Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Asa prowadzi nielegalny biznes i jest obsesyjnie zakochany w Sloan. Nie cofnie się przed niczym, by zniszczyć każdego, kto choć spróbuje stanąć między nimi. Sam natomiast pogrąża się w uzależnieniu od imprez, narkotyków, seksu.
Sloan jest gotowa znieść wiele, nawet jeśli ceną jest jej godność. Tkwi w toksycznym związku, by... zapewnić opiekę niepełnosprawnemu bratu. Jest stale obserwowana i musi być Asie posłuszna. Straciła nadzieję, że mogłaby się z tego piekła wyzwolić.
Jednak życie rzuca jej kolejne wyzwanie: stawia na jej drodze Cartera. Dziewczyna obawia się go, ale nie jest w stanie mu się oprzeć. Rozpoczyna się ryzykowna gra, w której nie ma miejsca na błąd, a stawką jest życie – nie tylko Sloan.
Poznaj historię uzależniającą jak narkotyk, w której namiętność przekracza niebezpieczne granice. Twoje serce zabije szybciej z pożądania i... ze strachu. Colleen Hoover nie przestaje zaskakiwać – ani szokować – nawet najwierniejszych czytelniczek.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Too Late
Copyright © 2023 by Colleen Hoover
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2024
Copyright © for the translation by Joanna Dziubińska
Wydawca prowadzący: Natalia Karolak, Alicja Gałandzij
Redaktor prowadzący: Anna Małocha
Korekta: Joanna Mika, Aneta Wieczorek, Beata Marzec / d2d.pl
Projekt okładki: Agnieszka Gontarz. Jest to adaptacja okładki pierwszego polskiego wydania Too Late, którą zaprojektowała Eliza Luty
Fotografia na okładce: Sky-Blue Creative / Stocksy
Fotografia autorki: Julien Poupard
ISBN 978-83-8135-637-4
www.otwarte.eu
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Dedykuję tę książkę wszystkim członkom grupy Too Late na Facebooku.
Dzięki Wam było to jedno z najwspanialszych pisarskich doświadczeń w moim życiu.
Szczególnie dziękuję Elli Brusie.
Zaczęłam pracować nad Too Late w roku 2012, kiedy dopadła mnie pisarska blokada. Nigdy nie miałam zamiaru publikować tej książki, bo nie przypomina tego, co zwykle tworzę. Jest mroczna , pokręcona i wulgarna, ale stanowiła fajną odskocznię, gdy zdarzyło mi się ugrzęznąć nad przyjemniejszym materiałem. Wspomniałam o tym niedokończonym projekcie lata temu i kilkoro czytelników chciało rzucić okiem na to, co napisałam. Potem opublikowałam skończone rozdziały na darmowej stronie internetowej i przez kolejne lata uzupełniałam jej zawartość.
Tekst, którego początkowo nie miałam zamiaru nikomu pokazywać, za sprawą tych z was, którzy czytali go na bieżąco, stał się czymś, co bardzo chciałam dokończyć. Często dopisywałam do rozdziałów coś nowego, więc tworzyłam tę historię w czasie rzeczywistym, w przeciwieństwie do moich pozostałych powieści. Natychmiastowe publikowanie i reakcje czytelników dotyczące każdego rozdziału stały się jak narkotyk – zarówno dla mnie, jak i dla tych, którzy pokochali tę historię. Kiedy w końcu skończyłam pisać, opublikowałam na Amazonie darmowy e-book, ale nigdy oficjalnie nie wydałam tej powieści.
Jako że Too Late miało za sprawą Grand Central Publishing trafić do prawdziwych księgarni, postanowiłam wrócić do tego tekstu i przeredagować niektóre fragmenty. Ze względu na sposób pisania i publikowania tej powieści są w niej rzeczy, które bym zmieniła, gdyby wiedziała, że kiedykolwiek przejdzie profesjonalną redakcję. Starałam się nie zmienić głównych bohaterów ani fabuły, ale pozwoliłam sobie na to, by poprawić niektóre sceny, a inne usunąć. Dodałam też kilka nowych rzeczy.
