Nie zapomnisz tych świąt - Nana Bekher - ebook + książka

Nie zapomnisz tych świąt ebook

Bekher Nana

4,3

Opis

Caden po śmierci matki wraca do rodzinnego miasta. Zatrzymuje się u ojca, który kiedyś porzucił jego i matkę. Zamierza zniszczyć poukładane życie mężczyzny...

Avery to miła dziewczyna, która akceptuje przyrodniego brata. Caden postanawia rozkochać ją w sobie, a potem złamać jej serce. Nie jest jednak w stanie powstrzymać tego, co rodzi się między nim a dziewczyną.

Czy chęć zemsty okaże się silniejsza? Jak odkryta prawda wpłynie na życie rodziny i czy Caden rzeczywiście sprawi, że Avery nie zapomni tych świąt?

„Symfonia zakazanych emocji w świątecznym wydaniu według Nany Bekher jest tak wciągająca, że za nic nie będziecie chcieli się od niej oderwać. Autorka prowadzi wysublimowaną grę zmysłów, przy której wypieki – nie tylko te świąteczne! – macie gwarantowane. Namiętna rozgrywka między dwojgiem osób, które nie powinny się pragnąć, i klimat świąt – ta mieszanka przyspieszy bicie waszych serc. Ja polecam gorąco”.

– AT. Michalak

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 322

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (144 oceny)
86
30
16
6
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malwinka34

Nie oderwiesz się od lektury

Avery wiedzie spokojne życie,skupia się głównie na nauce. Pewnego dnia w jej domu pojawia się Caden ,który okazuje się jej przyrodnim bratem. Chłopak wywraca życie Avery do góry nogami i budzi w niej emocje,których do tej pory nie znała. Jak potoczą się losy bohaterów? Jaki wpływ na ich losy będzie mieć tajemnica skrywana przez ojca? Koniecznie przeczytajcie,aby się przekonać 🙂 Nie ukrywam ,że uwielbiam sposób pisania Nany. Kolejna książka ,która skradła moje serce od samego początku. Historia pełna skrajnych emocji od nienawiści i chęci zemsty,po miłość. Sceny erotyczne napisane ze "smakiem",a jednocześnie pełne ognia,pobudzające wyobraźnię.Do tego klimat świąt,który uwielbiam zarówno w książkach jak i w prawdziwym życiu. Kochana dziękuję Ci za kolejną świetną książkę,z którą spędziłam cudowne chwile
40
Ksiazkowy_raj_asi___

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka jest idealna na przedświąteczny czas. ❤️
20
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka, po raz kolejny przeżyłam cudowną przygodę z bohaterami podczas czytania. ❤ Polecam!
20
Karolina1385

Nie oderwiesz się od lektury

Mistrzostwo! Świetna gorąca historia w sam raz na odliczanie przedświąteczne
20
Doncia32

Całkiem niezła

niespodziewany plot twist.
00

Popularność




Au­tor­ka: Nana Be­kher
Re­dak­cja: Jo­lan­ta Olej­ni­czak-Ku­lan
Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak
Skład: Ro­bert Ku­pisz
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Emi­lia Pryś­ko
Zdję­cie na okład­ce: Chirt­so­va/De­po­sit­pho­tos, Ju­sty­na Tyl­kow­ska (skrzy­deł­ko)
Re­dak­tor pro­wa­dzą­cy: Ro­man Ksią­żek
Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka
© Co­py­ri­ght by Nana Be­kher © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Ta książ­ka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zmar­łych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej książ­ce są two­rem wy­obraź­ni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­czą­co prze­two­rzo­ne pod ką­tem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Biel­sko-Bia­ła 2021
Wy­daw­nic­two Pas­cal Sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8103-865-2
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

PRO­LOG

Ca­den

– Je­steś pe­wien, że chcesz stąd wy­je­chać? – pyta mnie Sa­wy­er.

– A co mnie tu trzy­ma? – Wzru­szam ra­mio­na­mi i po­da­ję kum­plo­wi ko­lej­ne piwo.

– Spo­ro ry­zy­ku­jesz – ostrze­ga.

– Prze­stań – pry­cham. – Wszyst­ko mam do­kład­nie ob­my­ślo­ne.

– A jak coś pój­dzie nie po two­jej my­śli?

Czy on pró­bu­je mnie wkur­wić?

– A co ty taki pe­sy­mi­stycz­ny się zro­bi­łeś?

– Bo wiem, że nic do­bre­go z tego nie wyj­dzie. Po­wi­nie­neś nor­mal­nie po­wie­dzieć temu go­ścio­wi, że je­steś jego sy­nem, że za­cho­wał się nie fair, a nie kom­bi­no­wać.

Cały Sa­wy­er.

