55,99 zł
Twoje ciało pamięta więcej niż myślisz.
Zwykle reagujesz na świat trafnie, mądrze i w sposób chroniący. Ale są też chwile, gdy twoje odpowiedzi są nieadekwatne do sytuacji, jakby nie pochodziły z „tu i teraz”. Jedno spojrzenie, ton głosu, zapach, gest, grupa ludzi, miejsce – i nagle pojawia się bardzo intensywna niedopasowana reakcja.
To nie przypadek. To trigger, który uruchamia cały łańcuchprocesów emocjonalnych, somatycznych i fizjologicznych. Nie rozumiesz ich, nie masz na nie wpływu. Twój organizm nie kłamie, a jego reakcje są przypomnieniem, że pewne rany są wciąż żywe, że przeżyta trauma nadal ma wpływ na to, jak dziś odczuwasz, myślisz, reagujesz.
Trauma nie zna czasu. Dla niej to, co niedomknięte, ciągle trwa. I domaga się uwagi i zaopiekowania. Gdy zrozumiesz, co czujesz, i nauczysz się, jak z tym być, jak na to wpływać i jak w tym wszystkim patrzeć na siebie z większą życzliwością, poznasz prawdziwą wolność.
Ta książka to mapa do spokoju i sprawczości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 266
Data ważności licencji: 12/11/2030
Copyright © by Marianna Gierszewska
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025
Opieka wydawnicza: Robert Chojnacki
Opieka redakcyjna i redakcja tekstu: Dagmara Małysza
Projekt graficzny wnętrza książki: Eliza Luty
Adaptacja makiety na potrzeby wydania: Pracownia 12A
Grafiki w książce na podstawie wskazówek autorki: Ola Szwajda
Korekta: Pracownia 12A
Promocja i marketing: Martyna Dziadek
Projekt okładki: Małgorzata Drabina
Ilustracja na okładce: artisttop / Adobe Stock
Fotografia autorki: archiwum prywatne Marianny Gierszewskiej
ISBN 978-83-8399-518-2
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o. ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków Wydanie I, 2025
Dystrybucja: SIW Znak Zapraszamy na www.znak.com.pl
Plik przygotował Woblink
woblink.com
Zdrowiejemy w relacji. Zdrowiejemy we wspólnocie. Zdrowiejemy we współczuciu.
Im więcej uczę się o traumie, tym większą pokorę odczuwam wobec przekonania, że wszystko, co dotyczy przeszłych zranień – zarówno incydentalnych, szokowych, jak i chronicznych, o słabej, umiarkowanej lub znacznej sile – jest niezwykle złożone. Współczesna medycyna, psychologia i psychiatria dostarczają nam coraz więcej jakościowych badań na temat mechanizmów traumy, zawiłości powstawania PTSD (post-traumatic stress disorder), rodzajów i typów pamięci, a także właściwości tak zwanych triggerów – wyzwalaczy silnych automatycznych reakcji organizmu na bodźce skojarzone świadomie lub nieświadomie z wcześniejszym doświadczeniem traumatycznym. Już na wstępie chciałabym jednak zaznaczyć, że zarówno współczesna nauka, której osiągnięcia w tej książce wspomnę, jak i moja własna intuicja, wiedza oraz wnioskowanie – nie są definitywne. Badania nad traumą i jej mechanizmami to wciąż rozwijające się obszary, a nasza wiedza na ich temat nieustannie się poszerza. Dla mnie jednak książka, którą trzymasz w rękach, stanowi całość – wystarczającą, satysfakcjonującą i, mam nadzieję, skłaniającą do refleksji. Niech będzie ona krokiem w stronę lepszego zrozumienia, czym są triggery i jak wpływają na nasze życie.
Książka jest skierowana do tych, którzy sami są w procesie gojenia i uzdrawiania swoich przeszłych trudności – do osób skłaniających się ku autorefleksji i ciekawości wobec siebie, traktujących ten proces jako kontinuum. Kieruję ją także do tych, którzy pracują jako terapeucii. W tym miejscu przyglądam się szczególnie praktykom, którzy w swojej codziennej pracy gabinetowej rozumieją, jak ważne jest wiedzieć i rozumieć – także na poziomie trzewi – iż każdy, z którym pracują, zgłasza się z jedyną w swoim rodzaju prośbą o uzyskanie kontaktu czy dostępu do swojego prawdziwego ja.
Terapeuta, mimo że wprost słyszy prośbę o uratowanie, w rzeczywistości dokonuje czegoś zupełnie innego. Gdyby faktycznie miał „ratować” kilkanaście czy kilkadziesiąt osób tygodniowo, byłby to dla niej czy niego balast niemożliwy do udźwignięcia przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, byłoby to przytłaczające i nadmiernie obciążające, a na terapeutę spadałby ciężar odpowiedzialności, który tak naprawdę powinien pozostać zasobem klienta. Po drugie, rola wybawcy mogłaby w terapeucie wzbudzić poczucie wyższości i omnipotencji, co w ostatecznym rozrachunku prowadziłoby do nieświadomego wykorzystywania klientów i ich historii do budowania własnej terapeutycznej persony. Co więc robi terapeuta? Poprzez właściwe praktyki, tempo, poszanowanie i dostrojenie tworzy relację, która staje się trwałą, stabilną przestrzenią przejawów zdrowienia u klienta. Najbardziej pożądaną kompetencją praktyka jest jednoczesne rozumienie, co może dziać się w ciele fizycznym pacjenta, dostrojenie, zwane także prawopółkulową synchronizacją1, zaufanie do własnej terapeutycznej intuicji oraz głębokiej mądrości osoby siedzącej naprzeciwko.
Mam nadzieję, że książka w przystępny sposób wytłumaczy nawet najbardziej zawiłe aspekty pamięci, traumy i triggerów. Oprócz teorii przytaczam w niej także zanonimizowane i użyte w sposób wysokoetyczny opisy przypadków. Chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy wyrazili zgodę na możliwość ich wykorzystania.
i Wszędzie tam, gdzie mowa o terapeutach, praktykach, klinicystach, psychiatrach, psychologach, klientach i pacjentach, opiekunach i rodzicach mam na myśli osoby każdej płci, których dany rzeczownik znaczeniowo dotyczy. Użycie rodzaju męskoosobowego w odniesieniu do wszystkich osób podyktowane jest wyłącznie względami edytorskimi.
Według norm DSM-5, opisanych w Diagnostycznym i statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych, a opracowanych przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne (APA), trauma jest definiowana w kontekście zespołu stresu pourazowego jako:
„Narażenie na śmierć lub groźbę śmierci, poważny uraz lub przemoc seksualna w jeden (lub kilka) spośród wymienionych sposobów:
Bezpośrednie doświadczenie traumatycznego przeżycia (przeżyć).
Bycie naocznym świadkiem traumatycznych dla innych osób wydarzeń.
Uzyskanie informacji o tym, że członek bliskiej rodziny lub przyjaciel doświadczył traumatycznego przeżycia (przeżyć). W przypadku narażenia na śmierć lub wystąpienia groźby śmierci dotyczących członka rodziny lub przyjaciela wydarzenie (wydarzenia) to musi wynikać z aktu przemocy lub być przypadkowe.
Powtarzane lub bardzo duże narażenie na nieprzyjemne szczegóły danego wydarzenia (wydarzeń) traumatycznego”
2
.
Definicja uwzględnia także możliwe zaburzenia związane z traumą u dzieci, klasyfikując je jako reaktywne zaburzenia przywiązania, rozhamowane nawiązywanie relacji społecznych oraz zaburzenia stresowe pourazowe u dzieci w wieku przedszkolnym3. Warto w tym miejscu zbudować pomost między psychiatrią a praktyką terapeutyczną – w tym psychoterapią, pracą z traumą i praktykami somatycznymi – który unaoczni, jak szeroka i długofalowa potrafi być trauma. Może ona dotyczyć okresu prenatalnego, okołoporodowego, niemowlęcego, wczesnodziecięcego, ale także dorosłości. Jednak to właśnie zranienia dziecięce, doświadczane w okresie intensywnego kształtowania się i rozwoju mózgu, pozostawiają w nas najtrwalsze ślady. W ujęciu psychiatrycznym z traumą mamy do czynienia wtedy, gdy doświadczenia stanowią zagrożenie dla życia, zdrowia lub integralności psychofizycznej, co następnie może prowadzić do różnych zaburzeń, takich jak zaburzenia lękowe, PTSD (zespół stresu pourazowego), cPTSD (złożony zespół stresu pourazowego) czy zaburzenia dysocjacyjne. W tym sensie psychiatria traktuje traumę przede wszystkim jako zjawisko kliniczne. Psychoterapia postrzega ją nieco inaczej: koncentruje się na doświadczeniu emocjonalnym i somatycznym. Oba podejścia są komplementarne, choć nie zawsze stosowane jednocześnie. Trauma każdorazowo jest doświadczeniem psycho-(duchowo)-fizycznym, co podkreśla także psychiatria. Praktyczny przewodnik dla klinicystów podaje, że wśród objawów zespołu stresu pourazowego – zarówno u dorosłych, jak i dzieci – są:
reakcje fizjologiczne,
reakcje dysocjacyjne,
objawy fizyczne, takie jak drażliwość, brak zahamowań, autodestrukcja, problemy ze snem czy trudności ze skupieniem
4
.
O traumie w kontekście ciała wypowiada się jeden z najwybitniejszych współczesnych psychologów, twórca podejścia somatic experiencing® (SE), Peter A. Levine:
„Do niedawna nasze rozumienie traumy było ograniczone do doświadczeń żołnierzy cierpiących na »traumę bojową«, ofiar ciężkich nadużyć lub przemocy, a także tych, którzy ucierpieli w wyniku katastrof i urazów. To zawężenie dalekie jest od prawdy. […] Trauma nie musi pochodzić z wielkiej katastrofy”5.
Podobny pogląd wyraża doktor Gabor Maté, lekarz i twórca podejścia compassionate inquiry (CI), ekspert w dziedzinie uzależnień:
„Zwyczajowe pojmowanie traumy budzi skojarzenia z dramatycznymi wydarzeniami: huraganami, znęcaniem się, rażącym zaniedbaniem czy wojną. Ma to niezamierzony i mylący efekt, który polega na relegowaniu traumy do sfery nienormalności, nietypowości i incydentalności. Skoro istnieje grupa ludzi, których nazywamy »straumatyzowanymi«, to znaczy, że większość z nas taka nie jest. […] Wyjątkiem w naszej kulturze byłby raczej ktoś nienaznaczony jej piętnem”6.
