Trucizny na talerzu. Odkryj prawdziwe przyczyny chorób cywilizacyjnych i odzyskaj energię do życia! - Robert H. Lustig - ebook

Trucizny na talerzu. Odkryj prawdziwe przyczyny chorób cywilizacyjnych i odzyskaj energię do życia! ebook

Robert H. Lustig

0,0
87,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy zdajesz sobie sprawę, że codzienne posiłki mogą działać jak „cicha toksyna” – nie zabijając natychmiast, lecz stopniowo uszkadzając wątrobę, osłabiając jelita, zaburzając odporność i spowalniając metabolizm?

Dr Robert Lustig demaskuje kulisy współczesnej produkcji żywności i pokazuje, dlaczego mimo wysiłków, „zdrowych wyborów” i dobrych intencji, coraz więcej osób choruje.

Jedzenie, które zabiera zdrowie

Lustig pokazuje, jak w ciągu ostatnich 50 lat przemysł spożywczy przekształcił tradycyjną żywność w ultraprzetworzone produkty, które:

  • zapychają wątrobę,
  • głodzą jelita,
  • rozregulowują metabolizm,
  • wywołują stany zapalne,
  • prowadzą do otyłości, cukrzycy, depresji, demencji i chorób serca,
  • a przede wszystkim – uzależniają.

To nie przypadek. To nie „Twoja słaba wola”. To zaplanowany model biznesowy wart miliardy.

A efekty? Wcześniejsze zgony, epidemia chorób przewlekłych i system ochrony zdrowia, który leczy… ale nie uzdrawia.

Możesz przerwać ten cykl

„Trucizny na talerzu” to e-book, która daje Ci wiedzę i narzędzia, których nie dostaniesz ani u lekarza, ani z reklamy, ani na etykiecie produktu. Lustig tłumaczy – jasno, rzeczowo i bez kompromisów – jak chronić swoje ciało, mózg, metabolizm i zdrowie psychiczne poprzez prawdziwe jedzenie.

To nie jest kolejna moda, kolejna dieta, kolejny trend.

To biochemia, fakty i liczby, które mogą uratować Twoje zdrowie.

Czego dowiesz się z tego e-booka?

„Trucizny na talerzu” to naukowe, ale przystępne kompendium wiedzy o tym, co naprawdę dzieje się w Twoim ciele po zjedzeniu przetworzonego jedzenia.

Dr Robert Lustig pokazuje:

✅ Dlaczego współczesna medycyna leczy objawy, a nie przyczyny chorób?

✅ Jak przemysł spożywczy manipuluje składem produktów, by uzależniać i napędzać sprzedaż?

✅ Które składniki jedzenia zapychają wątrobę, a które odżywiają jelita – i dlaczego to klucz do zdrowia?

✅ Jak rozpoznać choroby metaboliczne zanim wystąpią objawy?

✅ Dlaczego „wszystkie kalorie NIE są sobie równe”?

✅ Jak przetwarzanie żywności tworzy jadalne toksyny, których nie wykryjesz na etykiecie?

✅ Jak odróżnić prawdziwe jedzenie od ultraprzetworzonego, nawet gdy wygląda „eko”, „fit” lub „naturalne”?

✅ Jak jedzenie wpływa na odporność, mózg, hormony i emocje?

✅ Jak odwrócić wiele chorób przewlekłych – jedzeniem, nie lekami?

Zakup e-book już teraz i zaprojektuj swoje zdrowie.

 

Dr n. med. Robert H. Lustig – autor książki

Jest redaktorem tomu naukowego Obesity Before Birth i uznanym na całym świecie autorem popularnych książek Fat Chance, Sugar Has 56 Names, Fat Chance Cookbook i The Hacking of the American Mind.

Jest emerytowanym profesorem pediatrii na wydziale endokrynologii i członkiem Institute for Health Policy Studies na UCSF.

Wykłada na całym świecie i uczestniczy w konsultacjach z wieloma stowarzyszeniami medycznymi i organizacjami działającymi w obszarze polityki publicznej w celu poprawy zdrowia populacji. Mieszka z rodziną w San Francisco.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 583

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału:

Metabolical. The Lure and the Lies of Processed Food, Nutrition, and Modern Medicine

Autor:

dr n. med. Robert H. Lustig

Wydanie polskie:

Wydawnictwo Expertia

www.expertia.com.pl

Redaktor prowadzący: Robert Jakubczak

Tłumaczenie: Biuro Tłumaczeń Alingua Sp. z o.o.

Korekta: Sylwia Chojecka | Od Słowa do Słowa

Skład: Tomasz Chojecki | Od Słowa do Słowa

Projekt okładki: Artur Szlesinger

Copyright © 2021 by Robert Lustig

All rights reserved

Printed by arrangement with Janis A. Donnaud & Associates, Inc. through Graal Literary Agency.

Copyright for Polish edition © 2025 Wydawnictwo Expertia

Wydanie pierwsze

Kopiowanie, reprodukowanie, cytowanie, przeredagowywanie części

lub całości publikacji bez zgody wydawcy jest zabronione.

ISBN: 978-83-67098-71-7

Fragment

Wprowadzenie

Część I. Obalanie mitu „nowoczesnej medycyny”

Rozdział 1. „Kuracje”, które nie leczą (i nie są nawet prawdziwymi kuracjami)

Rozdział 2. „Nowoczesna medycyna” leczy objawy, a nie chorobę

Rozdział 3. Lekarze muszą „oduczyć się” tego, co wiedzą o odżywianiu

Rozdział 4. Dietetycy zwariowali

Rozdział 5. Stomatolodzy się pogubili

Rozdział 6. Ponieważ ich nauczycielami byli giganci farmaceutyczni

Część II. Obalanie mitu „choroby przewlekłej”

Rozdział 7. „Choroby”, które wcale nie są chorobami

Rozdział 8. Punkty kontrolne Alfa, Bravo, Charlie: Wykrywanie składników odżywczych i choroby przewlekłe

Rozdział 9. Zbieranie wskazówek, które pomogą nam zdiagnozować samego siebie

Rozdział 10. Choroby, które można pokonać przy pomocy jedzenia, a nie przy pomocy leków

Część III. Uwagi z pola bitwy o odżywianie

Rozdział 11. Co tak naprawdę znaczy „zdrowy”?

Rozdział 12. Odżywianie „odarte” z mitów

Rozdział 13. Jedzenie w czasach koronawirusa

Rozdział 14. Co i jak jedzą dorośli

Rozdział 15. Co i jak jedzą dzieci i młodzież

Rozdział 16. Co i jak jedzą płody, niemowlęta i małe dzieci

Część IV. Walka o (przetworzoną) żywność

Rozdział 17. Klasyfikacje żywności

Rozdział 18. Fałszowanie żywności

Rozdział 19. Zubażanie żywności

Rozdział 20. Dodatki do żywności

Rozdział 21. Uzależnienia od jedzenia

Rozdział 22. Fałszowanie żywności

Część V. Gdzie jest policja spożywcza, kiedy jej potrzebujemy?

Rozdział 23. Linia partyjna

Rozdział 24. USDA i FDA nie zabijają ludzi. Pozwalają im umrzeć

Rozdział 25. Prawdziwe jedzenie jest dobre dla planety

Rozdział 26. Prawdziwe jedzenie jest dobre dla naszego portfela

Rozdział 27. Jak sprawić, żeby nasze źródła żywności ponownie były nieprzetworzone

Rozdział 28. Argumenty za Prawdziwym Jedzeniem

Epilog

Podziękowania

Słowniczek

O autorze

Przypisy

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Wprowadzenie

To był ciężki dzień. W końcu jesteś w domu po długiej drodze z pracy i umierasz z głodu. Siadasz przy kuchennym stole, włączasz telewizor i nieświadomie spożywasz cały talerz trucizny. To wygląda jak jedzenie, smakuje jak jedzenie, może smakuje nawet lepiej niż jedzenie. Ale co jeśli ten posiłek został zatruty?

Nie, to nie jest kolejny odcinek Gry o tron. To dzieje się z większością z nas, każdego dnia, przy każdym posiłku, każdej przekąsce. W dawnych czasach królowie zatrudniali degustatorów i podczaszych, którzy najpierw próbowali jedzenia i napojów, aby sprawdzić, czy nie zostały zatrute. Ci biedni ludzie mieli świadomość, że każdy kęs jedzenia może być ich ostatnim. Ale dziś jest inaczej, nasze jedzenie jest bezpieczne, prawda? W sklepie spożywczym Twój koszyk pełny jest zapakowanych próżniowo, schłodzonych lub zamrożonych, hermetycznie zamkniętych, odpornych na psucie, napromieniowanych, przetestowanych na obecność patogenów, dobrze sprawdzonych produktów, które spełniają wszystkie normy USDA i FDA. Ale co by było, gdyby to jedzenie zostało w jakiś sposób zmienione lub zafałszowane przez jakichś złoczyńców, zanim jeszcze zostało zebrane z pola, w czasie kiedy jest przyrządzane, a nawet już po zapakowaniu? Po to, aby Cię zabić? I to z premedytacją? Nawet nie dlatego, że ktoś chce pozbawić Cię życia, ale dla pieniędzy?

Od czasu do czasu słyszymy o wykryciu E. coli w mięsie na hamburgery, Salmonelli w jajkach, Listerii w szpinaku, a nawet melaminie w mleku dlaniemowląt. Od razu ogłaszane jest wycofanie danego produktu i sprawa zostaje szybko zapomniana. Tak więc nasze jedzenie jest bezpieczne, prawda? Ale co, jeśli ono działa bardziej jak powolna trucizna, tak jak choćby papierosy – jedna porcja Cię nie zabije, ale dziesięć tysięcy, skonsumowanych w ciągu dziesięciu lat, już może? W przeciwieństwie do Salmonelli nie będziesz odczuwać efektów od razu. Ale prędzej czy później odczujesz je… wszędzie. W sercu, mięśniach, pęcherzu, mózgu, a zwłaszcza w portfelu. Co jeśli ta jadalna trucizna jest nasączona dodatkami, które manipulują „ośrodkiem nagrody” w Twoim mózgu, prowadząc do uzależnienia i wywołując potrzebę konsumowania coraz większej ilości? Trochę tak jak diler na szkolnym podwórku, który oferuje Ci pierwszą działkę za darmo, a następnie wciąga Cię w nałóg. A im większa jest dawka i im dłużej ją bierzesz, tym szybciej umrzesz.

Pójdźmy o krok dalej: co jeśli ta trucizna nie tylko powoli Cię zabija, ale powoduje, że stajesz się bardziej podatny na ostre choroby – jak choćby na pandemię wirusową – które mogą Cię zabić jeszcze szybciej? Co zrobić, jeśli zarówno USDA jak i FDA mają świadomość, że ta powolnie działająca trucizna jest sprzedawana w sklepach spożywczych w całym kraju, i pozwalają na jej intensywną promocję? Co zrobić, jeśli na tę samą toksyczną i uzależniającą truciznę spożywczą narażony jest obecnie cały świat i teraz również on zaczął chorować?

I wreszcie – co, jeśli ta powolnie działająca jadalna trucizna wygląda jak wszystko inne w sklepie? Jak możesz się chronić?