– Prze­cież mu po­wiem. – Prze­wra­cam ocza­mi.

– Nie tyl­ko o to ci cho­dzi – do­da­je Sa­wy­er.

Oczy­wi­ście, że nie.

– Słu­chaj, miesz­ka­nie wy­po­wie­dzia­łem, więc i tak zo­stał mi ty­dzień, by się stąd wy­nieść – przy­po­mi­nam mu.

– Li­czę, że za­pro­sisz kum­pla, jak już się urzą­dzisz w swo­jej no­wej cha­cie.

– Tak, tak – przy­ta­ku­ję z za­my­śle­niem. – Życz mi szczę­ścia, by mój plan się po­wiódł.

– Ży­czę ci, byś spo­tkał do­bre­go psy­chia­trę, któ­ry cię wy­le­czy – od­po­wia­da ze śmie­chem.

Sa­wy­er wy­cho­dzi go­dzi­nę póź­niej. Od­pa­lam jesz­cze lap­to­pa i ko­lej­ny raz prze­glą­dam do­brze zna­ne mi zdję­cia. Mam tę ko­lek­cję dzię­ki de­tek­ty­wo­wi, któ­re­go wy­na­ją­łem. Wy­da­łem pra­wie wszyst­kie oszczęd­no­ści, ale było war­to. Mogę śmia­ło po­wie­dzieć, że znam te fo­to­gra­fie na pa­mięć. To jest chy­ba moja ulu­bio­na. Drob­na sza­tyn­ka sie­dzi na ław­ce przed uczel­nią i czy­ta książ­kę. Może i nie jest naj­pięk­niej­szą la­ską, jaką wi­dzia­łem, ale na­praw­dę ład­ną. Na pod­sta­wie tych wszyst­kich zdjęć z nią, któ­re po­sia­dam, mogę stwier­dzić, że to zwy­czaj­na dziew­czy­na. Nie chce chy­ba za bar­dzo rzu­cać się w oczy. Ubie­ra się ra­czej na lu­zie, tak bar­dziej ca­su­alo­wo. Mu­szę przy­znać, że ma faj­ny ty­łek, choć sto­sun­ko­wo małe pier­si, któ­re naj­czę­ściej cho­wa pod mniej do­pa­so­wa­ny­mi bluz­ka­mi. Gdy­by za­ło­ży­ła coś bar­dziej sek­sow­ne­go, od­kry­ła co nie­co i pod­cię­ła wło­sy, na­praw­dę by­ła­by z niej nie­zła sztu­ka. A kim jest ta nie­zna­jo­ma? To dzie­więt­na­sto­let­nia Ave­ry Trem­blay, moja przy­rod­nia sio­stra. Do­kład­nie tak, Wil­liam jest na­szym oj­cem. Nie­ste­ty, to ona do­sta­ła moż­li­wość ży­cia w nor­mal­nych, a na­wet bar­dzo luk­su­so­wych wa­run­kach, a nie ja. Czy to było spra­wie­dli­wie? Nie! I te­raz za to za­pła­cą. Swój uśmiech Ave­ry bę­dzie wspo­mi­na­ła tyl­ko na fo­to­gra­fiach. Wiem o niej wszyst­ko, cze­go po­trze­bu­ję, by zre­ali­zo­wać swój plan. Stop­nio­wo, krok po kro­ku znisz­czę ją i jej ide­al­ny świat.

Wil­liam Trem­blay po­rzu­cił moją mat­kę, kie­dy mia­łem za­le­d­wie nie­ca­ły rok. Znu­dzi­ło mu się usta­bi­li­zo­wa­ne ży­cie, ale szyb­ko za­ło­żył nową ro­dzin­kę, bo Ave­ry jest tyl­ko trzy lata młod­sza ode mnie. Mama ni­g­dy nie chcia­ła za dużo mi o nim opo­wia­dać. Mó­wi­ła, że sko­ro on nie ma ocho­ty z nami być, to nie może tego na nim wy­mu­sić. Tak na­praw­dę wie­dzia­łem wte­dy tyl­ko, jak ma na imię, choć i to mo­gło być nie­praw­dą.

Było nam bar­dzo cięż­ko, ale ona nie chcia­ła od nie­go żad­nej po­mo­cy, żad­nych ali­men­tów, zu­peł­nie jak­by nie ist­niał. Mie­li­śmy nie za­kłó­cać mu spo­ko­ju. A niby dla­cze­go? Dla­cze­go on miał mieć spo­kój, pod­czas gdy ona ro­bi­ła wszyst­ko, by ja­koś zwią­zać ko­niec z koń­cem? Ka­za­ła mi na­wet przy­siąc, że nie będę szu­kał z nim kon­tak­tu. Zło­ży­łem jej tę przy­się­gę, ale rok temu moja mama zmar­ła, więc po­sta­no­wi­łem, że pora, by kar­ma wró­ci­ła.

Choć moja mama po­cho­dzi­ła z Co­lum­bus, ni­g­dy tam nie by­łem. Uro­dzi­łem się i po­cząt­ko­wo miesz­ka­li­śmy w Min­ne­apo­lis. Wiem, że w Co­lum­bus mama mia­ła ja­kiś dom po ro­dzi­cach. Wła­ści­wie nie na­da­je się do za­miesz­ka­nia, ale teo­re­tycz­nie stoi.

Do Ce­dar Ra­pids prze­pro­wa­dzi­łem się z mamą, gdy mia­łem sie­dem lat. Fir­ma mamy otwo­rzy­ła tu fi­lię, a że ona pra­co­wa­ła naj­kró­cej, do­sta­ła prze­nie­sie­nie. Z po­wo­du bra­ku kasy nie było ła­two, dla­te­go mama wię­cej pra­co­wa­ła, przez co spę­dza­li­śmy ze sobą mało cza­su. Pod­rzu­ca­ła mnie wte­dy do są­sia­dek albo prze­sia­dy­wa­łem u Sa­wy­era.

Stąd w su­mie wzię­ła się na­sza przy­jaźń, ale na­praw­dę jest cał­kiem w po­rząd­ku. Cza­sem tyl­ko, jak za dużo wy­pi­je, pier­do­li strasz­ne głu­po­ty. Wiem, że Sa­wy­er uwa­ża mnie za sza­leń­ca, ale on ma peł­ną ro­dzi­nę, ojca, mat­kę, star­sze­go bra­ta. Ni­g­dy nie na­rze­kał na brak kasy, jego oj­ciec grał z nim w pił­kę, jeź­dzi­li wspól­nie na wy­ciecz­ki. Moja mama tyle pra­co­wa­ła, że cza­sem na­wet nie spraw­dza­ła mi lek­cji, bo nie mia­ła ani chwi­li. Gdy póź­no wra­ca­ła z pra­cy, była po pro­stu pad­nię­ta. Rano wsta­wa­ła wcze­śniej i przy­go­to­wy­wa­ła mi śnia­da­nie oraz obiad, że­bym coś zjadł, kie­dy wró­cę ze szko­ły.

Nie­kie­dy zo­sta­wa­łem w szko­le dłu­żej, od­ra­bia­łem lek­cje, uczy­łem się, a mama za­bie­ra­ła mnie prak­tycz­nie przed jej za­mknię­ciem. Cięż­ko ha­ro­wa­ła, a Trem­blay­owie mie­li wszyst­ko. Do­brze wiem, kim jest mój sza­now­ny ta­tuś. To wła­ści­ciel bar­dzo do­brze pro­spe­ru­ją­cej fir­my ubez­pie­cze­nio­wej. Faj­nie by było wkrę­cić się do tego jego świat­ka. Mu­szę za­grać bar­dzo re­al­nie, na po­cząt­ku to ja mu­szę być ofia­rą. Wiem, że moje po­świę­ce­nie bę­dzie tego war­te. Za­ci­snę zęby i sta­nę się jego wy­ma­rzo­nym sy­nem, a dla Ave­ry naj­pierw ide­al­nym star­szym bra­tem, któ­ry do­strze­że w niej coś wię­cej. Moja sio­stra to ro­man­tycz­ka, wła­śnie za­czę­ła na uczel­ni stu­dio­wać li­te­ra­tu­rę. Ra­czej nie mia­ła chło­pa­ka i bar­dzo li­czę na to, że jest dzie­wi­cą. Zro­bię wszyst­ko, by nie opar­ła się star­sze­mu bra­tu, a po­tem ją od sie­bie od­su­nę. Gdy już się we mnie za­ko­cha, roz­bi­ję to jej słod­kie ser­ce na ka­wał­ki. Boże, jak ja nie mogę się tego do­cze­kać! Ze­msta jest na wy­cią­gnię­cie ręki.

Kie­dy się zbie­ram, by po­ło­żyć się spać, roz­le­ga się dzwo­nek do drzwi. Wsta­ję z ocią­ga­niem i otwie­ram je.

No su­per!

Jesz­cze nic nie zro­bi­łem, a Sha­ron już jest wście­kła. Spo­ty­ka­my się od ja­kie­goś cza­su, a wła­ści­wie mamy pe­wien układ. Obo­je nie lu­bi­my sta­łych związ­ków, dla­te­go nie je­ste­śmy ofi­cjal­nie parą, tyl­ko po pro­stu się wi­du­je­my. Wia­do­mo, głów­nie na seks.