Trauma według Bessela van der Kolka, autora książki Strach ucieleśniony, to nie tylko samo zdarzenie:
„Gdy mówimy o traumie, często zaczynamy od historii albo pytania: »Co się zdarzyło w czasie wojny?«, »Czy kiedykolwiek byłeś molestowany?«, »Opowiedz mi o tamtym wypadku/gwałcie«, »Czy w twojej rodzinie ktoś miał problemy z piciem?«. Trauma to jednak coś więcej niż opowieść o tym, co się zdarzyło dawno temu. Emocje i wrażenia fizyczne wdrukowane w tamtym okresie są postrzegane nie jak wspomnienia, ale jak destrukcyjne reakcje somatyczne dziejące się tu i teraz”7.
Trauma, choć możemy ją sklasyfikować na wiele sposobów – od ostrej, jednorazowej, przez chroniczną, od medycznej, przez religijną, seksualną, relacyjną, aż po prenatalną, okołoporodową i transgeneracyjną – właściwie za każdym razem opowiada o tym samym, a więc o czymś, co nie pozostaje bez wpływu. Doświadczenie traumy sprawia, że nie wracamy do życia tacy sami, nie idziemy naprzód tak samo jak przed zdarzeniem. Kontynuujemy codzienność, z całych sił próbując utrzymać pozór normalności, który na dłuższą metę okazuje się jednak niemożliwy do zachowania. To tak, jakbyśmy po traumie wstali odmienieni. Każdy z nas będzie przeżywał to inaczej, bardziej lub mniej subtelnie, zależnie od kumulatywności doświadczeń traumatycznych, biologii, środowiska, modyfikacji epigenetycznej i dziedziczenia epigenetycznego oraz indywidualnych predyspozycji do różnych dolegliwości i zaburzeń psychicznych. Być może właśnie dlatego trauma jest tak często nierozumiana, marginalizowana lub lekceważona pod względem siły rażenia – nie ma przecież jednej żelaznej listy konsekwencji traumy. Na próżno szukać „dziesięciu głównych oznak” bycia straumatyzowanym.
Bo jak sklasyfikować osobę, która nie potrafi zapanować nad swoimi brutalnymi reakcjami wobec dzieci – nad krzykiem, szarpaniem, mówieniem przez zaciśnięte zęby, bo właśnie w taki sposób przejawiają się skutki jej traumy?
Może warto wspomnieć także o pracoholizmie, który w rzeczy samej jest jedną z częstszych odpowiedzi na traumę i wypracowane przez nią przekonanie: „jestem niewystarczający”. A co z nadmiernym zadowalaniem innych, kompulsywnym pomaganiem i dogadzaniem wszystkim poza sobą? Co z nieustanną potrzebą osiągania i zdobywania władzy? Co z izolowaniem się od ludzi lub przeciwnie – z zawieszaniem się na drugim człowieku z przekonaniem: „kiedy będę sam_a, nie poradzę sobie, umrę”? Co z brakiem pozwolenia na odpoczynek, co z potrzebą kontroli – siebie i innych? Tak, wszystko, co wymieniłam, może stanowić behawioralną odpowiedź na traumę.
Jak traktować chroniczny ból niewiadomego pochodzenia? On też może być skutkiem traumy. Co myśleć o bezsenności, poczuciu „wyciekającej” nie wiadomo gdzie energii? O wzmożonej czujności, szybko bijącym sercu bez konkretnego powodu, odrętwieniu, niemożności łączności z innymi mimo wielkich chęci? Jak wytłumaczyć fizyczne poczucie życia „za szybą”, ataki paniki, stany lękowe, duszności, choroby autoimmunologiczne i psychosomatyczne, uczucie „guli w gardle”, a nawet duszenia się? Tak, wszystko to może być somatycznym przypomnieniem o przeżytej traumie.
A co z myślami, które nieustannie powracają?
„Jestem do niczego”.
„I tak sobie nie poradzę”.
„Wszyscy mnie zostawią”.
„Jestem zła” / „Jestem niepotrzebny”.
„Innym byłoby lepiej beze mnie”.
„Nikt mi nie pomoże”.
„Nikt mnie nigdy nie słucha”.
„Ludzie są źli”.
„Nie warto ufać”.
„Muszę poradzić sobie sama”.
„Nie potrzebuję nikogo”.
„Jestem głupi”.
„Życie to pułapka”.
„Jestem błędem”.
„Nie powinno mnie tu być”.
„Jestem niegodny”.
„Jestem bezwartościowy”.
„Świat jest kłamliwy”.
„Ludzie wbiją ci nóż w plecy przy pierwszej lepszej okazji”.
To przykłady wczesnych, pierwotnych przekonań, które rodzą się w wyniku raniących doświadczeń, by następnie stać się mapą, według której orientujemy się w świecie.
