87,00 zł
Jak myślą i działają ludzie, którzy osiągnęli sukces w swojej dziedzinie? Jakie decyzje podejmują na co dzień, jakie strategie wdrażają i co tak naprawdę napędza ich do działania?
Takie i podobne pytania padały na przestrzeni ostatnich lat w programie „Expert w Bentley’u”, a teraz możesz sięgnąć po odpowiedzi od największych polskich przedsiębiorców, które zamieściliśmy w książce „Tytani Biznesu”.
Wyobraź sobie możliwość spędzenia kilku godzin w towarzystwie najważniejszych postaci w świecie polskiego biznesu. Na pewno masz w głowie pytania, które chciałbyś zadać Krzysztofowi Stanowskiemu, Sławomirowi Mentzenowi czy Marcinowi Prokopowi.
Rozmowy, które znajdziesz w „Tytanach Biznesu”, to esencja programu „Expert w Bentley’u” (aktualnie „Expert w Rolls-Royce”), gdzie przez lata przeprowadziliśmy merytoryczne wywiady z czołowymi biznesmenami, inwestorami i innowatorami w Polsce.
Dzięki tej książce nie tylko zobaczysz, co mają do powiedzenia, ale także poczujesz się, jakbyś był tam z nami – w luksusowym wnętrzu Bentley’a, przemierzając miasto i zgłębiając tajniki sukcesu.
A co najważniejsze – nie ma tutaj teoretycznych rozważań. Wprost przeciwnie – znajdziesz tutaj mnóstwo praktyki, które są rezultatem lat doświadczeń i wyzwań napotkanych po drodze przez naszych gości.
Mogłoby się wydawać, że książka o biznesie to tylko twarde dane, wykresy i żargon ekonomiczny. Nic bardziej mylnego, bo najbardziej wartościowe są doświadczenia. Właśnie te doświadczenia dają nam klucz do zrozumienia, jak funkcjonuje świat biznesu od środka.
To, co wyróżnia „Tytanów Biznesu”, to nie tylko unikalne rozmowy, ale także ich struktura. Każda rozmowa jest prowadzona w sposób, który dobrze znasz z programu, a który umożliwia płynne przejście od teorii do praktyki i od inspiracji do działania.
I nie ma większego znaczenia, na jakim etapie tworzenia czy prowadzenia biznesu jesteś Ty, bo i goście programu reprezentują różne podejścia i doświadczenia.
Wartość tej książki polega również na tym, że nie brakuje tutaj trudnych tematów, które często są pomijane w typowych podręcznikach biznesowych. Dzięki temu zyskujesz pełniejszy obraz tego, co naprawdę znaczy prowadzić firmę w dzisiejszych czasach. W końcu nie chodzi tutaj wyłącznie o zarabianie pieniędzy, ale także – a może przede wszystkim – o to, jak budować coś trwałego i znaczącego.
Czy musisz być rekinem biznesu, aby sięgnąć po „Tytanów Biznesu”? Absolutnie nie!
Ta książka jest dla każdego, kto pragnie zrozumieć, jak działa świat biznesu od środka, niezależnie od tego, czy dopiero zaczyna swoją zawodową drogę, czy już stąpa po niej od wielu lat. Każdy znajdzie tu coś dla siebie:
✅ od studentów i młodych ludzi, którzy dopiero wkraczają w świat ekonomii i zarządzania, chcąc zrozumieć podstawy funkcjonowania firm oraz mechanizmy rynkowe,
✅ poprzez małych i średnich przedsiębiorców, którzy na co dzień borykają się z wyzwaniami prowadzenia własnej firmy i szukają inspiracji oraz praktycznych wskazówek,
✅ po doświadczonych menedżerów, którzy chcą poszerzyć swoje horyzonty, dowiedzieć się, jak radzili sobie najlepsi i jakich strategii używali, aby osiągnąć sukces.
„Tytani Biznesu” to książka dla wszystkich, którzy chcą zainspirować się doświadczeniami innych i czerpać z nich pełnymi garściami. Niezależnie od tego, czy szukasz motywacji do działania, czy po prostu interesuje Cię, jak radzą sobie najwięksi, tutaj znajdziesz wszystko, czego szukasz!
„Tytani Biznesu” to nie tylko zbiór inspirujących historii osób znanych i lubianych (m.in. Jacek Walkiewicz, Tomasz Kammel, Tad Witkowicz, Krzysztof Ibisz, Marcin Iwuć, Lech Kaniuk, Jan M. Fijor czy Rafał Pacześ), ale to również przewodnik po najważniejszych aspektach współczesnego biznesu, niezależnie od jego skali czy branży.
Z tej książki dowiesz się:
Dzięki merytorycznym rozmowom, odkryjesz także, jakie cechy charakteru i nawyki pomagają liderom utrzymać motywację i jak przygotowują się na przyszłe wyzwania, które prędzej czy później na pewno nadejdą.
To wiedza, która pozwoli Ci nie tylko lepiej zrozumieć świat biznesu, ale także przenieść najlepsze praktyki do własnego życia zawodowego, niezależnie od tego, czy prowadzisz małą firmę, czy marzysz o globalnym sukcesie. Każda strona tej książki to lekcja, którą możesz od razu wdrożyć w życie, aby osiągnąć więcej.
Zanurz się w świat Tytanów Biznesów i dołącz do ich grona!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 409
Rok wydania: 2024
Tytani BiznesuSekrety najpotężniejszych ludzi sukcesu
Wydanie I
© Copyright by Wydawnictwo Expertia
Projekt okładki: Agata Cukierska
Redaktor prowadzący: Robert Jakubczak
Korekta: Anna Kędroń
Skład: Black Dog Studio – Natalia Noszczyńska,Sebastian Łuczywo
ISBN: 978-83-67098-63-2
Kopiowanie, reprodukowanie, cytowanie, przeredagowywanie części lub całości publikacji bez zgody wydawcy zabronione.
www.expertia.com.pl
Ludzie dzielą się na trzy typy:
ci, którzy nigdy niczego się nie uczą, bo uważają, że „życie jest takie, jakie jest” i pozostaje co najwyżej modlić się o to, by los dał nam w miarę możliwości to, co najlepsze;
ci, którzy odważnie próbują zmieniać swoje życie; i choć popełniają przy tym mnóstwo błędów, są gotowi się na nich uczyć;
ci, którzy działają, jednocześnie poznając strategie i historie innych osób – liderów w interesującej ich dziedzinie – aby skrócić sobie drogę i tym samym uniknąć wielu błędów.
Do której grupy należysz Ty? Nie uczysz się wcale, uczysz się na własnych błędach czy może uczysz się na błędach innych osób?
Odpowiem za Ciebie: do każdej!
„Ale jak to?” – zapytasz. Otóż, każdy z nas ma nie tylko lepsze i gorsze dni, ale też lepsze i gorsze dziedziny życia.