– Ty na­praw­dę my­śla­łeś, że ja się nie do­wiem?! – war­czy gniew­nie, a ja marsz­czę brwi.

– O co ci cho­dzi?

– Wy­jeż­dżasz – mówi, nie­mal­że za­ci­ska­jąc usta.

– No tak. – Prze­cze­su­ję dło­nią wło­sy. – Wy­jeż­dżam.

– I co, nie za­mie­rza­łeś mi po­wie­dzieć?

– Wejdź, po­ga­da­my. – Wpusz­czam ją do środ­ka, bo za­raz są­sie­dzi się zle­cą.

– Te­raz chcesz ga­dać? – pry­cha.

Nie, ale nie mam za bar­dzo wyj­ścia.

– Słu­chaj, wy­jeż­dżam na ja­kiś czas, ale wró­cę.

– Chcę je­chać z tobą – mówi i spla­ta osten­ta­cyj­nie dło­nie.

Nie ma ta­kiej opcji. Po­psu­ła­by mi cały plan.

– Sha­ron, to nie jest do­bry po­mysł. – Krę­cę gło­wą. – Nie wiem, gdzie się za­trzy­mam.

– To po co wy­jeż­dżasz? – do­py­tu­je.

– Mam ro­bo­tę do wy­ko­na­nia.

– Masz ro­bo­tę, a nie masz miesz­ka­nia?

– Sha­ron. – Prze­wra­cam ocza­mi.

Dziew­czy­na zdej­mu­je kurt­kę i pod­cho­dzi do mnie, uśmie­cha­jąc się za­lot­nie.

– Będę za tobą tę­sk­nić – szep­cze i przy­cią­ga mnie do sie­bie.

Tę­sk­nić? Prze­cież spo­ty­ka­my się nie­zo­bo­wią­zu­ją­co. Nie an­ga­żu­je­my się uczu­cio­wo, tak się umó­wi­li­śmy. Ow­szem, mo­że­my się wy­mie­nić ja­kimś ese­me­sem, ale mam na­dzie­ję, że Sha­ron ni­cze­go nie kom­bi­nu­je.

Dziew­czy­na kie­ru­je dłoń ni­żej i prze­su­wa po moim kro­czu.

– Za nim też – do­da­je.

Zsu­wa mi spodnie, klę­ka­jąc przede mną. Na chwi­lę pod­no­si na mnie wzrok i ob­li­zu­je usta, gdy uwal­nia mo­je­go go­to­we­go fiu­ta. Opie­ram się o stół tuż za mną, bo wiem, że to, co za­raz zro­bi, kom­plet­nie zwa­li mnie z nóg. Dziew­czy­na prze­su­wa dło­nią wzdłuż ca­łe­go mo­je­go pe­ni­sa i znów na mnie spo­glą­da. Wiem, co robi. Pro­wo­ku­je mnie. Przy­bli­ża swo­je war­gi do mo­je­go ku­ta­sa, ale nie bie­rze go do ust. Mu­ska go po­wo­li tak, jak­bym miał ocho­tę na de­li­kat­ne piesz­czo­ty, a ja po­trze­bu­ję ostre­go pie­prze­nia, bo ra­czej nie szyb­ko za­li­czę Ave­ry. Ura­bia­nie jej tro­chę po­trwa, a ja lu­bię seks.

Sha­ron bawi się ze mną, prze­dłu­ża to ocze­ki­wa­nie, a ja czu­ję, jak przez moje cia­ło prze­cho­dzą prą­dy.

– Po­proś – mówi, pa­trząc mi pro­sto w oczy.

Na moje usta wpły­wa cy­nicz­ny uśmiech. Ja? Mam pro­sić? Oj, Sha­ron.

Chwy­tam jej pod­bró­dek i uno­szę go. Prze­su­wam kciu­kiem po jej dol­nej war­dze, a ona roz­chy­la usta.

– Sha­ron, słoń­ce – drwię – ja nie pro­szę, tym bar­dziej o seks. Dla­te­go te­raz ład­nie otwo­rzysz buź­kę i po­rząd­nie mi ob­cią­gniesz – sy­czę, na co ona się uśmie­cha.

– Wła­śnie ta­kie­go cię lu­bię – mru­czy i wsu­wa mo­je­go fiu­ta głę­bo­ko do gar­dła.

Cie­ka­we, czy moja sio­strzycz­ka od­wa­ży­ła­by się na taki seks? Spo­ty­ka­nie się z dziew­czy­na­mi tyl­ko w jed­nym celu na­uczy­ło mnie tego, że nie ma tu miej­sca na uczu­cia czy emo­cje. Pie­przy­my się, ma nam być do­brze w tym mo­men­cie, nic wię­cej. Tak było za­wsze. Przy Ave­ry będę się mu­siał pil­no­wać i mó­wić o uczu­ciach, któ­rych tak na­praw­dę nie znam.

Te­raz jed­nak od­su­wam od sie­bie te my­śli i sku­piam się na ustach Sha­ron, któ­re śli­zga­ją się po moim sprzę­cie. Bie­rze go tak głę­bo­ko, że nie­mal­że się krztu­si, ale ona to lubi. Zresz­tą ja też. Lu­bię pie­przyć jej usta, jej cip­kę, jej ty­łek. I tak, wła­śnie tego mi bę­dzie bra­ko­wa­ło.

– Wstań i się oprzyj – na­ka­zu­ję.

Dziew­czy­na szyb­ko się pod­no­si, pod­cią­ga su­kien­kę, opie­ra dło­nie na sto­le i wy­pi­na się w moją stro­nę. Bły­ska­wicz­nie za­kła­dam kon­dom i ostro się w nią wbi­jam. Jej krzyk nie­sie się po ca­łym miesz­ka­niu. Ści­skam moc­no jej po­ślad­ki i po­ru­szam się ener­gicz­nie, na­bi­ja­jąc ją na sie­bie. Te­raz mu­szę szyb­ko skoń­czyć. Sha­ron i tak zo­sta­nie na noc, więc jesz­cze się za­ba­wi­my. Po­su­wam ją tak ostro, że aż prze­sta­wia­my stół. Ona nie może nic wie­dzieć o moim pla­nie, bo by po pro­stu do nie­go nie do­pu­ści­ła. A ja mu­szę to zro­bić. Tyl­ko w ten spo­sób od­zy­skam spo­kój.

– Ca­den! – Sha­ron ję­czy gło­śno, od­ry­wa­jąc moje my­śli od tego ca­łe­go pla­nu.

– Wy­trzy­maj jesz­cze chwi­lę – dy­szę i przy­spie­szam.

Trzy­mam ją moc­no za bio­dra, pa­trząc, jak mój fiut wsu­wa się do go­rą­cej cip­ki dziew­czy­ny i z niej wy­su­wa. Wy­ko­nu­ję głę­bo­kie pchnię­cie, od­chy­lam gło­wę i przy­my­kam oczy, czu­jąc, jak fala roz­ko­szy prze­cho­dzi przez mój krę­go­słup.

To było do­bre. Cho­ler­nie do­bre.

ROZ­DZIAŁ 1

Ave­ry

– I na tym za­koń­czy­my dzi­siej­sze za­ję­cia – mówi pro­fe­sor i pod­no­si na nas wzrok. – Pa­mię­taj­cie, by się przy­go­to­wać z roz­dzia­łu trze­cie­go i czwar­te­go, a tak­że za­po­znaj­cie się z Ra­jem utra­co­nym Mil­to­na. Zwróć­cie uwa­gę na ali­te­ra­cję, na­wią­za­nia. Na pew­no za­trzy­ma­my się dłu­żej przy twór­czo­ści tego pi­sa­rza, a ja do­kład­nie spraw­dzę wa­szą wie­dzę – do­da­je i nie­mal­że hip­no­ty­zu­je nas spoj­rze­niem. – Do wi­dze­nia!

– Chy­ba jed­nak wo­la­łem twór­czość Sha­ke­spe­are’a – zwra­ca się do mnie Linc.

– Mil­ton też jest okej – od­po­wia­dam i pa­ku­ję swo­je rze­czy.

– To słu­chaj, może by­śmy... – Ury­wa, bo krę­cę gło­wą.

– Lin­coln, zno­wu kom­bi­nu­jesz? – Spo­glą­dam na nie­go kar­cą­co.

– To może cho­ciaż kawa? – Nie od­pusz­cza.

– Na pew­no nie dziś.

– Ale tym ra­zem nie po­wie­dzia­łaś, że się ze mną nie umó­wisz. – Po­sy­ła mi sze­ro­ki uśmiech.

– To tyl­ko kawa i jesz­cze nie wiem kie­dy – przy­po­mi­nam mu.

– Okej, na ra­zie tyle musi mi wy­star­czyć.

– Do ju­tra, Linc!

– Na ra­zie, Ave­ry!

Lin­coln od po­cząt­ku roku ja­koś bar­dziej się mną in­te­re­su­je. Kil­ka razy pro­po­no­wał wyj­ście do kina czy spa­cer, ale nie w gło­wie mi te­raz rand­ki. Wy­da­je się na­praw­dę w po­rząd­ku. Jest miły, przy­stoj­ny, wi­dzę, że inne dziew­czy­ny zwra­ca­ją na nie­go uwa­gę, ale on pró­bu­je umó­wić się ze mną. Może zgo­dzę się na tę kawę tak zu­peł­nie nie­zo­bo­wią­zu­ją­co. Zo­ba­czy­my.

