Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
80 osób interesuje się tą książką
Dobrze zacznij dzień. Odzyskaj siebie i znajdź czas dla swoich potrzeb i marzeń. Zamień „nie mogę” w MOGĘ! Wprowadź rewolucyjną poranną rutynę, dzięki której znajdziesz spokój, zmaksymalizujesz wydajność oraz zachowasz zdrowie i energię. Pobudka o 5 rano może zmienić życie na zawsze.
Robin Sharma, autor bestsellera Mnich, który sprzedał swoje Ferrari jest jednym z czołowych guru rozwoju osobistego na świecie. Jego książki sprzedały się w nakładzie 15 milionów egzemplarzy. Z rad Sharmy korzystały takie firmy jak Microsob, NASA, Nike czy FedEx. W książce Klub 5 rano Sharma przedstawia autorskie sposoby zmniejszenia stresu, poprawy koncentracji, uwolnienia kreatywności i przywrócenia równowagi między pracą a życiem osobistym. Jego metody zostały wypracowane w trakcie wielu lat praktyk z ludźmi, którzy odnieśli największe sukcesy na świecie. Teraz Sharma dzieli się swoimi spostrzeżeniami i narzędziami, opierając się na kluczowym założeniu, że wygrywanie zaczyna się o świcie.
Przyjmij nawyk wczesnego wstawania, który wielu osobom pomógł osiągnąć wspaniałe sukcesy, jednocześnie zwiększając ich poczucie szczęścia, spełnienia i sprawczości. Sharma opowiada o tym, jak ludzie sukcesu, wielcy geniusze oraz tytani biznesu zaczynają dzień. Poranna praktyka Robina Sharmy pomaga łatwo wstawać o świcie, umożliwiając spokojne wejście w dzień. Dzięki radom autora zyskujemy cenny czas na myślenie, ćwiczenia, rozwój osobisty i kreatywne działanie.
Wstąp do Klubu 5 rano i wykorzystaj każdy dzień najlepiej, jak możesz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 394
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Będziemy mieli wieczność, żeby świętować zwycięstwa, ale tylko kilka godzin przed zmierzchem, żeby zwyciężyć.
Amy Carmichael
Jeśli to coś znaczy, nigdy nie jest za późno lub, w moim przypadku, za wcześnie, aby być tym, kim chcesz... Mam nadzieję, że prowadzisz życie, z którego jesteś dumny. Jeśli okaże się, że nie, mam nadzieję, że znajdziesz siłę, by rozpocząć wszystko od nowa.
Scott F. Fitzgerald
A ci, którzy tańczyli, zostali uznani za szalonych przez tych, którzy nie słyszeli muzyki.
Friedrich Nietzsche
Dedykacja i słowo od autora
Jestem niezmiernie wdzięczny, że ta książka znalazła się w Twoich rękach. Mam głęboką nadzieję, że pomoże Ci wyrazić w pełni Twoje talenty. I doprowadzi do głębokiej zmiany i dalszego rozwoju Twojej kreatywności i skuteczności, poprawi dobrobyt oraz przysłuży się światu.
Klub 5 Rano opiera się na koncepcjach i metodach, których uczę znanych przedsiębiorców, prezesów światowych firm, supergwiazdy sportu, ikony muzyki i członków rodziny królewskiej – z niezwykłym sukcesem – od ponad dwudziestu lat.
Pisałem tę książkę przez cztery lata we Włoszech, Republice Południowej Afryki, Kanadzie, Szwajcarii, Rosji, Brazylii i na Mauritiusie. Czasami słowa płynęły bez wysiłku, jak łagodna letnia bryza, kiedy indziej musiałem walczyć, żeby iść naprzód. Bywało, że miałem ochotę się poddać i wywiesić białą flagą, tak byłem wyczerpany, a jednak czułem, że odpowiedzialność ważniejsza niż moje potrzeby, zmusza mnie do dalszej pracy.
Dałem z siebie wszystko, pisząc dla Ciebie tę książkę. Bardzo dziękuję wszystkim dobrym ludziom z całego świata, którzy byli przy mnie aż do zakończenia pracy nad Klubem 5 Rano.
Dlatego z całego serca, dedykuję tę pracę Tobie, Czytelniku. Świat potrzebuje bohaterów. Na co czekać? Znajdź w sobie siłę, żeby nim zostać. Już dzisiaj.