Jeśli sięgasz po tę książkę po raz pierwszy, mam nadzieję, że będzie ci się podobać, choć całkowicie różni się od moich pozostałych powieści. Jednym z was Too Late da dużo radości. Innym będzie trudno przez nią przebrnąć. Bez względu na to, do której grupy należysz, dziękuję, że czytasz moje książki, nieważne, czy są to pozycje, nad którymi siedzę długie miesiące, czy historie takie jak ta, napisane spontanicznie i – miejmy nadzieję – czytane tylko przez dorosłych. Ta książka nie jest odpowiednia dla dzieci i młodszych nastolatków. Zachowajcie ostrożność.
Z poważaniem
Colleen Hoover
Ostrzeżenie: powieść zawiera wulgarny język, dosadne opisy scen erotycznych, morderstw, napaści seksualnej i zażywania narkotyków.
Sloan
Czuję ciepłe palce splatające się z moimi i dociskające mnie do materaca. Moje powieki są jak z ołowiu, bo w tym tygodniu nie spałam zbyt wiele. Właściwie to nie spałam zbyt wiele przez cały ostatni miesiąc.
A raczej przez cały ten przeklęty rok.
Stękam i próbuje złączyć nogi, ale nie mogę. Wszędzie czuję ciężar – na piersi, na policzku, w kroczu. Mija kilka sekund, zanim udaje mi się ocknąć z sennego otępienia, ale jestem na tyle przytomna, by wiedzieć, co się dzieje.
– Asa, złaź ze mnie.
Napiera na mnie raz za razem, stękając mi do ucha. Jego zarost wbija mi się w policzek.
– Prawie doszedłem, skarbie – dyszy.
Próbuję uwolnić dłonie, na co on dociska je mocniej, przypominając mi, że jestem jedynie więźniem swojego łóżka, a on strażnikiem sypialni. Asa zawsze potrafi sprawić, bym czuła się tak, jakby moje ciało było do jego wyłącznej dyspozycji. Nigdy nie jest okrutny ani brutalny, ale kiedy się do mnie lepi, nie czuję się komfortowo.
Na przykład teraz.
O przeklętej szóstej rano.
Domyślam się, która jest godzina, po promieniach słońca przenikających do środka poprzez szczelinę pod drzwiami. Asa właśnie kładzie się do łóżka po wczorajszej imprezie, za to ja muszę być na zajęciach za niecałe dwie godziny. Nie tak powinna wyglądać pobudka po marnych trzech godzinach snu.
Oplatam go nogami, by uwierzył, że mnie to kręci. Gdy udaję choć odrobinę zainteresowaną, szybciej jest po wszystkim.
Łapie mnie za prawą pierś, na co wydaję z siebie przewidywany jęk. Niemal w tej samej chwili on zaczyna drżeć.
– Kurwa… – stęka, zagłębiając twarz w moich włosach i zwalniając rytm.
Po kilku sekundach opada na mnie, ciężko wzdycha, całuje mnie w policzek i przetacza się na swoją stronę łóżka. Wstaje, ściąga prezerwatywę i bierze butelkę wody z szafki nocnej. Upija łyk, taksując moje nagie ciało. Rozciąga usta w leniwym uśmiechu.
Nagi i pewny siebie, opróżnia butelkę kilkoma haustami.
Asa jest przystojny, ale ma swoje wady. Właściwie chyba tylko w kwestii wyglądu nie mam mu nic do zarzucenia. Jest arogancki, porywczy i czasem trudno nad nim zapanować. Ale mnie kocha. Kocha mnie aż do bólu i skłamałabym, mówiąc, że ja nie kocham jego. Wiele rzeczy chciałabym w nim zmienić, gdybym mogła, ale teraz nie mam nikogo poza nim, więc muszę jakoś z nim żyć. Dał mi dach nad głową, kiedy nie miałam się gdzie podziać ani do kogo zwrócić. To wystarczający powód, by jakoś go znosić.
Zresztą nie mam wyboru.
Wyciera usta i wrzuca pustą butelkę do kosza. Przeczesuje palcami swoje gęste brązowe włosy i puszcza do mnie oko, po czym znów pada na łóżko i nachyla się nade mną, by delikatnie mnie pocałować.
– Dobranoc, skarbie – mówi i przewraca się na plecy.
– Chyba dzień dobry – odpowiadam, niechętnie zwlekając się z pościeli. Koszulkę mam zrolowaną pod biust, więc obciągam ją i biorę spodnie oraz bluzkę na zmianę. Wychodzę na korytarz i idę pod prysznic. Nasi współlokatorzy na szczęście nie zajmują jedynej łazienki na piętrze.