Wstę­pu­ję jesz­cze na chwi­lę do bi­blio­te­ki po książ­kę i parę mi­nut póź­niej wy­cho­dzę z uczel­ni.

– Ave­ry! – Za­trzy­mu­ję się, sły­sząc za ple­ca­mi głos mo­jej przy­ja­ciół­ki Vio­let.

Dziew­czy­na z sze­ro­kim uśmie­chem pod­bie­ga do mnie.

– Po­wiedz, że zro­zu­mia­łaś, nad czym tak uze­wnętrz­niał się pro­fe­sor Per­kins – mówi z na­dzie­ją w gło­sie, bio­rąc mnie pod ra­mię.

– Zro­zu­mia­łam – przy­ta­ku­ję z uśmie­chem.

– Dzię­ki Bogu. – Wzdy­cha z ulgą. – Czy­li po­uczy­my się ra­zem?

– Ja­sne.

– Li­czę, że rów­nie chęt­nie wy­bie­rzesz się ze mną na im­pre­zę gwiazd­ko­wą. – Od­wra­ca gło­wę w moją stro­nę i pusz­cza do mnie oko.

Im­pre­za gwiazd­ko­wa to taka na­sza lo­kal­na tra­dy­cja. Na­zy­wa­my ją też świą­tecz­nym od­li­cza­niem. Za­czy­na się od dnia po Hal­lo­we­en i trwa aż do sa­mych świąt.

– Ra­czej nic z tego – od­po­wia­dam, marsz­cząc nos.

– A dla­cze­go? – Vio­let jest wy­raź­nie obu­rzo­na. – Ty? Taka wiel­bi­ciel­ka świąt ma omi­nąć im­pre­zę?

– Wiesz, że mój tata się nie zgo­dzi. – Krzy­wię się.

– Ave­ry, li­to­ści – pry­cha dziew­czy­na. – Je­steś peł­no­let­nia, chy­ba wol­no ci iść na im­pre­zę!

– Mój tata jest zde­cy­do­wa­nie in­ne­go zda­nia.

– Nie wy­trzy­ma­ła­bym z nim. – Krę­ci gło­wą.

– Wiesz, do­pó­ki miesz­kam pod jego da­chem, mu­szę go słu­chać.

– Więc się wy­pro­wadź – su­ge­ru­je zu­peł­nie na lu­zie.

– Vio­let, a niby gdzie?

– Na przy­kład na kam­pus.

– Pro­szę cię, prze­cież nie mo­gła­bym się uczyć. Tam cią­gle im­pre­zu­ją. – Prze­wra­cam ocza­mi.

– To im­pre­zo­wa­ły­by­śmy ra­zem.

– Sta­ram się o sty­pen­dium, a kiep­skie oce­ny mi w tym nie po­mo­gą – uświa­da­miam ją.

– Oj, no nie chcesz się za­ba­wić? Choć raz bądź nie­grzecz­na – za­chę­ca.

Chy­ba nie je­stem dziew­czy­ną, któ­ra lubi im­pre­zy. W su­mie nie mam po­ję­cia, czy je lu­bię, bo jesz­cze na żad­nej nie by­łam. To nie tak, że nie cią­gnie mnie na nie, jed­nak tro­chę się oba­wiam, że nie po­tra­fi­ła­bym się od­na­leźć w ta­kim to­wa­rzy­stwie. Wiem, że z Vio­let nie zgi­nę, ale zda­ję też so­bie spra­wę z tego, co po­wie tata. Może nie do koń­ca jest tak, że twar­do mówi „nie” i za­my­ka mnie w po­ko­ju, on po pro­stu sy­pie prze­róż­ny­mi ar­gu­men­ta­mi na po­twier­dze­nie tego, że nie po­win­nam cho­dzić na im­pre­zy. Za­wsze po­wta­rza, że ła­two ulec po­ku­sie, że kie­dy za­cznę im­pre­zo­wać, za­nie­dbam na­ukę, a po­nie­waż skoń­czy­łam do­pie­ro dzie­więt­na­ście lat, mam jesz­cze mnó­stwo cza­su na za­ba­wę. Pew­nie, że chcia­ła­bym pójść, ale nie daj Boże po­tknę się na ja­kimś spraw­dzia­nie, a do koń­ca ży­cia będę słu­cha­ła: „A nie mó­wi­łem”. Tego zde­cy­do­wa­nie wolę so­bie oszczę­dzić.

– No nie daj się pro­sić. – Robi do mnie ma­śla­ne oczy.