To nie jest powieść Stephena Kinga. To jest prawdziwe życie i to dzieje się właśnie teraz. Tą jadalną trucizną jest przetworzona żywność.

Autor artykułów o jedzeniu, Mark Bittman, powiedział, że skoro żywność jest definiowana jako „substancja, która zapewnia odżywianie i promuje wzrost”, a trucizna jest „substancją, która promuje choroby”, to „większość tego, co jest produkowane przez przemysłowe rolnictwo, jest, zupełnie dosłownie, nie żywnością, ale trucizną”. Odnosił się on przede wszystkim do praktyki stosowania pestycydów (przeciwstawiając temu praktyki zrównoważonego rolnictwa), stwierdzając przy tym, że w istocie sami zanieczyściliśmy naszą żywność trucizną. Tak, pestycydy są jednym z aspektów toksyczności żywności, ale to tylko wierzchołek góry lodowej, odpowiadający może za około 10 procent tego, co nam dolega. Za pozostałe 90 procent odpowiadają procedury przetwarzania, które przekształciły to, co dawniej było jedzeniem, w tę nową działającą powoli truciznę. Twoje płatki śniadaniowe mogą się reklamować, że są „organiczne” i „całkowicie naturalne”– ale mogą w dalszym ciągu być trujące. Ważna jest tutaj alchemia tego, w jaki sposób jedzenie samo w sobie stało siętrucizną. Dopóki tego nie zrozumiesz, nie zrozumiesz również, co się stało z naszym jedzeniem – i z nami. Ta książka wyjaśni Ci, że nie liczy się to, co jest w jedzeniu, ale to, co zostało z nim zrobione. I nie możesz się tego dowiedzieć od swojego lekarza, dietetyka, z żadnej reklamy, bloga internetowego, a nawet z etykiety wskazującej wartości odżywcze. Nie, będziesz musiał dowiedzieć się samodzielnie.

Nauka o odżywianiu to nie to samo co nauka o żywności. Odżywianie dotyczy tego, co dzieje się z jedzeniem między naszymi ustami a wnętrzem komórki. Nauki o żywności dotyczy tego, co dzieje się z jedzeniem między ziemią, w której ono rośnie, a naszymi ustami. Oba te obszary są od siebie zależne, ale zarazem oba są „nieprzejrzyste” dla opinii publicznej. Jest to działanie celowe – ponieważ przemysł spożywczy i rząd nie chcą, abyś wiedział, że to właśnie przetwarzanie żywności sprawiło, że obecne koncepcje żywienia stały się tak dyskusyjne.

Przetwarzanie żywności nie jest uwzględnione na etykietach z zestawieniem składników odżywczych zamieszczanych na opakowaniach. Etykieta mówi nam, co znajduje sięw jedzeniu. Jest to w większości nieistotne – tak naprawdę musisz wiedzieć, co zostało zrobione z jedzeniem,a tego nie powie Ci żadna etykieta. Dzięki tej książce zarówno kwestia nauki o odżywianiu, jak i nauki o żywności staną się całkowicie przejrzyste. Zasadniczo wszystkim, co musisz wiedzieć, są dwie proste zasady wyrażone w czterech słowach: 1) chroń wątrobę, 2) odżywiaj jelita.Te pokarmy, które spełniają oba wskazania, są zdrowe; te, które nie spełniają żadnego z nich są trucizną, a te, które spełniają jedno lub drugie, są złe (choć mniej złe od trucizny) – bez względu na to, jakie treści zostały dopuszczone na etykietę żywieniową przez USDA i FDA. Tylko produkty, które spełniają oba te kryteria, kwalifikują się jako Prawdziwe Jedzenie, tj. takie, które nie zostało pozbawione swoich korzystnych właściwości i nie zostało obsypane toksynami, które przyspieszają naszą śmierć.

Zapnij więc pasy – zabiorę Cię na niezłą wyprawę. Teraz, gdy jesteś już gotowy, ruszamy w podróż od poziomu ultra-mikro do ultra-makro – od poziomu pojedynczej cząsteczki do poziomu całej planety, dodatkowo uwzględniając wszystko, co jest pomiędzy. Zarówno spojrzymy na omawiane kwestie na poziomie subkomórkowym, jak i uzyskamy całościowy obraz z wysokości lotu samolotu. Będziemy również podróżować w czasie – przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Powodem tej wycieczki od dołu do góry i od tyłu do przodu jest chęć udzielenia odpowiedzi na następujące pytania: dlaczego nasze zdrowie się pogorszyło, nasz system opieki zdrowotnej uległ degeneracji, a nasz klimat wariuje?

Niektórzy mogą twierdzić, że te zmiany nie są ze sobą powiązane. Ale wszystko zaczyna się od zmian w naszym łańcuchu dostaw żywności, które zostały przekształcone pięć dekad temu, aby wspierać produkcję i konsumpcję przetworzonej żywności. W celu przedstawienia i wzmocnienia tej argumentacji połączyłem dla Ciebie kilka kropek: żywność z biochemią; biochemię z chorobą; chorobę z medycyną; medycynę z demografią; demografię z gospodarką; gospodarkę z rolnictwem; rolnictwo z klimatem; klimat z planetą; i wreszcie planetę z powrotem z żywnością.

Wiem, że to brzmi jak koszmarna przejażdżka na akademickiej karuzeli, ale proszę, abyś trzymał się swojego siedzenia. Kiedy już zobaczymy, jak wszystkie te czynniki są ze sobą powiązane, wyłonią się dwie niezaprzeczalne prawdy. Po pierwsze, zmiana w zakresie przetwarzania żywności, która rozpoczęła się około pięćdziesiąt lat temu, spowodowała powolny, ale systematyczny proces degradacji w obszarze medycyny, gospodarki i klimatu. Z czasem ten proces przyspieszył i doprowadził do przeciążenia naszych zasobów medycznych, o czym świadczą i co uwydatniają społeczne dysproporcje widoczne w czasie pandemii koronawirusa. Teraz grozi on także przeciążeniem naszych zasobów planetarnych. Po drugie, w dzisiejszym społeczeństwie żywność jest jedyną możliwą dźwignią, którą możemy natychmiast zastosować, aby cokolwiek zmienić. Jeśli ty nie naprawisz swojego jedzenia, nadal będziesz przyciągać do siebie choroby przewlekłe i ostatecznie śmierć. Jeśli my wspólnie nie naprawimynaszego jedzenia, nadal będziemy napędzać społeczną i planetarną katastrofę. Ta książka wyjaśnia, czego potrzebujemy, aby naprawić obie te kwestie.

Większość autorów zajmujących się odżywianiem próbuje Ci sprzedać jakąś dietę. Zajmują się tylko jednym problem. Tak naprawdę nie opiekują się swoimi pacjentami, nie mogą im zapewnić trafnej diagnozy ani porady medycznej. Do tego uważają, że istnieje jedna dieta dobra dla wszystkich. Oni nie mogą i nie będą się zajmować kwestiami żywieniowymi w oparciu o kwestie takie jak wiek, płeć lub rasa, ponieważ znają tylko jeden aspekt żywienia i nie mogą go indywidualnie dopasowywać do poszczególnych czytelników. Szczerze mówiąc, mamy prawo postrzegać ich jako sojuszników przeciwnej strony.

I odwrotnie, pracownicy służby zdrowia mają w założeniu dbać o Twoje zdrowie, ale nie mogą tego robić, jeśli nie zostali nauczeni, jak mieliby to robić. Przez dziesięciolecia różne profesje medyczne akceptowały nieuchronność chorób przewlekłych i starzenia się. W konsekwencji lekarze byli odwodzeni od dbania o zdrowie pacjentów przy pomocy „pokusy leku”, a ostatnio „pokusy leczenia”. Stało się tak, ponieważ nie znają oni innej opcji. Lekarze, dietetycy i dentyści są częścią problemu, ale zarazem mogą stać się częścią rozwiązania omawianego problemu – ale stanie się to tylko poprzez zmianę paradygmatu. Przedstawiając w tej książce podstawy naukowe i szlaki komórkowe chorób przewlekłych, pokażę Ci, że nasz obecny model żywności przetworzonej jest już na pierwszy rzut oka wadliwy i że należy go odrzucić na rzecz modelu Prawdziwego Jedzenia.

Wiele osób uważa, że idea Prawdziwego Jedzenia jest zniewieściała i snobistyczna, a ja z pewnością muszę pochodzić z bardzo uprzywilejowanej rodziny, skoro mogłem zrezygnować ze standardowej amerykańskiej diety. Nic bardziej mylnego. Moja mama pracowała na dwóch etatach, za dnia jako sekretarka w szkole w Nowym Jorku, a wieczorami jako agentka obsługująca nieruchomości wynajmowane przez moich dziadków. Odgrzałem i zjadłem w swoim życiu mnóstwo gotowych obiadów marki Swanson (nienawidziłem zwłaszcza steków Salisbury). Byłem również osobą jedzącą pod wpływem stresu, a na studiach medycznych stałem się mistrzem trzysekundowego lunchu, kiedy musiałem wciągać kanapki na korytarzu, przechodząc z jednej kliniki do drugiej. To nie jest dieta godna pozazdroszczenia.

Nie natrafiłem na ten problem wskutek jakiegoś zrządzenia losu. Podobnie jak Ty, początkowo uległem syreniej pieśni mainstreamowych dogmatów żywieniowych. Studiowałem biochemię odżywiania na MIT i ukończyłem te studia w 1976 r. Byłem zafascynowany tym, jak mikroelementy, takie jak witaminy, mogą wyleczyć niektóre choroby, ale zarazem nie pomagają na inne schorzenia. Zaintrygowały mnie również doniesienia tabloidów głoszące, że niektórzy ludzie spożywający wysokobiałkowe szejki w celu utraty wagi umierają z powodu niewydolności nerek. Było dla mnie jasne, że nauka i fizjologia żywienia naprawdę są ważne. Następnie poszedłem na studia na Uniwersytet Cornella w Nowym Jorku. Mimo że pracował tam jeden z najwybitniejszych ekspertów do spraw żywienia na świecie (profesor Maurice Shils, 1914–2015), uczelnia nie miała żadnego programu nauczania w obszarze żywienia. Dodatkowo udało im się wybić mi z głowy naukowe zainteresowanie tym tematem.

Powiedziano mi, że moja wiedza ze studiów licencjackich jest nieistotna w odniesieniu do opieki nad pacjentami. Podporządkowałem się „konwencjonalnej mądrości” na temat kalorii, otyłości i nieuchronności starzenia się – uczono mnie, że chodzi o to, ile kalorii zjadamy i ile spalamy,a ja uwierzyłem w to, co mi powiedziano, mimo że było to przeciwieństwem tego, czego się uczyłem zaledwie rok wcześniej. W końcu opinie te wyrażali lekarze, prawdziwi eksperci, a moi rodzice płacili masę pieniędzy za moje studia i za możliwość skorzystania z wiedzy tych lekarzy.

Tak więc na start przyznaję się do winy. Przez pierwsze dwadzieścia lat praktykowałem medycynę jako endokrynolog dziecięcy (problemy gruczołowe i hormonalne u dzieci), nie mając tak naprawdę pojęcia, jakie są prawdziwe przyczyny chorób. Chodziło tylko o to, żeby dopasować diagnozę do choroby, a następnie leczenie do diagnozy. Rozwiązywanie zagadek niczym w grze planszowej. A potem zaatakować tę chorobę lekarstwami. Moi koledzy niechętnie przyjmowali otyłe dzieci, które były moimi pacjentami, bo sami byli przesiąknięci tą samą dominującą mądrością – chodzi tylko o równowagę energetyczną; dzieci jedzą za dużo, a ćwiczą za mało; to wszystko ich wina. Kiedy byłem na Uniwersytecie w Tennessee pod koniec lat dziewięćdziesiątych, jeden z kolegów z oddziału wysłał do zewnętrznych dostawców usług medycznych list, w którym upominał ich za kierowanie do niego takich pacjentów. Pragnął wybić im z głowy przekonanie, że endokrynolog może w jakiś sposób wyleczyć otyłość. Uznawał za świętokradztwo wiarę, że lekarz może obalić pierwszą zasadę termodynamiki, która głosi prostą mantrę: wszystkie kaloriesą sobie równe. Ta mantra, recytowana z niemal religijnym zapałem, cofnęła postęp medycyny o co najmniej pięćdziesiąt lat, a może i więcej.

Moje własne badania pokazały mi niespójności tego dogmatu żywieniowego głównego nurtu i zarazem wskazały prawdziwą drogę, którą należy podążać. W UCSF mamy takie motto: „Ufamy tylko Bogu, wszyscy inni muszą przedstawić dane”. Wygląda na to, że wszyscy inni zdali się na zaufanie. Ale ja przedstawiłem dane. I to, co przedstawiłem, nie pasowało do oficjalnej narracji. Wyniki badań pokazały, że nie wszystkie kalorie są sobie równe; i że liczy się jakość żywności, a nie jej ilość. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale to okazało się wybawieniem, jeśli chodzi o moją reputację, integralność osobistą oraz moje zdrowie psychiczne. Te wyniki sprawiły także, że w drugiej połowie trwania mojej kariery zawodowej stałem się ikonoklastą niemającym czego szukać ani w establishmencie medycznym, ani w kręgach rządowych.

Możesz zatem uznać tę książkę zarówno za mój osobisty akt skruchy wobec Ciebie, tj. opinii publicznej, jak i mój akt nieposłuszeństwa wobec establishmentu medycznego. Być może musiałem czekać z napisaniem jej aż do chwili odejścia z praktyki klinicznej, bo żaden akademicki bastion z wieży z kości słoniowej nie byłby skłonny przypisać sobie zasług za „medyczne herezje”, które tutaj znajdziesz.

Samodzielne badania były dla mnie niczym wzięcie czerwonej pigułki z Matrixa (1999) – teraz już wiem, jak głęboko sięga królicza nora. Kultowy kucharz Anthony Bourdain, nawet pomimo zmagania się z osobistymi demonami, rozkoszował się zdradzaniem outsiderom całej prawdy o swoim zawodzie. Mój ulubiony cytat z Bourdaina jest następujący: „odrobina sosu jest w stanie przykryć wiele grzeszków”. To równie dobrze mogłoby być mottem całej branży spożywczej. I branży opieki zdrowotnej. I branży medycznej. I branży farmaceutycznej. I branży chemicznej. I branży ubezpieczeniowej. I wreszcie rządu, który jest sam w sobie niejako oddzielną branżą. Ale prawda nas wyzwoli. Ta książka jest moim wkładem w prawdę – to wyznanie lekarza. Przy pomocy tej książki chcę edukować Ciebie, drogi czytelniku, a w końcowym rezultacie przywołać do porządku i uzdrowić profesję lekarską.

Są dwa klucze do zrozumienia rozpadu naszego modelu zdrowia i opieki zdrowotnej. Pierwszy klucz to coś, co próbuje przed Tobą ukryć establishment medyczny – że ich leki nie mogą leczyć i nie leczą chorób przewlekłych; leczą tylko ich objawy. O tak, są w stanie leczyć wysokie ciśnienie, wysoki poziom glukozy we krwi, wysoki poziom lipidów we krwi – ale nie rzeczywistą przyczynę któregokolwiek z tych stanów. Współczesna medycyna dobrze leczy niektóre schorzenia, takie jak choroby zakaźne (jak choćby polio), choroby genetyczne (jak białaczka dziecięca). Skuteczne są niektóre interwencje operacyjne (takie jak usunięcie pęcherzyka żółciowego lub wyrostka robaczkowego). Jednak nowoczesna medycyna kompletnie nie radzi sobie w przypadku przewlekłych chorób niezakaźnych takich jak cukrzyca, choroby serca i udary, choroba stłuszczeniowa wątroby, rak i demencja, które zabijają więcej osób, we wcześniejszym wieku i w najbardziej wyniszczający sposób (tj. amputacje, dializy, ślepota), a do tego pochłaniają 75 procent wszystkich wydatków na opiekę zdrowotną.

Ta książka wyjaśni w sposób przystępny dla laika ustalenia naukowe stojące za chorobami przewlekłymi. Istnieje osiem patologii na poziomie subkomórkowym, które leżą u podstaw wszystkich chorób przewlekłych – i wszystkie z nich cechują się wrażliwością naskładniki odżywcze (rozdziały 7 i 8), co oznacza, że reagują pozytywnie lub negatywnie na określone składniki w żywności. Jednak żadne z nich nie są uważane za choroby. Kiedy uważnie przyjrzymy się ustaleniom naukowym odnośnie do tych ośmiu patologii, zdamy sobie sprawę, że żadnej nie można leczyć lekarstwami. Dlatego nie reagują one na nasze obecne leki i dlatego ludzie coraz bardziej chorują mimo najlepszych starań lekarzy. Zarazem wszystkie z nich reagują na składniki odżywcze w jedzeniu (rozdział 10). Pomimo miliardów dolarów przeznaczonych na badania farmaceutyczne żaden lek nie może naprawić ani wyleczyć żadnej z tych ośmiu patologii, ponieważ leki nie są składnikami odżywczymi. Tutaj działa tylko Prawdziwe Jedzenie. Gigantyczne korporacje farmaceutyczne, tzw. Big Pharma, wyspecjalizowały się w ukrywaniu tego podstępu, kierując reklamy swoich produktów bezpośrednio do konsumentów i udając, że objawy są chorobą. Ale nie są. Oczywiście opinia publiczna chce wiedzieć, czy te osiem patologii można uleczyć poprzez aktywność fizyczną. Nie całkowicie. Z ośmiu tylko pięć reaguje na ćwiczenia fizyczne. Aktywność fizyczna jest ważnym dodatkiem, ale ćwiczeniami nie można zniwelować wpływu złej diety. W tej książce pokażę Ci, dlaczego tak jest.

Drugi klucz to coś, co próbuje przed Tobą ukryć branża spożywcza – każde jedzenie jest z natury dobre. Dopiero to, co zostało zrobione z jedzeniem, jest złe. Problem polega na tym, że w trakcie przetwarzania żywności albo dodawane są do niej trucizny (skutkujące zapychaniem wątroby), albo usuwane są odtrutki (skutkujące głodzeniem jelit), lub też dzieje się i jedno, i drugie. Żywność minimalnie przetworzona (np. biały ryż, sok owocowy) skutkuje jednym lub drugim procesem, a żywność ultraprzetworzona (np. cheetosy) skutkuje obydwoma. Obecnie nasze wątroby są zapychane (cukrem, który nasze ciała przemienia w tłuszcz) i dosłownie zamieniliśmy się w ludzką wersję foie gras. Nasze wnętrzności były dawniej pełne pożytecznych bakterii jelitowych, które rozkładały błonnik i utrzymywały nasze organizmy w dobrej formie. Obecnie jedzenie zostało pozbawione błonnika, a nasze bakterie jelitowe stają się tak głodne, że zjadają barierę mucynową z komórek jelitowych, tym samym skazując nas na stany zapalne i nieszczelność jelit.

Nauka pokazuje również, że żywność ultraprzetworzona jest przyczyną innych, coraz powszechniejszych chorób przewlekłych, takich jak uzależnienia, depresja, obturacyjny bezdech senny i choroby autoimmunologiczne. Chociaż te choroby zawsze istniały, częstotliwość ich występowania, nasilenie i liczba ofiar śmiertelnych gwałtownie rosną, zwłaszcza w świecie zachodnim. Kiedy szukamy ich źródła, okazuje się, że przyczyną jest to, co jemy. A właściwie to, co zrobiono z tym, co jemy.

Michael Pollan (dla pełnej przejrzystości: jest moim przyjacielem) w swoim słynnym artykule w „New York Times Magazine”opowiedział się za poglądem wyrażonym siedmioma prostymi słowami: Jedz jedzenie, nie za dużo, głównie rośliny. Trzy oddzielne zdania, ale każde z nich może potencjalnie wprowadzać w błąd. Zdanie „jedz jedzenie” ignoruje fakt, że niektórzy ludzie mogą sobie lepiej radzić na diecie niskotłuszczowej, podczas gdy inni mogą radzić sobie lepiej na diecie wysokotłuszczowej. „Nie za dużo” nie tłumaczy, w jaki sposób mamy się miarkować, ponieważ nie bierze pod uwagę uzależnienia od jedzenia ani tego, co dokładnie zapewnia sytość. Sformułowanie „głównie rośliny” nie zakłada, że także cola, frytki i doritos są produktami pochodzenia roślinnego. Nawet jeśli kupisz organiczne, całkowicie naturalne, wolne od GMO chipsy tortilla w sklepie ze zdrową żywnością, to w dalszym ciągu napychasz swoją wątrobę i zarazem głodzisz swoje jelita – po prostu płacisz za ten przywilej więcej pieniędzy.

Podobnie Andrew Weil promuje tzw. dietę przeciwzapalną, która składa się w większości z roślin. Oleje z nasion są bogate w kwasy tłuszczowe omega-6, które mają działanie silnie prozapalne. Zarazem kwasy omega-3, występujące w rybach, są przeciwzapalne. To nie rośliny są tutaj decydującym elementem. Co więcej, dieta niskotłuszczowa, czyli zbastardyzowana wersja diety roślinnej, okazała się wielką porażką, przyczyniając się do śmierci większej liczby osób niż papierosy.

Teraz pojawiła się nowa kontrowersja – dieta wegańska vs. keto (rozdział 14). W filmach takich jak What the Health (2017) i TheGame Changers (2018) przedstawiany jest pogląd, że produkty pochodzenia zwierzęcego nas zabijają. Zwolennicy weganizmu twierdzą, że mięso wykańcza zarówno ludzi, jak i całą planetę. Czy te argumenty opierają się na nauce? Wydaje się, że wszyscy, od Komisji Lancet aż po Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu, opowiadają się obecnie za dietą roślinną, wskazując na jej dobroczynny wpływ zarówno na nasze zdrowie, jak i na środowisko. Gdyby to była prawda, to Indie, których mieszkańcy w większości nie jedzą wołowiny, byłyby zdrowsze. Jednak w tym kraju odsetek osób z cukrzycą wynosi 8,8 procent i rośnie – w USA ten odsetek wynosi 9,4 procent. Zgodnie z przedstawioną logiką Argentyna i Nowa Zelandia, gdzie zjada się dwa razy więcej mięsa na mieszkańca niż w Stanach Zjednoczonych, byłyby krajami osób grubych i chorych. Tymczasem częstotliwość zapadania na choroby serca, cukrzycę i raka jest tam niższa niż u nas.

I odwrotnie, wielbiciele diety keto uważają, że źródłem chorób są węglowodany. Niektórzy twierdzą nawet, że najzdrowsze jest jedzenie wyłącznie mięsa i że może to nawet odwrócić większość chorób. Czy to prawda w stosunku do wszystkich osób, czy to tylko spin? Osoby stosujące dietę keto nie mogą znieść myśli, że jest różnica między produktami zwierzęcymi pochodzącymi od zwierząt karmionych trawą a tymi pochodzącymi od zwierząt karmionych kukurydzą. Ponadto ignorują dane, które pokazują, że jedzenie przetworzonego mięsa nie tylko jest skorelowane z cukrzycą i rakiem, ale również powoduje ich występowanie.

Kontrowersja między jedzeniem mięsa i jego niejedzeniem spowodowała, że opinia publiczna oderwała wzrok tego, co ważne, ku uciesze przemysłu spożywczego. W rzeczywistości konflikt diety wegańskiej z keto opiera się na fałszywych przesłankach dotyczących zdrowia metabolicznego. Obie diety mogą być nadużywane, jako że przemysł spożywczy sprzedaje zarówno przetworzone węglowodany, jak i przetworzone mięso. Jednym z celów tej książki jest pomóc zakopać topór wojenny w tej fałszywej wojence dietetycznej i pokazać, że zarówno prawdziwa dieta wegańska, jak i prawdziwa dieta keto mogą dobrze działać, ponieważ mają ze sobą więcej wspólnego, niż zdają sobie sprawę ich zwolennicy. Kiedy pisałem tę książkę, pomyślałem: „Albo zostanę pozytywnie odebrany przez obie strony, bo potwierdzę ich pogląd, albo zostanę odrzucony przez obie strony, bo potwierdzę pogląd przeciwny”. W rzeczywistości to nie ja jestem wrogiem. Obie frakcje powinny być ze mną sprzymierzone przeciwko prawdziwemu wrogowi – żywności przetworzonej.

Jest też kwestia obciążenia naszego środowiska naturalnego. Chociaż krowy i owce rzeczywiście produkują metan, emisja metanu przez zwierzęta okazuje się niewielka (5 procent) w porównaniu z emisją pozostałej części rolnictwa (10 procent) i w porównaniu z produkcją metanu przez przemysł (35 procent) i branżę transportową (50 procent). Co więcej, wpływ zwierząt na zmiany klimatyczne jest całkowicie nieistotny w porównaniu z produkcją podtlenku azotu związaną z syntetycznymi nawozami rozpylanymi na wszystkie te produkty roślinne w całym pasie zbożowym amerykańskiego Midwestu (patrz rozdział 25). Nie jestem przeciwko roślinom – rośliny mogą być Prawdziwym Jedzeniem. Ale mogą być też żywnością przetworzoną. Tak jak zwierzęta mogą być Prawdziwym Jedzeniem lub żywnością przetworzoną. Dlatego proponuję, aby siedem słów Michaela Pollana dotyczących zdrowego odżywiania przeformułować do czterech następujących słów: 1) chroń wątrobę, 2) odżywiaj jelita. Dotyczy to również zwierząt.

Kiedy w 2007 r. zacząłem obalać mity w zakresie odżywiania, które zdominowały tę dziedzinę, stało się jasne, że jeszcze bardziej skandaliczna jest mitologia polityczna. Jest tak w szczególności w przypadku tych, którzy mogą na tym zarobić. Opieka zdrowotna od dziesięcioleci cierpi z powodu zjawiska zwanego moralnym hazardem lub pokusą nadużycia. Oznacza to sytuację, w której sprawca świadomie czerpie korzyści z cierpienia swojej ofiary – to ekonomiczna wersja schadenfreude. Przykładem jest choćby branża ubezpieczeń zdrowotnych. To nie ona wywołała Twoją chorobę, ale na niej zyskuje, odmawiając pokrycia kosztów leczenia i zarazem podnosząc Twoje składki. Działa w modelu typowym dla kasyna – płacisz za możliwość uczestnictwa, a oni ustalają stawki. Branża była szczęśliwa, gdy zachorowałeś – mogli podnieść Twoje składki i nadal odmawiać pokrycia kosztów terapii. Oni na tym świetnie zarabiali i do niedawna branża nie miała żadnych powodów, aby cokolwiek zmienić.

Im bardziej zagłębiałem się w tę kwestię, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że problem jest znacznie większy. Wymyśliłem nawet nowy termin – niemoralny hazard – lub świadome nadużycie. Oznacza to sytuację, w której sprawca specjalnie manipuluje systemem w taki sposób, aby wygenerować zysk dla siebie, zarazem dobrze wiedząc, że w efekcie ucierpi ofiara. Jednym z przykładów tego zjawiska jest to, jak koncerny tytoniowe kłamały pod przysięgą odnośnie do uzależniającego charakteru swoich produktów; drugim przykładem jest przemysł naftowy, ukrywający badania dotyczące zmian klimatycznych w latach osiemdziesiątych, co doprowadziło do obecnego kryzysu; trzecim jest nasz obecny kryzys opioidowy – wiemy, że firma Purdue Pharma lobbowała za tzw. ustawą Marino (2016), która ograniczyła jurysdykcję Agencji ds. Walki z Narkotykami (Drug Enforcement Administration – DEA) w zakresie opioidów. Postaram się jednak dowieść, że podstęp dotyczący przetworzonej żywności jest jeszcze gorszy, ponieważ nikt nigdy nie twierdził, że tytoń, ropa naftowa czy opioidy mają być zdrowe. Tymczasem w przypadku jedzenia nie mamy wyboru, musimy jeść i pić – a branża spożywcza i producenci napojów próbują nas oszukać każdym pudełkiem, każdą butelką, puszką i opakowaniem.

W tej książce przedstawię dowody na trzy oddzielne, ale powiązane ze sobą, przykłady świadomego nadużycia popełnione przez wielkie koncerny żywieniowe, farmaceutyczne i przez wielkie biurokracje rządowe. W miarę jak ludzie coraz bardziej chorują, Big Pharma czerpie korzyści ze swojej współodpowiedzialności, przemysł spożywczy jest chroniony przed koniecznością poniesienia kosztów swoich działań, a rząd czerpie zyski z opłat za przetworzoną żywność wysyłaną do innych, niczego niepodejrzewających krajów. Zaakceptowaliśmy to jako normalną sytuację. Tak jednak nie jest i mamy moc, aby to zmienić. Dla nas samych i dla całego społeczeństwa – dla zdrowia i dla systemu opieki zdrowotnej, dla gospodarki i dla środowiska. Nadszedł czas, aby zdemaskować działania przemysłu spożywczego i farmaceutycznego oraz wpływ, jaki mają na Kongres. W ich rezultacie wszyscy mamy stać się grubi, chorzy i spłukani.

W ciągu ośmiu lat od wydania mojej pierwszej książki Słodka pułapka (tytuł oryginału: Fat Chance;2012), pojawiło się dużo danych dotyczących żywności ultraprzetworzonej. Są one absolutnie obciążającym dowodem. Znamy już naturę toksycznego metabolitu cukru powstającego w wątrobie oraz rolę, którą on odgrywa w chorobach nowotworowych i demencji. Mamy dane, które pokazują, że cukier uzależnia i zmusza nas do ciągłego sięgania po kolejną porcję. I odwrotnie, wiemy teraz, że tłuszcz nie jest toksyczny (oprócz tłuszczów trans), a niektóre tłuszcze mogą wręcz mieć działanie terapeutyczne. Zaczynamy stopniowo rozumieć rolę jelit, a także mikrobiomu jelitowego, w rozwoju chorób autoimmunologicznych i psychiatrycznych. Dysponujemy danymi na temat skutków ubocznych dietetycznych środków słodzących (tzw. słodzików) oraz informacjami na temat oddziaływania pestycydów takich jak glifosat. System klasyfikacji żywności NOVA pochodzący z Brazylii kategoryzuje stopień przetworzenia danego produktu, dzięki czemu możemy określić, które praktyki przemysłu spożywczego są najbardziej niebezpieczne.

W tej pracy pokażę, jak i dlaczego do tego wszystkiego doszło i co każdy z nas może z tym zrobić.

Przejdźmy teraz do tytułu książki. Oryginalny angielski tytuł Metabolical to portmanteau (słowo łączące dwa inne) wyrazu „metabolic” czyli „metaboliczny”, odnoszącego się do funkcjonowania organizmu, oraz diabolical czyli „diaboliczny”, odnoszącego się do funkcjonowania branży spożywczej, farmaceutycznej i rządu federalnego. Wszystkie te podmioty mówią, że są po twojej stronie, ale w rzeczywistości popierają tylko siebie. Ty natomiast jesteś ofiarą ich propagandy.

Ta książka pokaże Ci, w jaki sposób to, o czym Twój lekarz nawet nie wie, może Cię zabić. Każda osoba może przebadać i zdiagnozować własne ryzyko chorób przewlekłych. Możesz dowiedzieć się, jak leczyć, a w wielu przypadkach odwrócić te choroby, tak abyś mógł odstawić leki. Co najważniejsze, pokażę Ci, jak zapobiegać występowaniu tych chorób i stanów chorobowych (patrz rozdział 9).

Chociaż dla większości osób nauka o odżywianiu wydaje się niezwykle skomplikowana, stało się tak tylko z powodu upowszechnienia konkurujących ze sobą, sprzecznych komunikatów, które niestety doprowadziły do podziałów także w środowiskach medycznym, stomatologicznym i dietetycznym. W rzeczywistości część edukacyjna tej książki jest bardzo łatwa do zrozumienia. Będę zwalczać kakofonię sprzecznych informacji na temat żywności i chorób przewlekłych za pomocą tych dwóch prostych wskazań: 1) chroń wątrobę, 2) odżywiaj jelita. Każdy składnik odżywczy, każde pożywienie, każdy wzorzec odżywiania, każdy paradygmat dotyczący czasu jedzenia podlega tym dwóm wskazówkom. Jednak ich wdrożenie jest trudne i jest możliwe tylko w przypadku Prawdziwego Jedzenia – mimo że wielkie koncerny spożywcze (Big Food) sprzedają nam coś zupełnie innego.

Wszystkie odpowiedzi, których potrzebujesz, aby zmienić swoje jedzenie, swoje zdrowie i swoje życie, są zawarte na stronach tej książki. Nie ma tutaj tylko jednej rzeczy – bibliografii! Ponieważ w pracy uwzględniłem aż 1054 odniesień (więcej niż w przypadku większości podręczników), papierowa bibliografia na końcu książki wydłużyłaby ją o siedemdziesiąt stron. Taka książka byłaby cięższa, mniej przyjazna dla środowiska i droższa. Zamiast tego pełną bibliografię, zawierającą linki do podstawowego materiału źródłowego, umieściłem na stronie www.metabolical.com, gdzie jest dostępna dla każdego. Mamy za sobą wiedzę naukową, zagrywki polityczne zostaną wyeksponowane, a opinia publiczna jest w końcu gotowa odrzucić poprzedni, stary i zużyty dogmat. Nadszedł już czas, abyśmy zrozumieli prawdziwą historię jedzenia i historię Prawdziwego Jedzenia.