Nie mogę tak dłużej. Asa nie chodzi na zajęcia regularnie, ale zalicza wszystkie przedmioty na wysokie oceny. Ja z trudem utrzymuję się na powierzchni, choć w zeszłym semestrze nie opuściłam ani jednego dnia. Przynajmniej fizycznie. Niestety mieszkamy z tyloma ludźmi, że w domu rzadko panuje spokój. Zdecydowanie za często przyłapuję się na tym, że przysypiam na zajęciach. To jedyny moment, kiedy mam chwilę spokoju. Imprezy trwają tu o każdej porze dnia i nocy bez względu na to, czy następnego dnia ktoś ma szkołę. Weekendy nie różnią się od dni powszednich, a liczba lokatorów nie ma związku z wysokością czynszu.
Czasem nawet nie wiem, kto tak naprawdę tu mieszka. Dom należy do Asy, a on uwielbia towarzystwo i tę nieustanną rotację znajomych. Gdybym tylko miała za co, natychmiast wynajęłabym własne mieszkanie. Ale nie mam. A to oznacza jeszcze jeden rok w tym piekle, nim skończę studia.
Jeszcze jeden rok, nim będę wolna.
Ściągam koszulkę i rzucam ją na podłogę, po czym odsuwam zasłonę prysznica. Moja dłoń zastyga w pół drogi do kurka, a ja zaczynam się drzeć jak wariatka. W wannie leży w pełni ubrany i kompletnie nieprzytomny Dalton, nasz najnowszy stały współlokator.
Wyrwany ze snu podrywa się z krzykiem i uderza czołem w kran. Podnoszę koszulkę w tej samej chwili, w której do łazienki wpada Asa.
– Wszystko okej, Sloan? – pyta spanikowanym głosem, jednocześnie sprawdzając, czy gdzieś się zraniłam. Energicznie kręcę głową i pokazuję palcem na Daltona.
Chłopak stęka.
– Ze mną nie jest okej.
Trzymając się za zranione czoło, próbuje wyczołgać się z wanny.
Asa spogląda na mnie i na T-shirt, którym przysłaniam piersi, po czym znów zerka na Daltona. Martwię się, że opacznie zrozumie sytuację, więc zaczynam się tłumaczyć, ale przerywa mi jego głośny, niespodziewany wybuch śmiechu.
– To ty mu to zrobiłaś? – Pokazuje na czoło Daltona.
– Rąbnął się o kran, kiedy krzyknęłam na jego widok.
Asa rechocze jeszcze głośniej, po czym wyciąga rękę do chłopaka i pomaga mu się wygramolić z wanny.
– Chodź, stary, napijesz się piwa. To najlepsze lekarstwo na kaca. – Wypycha go z łazienki i wychodzi za nim, zamykając za sobą drzwi.
Stoję jak sparaliżowana, wciąż zasłaniając się koszulką. Najgorsze jest to, że już trzeci raz spotyka mnie coś takiego – idę się umyć, a w wannie leży jakiś kretyn, któremu urwał się film. Muszę zapamiętać, żeby odsuwać zasłonę prysznicową, zanim się rozbiorę.
Carter
Wyciągam z kieszeni plan zajęć i szukam numeru sali.
– Ale syf – mówię do telefonu. – Skończyłem studia trzy lata temu, nie pisałem się na to, żeby znów odrabiać prace domowe.
Dalton – jak go teraz nazywam – śmieje się tak głośno, że aż muszę odsunąć telefon od ucha.
– Bardzo, kurwa, smutne – odpowiada. – Wczoraj musiałem spać w wannie. Przestań jęczeć, stary. Aktorstwo to część tej pracy.
– Łatwo ci mówić. Masz zajęcia raz w tygodniu, ja aż trzy razy. Dlaczego Young zapisał cię na tylko jedne?
– Może lepiej obciągam – prycha Dalton.
Spoglądam na swój harmonogram i na numer na drzwiach, przed którymi stoję. Wszystko się zgadza.
– Muszę kończyć. La clase de Español.