Z miłością i szacunkiem,
ROZDZIAŁ 1
Niebezpieczny zamiar
Pistolet to zbyt drastyczne rozwiązanie. Pętla za staromodna. Podcięcie żył zbyt ciche. Zastanawiała się, jak szybko i skutecznie zakończyć swoje kiedyś tak wspaniałe życie, bez bałaganu, a jednocześnie efektownie.
Jeszcze rok temu miała tyle złudzeń. Uznano ją za fenomen w jej branży, liderkę społeczności oraz filantropkę. Skończyła trzydzieści lat i kierowała firmą technologiczną, którą założyła jeszcze na studiach, w akademiku. Pozycja firmy na rynku stale rosła, a klienci niecierpliwie czekali na jej produkty.
Teraz jednak czuła się kompletnie zdołowana złośliwą, podszytą zawiścią próbą przejęcia jej biznesu i groźbą utraty kontroli nad własną firmą, której stworzeniu poświęciła niemal całe życie. Będzie też musiała szukać nowej pracy.
Ten okrutny i niespodziewany zwrot wydarzeń był dla kobiety nie do zniesienia. Pod pozornie lodowatą powierzchownością biło wrażliwe, pełne współczucia i miłości serce. Czuła, że życie ją zawiodło. Że zasługiwała na znacznie więcej.
Rozważała połknięcie całej fiolki środków nasennych. W ten sposób niebezpieczny czyn będzie trochę czystszy. „Wziąć je wszystkie i skończyć z tym jak najszybciej”, pomyślała. „Muszę uciec od bólu”.
Nagle na stylowej dębowej komodzie w jej urządzonej na biało sypialni dostrzegła zaproszenie na wykład na temat rozwoju osobistego, które dostała od matki. Biznesmenka zazwyczaj śmiała się z tych, którzy bywali na takich wydarzeniach, nazywała ich ludźmi o podciętych skrzydłach i twierdziła, że szukają odpowiedzi u pseudoguru, podczas gdy wszystko, czego potrzebowali, by wieść bogate i pełne sukcesów życie, kryło się w nich samych. Może nadszedł czas, aby to przemyśleć. Nie miała zbytniego wyboru. Pójdzie na wykład i dozna przełomu, który uratuje jej życie. Albo odnajdzie spokój... poprzez szybką śmierć.
ROZDZIAŁ 2
Codzienne rozmyślania o tym,jak stać się legendą
Nie pozwól jego ogniowi gasnąć, iskra po iskrze, w beznadziejnych bagnach bycia „mniej więcej”, „nie całkiem”, jeszcze nie”, „wcale nie”. Nie pozwól, by bohater w twojej duszy zginął w samotnej tęsknocie za życiem, na które zasługiwałaś, lecz nigdy nie zdołałaś osiągnąć. Przyjrzyj się swojej drodze i naturze swojej bitwy. Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.
Ayn Rand Atlas zbuntowanyPrzekład Iwona Michałowska-Gabrych
Był mówcą najwyższej klasy. Prawdziwy Zaklinacz Słów.
Jego osławiona kariera dobiegała końca, skończył osiemdziesiąt lat i szanowano go na całym świecie jako arcymistrza inspiracji, legendę przywództwa i prawdziwego męża stanu, który pomagał zwykłym ludziom odkryć ich największe talenty.
W tak bardzo niestałym i niepewnym świecie, w którym zabrakło poczucia bezpieczeństwa, występy Zaklinacza Słów przyciągały niezliczone rzesze ludzi, marzących nie tylko o twórczym, spełnionym i oczywiście dostatnim życiu, ale pragnących także przeżyć je w sposób godny istoty ludzkiej. Bo w końcu chcieli być pewni, że pozostawią po sobie wspaniałe dziedzictwo i trwały ślad w kolejnych pokoleniach.
Jego praca była wyjątkowa. Łączył poglądy, które wzmacniały naszego wewnętrznego wojownika z ideami wysławiającymi uduchowionego poetę kryjącego się w naszych sercach. Przesłanie mówcy wskazywało przeciętnym ludziom, jak odnieść sukces na samym szczycie świata biznesu i odzyskać magię życia przeżytego w pełni. A zatem powracamy do poczucia pierwotnego zachwytu, który odczuwaliśmy, zanim twardy i zimny świat zdławił naszego naturalnego ducha w szaleństwie złożoności, powierzchowności oraz zachwytu nowoczesną technologią.
