Tysiąc uderzeń serca - Kiera Cass - ebook + książka

Tysiąc uderzeń serca ebook

Kiera Cass

4,1

Opis

Zakazana miłość, ekskluzywne otoczenie królewskiego dworu, zapadająca w pamięć silna bohaterka i romantyczne uczucie na przekór powinnościom. Wszystkie uwielbiane przez czytelniczki wątki w jednej książce!

Miłość ma swój dźwięk. Brzmi jak Tysiąc uderzeń serca jednocześnie.
Księżniczka Annika jest otoczona wszelkimi wygodami, ale żadne luksusy nie mogą zmienić tego, że nie ma władzy nad własnym życiem. Król, dawniej będący dla niej kochającym ojcem, stał się zimny i odległy, zaś Annika niebawem ma zostać zmuszona do zawarcia politycznego małżeństwa bez miłości.

Wiele kilometrów dalej Lennox prowadzi spartański tryb życia. Wstąpił do armii Dahrainu z nadzieją, że pewnego dnia odzyska władzę, która została mu odebrana. Dla Lennoksa sam koncept miłości to coś, co może mu tylko przeszkadzać w walce o wolność swojego ludu.

Na przekór wszystkiemu tych dwoje połączy miłość, która nie da im żadnego wyboru. Nieposkromiony rytm tysiąca uderzeń ich serc nie pozwoli im rozstać się na długo, mimo że szanse na to, by mogli być razem są tak niewielkie…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 555

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (55 ocen)
23
17
10
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Artigiana

Nie oderwiesz się od lektury

Kiera jak zwykle nie zawodzi. Szybka akcja, pięknie wykreowany świat. Bardzo dobra książka.
10
Marlena151793

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała. Kiera Cass ponownie skradła moje serce tą historia. Polecam A.
10
amandapanda05

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia!
10
lusia_lia

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham tą książkę z całego serca
00
Milenka156

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna książka , która przenosi nas wręcz w bajkowy świat od którego nie da się oderwać
00

Popularność




Przed Wami książka, która stanie się prawdziwym

przebojem tego lata. Zakazane uczucie i silna bohaterka to tylko niektóre motywy tej znakomitej

powieści fantasy, która podbije serca wielu czytelniczek.

Monika Maliszewska, @maitiri_books

Ta książka jest jak powrót do domu, do ukochanego

miejsca, za którym się tęskniło. Kiera Cass jak

zwykle zachwyca swoich fanów kolejną wspaniałą

opowieścią o miłości i sile przeznaczenia.

Klaudia Sosna, @czytelniczka.z.ksiezyca

Tysiąc uderzeń sercato pełna odwagi, poświęceń

i charakternych postaci opowieść o zwaśnionych

królestwach. Losy Anniki i Lennoxa dostarczą nam

nie lada wrażeń swą emocjonującą relacją enemies

to lovers. Zatrać się w tej oszałamiającej historii,

w której każde bicie serca jest jak stęsknione wołanie

zakazanej miłości...

Kamila Orłowska, @camilleshade

Oto historia, która sprawi, że Wasze serca zaczną

bić tysiąc razy szybciej. Niesamowicie romantyczna,

porywająca i niepozwalająca się zatrzymać nawet na

sekundę. Kiera Cass po raz kolejny stworzyła genialną

opowieść przepełniającą mnie ciepłem, nadzieją

oraz wzruszeniem.

Aleksandra Durczewska, @dustychapter

W tej książce mamy wszystko, czym Kiera Cass nas

zachwyca – pałacowe intrygi, silną główną bohaterkę

i czarującego bohatera, no i oczywiście świetnie

poprowadzony wątek romantyczny.

Nadia Litwin, @reading.honeybun

Tytuł oryginału: A Thousand Heartbeats

First published by HarperTeen, an imprint of HarperCollins Publishers.

Copyright © 2022 by Kiera Cass

Map art by Virginia Allyn

All rights reserved.

Jacket art © 2022 by Elena Vizerskaya

Back cover art © 2022 by Colin Anderson

Jacket design by Erin Fitzsimmons

Copyright © for the translation by Emilia Skowrońska

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Renata Kuk, Marta Stochmiałek

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Skład i łamanie: Robert Majcher

Copyright for the Polish edition © 2023 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-154-5

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

W tym samym czasie, gdy Annika wyciągała rękę, by dotknąć ukrytego pod łóżkiem miecza, Lennox wycierał krew ze swojego.

Rozglądał się po zboczu wzgórza i z trudem łapał oddech. Trzy kolejne dusze do listy, którą już dawno przestał prowadzić. Z jego ręki zginęło tyle osób, że nikt w armii dahraińskiej nie mógł podważyć jego autorytetu. Annika natomiast przelała krew tylko raz, i to zupełnie przypadkowo. Ale i tak niewielu byłoby w stanie ją lekceważyć.

Ci jednak, którzy mogli, robili to.

Wstała ostrożnie, gdyż jej nogi wciąż były obolałe. Zaczęła ćwiczyć chodzenie, by znowu poruszać się z gracją. Kiedy weszła służąca, pochwaliła postępy. Dziewczyna usiadła przy toaletce i popatrzyła na odbijającą się w lustrze krawędź łóżka. Jej miecz musiał poczekać jeszcze dzień lub dwa, ale Annika bardzo się cieszyła z możliwości złamania jednej z niewielu zasad, które wciąż była w stanie złamać.

Lennox tymczasem schował oręż i ruszył w dół zbocza. Kawan będzie zadowolony z wieści. Chłopak chciał zachować jak największe bezpieczeństwo i dbał o to, by nigdy nie dać Kawanowi powodów do niezadowolenia. Gdy ta wojna się skończy – o ile w ogóle się zacznie – całe królestwo zostanie zmuszone do poddania się, a Lennoksowi przypadnie obowiązek kontrolowania go.

Annika i Lennox skupili się na nadchodzącym dniu, jedno nieświadome istnienia drugiego i tego, w jaki sposób zmieni się życie obojga.

Ani tego, że już zmieniło się bezpowrotnie.

LENNOX

Ruszyłem z powrotem do zamku i po drodze rozważałem, gdzie zatrzymać się najpierw: w mojej kwaterze czy w kantynie. Spojrzałem na płaszcz i buty, wytarłem policzek. Na grzbiecie mojej dłoni pojawiły się ślady brudu, potu i krwi, które widniały również na koszuli.

Postanowiłem pójść do kantyny. Żeby wszyscy mnie zobaczyli.

Skierowałem się ku wejściu od strony wschodniej, najbardziej zaniedbanej części zamku Vosino. Szczerze mówiąc, reszta nie była lepsza. Można powiedzieć, że Vosino dostaliśmy w spadku, uznaliśmy za nasz dom. W jego utrzymanie wkładano jednak minimum wysiłku. Przecież mieliśmy przebywać tu tymczasowo.

Gdy wszedłem do środka, zobaczyłem Kawana siedzącego przy głównym stole. Przy jego boku jak zwykle znajdowała się moja matka. Nikt nigdy się do nich nie dosiadał. Nawet ja.

Reszta armii zajmowała miejsca, jak chciała, stopnie nie miały tutaj znaczenia i oficerowie mieszali się z rekrutami.

Od razu zwróciłem na siebie uwagę. Ruszyłem środkiem, z nadgarstkiem opartym na rękojeści miecza. Rozmowy przeszły w szepty, a ludzie wyciągali szyje, by lepiej mnie widzieć.

Matka zauważyła mnie pierwsza, a jej bladoniebieskie oczy spojrzały na mnie z pogardą. Kiedy ludzie wstępowali w nasze szeregi, porzucali wytworne stroje na rzecz munduru. Większość z nich miała bardzo mało rzeczy osobistych. Matka zaś codziennie schodziła na posiłki w sukniach noszonych niegdyś przez kogoś innego – cieszyła się tym przywilejem jako jedyna kobieta w zamku Vosino.

Twarz spoczywającego po jej prawej stronie Kawana zasłaniał puchar, z którego mężczyzna pił. Po chwili postawił go z hukiem na stole i wytarł kędzierzawą brodę brudnym rękawem. Westchnął ciężko i popatrzył na mnie.

– Co to jest? – zapytał, wskazując na moje zakrwawione ubranie.

– Dziś rano mieliśmy trzy próby dezercji – poinformowałem go. – Warto wysłać wozy po ciała, zanim zainteresują się nimi wilki.

– To wszystko?

Czy to było wszystko?

Nie. Był to tylko mój ostatni czyn w całym ciągu działań dokonanych dla dobra naszego ludu, w imieniu Kawana i dla udowodnienia swojej wartości. A teraz stałem w milczeniu, ubrudzony krwią, i czekałem, by on wreszcie – wreszcie! – mnie docenił.

Nie ustępowałem pola, żądałem, by mnie zauważył.

– Uważam, że to dość imponujące – dodałem. – W pojedynkę pokonałem trzech młodych, dobrze wyszkolonych rekrutów. I to w ciemnościach, w nocy. Strzegłem tajemnicy zarówno naszego położenia, jak i naszych zamiarów i wyszedłem z tego bez zadrapania. Ale mogłem się mylić.

– Często się mylisz – mruknął. – Tristo, powiedz swojemu synowi, żeby się uspokoił.

Spojrzałem na matkę, lecz ona milczała. Wiedziałem, że Kawan mnie prowokuje, to była jedna z jego ulubionych rozrywek, a ja byłem bliski połknięcia haczyka. Uratowało mnie jednak zamieszanie na korytarzu.

– Z drogi! Rozstąpcie się! – krzyknął jakiś chłopak, wbiegając do pomieszczenia.

Taki okrzyk oznaczał jedno: ostatnie zlecenie zostało ukończone i wróciły nasze wojska.

Odwróciłem się i patrzyłem, jak Aldrik i jego sługusy idą w stronę kantyny, a każdy z nich ciągnie za sobą dwie krowy.

Kawan zaśmiał się cicho. Odsunąłem się na bok, ponieważ mój czas się skończył. Aldrik miał wszystko to, czego potrzebował Kawan: szerokie ramiona i giętką wolę.

Potargane brązowe włosy nowo przybyłego opadły mu na czoło, gdy uklęknął w tym samym miejscu, w którym ja przed chwilą stałem. Za nim kroczyli dwaj inni wojownicy, wybrani przez niego na to zlecenie. Pokrywało ich czerwone błoto. Jeden z nich miał nagi tors.

Skrzyżowałem ramiona na piersi i przyglądałem się tej scenie.

Na korytarzu kantyny stało sześć krów. Aldrik mógł zostawić je na zewnątrz, ale najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że to zdecydowanie największy i najlepszy podbój podczas jego wszystkich misji.

A najgorszy? Ciało w jutowym worku.

– Potężny Kawanie, przyprowadziłem pół tuzina bydła dla armii dahraińskiej. Składam przed tobą moją ofiarę z nadzieją, że świadczy ona o mojej lojalności i godności – powiedział Aldrik z nisko pochyloną głową.

Kilka osób zaczęło bić brawo. Tak jakby tych kilka krów mogło wystarczyć na wyżywienie choćby części z nas.

Nasz przywódca wstał, podszedł do zwierząt i przyjrzał im się. Następnie poklepał Aldrika po ramieniu i zwrócił się do ludzi:

– Co wy na to? Czy ta ofiara się wam podoba?

– Tak! – krzyknęli niemal wszyscy.

Kawan zaśmiał się gardłowo.

– Zgadzam się. Powstań, Aldriku. Dobrze przysłużyłeś się swojemu ludowi.

Rozległy się oklaski, wokół zadowolonego chłopaka i jego drużyny zebrał się tłum. Mogłem tylko kręcić głową i zastanawiać się, komu ukradł krowy. W myślach już miałem zganić go za to, że jest z siebie taki dumny, ale wtedy spojrzałem na krew na moim ubraniu. Przypomniałem sobie, kim jestem, i odpuściłem.

To była tylko praca, a teraz, gdy wykonałem zadanie, powinienem się przespać. O ile jedyna kobieta w tym zamku, na której mi zależało, pozwoli mi na to.

Gdy tylko otworzyłem drzwi, Oset natychmiast zaczęła skowytać. Zachichotałem.

– Wiem. Wiem. – Podszedłem do niechlujnie pościelonego łóżka, drapiąc przyjaciółkę po łbie.

Znalazłem ją, gdy była malutka i ranna. Wyglądało na to, że stado ją porzuciło. Jeśli ktoś to rozumiał, to właśnie ja. Lisy szare wiodą zazwyczaj nocne życie – o czym brutalnie się przekonałem – ale gdy wchodziłem do swojej komnaty, ona zawsze podnosiła łeb.

Po chwili położyła się na łóżku brzuchem do góry. Podrapałem ją po nim, a następnie odsunąłem deski od okna.

– Przepraszam – powiedziałem. – Po prostu nie chciałem, żebyś widziała mnie z mieczem. Nie w takim stanie. Jeśli chcesz, możesz teraz wyjść.

Została jednak na łóżku.

Gdy przejrzałem się w małym, popękanym lusterku stojącym na stoliku, uznałem, że wyglądam gorzej, niż myślałem. Na czole miałem rozmazany brud, na policzku ślady krwi. Zanurzyłem ręcznik w miednicy z wodą i przetarłem twarz.

Oset kręciła się na łóżku i patrzyła na mnie z – mógłbym przysiąc – troską w oczach. Moja towarzyszka została obdarzona zmysłami wilka i nie miałem wątpliwości co do tego, że w tej chwili czuje wszystkie znajdujące się na mnie zapachy. Wydawało mi się, że doskonale wiedziała, jaki jestem i co właśnie zrobiłem. Skoro jednak mogła swobodnie przychodzić i odchodzić, a mimo to zawsze wracała, żywiłem nadzieję, że nie ma mi tego za złe.

Sam jednak miałem to sobie za złe.

ANNIKA

Proszę, moja pani – powiedziała Noemi i wygładziła suknię, którą pomagała mi włożyć. – To już wszystko. – Przygryzła wargę, jakby usilnie się nad czymś zastanawiała.

Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.

– Widzę, że coś cię dręczy. Cokolwiek to jest, powiedz. Od kiedy mamy przed sobą tajemnice? – zachęcałam ją do zwierzeń.

Nerwowym gestem dotknęła swoich ciemnych włosów.

– To nie tajemnica, moja pani. Zastanawiam się tylko, czy jesteś gotowa, by znów go zobaczyć. By w ogóle zobaczyć kogokolwiek.

Znowu przygryzła wargę. To był jeden z wielu jej uroczych gestów. Wzięłam ją za rękę.

– Jutro Dzień Założenia. Ludzie muszą zobaczyć, że mam się dobrze. Moja obecność na dworze dodaje otuchy naszym rodakom. To podstawowa rola księżniczki. – Pochyliłam głowę.

Gdyby Noemi była moją prawdziwą siostrą, mogłaby się ze mną pokłócić. Jako służąca odpowiedziała po prostu:

– Bardzo dobrze.

Byłam już uczesana i ubrana, więc gdy Noemi włożyła mi na stopy wygodne buty, ruszyłam do wyjścia.

Choć mieszkałam tu całe życie, wciąż zachwycałam się pałacem Meckonah, jego szeroko otwartymi oknami, rozległymi marmurowymi podłogami i szeregiem galerii. Przede wszystkim jednak, pomijając całe piękno Meckonah, był to mój dom.

To tutaj się urodziłam. W tym miejscu wypowiedziałam pierwsze słowa, stawiałam pierwsze kroki. Wszystko po raz pierwszy robiłam właśnie tutaj. Byłam tak dumna z Meckonah, tak zakochana w tym pałacu i tej ziemi! Niewiele było rzeczy, których bym dla niego nie zrobiła. I nie było niczego, czego nie zrobiłabym dla Kadieru.

Ruszyłam powoli w stronę jadalni. Przy drzwiach na chwilę się zatrzymałam.

Może Noemi miała rację – może to za wcześnie? Ale już mnie widziano, więc było za późno, żeby się wycofać.

Escalus dostrzegł mnie pierwszy. Szybko wstał, przeszedł przez salę. Gdy mnie objął na powitanie, na mojej twarzy pojawił się pierwszy od wielu tygodni prawdziwy uśmiech.

– Bardzo pragnąłem cię zobaczyć, ale Noemi mówiła, że nie masz ochoty na towarzystwo – odezwał się cicho.

Escalus i ja zostaliśmy obdarzeni popielatymi włosami naszej matki Eveliny i jej ciepłymi brązowymi oczami, nie dało się jednak ukryć, że mój brat był wiernym odbiciem Therona Vedette.

– Zapewniam cię, że było nudno. Po prostu siedziałam i wzdychałam. Poza tym jestem pewna, że miałeś o wiele ważniejsze sprawy na głowie. – Starałam się mówić beztroskim tonem, lecz czułam, że nie do końca mi się to udaje.

– Wyglądasz inaczej – powiedział brat i pocieszającym gestem dotknął mojej ręki.

Wzruszyłam ramionami.

– Czuję się inaczej.

– Czy zatem… wszystko jest już ustalone? – zapytał cicho Escalus.

Kiwnęłam głową i zniżyłam głos.

– Teraz wszystko zależy od ojca.

– Chodź i zjedz coś. „Nie ma smutku, którego nie przepędziłby cynamon”.

Ruszyliśmy przed siebie, a ja zaczęłam się śmiać, myśląc o słowach naszej matki. Miała wiele lekarstw na dolegliwości duszy. Słońce, muzykę, cynamon… Mój śmiech trwał jednak krótko, bo zaraz przeszłam na drugą stronę stołu i dygnęłam przed ojcem. Kim on dzisiaj będzie?

– Wasza Wysokość – przywitałam się.

– Anniko. Cieszę się, że dobrze się już czujesz – powiedział znacząco.

Na podstawie tych kilku słów byłam w stanie wywnioskować, że mrok, który czasem zstępował na jego umysł, tego dnia spowijał go gęstym całunem.

Przygnębiona zajęłam miejsce po lewej stronie ojca i spojrzałam na dworzan spokojnie jedzących śniadanie. Widelce i noże dzwoniły o porcelanowe talerze, a zewsząd rozlegał się niski pomruk głosów. Te dźwięki przypominały swoistą muzykę. Światło wpadało przez łukowate okna i wyglądało na to, że piękny poranek przejdzie w równie uroczy dzień.

– Skoro doszłaś do siebie, musimy omówić pewne sprawy – zaczął ojciec. – Jutro Dzień Założenia, więc dziś przyjedzie Nickolas. Pomyślałem, że to doskonała okazja do oświadczyn.

– Dzisiaj? – Pogodziłam się z decyzją ojca, ale myślałam, że będę mieć więcej czasu. – Skąd w ogóle wiedziałeś, że wrócę dziś na dwór, mój panie?

– Nie wiedziałem. Jednak tak czy inaczej, to musi nastąpić. Nickolas rzadko przyjeżdża na dwór bez przyczyny. Możesz go zapytać po kolacji.

No cóż, zgrabnie to wszystko wymyślił.

– I… to ja muszę go spytać?

Ojciec wzruszył ramionami.

– Taki jest protokół. Przewyższasz go rangą. – Patrzył na mnie spod zmrużonych powiek, wciąż wściekły o to, że mu się postawiłam. – Poza tym jesteś… w lepszej formie niż kiedykolwiek. Nie wydaje mi się, byś zemdlała na myśl o przejęciu dowodzenia.

Chciałam krzyczeć, błagać, by mój uroczy ojciec do mnie wrócił. Wiedziałam, że gdzieś tam, w głębi, znajdował się człowiek, który mnie rozumiał, który dostrzegał w mej twarzy swą ukochaną żonę. Tak bardzo za nim tęskniłam, że robiłam wszystko, by nie zauważać nowych cech i zachowań godnych pogardy. I nadal byłam córką mojej matki. Dla niej przywoływałam uśmiech na twarz, zdecydowana zachować to, co pozostało z naszej rodziny.

– Nie, mój panie. To nie będzie problem.

– To dobrze. – Ponownie skupił się na swoim posiłku.

Escalus mówił prawdę: lukrowane cynamonowe chlebki leżały na wyciągnięcie ręki. Choć były kuszące, zupełnie straciłam apetyt.

LENNOX

Obudziłem się kilka godzin później z pyskiem Oset na mojej nodze. Spojrzałem na nią i zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie uciekła tam, gdzie mogłaby ukrywać się przez większość dnia. Może po prostu wiedziała, że jej potrzebuję?