Znam niejedną osobę, która całkiem nieźle sobie radzi z zarabianiem pieniędzy i w tej kwestii głównie uczy się na cudzych błędach, czyta biografie ludzi sukcesu, ponadto wyciąga wnioski z tego, co sama robi nie najlepiej. Jednocześnie ten sam człowiek totalnie nie radzi sobie w relacjach intymnych, twierdzi, że ma pecha do płci przeciwnej i po prostu „jego dobroć jest wiecznie wykorzystywana”. Bla, bla, bla.
Są i tacy, którzy dzięki inspiracji historią sławnego sportowca rewelacyjnie radzą sobie na bieżni czy siłowni, ograniczając drastycznie liczbę błędów i straconego czasu na drodze do świetnych efektów. Jednocześnie zupełnie nie ogarniają pieniędzy, bo „oni już tak mają, że są humanistami, więc nie znają się na Excelu” – czyli totalnie zamykają się na rozwój.
Każdy z nas tak ma. Co więcej, nieraz to wszystko zmienia się z dnia na dzień albo wręcz z godziny na godzinę. Gdy wstanę lewą nogą, to prowadzenie firmy czy wychowanie dzieci wydaje mi się beznadziejną misją bez szans na dalsze powodzenie, a gdy wstanę prawą, to szkoda mi czasu na bzdury i po prostu cisnę do przodu.
Sekret tkwi w proporcjach. Jeśli w danej dziedzinie masz dziewięćdziesiąt procent dni, kiedy „nic nie zależy od Ciebie” i „życie jest ciężkie”, to rzeczywiście szansa na sukces okazuje się drastycznie niższa, niż gdy takich dni byłoby raptem dwadzieścia procent.
I właśnie po to jest ta książka.
Nie po to, byś był doskonały czy była doskonała i zmienił lub zmieniła się w cyborga, bo – choć czasami ta opcja wydaje mi się kusząca – to się nie wydarzy. Przynajmniej dopóki Elon Musk nie wszczepi nam do mózgu twardego dysku.
Ta książka jest po to, byś mógł czy mogła drastycznie odwrócić proporcje i w jak największej liczbie istotnych dla Ciebie dziedzin miał lub miała możliwie najwięcej dni, kiedy uczysz się na cudzych błędach, korzystając z ich wiedzy i mądrości.
Przeczytałem kiedyś genialne słowa Willa Smitha (tak – tego, który lubi czasem komuś dać w pysk w ramach odbierania Oscara) na temat jego motywacji do sięgania po książki: warto czytać książki, bo każdy Twój problem już ktoś rozwiązał i opisał.
Tak proste i tak celne.
Obojętnie, czy zmagasz się z problemem, jak zacząć lepsze życie (na przykład: jak mieć lepszą karierę), czy może Twój problem wiąże się z życiową tragedią (jak pokonać raka albo żyć dalej po stracie dziecka) – w każdym wypadku nie jesteś pierwszą osobą w historii, której się to przydarzyło.
I absolutnie nie mówię tego, aby umniejszyć Twoim problemom i cierpieniom, bo wiem, że życie potrafi czasem totalnie powalić człowieka na ziemię. Co gorsza – rozdaje ciosy bardzo nierówno: jednemu dokopie z pełnym impetem, a innemu co najwyżej podstawi czasem nogę.
Mówię to po to, byś wiedział czy wiedziała, że ktoś (a zazwyczaj znacznie więcej niż jedna osoba) również się z tym zmagał i być może znalazł rozwiązanie, które pomoże Ci przejść przez Twoje doświadczenie lepiej, bardziej skutecznie i minimalizując cierpienie.
Jeśli chcesz być bogaty, najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, jest poznać historię tych, którzy… też chcieli i potem to zrobili, bo najwyraźniej odkryli dobry sposób.
Jeśli chcesz się nauczyć języka – są ludzie, którzy zrobili to skutecznie, na innych zasadach niż wymyśliła to szkoła. W Instytucie Lingwistyki mamy tysiące historii sukcesu. Okazuje się, że wystarczy zrobić coś właściwym sposobem, aby nawet po dwudziestu latach językowych niepowodzeń zacząć w końcu nieźle mówić po angielsku.
Jeśli chcesz regularnie biegać i zrzucić pięćdziesiąt kilogramów – istnieją tysiące osób, które również nie urodziły się sportowcami i nie były uzależnione od aktywności fizycznej, a jednak po wielu próbach znalazły sposoby, by zmienić swoje życie.
Jeśli boli Cię rozstanie z ukochaną osobą, wiedz, że mnóstwo ludzi przeżywało już ten ból i niektórzy znaleźli sposoby na jego zmniejszenie.
I rzeczywiście, każdy Twój problem ktoś już przerabiał – jedni z lepszym, a inni z gorszym efektem.
Mamy przecież w naszym wydawnictwie Expertia książkę Mo Gawdata Wzór na szczęście, w której autor dzieli się swoim sposobem na to, jak żyje szczęśliwie i cieszy się każdym dniem pomimo tego, że przez błąd medyczny stracił ukochanego syna. Jeśli poradzenie sobie z czymś takim jest możliwe, to prawdopodobnie możliwe jest poradzenie sobie ze wszystkim. Oczywiście, nie życzę ani Tobie, ani sobie, abyśmy musieli się przekonywać o prawdziwości tej teorii.
I tak oto trzymasz w ręku książkę, którą powstała z chęci podzielenia się skutecznymi rozwiązaniami. Poprosiliśmy kilkadziesiąt osób, aby podzieliły się z Tobą swoimi strategiami sukcesu – tymi ogromnymi, jak i tymi małymi. Zrobiły to w naszym programie na YouTubie, a teraz w wersji rozszerzonej robią to w tej książce – po to, aby każda osoba, mierząca się z problemami podobnymi do tych, które naszym gościom udało się już rozwiązać w przeszłości, mogła zaoszczędzić sobie czasu i cierpienia, uczyć się na cudzych błędach i popełniać mniej własnych.
Wybraliśmy dla Ciebie najbardziej wartościowe fragmenty rozmów i najpraktyczniejsze strategie. Ponadto dopytaliśmy gości o kilka dodatkowych kwestii, które z pewnością będą znakomitą inspiracją i źródłem wiedzy. Niektórzy ze względu na ilość pracy nie mieli wystarczająco czasu, aby udzielić dodatkowych odpowiedzi, ale zrobiło to blisko pięćdziesiąt osób!
W tej książce znajdziesz wiele postaci i jeszcze więcej strategii, co jest oczywiście celowe. Chodzi bowiem o to, że na każdego z nas jedne rzeczy działają, a inne nie, dlatego potrzebujemy szerokiego wachlarza możliwości, aby przetestować, które ze strategii i taktyk ludzi sukcesu zmienią nasze życie, a które można śmiało wyrzucić do kosza.
Rób notatki, zatrzymuj się przy najciekawszych dla Ciebie tematach, wprowadzaj porady w życie, sprawdzaj i idź do przodu, a jestem przekonany, że prędzej czy później znajdziesz najlepsze rozwiązania. Życie to nie wyścig, więc czasem poradzisz sobie z czymś błyskawicznie, a inne wyzwania będą wymagały lat pracy. Tempo nie gra roli, co jednak nie znaczy, że należy stać w miejscu.
Jeśli jutro wymyślę, że chcę zostać wybitnym chemikiem (mało prawdopodobne), to zacznę od razu szukać wiedzy najlepszych chemików świata, aby zacząć myśleć tak, jak oni – to zupełnie naturalny pierwszy krok.
A co jeśli pojawi się wyzwanie znacznie mniej motywujące i radosne niż osiąganie wielkich rzeczy? Jeśli jutro przyjdzie mi otrzymać od życia solidny cios w twarz, to – gdy już kurz opadnie – poszukam kogoś, kto przyjął podobny cios, ale znalazł sposób na to, by walczyć dalej i w końcu wygrać.
Przecież zwłaszcza w takich chwilach pozostanie samemu z myślami, zamiast szukania rozwiązań, może nas bardzo szybko wrzucić do dołka, z którego trudno się potem wykopać. Dlatego korzystaj z wiedzy ludzi sukcesu, choć każdy z tych sukcesów oznacza coś zupełnie innego. I bardzo dobrze – Ty też masz własną definicję sukcesu. Problemy i wyzwania są jednak uniwersalne, dlatego zamiast się poddawać czy ograniczać do nauki na własnych błędach, skorzystaj z tego, że ktoś już tam był i rozwiązał zagadkę, która stoi przed Tobą.
Owocnej lektury i wspaniałych wyników!
Maciej Wieczorek
Jeśli pytasz o strategię, to ona jest bardzo prosta: słuchaj tego, co ludzie mają do powiedzenia.
Zachar Zawadzki
Zachar Zawadzki jestzałożycielem AutoCentrum.pl – największego polskiego portalu motoryzacyjnego. Tworzy dwa topowe kanały o tematyce samochodowej, na których łącznie zebrał ponad siedemset tysięcy stałych widzów.
• • •
Maciej Wieczorek: Myślę, że większość osób w Polsce, które interesują się zakupem samochodu, chciałaby wiedzieć, ile on będzie spalać. Czy szukając takiej informacji, pośrednio zawsze zetkną się z Twoją aktywnością?
Zachar Zawadzki: Chyba za bardzo utożsamiasz mnie z portalem motoryzacyjnym AutoCentrum, który mam przyjemność prowadzić. Rzeczywiście, bardzo wiele ludzi szuka tam informacji. Ale prawda jest taka, że na przykład pomiary spalania robi ktoś inny z redakcji, więc to nie do końca moja zasługa. Ta osoba jeździ po nocach, mierzy i sprawdza. Może zaznaczmy na początek, że AutoCentrum to nie one man show, lecz zgrany zespół, ciężko pracujący, żebyście mogli sprawdzić właśnie takie rzeczy, jak średnie zużycie paliwa.
MW: Na swojej stronie piszesz: „Nie było portalu o samochodach, to założyłem. Nie było kanału na YouTubie, to założyłem”. Myślę, że dużo osób też chciałoby coś ciekawego w życiu robić, znaleźć niszę. Jak tego dokonać?
ZZ: Po pierwsze, musi być ten właściwy czas. Gdybyśmy dzisiaj chcieli założyć portal o samochodach, nie poszłoby tak łatwo, bo rynek jest już mocno ustabilizowany. Na ten temat pisze już parę innych portali, więc zainteresowanie ze strony widzów, czytelników i użytkowników nie byłoby aż takie duże.
Ja z portalem startowałem w roku 2000. To był czas, kiedy w polskim internecie za wiele się nie działo. Istniało parę portali, znanych dzisiaj jako Onet czy Wirtualna Polska, kilka innych stron, obecnie już nieistniejących, i wielkie zapotrzebowanie na to, aby coś wreszcie dało się znaleźć. Później jeszcze przez wiele lat trwała era forów dyskusyjnych. Wszystko omawiało się właśnie tam, były wątki podwieszone, złote myśli i tak dalej. Widziałem, jak to funkcjonuje: że wiele tych treści znika w archiwach, gubi się. Ktoś napisał coś mądrego, ale jutro nikt już tego nie znajdzie.
Mój pomysł był prosty: usystematyzować wiedzę na temat każdego samochodu, zapakować ją do odpowiedniej szufladki – aby każdy, kto będzie chciał kupić samochód, wiedział, gdzie szukać, miał te treści pod ręką, zamiast przekopywać się przez tysiące forów. I to się spodobało użytkownikom – kierowcom i Google’owi, który chętnie naszą stronę poleca.
Z kolei gdy dzisiaj na przykład przewijam zdjęcia na Instagramie, co chwilę pojawia mi się reklama nowego fantastycznego wynalazku, bez którego nie można żyć. Nieraz są to tak głupie pomysły, że zastanawiam się, po co ktoś wchodzi na rynek. Ja preferuję sposób prowadzenia biznesu, w którym najpierw pojawia się oddolna potrzeba, a potem odpowiadający jej produkt.
A zatem w przypadku AutoCentrum wszystko wypaliło właśnie dlatego, że było zapotrzebowanie. Po pierwsze: oceny samochodów. Sam jej potrzebowałem, a nie mogłem nigdzie znaleźć. Następnie: raporty spalania. Stwierdziłem, że to fajny temat, bo bardzo wiele osób poszukiwało takich informacji. Więc jeśli pytasz o strategię, to ona jest bardzo prosta: słuchaj tego, co ludzie mają do powiedzenia.
MW: Czyli tak naprawdę nie zawsze pasja może pomóc. Ty akurat masz taką, na którą jest popyt. Jednak mogłoby się zdarzyć, że ktoś usilnie chce osiągnąć sukces dzięki swojej pasji, ale to nie jest coś, czego ludzie chcą słuchać.
ZZ: Jak wspomniałem, musi być też właściwy czas. Jeśli ktoś z tym samym tematem przychodzi dziesięć lat później, to może już być za późno. Nie twierdzę, że wszystkie drogi są zamknięte, wszystkie możliwości wyczerpane, bo na pewno jeszcze zobaczymy wiele Instagramów, Facebooków i innych cudownych wynalazków. Jednak biznes wymaga inwestycji, zaufania inwestorów, odpowiedniego marketingu. Obecnie już nic się samo nie dzieje tylko dlatego, że ktoś wpadł na pomysł.
MW: Jak to możliwe, że przez tyle lat jesteś w stanie utrzymać swoją pasję? Kiedy nagrywałeś parę odcinków programu, widziałem, że bije z Ciebie taka totalna, bezwzględna radość. A niektórzy ludzie niczym się nie potrafią jarać. Więc jak to zrobić? Nie tylko jak to osiągnąć, ale i jak to utrzymywać przez dwadzieścia lat?
ZZ: To się musi cały czas zmieniać. Jak ktoś całe życie bada wydechy i po dziesięciu latach go zapytasz, czy wciąż mu się to podoba, to – skoro tak długo w tym trwa – prawdopodobnie odpowiada mu monotematyczny temat wydechu. Natomiast ja jestem w tej luksusowej sytuacji, że dzisiaj nagrywam o wydechach, jutro o oponach, pojutrze o silnikach, a innego dnia o skrzyniach biegów. Więc mimo że cały czas poruszamy się w obrębie motoryzacji, to jednak zakres tematów jest tak obszerny, że można opowiadać bez końca. Nigdy nie mam poczucia, że stoję w miejscu i nic się nie dzieje, bo tak naprawdę codziennie pojawia się inny temat, który ma z poprzednimi wspólny mianownik – motoryzację.
MW: A nie miałeś nigdy tak, że chciałeś rzucić w cholerę to wszystko?
ZZ: Oczywiście. Moje życie to nie bajka, więc już wielokrotnie chciałem rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Myślę, że nikogo nie omija taki etap, z różnych powodów. Czasem człowiek się stara i coś robi, a potem się okazuje, że najmniejszy trybik w maszynie zawodzi i wszystkie starania idą na marne – wtedy dopadają go rozczarowanie i frustracja. Pytasz, czy mi się zdarza. Tak, zdarza mi się. Jak w każdym biznesie, który nie jest odgórnie finansowany i wiemy, że aby mieć z czego żyć, co miesiąc musimy walczyć o swoje.
MW: To co wtedy robisz? Tyle razy myślałeś, żeby to rzucić, ale nie rzuciłeś.
ZZ: Lubię to, co robię, więc załamania są tylko chwilowe. To nie jest tak, że jak chcę wyjechać w Bieszczady, to następnego dnia wystawiam portal na sprzedaż i się pakuję. Działa to bardziej na takiej zasadzie, że dzisiaj jestem wkurzony, sfrustrowany, ale rano się budzę i mówię: „No dobra, w sumie nieraz tak było i jakoś wciąż dajemy radę”. Taki moment nigdy nie jest trwały, więc po chwili frustracji wracam do formy. Dlatego nie potrzebuję jakiejś wielkiej strategii, bo mam tylko przebłyski negatywnych odczuć, które po chwili znikają.
MW: Masz siedemset tysięcy subskrybentów, a nikt nic o tobie nie wie. Ludzie w internecie są wścibscy, chcieliby wiedzieć, co robisz, gdzie mieszkasz, czemu nie wrzucasz kotleta na Instagram i tak dalej.
ZZ: Nie zgadzam się z tym do końca. Cóż, mieszkam w Mogilanach pod Krakowem, nie jem mięsa, jeśli chodzi o kotlety. O czymś powiedziałem, więc to nie jest tak, że kompletnie nic.
MW: Czasem oglądam strony osób, które mają podobną działalność i pokazują się w internecie. One wykorzystują każdy piksel, żeby opisać wszystko, całe swoje życie, totalnie się uzewnętrznić. Ty nie masz takiego parcia.
ZZ: Jeżeli chcę zainteresować widza tym, co mam do powiedzenia, powinienem się skupić na tym, co mu oferuję, a nie co może być tematem plotki. Więc po co mam opowiadać o swoim życiu prywatnym, ile metrów ma moje mieszkanie, czy mam psa i czy lubię kawę?
MW: Jeżeli miałbyś zaczynać od zera w nowej branży, to jaka byłaby to branża i dlaczego akurat ta?
ZZ: Właśnie zacząłem nowy projekt – projekt Życie, czyli taki, który jest blisko natury, blisko korzeni, z niższym tempem życia i czasem na cieszeniem się nim. Zakładam farmę, mamy kury, kozy, kaczki czy pawie, kupiłem traktor, hoduję robaki kalifornijskie, spawam i strugam – zupełnie inne życie, podoba mi się.
MW: Gdybyś mógł skorzystać ze swoich dotychczasowych doświadczeń i porozmawiać ze sobą, gdy byłeś dzieckiem, jakich rad byś sobie udzielił?
ZZ: Mama mi mówiła: „Zupa osobno, muchy osobno”, czyli jak jesteś w pracy, bądź w pracy, jak jesteś w domu – bądź w domu! Dobrze mówiła :)
MW: Jaki jest Twój największy błąd, którego dałoby się uniknąć, gdybyś miał więcej doświadczenia?
ZZ: Niezastąpieni ludzie w zespole to zbyt duże ryzyko.
W rzeczywistości możemy osiągnąć znacznie więcej, niż nam się wydaje. Myślimy, że to już koniec naszych możliwości, że więcej nie damy rady, tymczasem jeszcze daleko nam do tego, do czego jesteśmy naprawdę zdolni.
Rafael Badziag
Rafael Badziag jest biznesmenem, który od ponad trzydziestu lat mieszka w Niemczech. Przebiegł kilka ultramaratonów, w tym jeden na dystansie 111 kilometrów przez Saharę. Podróżnik przemierzający cały świat w poszukiwaniu najbogatszych ludzi na Ziemi.
• • •
Maciej Wieczorek: Chciałbym porozmawiać z tobą o miliarderach. To temat, w którym jesteś, można powiedzieć, najmocniejszy na świecie. Jeżeli chodzi o badanie miliarderów, do tej pory chyba nikt tego nie robił.
Rafael Badziag: Prawdopodobnie tak. Nie słyszałem o innym człowieku, który poznał czterdziestu miliarderów i przeprowadził z nimi wywiady.
MW: To jest niesamowite. Wiem, że napisałeś również na ten temat książkę Umysł miliardera (w oryginale The Billion Dollar Secret). Śledzę Twoją biografię i widzę w niej wiele ciekawych rzeczy. Na przykład ultramaraton na Saharze – przebiegłeś 111 kilometrów, mimo że nie miałeś wcześniej ze sportem do czynienia na co dzień. Jak to się robi?
RB: Jak wszystko. Jak zjeść słonia?
MW: Po kawałku.
RB: Dokładnie, po kawałku. Czyli krok po kroku. Nie startowałem zupełnie od zera. W zasadzie nigdy nie biegałem zbyt wiele, ale wcześniej, w 2010 roku, przebiegłem swój pierwszy maraton. Później pokonałem też dystans 100 kilometrów podzielony na etapy. Potem przebiegłem jeszcze kilka innych ultramaratonów, również takich w kawałkach, lub na przykład 80 kilometrów po górach w Polsce i po Namibii. Te pustynne ultramaratony są bardzo trudne do pokonania.
MW: To mnie skłania do zapytania, jak się nie poddać. Bo taka strategia może ogólnie przydać się w życiu. Wiem, że po 30 kilometrach tego biegu już Ci się nie chciało, pojawiały się myśli, że to dla Ciebie za dużo.
RB: Kiedy biegasz ultramaratony, to przede wszystkim zyskujesz zupełnie inną perspektywę w związku z tym, co jest dla ciebie możliwe. Czy naprawdę już nie możesz, czy tylko ci się wydaje? Myślałem, że na 32. kilometrze już nie dam rady biec dalej, bo znajdowałem się u kresu sił. Byłem przygotowany bardzo dobrze, ale wydarzyło się dużo nieplanowanych rzeczy. Przy tym 32. kilometrze chciałem się wycofać, jednak okazało się, że mogłem przebiec jeszcze kolejne 80 kilometrów i dotarłem do mety na 111. kilometrze.
MW: Czyli masz do tego całkowicie inne podejście.
RB: W rzeczywistości możemy osiągnąć znacznie więcej, niż nam się wydaje. Myślimy, że to już koniec, tymczasem jeszcze daleko nam do tego, do czego jesteśmy naprawdę zdolni. Wypracowałem parę taktyk, między innymi podczas ultramaratonów, w jaki sposób zmuszać się do działania, mimo tego że jestem u kresu swoich możliwości. Bo jeśli musisz coś zrobić, to jesteś w stanie zrobić więcej.
MW: Przeczytałem ostatnio, że statystyczna szansa spotkania miliardera wynosi 0,00002 procent, czyli prawie nie istnieje. Tobie dotychczas udało się to zrobić czterdzieści razy. Choć wyrażenie „udało się” jest tutaj raczej nie na miejscu – takie rzeczy się nie udają. Podejrzewam, że wymagało to wielkich wysiłków.
RB: Może najpierw w skrócie: czegokolwiek chcesz się nauczyć, ucz się od najlepszych. Jeśli chcesz bardzo dobrze grać w piłkę nożną, nie ucz się od trzecioligowca, tylko od mistrza świata. Dlaczego? Dlatego że czas, który w to zainwestujesz, twój nakład pracy i wysiłek będą takie same. Tylko wyniki będą inne. W biznesie wygląda to tak samo –jeśli chcesz się go uczyć, ucz się od najlepszych. Kto jest najlepszy w biznesie? W przeciwieństwie do innych dziedzin życia, funkcjonuje tu jedna obiektywna miara. Jest to net worth, czyli wartość netto: wartość, którą stworzyłeś w ciągu swojej kariery. Najlepsi ludzie w biznesie, najlepsi przedsiębiorcy, to ci, którzy należą jednocześnie do najbogatszych ludzi na świecie. W dzisiejszym świecie są nimi miliarderzy.
Na pewnym etapie swojego biznesu, w latach dziewięćdziesiątych, stałem się pionierem e-commerce w Niemczech czy ogółem w Europie Zachodniej. To była ciągła walka, ciągły stres. Mimo iż byłem już milionerem, wydawało mi się, że nieustannie idę pod górę. Do tego miałem konkurentów, którzy rozwijali się szybciej, odnosili większe sukcesy, zbudowali w krótszym czasie większe firmy, a zaczęli później niż ja. Stwierdziłem, że po prostu czegoś mi w mojej osobowości przedsiębiorcy brakuje. Wszyscy mieliśmy ten sam model biznesowy. Jedyne, co było inne, to właśnie przedsiębiorca, który tę firmę budował. Czyli czegoś mi brakowało – nie tylko umiejętności, ale być może też mindsetu, nastawienia, sposobu myślenia i podchodzenia do problemów. Stwierdziłem, że muszę się ulepszyć jako przedsiębiorca, muszę uczyć się od najlepszych.
MW: Dla normalnego człowieka jest to po prostu niemożliwe, żeby spotkać się z jednym miliarderem na kawę, usiąść, pogadać. Oni przecież nie mają czasu, to są zajęci ludzie. A ty zrobiłeś to czterdzieści razy w różnych miejscach świata. Widziałem Twoje materiały nagrywane a to na Bahamach, a to na Curaçao, w Niemczech, Szwajcarii, Japonii, Chinach. Wszędzie.
RB: To globalny projekt – obejmuje miliarderów z całego świata, z każdego kontynentu, oprócz Antrarktydy, bo tam nie ma biznesu. Chciałem uzyskać przekrój różnych rejonów, religii, kultur, jak również grup wiekowych. Nic nie jest łatwe. Dostałem mnóstwo odmów, ale w końcu dotarłem do najlepszych. Istnieje coś takiego, jak wybory najlepszego przedsiębiorcy na świecie – Entrepreneur of the Year (Przedsiębiorca Roku), organizowane przez Ernst & Young. Co roku wybierają najlepszego przedsiębiorcę w każdym kraju, a wśród wszystkich krajowych zwycięzców wybierany jest jeden Światowy Przedsiębiorca Roku (World Entrepreneur of the Year) w Monako. Na poziomie światowym to odbywa się od kilkunastu lat. Ośmiu z tych ludzi jest miliarderami, a spośród nich pięciu uczestniczy w moim projekcie. Dotrzeć do nich było trudno, ale mam swoje metody wypracowane przez lata. Trzeba po prostu działać, próbować do skutku. Zasadniczo jest tak, jak ze wszystkim w biznesie – musisz zaoferować komuś jakąś wartość.
MW: Od czego rozpocząć? Jakie zasady poznałeś dzięki tym ludziom sukcesu?
RB: Zacznę od tego, że w zasadzie nigdy jedna rzecz nie decyduje o tym, czy zostaniesz miliarderem czy nie. Istnieje cały kompleks zasad związanych z osobowością, ze sposobem myślenia, z nastawieniem. Są też rzeczy, które pozwalają ci osiągnąć miliony, ale zatrzymają cię w drodze do miliardów. Choćby w kwestii motywacji do działania – jeśli motywuje cię luksus, to taka motywacja nie pozwoli ci osiągnąć poziomu miliarderskiego, ponieważ na poziomie około 25 milionów dolarów przychodzi tak zwany złoty sufit. W zasadzie zmaksymalizowałeś swój luksus życia: masz złote kurki w kranach, czterometrowe telewizory i wszędzie marmury.
Możesz kupić jeszcze większy dom albo jeszcze większy jacht, ale jakość twojego życia wzrośnie subiektywnie może o jeden procent, natomiast wysiłek, który będziesz musiał włożyć, by cię było na to stać, jest znacznie większy. Wtedy twoja motywacja spada. Przestajesz interesować się dalszym wzrostem firmy, twój biznes stagnuje albo upada, a ty zastanawiasz się nad sensem życia. To kwestia tego, co cię motywuje. Miliarderów motywują całkiem inne rzeczy. W mojej książce The Billion Dollar Secret (Umysł miliardera) opisałem dziesięć takich motywatorów.
MW: Czyli miliarderów, jak rozumiem, motywuje budowa. Oni się tym bawią, dla nich to taka realna gra.
RB: Istnieje parę motywacji, które kierują miliarderami. Oczywiście nie jest tak, że pieniądze ich zupełnie nie kręcą. Oni je widzą jako score punkty w grze. Wielu ludzi motywuje konkurowanie w biznesie, choćby ich miejsce w rankingach. Sposób, w jaki widzą pieniądze, jest zupełnie odmienny od tego, jak traktowane są one przez zwykłego człowieka. Zresztą nawet milioner, który wyda sporą kwotę na jakiś luksus, postrzega pieniądze jako środek do konsumpcji, coś, za co można pozyskać określone dobra. Natomiast dla miliardera stanowią one rodzaj energii, którą on w pewien sposób inwestuje, za pomocą której buduje i realizuje swoje pomysły, tworzy jakieś przedsięwzięcia.
MW: Jeżeli miałbyś zaczynać od zera w nowej branży, to jaka byłaby to branża i dlaczego akurat ta?
RB: Longevity. Nieśmiertelność to największe wyzwanie ludzkości, które będzie też największym odkryciem w historii. Jestem obecnie w tę branżę zaangażowany biznesowo.
MW: Gdybyś mógł skorzystać ze swoich dotychczasowych doświadczeń i porozmawiać ze sobą, gdy byłeś dzieckiem, jakich rad byś sobie udzielił?
RB: Udzieliłbym sobie trzech rad: 1) nie bój się robić rzeczy, które mogą nie wyjść, 2) pracuj z ludźmi kompetentnymi, lepszymi od siebie, 3) skoncentruj się na jednej rzeczy i rób ją najlepiej na świecie.
MW: Jaki jest Twój największy błąd, którego dałoby się uniknąć, gdybyś miał więcej doświadczenia?
RB: Myślę, że każdy błąd ma swój sens. Najwięcej uczymy się na własnych błędach. Dzięki nim się rozwijamy. Należy z nich wyciągać wnioski , a następnie korygować kurs i swoje działania.
Sukces? Osiągnę go wtedy, kiedy po mojej śmierci ktoś będzie jeszcze pamiętał, że był taki gość, Magik Y,który robił magię.
Iluzjonista Y
Y to magik, twórca kanału Iluzjonista Y subskrybowanego przez prawie milion widzów. Zaczarował między innymi Roberta Lewandowskiego, Mike’a Tysona, Álvaro Solera czy Dodę. Autor programu Magia Yemitowanego w TVN Style, producent własnych kart autorskich. Człowiek, który jeździ po całym świecie, zapraszany na różne imprezy firmowe, nagrywa z zagranicznymi gwiazdami i cały czas ma apetyt na więcej.
• • •
Maciej Wieczorek: Jak Cię w ogóle lubić(śmiech), skoro tyle rzeczy Ci wychodzi?
Iluzjonista Y: Nie wszystko się w moim życiu udaje, wiele rzeczy nie poszło po mojej myśli. Ostatnio zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście tak dużo mi wychodzi. Kiedyś na przykład zrobiłem swoją aplikację i pomimo tego, że miała dużo pobrań, nie wiem, czy to był sukces. Po prostu miałem ochotę to zrobić.
MW: Jak definiujesz sukces? Wiem, że nie do końca motywują Cię na przykład pieniądze, a myślę, że dla większości ludzi liczą się właśnie dolary w oczach.
Y: Nie chcę mówić, że osiągnąłem sukces. Gdybym powiedział, że tego dokonałem, to po pierwsze w ogóle nie miałbym motywacji, a po drugie – nie wiem, czy mógłbym pozostać skromny. Uważam, że jednym z największych motorów, które napędzają do rozwoju, jest pokora – zamiast wstawać rano i mówić: „Ale ja mam tych subskrypcji dużo!”, myślę o tym, jak mógłbym zwiększyć ich liczbę do dziesięciu milionów. Jednak to nie jest wyłącznie mój sukces, ale też ludzi, z którymi współpracuję: mojego menedżera i jednocześnie wspólnika. Sukces? Osiągnę go wtedy, kiedy po mojej śmierci ktoś będzie jeszcze pamiętał, że był taki gość, Magik Y, który robił magię.
MW: Podstawą naszych działań jest poszukiwanie strategii – czegoś, co można zastosować w życiu. Gdy oglądam różnych iluzjonistów, to oni zawsze mówią, że motywuje ich sprawianie ludziom radości.
Y: Myślę, że przeciętny człowiek powinien się zastanowić, co cennego wniesie poprzez swoje działania. Moją wartością jest to, że ktoś może się po prostu oderwać od codziennego życia i przez chwilę niczym w Harrym Potterzeuwierzyć, że magia istnieje. To nie musi być górnolotne.
MW: Sukces nie zdarza się chyba przypadkiem? Zauważyłem ryzykowne myślenie u wielu ludzi, że „jak zrobię coś fajnego, to to się po prostu samo sprzeda”. A wiem, że tak naprawdę cały zespół przygotowuje, sprawdza różne rzeczy, aby zapewnić spektakularne efekty magiczne i tak dalej.
Y: Bardzo dużo czasu poświęcam na analizowanie tego, co się widzom podobało, a co nie. Nie mówię, że dostosowuję swoje programy w stu procentach, bo są rzeczy, których po prostu nie czuję, ale podchodzę krytycznie do tego, co robię. Będę tu bardzo szczery, powiem, co prywatnie uważam na ten temat – „nie robię, bo to się nie sprzeda, nikt tego nie zrozumie” jest świetną wymówką i sposobem myślenia ludzi, którzy raczej niczego nie osiągną. Brak świadomości, że trzeba wziąć odpowiedzialność za własny biznes, twórczość, życie.
MW: Wydaje mi się, że w Twoim zawodzie bardzo ważne jest radzenie sobie ze stresem – masz przed sobą dużo ludzi, robisz coś, co wymaga niesamowitej zręczności.
Y: Zdecydowanie tak. Nigdy tego nie mówiłem, ale najbardziej się stresuję podczas programów na żywo, bo mam świadomość, że moment, w którym popełnię błąd, ktoś może zgrać i udostępnić innym. Ale przecież jestem tylko człowiekiem. Jeśli na przykład chirurg popełni błąd, to ktoś może umrzeć, a ja co najwyżej się wygłupię.
Bardzo się stresowałem, gdy nagrywałem z Robertem Lewandowskim, dlatego że jest on dla mnie ogromnym autorytetem – nie tylko w piłce nożnej, ale przede wszystkim w kwestii ciężkiej pracy. Nie za sprawą niesamowitego talentu, tylko właśnie ogromnego wysiłku stał się najlepszym piłkarzem na świecie, chociaż miał wiele przeszkód.
MW: Ktoś chce osiągnąć sukces – czy to jako iluzjonista, czy w dowolnej innej dziedzinie, od zera do bohatera. Jak zacząć i co robić, żeby w którymś momencie nagrywać na przykład właśnie z Lewandowskim?
Y: Może się wydawać, że z Robertem to było po prostu szczęście. Ale prawda jest taka, że próbowaliśmy umówić z nim nagranie przez trzy lata, więc pytanie, czy to było zrządzenie losu, czy po prostu któraś z metod zadziałała.
Dla mnie problemem jest to, że początkujący pytają mnie często, jak się wybić. Czyli pierwsza definicja sukcesu odnosi się do poziomu popularności w sposób bardzo trywialny. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś zrobił coś wartościowego tylko dla bycia znanym. Po prostu to jest fałszywe przekonanie, które nie do końca ma prawo się udać. Może niektórym wyszło, ale wtedy jest to szczęście, a ja na nim nie polegam.
MW: Jak się robi skuteczny crowdfunding?
Y: Polski crowdfunding działa często w celach charytatywnych, tymczasem za granicą rozumie się go inaczej. Ja jestem ogromnie zmotywowany, widząc strony, na których ludzie potrafią zebrać cztery miliony na leczenie dziecka. To jest piękne, ale crowdfunding sensu stricto za granicą, czyli Kickstarter, polega na tym, że ktoś chce stworzyć produkt, nie ma jak zainwestować w niego pieniędzy, więc ludzie robią pre-order i kiedy zgłosi się wystarczająca liczba osób, można to wyprodukować. Więc jeżeli chcesz mieć dobry crowdfunding, miej po prostu dobry produkt.
MW: Czego Ci mogę życzyć?
Y: Zdrowia. (śmiech) To jest trudne pytanie, dlatego że nie lubię opierać się na życzeniach. Chodzi o to, że na wszystko mamy wpływ. I może z tym chciałbym zostawić ludzi – niekoniecznie musimy sobie życzyć niesamowitych rzeczy, jeśli są one po prostu słowami, które mogą się nie spełnić, tylko życzmy sobie i miejmy tyle samozaparcia, żeby samemu te cele realizować. Nie należy bać się marzyć i realizować swoich planów.
MW: Jedna rzecz lub usługa do stu złotych, która wniosła realną wartość do Twojego życia?
Y: UBER – to dość niesamowite, że w mieście posiadanie samochodu i jego prowadzenie jest droższe niż usługa, która polega na tym, że nie tylko nie musimy posiadać ani zużywać auta, ale ponadto nie prowadzimy, więc możemy w trakcie jazdy na przykład odpisać na maila. Niesamowita oszczędność czasu i pieniędzy.
MW: Jeżeli miałbyś zaczynać od zera w nowej branży, to jaka byłaby to branża i dlaczego akurat ta?
Y: Zakładając oczywiście, że miałbym tę samą wiedzę co dzisiaj, byłbym jeszcze bardziej świadomy, jak wykorzystać social media i jak robić je jeszcze lepiej, na pewno ponownie poszedłbym w stronę agencji marketingowej.
MW: Gdybyś mógł skorzystać ze swoich dotychczasowych doświadczeń i porozmawiać ze sobą, gdy byłeś dzieckiem, jakich rad byś sobie udzielił?
Y: Nie zmieniałbym niczego, bo nie wiedziałbym, jaki będzie outcome. Ale myślę, że taka mądrość, której się nauczyłem przez lata – ta porada wydaje się banalna, a równocześnie ludzie nie mają świadomości, jak bardzo jest praktyczna – to to, że największym zasobem są ludzie, po prostu, należy stawiać właśnie na nich. Budując biznes, trzeba jak najszybciej znajdować odpowiednie osoby na odpowiednie miejsca, takie, którym ufamy, o wartościach takich jak nasze. To jest coś, czego mogłem robić więcej, i teraz, uważam, że jeszcze bardziej trzeba inwestować w ludzi, bo to się opłaca.
MW: Wspomniałeś, że to taka banalna rzecz, ale wydaje mi się, że w biznesie właśnie te najbanalniejsze rzeczy są najistotniejsze.
Y: To jest właśnie coś, z czym mam kłopot – na przykład na spotkaniach sprzedażowych wszystko klientowi tłumaczę i się okazuje, że on nie zawsze chce wszystko rozumieć. (śmiech) To, co dla jednego wydaje się banalne i oczywiste, dla innych okazuje się bardzo złożone i trudno to wychwycić. Ale prawda jest taka, że te proste zasady mają potężny wpływ, detale mają znaczenie. Jeśli na przykład przed podpisaniem umowy za spółkę sprawdzamy daną osobę pod kątem zdrowia, nawyków, rodziny i tak dalej, jest to bardzo proste, ale i bardzo uzasadnione.
MW: Jaki jest Twój największy błąd, którego dałoby się uniknąć, gdybyś miał więcej doświadczenia?
Y: Wydaje mi się, że ludzie dzielą się na takich, którzy są osadzeni w przeszłości, i takich, którzy żyją bardziej w teraźniejszości i przyszłości. Ja w ogóle nie myślę o przeszłości, bardzo rzadko mi się to zdarza. I wiesz co? Wielu błędów mógłbym uniknąć, mając dzisiejsze doświadczenie. Pokuszę się o taką radę: ostatnio po wielu różnych projektach – zaznaczam, wielu, nie po jednym – doszedłem do wniosku, że jeżeli po mojej stronie leży know how, to nie zgadzam się na oddanie w cudze ręce pakietu kontrolnego. Jeśli więc osoba spoza branży chce zrobić projekt, który dotyczy w moim przypadku iluzji, i przychodzi do mnie bez propozycji udziału w nim, tylko chce za mnie zapłacić, to ja już się na coś takiego nie zgadzam. Po różnych doświadczeniach widzę, że rezygnacja jest w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem.
Po prostu myślę, że trzeba być ostrożnym, bo człowiek, który działa w danej dziedzinie, chce jak najlepiej dla swojej branży, ale nie można oddawać ludziom z zewnątrz pakietów kontrolnych. I to nawet nie chodzi w tym wszystkim o pieniądze, tylko właśnie o kontrolę, chociażby jakości przedsięwzięcia. To takie moje przemyślenie z ostatnich tygodni, bo miałem parę tego typu przypadków i wyszło jak wyszło. Były projekty, które odrzuciłem i się posypały beze mnie, ale cieszę się, że nie brałem w nich udziału, bobym zszargał swoją markę. W Polsce ten know how jest bardzo nieceniony i łatwo przychodzi inwestorom umniejszanie komuś, ale jeżeli ktoś nie jest w stanie zrobić biznesu tak dobrze jak we współpracy z tobą, to po prostu bez dobrych procentów nie powinien ci niczego proponować.
Dobrym przepisem na sukces jest nie nastawiać się na niego.
Robert Buczyński
Robert Buczyński jest twórcą kanału Hi_5, na którym testuje oryginalne pomysły na zarabianie pieniędzy. Specjalista od poważnych podróży za śmieszne pieniądze.
• • •
Maciej Wieczorek: Co zrobić, żeby mieć kanał subskrybowany przez blisko sto tysięcy osób? Sporo ludzi marzy o tym, żeby zaistnieć, ma jakąś zajawkę twórczą. Jak podejrzewam, dziewięćdziesiąt dziewięć procent tych osób uważa, że sto tysięcy to dla nich nieosiągalna liczba.
Robert Buczyński:Do pewnego czasu też tak myślałem. Jak to zrobić? Uważam, że dobrym przepisem na sukces jest nie nastawiać się na niego. Bardzo często słyszę, że ktoś chce rozpocząć przygodę z YouTube’em, bo spodziewa się kasy, popularności i tak dalej. Nie można natomiast widzieć w tym wyłącznie potencjalnego zysku i głównie tego oczekiwać. Staram się pokazywać normalność tego projektu i swojej osoby.
MW: Skąd bierzesz pomysły? Na swoich kanałach realizujesz bardzo wiele różnych rzeczy.
RB: Z reguły pomysły przychodzą spontanicznie. Trudno mi nawet odpowiedzieć na pytanie, co będzie w następnych miesiącach, żeby przygotować się na wyświetlenia, tematykę, kontent. Staram się nie traktować tego kanału jako totalne show, robione na sztywno, tylko jako coś luźniejszego, tworzonego z pasją.
MW: Każdy twórca jest narażony na krytykę, hejt. Ktoś nawet kiedyś powiedział, że jeśli to, co robisz, nikogo nie wkurza, to oznacza, że nie robisz nic znaczącego. Więc siłą rzeczy na pewno kogoś wkurzyłeś, bo robiłeś znaczące rzeczy. Jak sobie mentalnie z tym poradziłeś?
RB: Tak, był taki moment, że ludzie życzyli mi najgorszych rzeczy. Na początku trafiałem głównie do znajomych, więc hejtu nie było. Potem, gdy kolejne odcinki nabierały popularności, zaczęły pojawiać się krótkie wiadomości typu: „Słabe” albo „Nie rób tego”. Wydaje mi się, że nie musiałem sobie z tym jakoś specjalnie radzić – można powiedzieć, że sam z siebie to odpierałem. Myślę, że jestem typem człowieka, którego trudno wpędzić w depresję.
Na ulicy nigdy nie spotkałem się z hejtem, ludzie mówili mi raczej same pozytywne rzeczy. Mój kanał też nie jest tak kontrowersyjny, jak polityka, sexmasterki czy inne osobistości YouTube’a. Mam więc nadzieję, że hejtu nie będzie zbyt wiele.
MW: A propos kontrowersji – chciałbym trochę więcej pogadać o aferze z tobą związanej. Nie wstydzisz się przyznawać do błędów, co jest rzadkie, bo w internecie wszyscy udają idealnych. Zrobiłeś coś, co uznajesz za błąd, przyznałeś się do tego oficjalnie, nagrałeś na ten temat duży film, w którym wszystko dokładnie wyjaśniłeś. Wytłumacz, o co chodziło, a później opowiedz, jak sobie z tym poradziłeś.
RB: Na początku opiszę pokrótce, jak to było. Połowa filmów z pierwszej serii Hi_5, polegających na tym, że taniej kupowałem i drożej sprzedawałem, okazała się wyreżyserowana, bo podczas wywrotki żaglówką utopiłem pierścionek. Nie udało mi się go odkupić, nie za bardzo wiedziałem, jak załagodzić tę sprawę. Niestety, w tamtym momencie nie powiedziałem całej prawdy, nie poprosiłem widzów o radę, co robić dalej.
MW: Koncepcja programu była taka, że zaczynasz od pięciozłotówki, kupujesz za nią coś droższego, sprzedajesz, kupujesz droższą rzecz, dochodzisz do domu z basenem…
RB: Tak, w Stanach to zrobili i rzeczywiście skończyło się na domu. O tym projekcie dowiedziałem się już po tym, gdy nagrałem kilka odcinków swojego. Myślałem, że jestem taki oryginalny, a tu jednak ktoś był wcześniej.
Wracając do historii z pierścionkiem, reszta filmów była wyreżyserowana. Wystąpili w nich albo koledzy, albo znajomi czy rodzina, albo nawet obcy ludzie. To było słabe. Działałem pod presją publiczności. Wszystko się wydało, bo człowiek, z którym współpracowałem, wszystkie prywatne rozmowy udostępnił na popularnym serwisie internetowym związanym z YouTube’em. Bardzo mu za to dziękuję, bo mógłbym nigdy się do tego nie przyznać, a wtedy byłbym zupełnie innym człowiekiem. Ten moment okazał się przełomowy także w moim życiu prywatnym –od tamtej pory jest u mnie super w relacjach z ludźmi, zarówno na YouTubie, jak i poza nim.
MW: Czyli po prostu warto wziąć na klatę swoje błędy; zamiast się załamać, wyciągnąć wnioski i robić swoje, tylko lepiej?
RB: Warto być szczerym.
MW: Jak zwiedzić piętnaście państw w dwa miesiące, wydając na to łącznie sześć i pół tysiąca złotych na dwie osoby? Wychodzi tysiąc pięćset złotych miesięcznie. Ludzie mają problem, żeby za taką sumę przeżyć, nie ruszając się z domu.
RB: To ciekawe, bo rzeczywiście zakładam, że w Polsce na przykład na samo jedzenie ktoś wydaje kilkaset złotych. Mieszkanie i inne rzeczy to podobne wydatki. Tyle że te osoby nie zwiedzają piętnastu państw – mieszkają w Polsce i prowadzą zwykłe życie.
Zwiedza się fajnie, to jest mój projekt życia. Kupiłem transportera T4 z zamiarem przerobienia go na minivana. Z moją dziewczyną, Dominiką, poznałem się w trakcie podróży autostopem do Ukrainy. Potem dużo jeździliśmy, ale zaczęło brakować komfortu, stąd pomysł zakupu minikampera. Mówiłem, że to projekt życia, bo kosztował najwięcej pracy. Oczywiście, jest wielu wybitniejszych podróżników, ale mnie najbardziej podoba się właśnie determinacja w dążeniu do celu, który osiągnęliśmy. Zwiedziliśmy piętnaście państw, jechaliśmy przez Słowację, Węgry, Bałkany, stamtąd do Włoch, z Włoch do Austrii przez kraje Beneluksu i oczywiście jeszcze przez Niemcy.
MW: Jak się technicznie zmieścić w kwocie sześciu i pół tysiąca?
RB: Może wyliczę wszystko, zaczynając od bramek. Kupiliśmy chyba tylko jedną winietę, a potem musieliśmy już w Polsce jeździć po płatnych drogach. Bardzo polecam podróżować poza nimi, żeby zobaczyć bardziej malownicze tereny i poruszać się wolniej – bo chyba nie o to chodzi, żeby pędzić. Jeśli chodzi o kamper, plus był taki, że mogliśmy spać na dziko czy nawet na parkingu przy ulicy. Na noclegi i parkingi wydaliśmy łącznie może z trzysta złotych. Najdroższe było paliwo, bo przejechaliśmy mniej więcej osiem tysięcy kilometrów, na co wydaliśmy jakieś trzy i pół–cztery tysiące. To jest główny koszt podróży.
Oczywiście wydaliśmy znacznie więcej na przygotowanie kampera czy w ogóle zakup samochodu, ale nie uważam, żeby można było włączać te wydatki w koszt podróży. Samochód mogę sprzedać, więc to jest raczej koszt projektu. Dużo jedzenia wzięliśmy z Polski, na tym można bardzo przyoszczędzić. Mieliśmy kuchenkę z jedenastokilogramową butlą gazową, z tyłu zrobiliśmy minikuchnię i niemal codziennie mogliśmy się w ten sposób żywić.
MW: Jak to wszystko połączyć? Studia, YouTube, na którym robisz mnóstwo różnych rzeczy, do tego jeszcze wyjazdy.
RB: To nie jest tak, że przez osiemnaście godzin na dobę jestem zajęty tworzeniem filmów, studiowaniem i tak dalej. W ostatnich miesiącach rzeczywiście zajmuje mi to sporo czasu, bo moje projekty na YouTubie bardzo prężnie się rozwijają. Mam jednak o tyle dobrze, że mogę trochę więcej czasu poświęcić na swoje pasje czy projekty, bo studiuję zaocznie, i to dziennikarstwo, czyli kierunek nastawiony raczej na praktykę. Jeśli chodzi o naukę weekendową, bardzo dobrze mi się to komponuje z resztą zajęć.