– Jak za­li­czysz spraw­dzian u Per­kin­sa, to się zgo­dzę – mó­wię i już się za­sta­na­wiam, jak prze­ko­nać tatę.

– I gdzie tu spra­wie­dli­wość? – Roz­kła­da bez­rad­nie ręce. – Im­pre­za za trzy ty­go­dnie, a do tego spraw­dzia­nu to chy­ba pół roku mu­szę się uczyć.

– Vio­let, prze­sa­dzasz.

– Nie­na­wi­dzę li­te­ra­tu­ry.

– To co tu ro­bisz? – py­tam ją i wi­dzę, że jest wy­raź­nie zmie­sza­na. – Vio­let?

– No do­bra – mówi nie­chęt­nie – ro­dzi­ce mi dali taki wa­ru­nek, a tyl­ko tu były wol­ne miej­sca.

– A jed­nak mamy ze sobą coś wspól­ne­go – kwi­tu­ję, a ona po­trzą­sa gło­wą.

Vio­let po­zna­łam dwa lata temu, kie­dy prze­nio­sła się do mo­jej szko­ły. Mimo róż­nic cha­rak­te­ru od razu zła­pa­ły­śmy wspól­ny ję­zyk i świet­nie się do­ga­du­je­my. Jest zu­peł­nym prze­ci­wień­stwem mnie. To ty­po­wa du­sza to­wa­rzy­stwa, a do tego wy­glą­da jak mo­del­ka. Do­sko­na­le po­tra­fi pod­kre­ślić wa­lo­ry swo­jej uro­dy. Mo­gła­by mi uży­czyć tro­chę nóg, bo jej są szczu­płe, smu­kłe i dłu­gie, no i nie po­gar­dzi­ła­bym pier­sia­mi. A to wcię­cie w ta­lii? Na pew­no sto­su­je ja­kieś die­ty. Nie na­rze­kam na swój wy­gląd, choć pew­nie przy niej przy­po­mi­nam kra­sno­lud­ka. Vio­let na sta­łe miesz­ka w Lo­uisvil­le, więc to ka­wa­łek od nas, dla­te­go wy­bra­ła miesz­ka­nie na kam­pu­sie. Uwiel­bia im­pre­zy, ale mam na­dzie­ję, że zro­zu­mie też po­wa­gę na­uki. Mogę jej po­ma­gać, uczyć się z nią, ale nie zdam za nią eg­za­mi­nów, a u pro­fe­so­ra Per­kin­sa ła­two nie bę­dzie. Mnie po­do­ba­ją się te stu­dia, bo uwiel­biam li­te­ra­tu­rę. Ko­cham czy­tać książ­ki i moż­na po­wie­dzieć, że je­stem ty­po­wą ro­man­tycz­ką. Oprócz ży­cia stu­denc­kie­go, opie­ra­ją­ce­go się na na­uce, chcia­ła­bym też mieć nor­mal­ne ży­cie to­wa­rzy­skie. Może kie­dyś mi się uda.

Do domu mam ja­kąś go­dzi­nę dro­gi pie­szo, ale po­sta­na­wiam się przejść. Dziś jest wy­jąt­ko­wo cie­pło na jaz­dę. Z li­sto­pa­dem róż­nie u nas bywa, dla­te­go war­to ko­rzy­stać z po­go­dy, a gru­dzień to już wy­cze­ki­wa­nie na upra­gnio­ny śnieg i świę­ta. W tym roku za­raz po świę­tach je­dzie­my w góry i zo­sta­je­my tam na syl­we­stra. Nie bar­dzo mam ocho­tę na ro­dzin­ny wy­pad, ale na ra­zie nie wy­my­śli­łam, jak prze­ko­nać ojca, że nie spa­lę domu, kie­dy zo­sta­nę w nim sama. Wiem, że mama by się za mną wsta­wi­ła, jed­nak mu­szę mieć moc­ne ar­gu­men­ty.

Miesz­ka­my na przed­mie­ściach Co­lum­bus, w dość spo­koj­nej dziel­ni­cy. Jest tu dużo drzew, park, więc gdy je­sie­nią opa­da­ją li­ście, wszyst­ko wy­glą­da na­praw­dę ba­jecz­nie. A zimą? Na­sza dziel­ni­ca za­mie­nia się wręcz w kra­inę Świę­te­go Mi­ko­ła­ja – wła­śnie tego wi­do­ku tak bar­dzo nie mogę się do­cze­kać. Tata dużo pra­cu­je i tak na­praw­dę co­raz mniej bywa w domu. Mama jest na­uczy­ciel­ką w szko­le pod­sta­wo­wej – uwiel­bia dzie­ci i to, co robi.