– Zaczekaj, Carter. – Ton jego głosu staje się poważniejszy. Dalton odchrząkuje i przygotowuje swoją „partnerską pogadankę”. Muszę je znosić dzień w dzień, odkąd zaczęliśmy razem pracować. Nie musi mi przypominać, dlaczego tu jesteśmy. Zdaję sobie sprawę, że mam obowiązek. Jest nim wypełnienie zadania, za które mi się płaci… czyli przyłapanie największego uczelnianego gangu narkotykowego w historii uczelni wyższych. Przez zaledwie trzy lata problemy z nadużywaniem substancji zwiększyły się tu dziesięciokrotnie. Podobno wszystkiemu winien jest Asa Jackson i ludzie z jego otoczenia. I właśnie dlatego jesteśmy tu z Daltonem – żeby zidentyfikować kluczowych graczy. Stanowimy jedynie małą część operacji, ale małe elementy tworzą większą całość i każda z ról ma znaczenie. Nawet rola polegająca na udawaniu studenta. Którym już byłem. Wolałbym jak wszyscy zacząć semestr w zeszłym tygodniu, ale wydziałowi długo zeszło z załatwieniem wszystkich formalności.
– Spróbuj się dobrze bawić. Jesteśmy o krok od zdobycia wszystkiego, czego potrzebujemy… Będziesz tu przez maksimum dwa miesiące. Przygruchaj sobie jakąś dupeczkę. Czas szybciej ci minie.
Zaglądam do wnętrza sali przez szybkę w drzwiach. Pomieszczenie jest wypełnione po brzegi, nie licząc trzech pustych krzeseł. Mój wzrok automatycznie zatrzymuje się na dziewczynie w tylnej części sali; miejsce obok jest puste. Dziewczyna podpiera głowę rękoma, a ciemne włosy zasłaniają jej twarz. Śpi. Mogę siąść przy śpiochu. To lepsze, niż gdyby miała gadać jak nakręcona.
– Okej, dupeczka namierzona. Zgadamy się po lunchu.
Rozłączam się i otwieram drzwi, jednocześnie wyłączając dźwięk w telefonie. Zarzucam plecak na ramię i idę po schodkach na tył sali. Przeciskam się do wolnego miejsca, plecak kładę na podłodze, a telefon na ławce. Stuknięcie komórki o drewniany blat wyrywa dziewczynę ze snu. Natychmiast siada prosto i szeroko otwiera oczy. Rozgląda się dookoła, spanikowana i zagubiona, po czym spuszcza wzrok na notes przed sobą. Wysuwam krzesło i siadam koło niej. Patrzy na mój telefon i zaraz potem na mnie.
Jej włosy są poplątane, a z kącika ust spływa błyszcząca strużka śliny. Przeszywa mnie wzrokiem, jakbym przerwał jej pierwszą drzemkę od stu lat.
– Zarwana noc? – pytam. Nachylam się do plecaka i wyciągam podręcznik do hiszpańskiego, którego treść znam na pamięć.
– Już po zajęciach? – pyta dziewczyna, patrząc na podręcznik spod półprzymkniętych powiek.
– To zależy.
– Od czego?
– Od tego, jak długo tu tak siedzisz – odpowiadam. – Nie wiem, na którą godzinę przyszłaś, ale teraz zaczyna się hiszpański z dziesiątej.
Dziewczyna opiera łokcie na blacie i stęka, jednocześnie pocierając twarz dłońmi.
– Spałam tylko pięć minut? – Opiera się na krześle i nieco zsuwa, odchylając głowę do tyłu. – Obudź mnie, jak będzie po wszystkim, okej?
Patrzy na mnie w oczekiwaniu, aż przytaknę. Dotykam palcem podbródka.
– Masz coś tutaj.
Dziewczyna wyciera usta i zerka na dłoń, żeby sprawdzić, czego się pozbyła. Spodziewam się, że będzie zażenowana, ale ona tylko przewraca oczami i naciąga na kciuk rękaw koszuli. Wyciera kałużę śliny z blatu, po czym znów opiera się na krześle i zamyka oczy.
Studiowałem i wiem, jak to jest: nocne zmiany, imprezy, nauka i permanentny brak czasu. Ale ta dziewczyna wygląda, jakby była u kresu sił. Zastanawiam się, czy to dlatego, że miała nocną zmianę, czy ponieważ za dużo imprezuje.
Wyciągam z plecaka napój energetyczny, który kupiłem po drodze. Ona potrzebuje go chyba bardziej niż ja.
– Masz. – Stawiam go na blacie. – Napij się.
Dziewczyna powoli otwiera oczy, jakby każda z jej powiek ważyła tonę. Spogląda na napój i otwiera puszkę. Łapczywie pochłania zawartość, jakby nie piła od co najmniej kilku dni.