Choć Zaklinacz Słów był wysoki, ciężar lat przygiął go trochę do ziemi. Poruszał się po podium ostrożnie, lecz lekko. W idealnie dopasowanym ciemnoszarym garniturze w delikatne białe prążki prezentował się nader elegancko. A para niebieskich okularów dodawało mu akurat tyle luzu, ile trzeba.
– Życie jest za krótkie, żeby zaprzepaszczać nasze talenty – przemówił Zaklinacz Słów do wypełnionej widowni. – Urodziliście się po to, by wykorzystać swoją szansę, ale również jesteście odpowiedzialni za to, by stać się legendą. Stworzono was do wyczarowania mistrzowskich projektów. Przeznaczono do realizacji niezwykle ważnych celów i tak ukształtowano, abyście stali się siłą dobra na tej maleńkiej planecie. Macie w sobie dość odwagi, by zdobyć władzę nad waszą pierwotną mocą w cywilizacji, która przestała być cywilizowana. Odzyskajcie godność w globalnej społeczności, w której większość ugania się za eleganckimi butami i luksusowymi towarami, natomiast rzadko inwestuje w poprawę siebie. Wasze osobiste przywództwo wymaga – a raczej żąda od was, abyście przestali funkcjonować jak cyber-zombie bezustannie uzależnieni od nowoczesnej elektroniki i zmienili swoje życie tak, by stać się wzorem, przykładem przyzwoitości, abyście wyzbyli się egocentryzmu ograniczającego ludzi o szlachetnym sercu. Wszystkie wielkie kobiety i mężczyźni na ziemi więcej dawali, niż brali. Odrzućcie powszechne złudzenie, że wygrywają ci, którzy zgromadzą najwięcej. W zamian pracujcie, żeby stworzyć produkt oryginalny i użyteczny, który zaskoczy rynek swoją jakością. Radzę także, abyście prowadzili życie zgodne z etyką, pełne niewyobrażalnego piękna, bądźcie nieugięci i za wszelką cenę chrońcie wasz wewnętrzny ład. Wtedy, kochani, poszybujecie z aniołami. I będziecie kroczyć u boku bogów.
Zaklinacz Słów zamilkł. Wciągnął haust powietrza. Oddychał ciężko, a przy każdym wydechu wydawał ostry świst. Spojrzał na swoje wypucowane na błysk stylowe czarne buty.
Słuchacze w pierwszym rzędzie dostrzegli pojedynczą łzę spływającą po zniszczonej upływem czasu niegdyś przystojnej twarzy.
Opuścił wzrok. Zapadła przytłaczająca cisza. Zaklinacz Słów sprawiał wrażenie zagubionego.
Po kilku stresujących chwilach, gdy część publiczności zaczęła nerwowo wiercić się na krzesłach, Zaklinacz Słów odłożył mikrofon, który do tej pory trzymał w lewej dłoni. Powoli sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął starannie złożoną płócienną chusteczkę. Wytarł policzek.
– Każdy z was ma jakieś życiowe wezwanie. Każdy z was chroni w sobie pragnienie doskonałości. Nikt z was nie musi tkwić w przeciętności, dostosowywać się do banalności i nijakości tak widocznej w społeczeństwie oraz godzić się na powszechny obecnie brak profesjonalizmu w biznesie. Ograniczenia to nic innego jak sposób myślenia, mentalność wielu uczciwych ludzi, póki nie stanie się dla nich normą. Serce mi pęka na widok tak wielu potencjalnie potężnych ludzi, którzy uwierzyli, że nie mogą stać się kimś niezwykłym, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Wasze wymówki są zwodnicze, wasze lęki to blaga, a wątpliwości to złodzieje, pamiętajcie o tym.
Niektórzy przytaknęli. Kilka osób zaklaskało. Po chwili reszta także biła brawo.
– Rozumiem was. Naprawdę was rozumiem – mówił dalej Zaklinacz Słów. – Wiem, że wielu z was przechodziło w życiu trudne chwile. Wszyscy je przeżywamy. Rozumiem, że w waszym odczuciu sprawy nie potoczyły się tak, jak myśleliście w dzieciństwie, kiedy byliście dziećmi pełnymi życia, pasji poznania i ciekawości. Pewnie nie sądziliście, że dni upodobnią się do siebie, monotonne, szare, identyczne... prawda? A praca stłamsi waszą duszę. Będziecie się zmagali ze stresem, zmartwieniami i nużącymi obowiązkami, które zabijają oryginalność i kradną energię. Pogrążeni w bezustannej gonitwie za błahymi sprawami, pragnąc natychmiast spełnić trywialne zachcianki, nakręcani nowinkami technologicznymi, które uzależniają nas zamiast wyzwalać... Przeżywacie taki sam tydzień za tygodniem tysiące razy... I to się nazywa życie? Wyznam wam, że zbyt wielu z nas umrze, mając trzydzieści lat, lecz zostanie pogrzebanych w wieku lat osiemdziesięciu. Rozumiem was. Wierzyliście, że będzie inaczej. Ciekawiej. Że wasze życie będzie bardziej ekscytujące, wyjątkowe i pełne magii.
Ostatnie słowa powiedział drżącym głosem. Przez chwilę walczył o oddech. Zmarszczył czoło z niepokoju. Przysiadł na kremowym krześle usłużnie podstawionym na brzeg podestu przez jednego z asystentów.
– Choć oczywiście jestem świadom, że wielu z obecnych w tej sali prowadzi życie, jakie kocha. Odnieśliście prawdziwy sukces, na waszych warunkach, wzbogacając wasze rodziny i społeczności energią wypełniającą świat. Dobra robota. Brawo. Ale przeżyliście też momenty zagubienia w lodowatej i niebezpiecznej dolinie ciemności. Widzieliście także, jak wasza twórcza moc oraz zdolność działania nikną osaczone wygodnictwem, lękiem, odrętwieniem, które pokonały cały kunszt i pokłady odwagi tkwiące w waszych sercach. Wy także doświadczyliście rozczarowania jałowymi zimami życia nie przeżytego w pełni. Wyrzekliście się również wielu inspirujących dziecięcych marzeń. Zranili was ludzie, którym ufaliście. Zniszczono też wasze ideały. Wasze niewinne serca zostały zdewastowane, zaś wasze życie unicestwiono, jak kraj złupiony przez najeźdźców.
W ogromnej sali wykładowej zapadła głucha cisza.
– Nieważne, w jakim momencie waszej życiowej drogi jesteście, nie pozwólcie, aby ból wywołany wspomnieniami niedoskonałej przeszłości zniszczył wam wizję świetlanej przyszłości. Jesteście teraz dużo potężniejsi, niż sądzicie. Właśnie zbliżają się wspaniałe zwycięstwa i splot szczęśliwych zdarzeń. Znajdujecie się dokładnie tam, gdzie powinniście, aby zdobyć siłę konieczną do prowadzenia niezwykłego, pełnego wyzwań, zwycięstw i znaczenia życia, na jakie zasłużyliście dzięki najtrudniejszym doświadczeniom. Nic złego się nie dzieje, nawet jeśli macie wrażenie, że wszystko się wali. Jeśli czujecie, że wasze obecne życie to totalny chaos, to dlatego, że wasze lęki są silniejsze od wiary. Przez odpowiednie ćwiczenia wyciszycie obawy. A głos zwycięskiej strony waszej osobowości stanie się mocniejszy. Prawdę mówiąc, każde wyzwanie, jakie podjęliście, każda toksyczna osoba, którą spotkaliście w życiu, wszelkie próby, jakim zostaliście poddani, wspaniale was przygotowały do tego, abyście się stali tym, kim jesteście. Te lekcje były wam potrzebne do odkrycia drzemiących w was pokładów skarbów, talentów i mocy. Nic nie było przypadkiem. Zero strat. Jesteście dokładnie w miejscu, w którym powinniście być, aby rozpocząć wasze wymarzone życie. Takie, w którym zbudujecie imperium, a jednocześnie zmienicie świat na lepszy. A może nawet zmienicie historię.
– Łatwo mówić, trudniej wykonać! – krzyknął z piątego rzędu facet w czerwonej bejsbolówce. Miał na sobie szary T-shirt i dżinsy z dziurami, jakie można kupić w każdym centrum handlowym. Ten krzyk mógłby oznaczać brak szacunku, a jednak ton głosu oraz mowa ciała ujawniały prawdziwy podziw dla mówcy.
– Zgadzam się z tobą, wspaniała istoto ludzka – odpowiedział Zaklinacz Słów. Jego urok działał na słuchaczy, a głos zabrzmiał donośniej, kiedy wstał z krzesła. – Idee są nic nie warte, jeśli nie zostaną wprowadzone w czyn. Najmniejsza próba zastosowania znaczy więcej niż najwspanialsza idea. Gdyby bycie kimś cudownym oraz prowadzenie wspaniałego życia było takie łatwe, każdy by to robił. Wiesz, o co mi chodzi?
– Jasne, stary – odpowiedział facet w czerwonej bejsbolówce, pocierając palcem dolną wargę.
– Społeczeństwo sprzedaje nam mnóstwo bajerów – ciągnął dalej mówca. – Przyjemność jest lepsza od porażającego faktu, że każdy czyn wymaga ciężkiej pracy, ciągłego odkrywania i poświęcenia, tak głębokiego jak morze, skoro musimy opuścić bezpieczną przystań. Wiem, że wybranie złudnego poczucia bezpieczeństwa i łatwego życia jest w ostatecznym rozrachunku sto razy okrutniejsze niż życie, w którym idziecie na całość i walczycie o spełnienie swoich najskrytszych pragnień. Światowa klasa zaczyna się tam, gdzie kończy się wasza strefa komfortu – tę zasadę powinien pamiętać każdy człowiek skazany na sukces, najbardziej wpływowy i szczęśliwy.
Mężczyzna pokiwał głową. Część osób siedzących na widowni zrobiła tak samo.
– Od dzieciństwa jesteśmy zaprogramowani na myślenie, że życie zgodne z zasadami mistrzostwa, pomysłowości i skromności wymaga od nas niewiele wysiłku. A zatem jeśli droga staje się kręta i wymaga trochę cierpliwości, mamy wrażenie, że weszliśmy na złą ścieżkę – mówił dalej, a jednocześnie chwycił poręcz krzesła i usiadł.
– Zbudowaliśmy społeczność miękkich, słabych i delikatnych ludzi, którzy nie potrafią dotrzymać słowa, boją się zobowiązań i rezygnują ze swoich aspiracji, gdy tylko pojawi się najmniejsza przeszkoda.
Mówca westchnął głośno.
– Wysiłek jest potrzebny. Osiągnięcie prawdziwej wielkości i wykorzystanie waszych wrodzonych talentów może być trudne. Tylko ludzie wystarczająco zaangażowani, by dotrzeć do najdalszych krańców własnych ograniczeń, mogą rozwinąć swoje zdolności. A cierpienie, które może się pojawić podczas podróży zmierzającej do ujawnienia waszych wyjątkowych mocy oraz spełnienia najbardziej wygórowanych pragnień, jest jednym z największych źródeł ludzkiej satysfakcji. Głównym kluczem do szczęścia, a także do wewnętrznego ładu, jest świadomość, że zrobiliście wszystko, by zasłużyć na nagrodę i z uporem dążyliście do osiągnięcia doskonałości. Legenda jazzu, Miles Davis, ćwiczył do granic możliwości, żeby w pełni wykorzystać swój nieprawdopodobny potencjał twórczy. Michał Anioł bez reszty angażował się umysłowo, emocjonalnie, fizycznie i duchowo, dzięki czemu tworzył wspaniałe arcydzieła. Rosa Parks, prosta krawcowa, z niezwykłą odwagą i godnością zniosła niebywałe upokorzenia, kiedy została aresztowana, za to, że nie ustąpiła miejsca białym w autobusie w czasach segregacji rasowej, i tym samym rozpoczęła ruch na rzecz obrony praw obywatelskich. Karol Darwin wykazał się uporem i umiejętnościami przy badaniu skorupiaków – a dokładnie pąkli – przez osiem długich lat, kiedy tworzył słynną teorię ewolucji. Ludzie, którzy spędzają czas, przeglądając kolejne selfie czy zdjęcia śniadań swoich wirtualnych przyjaciół oraz grając w pełne przemocy gry wideo, ten rodzaj poświęcenia i dążenie do doskonałości nazwaliby dziś szaleństwem – zauważył Zaklinacz Słów, przyglądając się bacznie audytorium, tak jakby próbował zajrzeć prosto w oczy każdemu ze słuchaczy.