Przyjrzyjmy się emocjom. Jaka jest twoja relacja z nimi? Czy masz do nich dostęp? Czy możesz płakać, czy nie jesteś w stanie pozwolić sobie na łzy? Jak odczuwasz złość? W której części ciała? Co robisz, gdy przychodzi? Odcinasz się od niej? Przeżywasz ją w sposób destrukcyjny, raniąc siebie i innych? Uciekasz w pasywną agresję, a może w autoagresję? Jakie są twoje wzorce przeżywania trudnych emocji? Może nic wtedy nie czujesz? Unosisz się przez życie niczym tafla lodu na wodzie. Niewiele cię smuci. Niewiele wzrusza. Niewiele złości. Niewiele cieszy. Nazywasz to odłączeniem, martwotą, a czasem odrętwieniem. Tak, to również może być efekt traumy.
Jeśli prześledzisz to, co napisałam o traumie do tej pory, z pewnością dojdziesz do wniosku, że trauma to rozdzielenie. To separacja – od siebie i od innych.
W przypadku traumy prenatalnej, która wydarza się, zanim jeszcze przyjdziemy na świat, można powiedzieć, że powoduje ona rozstanie ze sobą, zanim w ogóle dane nam jest sobą się stać. W swojej książce Początek wszystkiego. Jak to, czego doświadczamy przed narodzinami i w ich trakcie, wpływa na nasze życie dorosłe8 blisko dwieście stron poświęciłam traumom doświadczanym u zarania naszego życia. Tu opiszę je pokrótce, tworząc tym samym podwaliny pod opis traumy wczesnodziecięcej i relacyjnej.
W psychologii wciąż niestety pobrzmiewa rozbrat opinii w sprawie istotności najwcześniejszego, przedurodzeniowego czasu dzieci. Część specjalistów nie zgadza się z możliwym wpływem doświadczeń prenatalnych i urodzeniowych na jednostkę, traktując to bardziej jako bajki starej grajki. Ja jestem innego zdania i dałam temu wyraz wielokrotnie. W tej kwestii bliskie mi są stanowiska takich specjalistów jak William Emerson, Gabor Maté, Franz Ruppert, Sue Gerhardt, Peter A. Levine oraz wielu innych klinicystów i badaczy zgłębiających ten temat. Wszyscy oni pozostają w sprawie traumy prenatalnej i okołoporodowej zgodni: fakt, że dziecko nie mówi, nie oznacza, że nie doświadcza, nie czuje, nie zapisuje i nie koduje. „Płód dzieli jakość życia swojej matki. Nie chodzi jednak wyłącznie o jej stan fizyczny. Płód dzieli z nią również jej samopoczucie”9.
W artykule na temat stresu prenatalnego i jego wpływie na rozwój mózgu dziecka czytamy, że „mózg rośnie najszybciej w okresie płodowym i w pierwszym roku po urodzeniu – mózg noworodka stanowi około 36% objętości mózgu dorosłego. Rozwój mózgu płodu dzieli się na trzy fazy: okres embrionalny (od poczęcia do ósmego tygodnia ciąży), wczesny okres płodowy (do połowy ciąży) i późny okres płodowy (od połowy ciąży do narodzin). Rozwijający się mózg zawiera miliardy neuronów, z których większość jest produkowana do połowy ciąży. Przez cały okres płodowy rozwój mózgu obejmuje produkcję, migrację, łączenie i różnicowanie neuronów. Do dwudziestego tygodnia, czyli do końca wczesnego okresu płodowego, mózg posiada struktury niezbędne do dojrzałego funkcjonowania, choć nadal ma gładką płytkę korową”10.
Według specjalistów pracujących aktywnie z traumą prenatalną i okołoporodową na nienarodzone jeszcze dzieci wpływa sam moment poczęcia wraz z intencją powołania na świat nowego życia, oczywiste i mniej oczywiste stresory, z którymi na co dzień styka się matka, jakość relacji, z której pochodzi dziecko, przygotowanie psychiczne i fizyczne do ciąży i porodu, sam moment przyjścia dziecka na świat włącznie z czasem połogu i pierwszego, tak intensywnego pod kątem przywiązania roku życia.
„Wielu ludzi wyobraża sobie, że zostali spłodzeni przez […] kochających się rodziców, którzy wręcz nie mogli się doczekać, żeby wziąć w objęcia swoją pociechę i stworzyć z nią pełną miłości więź. W rzeczywistości bardzo często sytuacja przedstawia się niestety zupełnie inaczej. […] Odrzucenie dziecka może mieć początek już w łonie matki. Od pierwszych dni brakuje wtedy podstawowego elementu warunkującego stworzenie pełnej miłości więzi między rodzicami a dzieckiem i dziecko doskonale wyczuwa rodzicielską obojętność czy lodowaty brak uczuć”11.
Sceptycy mogą kwestionować możliwość kodowania bodźców i istnienie pamięci płodu, skoro hipokamp, a więc część mózgu odpowiedzialna między innymi za przekształcanie pamięci krótkotrwałej w długotrwałą, w okresie płodowym wciąż pozostaje przecież nieaktywny. Jednak „brak przypomnienia sobie a brak pamięci to nie to samo. Pamięć przywoływania (recall memory) to tylko jedna z form pamięci, zależna od aktywacji określonych struktur mózgowych, szczególnie hipokampu, który koduje pamięć epizodyczną – dotyczącą wydarzeń i okoliczności. Hipokamp zaczyna się rozwijać dopiero około półtora roku po urodzeniu, a w pełni funkcjonować znacznie później. Większość ludzi nie pamięta niczego, co wydarzyło się przed trzecim, a czasem nawet czwartym rokiem życia, a jeśli już, to tylko w niewielkim stopniu. Ale to tylko jedna forma pamięci. Istnieje inna forma pamięci zwana pamięcią utajoną (implicit memory), która nie dotyczy świadomego przywoływania wydarzeń, okoliczności czy epizodów, lecz emocjonalnego odcisku w układzie nerwowym i mózgu, wynikającego z przeżytych doświadczeń – bez świadomego ich wspominania”12.
W czasie mojego życia płodowego i we wczesnych latach dzieciństwa sytuacja osobista i relacyjna moich rodziców była bardzo trudna. Mama nawet rozważała terminację ciąży. Gdy dostała zapewnienie o wsparciu od własnej matki, zdecydowała się tego nie zrobić, jednak przez ponad połowę ciąży wiadomość o dziecku trzymała w tajemnicy przed moim tatą. Miała wątpliwości co do jego ojcostwa. Zostały one rozwiane wraz z testami genetycznymi wykonanymi postnatalnie. Suma tych wysoko przeciążających wydarzeń miała na mnie ogromny wpływ. Opisałam je w Początku wszystkiego. Czy mogę sobie przypomnieć te sytuacje? Którąkolwiek z nich? Nie. A jednak każda terapia, na której byłam, udowodniła mi, że owszem, wiele pamiętam. Przez długi czas towarzyszyła mi pamięć o byciu niepotrzebną i zbędną. „Nie powinno mnie tu być”, „Nie chcę żyć!”, mówiłam jako dziecko w przypływie ogromnych emocji, których nie umiała ukoić ani moja mama, ani tym bardziej ja sama. Cztery lata przewlekłej choroby aż do operacji ratującej życie, która zmieniła bieg mojej ścieżki, także były formą próby samounicestwienia. Nieświadomą, niecelową, ale mającą być może bardzo jasne wewnętrzne motory.
Temat traumy prenatalnej i okołoporodowej nie jest zazwyczaj tym, z czym idziemy do gabinetów terapeutycznych – i trudno się temu dziwić. Zazwyczaj zajmujemy się tym, co dzieje się tu i teraz, co kłuje niewygodą i boli właśnie w danym momencie. Możemy jednak być pewni, że to, co dzieje się tu i teraz, gdy zostanie zinterpretowane w kontekście traumy, stanie się portalem – przejściem, które zaprowadzi nas do pierwotnej istoty rzeczy, do przyczyny.
Gdy to piszę, przychodzi mi na myśl klientka, która – niezależnie od podjętego tematu pracy, na przykład: „nie mogę w pełni korzystać z życia”, „mam wrażenie, że jestem niewystarczająca”, „nie mogę się wyrazić” – za każdym razem, doświadczając renegocjacji traumy, opowiadała o dostępie do powietrza. „Mogę oddychać”, „czuję powiew delikatnie świeżego powietrza na skórze”, „pierwszy raz czuję powietrze”, „jakbym skądś wyszła i teraz mam dużo miejsca”. Ruchy jej ciała również odtwarzały pewną sekwencję – kobieta zwyczajowo unosiła ręce do góry i na boki, jakby robiła sobie miejsce w przestrzeni. Któregoś dnia zapytałam:
– Czy wiesz coś o tym, jak się rodziłaś?
– Kleszcze, wyrywanie i wyłamane nóżki.
Czasem nie musimy nazywać wprost ani zdecydowanie nie musimy opowiadać długich historii, by móc uwolnić i wspomóc przetwarzanie czegoś nawet bardzo dawnego, czego przecież „nie mamy prawa pamiętać”.
Rozmowy o intencjach poczęcia, o szacunku do czasu ciąży, o przygotowaniach do porodu i samym porodzie, a dalej o rodzicielstwie budzą w nas wiele aktywacji. W rzeczy samej, są to tematy, które niczego innego nie robią, jak właśnie nas triggerują. Uruchamiają nasze stare przekonania i emocje. Kłócimy się z nauką, a czasem i z czarno-białymi faktami, bo nie chcemy czuć się niewystarczający, gorsi czy niekompetentni. Wiele rzeczy traktujemy jako bezpośredni atak na naszą osobę. Mam wewnętrzną zgodę na to, że być może nie uda się (nawet w tej książce) porozmawiać o rodzicielstwie bez uruchomienia i zregresowania przynajmniej części słuchających (czytających). Temat ciąży to kwestia nie tylko psychiki, kobiet i związków, ale także systemów rodzinnych, historii, kultury, ekonomii, społeczeństw, szpitali, miejsc pracy i uprzywilejowania – zarówno rasowego, jak i geograficznego czy materialnego. Jedną z podstawowych trudności jest wyraźny podział na życie prywatne i społeczne, który niejednokrotnie pozostawia młode matki w tragicznym uwikłaniu, zmuszając je do wyboru między socjalizacją, pracą, kontaktami, mierzalnym rozwojem, kreacją i osiąganiem celów poza domem a izolacją w domu z tak bardzo potrzebującym, bezradnym i maleńkim dzieckiem. To system, który wymaga zmiany – począwszy od edukacji przyszłych matek i ojców, tak by mogli dokonać samodzielnej i wspólnej oceny swojej gotowości do rodzicielstwa. Nie jest trudno wychowywać dziecko, odtwarzając znane sobie wzorce, często bezrefleksyjnie, na autopilocie. Ba! – to styl rodzicielstwa prezentowany prawdopodobnie przez większość społeczeństwa. A zdaje się, że clou bycia opiekunem to rozumienie, kim właśnie się staję – dla istoty małej, bezbronnej, bezradnej i ściśle połączonej ze mną. Pytanie brzmi: czy mimo że nie widzę tysięcy nitek przywiązania pomiędzy sobą a swoim dzieckiem, uwierzę, zrozumiem i wezmę pod dojrzałą rozwagę to, że oto ten człowiek, który za wiele lat będzie odrębnym dorosłym, dziś polega wyłącznie na mnie, do pewnego momentu stanowiąc dosłownie w sensie regulacyjnym i hormonalnym przedłużenie mojego ciała?
Istnieją dwa sposoby postrzegania traumy rozwojowej. Jeden z nich jest bardziej powszechny, a w związku z tym lepiej rozpoznawany. To trauma relacyjna lub złożona trauma w dzieciństwie, znana jako zaburzenie traumy rozwojowej. Ta perspektywa traumy rozwojowej jest poparta badaniem ACE (adverse childhood experiences)ii. Okazuje się, że im wyższy wynik w teście ACE, tym większe ryzyko poważnych trudności w dorosłym życiu, zarówno zdrowotnych, jak i psychicznych. Badania pokazały, że osoby z dużym obciążeniem wczesnymi doświadczeniami częściej zmagają się z depresją, uzależnieniami, próbami samobójczymi, przemocą w relacjach, a także sięgają po papierosy, mniej się ruszają, mają problemy z wagą czy są narażone na choroby przenoszone drogą płciową.
„Inaczej można do traumy rozwojowej podejść, odpowiadając na pytanie: »Na jakim etapie rozwoju doszło do traumy?«. Ta perspektywa analizuje wpływ doświadczeń traumatycznych na rozwój mózgu, powstawanie objawów oraz diagnozę psychiatryczną. Zespół naukowców programu badawczego nad biopsychologią rozwojową w Harvard Medical School wykazał, że przemoc w dzieciństwie zmienia strukturę i funkcjonowanie mózgu zależnie od rodzaju maltretowania i etapu rozwoju”13.
Mówiąc o traumie rozwojowej, mówimy najczęściej o tej wczesnodziecięcej i dziecięcej traumie połączonej z naszymi opiekunami i prezentowanym stylem przywiązania z domu rodzinnego. Doświadczenie traumy dziecięcej rzadko kiedy dotyczy jednorazowej sytuacji, która tym, że się zdarzyła, zaskoczyła wszystkich biorących w niej udział. Zazwyczaj – i na tym właśnie polega trudność traumy rozwojowej – zranienia, które wyrosły na gruncie postaw opiekunów, stają się dla nas doświadczeniem niekończącym się, a więc chronicznym. Chroniczność traumy interpersonalnej prowadzi do jej złożoności. Złożona trauma rozwojowa dotyczy po pierwsze jej kumulatywności, a po wtóre seryjności. Traumę wczesnodziecięcą buduje więc wiele nałożonych na siebie sytuacji i zdarzeń, które stanowią swoistą serię strat, zdrad, śmierci i niezrozumienia.
„Wśród interpersonalnych zdarzeń traumatycznych można wymienić między innymi: zaburzone więzi, ambiwalentne, unikowe czy zdezorganizowane; przemoc i zaniedbanie emocjonalne; przemoc i zaniedbanie fizyczne; porzucenia; przemoc seksualną; patologiczną nadopiekuńczość […]. Im wcześniej doznajemy przemocy od osób ważnych w naszym życiu, tym poważniej wpływa ona na funkcjonowanie naszego układu nerwowego i pozostawia bardziej drastyczne konsekwencje w sferze emocjonalnej, poznawczej, behawioralnej, somatycznej czy społecznej”14.
Każda trauma rozwojowa będzie zatem traumą relacyjną, natomiast nie każda trauma relacyjna będzie traumą rozwojową. Według definicji zranienia relacyjne traumy mogą wystąpić w każdym wieku, natomiast okno traumy rozwojowej, czyli czas, w którym możemy jej doświadczyć, jest naturalnie o wiele węższe, bo trwa tylko kilka lat, kiedy jesteśmy dziećmi.
Z moich obserwacji wynika, że obok traumy medycznej to właśnie dziecięca trauma interpersonalna wiąże się ze znaczącą bagatelizacją. Panuje powszechny pogląd, że z doświadczenia traumy „zwalnia” nas fakt, że nie byliśmy przez opiekunów bici. Na wiele pozabezpiecznych zachowań własnych rodziców z przeszłości patrzymy przez zwierciadło idealizacji, jesteśmy wobec nich systemowo lojalni, wiernie strzeżemy niemej umowy o trzymaniu rodzinnych tajemnic w czterech ścianach, a nawet takie zachowania potrafimy zakwalifikować jako rodowe znaki naszej kultury. W końcu który ojciec, wujek czy dziadek nie pił w latach osiemdziesiątych? Ten sposób myślenia skutecznie dystansuje nas od sięgania po pomoc, której z pewnością wielu by potrzebowało. Otóż trauma rozwojowa i wczesnodziecięca to nie tylko zbiór niekorzystnych, jawnie raniących doświadczeń, ale także zbiór braków, które nigdy nie zostały zaspokojone. W spektrum zranienia może więc znaleźć się zarówno krzyk, krytyka, karanie ciszą, przemoc fizyczna, zawstydzanie (krzywda dziejąca się poprzez kontakt opiekuna z dzieckiem), jak i zaniedbanie, zostawianie płaczącego dziecka, odsuwanie się od niego, gdy potrzebuje wsparcia, brak bliskości, dotyku, kontaktu, brak celebracji urodzin, nieokazywanie miłości (krzywda dziejąca się poprzez brak kontaktu opiekuna z dzieckiem). W kontekście traumy rozwojowej jednym z najlepiej poznanych i przebadanych mechanizmów psychologicznych jest styl przywiązania, którego dziecko doświadcza w relacji z opiekunem. Brytyjski psycholog i psychiatra, a także ojciec teorii przywiązania John Bowlby pisał, że: „modele robocze, które dziecko buduje, opierają się na obrazie matki oraz jej sposobach komunikacji i zachowania wobec niego, na porównywalnym obrazie ojca i uzupełniających się modelach samego siebie w interakcjach z każdą z tych osób. […] Model siebie, który dziecko buduje w relacji z rodzicami, odzwierciedla również obrazy, jakie rodzice mają o nim. Obrazy te są przekazywane nie tylko poprzez sposób, w jaki rodzice traktują dziecko, ale także poprzez to, co do niego mówią. Te modele określają, jak dziecko postrzega każdego z rodziców i samo siebie, czego oczekuje od rodziców, jak spodziewa się być traktowane oraz w jaki sposób planuje swoje własne zachowanie wobec nich. […] Gdy modele te się ukształtują, mają tendencję do utrwalania się i są traktowane jako coś oczywistego – zaczynają działać na poziomie nieświadomym. U dziecka z bezpiecznym przywiązaniem stopniowo dochodzi do ich aktualizacji – w miarę jak dziecko dorasta i doświadcza innego traktowania przez rodziców, jego wewnętrzne schematy dostosowują się do nowej rzeczywistości. W przypadku dziecka z lękowym przywiązaniem ten proces jest częściowo zablokowany przez mechanizmy obronne, które odrzucają informacje sprzeczne z wcześniejszymi doświadczeniami. Oznacza to, że wzorce interakcji, które dziecko wypracowało w pierwszych latach życia, mogą pozostawać niezmienione nawet wtedy, gdy w dorosłości spotyka ludzi, którzy traktują je zupełnie inaczej niż jego rodzice”15.
Pojawiające się na świecie zupełnie niesamodzielne i bezradne niemowlę przetrwa dzięki wrodzonym biologicznym instynktom, które czynią je zależnym od tak zwanej figury przywiązania i skłaniają do bliskości z nią. Interakcje, sposób mówienia, dostrojenie, obecność i bliskość, których dziecko będzie doświadczać, zostaną zinternalizowane i nieświadomie uwzględnione w procesie kształtowania relacji zarówno z samym sobą, jak i z innymi. Gabor Maté i Gordon Neufeld w książce Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów przywiązanie to definiują jako „dążenie do osiągnięcia i utrzymania bliskości, zażyłości oraz wspólnoty: fizycznej, behawioralnej, emocjonalnej i psychologicznej”16.Autorzy wymieniają sześć różnych sposobów, w jakie dziecko przywiązuje się do opiekuna:
zmysły (fizyczna bliskość),
podobieństwo (chcemy być podobni do tych, z którymi czujemy bliskość),
przynależność i lojalność (bycie z kimś blisko to traktowanie tego kogoś jak swojego),
znaczenie (w sensie poczucia, że jesteśmy dla kogoś ważni),
uczucie (miłość, ciepło, serdeczność),
odsłanianie siebie (być z kimś blisko to dać mu się poznać)
iii
.
Wzorzec interakcji i całości kontaktu z dzieckiem postremo ukształtuje jego styl przywiązania. Dzięki Bowlby’emu i kontynuatorce jego obserwacji, Mary Ainsworth, rozróżniono cztery podstawowe style przywiązania (trzy bezpośrednio dzięki Mary Ainsworth), które dzielą się na bezpieczny styl przywiązania i grupę stylów pozabezpiecznych (zwanych inaczej niepewnymi). W grupie pozabezpiecznych, w zależności od tendencji zachowań opiekuna, wyróżnia się unikający, lękowo-ambiwalentny i zdezorganizowany. W latach siedemdziesiątych XX wieku Ainsworth przeprowadziła kluczowy dla świata psychologii eksperyment, którego celem było zbadanie, jak niemowlęta reagują na separację i ponowne spotkanie z opiekunem, co miało ujawnić ich wzorzec przywiązania. Eksperyment składał się z kilku sekwencji, które odpowiednio pobudzały i koiły (lub nie) niemowlę. Badanie rozpoczynało się od wejścia matki i dziecka do pomieszczenia z zabawkami. Niemowlę miało czas na eksplorację otoczenia, zanim do pokoju weszła kolejna, tym razem obca, osoba. Następnie matka wychodziła z pokoju, zostawiając dziecko z nieznajomym. Po chwili matka wracała, a obca osoba wychodziła. Sekwencja była powtarzana z różnymi układami obecności matki i osoby obcej zgodnie z ustalonym scenariuszem badania.
Jakość interakcji z matką, utrzymywanie kontaktu wzrokowego i dostrojenie emocjonalne, obserwowalne zachowania i jakość wzajemnego połączenia (koregulacja, dostrojenie, wzajemność, łączność) pozwoliły opisać trzy główne style przywiązania (do których później został dodany jeszcze jeden z niepewnych – zdezorganizowany). Poniżej krótko scharakteryzuję każdy ze stylów na podstawie wyników eksperymentu Ainsworth.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
iiAdverse childhood experiences, czyli badanie niekorzystnych doświadczeń z dzieciństwa, było jednym z ważniejszych w historii psychologii badań na temat wpływu doświadczeń z młodości na jakość życia i zdrowia dorosłych. Obszerna ankieta przeprowadzona na ponad 17 tysiącach dorosłych składała się z pytań o doświadczenie przemocy fizycznej, emocjonalnej, seksualnej, a dalej o dysfunkcje i zaniedbanie w domu rodzinnym. Wyniki badania opublikowano w 1998 roku. Ujawniały one alarmująco wysokie poziomy traumatycznych doświadczeń: blisko 70% badanych miało za sobą przynajmniej jedno niekorzystne doświadczenie, a prawie 13% miało ich cztery i więcej.
iii G. Neufeld, G. Maté, Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów, tłum. P. Cieślak, Łódź 2016, s. 21–24. W oryginalnej wersji książki ostatni podpunkt „Odsłanianie siebie” to „Being known”, co na polski można przetłumaczyć jako „bycie znanym”. To zdecydowanie bardziej trafne od „odsłaniania siebie”. Chodzi o bycie w pełni widzianym, wziętym pod uwagę i zapamiętanym przez opiekunów.
1A. Schore, How Relationships Shape Your Brain, rozmowa w podcaście Andrew Hubermana na YouTube, 2024, https://www.youtube.com/watch?v=rZkMpVLcVsg&t=1976s, dostęp 10 lutego 2025.
2 American Psychiatric Association, Kryteria diagnostyczne DSM-5-TR, red. wyd. pol. P. Gałecki, Warszawa 2022, s. 129.
3 J. Morrison, DSM-5® bez tajemnic. Praktyczny przewodnik dla klinicystów, tłum. R. Andruszko, Kraków 2016, s. 243.
4 J. Morrison, DSM-5® bez tajemnic…, s. 251.
5 P.A. Levine, Uleczyć traumę. 12-stopniowy program wychodzenia z traumy, tłum. Z. Mazurczak, Warszawa 2021, s. 20.
6 G. Maté, D. Maté, Mit normalności. Trauma, choroba i zdrowienie w toksycznej kulturze, tłum. P. Cieślak, Warszawa 2023, s. 37.
7 B. van der Kolk, Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy, tłum. M. Załoga, Warszawa 2018, s. 266.
8 M. Gierszewska, Początek wszystkiego. Jak to, czego doświadczamy przed narodzinami i w ich trakcie, wpływa na nasze dorosłe życie, Kraków 2024.
9 S. Gerhardt, Znaczenie miłości. Jak uczucia wpływają na rozwój mózgu, tłum. B. Radwan, Kraków 2016, s. 30.
10A. Lautarescu, M.C. Craig, V. Glover, Prenatal stress. Effects on fetal and child brain development, „International Review of Neurobiology” 2019, t. 149, s. 1–19, DOI: 10.1016/bs.irn.2019.11.002; tłum. Z. Kowalewska.
11 B. Assel, V. Broughton, D. Brombach i in., Wczesna trauma. Rozpoznawanie i uwalnianie, red. F. Ruppert, tłum. A. Białobrzeska, Warszawa 2015, s. 83–84.
12 G. Maté, The Culture of Birth, wykład w ramach szkolenia „Compassionate Inquiry. The Portal – Conception, Pregnancy, Birth and the Postpartum Period”, materiał niepublikowany, transkrypcja ze szkolenia online, https://online.compassionateinquiry.com, dostęp styczeń 2025; za zgodą autora.
13F. Anderson, Transcending Trauma. Healing Complex PTSD with Internal Family Systems Therapy, Eau Claire 2021, s. 13–14; tłum. M. Gierszewska.
14 A. Kuczyńska, A. Widera-Wysoczańska, Interpersonalna trauma. Mechanizmy i konsekwencje, Warszawa 2011, s. 12.
15J. Bowlby, A Secure Base. Parent–Child Attachment and Healthy Human Development, New York 1988, s. 129–130; tłum. M. Gierszewska.
16 G. Neufeld, G. Maté, Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów, tłum. P. Cieślak, Łódź 2016, s. 16.
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Wprowadzenie
ROZDZIAŁ PIERWSZY. Anatomia traumy
Trauma i jej definicje
Somatyczny wymiar traumy
Trauma prenatalna i okołoporodowa
Trauma rozwojowa i relacyjna
Przypisy
Okładka
Strona tytułowa
Prawa autorskie