Przy moim pasie wciąż wisiała sakiewka, w której były zebrane rano jagody, więc odpiąłem ją i zostawiłem na skraju łóżka, po czym przebrałem się w czarne spodnie, czarne skórzane buty, białą koszulę i czarną kamizelkę. I choć tego dnia nie planowałem jazdy konnej, włożyłem też pelerynę.

Wyszedłem z zamku na mgliste światło dnia, a wiatr od oceanu rozwiewał mi włosy, gdy zmierzałem w stronę pól.

Widziałem prowadzącą do morza skalistą ścieżkę, gdzie ludzie w parach łowili ryby w szerokie sieci, tkwiąc w malutkich łodziach. Inni wyszli na pola i żęli zboże. W okolicznych lasach i na górze rosły niektóre owoce i orzechy, a jeśli włożyło się odpowiednio dużo pracy, ziemia nadawała się do uprawy. Niestety, było to żmudne zajęcie.

W oddali rozlegał się brzęk mieczy. Szedłem na arenę, by zaproponować pomoc w treningu. Kiedy jednak dotarłem na miejsce, zobaczyłem, że grupę bardzo wprawnie prowadzi Inigo, co oznaczało, że byłem tu całkowicie bezużyteczny. Zahaczyłem stopę o najniższą deskę wokół areny i zacząłem rozglądać się za talentami.

– To on – usłyszałem czyjś szept. – Zabił dziś rano trzy osoby, które próbowały uciec. Mówią, że jest oczami i uszami Kawana.

– Jeśli schwytają kogoś ważnego, tylko on może… się nim zająć – dodał kolejny ściszony głos. – Nawet strażnicy Kawana nie są na tyle pozbawieni uczuć, by zabijać tych ludzi.

– Przywódca ma siłę, ale nie jest bez serca – wtrącił trzeci.

– Myślicie, że nas słyszy?

– Skoro jestem oczami i uszami Kawana, to najlepiej założyć, że zawsze słyszę – rzekłem, nie zerkając w ich stronę.

Rozejrzałem się za to po arenie. To był błąd. Za każdym razem bowiem, gdy nawiązywałem z kimś kontakt wzrokowy, ten ktoś szybko spoglądał w inną stronę.

Wiedziałem, jak to jest być rozpoznawanym. Dla zabicia czasu zacząłem się zastanawiać, z czym wiąże się bycie znanym albo sławnym, a potem zajęły mnie rozważania o tym, jak to jest uzyskać przebaczenie.

Przyglądałem się walkom z obojętnym wyrazem twarzy, ale w mojej głowie trwała gonitwa myśli.

– Czy ktoś się wyróżnia?

Wyprostowałem się, gdy obok mnie usiadł Kawan. Zaryzykowałem spojrzenie na niego, mając nadzieję, że nie dostrzeże pogardy w moich oczach.

Nie marnował energii na ubieranie się tak, by zrobić na kimkolwiek wrażenie. Był odziany w warstwy starej skóry. Ciemne, nieuczesane włosy związał z tyłu głowy, a przez prawe ramię przerzucił sobie długi warkocz. To właśnie włosy wprowadzały w błąd większość rekrutów, którzy myśleli, że jestem jego synem.

– Trudno powiedzieć.

Mruknął cicho:

– W tym tygodniu dostaliśmy dwóch chłopców z Sibralu.

Słowo to zawisło między nami. Sibral znajdował się tak daleko na zachód, że ci przybysze praktycznie byli sąsiadami wroga.

– To długa wędrówka – skomentowałem.

– Owszem. Okazało się, że wcale nas nie szukali. Nawet nie mieli o nas pojęcia. Ale zawędrowali na skraj naszych ziem i z radością dołączyli za nocleg i ciepłe ubrania.

– Nie wiedzieli o naszym istnieniu – mruknąłem.

– Nie martw się. Wkrótce wszyscy się dowiedzą. – Zahaczył palce o swoje ciężkie spodnie. – A teraz pomówmy o twoim porannym podboju. Trzech na jednego to nie byle co. Wolałbym jednak, żebyś powstrzymał ich przed ucieczką, niż ich potem łapał. W ten sposób można by lepiej wykorzystać twój czas. I potrzebujemy wyników.

Ugryzłem się w język. To nie moja wina, jeśli jego małe królestwo nie spełniało oczekiwań ludzi.

– Co proponujesz?

– Odpowiednie ostrzeżenie. – Spojrzał w niebo. – Słyszałem, że dajesz dziś kolejną lekcję. Niech wszyscy znają konsekwencje.

Odwróciłem wzrok i westchnąłem.

– Tak, sir.

Poklepał mnie po plecach.

– Grzeczny chłopak. Miej oko na to, co się tutaj dzieje. Jeśli ktoś wypadnie obiecująco, zgłoś się z tym do mnie.

Gdy ruszył w stronę innych, zaczęli się rozchodzić. Na mnie reagowano podobnie, choć nie z takim strachem. Obserwując Kawana, pomyślałem, że skoro nie mogłem być znany ani uzyskać przebaczenia, to może wystarczyło, by ludzie bali się mnie tak jak jego.

ANNIKA

Gdy tylko otworzyłam drzwi biblioteki, poczułam zapach starych książek i ciężar na moich ramionach natychmiast zelżał. Po kolei brałam do ręki tomy i rozkoszowałam się spokojem, jaki bił z tego miejsca. W tej sali znajdowało się tyle informacji, tyle historii…

Z przodu stały niskie regały przypominające niemal labirynt, a oprócz nich biurka do nauki na dużej przestrzeni. Gdy przez okna wpadały popołudniowe promienie, wnętrze wyglądało spektakularnie; mogłam tu zarówno czytać, uczyć się, jak i wygrzewać w słońcu niczym kot. Czysta rozkosz.

Z tyłu znajdowało się przejście na drugi poziom – na sam widok najwyższych szczebli drabin kręciło mi się w głowie. Niektóre ze starszych książek były przykute do półek łańcuchami. Jeśli ktoś chciał wynieść je z biblioteki, musiał uzyskać pozwolenie od samego króla, a następnie przekonać Rhetta – który strzegł biblioteki jak żywej istoty – by ten rzeczywiście wykonał polecenie. Mieliśmy tak ogromny księgozbiór, że przedstawiciele sąsiednich królestw niekiedy coś od nas pożyczali. Pod rzeźbionymi drewnianymi ławkami stały wiadra z piaskiem, tak by w razie pożaru można było uratować jak najwięcej książek. Na szczęście nigdy jeszcze nie okazały się przydatne.

Gdy się rozglądałam, rozkoszując się panującym w bibliotece spokojem, Rhett obszedł wysoki regał i zaczął się śmiać.

– Zastanawiałem się, gdzie jesteś! – krzyknął, odłożył stos książek na pobliskie biurko i podszedł, by mnie przytulić.

Był jedyną osobą w pałacu, która nie zawracała sobie głowy oficjalnym zwracaniem się do mnie. Może dlatego, że znaliśmy się od dziecka, a może dlatego, że zaczynał jako stajenny i zdążył się przyzwyczaić do mnie, zazwyczaj brudnej i głośnej. Traktował mnie normalnie, jakby tiara w moich włosach była zwykłą ozdobą.

– Trochę źle się czułam – powiedziałam.

– Mam nadzieję, że to nic poważnego – odparł i cofnął się.

– Nic a nic.

Wyszczerzył zęby.

– Na co masz dziś ochotę?

– Na bajki. Takie, w których bohaterowie dostają wszystko, czego kiedykolwiek pragnęli, i w których są szczęśliwi.

Cały czas się uśmiechał, a po chwili gestem nakazał mi iść za sobą.

– W zeszłym tygodniu dostaliśmy coś nowego. A ponieważ znam cię tak dobrze, moja pani, wiem na pewno, że nie czytałaś jeszcze… tego – powiedział, ściągając książkę z wysokiej półki.

Włożył mi do ręki podniszczoną powieść, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś już ją czytał. Czasami odnosiłam wrażenie, że jestem jedyną osobą w całym pałacu, która zawraca sobie głowę biblioteką.

– To będzie idealne. Krzepiące.

– Weź jeszcze tę nową. – Podał mi drugi tom. – Bo czytasz nienormalnie szybko.

– Chyba za wolno – odparłam z uśmiechem.

Przez chwilę na mnie patrzył, a w jego oczach pojawił się jakiś nieznany mi blask.

– Chcesz zostać i napić się herbaty? Albo jeszcze lepiej: znalazłem kolejny zamek do wypróbowania…

Westchnęłam. Bardzo chciałam zostać, lecz jutrzejszy dzień miał być bardzo wyczerpujący. A dziś będzie jeszcze gorzej.

– Zachowaj zamek na następny raz. Kiedyś będę w tym lepsza od ciebie.

– Czy będziesz lepszą liderką? Tak. Szybszą czytelniczką? Oczywiście. Ale szybsza w otwieraniu zamków? – spytał z udawanym oburzeniem. – Nigdy!

Zachichotałam.

– Jeśli chodzi o otwieranie zamków, to jeszcze zobaczymy. A przywódczynią nigdy nie zostanę. Będę szczęśliwie żyć pod rządami mojego brata. Kiedyś.

– Wszystko jedno – odparł, cały czas się uśmiechając.

– Dziękuję za książki.

– Do usług, Wasza Wysokość.

Pożegnałam się z nim i ruszyłam w drogę. Wiedziałam, że nogi mogą mi dzisiaj dokuczać, a jednak sprawiały więcej bólu, niż się spodziewałam. Kiedy w połowie schodów książki wyślizgnęły mi się z rąk i trochę za szybko się po nie schyliłam, zrozumiałam, że coś jest naprawdę nie tak. Syknęłam pod wpływem palącego bólu w lewym udzie i szybko się rozejrzałam, wdzięczna, że jestem sama.

Poruszałam się ostrożnie, wszystko trwało dłużej, niżbym chciała, ale nie dawałam rady iść szybciej. W końcu dotarłam do swojego pokoju i pchnęłam drzwi.

– Wasza Wysokość! – krzyknęła Noemi i błyskawicznie zamknęła za mną drzwi.

Podciągnęłam spódnice i skrzywiłam się.

– Jak bardzo jest źle?

– Wygląda na to, że rana znowu się otworzyła. Dobra wiadomość jest taka, że to tylko ta jedna. Połóżmy cię do łóżka, moja pani. – Przerzuciła sobie moje ramię przez szyję, a ja powoli się wyprostowałam. – Co ty takiego robiłaś?

– Zjadłam. Poszłam do biblioteki. Wiesz, jak lekkomyślna potrafię być.

Śmiejąc się, służąca położyła mnie na brzuchu.

– Miło słyszeć, że znowu żartujesz. Zastanawiałam się, czy twój śmiech kiedykolwiek wróci.

– Proszę, przynieś książki. Będę miała się czym zająć.

Pobiegła po nie i położyła je na stoliku obok mojego łóżka. Patrzyłam na podniszczoną okładkę jednej i nieskazitelną drugiej, wdzięczna, że Rhett się uparł, bym wzięła obie. Wiedziałam, że nie wstanę z łóżka przez całe popołudnie.

– Jego Wysokość przysłał wiadomość, że masz dziś ważne spotkanie. Kazał mi przygotować najlepszą suknię. Normalnie wybrałabym srebrną, ale ponieważ rana się otworzyła, to może ciemnoczerwona byłaby bezpieczniejsza?

– To bardzo mądre, Noemi. Dziękuję.

– Będzie bolało.

– Wiem.

Gdy wykonywała swoje zadanie, starałam się nie wydobywać z siebie żadnego dźwięku. Im mniej wiedziała o moim bólu, tym lepiej. Leżałam i próbowałam ułożyć oświadczyny. Miałam oświadczyć się komuś, w poślubieniu kogo nie widziałam żadnego interesu.

Westchnęłam, usiłując odsunąć od siebie obrzydzenie. Małżeństwo matki i ojca zostało zaaranżowane, lecz połączyła ich wielka miłość, zrezygnowali ze ślubu w kaplicy na rzecz wymiany przysiąg na polu. Koniec tej miłości zniszczył ojca od wewnątrz. Po zaginięciu matki był niepocieszony przez wiele miesięcy.

Wiedziałam z pierwszej ręki, że małżeństwo z rozsądku wcale nie musi być straszne. Poza tym ten pałac był tak duży, że przez większą część tygodnia mój małżonek i ja widzielibyśmy się głównie podczas posiłków. Nadal będę mieć swój pokój i bibliotekę oraz brata i Noemi. Wciąż pozostaną mi stajnie i wszystkie twarze, które kochałam i którym tak ufałam. Tyle że będę mieć też męża. To wszystko.

Gdy Noemi skończyła opatrywanie rany, wzięłam do ręki książkę i zanurzyłam się w świecie, w którym ludziom spełniały się wszystkie marzenia.

LENNOX

Nie próżnujcie – rozkazałem.

Prowadziłem grupę młodych rekrutów w górę płytkiego wzniesienia, celowo omijając teren, na którym rano zabiłem dezerterów. Od oceanu wiał silny wiatr, który szarpał trawami i zmuszał mnie do przekrzykiwania jego wycia. W porządku. Ludzie przyzwyczaili się już do mojego podniesionego głosu.

– Zbierzcie się tutaj – poleciłem kilkunastu żołnierzom tłoczącym się teraz na szczycie wzgórza. – Załóżmy, że jesteście na misji i odłączacie się od grupy. Gubicie się w tym lesie lub źle ustawiacie kompas. Co wtedy należy zrobić? – spytałem.

Nastąpiło pełne napięcia milczenie.

– Nikt nie wie?

Stali z rękami skrzyżowanymi na piersiach i drżeli.

– Dobrze. Jeśli podróżujecie w dzień, sytuacja jest dość łatwa. Słońce przechodzi ze wschodu na zachód. – Rozejrzałem się po ziemi i niemal natychmiast znalazłem to, czego szukałem. – Weźcie kij o długości około dwóch lub trzech stóp i wbijcie go pionowo. – Wcisnąłem patyk w grunt. – Kiedy słońce wzejdzie lub gdy tylko zauważycie, że wschodzi, połóżcie kamień na końcu cienia rzucanego przez kij. – Ułożyłem kamyk przy wyimaginowanym cieniu. – Następnie odczekajcie około piętnastu minut. Słońce będzie się przemieszczać, a za nim cień kija. Na końcu nowego cienia umieśćcie drugi kamień. – Położyłem go na ziemi. – Wyobrażona linia pomiędzy tymi dwoma kamieniami to linia wschód–zachód. Jeśli skierujecie się na wschód i zboczycie na północ, to w końcu dotrzecie do zamku. Albo do oceanu. Mam nadzieję, że jesteście wystarczająco inteligentni, by to odróżnić.

Nic. Cóż, przynajmniej ja uważałem, że to było zabawne.

– Podróżowanie w nocy to zupełnie inna sprawa. Będziecie musieli nauczyć się kierować za pomocą gwiazd.

Zaczęli jeszcze częściej przestępować z nogi na nogę i przysuwać się do siebie. Dlaczego nikt nie rozumiał, jakie to było ważne? Po drugiej stronie czekało królestwo. A ich obchodziło tylko to, że jest im zimno.

– Spójrzcie w górę. Widzicie te cztery gwiazdy tworzące mały nieregularny prostokąt?

Znowu cisza.

– Ktokolwiek?

– Tak – odpowiedział wreszcie któryś z nich.

– Wszyscy to widzicie? Jeśli nie, to lepiej, żebyście teraz mi o tym powiedzieli. Bo gdy się zgubicie, nie będę mógł was niczego nauczyć.

Cisza.

– Bardzo dobrze. To Ursa Major. Jeśli przeprowadzicie linię od dwóch ostatnich gwiazd, powinniście znaleźć najjaśniejszą gwiazdę na niebie: Gwiazdę Polarną. Wszyscy to widzą?

Wśród moich uczniów pojawiły się pełne wahania pomruki.

– Gwiazda Polarna znajduje się niemal idealnie na prawdziwej północy. Nie porusza się po niebie, ale inne gwiazdy krążą wokół niej. Jeśli spojrzycie w niebo bezpośrednio nad nami i skupicie się na tym miejscu, a następnie połączycie je z Gwiazdą Polarną, to ona wskaże wam północ. Jeśli będziecie kierowali się na północ, zawsze powinniście trafić do zamku.

Przyjrzałem się ich twarzom, by sprawdzić, czy którykolwiek z nich zrozumiał. Dla mnie to było dość oczywiste, lecz ja oglądałem niebo od czasu, gdy nauczyłem się czytać – kiedy jeszcze miałem wokół siebie cokolwiek do czytania. Ponieważ nikt nie zadał żadnego pytania, ciągnąłem dalej:

– Innym sposobem na orientowanie się jest wybranie jasnej gwiazdy i ustawienie patyków na ziemi, w odległości około metra od siebie, tuż pod tą gwiazdą. Następnie, podobnie jak w przypadku słońca, należy odczekać mniej więcej dwadzieścia minut na ruchy gwiazdy – tłumaczyłem. – Jeśli ona wzniesie się bezpośrednio nad kijkami, to znaczy, że jesteście zwróceni na wschód, ale jeśli za nimi opada, to znak, że jesteście zwróceni na zachód. Jeśli zaś gwiazda przesuwa się w prawo, jesteście zwróceni na południe, a jeśli w lewo – na północ. Nie pomylcie tych kierunków, bo wtedy zgubicie się jeszcze bardziej – przestrzegłem. – Przez kilka najbliższych nocy waszym zadaniem będzie przychodzenie tutaj i ćwiczenie, nawet jeśli będzie pochmurno. Po miesiącu powinniście opanować tę sztukę. A teraz spójrzcie na mnie – rozkazałem, a oni szybko na mnie popatrzyli. – Wyjaśniłem wam, jak znaleźć drogę do tego miejsca na niebie i od niego. Ale muszę wam coś uświadomić. – Powoli nawiązałem kontakt wzrokowy z każdym z nich. – Jeśli wykorzystacie te umiejętności, aby spróbować uciec, natkniecie się na mnie. A wtedy tego pożałujecie.

Jakiś odważniejszy mruknął:

– Tak, sir.

– To dobrze. Rozejść się.

Kiedy ostatnie sylwetki zniknęły nad grzbietem wzgórza, wypuściłem powietrze z płuc, położyłem się w trawie i zapatrzyłem w niebo.

Czasami zamek wydawał mi się zbyt głośny. Echo kroków, głupie kłótnie i niepotrzebny śmiech. Ale tutaj… tutaj mogłem myśleć.

Zamarłem, gdy usłyszałem obok siebie jakiś szelest, lecz po chwili uświadomiłem sobie, że to Oset mnie znalazła.

– Ach. Wybrałaś się na polowanie? Złapałaś coś dobrego?

Chciałem podrapać ją po łbie, lecz popędziła dalej, więc ponownie spojrzałem w niebo.

Było w nim jakieś piękno, nieustanne przypomnienie, jak mali jesteśmy. Ojciec pokazywał mi wszystkie kształty, opowiadał o postaciach i historiach związanych z gwiazdami. Nie wiedziałem, ile z tego brać na poważnie, teraz jednak lubiłem myśleć, że gdzieś indziej inny ojciec opowiadał swojemu synowi te same historie i że ów chłopiec snuł różne wizje dotyczące swojej przyszłości: może marzył o tym, że sam kiedyś zostanie legendą, osobą, którą ludzie umieszczą w gwiazdozbiorze.

Biedny chłopiec. Pewnego dnia jego iluzja rozpadnie się na kawałki. Miałem jednak nadzieję, że teraz się nią cieszył – choćby przez tę jedną noc.

ANNIKA

Księżyc wznosił się coraz wyżej na niebie, a gwiazdy migotały wokół niego jak brylanty, choć widziałam, że nie wszystkie są białe. Niektóre były niebieskie lub żółte, inne różowoczerwone. Nocne niebo było najlepiej ubraną damą na dworze, gwiazdy stanowiły jej najwspanialszą suknię, a księżyc – idealną koronę.

Sala rozbrzmiewała muzyką i głosami szczęśliwych ludzi, na parkiecie tłoczyły się stare i młode pary. A ja stałam pod ścianą i patrzyłam w niebo.

Zgodnie z obietnicą przybył też kuzyn Nickolas – tkwił tu wyprostowany jak kij i wyglądał na znudzonego. Nie żeby kiedykolwiek wyglądał inaczej.

Nickolas – znany ogółowi jako książę Canisse – był wysoki i smukły, miał kasztanowe włosy i uważne spojrzenie, które zdradzało filozoficzną naturę. W przeciwieństwie do mnie z nikim się nie dzielił swoimi przemyśleniami, a ja kiedyś podziwiałam tę jego cechę. Książę był utalentowanym i odpowiednim członkiem jedynej rodziny, która liczyła się w oczach mojego ojca.

Jego rodzice zostali straceni z woli mojego dziadka, gdy uznano, że są zagrożeniem dla korony. W żyłach lady Leone, matki Nickolasa, płynęła królewska krew – lecz gałąź ta była tak odległa na drzewie genealogicznym, że uschła. Nickolasa oszczędzono, ponieważ był wówczas dzieckiem, a gdy dorósł, przyrzekł lojalność naszej rodzinie. Możliwe, że miał gdzieś swoich zwolenników, ale z tego, co wiedziałam, zawsze zachowywał się właściwie i nigdy nie przestał wspierać rodu Vedette. Nie powstrzymało to jednak pogłosek, które sprowokowały mego ojca do działania. Od dłuższego czasu skupiał się na przyszłości zarówno Escalusa, jak i mojej.

Wybory mojego brata w kwestii małżeństwa były skomplikowane. Każda potencjalna wybranka musiała spełnić pewne warunki lub przynieść konkretne korzyści królestwu. A w moim przypadku? Jedynym chłopcem godnym mej ręki był ten, który mógłby skraść moją pozycję. Połączenie naszych rodów oznaczałoby bowiem, że nie pojawi się żaden rywal dla Escalusa. Nie było tu żadnych podchwytliwych obliczeń, żadnych wyszukanych słów. Był to prosty układ… dla wszystkich oprócz mnie.

Nie miałam dla ojca lepszej odpowiedzi niż zwyczajne „nie”. Zostało bardzo stanowczo odrzucone. Utknęłam więc z Nickolasem chodzącym za mną krok w krok po sali. Nawet gdy odsuwałam się i odchodziłam, by porozmawiać z innymi gośćmi, on po kilku minutach i tak mnie odnajdował i trochę za blisko pochylał się nad moim ramieniem.

– Zazwyczaj tańczysz – skomentował.

– Owszem. Ale ostatnio źle się czułam i nadal dochodzę do siebie – odparłam.

Wydał z siebie pomruk i został obok mnie, patrząc na tłum.

– Lubisz jeździć konno, prawda? Wyjedziesz jutro z Jego Wysokością i ze mną, prawda?

Zawsze tak robił. Wydawał oświadczenie i kończył je pytaniem, by wyjść na uprzejmego.

– Lubię jeździć konno. Jeśli tylko będę dobrze się czuła, z pewnością z wami wyjadę.

– Świetnie.

Skoro było tak świetnie, to dlaczego się nie uśmiechał? Dlaczego on nigdy się nie uśmiechał?

Rozejrzałam się po sali i spróbowałam wyobrazić sobie, że tak będzie wyglądać całe moje życie. I zaczęłam się zastanawiać, jak zachowałaby się w takiej sytuacji moja matka. Bardzo często zadawałam sobie to pytanie. Po pierwsze – i nie miałam co do tego wątpliwości – z pewnością by mnie wspierała, nawet gdyby to oznaczało wystąpienie przeciwko ojcu, nawet gdyby to groziło jego gniewem. Po drugie, gdybyśmy przegrały, szukałaby za wszelką cenę dobrych punktów. Niestrudzenie przeanalizowałaby wszystko, dopatrując się jasnych stron położenia.

Ponownie przyjrzałam się Nickolasowi. Owszem, był surowy i zimny – ale może wiązało się z tym głębokie poczucie odpowiedzialności? Zapewne poświęci swoje życie walce o to, co ważne. A jako jego żona też należałabym do tej kategorii.

A co do miłości… Nie wiedziałam, jak głęboko Nickolas jest w stanie odczuwać taką emocję. Sama doznałam jej niewiele, do tego dawno temu, w dzieciństwie. Uśmiechnęłam się na myśl o tamtej przejażdżce z matką i domu przy drodze. Brakowało mi wypraw i podróży z nią. Brakowało mi jej przewodnictwa, rad i wskazówek.

Popatrzyłam teraz na ojca. Rzucił mi znaczące spojrzenie, tak jakby nakłaniał mnie, żebym miała to już za sobą. Przełknęłam ślinę, wyprostowałam się.

– Nickolasie?

– Chcesz coś do jedzenia, prawda? – zaczął zgadywać. – Podczas kolacji zjadłaś bardzo niewiele.

Na bogów, ależ on mnie uważnie obserwował!

– Nie, dziękuję. Mógłbyś się na chwilę do mnie przyłączyć?

Skrył swoje zakłopotanie za ponurym spojrzeniem, ale poszedł za mną w głąb zacisznego korytarza.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – Ściągnął pytająco brwi.

„Zniknij” – pomyślałam.

– Przyznaję, że nie wiem, jak zacząć tę rozmowę, lecz mam nadzieję, że będziesz łaskaw mnie wysłuchać. – Nie podobał mi się dźwięk mojego głosu: był taki odległy i obojętny.

Nickolasowi to chyba nie przeszkadzało. Skinął tylko kurtuazyjnie głową, tak jakby słowa kosztowały go za dużo energii.

Poczułam, jak nad moją brwią zbierają się krople potu. Jak miałam zacząć oświadczyny?

– Wybacz, ale ranga nakazuje mi zadać to pytanie. – Odchrząknęłam, musiałam wydobyć z gardła te słowa. – Nickolasie, czy chciałbyś się ze mną ożenić? Zrozumiem, jeśli nie, i to nie będzie…

– Tak.

– Tak?

– Tak. Wiadomo, że będzie to bardzo mądre posunięcie.

Mądre. Tak, to było pierwsze słowo, które przychodziło damie do głowy, gdy rozważała małżeństwo – a nie pojęcia z romantycznych książek, takie jak dzika pasja czy przeznaczenie.

– Prawda. I myślę, że przyniosłoby to naszym ludziom wiele radości. Zaraz po informacji o ustatkowaniu się Escalusa.

Kiwnął głową.

– W takim razie dajmy mu przykład.

Bez ostrzeżenia mnie pocałował. Powinnam była przypuszczać, że skoro jego usta nie potrafią wykrzywić się w uśmiechu, to tym bardziej nie mają pojęcia o całowaniu. Za jednym zamachem załatwiłam dwa z najważniejszych życiowych doświadczeń – oświadczyny i pierwszy pocałunek. I oba były nieznośnie rozczarowujące.

– Wracajmy do środka – powiedział, podając mi swoją rękę. – Jego Wysokość będzie chciał poznać naszą decyzję.

Westchnęłam.

– W rzeczy samej, będzie chciał.

Włożyłam swoją dłoń w jego i pomaszerowałam z powrotem do sali balowej. Ojciec zadał mi pytanie wzrokiem.

Czy widział, że moje serce było złamane? Czy widział, do czego doprowadził? Nie miałam pojęcia, co było gorsze: świadomość, że nie mógł nic na to poradzić, czy myśl, że mógł coś zrobić, ale go to nie obchodziło.

Nie. Nie chciałam w to wierzyć. Nadal tam był. Wiedziałam, że tak.

Escalus szybko do nas podszedł.

– Wybacz mi, kuzynie Nicku, ale…

– Nickolasie – poprawił go. – Nigdy „Nicku”. – Zrobił taką minę, jakby ta jedna sylaba była o wiele poniżej jego godności.

Z twarzy mojego brata szybko zniknął rozbawiony uśmiech.

– Oczywiście. Nickolasie, proszę, pozwól mi wam przeszkodzić. Bardzo dawno nie tańczyłem z siostrą.

Mój narzeczony się skrzywił.

– Mamy pewne wieści do…

– Z pewnością mogą one poczekać jeszcze chwilę. Chodź, Anniko. – Brat szybko mnie odciągnął, a gdy już byliśmy poza zasięgiem słuchu, powiedział: – Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać. Postaraj się opanować, choćby tylko na kilka minut.

– Nic mi nie będzie – odrzekłam. – Po prostu odwróć moją uwagę.

Zaczęliśmy się kołysać w rytm melodii, wydawało mi się, że się uśmiecham… Odczuwałam jednak dziwną pustkę, być może nawet gorszą niż ta po utracie matki.

– Czy opowiadałem ci kiedyś o tym, jak próbowałem uciec? – spytał Escalus.

– Niemożliwe. Ty?

– Tak było – upierał się. – Miałem dziesięć lat i właśnie się dowiedziałem, że pewnego dnia zostanę królem. Czy to nie zabawne? Można by pomyśleć, że zorientowałem się w tej kwestii już dużo wcześniej. No bo dlaczego nikomu innemu nie narzucano planu dnia? Dlaczego nie mogłem przyjaźnić się z kim chciałem? Dlaczego nasi rodzice już mówili o moim ślubie?

– To zabawne – przyznałam. – Mam wrażenie, że wiedziałam, że zostaniesz królem, jeszcze zanim nauczyłam się mówić.

– Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem tak mądry jak ty. Nie miałem o tym pojęcia, dopóki ojciec nie pokazał mi drzewa genealogicznego i nie wskazał mojego i twojego miejsca. Pamiętam też, że w tych miejscach tusz był jaśniejszy. Bo linia była stara, a my w niej nowi. Nieważne. Strasznie się bałem. Słyszałem, jak ojciec mówił o obronie granic i zawieraniu traktatów. Tyle spraw wydawało się zbyt wielkich dla kogoś tak małego jak ja.

Spojrzałam na niego i przechyliłam głowę ze współczuciem.

– Głuptasie, przecież nikt nie oczekiwał, że w wieku dziesięciu lat będziesz rządził królestwem.

Uśmiechnął się i rozejrzał się po sali.

– Widzisz, to była kolejna sprawa, którą do końca nie rozumiałem. Gdy tylko się dowiedziałem, że korona będzie moja, odniosłem wrażenie, że to nastąpi natychmiast. I że muszę opanować wszystkie umiejętności. A ponieważ nie miałem na to ochoty, postanowiłem, że ucieknę. To wydarzyło się jakieś pół roku po przybyciu Rhetta, który sam był jeszcze dzieckiem – dodał. – Ale tak bardzo mu ufałem, że poprosiłem go o spakowanie bagażu. Zaplanowaliśmy też, którego konia zabiorę.

– Poczekaj – przerwałam mu i zdumiona pokręciłam głową. – Chcesz mi powiedzieć, że gdy miałeś dziesięć lat, Rhett pomagał ci w ucieczce?

– Tak. Bez wahania. Nie sądzę, by teraz zrobił coś takiego.

Zachichotałam.

– Teraz zdecydowanie ma łeb na karku.

– Zgadzam się. W każdym razie pomagał mi się pakować. Napisałem wtedy list do ojca i matki, przeprosiłem w nim za wyjazd. Dodałem też: „Oddajcie koronę Annice. Ona poradzi sobie z nią o wiele lepiej niż ja”.

Odwróciłam wzrok.

– Nie zrobiłeś tego! – jęknęłam.

– Owszem, zrobiłem. Uważałem, że ty w wieku lat siedmiu możesz dokonać znacznie więcej niż ja, dziesięciolatek. Nadal uważam, że mogłabyś być świetną przywódczynią, Anniko. Sądzę, że ludzie skoczyliby za tobą w przepaść.

– Absurd.

Przycisnął mnie mocniej do siebie, żebym uważnie go wysłuchała.

– Anniko, powodem, dla którego odniosę sukces, gdy zostanę królem, jest to, że będziesz tu ze mną. Wiem, że zawsze powiesz mi, kiedy zachowam się niemądrze. Jeśli o czymś zapomnę, ty z pewnością mi o tym przypomnisz. I wiem, że dziś wieczorem czujesz się tak, jakby jakaś część ciebie umarła. Widziałem to w twoich oczach, gdy wyłoniliście się zza rogu.

Nickolas miał rację: zbyt łatwo można było czytać w moich myślach.

– Ale musisz znaleźć w sobie tę siłę i trzymać się jej. Nadal cię potrzebujemy, ja nadal cię potrzebuję.

Gdy uważnie prowadził w tańcu, zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Przez niego zachciało mi się płakać z zupełnie innego powodu. Nickolas i łańcuchy obowiązku oznaczały dla mnie brak nadziei; Escalus i jego wiara we mnie były jak pełne odrodzenie.

– Zaraz. Czy wtedy, gdy uciekłeś, w ogóle udało ci się oddalić od pałacu? Czy ojciec za tobą ruszył? – zapytałam.

Westchnął.

– Popełniłem błąd. Wygadałem się kucharce, że potrzebuję trochę jedzenia, bo chcę uciec. Ona powiedziała o tym matce, która znalazła mnie w stajni i namówiła do pozostania.

– Oczywiście, że tak.

– Oczywiście, że tak – powtórzył. – Niezależnie od tego, co teraz czujesz, wiedz, że jestem wdzięczny za ciebie i że bez względu na to, co się wydarzy, jestem tutaj.

Spojrzałam w górę na mojego dzielnego, wspaniałego, starszego, czasem niedorzecznego brata.

– Ja też tutaj jestem.

LENNOX

Kantyna wyglądała jak zawsze: głośna, pozbawiona wszelkiej organizacji i nawet po wschodzie słońca mroczniejsza, niż być powinna. Wszedłem do środka i już miałem położyć dłoń na rękojeści miecza, gdy przypomniałem sobie, że go nie przypiąłem. Rozejrzałem się po licznych twarzach i odniosłem wrażenie, że tego ranka jakby mnie osaczały. Nagle poczułem, że to był kiepski pomysł.

Kiedy tylko mogłem, jadłem posiłki, gdy w sali było jak najmniej osób. A kiedy mi się to nie udawało, brałem wszystko, co mogłem zmieścić w rękach, i uciekałem.

Postanowiłem wziąć tylko kawałek chleba i stąd wyjść, choć byłem bardzo głodny. Ostatecznie nie miało to przecież większego znaczenia.

Wtedy podeszła do mnie mała roztrzęsiona dziewczynka i popatrzyła na mnie sarnimi oczami.

– Czego? – spytałem ostro.

Otworzyła usta, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.

– Nie bój się. Nie zabijam za dostarczenie wiadomości.

Nie wyglądała na przekonaną i zanim się odezwała, musiała wziąć jeszcze kilka oddechów.

– Kawan pana wzywa – powiedziała wreszcie.

– Tak? – spytałem z niedowierzaniem.

Pokiwała głową. Wyszła tak szybko, jak pozwalały jej na to nogi.

Po co, u licha, mnie wzywał? Westchnąłem, zrezygnowałem ze śniadania i ruszyłem w stronę jego komnat, które – jak zakładałem – należały do króla, gdy wzniesiono ten zamek.

Przypomniałem sobie trzy rzeczy. Po pierwsze, to on po mnie posłał, a nie ja się do niego czołgałem. Po drugie, na razie muszę schować swoją dumę do kieszeni. I wreszcie, bym trzymał się zasad: nigdy nie uciekaj, nie odwracaj wzroku, nie tłumacz się. Przeżyłem właśnie dzięki nim.

Zapukałem do drzwi, a on odczekał kilka chwil, zanim wysłał kogoś, by mnie wpuścił. Przywitał mnie zadowolony z siebie Aldrik. Gdy otworzył szeroko drewniane skrzydło, zobaczyłem Kawana siedzącego przy biurku. Za nim stali jego osobiści strażnicy: Slone, Illio, Maston. Aldrik po chwili do nich dołączył.

Można by się spodziewać, że przywództwo, tak pożądane i prestiżowe, trafi się wreszcie mnie, prawda? To ja byłem synem stojącej u jego boku kobiety. To ja wykonywałem większość brudnej roboty. To mnie najbardziej bali się mieszkańcy tego zamku. Jeśli jednak chciałem wyrwać cokolwiek z rąk Kawana, musiałem mocno ciągnąć. A nie chciałem tak nisko upaść.

– Wzywał pan, sir? – spytałem, dodając ostatnie słowo, by okazać mu szacunek.

Kawan był jedynym potomkiem dawno zaginionego przywódcy naszego ludu i powinien być nazywany królem, choć twierdził, że zachowa ten tytuł na czas, gdy faktycznie będzie władał swoim królestwem. Za każdym razem, gdy próbowałem wyobrazić go sobie ze złotą koroną na splątanych włosach, odnosiłem przemożne wrażenie, że ta wysoka pozycja nie doda mu dostojności.

– Tak. – Spojrzał na mnie i natychmiast poczułem, że zaraz zostanę ukarany. – Nadszedł czas, abyś się wykazał. Wysyłam cię na zlecenie.

Z trudem powstrzymałem uśmiech. Zlecenie. Nareszcie!

Misje były sposobem Kawana na sprawdzenie ludzi i przekonanie się, dokąd sięga ich lojalność. Pod uwagę brani byli tylko ci, wobec których miano pewność, że nie uciekną. Po powrocie zawsze otaczała ich aura… nietykalności. Zasłużyłem sobie na nią mieczem, ale chciałem, by moje imię oprócz strachu wzbudzało również szacunek.

Każdy kandydat kompletował sobie drużynę i proponował cel wyprawy. Jedynym wymogiem było to, by miała ona korzystne następstwa dla ludu. Wojownicy czasem przywozili więcej jedzenia albo żywego inwentarza, a nieraz nawet więcej żołnierzy. Moim zdaniem jednak, oprócz tego, że coś zostało zdobyte, tak naprawdę nic się nie zmieniało.

Ze mną będzie inaczej.

– Przyjmuję, sir. Z chęcią.

– Jak wiesz, możesz sobie wybrać dowolną misję. Jednak… – Kawan celowo zrobił przerwę, a mnie znów ogarnęło przeczucie, że zaraz zostanę ukarany. – To ja wyznaczę żołnierzy, których ze sobą zabierzesz – dodał.

– Co?!

W kącikach jego ust błąkał się uśmiech. Sprawiało mu przyjemność upokarzanie mnie. Spojrzałem na matkę. Jak zwykle milczała, nie zaszczyciła mnie nawet jednym spojrzeniem.

– Musisz się wykazać, ale jesteś zbyt głupi. Wyślę cię ze starannie dobraną grupą, z ludźmi, którzy w razie czego sprowadzą cię do pionu – rzekł wreszcie.

„Z ludźmi, którzy ściągną mnie w dół” – pomyślałem.

– Po pierwsze, Andre.

Zmrużyłem oczy.

– Ten… Ten, który prawie nie mówi?

– Griffin.

Przewróciłem oczami.

– Przecież on nie traktuje niczego poważnie.

– Sherwin.

– Nie mam najmniejszego pojęcia, kto to w ogóle jest.

– Blythe.

– Dziewczyna?

– I Inigo. – Przez cały czas Kawan wyglądał na szalenie zadowolonego.

Dlaczego miałby nie być? Kto jak kto, ale Inigo z pewnością mógł zrujnować moje zlecenie. Miał na twarzy bliznę – pamiątkę po mnie. Z pewnością nie zamierzał przyjmować ode mnie rozkazów.

Stojący za nim Slone zakrył usta dłonią, próbując ukryć śmiech. Po wszystkim, co zrobiłem, po tylu życiach, które odebrałem… Dlaczego wciąż musiałem coś udowadniać tym ludziom?

Znów spojrzałem na matkę.

– Zamierzasz milczeć? Na skutek spartaczonej misji straciłaś męża, a teraz on już dopilnował, by moja też się nie udała. Nie masz nic do powiedzenia? – warknąłem.

Moje słowa w ogóle nie zrobiły na niej wrażenia, w jej oczach gościł uśmiech.

– Jeśli jesteś takim przywódcą, za jakiego cię uważamy, to opanowanie tej grupy nie powinno być dla ciebie trudne. Ufam, że tak się stanie – odrzekła.

Po raz kolejny narysowała linię na piasku. Po raz kolejny się wycofałem.

– Doskonale. Pokażę wam, co potrafię.

ANNIKA

Zawsze kochałam dzwony. Pewnego razu matka zaprowadziła mnie na wieżę, w której je trzymano, i kazała opiekunowi mnie po niej oprowadzić. Dotykałam ogromnych mosiężnych przedmiotów, a dzwonnik pozwolił mi pociągnąć za sznur. Byłam zbyt mała, by rozbujać metalowe serce we wnętrzu, ale dźwięk dzwonów, wyraźny gong radości rozbrzmiewający z pałacu, oznaczał świętowanie. Uderzano w nie, gdy rodziło się królewskie dziecko, gdy odnosiliśmy wielkie zwycięstwo, a także z okazji święta – do tej pory słyszałam je właśnie tylko wtenczas.

Dziś dzwony rozbrzmiały z okazji Dnia Założenia. Każdy, kto znajdował się w pobliżu pałacu, wytężał wzrok, by zobaczyć nas na balkonie. Mieliśmy machać do stojącego tłumu – niektórzy mogliby uznać to za niepoważne zadanie, ale była to jedna z moich nielicznych szans na pokazanie mieszkańcom Kadieru, że jestem tu i że mi na nich zależy. Spojrzałam w oczy wielu osobom i otrzymałam mnóstwo pocałunków posłanych w powietrzu. Uśmiechałam się z nadzieją, że moi poddani nigdy się nie domyślą, iż wcale nie jestem zachwycona swoją sytuacją.

Wiatr rozwiał mi włosy, więc przerzuciłam je przez ramię i odwróciłam się do Escalusa. Wyglądał niezwykle elegancko w swoim mundurze, wojskowe odznaki szkoleniowe wisiały na lewej piersi.

Zachichotałam, gdy się zarumienił, bo kolejna dama zaczęła wykrzykiwać jego imię.

– Musisz się do tego przyzwyczaić – powiedziałam. – Tylko małżeństwo może uratować cię przed taką adoracją. A nawet wtedy pod twoimi butami pewnie będą lądować upuszczone chustki. Choć może i ta praktyka by ustała, gdybyś przestał je podnosić.

Brat odwrócił się i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Jak mógłbym zrobić coś takiego? Przecież dama potrzebuje swojej chusteczki!

Mój śmiech rozbrzmiał razem z dzwonami. Ojciec, stojący przy drugim boku Escalusa, pochylił się do przodu i spojrzał na mnie z ukosa. Po błysku w jego oku widziałam, że tego ranka był sobą, prawdziwym sobą.

– Jesteś dziś do niej taka podobna – powiedział. – Z włosami przerzuconymi przez ramię i z tym uroczym uśmiechem.

Gdy słowa te padły z jego ust, zachciało mi się płakać.

– Naprawdę?

Kiedy był taki jak teraz, kiedy mgła gniewu, która osiadła w jego umyśle po zniknięciu mamy, na chwilę się rozrzedzała, mój świat się zmieniał. Odczuwałam nadzieję. Zobaczyłam człowieka, który kiedyś był ze mnie taki dumny i tak bardzo mnie uwielbiał. Zastanawiałam się, czy przeprosi za wypowiedziane słowa i popełnione czyny. Może ustąpiłby i zwolnił mnie z zaręczyn z Nickolasem? Kusiło mnie, by o to spytać… ale wiedziałam, że mogłam się bardzo pomylić, a on – znowu zniknąć.

Tak jak ona.

Codziennie słyszałam takie komentarze od ludzi i czasami zmuszały mnie do refleksji.

Miałam zadarty nos i popielate włosy mojej matki. Na ścianie jednego z korytarzy wisiał jej portret, który przypominał mi, że oczy też odziedziczyłam po niej. Czy otrzymałam w darze coś więcej?

Escalus czasami stawał w pozie niemal identycznej jak ojciec, przekładał ciężar ciała na lewą nogę jak on. Albo jak kasłali… Nie wiedziałam, który to z nich, dopóki nie spojrzałam. Czy ja i matka też miałyśmy takie wspólne cechy i zachowania? Szczegóły, o których zapomniałam przez lata jej nieobecności?

– Witaj, mój skarbie – powiedział Nickolas, gdy dołączył do nas na balkonie.

Zastanawiałam się, czy matce uśmiech też przychodził z takim trudem, czy to właśnie było nasze kolejne podobieństwo.

– Witaj.

– Jedziesz na uroczystą gonitwę za lisem? – zapytał, machając do tłumu.

Byłam wściekła, że muszę z tego zrezygnować. Ojciec rzadko kiedy pozwalał mi opuszczać teren pałacu. Ale nawet gdybym czuła się na siłach, to nie miałam ochoty na jego towarzystwo.

– Jak wspomniałam wczoraj wieczorem, trochę źle się czuję. Chętnie bym się przejechała, lecz najlepiej zrobię, jeśli spędzę popołudnie w domu – odrzekłam, by się usprawiedliwić. – Wiem, że jesteś doskonałym jeźdźcem, z pewnością świetnie sobie poradzisz.

– Chyba tak – odparł. – Chyba że chcesz, żebym z tobą został.

Z całych sił starałam się mówić spokojnym głosem.

– Nie ma takiej potrzeby. Będę głównie spać. – Ponownie spojrzałam na tłum, uśmiechnęłam się i zaczęłam machać.

– Tak sobie myślałem… – zaczął – że nie chcę długiego narzeczeństwa. Myślisz, że uda ci się zorganizować ślub w ciągu miesiąca?

Miesiąca? Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby jakaś dłoń zacisnęła się na moim gardle.

– Ja… będę musiała zapytać Jego Wysokość. Nie planowałam wcześniejszego ślubu – powiedziałam, usiłując żartem zamaskować strach.

– To zrozumiałe. Ale nie traćmy czasu.

Próbowałam wymyślić jakiś powód zwłoki, lecz nic nie przyszło mi do głowy.

– Jak sobie życzysz – rzekłam wreszcie.

Dzwony przestały bić, a my po raz ostatni skinęliśmy głowami do tłumu i skierowaliśmy się do wnętrza. Czekały nas jeszcze pogoń za lisem i taniec ze wstążkami, wykonywany na dziedzińcu przez młode dziewczyny. Gdybym została na balkonie, mogłabym zobaczyć go z oddali. Później dzieci miały też szukać ukrytych wokół pałacu malowanych kamieni, a na wieczór zaplanowano ucztę. Dzień Założenia był moim ulubionym świętem.

Gdy tak szliśmy, Nickolas uśmiechnął się i powiedział:

– Bardzo się cieszę, że widzę cię taką uczynną. Miałem nadzieję, że uda mi się z tobą porozmawiać jeszcze o czymś. – Zatrzymał mnie i zamknął moje dłonie w swoich.

Był to gest tak czuły, że przez chwilę się zastanawiałam, czego ja się w ogóle bałam. Przecież to był Nickolas. Znałam go przez całe życie, choć nigdy blisko. Może i nie jego pragnęłam, ale z pewnością nie miałam powodów, by uciekać.

– Masz teraz osiemnaście lat. Jesteś prawdziwą damą, a do tego księżniczką. Oczekuję, że po ogłoszeniu zaręczyn zaczniesz upinać włosy.

Moje serce zamarło.

Jeszcze dziesięć minut temu ojciec cieszył się z moich rozpuszczonych pasm.

– Ja… Moja mama nigdy tego nie robiła. Ja też wolę taką fryzurę.

– Na osobności nie ma problemu. Ale nie jesteś już dzieckiem, Anniko. Dama powinna upinać włosy.

Z trudem przełknęłam ślinę. Nickolas był niebezpiecznie bliski przekroczenia granicy.

– Moja matka była wspaniałą damą.

Przekrzywił głowę i zaczął mówić tonem tak miarowym i spokojnym, że aż dziw, iż mógł być jednocześnie tak irytujący.

– Nie próbuję wszczynać kłótni, Anniko. Po prostu uważam, że powinnaś wykazać się dojrzałością i poczuciem przyzwoitości. Rozumiem, że nie wszystkie starsze kobiety zaczesują włosy, ale większość tak właśnie robi. Skoro masz pojawić się u mego boku, to oczekuję, że będziesz się właściwie prezentować.

Wyszarpnęłam jedną dłoń z uścisku. Sięgnęłam do tyłu i wplotłam palce w końce włosów, które opadały mi na plecy. Były tego samego koloru co u mojej matki, tworzyły równie luźne loki. Utrzymywałam je w czystości i ładnie układałam, rozpuszczanie ich nie było więc niczym wstydliwym. Umiałam o nie walczyć – nie pierwszy raz – ale teraz czas i miejsce na to nie były odpowiednie.

– To wszystko? – spytałam.

– Na razie. Idę się przebrać przed pościgiem. – Przed odejściem narzeczony podniósł do ust moją dłoń i pocałował.

Stojący po drugiej stronie korytarza ojciec znów szczerze się do mnie uśmiechnął.

Nie chciałam, by widział mnie smutną, nie w swój dobry dzień. Musiałam stamtąd iść. Na czas przygotowań do pościgu schroniłam się w salonie, a gdy w pałacu znów zapanowała cisza, zakradłam się do mojej kryjówki.

Kiedy weszłam do biblioteki, poczułam się zdezorientowana, i dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego: w pomieszczeniu było ciemno. Rhett nie rozsunął większości zasłon, więc wnętrze spowijały szare cienie.

Panowała tu też przerażająca cisza, ale nie pustka. Bibliotekarz siedział w aksamitnym fotelu w pobliżu drzwi wejściowych i bawił się kolejnym zamkiem. Kiedy weszłam, podniósł wzrok, jednak nie uśmiechnął się jak zwykle.

– To ten nowy? – spytałam, ostrożnie siadając naprzeciwko niego.

Pokiwał głową i podał mi go. Był cięższy, niż się spodziewałam. Wyciągnęłam szpilkę z włosów i zabrałam się do pracy.

– Gdzie go znalazłeś? Wygląda na bardzo stary – rzekłam, badając metalowym końcem wnętrze dziurki od klucza.

– W wiadrze w kuchni. Nikt nie wie, gdzie jest klucz – mówił głosem pozbawionym entuzjazmu, co było do niego niepodobne.

Rhett wyuczył się rzemiosła kieszonkowca i otwierania zamków w miasteczkach pełnych ludzi, na obrzeżach kraju, zanim przybył do pałacu w poszukiwaniu uczciwej pracy. Moja matka, jak już wspomniałam, zawsze wszystkim przebaczała. Ciężko pracował w stajni, ale był nienasycony, jeśli chodzi o naukę. Kiedy odeszła stara bibliotekarka, zasugerowałam matce, że jej najlepszym następcą byłby młody człowiek o umyśle i determinacji Rhetta, a ona jakimś cudem się zgodziła.

Chłopak rzeczywiście miał naturalny talent – nie tylko do opieki nad biblioteką, lecz także do wszystkiego, do czego się wziął. Pomagał mi opanować władanie mieczem, pokazał, jak otwierać zamki i dokonywać drobnych kradzieży. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że daleko mi do jego wprawy i umiejętności, ale i tak to kochałam.

– Coś się stało? – spytałam bez ogródek i wreszcie znalazłam szpilką miejsce, które mogłabym poruszyć.

– Usłyszałem plotkę.

– Plotki – mruknęłam. – Hm, nigdy nie umiałam zdecydować, czy są podłe, czy zabawne. To chyba zależy od tematu. Czy to, co mówią na dole, jest tak samo złe, jak to z góry?

Bawił się długim kawałkiem słomy.

– Cóż… to była plotka z góry.

Natychmiast przestałam ruszać szpilką.

– Ach, tak?

I nagle Rhett wyrzucił z siebie:

– Naprawdę jesteś zaręczona z Nickolasem? Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Modulacja jego głosu, sposób, w jaki jego oczy ciemniały, gdy to mówił, świadczyły o tym, że był bardziej niż trochę rozczarowany faktem, iż dowiedział się o zaręczynach nie ode mnie. Nie spodziewałam się, że tak go tym zranię.

– Tak. Jestem. To się wydarzyło dopiero wczoraj wieczorem. Nie próbowałam niczego przed tobą ukrywać, po prostu nie mam ochoty komukolwiek mówić.

– Czyli to prawda? Naprawdę za niego wychodzisz? – W jego głosie było coś takiego… jakaś głęboka emocja.

– Tak.

– Dlaczego?

Zirytowana podniosłam ręce.

– To chyba oczywiste, że muszę to zrobić. – Wróciłam do otwierania zamka, co teraz, gdy byłam rozdrażniona, szło mi o wiele gorzej.

– Och. – Głos Rhetta złagodniał. – Czyli ty… go nie kochasz?

Rzuciłam mu puste spojrzenie.

– Nie, nie kocham go. Ale wyjdę za niego, ponieważ kocham Kadier. Nawet jeśli czuję się tak, jakby ktoś zbudował klatkę wokół mojej piersi tak ciasną, że nie mogę nabrać powietrza. Może… może przeczytałam za dużo książek. – Wzruszyłam ramionami. – Liczyłam na pasję, na miłość tak silną, że zepchnie rozsądek z klifu. Miałam nadzieję na wolność w życiu… ale mnie to nie spotka. Nickolas nie jest moją bratnią duszą, nie jest też moim ukochanym. Jest mi przeznaczony, to wszystko. Po prostu staram się znaleźć sposób, by jak najlepiej wykorzystać małżeństwo z nim.

– Czy ty w ogóle go lubisz?

Westchnęłam.

– Rhett, te pytania nie są odpowiednie nawet dla nas.

Wziął moją rękę, owijając swoje palce wokół moich, które trzymały zamek. Czułam każdy odcisk, każde zagojone skaleczenie.

– Chyba o to właśnie chodzi, prawda? Zawsze mogłaś ze mną porozmawiać, Anniko. Szczerze.

Niewielu było ludzi, którym mogłam powiedzieć prawdę. Escalus wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny, drugie miejsce zajmowała Noemi. Matki nie było, a ojcu nie mogłam już ufać, na pewno nie w bardzo ważnych sprawach. Ale Rhett… Miał rację. Zawsze byłam z nim szczera.

– Co mam ci powiedzieć? – odważyłam się. – Urodziłam się do konkretnej roli na tym świecie. Wiąże się to z odpowiedzialnością. Próbuję zaakceptować ten fakt choć z odrobiną godności. Czy jestem zakochana? Nie. Ale wiele małżeństw jest pozbawionych miłości. W tej chwili zależy mi wyłącznie na szacunku.

– No dobrze, czy w takim razie go szanujesz?

Przełknęłam ślinę. Cóż, przeszedł do sedna sprawy, prawda?

– Anniko, nie możesz tego zrobić.

Roześmiałam się zmęczonym, pozbawionym wesołości śmiechem.

– Zapewniam cię, że przeanalizowano wszystkie możliwości. Skoro książę i księżniczka nie potrafili tego zmienić, to bibliotekarz też raczej sobie z tym nie poradzi.

To było okrutne, nie w porządku wobec niego. Gdybym nie czuła się tak źle, nigdy bym tego nie powiedziała.

– Przepraszam – dodałam niemal od razu. – Jeśli chcesz pomóc, to mnie wspieraj. W tej chwili potrzebuję każdej przyjaznej duszy. Ludzi, którzy będą mi przypominać, że mam szukać w tym wszystkim pozytywów.

Przez minutę Rhett patrzył w podłogę, a potem mruknął:

– Jego postawa jest… niezwykła. Gdybyś kiedyś potrzebowała coś zmierzyć, byłby doskonałym kijem.

Nie potrafiłam zapanować nad prychnięciem, co rozśmieszyło Rhetta, a ja wreszcie zaczęłam się śmiać.

– No i proszę – powiedziałam. – Już jest dużo lepiej niż wtedy, gdy tu weszłam.

– Zawsze możesz na mnie liczyć, Anniko.

Spojrzałam w jego szczere brązowe oczy. Przynajmniej w każdej chwili mogłam do niego przyjść.

A potem, bez żadnego ostrzeżenia, objął moją twarz dłońmi i gwałtownie mnie pocałował.

Szybko zerwałam się z miejsca, zamek spadł z kolan na dywan.

– Co ty wyprawiasz?!

– Anniko, musisz wiedzieć, co czuję. I wiem, że czujesz to samo.

– Nic nie wiesz! – odparłam zszokowana i szybko wytarłam usta. – Wiesz, co by się stało, gdyby tu ktoś teraz wszedł? Byłbyś w o wiele gorszej sytuacji niż ja!

Wstał i ponownie chwycił moje dłonie.

– Więc nie dawaj im tej szansy, Anniko.

– Co?

– Ucieknij ze mną.

Ze zmęczenia zwiesiłam ramiona.

– Rhett…

– Powiedziałaś właśnie, że chcesz miłości, która odrzuca rozum. Jeśli moja miłość do ciebie taka nie jest, to nie wiem, czego oczekujesz.

Zdezorientowana pokręciłam głową. Czyżbym przez cały czas źle odczytywała jego uczucia?

– Nie mogę.

– Możesz – upierał się. – Przemyśl to. Zdołasz pójść do komnaty i spakować wszystkie swoje klejnoty. A ja mogę okraść każdą kieszeń stąd aż do granicy. Gdy wyjedziemy z Kadieru, nikt cię nie rozpozna. Zbudujemy dom. Znajdę pracę. Moglibyśmy po prostu być.

– Rhett, przestań gadać bzdury.

– To wcale nie są bzdury! – przysięgał. – Przemyśl to. Anniko, moglibyśmy być wolni.

Przez chwilę zastanawiałam się nad jego oświadczynami. Zabralibyśmy konie, a ponieważ trwały teraz uroczystości, naszą nieobecność zauważono by dopiero rano. I miał rację co do tego, że nikt by mnie nie rozpoznał. Przez ostatnie trzy lata trzymano mnie w stolicy, bardzo rzadko opuszczałam teren pałacu. Gdybym nie jechała pod flagą, ludzie nie mieliby pojęcia, że w moich żyłach płynie królewska krew.

Gdybym naprawdę chciała, mogłabym zniknąć.

– Rhett…

– Nie musisz podejmować decyzji już teraz. Rozważ to. Wystarczy jedno twoje słowo, a zabiorę cię stąd. I będę cię kochał do końca swego życia, Anniko.

LENNOX

Cały dzień trwałem w gniewie. Czy po tym wszystkim tak właśnie miało wyglądać moje zlecenie? Wiedziałem, że nie mogę odmówić. Niepoddawanie się należało do moich najlepszych cech. Późnym popołudniem mój gniew osłabł na tyle, że byłem w stanie prawie trzeźwo myśleć, wysłałem więc wiadomość do kilku młodszych rekrutów, by znaleźli wymienionych przez Kawana pięciu ludzi. Czekałem na nich na skraju pola, z dala od oczu i uszu zamku.

Inigo i Griffin przybyli razem, dostrzegłem też blond włosy zbliżającej się za nimi Blythe. Gdy Kawan wypowiedział jej imię, ogarnęły mnie wątpliwości, ale prawdę mówiąc, była szybka. Naprawdę szybka. Griffin też pewnie miał jakieś zalety, tylko nie wiedziałem jakie. A Inigo? Nie lubiłem go, lecz dobrze władał mieczem. A w razie potrzeby także i pięścią.

– O co chodzi? – spytał teraz.

Westchnąłem.

– Czekamy jeszcze na dwóch ludzi. Już ich widzę.

Griffin i Inigo odwrócili się i spojrzeli ponad głową dziewczyny. Ona zrobiła to samo i zobaczyła idące ku nam dwie postacie ubrane w ciemne szarości i czerń. Oparła się o głaz i kiwnęła na Inigo i Griffina. Mnie rzuciła długie, groźne spojrzenie.

– Chciałeś ze mną rozmawiać? – spytał nerwowo Andre, gdy podszedł bliżej.

– Tak. Zakładam, że ty jesteś Sherwin? – spytałem krępego chłopaka stojącego za nim.

– Tak. Sir. To znaczy tak, sir.

Westchnąłem i skrzyżowałem ręce na piersi.

– No cóż, gratulacje. Kawan przydzielił was do mojego zlecenia.

Inigo się wyprostował.

– Przydzielił? Przecież zlecenia działają zupełnie inaczej.

– Myślisz, że o tym nie wiem? – odparłem. – Ale jest jak jest. Wydaje się, że jeśli mam się naprawdę wykazać, to powinienem potrafić współpracować z każdym i w każdej sytuacji.

Inigo mi przerwał:

– Zaraz. Nadal musisz się przed nim wykazywać?