Ro­dzi­ce ku­pi­li sto­sun­ko­wo duży dom jak na na­szą trój­kę. Wiem, że ma­rzy­li o więk­szej ro­dzi­nie, jed­nak gdy mia­łam osiem lat, mama po­ro­ni­ła i nie może mieć wię­cej dzie­ci. Ow­szem, chcia­ła­bym mieć bra­ta albo sio­strę, ale ro­zu­miem sy­tu­ację. Naj­waż­niej­sze, że mama wy­szła z tego cała, bo jej ży­cie było za­gro­żo­ne. Ro­dzi­ce mnie ko­cha­ją. Ja­sne, tata jest na­do­pie­kuń­czy, ale wiem, że cho­dzi mu tyl­ko o moje do­bro. Po pro­stu chce mnie chro­nić.

W dro­dze do domu za­zwy­czaj słu­cham mu­zy­ki. Włą­czam moją ulu­bio­ną play­li­stę i czas szyb­ciej pły­nie. Cho­le­ra! Kusi mnie ta im­pre­za. Chcia­ła­bym iść na nią nor­mal­nie, a nie bez uprzed­nie­go ka­za­nia, bo wte­dy wszyst­kie­go się ode­chcie­wa. No, tata to po­tra­fi „za­chę­cić”. Może coś wy­my­ślę. Przej­rzę do­kład­nie ma­te­ria­ły do ko­lej­nych za­jęć, przy­go­tu­ję się i choć je­den ar­gu­ment z uczel­nią mu pod­wa­żę.

Po dłu­gim spa­ce­rze do­cie­ram w koń­cu do domu. Wyj­mu­ję słu­chaw­ki z uszu i idę do sa­lo­nu, skąd do­bie­ga­ją ja­kieś roz­mo­wy. Pew­nie zno­wu klient do taty. Ostat­nio przyj­mu­je ich na­wet w domu, co już tro­chę za­czy­na prze­szka­dzać mnie i ma­mie. Pra­ca pra­cą, ale to on za­wsze ma­wiał, że w domu trze­ba mieć czas dla ro­dzi­ny. Gdy wcho­dzę do sa­lo­nu, mo­men­tal­nie wszy­scy wsta­ją, jak­by coś się sta­ło. Mama i tata zer­ka­ją nie­pew­nie w moją stro­nę. Jest jesz­cze ja­kiś chło­pak, któ­ry pa­trzy na mnie z za­cie­ka­wie­niem. Mu­szę przy­znać, że uważ­nie mi się przy­glą­da, a spoj­rze­nie ma in­try­gu­ją­ce i ta­kie prze­ni­kli­we. Być może to fak­tycz­nie ja­kiś klient taty. Jest ubra­ny na spor­to­wo, ma na so­bie czar­ne dżin­sy i blu­zę z kap­tu­rem. Jest wy­so­ki, my­ślę, że cał­kiem do­brze zbu­do­wa­ny, ma ciem­ne wło­sy i co tu dużo mó­wić, jest przy­stoj­ny.

– Ave­ry – mówi tata zu­peł­nie tak, jak­by chciał mnie upo­mnieć, że się nie przy­wi­ta­łam, tyl­ko na mo­ment za­trzy­ma­łam.

– Dzień do­bry – od­zy­wam się i nie­śmia­ło przy­gry­zam war­gę.

– Wi­taj, Ave­ry – od­po­wia­da nie­zna­jo­my.

Czy tyl­ko ja od­no­szę wra­że­nie, że jest ja­koś nie­zręcz­nie? Mama pa­trzy na mnie tak, jak­by za­raz mia­ła wy­buch­nąć ja­kaś bom­ba, a oj­ciec ner­wo­wo po­cie­ra czo­ło. Chło­pak też jest ja­kiś zmie­sza­ny i dra­pie się po kar­ku. Czy ja coś prze­skro­ba­łam? Nie no wte­dy nie by­ło­by tu jego, a my się na­wet nie zna­my. Okej, te­raz to już je­stem prze­ko­na­na, że coś tu nie gra.

– Ave­ry, po­znaj pro­szę Ca­de­na – mówi tata, ale brzmi tak ja­koś dziw­nie.

Chło­pak pod­cho­dzi do mnie i wy­cią­ga rękę.

– Ca­den Polk – do­da­je i uśmie­cha się cie­pło.

– Ave­ry Trem­blay – od­po­wia­dam i ści­skam jego dłoń.

– Ave­ry – od­zy­wa się tata, a my się od sie­bie od­su­wa­my – Ca­den jest... – Ury­wa i spo­glą­da na mamę. – Ca­den jest two­im przy­rod­nim bra­tem – koń­czy, a ja się czu­ję tak, jak­bym do­sta­ła obu­chem w gło­wę.

– Moim kim? – Aż wy­trzesz­czam oczy.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki