Ukryte manipulacje w relacjach - Robin Stern - ebook + książka

Ukryte manipulacje w relacjach ebook

Stern Robin

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Nigdy więcej nie pozwól sobą manipulować!

Ta książka to nie tylko kompendium wiedzy na temat techniki manipulacji zwanej gaslightingiem, której ofiarami w związkach nagminnie padają kobiety. To także praktyczny poradnik, dzięki któremu będziesz w stanie przejrzeć ukryte intencje manipulatora, nauczysz się bronić przed psychologiczną grą, odpowiesz sobie na kluczowe pytanie: „Zostać czy odejść?” i odzyskasz wiarę w siebie i własne osądy. Doświadczona psychoterapeutka Robin Stern, posiłkując się szczegółową wiedzą i przykładami z praktyki terapeutycznej, pomoże ci wykonać pierwszy krok do niezależności, wolności i pewności siebie.

• Czy czujesz lęk na myśl o tym, że zaniedbasz obowiązki domowe, spóźnisz się z obiadem lub zapomnisz o jakimś produkcie z listy zakupów?

• Czy samodzielne podejmowanie decyzji sprawia ci trudność i wywołuje twój lęk?

• Czy często podajesz w wątpliwość własne wspomnienia i osądy?

• Czy masz wrażenie, że towarzyszy ci poczucie beznadziei i smutku?

• Czy twoje zdanie o sobie zmienia się w zależności od aprobaty lub dezaprobaty partnera?

• Czy często usprawiedliwiasz zachowanie partnera przed rodziną i przyjaciółmi?

Jeśli chociaż na część tych pytań odpowiedziałaś twierdząco, możesz być ofiarą gaslightingu – a to tylko niektóre jego oznaki. Sprawdź, co możesz zrobić, by nie dać sobą manipulować i odzyskać radość życia!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 378

Data ważności licencji: 4/14/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Przedmowa

Czasami życie sta­wia nas w obli­czu inte­re­su­ją­cych zbie­gów oko­licz­no­ści.

Gdy Robin Stern po raz pierw­szy powie­działa mi, że zasta­na­wia się nad napi­sa­niem tek­stu poświę­co­nego prze­mocy psy­chicz­nej, sie­dzia­ły­śmy na placu zabaw, patrząc na moje bawiące się dzieci. Tuż za jego ogro­dze­niem prze­bie­gała kręta ścieżka. Cztero-, może pię­cio­letni chło­piec, który szedł nią tuż obok swo­jego ojca, pod­biegł ener­gicz­nie do przodu kilka kro­ków, po czym potknął się i upadł. Choć upa­dek był wyraź­nie bole­sny, maluch sta­rał się powstrzy­mać płacz. Twarz ojca stę­żała.

– No i co wyra­biasz? – wark­nął, szar­piąc synka za rączkę, żeby wstał. – Jesteś taką ciapą, że aż trudno uwie­rzyć. Cią­gle ci powta­rzam, żebyś bar­dziej uwa­żał.

To była okropna chwila. Obie wzdry­gnę­ły­śmy się w zetknię­ciu z kom­plet­nym bra­kiem empa­tii tam­tego męż­czy­zny. Zasta­na­wia­ły­śmy się, czy powin­ny­śmy coś powie­dzieć. Jed­nak jesz­cze wię­cej bólu spra­wiło nam obser­wo­wa­nie chłopca, który pró­bo­wał się uspo­koić i przy­swoić to, co usły­szał od ojca. Było widać, jak stara się zin­ter­pre­to­wać te słowa tak, aby nie dźwię­czało w nich okru­cień­stwo. Nie­mal sły­sza­ły­śmy jego myśli: „Jestem ciapą. Boli mnie nie dla­tego, że tata zra­nił moje uczu­cia, tylko dla­tego, że go nie słu­cha­łem. To moja wina”.

Zaape­lo­wa­łam wtedy do dok­tor Stern, aby potrak­to­wała swoje zamiary poważ­nie i napi­sała książkę, o któ­rej roz­ma­wia­ły­śmy chwilę wcze­śniej. Bar­dzo się cie­szę, że to zro­biła. Prze­mocy psy­chicz­nej wresz­cie zaczyna się poświę­cać odpo­wied­nio dużo uwagi, a na jej temat powstaje ostat­nio sporo tek­stów. Obec­nie czę­ściej widać prze­moc psy­chiczną taką, jaka jest naprawdę, pod­czas gdy w poprzed­nim poko­le­niu takie inte­rak­cje były czę­ściej akcep­to­walne spo­łecz­nie, zwłasz­cza gdy cho­dziło o wycho­wy­wa­nie dzieci – mam tu na myśli „szorstką miłość” czy też „kształ­to­wa­nie cha­rak­teru”. Jed­nak okre­ślo­nemu typowi prze­mocy psy­chicz­nej, o któ­rej pisze dok­tor Stern w Ukry­tych mani­pu­la­cjach w rela­cjach – prze­mocy ukry­tej, kon­tro­lu­ją­cej – nie przy­glą­dano się dotąd z taką empa­tią i wni­kli­wo­ścią, jakimi posłu­guje się autorka dzięki wie­lo­let­niej prak­tyce kli­nicz­nej, a zwłasz­cza dzięki wyjąt­ko­wemu zain­te­re­so­wa­niu dobro­sta­nem emo­cjo­nal­nym mło­dych kobiet. Dobrze się składa, że pisze na ten temat, mogąc odwo­łać się do swo­jego sze­ro­kiego doświad­cze­nia.

Dok­tor Stern pra­cuje z wie­loma bystrymi, uta­len­to­wa­nymi, mło­dymi kobie­tami o ide­ali­stycz­nym podej­ściu do życia, czę­sto wywo­dzą­cymi się z kocha­ją­cych rodzin, które wpa­dają w pułapkę rela­cji sta­no­wią­cych przy­padki róż­no­rod­nych odmian wspo­mnia­nej prze­mocy. Niczym cudo­twórca pomaga im przy­po­mnieć sobie o ich utra­co­nych źró­dłach siły i poczu­cia wła­snej war­to­ści, a następ­nie z nich sko­rzy­stać, dzięki czemu kobiety te odzy­skują swoje życie. Teraz z jej mądro­ści będą mogli sko­rzy­stać wszy­scy, któ­rzy prze­czy­tają tę książkę. Wyja­śnie­nia dok­tor Stern doty­czące tego, jak roz­po­zna­wać ukrytą kon­trolę i prze­moc psy­chiczną oraz jak się im oprzeć, sta­no­wią bar­dzo ważne narzę­dzie. Młode kobiety powinny z niego korzy­stać, jeśli pra­gną chro­nić swój dobro­stan psy­chiczny, odpie­rać dąże­nia innych do spra­wo­wa­nia nad nimi kon­troli oraz do pod­da­wa­nia ich róż­nym mani­pu­la­cjom, a także jeśli chcą wybie­rać rela­cje wspie­ra­jące i pie­lę­gnu­jące ich roz­wój.

Obser­wo­wa­łam, jak dok­tor Stern ofe­ruje wspar­cie men­tor­skie mło­dym kobie­tom, wiem zatem, jak uzdra­wia­jące mogą oka­zać się jej spo­strze­że­nia na temat efektu gasną­cego pło­mie­nia (gasli­gh­tingu) – uwa­żam jed­nak, że z tej war­to­ścio­wej ana­lizy mogą sko­rzy­stać nie tylko kobiety. Zarówno one, jak i męż­czyźni w rów­nym stop­niu cier­pią z powodu prze­mocy psy­chicz­nej i kon­troli, gdy są jesz­cze dziećmi zależ­nymi od osób doro­słych. Wpraw­dzie więk­szość poda­wa­nych tu przy­kła­dów, pocho­dzą­cych z prak­tyki dok­tor Stern, doty­czy prze­mocy wobec kobiet, byłam jed­nak świad­kiem licz­nych przy­pad­ków, gdy męż­czyźni, słu­cha­jąc rela­cji dok­tor Stern o tym, nad czym pra­cuje, otwie­rali się i opi­sy­wali wła­sne zma­ga­nia o wyzwo­le­nie się z tok­sycz­nych inte­rak­cji. Dzięki jej ana­li­zie uda­wało im się osią­gnąć pewną ulgę i wol­ność. Książkę tę powinni prze­czy­tać zwłasz­cza rodzice – tak czę­sto zda­rza się, że krzyw­dzimy dzie­cięce poczu­cie wła­snego ja albo mani­pu­lu­jemy emo­cjami dziecka w cał­ko­wi­cie nie­świa­domy spo­sób. Im lepiej uświa­do­mimy sobie, że każdy z nas, nie­za­leż­nie od naj­lep­szych nawet inten­cji, może nie­chcący skrzyw­dzić emo­cjo­nal­nie lub zma­ni­pu­lo­wać dziecko pozo­sta­jące pod jego opieką, tym wię­cej dobrego zro­bimy dla następ­nego poko­le­nia.

Czy­tel­nicy książki dok­tor Stern mają wyjąt­kowe szczę­ście, gdyż jest ona psy­cho­te­ra­peutką szcze­rze zaan­ga­żo­waną w ich roz­wój psy­chiczny i oso­bi­sty – każde słowo, każde zda­nie pły­nie pro­sto z jej serca. A co waż­niej­sze nawet, każde słowo i każde zda­nie przy­bliża nas do zro­zu­mie­nia, co przy­da­rzyło się tam­temu chłopcu w parku – i zro­zu­mie­nia doro­słych, któ­rzy mogą się z takim dziec­kiem utoż­sa­miać.

Ta książka pomoże wielu oso­bom odna­leźć w sobie nowe pokłady poczu­cia wła­snej war­to­ści i siły.

Naomi Wolf

Wprowadzenie

Wpro­wa­dze­nie

Idea, któ­rej czas wła­śnie nad­szedł

Trudno dzi­siaj prze­żyć dzień czy dwa, żeby nie usły­szeć cze­goś o gasli­gh­tingu. Szyb­kie wyszu­ki­wa­nie w Google przy­nosi dzie­siątki arty­ku­łów: „8 sygna­łów, że jesteś w związku z osobą sto­su­jącą gasli­gh­ting”, „Czy osoby sto­su­jące gasli­gh­ting są tego świa­dome?”, „Gasli­gh­ting – gra psy­cho­lo­giczna, o któ­rej wszy­scy powinni wie­dzieć”. Defi­ni­cje gasli­gh­tingu zaczy­nają poja­wiać się w słow­ni­kach, a czter­dzie­sty piąty1 pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych został okre­ślony jako osoba sto­su­jąca ten rodzaj prze­mocy.

Gdy dzie­sięć lat temu napi­sa­łam pierw­szą wer­sję mojej książki pod tytu­łem Efekt gasną­cego świa­tła, ter­min ten był prak­tycz­nie nie­znany, cho­ciaż samo zja­wi­sko było dość powszechne2. Zde­fi­nio­wa­łam je wtedy jako rodzaj psy­cho­ma­ni­pu­la­cji, za pomocą któ­rej sto­su­jąca ją osoba pró­buje cię prze­ko­nać, że źle pamię­tasz, nie­wła­ści­wie rozu­miesz albo błęd­nie inter­pre­tu­jesz swoje wła­sne zacho­wa­nie lub moty­wa­cje, czym wzbu­dza w twoim umy­śle wąt­pli­wo­ści, które zwięk­szają twoje bez­bron­ność i dez­orien­ta­cję. Gasli­gh­ting mogą sto­so­wać męż­czyźni i kobiety, mał­żon­ko­wie i part­ne­rzy, sze­fo­wie i współ­pra­cow­nicy, rodzice i rodzeń­stwo – to, co ich wszyst­kich łączy, to zdol­ność spra­wia­nia, abyś kwe­stio­no­wał lub kwe­stio­no­wała swoje postrze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści. Ten rodzaj mani­pu­la­cji jest zawsze dzie­łem dwóch osób – tej sto­su­ją­cej gasli­gh­ting, która sieje zamęt i wąt­pli­wo­ści, oraz tej pod­da­wa­nej gasli­gh­tingowi, która jest skłonna zwąt­pić we wła­sną per­cep­cję rze­czy­wi­sto­ści, aby pod­trzy­mać daną rela­cję.

Tak wła­śnie to rozu­mia­łam – istotę gasli­gh­tingu sta­nowi wspólna odpo­wie­dzial­ność. Nie cho­dzi tylko o prze­moc psy­chiczną. To obu­stron­nie kształ­to­wana rela­cja, którą nazwa­łam gasli­gh­tin­go­wym tan­giem, wyma­ga­jąca aktyw­nego udziału dwóch osób. Oczy­wi­ście osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting powo­duje, że pod­da­wany mu czło­wiek wątpi w swoje postrze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści, ale ofiara gasli­gh­tingu z równą deter­mi­na­cją dąży do tego, aby jej prze­śla­dowca widział ją tak, jak pra­gnie być widziana.

„Jesteś taka nie­ostrożna”, może powie­dzieć osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting, a wtedy ofiara gasli­gh­tingu nie roze­śmieje się i nie odpo­wie: „To ty tak to widzisz”, tylko poczuje się zmu­szona do oświad­cze­nia: „Wcale nie jestem!”. Zależy jej na tym, aby osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting odpo­wiednio ją postrze­gała, nie jest więc w sta­nie oprzeć się chęci prze­ko­na­nia jej, że nie jest nie­ostrożna.

„Nie rozu­miem, jak możesz być taka roz­rzutna”, mówi osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting. Ktoś, kto nie pod­daje się takiej mani­pu­la­cji, odpo­wie: „No cóż, każdy z nas jest inny, a to są moje pie­nią­dze”, i zaj­mie się swoim życiem. Tym­cza­sem ofiara gasli­gh­tingu spę­dzi wiele godzin na smut­nych reflek­sjach nad sobą, zasta­na­wia­jąc się z roz­pa­czą, czy jej prze­śla­dowca przy­pad­kiem nie ma racji.

Jak pisa­łam w pierw­szej wer­sji książki:

Gasli­gh­ting, efekt gasną­cego pło­mie­nia, wynika z rela­cji łączą­cej dwoje ludzi – osobę sto­su­jącą ten rodzaj prze­mocy (gasli­gh­tera), która musi mieć rację, aby zacho­wać poczu­cie wła­snego ja i poczu­cie wła­dzy, oraz ofiarę gasli­gh­tingu, która pozwala gasli­gh­te­rowi defi­nio­wać jej poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści, ponie­waż go ide­ali­zuje i szuka jego akcep­ta­cji. […] Jeśli ist­nieje choćby jeden maleńki kawa­łek cie­bie, który uważa, że nie jesteś wystar­cza­jąco dobra taka, jaka jesteś – jeśli choćby naj­mniej­sza cząstka cie­bie czuje, że potrze­bu­jesz miło­ści lub akcep­ta­cji gasli­gh­tera, aby sie­bie dopeł­nić – to jesteś podatna na gasli­gh­ting. Osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting wyko­rzy­sta ową podat­ność, aby wzbu­dzać w tobie kolejne wąt­pli­wo­ści wobec samej sie­bie, jedną po dru­giej3.

Cza­sami ofiara gasli­gh­tingu mie­rzy się z karą więk­szą niż zwy­kła dez­apro­bata. Być może wycho­wuje dzieci wspól­nie z osobą sto­su­jącą gasli­gh­ting i czuje, że nie jest w sta­nie peł­nić samot­nie roli rodzica z przy­czyn finan­so­wych lub emo­cjo­nal­nych. Może gasli­gh­ter jest jej prze­ło­żo­nym, co wywo­łuje w niej obawę przed służ­bo­wymi kon­se­kwen­cjami posta­wie­nia się sze­fowi lub porzu­ce­nia pracy. A może osoba sto­su­jąca gasli­gh­ting to krewny lub dłu­go­letni przy­ja­ciel, co wzbu­dza w pokrzyw­dzo­nym strach przed odbio­rem tej sytu­acji przez rodzinę lub daną spo­łecz­ność. Gasli­gh­ter może rów­nież gro­zić swo­jej ofie­rze czymś, co nazy­wam „apo­ka­lipsą emo­cjo­nalną” – lawiną obelg, zapo­wie­dziami popeł­nie­nia samo­bój­stwa lub prze­ra­ża­jącą kłót­nią – tak przy­krymi, że adre­sat gróźb zrobi nie­mal wszystko, by tego unik­nąć.

Nie­za­leż­nie od rodzaju kary gasli­gh­ting zależy od tego, czy wezmą w nim udział obie strony. Sto­su­jąca go osoba odpo­wiada za swoje dzia­ła­nia, jed­nak ofiara takiej prze­mocy rów­nież odpo­wiada za swoje. Podat­ność tej ostat­niej wynika z jej potrzeby ide­ali­zo­wa­nia gasli­gh­tera, zdo­by­wa­nia jego apro­baty lub utrzy­ma­nia – za wszelką cenę – danej rela­cji4.

Taki obu­stronny udział to dobra wia­do­mość, ponie­waż ozna­cza on, że ofiara gasli­gh­tingu dys­po­nuje klu­czem do drzwi wła­snego wię­zie­nia. Gdy tylko zro­zu­mie, co się dzieje, zyska zdol­ność odna­le­zie­nia w sobie odwagi i prze­ni­kli­wo­ści nie­zbęd­nych do zane­go­wa­nia prze­ina­czeń gasli­gh­tera, który pró­buje w ten spo­sób zro­bić z niej wariata, i będzie mogła odtąd trzy­mać się mocno wła­snej rze­czy­wi­sto­ści. Gdy będzie w sta­nie zaufać swo­jemu punk­towi widze­nia, przesta­nie potrze­bo­wać wali­da­cji (upra­wo­moc­nie­nia), zarówno ze strony gasli­gh­tera, jak i innych osób.

Gdy bie­rzemy pod uwagę gasli­gh­ting na pozio­mie oso­bi­stym – w miło­ści, przy­jaźni, pracy i rodzi­nie – na­dal trzy­mam się wymie­nio­nego wcze­śniej sfor­mu­ło­wa­nia: istotą tego zja­wi­ska jest gasli­gh­tingowe tango, czyli taniec dwojga ludzi, w któ­rym każda ze stron potrze­buje udziału tej dru­giej.

Odkrywanie efektu gasnącego płomienia

Inspi­ra­cją do napi­sa­nia tej książki stała się dla mnie powszech­ność gasli­gh­tingu w życiu moich klien­tów, przy­ja­ciół – i w moim wła­snym. Był on czymś, co dostrze­ga­łam nie­ustan­nie, pozor­nie nie­win­nym wzor­cem, który mógł pod­wa­żyć poczu­cie wła­snej war­to­ści u naj­bar­dziej pew­nej sie­bie kobiety. Co wię­cej, dopro­wa­dził do zakoń­cze­nia mojego pierw­szego mał­żeń­stwa. Widzia­łam kobiety, wobec któ­rych sto­so­wano gasli­gh­ting, zarówno klientki, jak i przy­ja­ciółki; były mądre, silne, uta­len­to­wane i atrak­cyjne. A jed­nak w jakiś spo­sób uwi­kłały się w rela­cje (w domu, pracy i rodzi­nie), z któ­rych nie były w sta­nie się wyzwo­lić, pod­czas gdy ich poczu­cie wła­snego ja było coraz bar­dziej pod­wa­żane.

W naj­ła­god­niej­szej wer­sji gasli­gh­ting spra­wia, że kobiety zaczy­nają czuć się nie­swojo, zasta­na­wia­jąc się, dla­czego zawsze wycho­dzi na to, że są w błę­dzie, albo dla­czego nie są naprawdę szczę­śliwe ze swo­imi pozor­nie „dobrymi” part­ne­rami. W naj­gor­szej sytu­acji wywo­łuje on ciężką depre­sję – z sil­nej, peł­nej ener­gii kobiety pozo­staje jedy­nie strzę­pek skraj­nego nie­szczę­ścia i samo­nie­na­wi­ści. W obu przy­pad­kach nie­ustan­nie zaska­ki­wało mnie, jak wiele zwąt­pie­nia w sie­bie i para­liżu może powo­do­wać gasli­gh­ting w sfe­rze zarówno zawo­do­wej, jak i pry­wat­nej.

Szu­ka­łam spo­sobu na zde­fi­nio­wa­nie tego szcze­gól­nego wzorca prze­mocy, ponie­waż nie zauwa­ży­łam, aby go wcze­śniej opi­sano, czy to w kul­tu­rze popu­lar­nej, czy w lite­ra­tu­rze nauko­wej. W końcu zain­spi­ro­wał mnie film Gasnący pło­mień z 1944 roku, w któ­rym zagrali Ingrid Berg­man, Char­les Boyer i Joseph Cot­ton. W fil­mie tym postać, w którą wciela się Boyer, stop­niowo prze­ko­nuje postać graną przez Berg­man, że popada ona w obłęd. Prosi ją o ofia­ro­waną jej wcze­śniej broszkę i przy­gląda się jej zde­ner­wo­wa­niu, gdy kobieta nie odnaj­duje biżu­te­rii w torebce, cho­ciaż była pewna, że ją tam scho­wała (broszkę z torebki wyjął sam Boyer). „Och, kocha­nie, jesteś taka roz­tar­gniona”, naci­ska męż­czy­zna. „Nie jestem roz­tar­gniona”, odpo­wiada postać grana przez Berg­man, ale wkrótce zaczyna wie­rzyć w wer­sję zda­rzeń przed­sta­wianą przez Boy­era, nie­zdolna do zaufa­nia wła­snej pamięci czy per­cep­cji.

W fil­mie Boyer świa­do­mie pró­buje wpę­dzić Berg­man w obłęd, aby ukraść jej spa­dek – prze­ko­nu­jąc ją, że nie może ona wie­rzyć wła­snemu odbio­rowi rze­czy­wi­sto­ści, w grun­cie rze­czy spra­wia­jąc, że kobieta zaczyna osu­wać się w sza­leń­stwo. W codzien­nym życiu osoby sto­su­jące gasli­gh­ting rzadko bywają świa­dome swo­ich czy­nów. Zarówno one, jak i ich ofiary wydają się dzia­łać z pobu­dek wewnętrz­nych, uwię­zione w mor­der­czym gasli­gh­tingowym tangu, zależ­nym od wypa­czo­nego obrazu ofiary w oczach gasli­gh­tera i nasi­la­ją­cego się prze­ko­na­nia ofiary, że jej oprawca musi mieć rację. Nie byłam w sta­nie zna­leźć żad­nej książki, w któ­rej doko­nano ana­lizy tego spe­cy­ficz­nego wzorca prze­mocy psy­chicz­nej, a przy­naj­mniej żad­nej, w któ­rej zapre­zen­to­wano to zagad­nie­nie przej­rzy­ście, suge­ru­jąc przy tym, jak ofiary gasli­gh­tingu mogłyby prze­rwać dzia­ła­nie uroku, i odzy­skać poczu­cie wła­snej war­to­ści. Nada­łam zatem nazwę temu zja­wi­sku, napi­sa­łam książkę – i zasko­czyły mnie rezul­taty.

W moim gabi­ne­cie zaczęły poja­wiać się nowe klientki, jedna po dru­giej, utrzy­mu­jąc, że dokład­nie opi­sa­łam sytu­ację, w jakiej się zna­la­zły. „Skąd pani wie­działa, przez co prze­szłam?”, pytały. „Myśla­łam, że tylko ja mam taki pro­blem!”. Szczę­śliwe (w moim prze­ko­na­niu) w mał­żeń­stwie przy­ja­ciółki przy­zna­wały się, że są pod­da­wane gasli­gh­tin­gowi lub sto­so­wano go wobec nich we wcze­śniej­szych związ­kach, w pracy lub w rodzi­nie. Współ­pra­cow­nicy dzię­ko­wali mi za nazwa­nie nowego wzorca, o któ­rym mogli odtąd roz­ma­wiać ze swo­imi klien­tami. Nie­na­zwane wcze­śniej zja­wi­sko wyda­wało się o wiele bar­dziej roz­po­wszech­nione, niż podej­rze­wa­łam.

Wkrótce po opu­bli­ko­wa­niu książki zaczę­łam pra­co­wać jako kon­sul­tantka dla Face­bo­oka, razem z moim kolegą Mar­kiem Brac­ket­tem, dyrek­to­rem Yale Uni­ver­sity’s Cen­ter for Emo­tio­nal Intel­li­gence. Media spo­łecz­no­ściowe wła­śnie zaczy­nały racz­ko­wać, a ludzie zwią­zani z Face­bo­okiem oba­wiali się cyber­prze­mocy, jaką nowa plat­forma mogła wnieść w życie wraż­li­wych, mło­dych ludzi. Wspól­nie z Mar­kiem prze­pro­wa­dzi­li­śmy dzie­siątki roz­mów z nasto­lat­kami i oso­bami doro­słymi, sta­ra­jąc się opra­co­wać pro­to­kół online, który miał okre­ślać, jak należy rapor­to­wać i roz­wią­zy­wać różne przy­padki prze­mocy, w tym sze­rze­nie plo­tek, cham­skie i pozba­wione sza­cunku zacho­wa­nia, stal­king (prze­śla­do­wa­nie) oraz groźby.

To zada­nie oraz nasza praca pole­ga­jąca na naucza­niu umie­jęt­no­ści zwią­za­nych z inte­li­gen­cją emo­cjo­nalną w szko­łach na tere­nie całego kraju ujaw­niły jesz­cze wię­cej dowo­dów na szko­dliwy wpływ gasli­gh­tingu. Razem z Mar­kiem wysłu­chi­wa­li­śmy nie­zli­czo­nych opo­wie­ści o nasto­lat­kach, wobec któ­rych gasli­gh­ting sto­so­wały nie poje­dyn­cze osoby, ale dzie­siątki przy­ja­ciół pozna­nych w rze­czy­wi­sto­ści, jak i na Face­bo­oku. Wystar­czyło, aby młoda kobieta nazwała swoją przy­ja­ciółkę „nad­wraż­liwą”, gdy tamta poczuła się czymś ura­żona, a kolejne dwa­dzie­ścia czy trzy­dzie­ści osób kli­kało guzik „Lubię to” albo dopi­sy­wało w komen­ta­rzach dal­sze kry­tyczne uwagi. Nisz­czy­ciel­ski wpływ gasli­gh­tingu ule­gał zwie­lo­krot­nie­niu, gdy ofiara musiała nie tylko mie­rzyć się z mani­pu­la­cją prze­śla­dowcy, ale także z wyraź­nym prze­ko­na­niem, że za „nad­wraż­liwą” uwa­żają ją „wszyst­kie znane jej osoby” oraz dzie­siątki zupeł­nie obcych ludzi.

W wyniku reali­za­cji naszego pro­jektu powstał Face­book’s Bully Pre­ven­tion Hub, narzę­dzie, które miało pozwa­lać nasto­lat­kom na zgła­sza­nie przy­pad­ków prze­mocy, a także dostar­czać wycho­waw­com i rodzi­com tema­tów do roz­mów z mło­dzieżą. Przez cały ten czas byłam pod olbrzy­mim wra­że­niem tego, jak czę­sto gasli­gh­ting sta­wał się ulu­bioną bro­nią osoby prze­mo­co­wej. Jedną z naj­gor­szych cech tego zja­wi­ska jest trud­ność zwią­zana z jego roz­po­zna­niem. Czu­jesz, że osu­wasz się w dez­orien­ta­cję i zwąt­pie­nie wobec sie­bie – ale dla­czego? Co spra­wiło, że nagle zaczę­łaś sie­bie kwe­stio­no­wać? Jak to się stało, że osoba, która jakoby się o cie­bie trosz­czy, dopro­wa­dza do tego, że zaczy­nasz czuć się fatal­nie?

W grun­cie rze­czy gasli­gh­ting jest rodza­jem nie­wi­dzial­nego znę­ca­nia się, czę­sto sto­so­wa­nym przez mał­żonka, przy­ja­ciela lub członka rodziny, który utrzy­muje, że cię kocha, jed­no­cze­śnie kopiąc pod tobą dołki. Wiesz, że coś jest nie tak – ale nie potra­fisz zna­leźć przy­czyny. Okre­śle­nie „gasli­gh­ting” nazywa tę prze­moc, pozwa­la­jąc ci wyraź­nie dostrzec, co tak naprawdę robi twój part­ner, cio­cia Mar­tha albo tak zwana naj­lep­sza przy­ja­ciółka. Zarówno Marc, jak i ja cią­gle przy­po­mi­namy naszym uczniom: „Jeśli chce­cie coś oswoić, musi­cie nadać temu nazwę”.

Gaslighting w wiadomościach

W ciągu kilku lat po opu­bli­ko­wa­niu mojej książki spo­ra­dycz­nie widy­wa­łam arty­kuły, w któ­rych poja­wiał się ter­min „gasli­gh­ting”. W maga­zy­nie infor­ma­cyj­nym „The Week” poja­wiła się na przy­kład recen­zja filmu Wróg numer jeden, w któ­rej odno­szono się do pew­nych tech­nik pro­wa­dze­nia prze­słu­chań w for­mie gasli­gh­tingu: wykwa­li­fi­ko­wany prze­słu­chu­jący z prze­ko­na­niem wspo­mina o wyda­rze­niach, które ni­gdy nie miały miej­sca, powo­du­jąc, że wię­zień zaczyna się zasta­na­wiać, czy zawo­dzi go jego wła­sna pamięć. Osoba pro­wa­dząca prze­słu­cha­nie rozu­mie, że zmu­sze­nie czło­wieka, aby zwąt­pił we wła­sne postrze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści, to jedna z rze­czy dzia­ła­ją­cych naj­bar­dziej desta­bi­li­zu­jąco – gasli­gh­ting może wypa­czyć nasz umysł o wiele sku­tecz­niej niż prze­moc fizyczna.

W mię­dzy­cza­sie coraz czę­ściej na blo­gach wią­zano gasli­gh­ting ze znę­ca­niem się, sto­so­wa­nym zarówno w sfe­rze pry­wat­nej, jak i zawo­do­wej. „Czy gasli­gh­ting jest spe­cy­ficzną dla danej płci odmianą prze­mocy w miej­scu pracy?”, pytał David Yamada na swoim blogu Min­ding the Work­place, pod­czas gdy na licz­nych blo­gach poświę­co­nych tema­tyce rand­ko­wa­nia i porad dys­ku­to­wano o tym, jak ważna jest umie­jęt­ność roz­po­zna­nia gasli­gh­tera i opar­cia się jego dzia­ła­niom. Gasli­gh­ting zyskał nawet defi­ni­cję w Wiki­pe­dii, a moją książkę pole­cono tam jako lek­turę.

Jed­nak tak naprawdę gasli­gh­ting wdarł się do świa­do­mo­ści spo­łecz­nej dopiero w roku 2016. W marcu tego roku komik i gospo­darz pro­gramu w tele­wi­zji HBO Jon Oli­ver oświad­czył, że Donald Trump zasto­so­wał wobec niego tę formę prze­mocy. Na pierw­szy rzut oka histo­ria wyda­wała się nie­skom­pli­ko­wana. Trump ogło­sił, że odrzu­cił pro­po­zy­cję wystą­pie­nia w pro­gra­mie pro­wa­dzo­nym przez Oli­vera. „John Oli­ver zle­cił swoim pra­cow­ni­kom, aby zapro­sili mnie do jego nud­nego i nisko oce­nia­nego show”, pisał na Twi­te­rze. „Odpo­wie­dzia­łem »NIE, DZIĘKI«. To byłaby tylko strata czasu i sił!”.

Tu jed­nak sprawa się kom­pli­kuje – Oli­ver ni­gdy nie wysto­so­wał takiego zapro­sze­nia. Nie był zain­te­re­so­wany zapra­sza­niem Trumpa do swo­jego pro­gramu. Dla­czego miałby to zro­bić?

Gdy Oli­ver pró­bo­wał wyja­śnić całą sytu­ację, Trump pod­niósł poprzeczkę. W wywia­dzie udzie­lo­nym jed­nej z radio­sta­cji poin­for­mo­wał, że był zapra­szany wie­lo­krot­nie, cztery lub pięć razy.

Pomy­śli­cie zapewne, że w tej sytu­acji Oli­ver wzru­szył ramio­nami, włą­czył tweet Trumpa do swo­jego mono­logu otwie­ra­ją­cego pro­gram i wyśmiał go wspól­nie ze swo­imi pra­cow­ni­kami. Tym­cza­sem on przy­znał, że zaczął wąt­pić w swoją wer­sję rze­czy­wi­sto­ści. Trump wyda­wał się taki pewny sie­bie. Może jed­nak Oli­ver go zapro­sił.

„To, że dostało mi się za kłam­stwo na mój temat wypo­wie­dziane z takim prze­ko­na­niem było nie­zwy­kle desta­bi­li­zu­jące”, wspo­mniał w trak­cie pro­gramu. „Spraw­dzi­łem dokład­nie, aby się upew­nić, czy nikt go jed­nak przy­pad­kiem nie zapro­sił – i oczy­wi­ście ni­gdy do cze­goś takiego nie doszło”.

Joh­nowi Oli­ve­rowi – komi­kowi, gospo­da­rzowi talk-show i lewi­cowo-libe­ral­nemu komen­ta­to­rowi – nie zale­żało w żaden spo­sób na apro­ba­cie Trumpa. Nie obcho­dziło go, co ten o nim myślał ani jak mogłaby wyglą­dać ich rela­cja w przy­szło­ści. Trump nie ocza­ro­wał go ani emo­cjo­nal­nie, ani rodzin­nie, ani finan­sowo. Na pierw­szy rzut oka Oli­ver jest pew­nym sie­bie czło­wie­kiem, mocno trzy­ma­ją­cym się wła­snego obrazu rze­czy­wi­sto­ści.

A jed­nak w jakiś spo­sób Trum­powi udało się spra­wić, że zwąt­pił on, czy popraw­nie zapa­mię­tał coś tak oczy­wi­stego, jak to, czy zapra­szał Trumpa do swo­jego pro­gramu. Jak ujęła to repor­terka „Huf­fing­ton Post” Melissa Jelt­sen: „Oświad­cze­nie Trumpa zostało wygło­szone z taką pew­no­ścią sie­bie, że Oli­ver zaczął wąt­pić w prawdę, nawet jeśli wie­dział, że Trump kła­mał. Oto potęga gasli­gh­tingu”.

Jelt­sen prze­pro­wa­dziła ze mną wywiad na potrzeby tego arty­kułu, w któ­rym potwier­dzi­łam, że w przy­padku Oli­vera, a także w wielu innych przy­pad­kach, Trump prze­ja­wiał kla­syczne zacho­wa­nia gasli­gh­tera. Powie­dzia­łam wów­czas mię­dzy innymi: „Gdy nie przyj­mu­jesz odpo­wie­dzial­no­ści za swoje dzia­ła­nia, odpy­chasz ją od sie­bie albo pró­bu­jesz pod­wa­żyć wia­ry­god­ność osoby, która zadaje ci pyta­nia doty­czące tego, co robisz, to sto­su­jesz gasli­gh­ting”.

I nagle ter­min „gasli­gh­ting” zaczął poja­wiać się wszę­dzie: w CNN, „Teen Vogue”, „Salo­nie”, dzie­siąt­kach wpi­sów inter­ne­to­wych i postów w mediach spo­łecz­no­ścio­wych oraz na blo­gach. Nagle wszy­scy zaczęli mówić o gasli­gh­tingu.

Powrót do efektu gasnącego płomienia

Gdy mój wydawca poin­for­mo­wał mnie, że chce ponow­nie wydać moją książkę, dostrze­głam w tym oka­zję, aby prze­my­śleć to, co napi­sa­łam przed dekadą. Uwzględ­nia­jąc moją dotych­cza­sową prak­tykę psy­cho­te­ra­peu­tyczną, usługi kon­sul­ta­cyjne świad­czone dla Face­bo­oka oraz bie­żącą pracę w Yale Cen­ter for Emo­tio­nal Intel­li­gence, jaki mia­łam obec­nie sto­su­nek do tego tek­stu?

Prze­czy­ta­łam go ponow­nie i z rado­ścią pra­gnę poin­for­mo­wać, że pozo­staje wciąż na tym samym, wyso­kim pozio­mie. Nie poczu­łam żad­nej potrzeby, aby cokol­wiek w nim zmie­niać. Sil­niej niż dzie­sięć lat temu ude­rza mnie to, że im więk­sza jest pew­ność sie­bie danej osoby – i być może im sil­niej­szy jest jej nar­cyzm – tym swo­bod­niej może się ona trzy­mać swo­jej wer­sji rze­czy­wi­sto­ści, nie­za­leż­nie od tego, ile innych osób zakwe­stio­nuje jej poj­mo­wa­nie fak­tów. Taki nar­cyzm sta­nowi formę obrony, pozwa­la­jąc nie trak­to­wać oto­cze­nia poważ­nie i nie dbać o cudzy obraz świata. Nar­cyz może wpaść w szał, gdy inni nie podzie­lają jego poglą­dów – wielu gasli­gh­te­rów reaguje w taki spo­sób. Ta furia nie wynika jed­nak z tego, że wąt­pią w swoje racje, tylko z tego, że nie są w sta­nie znieść, iż nie dys­po­nują cał­ko­witą kon­trolą. Innymi słowy, nie da się użyć gasli­gh­tingu wobec gasli­gh­tera – a przy­naj­mniej bar­dzo trudno jest zasto­so­wać tę formę prze­mocy wobec osoby mocno zaan­ga­żo­wa­nej w jej sto­so­wa­nie.

Reszta ludzi ma jed­nak wię­cej trud­no­ści z zacho­wa­niem okre­ślo­nego wyobra­że­nia świata. Zada­jemy sobie pyta­nia, czy jeste­śmy pewni tego, co usły­sze­li­śmy lub zoba­czy­li­śmy. Nasza pokora i samo­świa­do­mość spra­wiają, że sta­jemy się bez­bronni i wraż­liwi w spo­sób obcy oso­bie bar­dziej nar­cy­stycz­nej. Uczy się nas od dzie­ciń­stwa, że spo­strze­że­nia innych ludzi bywają traf­niej­sze od naszych. Gdy sły­szymy wystar­cza­jąco czę­sto od kogoś, że „czarne jest białe” albo „w górę ozna­cza w dół”, trudno nie zadać sobie przy­naj­mniej pyta­nia, czy tamta osoba wie o czymś, o czym my nie wiemy.

W książce Ukryte mani­pu­la­cje w rela­cjach ofe­ruję reme­dium, na któ­rym wciąż można pole­gać – nazy­wam je „obser­wo­wa­niem ste­war­desy”. Gdy lecisz samo­lo­tem, zacho­wa­nie per­so­nelu pokła­do­wego sygna­li­zuje, czy nagły wstrząs to tylko efekt drob­nej tur­bu­len­cji, czy też począ­tek kata­strofy. Podob­nie „ste­war­desy” obecne w twoim codzien­nym życiu poma­gają ci dostrzec, czy twój nowy part­ner ma po pro­stu gor­szy dzień, czy też reali­zuje wzo­rzec prze­mocy. Gdy zaczy­nasz kwe­stio­no­wać ota­cza­jącą cię rze­czy­wi­stość, twoi przy­ja­ciele, człon­ko­wie rodziny, być może nawet tera­peuta, mogą pomóc ci doko­nać jej traf­nej oceny.

W podobny spo­sób być może wszy­scy sta­jemy się nawza­jem swo­imi „ste­war­de­sami” w obli­czu gasli­gh­tingu poli­tycz­nego lub spo­łecz­nego. To od nas wszyst­kich zależy, czy znaj­dziemy źró­dła wia­do­mo­ści, któ­rym możemy zaufać, ana­lizy, na któ­rych możemy pole­gać, i fakty, które pomyśl­nie przejdą szcze­gó­łową inspek­cję. Nikt z nas nie jest w sta­nie doko­nać tego samo­dziel­nie – potrze­bu­jemy zarówno „eks­per­tów”, któ­rym zawie­rzy­li­śmy, jak i przy­ja­ciół, sąsia­dów, krew­nych i współ­pra­cow­ni­ków, któ­rych spo­strze­że­nia cenimy. Gasli­gh­ting desta­bi­li­zuje dogłęb­nie. Być może potrzeba nam przy­sło­wio­wej „wio­ski”, aby odna­leźć wspólne, solidne fun­da­menty.

W mię­dzy­cza­sie, jeśli ty bądź ktoś, kogo znasz, zma­ga­cie się z gasli­gh­tin­giem w życiu oso­bi­stym, książka Ukryte mani­pu­la­cje w rela­cjach pomoże wam zro­zu­mieć pro­blem, ponow­nie go prze­ana­li­zo­wać i w końcu się od niego wyzwo­lić, nie­za­leż­nie od tego, czy będzie to ozna­czało wewnętrzne prze­kształ­ce­nie rela­cji, czy też jej osta­teczne zakoń­cze­nie. W całym moim życiu zawo­do­wym dąży­łam do tego, aby poma­gać ludziom doświad­czać w życiu jak naj­wię­cej współ­czu­cia, sku­tecz­no­ści, pro­duk­tyw­no­ści i speł­nie­nia. Nie jest to jed­nak moż­liwe, jeśli pozo­sta­jesz w rela­cji gasli­gh­tin­go­wej, cią­gle kry­ty­ku­jąc swoje reak­cje i nie­ustan­nie prze­pra­sza­jąc za swoje domnie­mane porażki. Dzie­sięć lat temu pisa­łam:

[…] masz w sobie głę­bo­kie źró­dło siły, które pozwala ci uwol­nić się od efektu gasną­cego pło­mie­nia. W pierw­szym kroku musisz uświa­do­mić sobie swoją wła­sną rolę w pro­ce­sie gasli­gh­tingu; to, jak twoje zacho­wa­nie, pra­gnie­nia i fan­ta­zje mogą pro­wa­dzić do ide­ali­zo­wa­nia przez cie­bie osoby gasli­gh­tera i sta­ra­nia się o jego apro­batę5.

Tak zaczyna się twoja podróż. Ta książka ma ci pomóc na każ­dym jej eta­pie. Wyru­sze­nie w tę drogę wymaga odwagi – nie mogę się docze­kać, czego się pod­czas niej nauczysz.

Rozdział 1. Czym jest gaslighting?

Roz­dział 1

Czym jest gasli­gh­ting?

Katie jest osobą nasta­wioną do innych przy­jaź­nie i pozy­tyw­nie – idąc ulicą, uśmie­cha się do wszyst­kich. Wyko­nuje zawód przed­sta­wi­ciela han­dlo­wego, co ozna­cza, że czę­sto roz­ma­wia z nowymi ludźmi – i uwiel­bia to. Jest atrak­cyjną kobietą zbli­ża­jącą się do trzy­dziestki. Przez dłuż­szy czas uma­wiała się na randki z róż­nymi męż­czy­znami, aż w końcu wybrała swo­jego obec­nego part­nera, Briana.

Brian potrafi być słodki, opie­kuń­czy i tro­skliwy, ale jest też nie­spo­kojny i stra­chliwy, odnosi się podejrz­li­wie do każ­dej nowej osoby. Gdy razem idą na spa­cer, Katie zacho­wuje się w otwarty spo­sób, jest skłonna do kon­taktu, łatwo anga­żuje się w roz­mowę z męż­czy­zną, który pyta ją o drogę, albo z kobietą wypro­wa­dza­jącą psa. Brian nato­miast cią­gle coś kry­ty­kuje. Czy Katie nie dostrzega, że ludzie się z niej śmieją? Ona myśli, że lubią takie poga­duszki, a oni tak naprawdę prze­wra­cają oczami i zasta­na­wiają się, dla­czego taka z niej papla. A ten facet, który pytał o drogę? Pró­bo­wał ją tak naprawdę pode­rwać – szkoda, że nie widziała, jak pożą­dli­wie na nią spoj­rzał, gdy tylko się odwró­ciła. A poza tym takie zacho­wa­nia Katie to brak sza­cunku dla niego, jej part­nera. Czy ona w ogóle się zasta­na­wia, jak on się czuje, gdy widzi, że jego part­nerka robi słod­kie oczy do każ­dego mija­nego męż­czy­zny?

Począt­kowo Katie żar­tuje sobie ze skarg Briana. Mówi mu, że zacho­wy­wała się tak przez całe swoje życie, że lubi być przy­ja­ciel­ska dla innych. Jed­nak po wielu tygo­dniach suro­wej kry­tyki ze strony swo­jego part­nera zaczyna wąt­pić w sie­bie. Może ludzie fak­tycz­nie ją wyśmie­wają i obrzu­cają pożą­dli­wymi spoj­rze­niami. Może rze­czy­wi­ście zacho­wuje się kokie­te­ryj­nie i nie­ustan­nie robi to przy Bria­nie – to okropne, trak­to­wać tak męż­czy­znę, który ją kocha!

W końcu, idąc ulicą, nie potrafi pod­jąć decy­zji, jak ma się zacho­wać. Nie chce rezy­gno­wać ze swo­jego cie­płego, przy­ja­znego podej­ścia do świata, jed­nak teraz za każ­dym razem, gdy mija nie­zna­jomą osobę, nie potrafi powstrzy­mać się od roz­my­śla­nia, jak Brian ode­brałby jej zacho­wa­nie.

LIZ zaj­muje wyso­kie kie­row­ni­cze sta­no­wi­sko w zna­nej fir­mie mar­ke­tin­go­wej. Ubiera się sty­lowo, dobiega pięć­dzie­siątki, żyje w sta­bil­nym, dwu­dzie­sto­let­nim związku mał­żeń­skim, nie ma dzieci – ciężko zapra­co­wała na swoją obecną pozy­cję, poświę­ca­jąc całą swoją nad­pro­gra­mową ener­gię karie­rze zawo­do­wej. Wygląda na to, że jest o krok od osią­gnię­cia celu – sta­no­wi­ska dyrek­tora nowo­jor­skiego oddziału firmy.

I nagle, w ostat­niej chwili, posadę tę otrzy­muje ktoś inny. Liz prze­łyka ura­żoną dumę i pro­po­nuje, że pomoże tej oso­bie. Począt­kowo nowy szef spra­wia wra­że­nie uro­czego, peł­nego wdzięcz­no­ści. Wkrótce jed­nak Liz zaczyna dostrze­gać, że jej opi­nia nie jest brana pod uwagę przy podej­mo­wa­niu istot­nych decy­zji, a ona sama nie jest już zapra­szana na ważne spo­tka­nia. Docie­rają do niej pogło­ski, że klien­tów poin­for­mo­wano, że Liz nie chce już z nimi pra­co­wać, i suge­ruje się im kon­takt z jej nowym sze­fem. Gdy kobieta skarży się na to przed kole­gami z pracy, wszy­scy patrzą na nią z zasko­cze­niem. „Ale on zawsze cię tak chwali”, upie­rają się. „Dla­czego miałby mówić o tobie same dobre rze­czy, gdyby chciał się cie­bie pozbyć?”

W końcu Liz posta­na­wia sta­wić czoła sze­fowi, który oka­zuje się dys­po­no­wać wia­ry­god­nym wyja­śnie­niem każ­dej sytu­acji. „Posłu­chaj…”, mówi uprzej­mie na koniec spo­tka­nia. „Myślę, że zacho­wu­jesz się nad­wraż­li­wie w związku z tym wszyst­kim – wręcz nieco para­no­icz­nie. Może poszła­byś na kil­ku­dniowy urlop, żeby się odstre­so­wać?”

Liz czuje się kom­plet­nie spa­ra­li­żo­wana. Wie, że szef ją sabo­tuje – tylko dla­czego wyłącz­nie ona tak uważa?

MIT­CHELL jest stu­den­tem stu­diów magi­ster­skich, dwu­dzie­sto­pa­ro­lat­kiem, który ma zostać inży­nie­rem elek­try­kiem. Wysoki, szczu­pły, wręcz paty­ko­waty i nieco nie­śmiały, długo szu­kał wła­ści­wej kobiety, ale wła­śnie zaczął się spo­ty­kać z kimś, kogo naprawdę lubi. Pew­nego dnia jego part­nerka zwraca mu uwagę, że wciąż ubiera się jak dzie­ciak. Mit­chella ogar­nia zawsty­dze­nie, jed­nak męż­czy­zna rozu­mie, o co cho­dzi jego part­nerce. Wybiera się zatem do lokal­nego domu towa­ro­wego, gdzie prosi eks­pe­dientkę, aby pomo­gła mu dobrać gar­de­robę. Nowe ubra­nia spra­wiają, że Mit­chell czuje w sobie prze­mianę – wygląda teraz na bar­dziej oby­tego w świe­cie, przy­stoj­nego faceta. Podoba mu się, że kobiety przy­glą­dają mu się z uzna­niem, gdy wraca auto­bu­sem do domu.

Gdy jed­nak wybiera się w nowych ubra­niach na nie­dzielny obiad do swo­ich rodzi­ców, jego matka wybu­cha śmie­chem. „Mit­chell, te ubra­nia do cie­bie nie pasują, wyglą­dasz nie­po­waż­nie”, mówi. „Kocha­nie, pro­szę cię, następ­nym razem, gdy wybie­rzesz się na zakupy, pozwól, że pójdę z tobą”. Mit­chell czuje się ura­żony i ocze­kuje od matki prze­pro­sin, ona jed­nak ze smut­kiem kręci głową. „Pró­bo­wa­łam ci jedy­nie pomóc”, dodaje. „A z uwagi na twój ton głosu to raczej ty powi­nie­nieś prze­pro­sić mnie”.

Mit­chell czuje dez­orien­ta­cję. Lubi swoje nowe ubra­nia – ale może rze­czy­wi­ście wygląda w nich śmiesz­nie. Czy naprawdę zacho­wał się nie­grzecz­nie wobec matki?

Zrozumienie efektu gasnącego płomienia

Katie, Liz i Mit­chell mają ze sobą coś wspól­nego – cała trójka cierpi z powodu efektu gasną­cego pło­mie­nia. Efekt ten wynika z rela­cji pomię­dzy dwoj­giem ludzi: gasli­gh­te­rem, który musi mieć rację, żeby zacho­wać poczu­cie wła­snego ja i kon­troli nad świa­tem, oraz osobą pod­da­waną gasli­gh­tin­gowi, która pozwala, aby gasli­gh­ter defi­nio­wał jej poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści, ponie­waż go ide­ali­zuje i poszu­kuje jego apro­baty. Gasli­gh­te­rzy i ofiary gasli­gh­tingu mogą być każ­dej płci, a samo zja­wi­sko może wystą­pić w każ­dym typie rela­cji. Będę jed­nak mówić o gasli­gh­terze jako „nim”, a o oso­bie pod­da­wa­nej gasli­gh­tin­gowi jako „niej”, ponie­waż w swo­jej pracy naj­czę­ściej sty­kam się z takim wła­śnie ukła­dem. Prze­ana­li­zuję różne rela­cje – pomię­dzy przy­ja­ciółmi, człon­kami rodziny, sze­fami i współ­pra­cow­ni­kami – jed­nak sku­pię się przede wszyst­kim na roman­tycz­nej rela­cji mię­dzy kobietą i męż­czy­zną.

Na przy­kład, wspo­mniany gasli­gh­ter Brian, part­ner Katie, utrzy­muje, że świat jest nie­bez­piecz­nym miej­scem, a jego part­nerka zacho­wuje się nie­wła­ści­wie i nie­tak­tow­nie. Gdy Brian odczuwa stres lub zagro­że­nie, musi mieć rację w tej kwe­stii i pra­gnie wymóc na Katie, aby mu tę rację przy­znała. Ona ceni sobie ich zwią­zek i nie chce stra­cić Briana, więc zaczyna patrzeć na różne sprawy z jego punktu widze­nia. Być może ludzie, któ­rych napo­tyka, fak­tycz­nie się z niej śmieją. Być może naprawdę zacho­wuje się kokie­te­ryj­nie. I tak zaczyna się gasli­gh­ting.

Podob­nie dzieje się w przy­padku szefa Liz – prze­ło­żony utrzy­muje, że zależy mu na współ­pracy z pod­władną, a jej wszel­kie obawy wyni­kają z jej para­noi. Liz chce, aby szef myślał o niej dobrze – w końcu cho­dzi tu o jej karierę – więc zaczyna wąt­pić we wła­sne spo­strze­że­nia i pró­buje przy­jąć per­spek­tywę prze­ło­żo­nego. Ale jego punkt widze­nia nie ma dla niej tak naprawdę żad­nego sensu. Jeżeli szef nie pró­buje jej sabo­to­wać, dla­czego nie jest zapra­szana na te wszyst­kie spo­tka­nia? Dla­czego jej klienci do niej nie oddzwa­niają? Dla­czego się mar­twi i odczuwa dez­orien­ta­cję? Liz jest tak ufną osobą, że nie potrafi uwie­rzyć, że kto­kol­wiek mógłby być rów­nie jaw­nym mani­pu­lan­tem, co – na pozór – jej szef. Widocz­nie to ona robi coś, co uza­sad­nia jego okropne zacho­wa­nie. Liz roz­pacz­li­wie pra­gnie, aby jej prze­ło­żony miał rację, a jed­no­cze­śnie w głębi duszy wie, że wcale tak nie jest – to spra­wia, że czuje się kom­plet­nie zdez­o­rien­to­wana, nie jest już pewna tego, co widzi lub wie. Staje się ofiarą peł­no­wy­mia­ro­wego gasli­gh­tingu.

Matka Mit­chella utrzy­muje, że ma prawo powie­dzieć swo­jemu synowi wszystko, na co przyj­dzie jej ochota, a jeśli ten się sprze­ciwi, zachowa się nie­grzecz­nie. Mit­chell chciałby postrze­gać matkę jako osobę dobrą i kocha­jącą, a nie kogoś, od kogo sły­szy same zło­śli­wo­ści. Gdy więc matka uraża jego uczu­cia, obwi­nia za to nie ją, tylko sie­bie. Oboje docho­dzą do poro­zu­mie­nia – matka ma rację, Mit­chell się myli. Wspól­nie two­rzą efekt gasną­cego pło­mie­nia.

Oczy­wi­ście Katie, Liz i Mit­chell mogliby doko­nać innego wyboru. Katie mogłaby zlek­ce­wa­żyć nega­tywne uwagi swo­jego part­nera, popro­sić go, aby prze­stał tak się do niej odzy­wać, albo – w osta­tecz­no­ści – zerwać z nim. Liz mogłaby sobie powie­dzieć: „Kur­czę, ten nowy szef to trudny typ. No cóż, może ta jego przy­mil­ność zmy­liła wszyst­kich w naszej fir­mie – ale nie mnie!”. Mit­chell mógłby spo­koj­nie odpowie­dzieć: „Przy­kro mi, mamo, ale to ty jesteś winna prze­pro­siny mnie”. Każdy z nich mógłby pod­jąć decy­zję, że w pew­nym pod­sta­wo­wym zakre­sie jest skłonny zaak­cep­to­wać dez­apro­batę gasli­gh­tera. Każdy z nich wie, że jest dobry, kom­pe­tentny, miły – i tylko to się liczy.

Gdyby trzy opi­sane powy­żej osoby były w sta­nie przy­jąć takie nasta­wie­nie, nie doszłoby do gasli­gh­tingu. Być może ich gasli­gh­te­rzy na­dal zacho­wy­wa­liby się źle, ale ich postę­po­wa­nie nie mia­łoby już tak szko­dli­wego efektu. Gasli­gh­ting roz­wija się tylko wtedy, gdy wie­rzysz w to, co mówi twój gasli­gh­ter, i chcesz spra­wić, aby miał o tobie dobre zda­nie.

Pro­blem w tym, że gasli­gh­ting jest zja­wi­skiem pod­stęp­nym. Wyko­rzy­stuje nasze naj­gor­sze obawy, naj­bar­dziej nie­spo­kojne myśli i naj­skryt­sze marze­nia, aby nas rozu­miano, doce­niano i kochano. Gdy ktoś, komu ufamy, kogo sza­nu­jemy lub kochamy, prze­ma­wia z wielką pew­no­ścią sie­bie – zwłasz­cza gdy w jego sło­wach jest ziarno prawdy albo dotknie jed­nej z naj­czę­ściej drę­czą­cych nas obaw – trudno będzie mu nie uwie­rzyć. A gdy ide­ali­zu­jemy gasli­gh­tera – gdy chcemy go postrze­gać jako miłość naszego życia, wspa­nia­łego szefa albo cudow­nego rodzica – to jesz­cze bar­dziej utrudni nam pozo­sta­nie przy wła­snej per­cep­cji rze­czy­wi­sto­ści. On musi mieć rację, my musimy zdo­być jego apro­batę – i tak to się kręci.

Oczy­wi­ście może się zda­rzyć, że żadne z was nie będzie świa­dome tego, co tak naprawdę się dzieje. Gasli­gh­ter może auten­tycz­nie wie­rzyć w każde swoje słowo albo szcze­rze czuć, że ratuje cię przed tobą samą. Pamię­taj – kie­rują nim jego wła­sne potrzeby. Może ci się wyda­wać sil­nym, potęż­nym męż­czy­zną albo zagu­bio­nym, roz­hi­ste­ry­zo­wa­nym chłop­cem – w każ­dym z tych przy­pad­ków czuje się słaby i bez­silny. Aby poczuć w sobie ener­gię, poczuć, że jest bez­pieczny, musi udo­wod­nić, że ma rację, i nakło­nić cię, abyś mu ją przy­znała.

W mię­dzy­cza­sie wyide­ali­zo­wa­łaś już swo­jego gasli­gh­tera i roz­pacz­li­wie zabie­gasz o jego apro­batę, choć być może sobie tego nie uświa­da­miasz. Jeśli jed­nak choćby mała cząstka cie­bie uważa, że nie jesteś wystar­cza­jąco dobra sama w sobie – jeśli cząstka ta czuje, że potrze­bu­jesz miło­ści lub apro­baty gasli­gh­tera, aby sie­bie dopeł­nić – to jesteś podatna na gasli­gh­ting. Gasli­gh­ter wyko­rzy­sta tę bez­bron­ność i podat­ność, abyś wąt­piła w sie­bie, raz za razem.

Czy ktoś stosuje wobec ciebie gaslighting?

WŁĄCZ SWÓJ GASLIGHTINGOWY RADAR. SPRAWDŹ, CZY DOSTRZEGASZ KTÓRYŚ Z TYCH 20 SYGNAŁÓW OSTRZEGAWCZYCH.

Gasli­gh­ting może nie wią­zać się ze wszyst­kimi opi­sa­nymi poni­żej doświad­cze­niami czy uczu­ciami, jeśli jed­nak roz­po­znasz któ­reś z nich u sie­bie, zwróć na nie szcze­gólną uwagę.

Nie­ustan­nie pod­da­jesz kry­tyce to, co zro­bi­łaś.Po kil­ka­na­ście razy dzien­nie zada­jesz sobie pyta­nie, czy jesteś nad­wraż­liwa.W pracy czę­sto odczu­wasz dez­orien­ta­cję, a nawet masz wra­że­nie, że zaczy­nasz wario­wać.Nie­ustan­nie prze­pra­szasz matkę/ojca/part­nera/szefa.Czę­sto zasta­na­wiasz się, czy jesteś „wystar­cza­jąco dobrą” part­nerką/żoną/pra­cow­niczką/przy­ja­ciółką/córką.Nie rozu­miesz dla­czego, pomimo tylu pozor­nie dobrych rze­czy w twoim życiu, nie czu­jesz się szczę­śliw­sza.Kupu­jesz ubra­nia, meble albo inne rze­czy oso­bi­ste, mając na uwa­dze swo­jego part­nera, myśląc o tym, czego on by sobie życzył, a nie o tym, co tobie spra­wi­łoby przy­jem­ność.Czę­sto tłu­ma­czysz zacho­wa­nie swo­jego part­nera przed przy­ja­ciółmi i rodziną.Łapiesz się na tym, że ukry­wasz różne infor­ma­cje przed przy­ja­ciółmi i rodziną, żebyś nie musiała im cze­goś wyja­śniać lub uza­sad­niać.Wiesz, że coś jest mocno nie tak, ale nie jesteś w sta­nie tego wyra­zić, nawet przed samą sobą.Zaczy­nasz kła­mać, aby unik­nąć obelg i wypa­cza­nia fak­tów.Masz trud­no­ści z podej­mo­wa­niem pro­stych decy­zji.Zasta­na­wiasz się dwa razy, zanim poru­szysz w roz­mo­wie jakiś pozor­nie nie­winny temat.Przed powro­tem two­jego part­nera do domu spraw­dzasz w myślach listę kon­tro­lną, aby prze­wi­dzieć, co być może zro­bi­łaś źle tego dnia.Czu­jesz, że kie­dyś byłaś zupeł­nie inną osobą – pew­niej­szą sie­bie, lubiącą dobrą zabawę, zre­lak­so­waną.Zaczy­nasz roz­ma­wiać z mężem za pośred­nic­twem jego sekre­tarki, aby nie musieć mówić mu o tym, co być może go zde­ner­wuje.Masz wra­że­nie, że niczego nie jesteś w sta­nie zro­bić jak należy.Twoje dzieci podej­mują próby chro­nie­nia cię przed twoim part­ne­rem.Ludzie, z któ­rymi dotąd dobrze się doga­dy­wa­łaś, zaczy­nają cię dener­wo­wać.Czu­jesz się pozba­wiona nadziei i rado­ści.

Jak odkryłam efekt gasnącego płomienia

Od dwu­dzie­stu lat pro­wa­dzę pry­watną prak­tykę tera­peu­tyczną, a także uczę, szkolę lide­rów, jestem kon­sul­tantką oraz człon­kiem Woodhull Insti­tute for Ethi­cal Leader­ship, gdzie poma­gam orga­ni­zo­wać i mode­ro­wać szko­le­nia dla kobiet w każ­dym wieku. We wszyst­kich tych obsza­rach nie­ustan­nie spo­ty­kam silne, mądre, odno­szące suk­cesy kobiety. A jed­nak wciąż sły­szę tę samą opo­wieść – z jakie­goś powodu wiele takich pew­nych sie­bie, ambit­nych osób uwi­kłało się w demo­ra­li­zu­jące, destruk­cyjne i zaska­ku­jące rela­cje. Przy­ja­ciele i współ­pra­cow­nicy być może uwa­żali je za silne, samo­dzielne i kom­pe­tentne, one same zaczęły jed­nak postrze­gać sie­bie jako nie­udacz­nice, które nie są w sta­nie zawie­rzyć ani wła­snym zdol­no­ściom, ani swo­jemu postrze­ga­niu świata.

W tych opo­wie­ściach było coś paskud­nie zna­jo­mego – stop­niowo uświa­do­mi­łam sobie, że wysłu­chi­wa­łam ich nie tylko dla­tego, że wyko­ny­wa­łam taki, a nie inny zawód, ale też dla­tego, że odzwier­cie­dlały one doświad­cze­nia moje i moich przy­ja­ció­łek. W każ­dym przy­padku pozor­nie silna kobieta była uwi­kłana w rela­cję z part­ne­rem, mężem, przy­ja­cie­lem, współ­pra­cow­ni­kiem, sze­fem lub krew­nym, który powo­do­wał, że kwe­stio­no­wała ona wła­sny odbiór rze­czy­wi­sto­ści, i wywo­ły­wał u niej uczu­cie nie­po­koju i dez­orien­ta­cji, a także silne przy­gnę­bie­nie. Ich rela­cje szo­ko­wały, tym bar­dziej że w innych obsza­rach wspo­mniane kobiety spra­wiały wra­że­nie sil­nych i zor­ga­ni­zo­wa­nych. Zawsze jed­nak, przy każ­dej z nich, była jedna spe­cjalna osoba – uko­chany, szef lub krewny – o któ­rej apro­batę zabie­gała, nawet gdy była przez nią coraz gorzej trak­to­wana. I w końcu udało mi się nazwać ten bole­sny stan gasli­gh­tin­giem – efek­tem gasną­cego pło­mie­nia, od sta­rego filmu o takim wła­śnie tytule – Gasnący pło­mień (ang. Gasli­ght).

W tym kla­sycz­nym obra­zie z 1944 roku pozna­jemy histo­rię Pauli, mło­dej, wraż­li­wej śpie­waczki (gra­nej przez Ingrid Berg­man), która poślu­bia Gre­gory’ego, cha­ry­zma­tycz­nego, tajem­ni­czego, star­szego męż­czy­znę (w tej roli Char­les Boyer). Paula nie wie, że uko­chany mąż pró­buje ją dopro­wa­dzić do obłędu, aby prze­jąć jej mają­tek. Nie­ustan­nie wma­wia on żonie, że jest cho­ro­wita i kru­cha, prze­nosi różne przed­mioty w inne miej­sca, a następ­nie oskarża ją o to, a także nad wyraz prze­bie­gle mani­pu­luje gazo­wym oświe­tle­niem w domu tak, aby zauwa­żała, że lampy przy­ga­sają bez wyraź­nego powodu. Pod wpły­wem dia­bo­licz­nej intrygi męża Paula zaczyna wie­rzyć, że osuwa się w sza­leń­stwo. Zdez­o­rien­to­wana i wystra­szona, zaczyna histe­ry­zo­wać, fak­tycz­nie sta­jąc się kru­chą, zagu­bioną istotą, jak to wma­wia jej Gre­gory. Upa­dek kobiety nabiera tempa – im bar­dziej Paula wątpi w sie­bie, tym głę­biej popada w histe­rię i dez­orien­ta­cję. Roz­pacz­li­wie pra­gnie, aby mąż oka­zał jej akcep­ta­cję, powie­dział, że ją kocha, on jed­nak tego nie robi, upie­ra­jąc się, że jest dotknięta cho­robą psy­chiczną. Boha­terka filmu odzy­skuje zdrowy roz­są­dek i pew­ność sie­bie dopiero w momen­cie, gdy poli­cjant zapew­nia ją, że on także widzi przy­ga­sające świa­tło.

W Gasną­cym pło­mie­niu wyraź­nie widzimy, że w rela­cji gasli­gh­tin­go­wej zawsze uczest­ni­czą dwie osoby. Gre­gory musi uwieść Paulę, aby poczuć w sobie moc i wła­dzę nad drugą osobą, ale też i Paula chęt­nie daje się uwieść. Ide­ali­zuje tego sil­nego, przy­stoj­nego męż­czy­znę i roz­pacz­li­wie pra­gnie wie­rzyć, że oto­czy on ją opieką i będzie jej bro­nić. Gdy mąż zaczyna się zacho­wy­wać źle, nie chce go obwi­nić ani spoj­rzeć na niego z innego punktu widze­nia – woli zacho­wać swoje roman­tyczne wyobra­że­nie o ide­al­nym part­ne­rze. Jej brak pew­no­ści sie­bie oraz ide­ali­zo­wa­nie męża sta­no­wią dosko­nały punkt wyj­ścia dla mani­pu­la­cji Gre­gory’ego.

W Gasną­cym pło­mie­niu gasli­gh­ter dąży do cze­goś nama­cal­nego. Świa­do­mie zamie­rza wpę­dzić swoją żonę w obłęd, aby zagar­nąć jej mają­tek. W praw­dzi­wym życiu gasli­gh­terzy rzadko bywają aż tak dia­bo­liczni, cho­ciaż skutki ich zacho­wa­nia mogą być naprawdę nisz­czy­ciel­skie. Gasli­gh­ter sądzi, że po pro­stu broni sie­bie. Ma tak spa­czone poczu­cie wła­snego ja, że nie jest w sta­nie zaak­cep­to­wać żad­nej sytu­acji, w któ­rej ktoś neguje jego obraz świata. Posta­na­wia wyja­śnić sobie, jak ten świat działa, i uznaje, że ty rów­nież musisz go tak postrze­gać – w prze­ciw­nym razie odczuwa trudny do znie­sie­nia nie­po­kój.

Załóżmy, że uśmiech­nę­łaś się do jakie­goś męż­czy­zny na impre­zie i twój gasli­gh­ter poczuł się z tego powodu źle. Męż­czy­zna, który nie uczest­ni­czy w gasli­gh­tingu, być może powie w takiej sytu­acji: „Tak, jestem zazdro­sny” albo „Wiem, że to nie było nic złego, kocha­nie, ale strasz­nie mnie wku­rza, gdy widzę, jak się dobrze bawisz w towa­rzy­stwie innych face­tów”. Będzie chciał przy­naj­mniej wziąć pod uwagę, że jego dys­kom­fort mógł być spo­wo­do­wany daną sytu­acją albo jego wła­sną nie­pew­no­ścią. Nawet jeśli fak­tycz­nie flir­to­wa­łaś – choć­byś robiła to w obu­rza­jący spo­sób – męż­czy­zna, który nie jest gasli­gh­te­rem, będzie w sta­nie poten­cjal­nie uznać, że twoje zacho­wa­nie być może wzbu­dza w nim obiek­cje, ale nie zamie­rza­łaś spra­wić, aby poczuł się paskud­nie (cho­ciaż może popro­sić cię, abyś prze­stała się tak zacho­wy­wać).

Nato­miast gasli­gh­ter ni­gdy nie weź­mie pod uwagę, że w grę może wcho­dzić jego wła­sna zazdrość, nie­pew­ność lub para­noja. Ktoś taki trzyma się swo­jego wyja­śnie­nia – czuje się źle, ponie­waż jesteś flir­ciarą. Nie wystar­czy mu jed­nak, że to wie – musi cię nakło­nić, abyś przy­znała mu rację. Jeśli tego nie zro­bisz, całymi godzi­nami będzie się gnie­wał, trak­to­wał cię chłodno, oka­zy­wał zra­nione uczu­cia albo kry­ty­ko­wał cię w spo­sób pozor­nie cał­ko­wi­cie uza­sad­niony. („Nie wiem, dla­czego nie dostrze­gasz, jak głę­boko mnie ranisz. Czy moje uczu­cia w ogóle się dla cie­bie nie liczą?”).

Do tanga potrzeba jed­nak dwojga. Do gasli­gh­tingu może dojść tylko wtedy, gdy na sce­nie pojawi się skwa­pliwa ofiara, ktoś, kto ide­ali­zuje gasli­gh­tera i roz­pacz­li­wie pra­gnie jego apro­baty. Jeśli nie jesteś otwarta na gasli­gh­ting, być może po pro­stu się zaśmie­jesz i zba­ga­te­li­zu­jesz kry­tykę, gdy twój zazdro­sny part­ner oskarży cię o flir­to­wa­nie. Co jed­nak, jeśli nie będziesz w sta­nie znieść myśli, że postrzega cię w złym świe­tle? Być może zaczniesz się z nim spie­rać, pró­bu­jąc go nakło­nić, aby to on zmie­nił zda­nie. („Kocha­nie, nie flir­to­wa­łam. To był cał­ko­wi­cie nie­winny uśmiech”). Gasli­gh­ter za wszelką cenę pró­buje zmu­sić swoją part­nerkę, aby go prze­pro­siła, a ofiara gasli­gh­tingu za wszelką cenę stara się przy­po­do­bać swo­jemu part­ne­rowi. Być może będzie nawet skłonna zro­bić wszystko, aby dojść z nim do poro­zu­mie­nia – łącz­nie z zaak­cep­to­wa­niem jego nega­tyw­nego, kry­tycz­nego obrazu jej osoby.

Gaslighting: z deszczu pod rynnę

Gasli­gh­ting zazwy­czaj jest reali­zo­wany eta­pami. Na początku bywa względ­nie słaby – być może wręcz nie­zau­wa­żalny. Gdy twój part­ner oskarża cię, że celowo pró­bu­jesz pod­wa­żyć jego zaufa­nie, spóź­nia­jąc się na imprezę służ­bową w jego fir­mie, przy­pi­su­jesz to jego zde­ner­wo­wa­niu, zakła­dasz, że tak naprawdę wcale nie miał tego na myśli, albo nawet zaczy­nasz się zasta­na­wiać, czy rze­czy­wi­ście pró­bo­wa­łaś pod­wa­żyć to zaufa­nie – potem jed­nak dajesz sobie z tym spo­kój.

Jed­nak wkrótce gasli­gh­ting staje się zna­czą­cym ele­men­tem two­jego życia, zaj­mu­jąc twoje myśli i domi­nu­jąc nad two­imi uczu­ciami. W końcu zaczy­nasz tonąć w peł­no­wy­mia­ro­wej depre­sji, pozba­wiona nadziei i rado­ści, nie­zdolna przy­po­mnieć sobie, że mia­łaś kie­dyś swój wła­sny punkt widze­nia i poczu­cie wła­snego ja.

Oczy­wi­ście nie­ko­niecz­nie musisz prze­cho­dzić przez wszyst­kie te etapy. Jed­nak w przy­padku wielu kobiet gasli­gh­ting jest wpa­da­niem z desz­czu pod rynnę.

Etap 1: Niedowierzanie

Dla etapu 1 cha­rak­te­ry­styczne jest nie­do­wie­rza­nie. Twój gasli­gh­ter mówi coś bul­wer­su­ją­cego – „Ten facet, który pytał nas o drogę, tak naprawdę pró­bo­wał zacią­gnąć cię do łóżka!” – a ty po pro­stu nie wie­rzysz wła­snym uszom. Myślisz, że coś źle zro­zu­mia­łaś albo może on coś źle zro­zu­miał, albo po pro­stu żar­tuje. Jego komen­tarz wydaje się tak bez­sen­sowny, że być może zwy­czaj­nie go igno­ru­jesz lub pró­bu­jesz sko­ry­go­wać pomyłkę, ale nie wkła­dasz w to zbyt wiele ener­gii. Moż­liwe też, że wda­jesz się w dłu­gie, zacie­kłe kłót­nie, jed­nak na­dal jesteś prze­ko­nana do swo­jej per­spek­tywy. Praw­do­po­dob­nie chcia­ła­byś uzy­skać apro­batę gasli­gh­tera, ale nie zależy ci na niej w spo­sób roz­pacz­liwy.

Katie pozo­staje na tym eta­pie od kil­ku­na­stu tygo­dni. Cią­gle pró­buje prze­ko­nać swo­jego part­nera, że ten myli się co do niej i spo­ty­ka­nych przez nią ludzi, że ona z nikim nie flir­tuje i nikt nie flir­tuje z nią. Cza­sami ma wra­że­nie, że jest już o krok od poro­zu­mie­nia z Bria­nem – a jed­nak w końcu do tego poro­zu­mie­nia nie docho­dzi. Wtedy Katie zaczyna się mar­twić. Pro­ble­mem jest jej part­ner czy ona? Brian potrafi być taki miły, gdy wszystko jest w porządku – więc dla­czego cza­sami zacho­wuje się tak dzi­wacz­nie? Jak widać, względ­nie łagodny, pierw­szy etap gasli­gh­tingu może wpę­dzić cię w dez­orien­ta­cję, fru­stra­cję i nie­po­kój.

Etap 2: Obrona

Ten etap cechuje potrzeba obrony sie­bie. Szu­kasz dowo­dów na to, że twój gasli­gh­ter się myli i obse­syj­nie się z nim kłó­cisz, czę­sto jedy­nie w myślach, roz­pacz­li­wie sta­ra­jąc się zasłu­żyć na jego apro­batę.

Liz jest ofiarą dru­giego sta­dium gasli­gh­tingu. Myśli wyłącz­nie o tym, jak bar­dzo zależy jej, aby szef postrze­gał różne sprawy tak jak ona. Po spo­tka­niach z nim nie­ustan­nie odtwa­rza w myślach każdą wspólną roz­mowę – w dro­dze do pracy, na lun­chu z przy­ja­ciółmi, gdy pró­buje zasnąć. Musi zna­leźć jakiś spo­sób, aby poka­zać mu, że to ona ma rację. Może wtedy zyska jego akcep­ta­cję i wszystko będzie znów w porządku.

Mit­chell także znaj­duje się na dru­gim eta­pie gasli­gh­tingu. Ide­ali­zuje swoją matkę tak bar­dzo, że jakaś część jego oso­bo­wo­ści w grun­cie rze­czy pra­gnie, aby to ona miała rację. „No dobrze”, myśli po kłótni z matką. „Zapewne byłem nieco nie­grzeczny”. A potem zaczyna się czuć paskud­nie, bo jest takim złym synem. Ale przy­naj­mniej nie musi czuć się fatal­nie dla­tego, że ma okropną matkę. Może na­dal pró­bo­wać wal­czyć o jej apro­batę, nie przyj­mu­jąc do wia­do­mo­ści tego, że to matka zacho­wuje się źle wobec niego.

Wiesz, że wkro­czy­łaś w drugi etap gasli­gh­tingu, gdy czę­sto mie­wasz obse­sje na punk­cie róż­nych spraw, a cza­sami zacho­wu­jesz się wręcz despe­racko. Nie masz już pew­no­ści, że jesteś w sta­nie zdo­być apro­batę gasli­gh­tera – jed­nak nie wyzby­łaś się jesz­cze nadziei.

Etap 3: Depresja

Trze­cia faza gasli­gh­tingu, czyli depre­sja, jest naj­trud­niej­sza. Na tym eta­pie pró­bu­jesz aktyw­nie udo­wod­nić, że gasli­gh­ter ma rację, ponie­waż w takim przy­padku być może zdo­łasz postę­po­wać zgod­nie z jego życze­niem, i wresz­cie zdo­bę­dziesz jego akcep­ta­cję. To bar­dzo wyczer­pu­jące sta­dium, w któ­rym czę­sto jesteś zbyt wycień­czona, aby się o cokol­wiek kłó­cić.

Moja klientka Mela­nie ugrzę­zła wła­śnie na tym eta­pie. Jest uro­czą trzy­dzie­sto­pię­cio­latką, pra­cu­jącą jako ana­li­tyczka mar­ke­tin­gowa dla dużej nowo­jor­skiej kor­po­ra­cji. Jed­nak gdy po raz pierw­szy się ze mną spo­tkała, nie powie­dzia­ła­bym, że mam przed sobą spe­cja­listkę wyso­kiego szcze­bla. Sku­lona, w bez­kształt­nym swe­trze i drżąca z wyczer­pa­nia, sie­działa na kana­pie w moim gabi­ne­cie, gwał­tow­nie łka­jąc.

Do wizyty u mnie spro­wo­ko­wała ją wyprawa do super­mar­ketu. Bie­gała w nim po alej­kach, pró­bu­jąc zgro­ma­dzić pro­dukty potrzebne na kola­cję, którą miała przy­go­to­wać tego wie­czoru dla męża i jego kole­gów z pracy. Jor­dan popro­sił ją, żeby przy­go­to­wała swoje słynne gril­lo­wane steki z łoso­sia, zazna­cza­jąc, że jego przy­ja­ciele dbają o zdro­wie i będą ocze­ki­wać dzi­kiej ryby. Gdy jed­nak Mela­nie dotarła do wła­ści­wej lady, odkryła, że dostępny był tylko łosoś hodow­lany. Sta­nęła więc przed wybo­rem – kupić gor­szą rybę albo zapla­no­wać inne danie główne.

– Po pro­stu zaczę­łam się trząść – opo­wia­dała mi, łka­jąc coraz ciszej. – Myśla­łam tylko o tym, jak bar­dzo roz­cza­ruję Jor­dana. To jego spoj­rze­nie, gdy mu powiem, że nie mogłam zna­leźć łoso­sia, że po pro­stu go nie było. Te pyta­nia: „Nie pomy­śla­łaś o tym, żeby wybrać się wcze­śniej na zakupy? Prze­cież już przy­go­to­wy­wa­łaś to danie, wiesz, co do niego potrzeba. Nie zale­żało ci na tej kola­cji? Powie­dzia­łem ci, jak bar­dzo jest dla mnie ważna. Co było dla cie­bie waż­niej­sze, Mela­nie, niż zadba­nie, by się udała? Pro­szę, powiedz mi, chciał­bym to wie­dzieć”.

Mela­nie ode­tchnęła głę­boko i się­gnęła po chu­s­teczkę.

– Pro­blem z jego pyta­niami tkwi w tym, że one ni­gdy się nie koń­czą. Pró­buję zby­wać je śmie­chem, wyja­śniać, a nawet prze­pra­szać. Pró­buję mu powie­dzieć, dla­czego coś nie wycho­dzi, ale on ni­gdy mi nie wie­rzy.

Prze­su­nęła się nieco w głąb kanapy i cia­śniej otu­liła swe­trem.

– Praw­do­po­dob­nie ma rację. Kie­dyś byłam świet­nie zor­ga­ni­zo­wana, nad wszyst­kim pano­wa­łam. A teraz nawet ja widzę, co się ze mną stało. Nie wiem, dla­czego nie potra­fię już niczego zro­bić, jak należy. Po pro­stu nie potra­fię.

Przy­pa­dek Mela­nie sta­no­wił skrajny przy­kład efektu gasną­cego pło­mie­nia – moja klientka cał­ko­wi­cie dała się prze­ko­nać do swo­jego nega­tyw­nego obrazu, jaki roz­ta­czał przed nią gasli­gh­ter, do tego stop­nia, że nie była w sta­nie skon­tak­to­wać się ze swoim praw­dzi­wym ja. W pew­nym zakre­sie miała rację – stała się bez­radną, nie­udolną osobą, któ­rej ist­nie­nie wmó­wił jej mąż. Tak bar­dzo go wyide­ali­zo­wała i tak roz­pacz­li­wie wal­czyła o jego apro­batę, że sta­wała po jego stro­nie nawet wtedy, gdy oskar­żał ją o coś, czego z pew­no­ścią nie zro­biła – w tej sytu­acji cho­dziło o zlek­ce­wa­że­nie kola­cji. Łatwiej było się pod­dać i przy­znać Jor­da­nowi rację niż sta­wić czoła fak­tom, że mąż zacho­wy­wał się paskud­nie, a ona praw­do­po­dob­nie ni­gdy nie będzie w sta­nie uzy­skać jego szcze­rej i trwa­łej apro­baty, któ­rej tak potrze­bo­wała (lub myślała, że potrze­buje), aby dopeł­nić poczu­cia wła­snego ja.

Trzy etapy gaslightingu – kręta ścieżka

Prze­cho­dze­nie przez wszyst­kie trzy sta­dia gasli­gh­tingu nie jest konieczne. Nie­które osoby spę­dzają całe życie w fazie pierw­szej, cią­gle w tej samej rela­cji lub w całej serii fru­stru­ją­cych przy­jaźni, roman­sów i sytu­acji zawo­do­wych. Toczą nie­ustan­nie te same spory, a gdy inte­rak­cja staje się zbyt bole­sna, po pro­stu ją zry­wają. A potem nie­zwłocz­nie wyszu­kują kolej­nego gasli­gh­tera i powta­rzają cały cykl.

Inni wciąż wal­czą z demo­nami dru­giego etapu. Na­dal są w sta­nie funk­cjo­no­wać, ale gasli­gh­ting pochła­nia ich myśli i emo­cje. Praw­do­po­dob­nie każdy z nas ma przy­naj­mniej jedną zna­jomą, która potrafi roz­ma­wiać wyłącz­nie o swoim nie­nor­mal­nym sze­fie, zrzę­dzą­cej matce albo bez­dusz­nym part­ne­rze. Uwię­ziona w dru­giej fazie gasli­gh­tingu, jest w sta­nie toczyć wyłącz­nie tę roz­mowę, cią­gle od nowa. Nawet jeśli jej pozo­stałe rela­cje są po pro­stu świetne, gasli­gh­ting zatruwa wszystko.

Cza­sami – zwłasz­cza w fazie dru­giej – rela­cja się zmie­nia, na przy­kład part­ne­rzy naprze­mien­nie peł­nią rolę gasli­gh­tera albo na dobre zamie­niają się rolami. Być może otrzy­mu­jesz „pozwo­le­nie”, aby sto­so­wać gasli­gh­ting wobec swo­jego part­nera w kwe­stiach emo­cjo­nal­nych, na przy­kład mówiąc mu, co „tak naprawdę ma na myśli”, gdy mówi lub robi coś, co ci się nie podoba. Z kolei ty pozwa­lasz part­ne­rowi rzą­dzić twoim zacho­wa­niem w sytu­acjach spo­łecz­nych, na przy­kład oskar­żać cię o gada­tli­wość w trak­cie imprezy czy wpra­wia­nie gości w zakło­po­ta­nie swo­imi poglą­dami poli­tycz­nymi. Każde z was pró­buje mieć rację albo zdo­być apro­batę dru­giej strony – jed­nak w odnie­sie­niu do innych kwe­stii.

Cza­sami też rela­cja roz­wija się wspa­niale przez sze­reg mie­sięcy lub nawet lat, zanim doj­dzie do gasli­gh­tingu. Być może nie­kiedy takie zacho­wa­nia poja­wiają się w niej epi­zo­dycz­nie, może zda­rzają się trudne sytu­acje, ale ogól­nie rzecz bio­rąc, jest to zdrowa rela­cja. A potem mąż traci pracę, przy­ja­ciółka się roz­wo­dzi albo matka zaczyna odczu­wać fru­stra­cję powo­do­waną przez pro­blemy zwią­zane z nad­cho­dzącą sta­ro­ścią i zaczyna się praw­dziwy gasli­gh­ting, ponie­waż wła­śnie wtedy gasli­gh­ter czuje się zagro­żony i sięga po efekt gasną­cego pło­mie­nia, aby poczuć swoją moc. A może to ty czu­jesz się zagro­żona, więc nagle zaczy­nasz coraz roz­pacz­li­wiej wal­czyć o apro­batę gasli­gh­tera. Twoja deter­mi­na­cja odbiera mu poczu­cie wła­dzy, więc odzy­skuje je, zmu­sza­jąc cię do przy­zna­nia mu racji – w dowol­nej kwe­stii – i tak wła­śnie roz­kręca się gasli­gh­ting.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Oraz czter­dzie­sty siódmy [wróć]

W Pol­sce pierw­sze wyda­nie The Gasli­ght Effect wyszło pod tytu­łem Efekt gasną­cego świa­tła: jak radzić sobie z prze­mocą emo­cjo­nalną (War­szawa, Świat Książki, 2008, tłum. Anna Cicho­wicz) [wróć]

Stern, R. Efekt gasną­cego świa­tła. Tłum. Anna Cicho­wicz. Świat Książki: War­szawa, 2008, s. 21, 23, 25. [wróć]

Oczy­wi­ście się­ga­nie przez gasli­gh­tera po groźby albo prze­moc fizyczną staje się kolejną przy­czyną bez­bron­no­ści ofiary gasli­gh­tingu – w takiej sytu­acji jej prio­ry­tet to nie tyle zakoń­cze­nie gasli­gh­tingu, co zadba­nie o bez­pie­czeń­stwo wła­sne i dzieci. [wróć]

Stern, R. Efekt gasną­cego świa­tła. Tłum. Anna Cicho­wicz. Świat Książki: War­szawa, 2008, s. 50 [wróć]