– Stephen King pracował w liceum jako nauczyciel angielskiego i dorabiał w pralni, zanim sprzedał prawa do Carrie, powieści, która przyniosła mu sławę – mówił dalej starszy pan. – I przypominam, że King tak bardzo się zniechęcił krytykami i odmowami, że wyrzucił maszynopis do śmieci, poddając się bez walki. Dopiero, gdy jego żona Tabitha znalazła tekst w koszu, otrzepała kartki z popiołu papierosowego, przeczytała i powiedziała, że to genialna powieść, King postanowił wysłać ją do wydawcy. Nawet wtedy za wydanie w twardej okładce zaproponowano mu dwa i pół tysiąca dolarów.
– Żartuje pan? – mruknęła kobieta siedząca blisko sceny. Miała na głowie ogromny zielony kapelusz ozdobiony wielkim szkarłatnym piórem i ewidentnie była bardzo z siebie zadowolona.
– Bynajmniej – stwierdził Zaklinacz Słów. – Na przykład Vincent van Gogh namalował dziewięćset obrazów i stworzył ponad tysiąc szkiców za życia, a zyskał sławę dopiero po śmierci. Jego pasja tworzenia nie wynikała z samonakręcającej się potrzeby zdobywania poklasku, tylko z mądrego instynktu, który podpowiadał mu, ile twórczej siły może z siebie wyzwolić, niezależnie od tego, jak wiele niedostatków będzie musiał znieść. Nigdy nie jest łatwo stać się sławnym. Choć ja wolałbym znieść trudy niż ból wynikający ze stagnacji i uwięzienia w codzienności, na który skazuje siebie tak wielu potencjalnie odważnych ludzi – powiedział stanowczo Zaklinacz Słów.
– Chociaż muszę przyznać, że w miejscu, gdzie spotyka was najwięcej niedogodności, możecie także natrafić na największą życiową szansę. Przekonania, które was niepokoją, uczucia, które was przerażają, plany, które was denerwują i niespodziewane talenty, jakie się w was objawiają, a które wy, niepewni siebie, odrzucacie – dokładnie tam powinniście zmierzać. Zmierzajcie wprost do wrót prowadzących do wielkości jako twórcy, poszukiwacza wolności osobistej czy też człowieka, który wierzy, że wszystko jest możliwe. Następnie przyjmijcie te wszystkie przekonania, uczucia i plany, zamiast układać życie w sposób, który doprowadzi was do wyrzeczenia się marzeń, Jeśli dotrzecie do właśnie tych przerażających spraw, odzyskacie zapomnianą moc. To jedyny sposób. Powrócicie wtedy do niewinności i zachwytu utraconych wraz z dzieciństwem.
Nagle mówca się rozkaszlał. Na początku tylko trochę. Potem coraz mocniej i głębiej, jakby opętał go jakiś demon zemsty.
Stojący w bocznym przejściu mężczyzna w czarnym garniturze, ostrzyżony na jeża, powiedział coś do mikrofonu dyskretnie wpiętego w mankiet koszuli. Światła zaczęły mrugać, a potem przygasły. Kilkoro widzów siedzących z boku widowni wstało, nie wiedząc, co mają robić.
Niebywale piękna kobieta z włosami upiętymi w koczek, z przyklejonym uśmiechem, ubrana w czarną dopasowaną sukienkę z haftowanym białym kołnierzykiem podbiegła do metalowych schodków, po których na początku wykładu wszedł Zaklinacz Słów. Niosła w jednej ręce telefon, a w drugiej – zszargany notes. Jej czerwone szpilki postukiwały: tik tok, tik tok, kiedy biegła w stronę chlebodawcy.
Niestety, było już za późno.
Mówca upadł na podłogę jak znokautowany bokser o odważnym sercu, lecz miernych umiejętnościach, w ostatniej rundzie niegdyś zwycięskiej kariery, którą powinien był zakończyć wiele lat wcześniej. Leżał nieruchomo. Z rany na głowie płynęła cienka strużka krwi. Tuż obok leżały okulary. Chusteczkę nadal trzymał w ręku. Jego dawniej pełne blasku oczy teraz były przysłonięte powiekami.