ROZDZIAŁ 1„KURACJE”, KTÓRE NIE LECZĄ (I NIE SĄ NAWET PRAWDZIWYMI KURACJAMI)

Na Twoim strychu brzęczy osa. Co robisz? Zabijasz osę? Czy pozbywasz się gniazda os? Jeśli zamierzasz naprawić przyczynę, musisz pracować nad rozwiązaniem problemu u źródeł. Zwalczanie objawów nie przyniesie trwałych rezultatów. Ale przez ostatnie osiem dekad to właśnie robimy z opieką zdrowotną. Cóż, teraz nadszedł czas, aby wreszcie rozwiązać problem, który od siebie odsuwaliśmy.

Jesteśmy na pierwszym miejscu na świecie – w zachorowaniach, śmiertelności i wydatkach.

Stany Zjednoczone mają najlepszych lekarzy, szpitale i technologie medyczne, najbardziej innowacyjne gabinety chirurgiczne, najlepsze i najnowsze leki i wydają najwięcej per capita na opiekę zdrowotną ze wszystkich państw na świecie.

Czy Amerykanie są dzięki temu zdrowsi? Czy cieszymy się lepszą opieką zdrowotną? Czy żyjemy dłużej? Odpowiedź na każde z tych pytań jest jednoznaczna i stanowcza: nie. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. Amerykanie mają najgorsze wyniki zdrowotne spośród wszystkich krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD; skupia ona trzydzieści siedem najbogatszych krajów świata). W przypadku kilku najbardziej śmiercionośnych chorób przewlekłych Amerykanie osiągają jedne z najgorszych wyników spośród krajów rozwiniętych na świecie: #1 w cukrzycy, #2 w chorobie Alzheimera, #5 w chorobach nowotworowych i #6 w chorobach układu krążenia.

Ze wszystkich krajów OECD Stany Zjednoczone są bez wątpienia najbardziej chore. Mamy najdroższe leki – dwa razy droższe niż w Europie – oraz najdroższych lekarzy. Najwięcej wydajemy na szpitale i opiekę stacjonarną. I co z tego mamy? Wystarczy spojrzeć na ten wykres (rys. 1-1).

Można z niego wyciągnąć dwa główne wnioski: 1) im więcej pieniędzy wydajemy na problem, tym gorszy się staje – co oznacza, że w ogóle nie rozwiązaliśmy problemu, a być może nawet go pogarszamy; oraz 2) nie zawsze tak było. Chociaż wydatki Stanów Zjednoczonych na opiekę zdrowotną nigdy nie były szczególnie efektywne, przynajmniej nie odstawaliśmy od reszty stawki. Zaczęliśmy mieć poważne kłopoty w 1970 r. i do teraz nie zbliżyliśmy się nawet do zidentyfikowania problemu, a tym bardziej do jego rozwiązania. Nadal nie mamy magicznej pigułki.

Finansowanie opieki zdrowotnej przedstawione jest na podstawie rocznych wydatków na opiekę zdrowotną na mieszkańca i jest skorygowane o inflację i różnice w poziomie cen między krajami (mierzone w dolarach międzynarodowych z 2010 r.).

Źródło: Bank Światowy, Health Expenditure and Financing (Wydatki na zdrowie i finansowanie) - OECDstat (2017), Population (Ludność) (Gapminder, HYDE(2016) i ONZ (2019)) )

Rys. 1-1: Zestawienie wydatków na opiekę zdrowotną oraz oczekiwanej długości życia w krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) na przestrzeni czterdziestu pięciu lat, 1970–2015. Stany Zjednoczone wydają najwięcej, ale uzyskują najgorsze wyniki.

Co takiego rozpoczęło się w 1970 r.? I dlaczego to zjawisko doprowadza do bankructwa służby zdrowia? Dlaczego wreszcie nasz problem powoli staje się problemem obecnym wszędzie i dotyczącym wszystkich?

ZAKAŻENIA SĄ PASSÉ – CZY ABY NA PEWNO?

Zespół metaboliczny zaczął się pojawiać w latach osiemdziesiątych XX wieku, stając się plagą w XXI wieku. Pomyślmy o chorobach, które w ekspresowym tempie zabiły dużą liczbę ludzi w społeczeństwach starożytnych i współczesnych – o trądzie, dżumie, syfilisie, gruźlicy, grypie, malarii, HIV. Wszystkie to infekcje. Można by pomyśleć, że choroby związane z zespołem metabolicznym nie mają nic wspólnego z infekcją. Przecież każdy może umrzeć z powodu infekcji, co szybko pokazała nam pandemia koronawirusa. Jeśli masz zespół metaboliczny, Twoje ryzyko śmierci wzrasta dwudziestokrotnie – i to wyłącznie Twoja wina – bo jesteś żarłokiem i leniem. To oczywiście nieprawda w obu przypadkach. Prosty fakt jest taki, że podobnie, jak w przypadku koronawirusa, każdy z nas może mieć zespół metaboliczny – nawet ci, którzy utrzymują prawidłową wagę ciała. Każdy jest zagrożony.

Jak wyjaśnię w tej książce, każda z przewlekłych chorób niezakaźnych związanych z zespołem metabolicznym – w tym cukrzyca, nadciśnienie i choroby serca – jest spowodowana nieprawidłowym metabolizmem (spalaniem energii) w różnych komórkach w różnych narządach ludzkiego ciała. Aby lepiej zobrazować tę kwestię, wybierzmy do zbadania tylko jedną chorobę – cukrzycę. Kiedy poszedłem do szkoły medycznej w 1976 r., cukrzyca była czymś rzadkim; chorowało na nią tylko 5 procent Amerykanów powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia, a częstotliwość występowania w populacji ogólnej wynosiła 2,5 procenta. Miałem tego świadomość, bo jedną z tych osób był mój dziadek ze strony matki. Nie miał nawet nadwagi – chyba po prostu nie miał szczęścia. Jednak z powodu cukrzycy przeżył cztery ataki serca przed tym ostatnim, który ostatecznie zabił go w wieku siedemdziesięciu dwóch lat. Cukrzyca była czarną chmurą, która wisiała nad moją rodziną – czy ja też na nią zachoruję?

W 2000 r. szacowano, że na Ziemi żyje 151 milionów diabetyków, a prognoza przewidywała, że do 2010 r. będzie ich 221 milionów, co oznaczałoby zamortyzowaną stopę inflacji wynoszącą 3,88 procent. Prawda okazała się inna – w rzeczywistości ich liczba zwiększyła się do 285 milionów, co dało zamortyzowaną stopę inflacji na poziomie 6,55 procent – dwa razy więcej, niż przewidywano. Jednak pomimo wiedzy lekarzy, wszystkich tabletek i wszystkich karnetów na siłownię – do 2014 r. liczba diabetyków wzrosła do 422 milionów, dając zamortyzowaną stopę inflacji 10,3 procent. To trzykrotnie więcej, niż przewidywano! W 2019 r. osiągnęliśmy liczbę 463 milionów diabetyków. Obecne modele statystyczne mówią, że do 2030 r. będzie ich 568 milionów. Nie widać żadnego spowolnienia pomimo powszechnego załamywania rąk.

Ta epidemia dotyczy wszystkich grup wiekowych, ras i grup etnicznych, ale to nie powstrzymało ludzi przed zarabianiem na niej. Obecnie prawie co dziesiąty Amerykanin ma cukrzycę wymagającą leczenia farmakologicznego (metforminą lub insuliną), jednak pomimo tych potrzeb i pilności leczenia w ciągu zaledwie jednej dekady cena insuliny wzrosła trzykrotnie. Wielu pacjentów musi wybierać między zapłaceniem za lekarstwa a zapłatą za jedzenie i prąd. Niektórzy racjonują insulinę, co może prowadzić do śmierci.

Chociaż jest to w zasadzie praktyka równoznaczna z zawyżaniem cen – co obserwujemy choćby na stacji benzynowej w przypadku braku dostaw – dzieje się to w całym obszarze opieki medycznej. Obecnie 64 miliony ludzi – tj. 35 procent dorosłej populacji USA – nie może spłacić swoich długów medycznych. Oczywiście rząd amerykański i branża ubezpieczeniowa obwiniają za to pacjentów – ale co, jeśli w rzeczywistości to właśnie nowoczesna medycyna sprawiła, że zachorowałeś? Co jeśli to wizyta u lekarza była tak naprawdę przyczyną tych przewlekłych chorób? Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale są dane dające podstawy do takich przypuszczeń. Ekonomista medyczny dr Jay Bhattacharya z instytutu Stanford Medicine przeanalizował miliony dokumentacji medycznych. Jak się okazało, czynnikiem, który najbardziej korelował z większym przyrostem masy ciała w populacji, była liczba wizyt u lekarza w instytucji ochrony zdrowia. Oczywiście jest to korelacja, nie związek przyczynowy, ale to jednak zastanawiające. W 1970 r. wydawaliśmy 6 procent naszego PKB na opiekę zdrowotną, a teraz, pięćdziesiąt lat później, wydajemy 17,9 procent. Tymczasem średnia waga Amerykanina rośnie, jego stan zdrowia się pogarsza, a koszty są przygniatające.

Jest wreszcie kwestia średniej długości życia. Stany Zjednoczone zajmują pod tym względem dopiero dwudzieste ósme miejsce wśród najbardziej rozwiniętych krajów na świecie, a w ciągu ostatnich czterech lat nasza średnia długość życia spadła. Jesteśmy jedynym krajem w OECD, w którym coś takiego miało miejsce. Reforma znana jako Obamacare – która zwiększyła dostęp do opieki zdrowotnej i doprowadziła do objęcia ubezpieczeniem medycznym istniejących wcześniej schorzeń pacjentów – nie rozwiązała żadnego z tych problemów, ponieważ nie dąży do rozwiązania pierwotnej przyczyny problemu. Później widzieliśmy działanie prezydenta Trumpa, który chciał rozwiązać problem, pozwalając chorym ludziom umrzeć. Nawet idea wprowadzenia federalnego systemu ubezpieczenia zdrowotnego Medicare dla wszystkich obywateli („Medicare for All”), która zyskała poparcie partii Demokratów w wyborach w 2020 r., jedynie spotęgowałaby problem, skutkując wzrostem kosztów (nawet do 30 bilionów dolarów), ale w dalszym ciągu nie rozwiązując jego pierwotnej przyczyny. Każde z tych działań przypomina przestawienie leżaków na tonącym Titanicu.

Współczesna medycyna nie jest rozwiązaniem problemu, współczesna medycyna jest problemem

Aksjomat głosi, który współczesna medycyna utrzymuje ludzi w dobrym zdrowiu. Proces myślowy jest następujący: ludzie żyją dziś dłużej niż sto lat temu, a zdrowi ludzie żyją dłużej, więc obecnie ludzie muszą być zdrowi.

Ale czy na pewno?

Pracownicy naukowi i pracownicy kliniczni w całym kraju z definicji popierają zarówno nowoczesną medycynę, jak i nasz system opieki zdrowotnej. Są przekonani, że inwestowanie w obszary i technologie „medycyny spersonalizowanej”, które „leczą” ludzi ze zdiagnozowanymi nowotworami, chorobami układu krążenia lub chorobami neurologicznymi, ostatecznie przyniesie lepsze długoterminowe wyniki niż skupianie się na działaniach w zakresie tzw. zdrowia publicznego. Oczywiście ten wniosek jest błędny, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i społecznym. Pokazuje on, w najlepszym wypadku, jak błędne jest nasze wyobrażenie o prawdziwych problemach. Natomiast w najgorszym razie ujawnia on perwersyjne dążenie różnych grup interesu do utrzymania status quo kosztem zarówno życia pacjentów, jak i wydatków na leczenie. Obecnie aż 97,5 procent budżetu służby zdrowia przeznaczamy na indywidualne leczenie, a tylko 2,5 procent na profilaktykę. To niezbyt dobry efekt w stosunku do ponoszonych nakładów. Oto sześć jasnych powodów, dla których musimy przemyśleć założenia nowoczesnej medycyny. Posłużmy się chorobami nowotworowymi jako przykładem.

Po pierwsze, zadaj sobie pytanie, co jest lepsze: być wyleczonym z raka czy w ogóle nie zachorować na raka? Faktem jest, że tylko 33 procent osób leczonych z powodu raka zostaje „wyleczonych” (pięcioletni okres przeżycia bez zdarzeń), a tylko 7 procent z nich nie zachoruje na kolejnego raka w ciągu najbliższych dwudziestu lat.

Po drugie, te skromne osiągnięcia w zakresie leczenia raka wiążą się z bardzo wysokimi rachunkami. W ciągu ostatnich dwóch dekad Narodowy Instytut Onkologiczny (National Cancer Institute) wydał na badania i leczenie ponad 60 miliardów dolarów. Biorąc pod uwagę, że są to środki publiczne, można było mieć nadzieję, że chociaż część z nich została wykorzystana do tego, aby uczynić leczenie raka bardziej przystępnym cenowo dla społeczeństwa. Niestety, większość leków przeciwnowotworowych wprowadzonych na rynek w ciągu ostatnich dziesięciu lat została wyceniona na ponad 100 tysięcy dolarów za jeden rok leczenia jednego pacjenta. Nowe spersonalizowane terapie CAR-T kosztują od 300 tysięcy do 500 tysięcy dolarów rocznie.

Po trzecie, zwolennicy nowoczesnej medycyny twierdzą, że inwestycje w leczenie chorób przewlekłych, takich jak rak, pozwalają na lepsze zrozumienie ich przyczyn. No nie wiem. W przypadku raka toczy się kolosalna debata na temat tego, czy jest on spowodowany czynnikami genetycznymi, czy środowiskowymi, i czy jest w rzeczywistości chorobą metaboliczną, produktem ubocznym procesu przekształcania żywności w energię. Podobnie jest w przypadku choroby Alzheimera. W ostatniej dekadzie wydawaliśmy 2,3 miliarda dolarów rocznie na badania. W ramach tych wysiłków przetestowano i odrzucono ponad sto leków. Jesteśmy tak blisko znalezienia przyczyny choroby Alzheimera jak wysłania człowieka na Marsa. I nawet nie zaczynajmy dyskusji odnośnie do chorób serca. Istnieją co najmniej cztery teorie, które próbują wyjaśnić jego przyczyny. Nie wspominajmy o „dobrym” i „złym” cholesterolu. To takie dwudziestowieczne podejście (patrz rozdział 2).

Po czwarte, można by oczekiwać, że nowe pokolenia będą korzystać z ogromnych postępów we współczesnej medycynie, naszej rzekomej zdolności do diagnozowania i lepszego zrozumienia przyczyn szeregu chorób przewlekłych. Jest dokładnie odwrotnie! Tylko 13 procent osób z pokolenia powojennego wyżu demograficznego, tzw. baby boomerów – będących obecnie w wieku pięćdziesięciu czterech lat – twierdzi, że jest w doskonałym stanie zdrowia, w porównaniu z 32 procentami osób będących w wieku pięćdziesięciu czterech lat w latach 1988-1994. Obecnie mniej osób umiera na zawał serca, a więcej doświadcza co najmniej jednego zawału.

Po piąte, nasz system opieki zdrowotnej się załamuje, bo musimy leczyć coraz więcej osób, a odsetek populacji z wieloma chorobami przewlekłymi wciąż rośnie, ponieważ leczenie często nie skutkuje wyleczeniem (tj. trwałym ustąpieniem choroby). W 1980 r. 30 procent dorosłej populacji USA, czyli 52 miliony osób, cierpiało z powodu co najmniej jednego schorzenia przewlekłego. Dziś ten odsetek wynosi 60 procent, co przekłada się na 145 milionów osób. Odsetek osób cierpiących z powodu dwóch lub większej liczby chorób przewlekłych wzrósł z 16 do 42 procent. Większa część osób z pokolenia wyżu demograficznego ma różne kombinacje nadciśnienia, cukrzycy i raka. Ponadto te problemy pojawiają się w coraz wcześniejszym wieku, co prowadzi do wcześniejszej niepełnosprawności i większej liczby lat spędzonych w chorobie. RAND Corporation szacuje, że aż 12 procent dorosłej populacji cierpi na pięć lub więcej chorób przewlekłych jednocześnie. Te osoby odpowiadają za 41 procent wszystkich wydatków na opiekę zdrowotną. Pacjenci z pięcioma lub więcej schorzeniami przewlekłymi wydają średnio na usługi medyczne czternaście razy więcej niż osoby bez schorzeń przewlekłych. Tymczasem jesteśmy tutaj i dyskutujemy o wadach i zaletach wprowadzenia systemu Medicare dla wszystkich.

W jednym z ostatnich badań oceniano częstotliwość zachorowalności na raka (liczba nowych przypadków rocznie). Jak można się spodziewać, częstotliwość występowania nowotworów związanych z paleniem się zmniejszyła, a częstotliwość występowania nowotworów wykrywanych dzięki lepszym i częstszym badaniom przesiewowym (np. jelita grubego, prostaty, piersi) wzrosła, ponieważ wcześniej je wykrywamy. Jednak częstotliwość występowania wszystkich innych nowotworów – białaczki, czerniaka, raka mózgu, chłoniaka nieziarniczego itp. – wzrosła o od 23 do 34 procent, w zależności od płci i rasy. Nie chodzi tylko o to, że coraz więcej ludzi żyje z rakiem, ale o to, że z roku na rok jest więcej nowotworów. I chociaż czynniki genetyczne odpowiadają za rozwój raka w od 10 do 30 procent, w 50 procentach nowotworów wiodącymi czynnikami są palenie tytoniu i dieta.

KIEDY DZIECI CHORUJĄ NA CHOROBY TYPOWE DLA DOROSŁYCH

Pogorszenie naszego stanu zdrowia i gwałtowny wzrost zachorowalności leżą u podstaw spustoszenia, które obecnie obserwujemy w naszym systemie opieki zdrowotnej. Mój kolega ze studiów medycznych na uniwersytecie Cornella i pediatra ze Stanfordu, Paul Wise, mówi: „Pediatrzy są ostatecznymi świadkami porażki naszej polityki społecznej”. Jako pediatra praktykujący przez cztery dekady miałem w założeniu uniknąć tragedii związanych z leczeniem chorób przewlekłych, ale w praktyce okazało się, że właśnie tacy pacjenci zaludniali moją klinikę. Kiedy patrzysz w oczy nastolatka, który narzeka na ból głowy, i widzisz, że jego siatkówki się odklejają z powodu zwiększonego ciśnienia wewnątrzczaszkowego spowodowanego ciężkim zespołem metabolicznym, to po prostu wiesz, że dzieci są niczym przysłowiowe kanarki w kopalni węgla. Aby programy Medicare i Social Security (ubezpieczenie społeczne) mogły działać, młodzi i zdrowi pracujący podatnicy muszą wpłacać do systemu, z którego będą korzystać w późniejszych latach. Ale ci zdrowi podatnicy w rzeczywistości coraz bardziej chorują, są na rencie dla niepełnosprawnych i zamiast płacić, w większości pobierają pieniądze z systemu. Tę lukę w systemie ubezpieczeń społecznych musimy pokrywać zaciąganym zadłużeniem – pozostawiając w ten sposób zatruty spadek dla kolejnych pokoleń, naszych dzieci i wnuków. Obecnie Biuro Zarządzania i Budżetu (Office of Management and Budget) przewiduje całkowite załamanie systemu ubezpieczeń społecznych do 2035 r.

Co gorsza, główne przyczyny zgonów i zachorowań (utraty funkcji lub dochodów) w Stanach Zjednoczonych są najdroższe dla systemu: rak, choroby neurodegeneracyjne (choroba Alzheimera i otępienie naczyniopochodne), choroby układu krążenia i cukrzyca typu 2 – wszystkie z nich to choroby niezakaźne. Obecnie w Ameryce na jedną osobę przypada około piętnastu lat chorowania na te choroby. Przekłada się to na 1,9 biliona dolarów (60 procent naszego budżetu na opiekę zdrowotną) zmarnowanych na leczenie chorób, które tak naprawdę nigdy nie powinny się wydarzyć. Oznacza to, że pieniądze wychodzą z systemu ubezpieczenia społecznego.

Gdyby lekarze i specjaliści medyczni zarabiali pieniądze z założeniem, że faktycznie leczą lub łagodzą objawy naszej przewlekłej choroby, jednocześnie wypierając się wszelkiej winy w tym zakresie, byłby to prototypowy przykład pokusy nadużycia – jak w branży ubezpieczeniowej. Ale co, jeśli oni leczą nas i biorą nasze pieniądze, zarazem dobrze wiedząc, że nawet w najmniejszym stopniu nie zbliżają się do rozwiązania problemu? To już niemoralny hazard – świadome nadużycie. Działanie ze świadomością, że to, co robią, jest bezproduktywne, generowanie opłat na koszt pacjentów i społeczeństwa, zawyżanie cen dla chorych. |Wszystko to z bezpośrednim naruszeniem Przysięgi Hipokratesa.

Tymczasem rozwiązanie tego metabolicznego, ekonomicznego i środowiskowego Armagedonu jest bezpieczne, proste,tanie i ekologiczne. Nazywa się Prawdziwe Jedzenie. Ta książka pokaże Ci, dlaczego tak jest i dlaczego nie ma żadnego innego wyboru.

LISTA CHORÓB, KTÓRE NAS ZABIJAJĄ

Łatwo sobie wyobrazić, że cukrzyca typu 2, choroby serca i nadciśnienie są związane z dietą; w końcu wszystkie są także związane z otyłością. Istnieje jednak kolejna grupa chorób przewlekłych, w przypadku których również rosną wskaźniki zachorowalności i częstotliwości występowania, ale których opinia publiczna jeszcze nie kojarzy z jedzeniem. Ludzie zwykle nie uznają raka, chorób autoimmunologicznych, demencji i chorób psychicznych za choroby związane z żywnością. W rzeczywistości są one związane z przetworzoną żywnością.

Wszystkie stały się powszechne w ciągu tych samych pięćdziesięciu lat, kiedy nasza dieta poszła w diabły.

Nowotwory są diagnozowane we wcześniejszym wieku niż w przypadku poprzednich pokoleń.Uważa się, że rak ma podłoże genetyczne, a być może jest wynikiem wpływów środowiskowych powodujących mutacje w DNA. I prawdopodobnie tak jest w przypadku inicjacji procesu nowotworzenia, która prawdopodobnie występuje w każdym organizmie każdego dnia (ale zdrowy układ odpornościowy usuwa te mutacje, zanim spowodują one spustoszenie). Jednak prawdziwym problemem jest promocja nowotworu, ponieważ w ten sposób choroba się rozprzestrzenia i rozwija. A przetworzona żywność karmi te zmutowane komórki dokładnie tym, czego one potrzebują.

W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci, w miarę jak rezygnowaliśmy z odpowiedniego odżywiania się na rzecz przetworzonej żywności, częstość występowania nowotworów związanych z otyłością (np. jelita grubego, wątroby, trzustki, nerek) u osób w wieku od trzydziestu do pięćdziesięciu lat rosła w rocznym tempie od 2 do 6 procent. Przetworzona żywność (np. chipsy Doritos i batony KitKat) w wyjątkowy sposób karmi rozwój raka. W szczególności cukier dostarcza elementów strukturalnych, które pozwalają komórce nowotworowej dzielić się i namnażać (np. lipidy, ryboza, aminokwasy).

Uważa się, że choroby autoimmunologiczne (takie jak choroba Leśniowskiego-Crohna) atakują losowo, ale teraz wiemy już, że patogeny bakteryjne jelitowe często stają się celem nieuporządkowanej odpowiedzi immunologicznej na spożycie przetworzonej żywności. Jak powiedziałem we wstępie, kluczem do Twojego zdrowia jest ochrona wątroby i karmienie jelit. Przed pojawieniem się żywności pakowanej i żywności przeznaczonej do odgrzewania w kuchence mikrofalowej bakterie jelitowe otrzymywały to, co chciały jeść – błonnik (patrz rozdziały 12 i 19). Ale teraz te same bakterie głodują i nie są z tego powodu szczęśliwe. Sprawiają one, że normalnie nieprzepuszczalna bariera jelitowa staje się „nieszczelna”, co z kolei prowadzi do niewłaściwej aktywacji układu odpornościowego i przewlekłego stanu zapalnego (patrz rozdział 7). Co gorsza, antybiotyki, które dajemy zwierzętom hodowanym na żywność, zabijają dobre bakterie w naszych jelitach. To umożliwia lepszy rozwój złym bakteriom, co prowadzi do dalszej popularyzacji chorób przewlekłych (patrz rozdział 20).

Nasz mózg również nie jest odporny na negatywne oddziaływanie przetworzonej żywności. Gdy byłem w szkole medycznej, demencja występowała stosunkowo rzadko. W 1978 r. moja czteroosobowa grupa na zajęciach z patologii miała dostęp do jedynych zwłok medycznych z chorobą Alzheimera. Zwłoki te należały do mężczyzny, który zmarł w wieku osiemdziesięciu pięciu lat.

W tamtych czasach na alzheimera zapadało około 10 do 15 procent osiemdziesięciopięciolatków i nawet w najmniejszym stopniu nie przypuszczano, aby na tę chorobę miało wpływ odżywianie. Jednak w latach 1970–2014 (w okresie, w którym do naszej diety na wielką skalę wprowadzana była przetworzona żywność), częstotliwość występowania choroby Alzheimera na całym świecie wzrosła dwukrotnie. Co ciekawe, w krajach o wysokich dochodach, takich jak USA, częstotliwość wynosi 6,5 procent i utrzymuje się na stałym poziomie przez ostatnią dekadę. Tymczasem gdy w krajach rozwijających się jej częstotliwość w tym przedziale czasowym wzrosła o 50 procent. Badania dotyczące związku między żywnością a chorobą Alzheimera są w powijakach, ale codziennie generowane są nowe dane.

Mamy wreszcie problem chorób psychicznych. Łatwo jest zignorować to zjawisko jako sprawę indywidualną albo nawet specyficzną dla danego kraju. Jednak Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) udokumentowała, że na całym świecie w ciągu zaledwie jednej dekady nastąpił 20-procentowy wzrost częstotliwości występowania depresji i schizofrenii. To są mózgowe objawy przewlekłej choroby metabolicznej. W dalszej części dowiodę, że choć przetworzona żywność nie jest jedynym czynnikiem sprawczym, to znacznie pogarsza dysfunkcje poznawcze (rozdziały 15 i 19).

STAN ZAGROŻENIA

Chociaż niektóre inne kraje rozwinięte radziły sobie nieco lepiej niż Stany Zjednoczone, prawda jest taka, że w całym rozwiniętym świecie zauważamy niepokojące trendy w zakresie długości życia i poziomu zdrowia. Wraz z rozwojem globalizacji doszło do popularyzacji konsumpcji smacznej żywności przemysłowej. W związku z tym choroby przewlekłe i zwiększone wskaźniki zachorowalności rozprzestrzeniły się prawie we wszystkich krajach rozwiniętych i rozwijających się. Rosnące globalne wskaźniki zachorowań na choroby niezakaźne powodują rocznie śmierć aż trzydziestu pięciu milionów ludzi, przy czym aż 80 procent tych zgonów następuje w krajach o niskich i średnich dochodach, co związane jest z marnotrawieniem cennych zasobów medycznych.W 2011 r. Sekretarz Generalny ONZ ogłosił, że choroby niezakaźne są dla biednych krajów większym zagrożeniem niż choroby zakaźne, w tym HIV. Amerykańskie korporacje i nasz rząd nie eksportują tylko tandetnych seriali w stylu Słonecznego patrolu. Eksportują także nasz styl życia, nasze jedzenie i związane z tym choroby. W rezultacie nasz problem pierwszego świata stał się problemem trzeciego świata.

Świętym Graalem współczesnej medycyny jest to, że nie można naprawić systemu opieki zdrowotnej, dopóki nie naprawimy stanu ludzkiego zdrowia, a nie możemy naprawić stanu zdrowia, dopóki nie naprawimy naszego jedzenia. Tymczasem podczas gdy wszyscy wciąż mówią o opiece zdrowotnej, bardzo niewiele osób mówi o stanie zdrowia, a już zupełnie nikt nie mówi o jedzeniu.

NIEKOMPETENCJA MEDYCZNA

Dla jasności, nowoczesna medycyna zapewnia nam lepsze badania przesiewowe, lepszą diagnostykę i leczenie. Zarazem nowoczesna medycyna nie jest w stanie zapobiegać chorobom niezakaźnym ani ich odwracać. Ostatecznym efektem tych dwóch trendów jest pogorszenie ogólnego stanu zdrowia – któremu towarzyszy wzrost liczby osób z żyjących z chorobami. Te osoby pozostają przy życiu dłużej, ale nie są wcale zdrowsze. Ostatecznie przekłada się to na wzrost wydatków na opiekę zdrowotną w Stanach Zjednoczonych. Na dowód tego zjawiska mamy już udokumentowany i trwający cztery lata z rzędu spadek oczekiwanej długości życia.

Lepsze badania przesiewowe, lepsza diagnostyka lub leczenie chorób nie mają tutaj znaczenia. Poprawa alokacji lub wydajności zasobów w systemie opieki medycznej także nie ma sensu.Leczenie wdrażane jest zbyt późno. To tak jakby pójść na strych i walczyć z gniazdem os przy pomocy packi na muchy. Zanim zabijesz jedną osę, użądli Cię cały rój.

ROZDZIAŁ 2„NOWOCZESNA MEDYCYNA” LECZY OBJAWY, A NIE CHOROBĘ

Kiedy miał miejsce „złoty wiek” współczesnej medycyny?

Od początku cywilizacji aż do pierwszej połowy XX wieku ludzie chorowali i po prostu umierali. Szybko – zbyt szybko, aby opieka nad nimi mogła kosztować za dużo pieniędzy. I młodo – zbyt młodo, aby potrzebować opieki przewlekłej. Jasne, niektórzy ludzie doświadczali przewlekłych infekcji, takich jak gruźlica, trąd, syfilis czy włośnica. Ci męczyli się trochę dłużej, ale nie doprowadzili do bankructwa żadnego systemu opieki zdrowotnej. W tamtych czasach za wystarczające uznawano stosowanie pijawek i środków przeczyszczających. Oprócz nakazu koszerności (Księga Kapłańska 11:3) nieznana była koncepcja prewencji. Do tego rzadkością były lekarstwa, pomijając działalność Jezusa (Ewangelia wg św. Mateusza 8:2-3) i uzdrawiającą wodę z Lourdes. W średniowieczu chodziłeś do pobliskiego cyrulika–fryzjera, aby poplotkować o sąsiadach, przyciąć włosy i przejść zabieg „otwierania żył” celem usunięcia wszelkich dolegliwości razem z upuszczaną krwią. Sanatoria były pierwszymi placówkami opieki przewlekłej, a domy wariatów pierwszymi placówkami zdrowia psychicznego. Poddać chorych kwarantannie, modlić się i oszczędzać pieniądze – takie było wtedy podejście.

Pierwsze prawdziwe zwycięstwo dla idei racjonalnej profilaktyki miało miejsce w latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku, kiedy Edward Jenner zorientował się, że szczepienie ludzi na krowiankę uodporniało ich również na ospę prawdziwą. Drugie zwycięstwo miało miejsce w 1854 r. wskutek reakcji na epidemię cholery w Londynie. John Snow (anestezjolog, nie ten z Gry o tron) wykorzystał koncepcję pomiarów triangulacyjnych, aby zidentyfikować pompę przy Broad Street jako źródło epidemii. W ramach tego działania Snow wynalazł dziedzinę epidemiologii. Nie wiedział nawet, czym są bakterie, ale wiedział, że źródłem choroby jest woda. Wiedząc, że skażona woda przenosi chorobę, chirurg Joseph Lister opowiedział się w 1883 r. za myciem rąk i sterylizacją narzędzi chirurgicznych.

W „dawnych złych czasach” medycyny profilaktyka była wszystkim, co mieliśmy, a przecież nawet nie wiedzieliśmy, czemu dokładnie zapobiegamy. Jednak wyniki mówiły same za siebie. Zapobieganie infekcjom na poziomie zdrowia publicznego okazało się sukcesem, a ludzie przestali wyrzucać wiadra odchodów przez okna na piątym piętrze. Pomysły takie jak higiena, kwarantanna, warunki i urządzenia sanitarne oraz szczepienia były pierwszym ważnym triumfem w obszarze zdrowia publicznego. Zarówno gruźlica, jak i tyfus zostały zwalczone przez zmiany na poziomie higieny społecznej. Aby koncepcja zdrowia „publicznego” dotarła do ludności, interweniować musiał rząd, zarówno jako podmiot regulacyjny, jak i finansujący te działania.

Następnie nadeszła rewolucja przemysłowa, a wraz z nią pojawiły się warsztaty, wypadki, choroby i niedobory składników odżywczych. Publiczne oburzenie wygłuszał ryk maszyn. Stan zdrowia społeczeństwa nie poprawił się, dopóki robotnicy nie zaczęli się tego domagać, a nawet wtedy odpowiednie rozwiązania musiał wprowadzić rząd. W drugiej połowie XIX wieku popularne stało się puszkowanie żywności, podobnie jak przypadki zatrucia ołowiem, z towarzyszącą temu encefalopatią ołowiową (dysfunkcja i obrzęk mózgu), czego objawem były ataki agresji. Rząd unikał angażowania się w rozwiązanie tego problemu przez dziesięciolecia, ponieważ trudniej jest usunąć źródło chronicznego narażenia niż zapobiec ostremu narażeniu. Zwłaszcza gdy wielki biznes może na czymś zarobić. Toksyczność ołowiu została po raz pierwszy opisana w 1892 r., jednak rząd amerykański zakazał stosowania ołowiu w farbach i benzynie dopiero w 1982 r. – okres przejściowy trwał dziewięćdziesiąt lat.

Inne toksyczne metale ciężkie będące źródłami chronicznego narażenia, takie jak arsen, rtęć i kadm, również przebijały się do szerszej świadomości powoli i ledwo zdążyły na paradę zwycięstwa.

Wniosek z powyższego jest jasny: jeśli ma dojść do realnej zmiany w zakresie ograniczania zasięgu różnych ostrych i przewlekłych chorób, ostatecznie niezbędne będą działania w obszarze zdrowia publicznego wspierane regulacjami rządowymi. W każdym poprzednim przypadku takie rozwiązanie okazało się skuteczne. I oczywiście, kiedy rząd nie bierze na siebie odpowiedzialności, dzieje się to, co wydarzyło się we Flint w stanie Michigan.

Następnie doszło do całkowitego zwrotu i zmiany paradygmatu rządu jako strażnika zdrowia publicznego. W 1940 r. londyński policjant Albert Alexander stał się pierwszym człowiekiem, który otrzymał dawkę penicyliny w związku z ostrym zakażeniem twarzy, które rozprzestrzeniło się na wiele ropni i doprowadziło do uszkodzenia oka. W przypadku braku leczenia ta infekcja byłaby śmiertelna. Reakcja pacjenta na lek okazała się „niezwykła”. Niestety nie trwało to długo – infekcja nawróciła w ciągu sześciu miesięcy, a sam Aleksander zmarł rok później. Niemniej jednak rozpoczął się „złoty wiek” nowoczesnej medycyny. Indywidualna terapia ukierunkowana na daną patologię. Odpowiedni antybiotyk mógł zabić odpowiednie bakterie, a ludziom się polepszało. Chrzanić prewencję, która wymaga czasu, infrastruktury i inwestycji. Teraz możemy mieć leczenie. Na wszystko jest odpowiednia pigułka. Bezwzględnym celem współczesnej medycyny stała się terapia celowana realizowana poprzez osobistą interwencję.

Ten pierwszy złoty wiek nowoczesnej medycyny nie trwał nawet dekady. Już w 1947 r., cztery lata po rozpoczęciu masowej produkcji penicyliny, pojawił się pierwszy gatunek bakterii, który rozwinął oporność na antybiotyk. Tak rozpoczął się wyścig w celu opracowania następnego antybiotyku – metycyliny. I tak w kółko.

Od tego czasu wciąż gonimy za koncepcją terapii celowanej. Wierzymy, że jest już blisko, a mimo to nadal nie możemy odkryć skutecznej kuracji. Osiągnęliśmy już krytyczny poziom występowania bakterii lekoopornych. Istnieje obecnie tak wiele odpornych gatunków, że mogą one dzielić się swoją inteligencją; to znaczy mogą przenosić między sobą geny odporności. Taka rebelia ruchu oporu przeraziłaby wszystkich sługusów imperium. Nasze obecne antybiotyki mogą wkrótce stać się bezużyteczne. Dodajmy do tego fakt, że teraz choroby wirusowe są często jeszcze bardziej niebezpieczne i trudniejsze do opanowania niż bakterie, czego przykładem jest najpierw rozprzestrzenienie HIV w 1979 r., hantawirusa w 1993 r., eboli w 2014 r., oraz koronawirusa w 2020 r. Tym niemniej, nie są to nawet największe problemy współczesnej medycyny.

ZŁOTY WIEK 2.0?

Wierzymy, że żyjemy w nowym złotym wieku nowoczesnej medycyny, ponieważ obecnie wykorzystujemy zaawansowane technologicznie badania przesiewowe leków, technologie informatyczne Big Data i edytowanie genetyczne, jak choćby CRISPR-Cas9, próbując dostosować terapię do danej jednostki i danej patologii. W przypadku niektórych chorób genetycznych, takich jak ciężkie skojarzone niedobory odporności, a być może także w przypadku niedokrwistości sierpowatokrwinkowej lub choroby Taya-Sachsa, takie terapie, ukierunkowane na patologię, prawdopodobnie mogą doprowadzić do „wyleczenia”. I to świetnie – dla cierpiących na te choroby, występujące u jednej osoby na 10 tysięcy lub jednej na 100 tysięcy. Chcemy nawet wykorzystać wirusy do programowania własnych komórek odpornościowych pacjenta w celu niszczenia u niego nowotworów – to ostateczna wersja terapii celowanej. Używamy narzędzi robotyki i cybernoży, aby osiągnąć wyniki chirurgiczne wcześniej niemożliwe do wyobrażenia. W UCSF moi koledzy pobierają komórki macierzyste od osób z cukrzycą typu 1, wykorzystując czynniki wzrostu do różnicowania ich na szalce Petriego w komórki trzustkowe beta. Następnie wstrzykują je z powrotem pacjentowi, aby w ten sposób spróbować wyleczyć jego cukrzycę. Prawdą jest, że pacjenci, którzy wcześniej nie mieli żadnej nadziei na wyleczenie, teraz mają nadzieję. Co jest absolutnie świetne – dla tych pacjentów – i tylko przy założeniu, że mogą sobie pozwolić na te zabiegi.

Jednak te ukierunkowane sposoby leczenia nie są nawet w najmniejszym stopniu nakierowane na rozwiązanie problemu, który skraca życie i niszczy stan zdrowia na całym świecie. Mimo tego, co mogą mówić lekarze, na tę plagę nie przygotowano żadnego ukierunkowanego lekarstwa, chociaż zwiększa ona zachorowalność, kosztuje duże pieniądze i niszczy system opieki zdrowotnej w każdym kraju na świecie. Grupa chorób przewlekłych, które najbardziej dotykają społeczeństwo i które występują pod zbiorczym pojęciem zespołu metabolicznego, łącznie odpowiada za 75 procent wydatków systemu opieki zdrowotnej w USA i połowę wydatków systemów opieki zdrowotnej na całym świecie. Niestety, w przypadku tych chorób nie ma jednego genu, na który można by ukierunkować terapię. Są to choroby wieloczynnikowe charakteryzujące się wieloma schorzeniami. I chociaż wszystkie one istniały przed 1970 r., częstotliwość występowania każdej z nich, a także ich dotkliwość, gwałtownie wzrosły w epoce nowożytnej. W każdym przypadku z tego samego powodu.

WPROWADZENIE DO WIEDZY O INSULINIE

Zanim przejdziemy dalej, chcę pokrótce omówić kwestię insuliny i jej roli w chorobach niezakaźnych (więcej w rozdziale 7). Wszyscy potrzebujemy insuliny – jest ona hormonem, który umożliwia glukozie (będącej podstawowym źródłem energii dla organizmu) przedostanie się do komórek organizmu, tak aby mogła tam zostać spalona. Istnieje jednak zjawisko insulinooporności, gdy komórki w mięśniach, tłuszczu i wątrobie nie reagują już na sygnał insuliny. Glukoza nie może dostać się do środka. Komórki głodują – więc wysyłają sygnały do trzustki, aby wycisnąć z niej jeszcze więcej insuliny, ale bez skutku. Glukoza gromadzi się we krwi w tym samym czasie, kiedy komórki głodują, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. Przekonasz się, że to właśnie ten stan jest przyczyną większości naszych problemów.

Insulinooporność jest podstawowym problemem w zespole metabolicznym, będącym klastrem chorób niezakaźnych. Insulinooporność objawia się w wielu tkankach na różne sposoby, które oczywiście mogą się różnić w zależności od konkretnej osoby. Możesz mieć nadwagę lub nie. Możesz mieć wysoki cholesterol, ale może również być normalny. Możesz mieć wysokie ciśnienie krwi, ale może również być niskie. Wszystkie te objawy są specyficznymi objawami zaburzeń metabolicznych. Wcześniej lekarze diagnozowali zespół metaboliczny tylko u osób otyłych. Teraz już wiemy, że to nieprawda. Nawet osoby, które nie mają nadwagi, cierpią z powodu zespołu metabolicznego. Problem polega na tym, że lekarze w dalszym ciągu walczą z otyłością będącą ich zdaniem chorobą, na którą cierpią pacjenci. W rzeczywistości jest ona raczej kolejnym objawem.

W systemie regulacji głodu–sytości odgrywają ważną rolę dwa inne hormony. Leptyna to hormon sytości uwalniany z adipocytów, który przekazuje Twojemu mózgowi następujący komunikat: „Mam wystarczająco dużo energii; mogę przestać jeść”. Grelina to hormon głodu uwalniany z żołądka, który przekazuje Twojemu mózgowi następujący komunikat: „Jestem pusty – nakarm mnie!”. Insulina zwykle pełni podwójną funkcję – mówi organizmowi, aby „przechowywał” energię, a jednocześnie mówi mózgowi, aby „przestał jeść”. Gdy poziom insuliny jest niski i działa prawidłowo, zarówno insulina, jak i leptyna równoważą grelinę i utrzymują wagę ciała na stabilnym poziomie. Ale kiedy stajesz się oporny na insulinę, sygnał wysyłany przez leptynę jest zablokowany – teraz grelina przejmuje kontrolę, więc jesteś bardziej głodny i przechowujesz energię jak szalony. Dlatego właśnie podstawowym zaleceniem terapii metabolicznej jest „obniżenie poziomu insuliny”. I ma ono zastosowanie niezależnie od wagi.

1. OTYŁOŚĆ TO „FAŁSZYWY TROP”

Fałszywy trop to wskazówka, która ma rozpraszać i odciągać uwagę. I tak właśnie działa otyłość – odwraca uwagę. Wszyscy myślą, że najpierw przybierasz na wadze, a potem zaczynasz chorować. Jednak w 80 procent przypadków jest dokładnie odwrotnie. Najpierw zaczynasz chorować, potem przybierasz na wadze. Skąd to wiemy? Ponieważ tylko 80 procent osób otyłych jest chorych metabolicznie. Pozostałe 20 procent osób otyłych to osoby zdrowe metabolicznie. Mamy nawet dla nazwę dla tej grupy – metabolicznie zdrowa otyłość