Upał - Daniel Odija - ebook
NOWOŚĆ

Upał ebook

Daniel Odija

0,0

Opis

Upał wdziera się do mieszkań, spala oddechy i topi granicę między snem a jawą. W tej spiekocie każde słowo i każdy gest stają się zapowiedzią czegoś nieodwracalnego.
W mieście zaczyna się coś dziwnego – ludzie opuszczają swoje codzienne życie i idą w jednym kierunku, jakby wezwani przez niewidzialny głos.
Każdy z nich ma jakąś historię. Poeta, który widzi niezwykłość w codzienności. Strażak, który po zapachu rozpoznaje rodzaj nadchodzącego pożaru. Samotna, która zamiast pójść na randkę, staje się częścią tłumu.
Co ich czeka na końcu tej drogi? Odpowiedź jest jak powietrze wokół – gęsta, drgająca i coraz trudniejsza do zaczerpnięcia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 140

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Daniel Odija, 2025 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Marpress, Gdańsk 2025

Wydanie I

ISBN 978-83-7528-393-8

Autor otrzymał stypendium z Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS oraz stypendium Prezydenta Miasta Słupska w dziedzinie kultury.

Fotografia na okładce: Sławek Żabicki

Projekt okładki: Wojciech Stefaniec

Skład i łamanie: Adrian Partyka

Redakcja: Elżbieta Żukowska

Korekta: Urszula Koza, Beata Duszyńska

Redaktor prowadzący: Fabian Cieślik

Wydawnictwo Marpress sp. z o.o. ul. Targ Rybny 10 b, 80-838 Gdańsk tel. 58 301 47 00,[email protected]

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

powoli jaśnieje niebo

pojawiają się

kształty z ciemności

zapachy jawy

ta ręka należy do mnie

i to że nią ruszam

treść porzuca sen

zaczyna się

rzeczywistość ciała

PORANNY STAND-UP

Dziś kolejny dzień potężnych upałów. Meteorolodzy zapowiadają rekordowe temperatury. Lecz nie stoję tu przed państwem, by bawić się w pogodynkę. Jestem tu, aby śledzić wszelkie zmiany, jakie następują w naszym mieście. Łowię je na moją reporterską wędkę, że się tak wyrażę, i dokonuję wyboru. Oddzielam mniej znaczące wydarzenia od tych bardziej znaczących. A dziś moja reporterska intuicja podpowiada mi, że zaczyna się coś niepokojącego. Poza informacją o upale nie mieliśmy zapowiedzi ważnych wydarzeń, ale już wiemy, że policja, straż pożarna, pogotowie są w pełnej gotowości.

Bo nie da się ukryć, że następuje jakieś niecodzienne poruszenie. A ja zamierzam na bieżąco państwa o tym informować. Podobnie jak dziesiątki reporterów i reporterek naszej telewizji, rozsianych po innych dzielnicach, wsiach i miastach, skąd będą zdawać relacje z aktualnego rozwoju sytuacji.

Staną się państwo świadkami czasu dziejącego się, a co za tym idzie – dziejącego się życia. Gwarantujemy błyskawiczny przepływ informacji. Usłyszą państwo i zobaczą uliczne sondy z przypadkowo wybranymi uczestnikami wydarzeń. Zapoznają się państwo z wypowiedziami ekspertów zaproszonych do naszego studia, którzy, miejmy nadzieję, poszerzą naszą wiedzę o przyczynach i skutkach tego, co ma nastąpić, albo już następuje. Bo nie da się ukryć, że następuje jakieś niecodzienne poruszenie.

Tak, tak, właśnie kolega ze studia mi podpowiada, że zaczynam się powtarzać, co wywołuje podejrzenia, podkreślam, całkowicie bezpodstawne podejrzenia, że powtarzam się tylko dlatego, bo zależy mi na jak najdłuższej obecności na wizji. Zapewniam, że wszelkie powtórzenia wynikają wyłącznie z trwającego od kilku dni i wciąż narastającego upału, który negatywnie wpływa na zdolności intelektualne i wydolnościowe. Stąd też moja dzisiejsza relacja jest trochę chaotyczna, za co z góry przepraszam. Ale zapewniam, że będę jak najrzetelniej transmitować teraźniejszość, a nawet spróbuję przewidzieć przyszłość, co zdaje się założeniem karkołomnym, lecz nie niemożliwym do zrealizowania.

Na naszym kanale informacyjnym wszystko jest możliwe!

Dlatego zostańcie z nami. Nie przełączajcie programu. Reporterska intuicja podpowiada mi, że dzieje się coś, czego nie można przeoczyć. Jak widać za moimi plecami, coraz więcej ludzi zmierza w jednym kierunku, jakby umówili się na zgromadzenie. I dzieje się to w wielu miejscach naszego miasta. A nawet w wielu miastach naszego kraju. A my dowiemy się, dlaczego tak się dzieje. A gdy się tego dowiemy, to zapewniam, że będzie się działo jeszcze więcej, jeszcze bardziej, jeszcze ciekawiej! Oj, będzie się działo. Już się dzieje.

Co, proszę? Mam kończyć?

TY

I ty idziesz tam, gdzie idą inni. I ty zaczynasz dzień pod rozgrzanym do białości talerzem słońca, na którym skwierczy życie. Tak pewnie powiedziałby Poeta. Mijasz miasto i ludzi tego miasta.

Wchłania cię miękki nurt życia, rozwidlające się nurty ulic i rekwizytów. Codzienne układy odniesień ludzi do ludzi w scenografii wyłożonej asfaltem i brukiem migocą natężeniem przejeżdżających samochodów. Budynki wypuszczają przed sobą chodniki, po których pośpiech biegnie niczym gwiazda wysokobudżetowego filmu. Masa twarzy, rąk i nóg. Miasto jeszcze przez chwilę wygląda jak makieta, ale to pewnie skutek twojego niewyspania. Nie śpisz od dawna. Bezsenność tłumaczysz sobie nie tylko upałem, ale przede wszystkim męczącym cię nakazem, który ma się dziś dokonać.

Jest piekielnie duszno. Słońce wisi niżej niż zazwyczaj, tuż nad głowami. Większe niż zwykle.

Młodzież wysypuje się z autobusów. Eksplozje śmiechu, wulgaryzmów, pokrzykiwań. Wśród nich widzisz dziewczynę o długich czarnych włosach – to Śliczna, idzie zapatrzona w chłopaka obok. Jego oczy błyszczą, to Poeta. Żarliwie tłumaczy coś dziewczynie. Ona się śmieje. Wyglądają na zakochanych. Nie zastanawiasz się nad zakochanymi, skoro miłość cię omija. Idziesz przez miasto, rozgrzane jak włączony piekarnik, i przyglądasz się życiu włożonemu do tego piekarnika.

Energia młodych gaśnie. Gorąco sprawia, że powietrze faluje, a oni w tych falach rozpływają się i zaczynają iść w jednym kierunku, ale nie do szkół, nie na wagary, idą tam, gdzie i ty idziesz. Za nimi podążają ci, którzy powinni być w pracy, ale przerywają to, co robią, by iść tam, gdzie i ty idziesz.

Mijasz Smutnego, doktora filozofii, który lubi cytować innych filozofów. Stoi zgarbiony, jakby przygniatał go bagaż przeżytych lat. A przecież bagaż tkwi obok niego. Duża walizka na kółkach. Może wrócił z podróży. Albo wybierał się w podróż. Kruszy bułkę na chodnik. Zaroiło się od gołębi i kawek. Zbliżają się dwie srebrzyste mewy. I wtedy staje się nieoczekiwane. Nagły, silny powiew wiatru zaprósza oczy pyłem ulicy. Na chwilę przymykasz powieki.

Gdy znowu je otwierasz, czas przyspiesza. Wszyscy zaczynają się starzeć i wysychać w wychudłe mumie. Upodobniają się do kurczących się potworków. Schnące mięśnie, łuszcząca się skóra przyklejona do kości. Oczy pękają, wyparowują, odsłaniając puste oczodoły. Wszyscy dotąd krzykliwi milkną, a ruchliwi zastygają w pół kroku i gestu. Zaczynają rozpadać się w stożki pyłu, który rozwiewa kolejny zryw silnego wiatru.

Kurz wciskający się pod powieki zmusza do zmrużenia oczu. Strach ponownie je otworzyć. Mózg usilnie pracuje nad uspokojeniem spanikowanych myśli, choć podpowiada, że właśnie zaczyna się obłęd. Umysł pociesza, że świadomość początku szaleństwa zaprzecza samemu szaleństwu.

Nie możesz jednak dłużej czekać. Gdy tylko mija zawiewający kurzem szkwał, zbierasz się na odwagę i otwierasz oczy. Czujesz ulgę. W miejsce rozpadu świata znowu widzisz kotłowaninę gołębi i kawek wokół rozsypanych okruchów chleba.

Wtedy dwie skradające się mewy srebrzyste atakują.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki