­pi­łam ten dom tuż po przy­je­ździe do Na­shvil­le. Moja ro­dzi­na była za­mo­żna. Wca­le nie mu­sia­łam wy­je­żdżać z Aspen i szu­kać pra­cy gdzieś in­dziej, bo mo­głam się za­jąć ro­dzin­nym biz­ne­sem. Moi dziad­ko­wie otwo­rzy­li pie­kar­nię i cu­kier­nię, któ­re kil­ka­na­ście lat temu prze­jęli moi ro­dzi­ce, tak więc te­raz przy­szła ko­lej na mnie. Ja jed­nak ko­cha­łam pro­jek­to­wa­nie i po uko­ńcze­niu stu­diów nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, że wła­śnie to chcę ro­bić w ży­ciu. Wie­dzia­łam, że mama i tata byli za­wie­dze­ni, ale nie na­le­ga­li, bym zo­sta­ła w Aspen i po­pro­wa­dzi­ła in­te­res. Chy­ba gdzieś w głębi du­szy mie­li na­dzie­ję, że po spró­bo­wa­niu pra­cy w za­wo­dzie, zde­cy­du­ję się jed­nak wró­cić i za­jąć fir­mą.

– Car­la. – Wil­liam od­wró­cił się w moją stro­nę. – Miło było cię po­znać i spędzić z tobą tro­chę cza­su – po­wie­dział, nie­co mnie za­ska­ku­jąc.

– A może jesz­cze tro­chę przedłu­ży­my ten wie­czór?

– Co pro­po­nu­jesz? – Uśmiech­nął się ta­jem­ni­czo.

– Drin­ka… albo sok.

– W ta­kim ra­zie chęt­nie sko­rzy­stam z za­pro­sze­nia.

Ivy gło­wę by mi urwa­ła, gdy­by się do­wie­dzia­ła, że za­pro­si­łam do domu fa­ce­ta po­zna­ne­go trzy go­dzi­ny wcze­śniej, ale Will był na­praw­dę w po­rząd­ku. Poza tym po­wie­dzia­łam jej, że mnie od­wie­zie.

We­szli­śmy do środ­ka i mo­głam w ko­ńcu ści­ągnąć szpil­ki. Ode­tchnęłam z ulgą, ale moje sto­py wy­ma­ga­ły ma­sa­żu.

– Nie lu­bisz ta­kich bu­tów? – za­py­tał.

– Rzad­ko cho­dzę na tak wy­so­kich ob­ca­sach, ja­koś nie wi­dzę się w ta­kim out­fi­cie. – Skrzy­wi­łam się lek­ko. – Czu­ję się nie­swo­jo i pew­nie wy­glądam dziw­nie.

– Wy­glądasz pi­ęk­nie, Car­lo – po­wie­dział, przy­gląda­jąc mi się z uwa­gą, a ja po­czu­łam, że za­pie­kły mnie po­licz­ki.

– Za­wsty­dzasz mnie – wy­zna­łam i po­da­łam mu szklan­kę z so­kiem.

– Mó­wię samą praw­dę. Je­steś nie­zwy­kle pi­ęk­na. – Nie od­ry­wał ode mnie spoj­rze­nia, a moje cia­ło za­częło re­ago­wać przy­jem­ny­mi dresz­cza­mi. – Być może na co dzień wy­bie­rasz lu­źniej­szy stój, ale ta su­kien­ka ide­al­nie pod­kre­śli­ła two­je kszta­łty, a two­je nogi w tych szpil­kach wy­gląda­ły bar­dzo sek­sow­nie.

– Pró­bu­jesz mnie uwie­ść?

– Ra­czej wy­bić ci z gło­wy te bzdu­ry – wy­ja­śnił i znacz­nie zmniej­szył dy­stans mi­ędzy nami.

– Po­wiedz mi jesz­cze coś mi­łe­go – od­pa­rłam za­czep­nie, ro­bi­ąc krok w jego stro­nę, po czym za­rzu­ci­łam mu ręce na szy­ję.

Wil­liam zła­pał mnie w pa­sie i przy­ci­ągnął do sie­bie. Swo­im no­sem trącił mój, na­chy­la­jąc się tak, jak­by chciał mnie po­ca­ło­wać. De­li­kat­nie prze­je­chał war­ga­mi po mo­ich ustach, spra­wia­jąc, że po­czu­łam ogrom­ny nie­do­syt. W gło­wie mia­łam ten po­ca­łu­nek z klu­bu i nie­cier­pli­wie cze­ka­łam na ciąg dal­szy. Wo­dził pal­ca­mi po moim kręgo­słu­pie, spra­wia­jąc, że mia­łam ocho­tę na wi­ęcej. Za­ło­żył mi pa­smo wło­sów za ucho, po czym unió­sł mój pod­bró­dek i spoj­rzał mi pro­sto w oczy.

– Two­je ru­chy na par­kie­cie były bar­dzo ku­szące – szep­nął do mo­je­go ucha. – I bar­dzo po­bu­dza­jące.

– Po­każ mi, jak bar­dzo – za­mru­cza­łam.

Mężczy­zna po­pa­trzył na mnie z ta­kim po­żąda­niem, że mo­men­tal­nie za­pło­nęłam. Pew­nie te reszt­ki al­ko­ho­lu do­da­wa­ły mi od­wa­gi, ale na­praw­dę mia­łam na nie­go ocho­tę.

– Z przy­jem­no­ścią – wy­chry­piał, po czym roz­pi­ął su­wak mo­jej su­kien­ki.

W bły­ska­wicz­nym tem­pie po­zby­li­śmy się ubrań i po­zo­sta­li­śmy w sa­mej bie­li­źnie. Mo­głam po­dzi­wiać jego wy­rze­źbio­ne cia­ło. On też do­kład­nie mie­rzył mnie wzro­kiem, za­trzy­mu­jąc go dłu­żej na mo­ich pier­siach, a wła­ści­wie na ta­tu­ażu.

– Cie­ka­wy ta­tu­aż, choć…

– Nie ga­daj­my te­raz o tym – prze­rwa­łam mu, bo nie czu­łam się w obo­wi­ąz­ku tłu­ma­czyć mu, dla­cze­go mam taki ta­tu­aż ani co mnie skło­ni­ło do jego zro­bie­nia.

Po­pchnęłam go na sofę i usia­dłam na nim okra­kiem. Gdy za­częłam się o nie­go ocie­rać, po­czu­łam, jak jego fiut mo­men­tal­nie stward­niał. Wark­nął, za­ci­ska­jąc dło­nie na mo­jej ta­lii.

– Je­steś bar­dzo nie­grzecz­na, Car­lo – szep­nął, po czym wpił się na­mi­ęt­nie w moje usta.

By­łam tak spra­gnio­na tego po­ca­łun­ku, że nie mo­głam się od nie­go ode­rwać. On rów­nież ca­ło­wał mnie za­chłan­nie, jak­by pra­gnął tyl­ko mo­ich warg, jak­by pra­gnął tyl­ko mnie. Od­su­nął na bok moje majt­ki. Gdy wło­żył pa­lec w moją cip­kę, gło­śno jęk­nęłam. By­łam tak sza­le­nie pod­nie­co­na, że nie mo­głam się do­cze­kać, kie­dy we mnie wej­dzie. Wil­liam jak­by od­czy­tał moje my­śli, bo nie ka­zał mi na to dłu­go cze­kać. Zrzu­ci­li­śmy z sie­bie bie­li­znę, on za­ło­żył pre­zer­wa­ty­wę, a ja na­bi­łam się na nie­go. Po­czu­łam ulgę, gdy mnie wy­pe­łnił. Za­częłam go uje­żdżać, a on zmy­sło­wo po­war­ki­wał. Po chwi­li zmie­ni­li­śmy po­zy­cję. Wil­liam po­ło­żył mnie na so­fie, za­wi­sł nade mną, po czym moc­no wbił się w moje wnętrze. Po­ru­szał się ener­gicz­nie, ostro mnie pie­prząc, a ja wy­py­cha­jąc bio­dra do przo­du, przyj­mo­wa­łam ka­żde jego pchni­ęcie. Po­miesz­cze­nie wy­pe­łni­ły na­sze jęki i przy­spie­szo­ne od­de­chy. Daw­no z ni­kim nie było mi tak do­brze. Po kil­ku ko­lej­nych in­ten­syw­nych pchni­ęciach, osi­ągnęłam spe­łnie­nie i po­ci­ągnęłam Wil­lia­ma za sobą.

Rano, gdy się obu­dzi­łam, już go nie było, a ja przez chwi­lę po­my­śla­łam na­wet, że chy­ba mi się to przy­śni­ło. Will był taki na­mi­ęt­ny, go­rący, cho­ler­nie sek­sow­ny i tak do­bry w łó­żku, że to wszyst­ko mo­gło się oka­zać pi­ęk­nym snem. Jed­nak moje cia­ło pa­mi­ęta­ło to, co ze mną wy­pra­wiał, a aro­mat jego per­fum na po­dusz­ce po­twier­dzał, że tę noc spędzi­li­śmy ra­zem, że to wszyst­ko wy­da­rzy­ło się na­praw­dę. Przy­ci­ągnęłam do sie­bie po­dusz­kę i wtu­li­łam się w nią, za­ci­ąga­jąc się po­zo­sta­wio­nym na niej za­pa­chem, po czym po­now­nie za­snęłam, roz­my­śla­jąc o moim go­rącym ko­chan­ku.

Po­nie­dzia­łek

Po­ło­wę wczo­raj­sze­go dnia prze­spa­łam, a dru­gą po­ło­wę prze­ga­da­łam z Ivy. Przy­ja­ció­łka przy­je­cha­ła do mnie po po­łud­niu. Za­mó­wi­ły­śmy piz­zę, włączy­ły­śmy ja­kieś fil­my na Net­flik­sie i wspo­mi­na­ły­śmy im­pre­zę. Na­wet nie ochrza­ni­ła mnie za ten spon­ta­nicz­ny seks z Wil­lia­mem. Kil­ka lat temu roz­sta­łam się z chło­pa­kiem, o któ­rym my­śla­łam, że spędzę z nim resz­tę ży­cia, dla­te­go ko­lej­ne zwi­ąz­ki trak­to­wa­łam bar­dziej na lu­zie, nie przy­wi­ązy­wa­łam się, by zno­wu się nie roz­cza­ro­wać i nie sko­ńczyć ze zła­ma­nym ser­cem. Choć sta­ra­łam się to ukryć, ma­rzy­ła mi się taka praw­dzi­wa mi­ło­ść. W ostat­nie świ­ęta ży­czy­łam so­bie, by spo­tkać fa­ce­ta, któ­ry będzie mnie ko­chał tak, jak mój tata ko­cha moją mamę. Po­mi­mo tylu lat ma­łże­ństwa była w nich pi­ęk­na, pe­łna na­mi­ęt­no­ści i uczu­cia mi­ło­ść. Tyle prze­szli, ale ra­zem wszyst­ko prze­trwa­li. Sądzi­łam, że ta­kim fa­ce­tem będzie Car­ter. Od dłu­ższe­go cza­su mó­wi­łam mu, że wy­ja­dę z Aspen, że chcia­ła­bym spró­bo­wać ży­cia gdzieś in­dziej, ale on w ogó­le nie chciał o tym sły­szeć. Za­częłam od stu­diów, któ­re wy­bra­łam w in­nym mie­ście, by po­wo­li przy­zwy­cza­ić go do wy­jaz­du, ale on nie wy­obra­żał so­bie ży­cia poza Aspen. Prze­jął po ro­dzi­cach ośro­dek nar­ciar­ski wraz z ho­te­lem i nie było mowy, by się wy­pro­wa­dził. Pla­no­wał, że we­źmie­my ślub, on będzie pro­wa­dził ośro­dek, a ja pie­kar­nię i cu­kier­nię. Szko­da tyl­ko, że ja zu­pe­łnie ina­czej wi­dzia­łam swo­je ży­cie. Kie­dy mu po­wie­dzia­łam, że wy­pro­wa­dzam się z Aspen, oznaj­mił tyl­ko, że za­cho­wu­ję się nie­od­po­wie­dzial­nie. No cóż, nie było szans na wspól­ną przy­szło­ść.

Dom w Na­shvil­le zna­la­złam po­przez agen­cję nie­ru­cho­mo­ści, w któ­rej pra­co­wa­ła Ivy. Dzi­ęki temu po­zna­ły­śmy się i za­przy­ja­źni­ły­śmy. Choć nie było mi tu lek­ko, ni­g­dy nie ża­ło­wa­łam tej de­cy­zji, a dziś za­czy­na­łam nową pra­cę i by­łam tym nie­sa­mo­wi­cie pod­eks­cy­to­wa­na. Już przed ósmą zja­wi­łam się na miej­scu, bo Eva mnie uprze­dzi­ła, że szef ma za­pla­no­wa­ne rano ze­bra­nie. Nie­ste­ty Eva się spó­źnia­ła, a ja nie zna­łam tu ni­ko­go in­ne­go. Po­my­śla­łam, że po pro­stu ko­goś za­py­tam, za­miast na nią cze­kać.

– Hej – za­cze­pi­łam przy­pad­ko­we­go chło­pa­ka. – Mam na imię Car­la i je­stem tu nowa. – Uśmiech­nęłam się nie­pew­nie. – Mam być na ze­bra­niu, tyl­ko nie wiem, gdzie jest, a Evy jesz­cze nie ma.

– Hej, je­stem An­dre – przed­sta­wił się i wy­ci­ągnął do mnie rękę. – Ze­bra­nie jest w sali kon­fe­ren­cyj­nej, za­pro­wa­dzę cię.

– Dzi­ęki. – Ode­tchnęłam z ulgą.

– Co do Evy, to te spó­źnie­nia są u niej nor­mal­ne. Dziw­ne, że szef to to­le­ru­je. – Skrzy­wił się. – Ale to też pew­nie kwe­stia cza­su.

– A ten szef? Jaki on jest? – za­py­ta­łam za­cie­ka­wio­na.

– No­rvell jest na­wet spo­ko, choć wła­śnie nie lubi spó­źnień. No i strasz­ny pra­co­ho­lik z nie­go, przez co uwa­żnie nas pil­nu­je, ale uwierz mi, mo­żna tra­fić na gor­sze­go sze­fa. – Za­śmiał się.

– Może dam radę.

– Zrób na nim do­bre wra­że­nie, a na pew­no za­punk­tu­jesz.

– Po­sta­ram się – od­po­wie­dzia­łam.

– Pew­nie będziesz z nim pra­co­wa­ła. Woli sam pil­no­wać no­wych pra­cow­ni­ków.

– To jed­nak przy­da mi się wi­ęcej szczęścia, niż my­śla­łam.

– Gło­wa do góry, dasz radę. – Uśmiech­nął się ser­decz­nie. – To tu – do­dał, otwie­ra­jąc drzwi do sali kon­fe­ren­cyj­nej.

Mo­men­tal­nie oczy wszyst­kich obec­nych skie­ro­wa­ły się na mnie. Te­raz to do­pie­ro dziw­nie się po­czu­łam. Na szczęście nie trwa­ło to dłu­go, bo za­raz za nami ktoś się po­ja­wił.

– Pro­szę za­jąć miej­sca. – Usły­sza­łam za sobą ni­ski, ale zna­jo­my głos.

An­dre mnie wpro­wa­dził, usia­dłam obok nie­go i do­pie­ro wte­dy spoj­rza­łam w kie­run­ku mężczy­zny, któ­ry wsze­dł za nami.

– Ja pier­do­lę – rzu­ci­łam pod no­sem, ale chy­ba na tyle gło­śno, że wszy­scy mnie usły­sze­li, bo zno­wu sku­pi­łam na so­bie ich wzrok. Jego też.

Mężczy­zna tyl­ko za­ci­snął usta, by nie po­wie­dzieć nic rów­nie wul­gar­ne­go, ale i on wy­glądał, jak­by zo­ba­czył du­cha.

– To jest szef? – szep­nęłam do An­dre.

– No tak. Coś się sta­ło? – za­py­tał.

– Nie, nie. Wszyst­ko okej – od­po­wie­dzia­łam zmie­sza­na.

A więc moim sze­fem jest fa­cet, z któ­rym ostat­nio pie­przy­łam się po im­pre­zie. Szlag! Le­piej nie mo­głam tra­fić.

Wil­liam po­lu­zo­wał kra­wat i co chwi­lę ukrad­kiem zer­kał na mnie. Jego oczy ci­ska­ły gro­my. Też nie by­łam za­do­wo­lo­na. To zna­czy seks był su­per, ale cho­le­ra, dla­cze­go aku­rat on musi być moim no­wym sze­fem?

Przez całe ze­bra­nie sta­ra­łam się jak naj­rza­dziej pa­trzeć w jego stro­nę, choć mu­sia­łam przy­znać, że w ta­kim wład­czym wy­da­niu był jesz­cze bar­dziej sek­sow­ny. Boże, po­win­nam pal­nąć się w gło­wę za ta­kie my­śli. Will jest moim sze­fem i chy­ba le­piej, żeby nikt nie wie­dział, co się mi­ędzy nami wy­da­rzy­ło.

– Pro­jek­tem Pe­re­za zaj­mie się pan Sim­mons – po­wie­dział w pew­nej chwi­li, spo­gląda­jąc na An­dre.

– Ja­sne, sze­fie – przy­tak­nął An­dre.

– Je­śli będzie trze­ba wpro­wa­dzić ja­kieś zmia­ny, pro­szę naj­pierw o kon­sul­ta­cję ze mną – do­dał nie­co szorst­ko. I to miał być ten spo­ko szef? – Wi­ta­my rów­nież na po­kła­dzie nową oso­bę. – Prze­nió­sł wzrok na mnie. Miło, że w ko­ńcu o mnie wspo­mniał, prych­nęłam w my­ślach. – Pan­na Car­la… – Urwał, zer­ka­jąc w ja­kieś pa­pie­ry. – Car­la Snow. – Usły­sza­łam, że głos mu za­drżał. – Pan­na Snow zaj­mie sta­no­wi­sko pani Rus­sell. Przez naj­bli­ższy mie­si­ąc pani opie­ku­nem będzie pani Su­zan­ne Wil­cox – do­ko­ńczył.

Mo­głam się tego spo­dzie­wać, że do nad­zo­ro­wa­nia mnie wy­zna­czy ko­goś in­ne­go, by nie wzbu­dzać ni­czy­ich po­dej­rzeń. Nie wie­dzia­łam, co o tym my­śleć, ale jed­no było pew­ne, mu­sia­łam z nim po­ga­dać.

– Są ja­kieś py­ta­nia? – Ro­zej­rzał się po sali, oczy­wi­ście omi­ja­jąc moją oso­bę. – Je­śli nie ma, to wra­caj­cie do pra­cy. Pan­no Snow – po­wie­dział, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od pa­pie­rów. – Pro­szę zo­stać.

Po­czu­łam, że moim cia­łem wstrząsnął dreszcz. Prze­łk­nęłam śli­nę i za­cze­ka­łam, aż wszy­scy wyj­dą. Te­raz sie­dzia­łam do nie­go ty­łem. Usły­sza­łam, jak za­mknął drzwi, a po­tem ru­szył w moją stro­nę. Wie­dzia­łam, że jest tuż za mną, czu­łam jego od­dech na skó­rze, gdy się na­chy­lił.

– Czy to jest ja­kiś żart? – Nie­ma­lże wark­nął.

– Mo­gła­bym za­py­tać o to samo – od­pa­rłam.

Wil­liam przez chwi­lę krążył po sali, po­trząsa­jąc gło­wą.

– Dla­cze­go nie po­wie­dzia­łaś, że do­sta­łaś u mnie pra­cę? – za­py­tał po chwi­li, a ja unio­słam brwi.

– Se­rio? Ty my­ślisz, że ja wie­dzia­łam, kim je­steś? – skwi­to­wa­łam. – Może gdy­byś się przed­sta­wił jako Wil­liam No­rvell, wła­ści­ciel No­rvell’s Art De­sign, to od razu bym ci po­wie­dzia­ła! – Pod­nio­słam ton gło­su.

– Okej, spo­koj­nie, bo jesz­cze nas ktoś usły­szy. – Spoj­rzał nie­pew­nie w kie­run­ku drzwi. – Po­słu­chaj, u nas w biu­rze bez­względ­nie prze­strze­ga­my jed­nej za­sa­dy, któ­rą wła­ści­wie sam usta­li­łem, by nie było nie­po­trzeb­nych spi­ęć po­mi­ędzy pra­cow­ni­ka­mi. Nie wcho­dzi­my w bli­ższe, in­tym­ne re­la­cje z ko­le­ga­mi, ko­le­żan­ka­mi z pra­cy – wy­ja­śnił. – Za to gro­zi zwol­nie­nie z pra­cy.

– No do­bra, tyl­ko ja nie wie­dzia­łam, kim je­steś, i nie po­zwo­lę się zwol­nić z tego po­wo­du – po­wie­dzia­łam sta­now­czo.

– Nie chcę cię zwol­nić, je­steś nam po­trzeb­na – wy­jaś­nił. – Po pro­stu le­piej będzie, je­śli tam­ten wie­czór zo­sta­nie tyl­ko w na­szej pa­mi­ęci.

– Ach, ro­zu­miem, mam uda­wać, że nie zna­li­śmy się wcze­śniej?

– Po co mają o nas krążyć po fir­mie plot­ki? – Spoj­rzał na mnie wy­mow­nie.

– No tak, wo­la­ła­bym by nikt mi nie za­rzu­cił, że do­sta­łam tę po­sa­dę przez łó­żko – od­po­wie­dzia­łam z sar­ka­zmem.

– Uwierz mi, że tak będzie le­piej. – Nie ro­zu­mia­łam, dla­cze­go jego wzrok po­smut­niał. – Nie chcę, by po­tem ga­da­li, że sam ła­mię za­sa­dy, któ­re usta­lam. Mu­szę da­wać przy­kład.

– Wła­ści­wie – wsta­łam z krze­sła – wca­le nie mu­szę pa­mi­ętać o tam­tej nocy – rzu­ci­łam obo­jęt­nie. – Je­śli chcesz, mogę uznać, że nic się nie wy­da­rzy­ło.

– To nie tak – wes­tchnął głębo­ko. – Ro­bię to głów­nie dla cie­bie.

Prze­wró­ci­łam ocza­mi i już chcia­łam stam­tąd wy­jść, gdy na­gle Wil­liam zła­pał mnie za rękę.

– Car­lo, tam­ta noc była jed­ną z naj­lep­szych w moim ży­ciu – wy­znał. – Wiem, że mo­żesz być na mnie o to zła, ale kie­dyś zro­zu­miesz – do­dał i de­li­kat­nie prze­su­nął dło­nią po moim ra­mie­niu.

– Ro­zu­miem, że ko­la­cja w śro­dę nie­ak­tu­al­na? – Wspo­mnia­łam o tym, bo jesz­cze za­nim za­snęli­śmy, umó­wi­li­śmy się na ko­la­cję.

– Car­lo…

– Ja­sne. W ko­ńcu pan tu jest sze­fem, pa­nie No­rvell.

Po tych sło­wach wy­szłam z sali i po­szłam po­szu­kać Su­zan­ne. Już czu­łam, że moja wspó­łpra­ca z Wil­lia­mem będzie się ukła­da­ła wręcz fan­ta­stycz­nie.

ROZ­DZIAŁ 1

Carla

Dwa mie­si­ące pó­źniej

Deck the halls with bo­ughs of hol­ly,

Fa la la la la, la la la la.

Tis the se­ason to be jol­ly,

Fa la la la la, la la la la.

Gdy­by ktoś miał ja­kie­kol­wiek wąt­pli­wo­ści, czy zbli­ża­ją się świ­ęta Bo­że­go Na­ro­dze­nia, to wszędzie roz­brzmie­wa­jące ko­lędy sku­tecz­nie o tym przy­po­mi­na­ły. Dziś przed pra­cą wy­bra­łam się do cen­trum han­dlo­we­go. Uwiel­bia­łam okres przedświ­ątecz­ny i same świ­ęta. Te wszyst­kie przy­go­to­wa­nia, de­ko­ro­wa­nie domu, pie­cze­nie cia­ste­czek i oczy­wi­ście po­moc po­trze­bu­jącym. Co roku ak­tyw­nie po­ma­ga­łam bur­mi­strzo­wi i ra­dzie mia­sta w świ­ątecz­nych przy­go­to­wa­niach. To sta­ło się moją tra­dy­cją. W tym roku nie będę mo­gła uczest­ni­czyć w tym od sa­me­go po­cząt­ku, ale pla­nu­ję w przy­szłym ty­go­dniu po­je­chać do Aspen, by te dwa ty­go­dnie przed świ­ęta­mi po­świ­ęcić przy­go­to­wa­niom. Ostat­nio by­łam bar­dzo za­pra­co­wa­na, zo­sta­wa­łam po go­dzi­nach, by pod­go­nić tro­chę z ro­bo­tą. Uda­ło mi się na­wet zro­bić wi­ęcej, niż prze­wi­dy­wał plan, więc nie przy­pusz­cza­łam, aby szef nie zgo­dził się na mój dłu­ższy urlop.

No wła­śnie, szef… Wil­liam No­rvell był bar­dzo pro­fe­sjo­nal­ny, strze­gł na­szej ta­jem­ni­cy ni­czym naj­wi­ęk­sze­go skar­bu. Przez te dwa mie­si­ące ni­ko­mu na­wet przez myśl nie prze­szło, że mi­ędzy nami coś się wy­da­rzy­ło. Je­dy­nie cza­sa­mi, gdy by­li­śmy sam na sam, za­po­mi­nał się i mó­wił do mnie po imie­niu, ale na co dzień by­łam dla nie­go pan­ną Snow.

Pra­co­wa­ło mi się bar­dzo do­brze, choć mia­łam spo­ro za­dań, nie roz­pra­sza­ły mnie inne za­jęcia i w ko­ńcu ro­bi­łam to, co ko­cha­łam. Dużo się uczy­łam w fir­mie i na­by­wa­łam do­świad­cze­nie. Uwiel­bia­łam pro­jek­to­wać, cie­szy­łam się, że mam taką swo­bo­dę, iż mogę się wy­ka­zać kre­atyw­no­ścią. Wi­dzia­łam, jak im­po­no­wa­ło to Wil­lia­mo­wi. Miło było sły­szeć z jego ust, że je­stem uta­len­to­wa­na, pra­co­wi­ta i dużo wno­szę do fir­my. Jed­nak je­śli cho­dzi­ło o tam­tą noc, kie­dy upra­wia­li­śmy seks… Ni­g­dy wi­ęcej do tego nie wró­ci­li­śmy. W ogó­le o tym nie roz­ma­wia­li­śmy. Tro­chę dziw­nie się z tym czu­łam, bo z jed­nej stro­ny ro­zu­mia­łam to i nie na­le­ga­łam na roz­mo­wę, ale z dru­giej wie­dzia­łam, że wci­ąż o tym pa­mi­ęta, tak jak ja. Ow­szem, trzy­mał dy­stans, jed­nak czu­łam na­pi­ęcie, gdy był w po­bli­żu. Mi­ędzy nami po­ja­wi­ła się ja­kaś che­mia, któ­rą pró­bo­wa­li­śmy igno­ro­wać. Cza­sem zda­wa­ło mi się, że chce mi coś po­wie­dzieć, coś o tym, co się wy­da­rzy­ło, o nas, ale szyb­ko przy­po­mi­nał so­bie, że je­stem jego pra­cow­ni­cą. Nie chcia­łam sta­wiać go w nie­zręcz­nej sy­tu­acji ani so­bie ro­bić kło­po­tów, dla­te­go nie na­ci­ska­łam, by­śmy w ko­ńcu po­roz­ma­wia­li jak do­ro­śli. Kłębi­ło się to w nas od dłu­ższe­go cza­su, jed­nak nie mo­gli­śmy za­ry­zy­ko­wać. Co­kol­wiek mo­gło z tego jesz­cze być i tak nie mia­ło pra­wa ist­nie­nia.

W su­mie przez ten czas nie wi­dzia­łam, by Will z kimś się zwi­ązał. Tak na­praw­dę przez te dwa mie­si­ące nie po­zna­łam go od pry­wat­nej stro­ny. Cza­sem za­sta­na­wia­łam się, czy ma ja­kąś ro­dzi­nę, bo wi­ęk­szo­ść cza­su spędzał w fir­mie. Zresz­tą oka­za­ło się, że nikt nic o nim nie wie. Wia­do­mo było tyl­ko, że po­cho­dzi z San Die­go i być może wła­śnie tam ma ro­dzi­nę. W Na­shvil­le miesz­kał od sze­ściu lat. Zdzi­wi­ło mnie, gdy mi po­wie­dzia­no, że ze­szło­rocz­ne świ­ęta spędził w pra­cy. Kom­plet­nie nie mo­głam so­bie tego wy­obra­zić, ale wszy­scy zgod­nie twier­dzi­li, że na pew­no był tu­taj i pra­co­wał nad pro­jek­ta­mi.

Do­wie­dzia­łam się też, że nasz szef nie po­zwo­lił ude­ko­ro­wać biu­ra na świ­ęta. No cóż, w tym roku to się zmie­ni. Za­nim wy­ja­dę do Aspen, za­dbam i tu o świ­ątecz­ny kli­mat. I choć No­rvell jesz­cze tego nie wie­dział, w fir­mie od­będzie się rów­nież im­pre­za świ­ątecz­na. Głów­nie w tym celu wy­bra­łam się dziś do cen­trum han­dlo­we­go. Ku­pi­łam kil­ka de­ko­ra­cji, nie­zbęd­nych ozdób, po­trze­bo­wa­łam jesz­cze cho­in­ki. Po­my­śla­łam, by za­an­ga­żo­wać w to Wil­lia­ma. Uzna­łam, że zro­bię to w so­bo­tę. W ty­go­dniu trud­no było go te­raz zła­pać – cza­sem jak wy­je­żdżał rano na spo­tka­nia z klien­ta­mi, to wra­cał, gdy ja już ko­ńczy­łam. Uprze­dzo­no mnie rów­nież, że szef nie będzie szczęśli­wy, gdy w fir­mie sta­nie cho­in­ka, dla­te­go chcia­łam, by on miał w tym swój udział.

Go­dzi­nę pó­źniej by­łam już w pra­cy. Gdy mia­łam iść do sze­fa, za­dzwo­ni­ła moja mama. Ode­bra­łam.

– Cze­ść, mamo. Co u was?

– Ko­cha­nie, ład­nie to nie mó­wić ma­mie, że przy­je­żdżasz? – skar­ci­ła mnie od razu.

– Och, tata się wy­ga­dał. – Po­trząsnęłam gło­wą. – A dzwo­ni­łam do nie­go za­le­d­wie dwa dni temu.

– Tata mó­wił, że nie­dłu­go przy­je­dziesz.

– Tak, po­sta­ram się przy­je­chać choć na te dwa ty­go­dnie.

– Wiesz, cór­ciu, że nie mu­sisz.

– Mamo, ale ja nie ro­bię tego, dla­te­go że mu­szę. Chcę – pod­kre­śli­łam.

– Oj, Car­lo – wes­tchnęła.

– Ma­muś, mu­szę ko­ńczyć – po­wie­dzia­łam, wi­dząc przez prze­szklo­ną ścia­nę, że szef zmie­rza w moim kie­run­ku. – Zo­ba­czy­my się nie­dłu­go. Pa!

– Pa!

Wil­liam wsze­dł do środ­ka, marsz­cząc gniew­nie brwi. Nie mia­łam po­jęcia, co go ugry­zło, ale za­raz za­uwa­ży­łam, że wzrok sku­pił na pu­de­łkach z ozdo­ba­mi świ­ątecz­ny­mi. Wy­ci­ągał jed­ną, oglądał ze zdzi­wie­niem, od­kła­dał, po czym wy­ci­ągał ko­lej­ną i ro­bił do­kład­nie to samo. Niech się bawi. Za­jęłam się pra­cą. Wy­dru­ko­wa­łam ostat­nie pro­jek­ty i pod­czas gdy on wręcz ba­dał te de­ko­ra­cje, prze­gląda­łam wy­dru­ki.

– Co to, u li­cha, jest? – ode­zwał się w ko­ńcu, pró­bu­jąc wy­plątać pal­ce z ła­ńcu­cha.

– De­ko­ra­cje świ­ątecz­ne – od­po­wie­dzia­łam bez­na­mi­ęt­nie.

– To wi­dzę! – wark­nął. – Ale po co?

– Żeby było miło.

– Ja­sne – burk­nął.

Resz­tę jego mo­no­lo­gu prze­mil­cza­łam i po­nie­kąd zi­gno­ro­wa­łam. On chy­ba na­praw­dę miał ja­kiś pro­blem ze świ­ęta­mi.

– Pan­no Snow. – Wy­rwał mnie z roz­my­ślań. – Je­stem w sta­nie zro­zu­mieć, że z ra­cji na­zwi­ska ma pani szcze­gól­ną sła­bo­ść do zimy, śnie­gu, świ­ąt, ale pro­szę nie za­mie­niać biu­ra w kra­inę Świ­ęte­go Mi­ko­ła­ja.

Pod­nio­słam wzrok znad ster­ty pa­pie­rów i zsu­nęłam lek­ko oku­la­ry.

– Mó­wił pan coś? – za­py­ta­łam, a on za­ci­snął usta.

– Pro­szę zro­bić po­rządek z tymi de­ko­ra­cja­mi – za­ko­mu­ni­ko­wał, po czym wy­sze­dł z mo­je­go biu­ra.

Mia­łam wra­że­nie, że chy­ba za­po­mniał, po co do mnie przy­sze­dł, ale nie mia­łam te­raz ocho­ty na roz­mo­wę z nim. I tak zro­bię po swo­je­mu, bo wie­dzia­łam, że choć on tego nie przy­zna, spodo­ba mu się to.

– Hej, mogę? – Unio­słam gło­wę, sły­sząc głos Me­la­nie.

– Hej, Mel. Ja­sne, wcho­dź.

– O! A co to? – Zwró­ci­ła uwa­gę na pu­de­łka.

– Ku­pi­łam tro­chę de­ko­ra­cji świ­ątecz­nych.

– Ale pi­ęk­ne. – Dziew­czy­na ogląda­ła je z za­chwy­tem, nie tak jak Wil­liam. – Jaki ślicz­ny ten re­ni­fer. – Wzi­ęła fi­gur­kę w dło­nie.

– Za­trzy­maj go – po­wie­dzia­łam za­my­ślo­na.

– Je­steś pew­na?

– Po­staw go na biur­ku, a po świ­ętach za­bierz do domu – do­da­łam ła­mi­ącym się gło­sem, bo czu­łam, że do mo­ich oczu już ci­sną się łzy.

– Dzi­ęku­ję, Car­lo. Wszyst­ko w po­rząd­ku? – za­py­ta­ła nie­co zmar­twio­na.

– Tak. – Ota­rłam łzę. – Po pro­stu wzru­sza­ją mnie świ­ęta.

– Szko­da, że nie za­ra­zi­łaś tym sze­fa.

– Sta­ram się, ale to wy­jąt­ko­wo twar­dy za­wod­nik – od­po­wie­dzia­łam z prze­kąsem.

– My­ślę, że przy to­bie zmi­ęk­nie – od­pa­rła, pusz­cza­jąc do mnie oko.

– Nie by­ła­bym tego taka pew­na. Ka­zał mi zro­bić z tym po­rządek i nie za­mie­niać biu­ra w kra­inę Świ­ęte­go Mi­ko­ła­ja – po­wtó­rzy­łam jego sło­wa.

– On na­praw­dę jest ja­kiś dziw­ny – skrzy­wi­ła się. – Sie­dzi tu prak­tycz­nie ca­ły­mi dnia­mi, po­dej­rze­wam, że na­wet w nie­dzie­lę tu przy­cho­dzi.

– I ni­g­dy nie wi­dzie­li­ście ni­ko­go z jego bli­skich? – do­py­ta­łam za­cie­ka­wio­na.

– Wiesz, ja pra­cu­ję tu pó­łto­ra roku i prócz jego ko­le­gów, głów­nie Wal­te­ra, ni­ko­go wi­ęcej tu nie wi­dzia­łam – od­po­wie­dzia­ła. – Zresz­tą wi­dzisz, on też o ni­kim nie mówi. Ta­jem­ni­czy ten nasz szef.

– Trud­no. – Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi. – Wi­docz­nie nie chce o so­bie mó­wić.

– Ja to czu­ję, że on jesz­cze z czy­mś wy­sko­czy – po­wie­dzia­ła za­my­ślo­na.

– Co masz na my­śli?

– Zo­ba­czysz, że w naj­mniej spo­dzie­wa­nym mo­men­cie wpad­nie tu z ja­kąś mega la­ską i przed­sta­wi ją jako swo­ją na­rze­czo­ną – od­pa­rła, na co po­czu­łam dziw­ny ucisk w ser­cu. Zu­pe­łnie nie ro­zu­mia­łam swo­jej re­ak­cji na jej sło­wa.

– Kto wie – od­po­wie­dzia­łam, od­pły­wa­jąc już my­śla­mi.

Prze­cież ja i Wil­liam to był tyl­ko je­den raz. Umó­wi­li­śmy się, że nie będzie­my do tego wra­cać i nikt w pra­cy się o tym nie do­wie. Cza­sa­mi tyl­ko do­pa­da­ło mnie wspo­mnie­nie tam­tej nocy i ża­ło­wa­łam, że nie spo­tka­li­śmy się na tej ko­la­cji. Czu­łam, jak­by coś wi­ęcej mia­ło się wy­da­rzyć mi­ędzy nami, a tu taka nie­spo­dzian­ka. Nic nie mo­głam zro­bić, dla­te­go po­wo­li wy­ma­zy­wa­łam z pa­mi­ęci ob­raz tam­tych na­mi­ęt­nych chwil.

ROZ­DZIAŁ 2

William

Zda­wa­łem so­bie spra­wę z tego, że je­stem ty­pem pra­co­ho­li­ka. Wie­dzia­łem, co mó­wi­li o mnie moi pra­cow­ni­cy. Dla nich by­łem fa­ce­tem, któ­ry poza fir­mą nie ma in­ne­go ży­cia. Pew­nie po części mie­li ra­cję, choć nie zna­li mnie zbyt do­brze. Wie­dzie­li o mnie tyle, ile po­win­ni. Przy­je­żdża­jąc tu sze­ść lat temu, roz­po­cząłem nowe ży­cie, a lu­dzie, któ­rzy mnie obec­nie ota­cza­li, nie mie­li o ni­czym po­jęcia. Tym bar­dziej nie wie­dzie­li o tym, co się wy­da­rzy­ło w mo­jej po­przed­niej pra­cy w Lub­bock. Po­je­cha­łem tam z San Die­go, ale dłu­go tam nie za­go­ści­łem. Nie było war­to wra­cać do tam­tych wspo­mnień.

Za­wsze wie­dzia­łem, że chcę pro­wa­dzić biu­ro pro­jek­to­we i po roku pra­cy w jed­nym z nich otwo­rzy­łem wła­sne. Po­cząt­ki nie były ła­twe, do wszyst­kie­go mu­sia­łem do­jść sam, ni­g­dy nic mi nie po­da­no na tacy. Dzie­ci­ństwo w domu dziec­ka na­uczy­ło mnie wal­ki o swo­je. Dzi­ęki temu osi­ągnąłem wy­zna­czo­ne cele, ni­g­dy się nie pod­da­łem.

Do fir­my przy­je­cha­łem dziś wy­jąt­ko­wo wcze­śnie, bo mu­sia­łem spraw­dzić kosz­to­rys dla klien­ta. Mia­łem też na­dzie­ję, że Car­la wpad­nie wcze­śniej i po­ga­da­my.

By­łem świa­do­my tego, jak po­je­ba­na jest ta sy­tu­acja, ale prze­cież nie mo­głem jej zwol­nić. Pil­nie po­trze­bo­wa­li­śmy pra­cow­ni­ka, a Car­la od razu się spraw­dzi­ła. By­łbym to­tal­nym idio­tą, gdy­bym wręczył jej wy­po­wie­dze­nie. Pa­mi­ęta­łem, jak uwa­żnie prze­gląda­łem jej pro­jek­ty. Były na­praw­dę świet­ne. Dziew­czy­na wy­ka­za­ła się dużą kre­atyw­no­ścią, no­wo­cze­snym po­de­jściem i świe­ży­mi po­my­sła­mi. Wie­dzia­łem, że musi być w na­szym ze­spo­le. Od razu za­dzwo­ni­łem do se­kre­tar­ki i umó­wi­łem spo­tka­nie na na­stęp­ny dzień, by pod­pi­sa­ła umo­wę.

Wów­czas mia­łem wy­jąt­ko­wo pra­co­wi­ty ty­dzień. W pi­ątek po­le­cia­łem do San Die­go, by się zo­ba­czyć z Ty­le­rem, a z San Die­go ru­szy­łem pro­sto do De­nver na spo­tka­nie z klien­tem. Wró­ci­łem tro­chę roz­ko­ja­rzo­ny i w pierw­szej chwi­li nie zo­rien­to­wa­łem się, że to so­bo­ta, ale za­rów­no Eva, jak i dziew­czy­na po­twier­dzi­ły, że będą. W fir­mie zja­wi­łem się o je­de­na­stej, ale mu­sia­łem pil­nie je­chać do klien­ta. Li­czy­łem, że zdążę na spo­tka­nie z nową pra­cow­ni­cą, nie­ste­ty, spó­źni­łem się. Gdy do­ta­rłem na miej­sce, już daw­no jej nie było. Ni­g­dy bym nie przy­pusz­czał, że jesz­cze tego sa­me­go dnia spo­tka­my się wie­czo­rem w klu­bie. Od razu zwró­ci­łem na nią uwa­gę, ale ona po­cząt­ko­wo za­in­te­re­so­wa­ła się Mar­kiem. Nie dość, że by­łem wy­ko­ńczo­ny, to nie czu­łem się naj­le­piej w klu­bie. Nie cho­dzi­łem na im­pre­zy, chy­ba że mia­ły zwi­ązek z pra­cą. Car­la mnie za­in­try­go­wa­ła i chcia­łem spędzić z nią choć tro­chę cza­su, ale przez gło­wę mi nie prze­szło, że ten wie­czór za­ko­ńczy się sek­sem. Było na­praw­dę za­je­bi­ście i mie­li­śmy się na­wet spo­tkać na ko­la­cji, jed­nak po­nie­dzia­łek wszyst­ko zmie­nił. To była trud­na de­cy­zja, ale mu­sia­łem za­cho­wać się w pe­łni pro­fe­sjo­nal­nie. O tym, co się wy­da­rzy­ło mi­ędzy nami, nie mógł nikt wie­dzieć, bo mu­sia­łbym roz­wa­żyć zwol­nie­nie jej. Choć nie dała tego po so­bie po­znać, wie­dzia­łem, że ją tym ura­zi­łem. Nie było sen­su wszyst­kie­go tłu­ma­czyć, nie chcia­łem wra­cać do pew­nych wy­da­rzeń, mia­łem tyl­ko na­dzie­ję, że kie­dyś zro­zu­mie, że tak było naj­le­piej dla niej i dla mnie.

Pod­sze­dłem do okna i za­uwa­ży­łem, że moja se­kre­tar­ka prze­bie­ga przez uli­cę.

Pi­ęt­na­ście po ósmej.

Wzi­ąłem kil­ka głębo­kich wde­chów i spo­koj­nie za­cze­ka­łem, aż Eva wje­dzie win­dą na na­sze pi­ętro. Może i mó­głbym przy­mknąć na to oko, ale to już dru­gi raz w tym ty­go­dniu, a jest do­pie­ro śro­da. W ko­ńcu drzwi win­dy się otwo­rzy­ły i z ka­bi­ny wy­pa­dła zdy­sza­na ko­bie­ta. Po­pra­wi­ła swo­je ubra­nie, wy­gła­dza­jąc je, i szyb­ko prze­cze­sa­ła dło­nią roz­mierz­wio­ne wło­sy. Nie­śmia­ło pod­nio­sła na mnie wzrok, zda­jąc so­bie spra­wę, że tym ra­zem cze­ka nas nie­mi­ła roz­mo­wa. Sta­nąłem bo­kiem do drzwi, za­pra­sza­jąc ją do środ­ka. Ko­bie­ta nie­chęt­nie prze­kro­czy­ła próg mo­je­go biu­ra.

– Dzień do­bry, pan­no Starr – ode­zwa­łem chłod­no.

– Dzień do­bry, sze­fie. Ja bar­dzo prze­pra­szam za to spó­źnie­nie. To już się wi­ęcej nie po­wtó­rzy – po­wie­dzia­ła drżącym gło­sem.

– W tym ty­go­dniu po­bi­ła pani wła­sny re­kord – do­da­łem z prze­kąsem, a ko­bie­ta spu­ści­ła wzrok.

– Wiem, prze­pra­szam. To był ostat­ni raz. – Spoj­rza­ła na mnie lek­ko wy­stra­szo­na.

– Mam na­dzie­ję, bo ko­lej­ne spó­źnie­nie za­owo­cu­je za­ko­ńcze­niem na­szej wspó­łpra­cy.

– Ro­zu­miem. – Przy­tak­nęła nie­co ob­ra­żo­na.

Nie za­mie­rza­łem dłu­żej to­le­ro­wać jej spó­źnień.

– Pro­szę za­jąć się już pra­cą. – Od­pra­wi­łem ją.

– Oczy­wi­ście.

– A, pan­no Starr! – za­trzy­ma­łem ją jesz­cze na chwi­lę. Od­wró­ci­ła się. – Car­li na­dal nie ma? – za­py­ta­łem.

– Car­la dziś za­czy­na o dzie­wi­ątej, mia­ła za­pla­no­wa­ną wi­zy­tę u le­ka­rza.

– Dzi­ęku­ję – od­po­wie­dzia­łem za­my­ślo­ny. Za­sta­na­wia­łem się, co się dzie­je z Car­lą. Czy jest cho­ra?

Je­śli zaś cho­dzi­ło o Evę Starr, to pra­co­wa­ła tu za­le­d­wie pół roku, a mia­ła wi­ęcej spó­źnień niż wszy­scy pra­cow­ni­cy ra­zem wzi­ęci. Ow­szem, do­brze wy­ko­ny­wa­ła swo­ją pra­cę, ale po­win­na też być punk­tu­al­na, a to jej nie wy­cho­dzi­ło. Nie dość, że dziś mie­li­śmy spo­ro pra­cy, to ona jesz­cze się spó­źni­ła.

Nie­cier­pli­wie sie­dzia­łem i cze­ka­łem na Car­lę. Iry­to­wa­ło mnie, że za­miast za­jąć się pra­cą, my­ślę o niej i jej zdro­wiu. Za­nie­po­ko­iło mnie to, a prze­cież to mo­gła być ja­kaś ru­ty­no­wa kon­tro­la. Gdy tyl­ko usły­sza­łem, że przy­szła, od razu po­sze­dłem do jej biu­ra spraw­dzić, co z nią.

– Jak się czu­jesz? – za­py­ta­łem, przy­gląda­jąc się z uwa­gą dziew­czy­nie.

– Dziw­ne py­ta­nie, ale tro­chę brzuch mnie boli – od­po­wie­dzia­ła, pa­trząc na mnie jak na sza­le­ńca.

– Je­steś cho­ra? – zmar­twi­łem się jesz­cze bar­dziej. – By­łaś u le­ka­rza.

– Ty tak se­rio? – Prze­wró­ci­ła ocza­mi. – Mam ci wpi­sy­wać w ka­len­darz moje wi­zy­ty u le­ka­rza?

– Nie, prze­pra­szam. Po pro­stu…

– Dzi­ęku­ję za tro­skę, ale nic po­wa­żne­go mi nie jest – do­da­ła.

– Czy­li coś jest nie tak? – drąży­łem.

– Wil­lia­mie – wes­tchnęła. Kie­dy wy­po­wie­dzia­ła moje imię, aż za­drża­łem. – To nic ta­kie­go. – Wy­ci­ągnęła z to­reb­ki ja­kieś ta­blet­ki i po­ka­za­ła mi opa­ko­wa­nie. – Mam nie­do­bór że­la­za i mu­szę to co­dzien­nie brać.

– Ja­sne, gdy­byś jed­nak cze­goś po­trze­bo­wa­ła, to…

– A wiesz, po­trze­bu­ję cie­bie.

Prze­łk­nąłem śli­nę, bo spo­sób, w jaki to po­wie­dzia­ła, spra­wił, że moje spodnie zro­bi­ły się bar­dzo cia­sne. Czu­łem się jak na­pa­lo­ny na­sto­la­tek, któ­ry nie pa­nu­je nad emo­cja­mi. Mia­łem tyl­ko na­dzie­ję, że ona nie do­strze­że do­wo­du mo­je­go pod­nie­ce­nia.

– W ja… w ja­kim sen­sie? – wy­du­ka­łem.

– Chcia­ła­bym, że­byś w so­bo­tę po­mó­gł mi przy wy­bo­rze cho­in­ki do biu­ra.

– Car­lo…

– Will, pro­szę cię – po­wie­dzia­ła słod­kim gło­sem, ro­bi­ąc do mnie ma­śla­ne oczy. Tor­tu­ro­wa­ła mnie tym.

– Ale po co nam tu cho­in­ka?

– Bo zbli­ża­ją się świ­ęta.

– Car­lo, ka­żdy z pew­no­ścią za­dba o kli­mat świ­ąt w swo­im domu.

– Wiesz co… – Po­trząsnęła bez­rad­nie gło­wą. – Po pro­stu chcia­łam, żeby było miło, zwłasz­cza to­bie, bo po­dob­no ostat­nie świ­ęta spędzi­łeś wła­śnie tu – wy­pa­li­ła i na mo­ment spu­ści­ła wzrok, tak jak­by chcia­ła ukryć to, że za dużo po­wie­dzia­ła.

– Pan­no Snow – po­pra­wi­łem spodnie, nim zdąży­ła na mnie spoj­rzeć. – Po pierw­sze, nie spędzi­łem tu świ­ąt, a za­le­d­wie kil­ka go­dzin, bo mia­łem wa­żny pro­jekt do do­ko­ńcze­nia, a po dru­gie, cho­in­ka nie spra­wi, że będzie mi miło.

– A co? – za­py­ta­ła na­mi­ęt­nym gło­sem, pod­no­sząc na mnie swe duże błękit­ne oczy.

Ugry­złem się w język, nim co­kol­wiek po­wie­dzia­łem, bo Car­la zde­cy­do­wa­nie nie po­win­na usły­szeć tego, co wła­śnie cho­dzi­ło mi po gło­wie. Po­sta­no­wi­łem od­pu­ścić, by nie drąży­ła te­ma­tu, nie za­da­wa­ła wi­ęcej py­tań, któ­re z pew­no­ścią by­ły­by nie­zręcz­ne.

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej.

Spis treści

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

PROLOG

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 29

ROZDZIAŁ 30

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 32

ROZDZIAŁ 33

ROZDZIAŁ 34

Świąteczne pierniczki Carli

Playlista Carli i Williama