– Nie ma za co. – Śmieję się.
Odstawia pustą puszkę na stół i wyciera usta tym samym rękawem, którym wcześniej wytarła ślinę. Nie będę kłamał: jej styl rozczochranej, seksownej luzary bardzo na mnie działa.
– Dzięki – mówi, odgarniając włosy z oczu. Spogląda na mnie, uśmiecha się, po czym przeciąga się i ziewa.
Drzwi otwierają się i wszyscy siadają prosto, co zwiastuje nadejście wykładowcy. Ja nie mogę oderwać wzroku od tej dziewczyny.
Palcami przeczesuje włosy. Wyglądają na wilgotne i czuję kwiatowy zapach jej szamponu, kiedy odrzuca je przez ramię na plecy. Są długie, ciemne i gęste, podobnie jak jej rzęsy. Spogląda przed siebie i otwiera zeszyt, więc naśladując jej ruchy, robię to samo.
Profesor wita nas po hiszpańsku, na co my odpowiadamy nierównym chórem. Kiedy zaczyna wyjaśniać pierwsze ćwiczenie, odzywa się moja komórka. To SMS od Daltona.
Dalton: Czy ta niezła dupeczka, z którą siedzisz, ma jakieś imię?
Natychmiast odwracam telefon, licząc, że dziewczyna tego nie przeczytała. Ale zauważam, że zakrywa usta dłonią, tłumiąc śmiech.
Cholera, przeczytała.
– Dupeczka, tak? – kpi.
– Przepraszam. Mój kumpel… Myśli, że jest zabawny. Lubi też uprzykrzać mi życie.
Dziewczyna unosi brew i odwraca się w moją stronę.
– Czyli nie uważasz, że niezła ze mnie dupeczka?
Patrzy prosto na mnie i po raz pierwszy mogę się jej dobrze przyjrzeć. Boże, to chyba najlepsze zajęcia, na jakich kiedykolwiek byłem. Wzruszam ramionami.
– Wybacz, ale odkąd się poznaliśmy, cały czas siedzisz. Nie miałem okazji popatrzeć na twój tyłek.
Znów się śmieje.
– Jestem Sloan – mówi, podając mi rękę. Ma na kciuku maleńką bliznę w kształcie sierpa księżyca. Dotykam jej kciukiem i żeby lepiej się przyjrzeć, lekko przekręcam jej dłoń to w jedną, to w drugą stronę.
– Sloan – powtarzam z uwagą.
– Zwykle w tym momencie druga osoba podaje swoje imię – mówi dziewczyna.
Gdy podnoszę wzrok, cofa dłoń i patrzy na mnie pytająco.
– Carter – odpowiadam zgodnie z ustaleniami. Trudno było przez ostatnie sześć tygodni zwracać się do Ryana Dalton, ale się przyzwyczaiłem. Jednak mówienie o sobie Carter to zupełnie inna historia. Nieraz zdarzało mi się zapomnieć i prawie użyłem swojego prawdziwego imienia.
– Mucho gusto – odpowiada z niemal perfekcyjnym akcentem, przenosząc uwagę na przód sali.
Nie, szczerze, cała przyjemność po mojej stronie.
Wykładowca każe uczestnikom zajęć zwrócić się do osoby siedzącej po sąsiedzku i powiedzieć po hiszpańsku trzy fakty na jej temat. To mój czwarty rok hiszpańskiego, więc pozwalam Sloan wypowiedzieć się pierwszej, żeby jej nie zawstydzić. Zachęcam ją skinieniem głowy.
– Las señoras primera – mówię.
– Nie, będziemy mówić na zmianę – odpowiada. – Ty pierwszy. Śmiało, powiedz mi coś o mnie.
– Okej – zgadzam się, rozbawiony tym, jak właśnie przejęła kontrolę nad sytuacją. – Usted es mandona.
– To twoje zdanie, nie fakt – stwierdza. – Ale ci to uznam.
Nachylam się w jej stronę.
– Zrozumiałaś, co przed chwilą powiedziałem?
Kiwa głową.
– Jeśli celowo powiedziałeś, że się rządzę, to tak. – Mruży oczy, ale na jej ustach pojawia się powściągliwy uśmiech. – Moja kolej – mówi. – Su compañera de clase es bella.
Śmieję się. Czy ona właśnie strzeliła sobie komplement, mówiąc mi, że moja koleżanka z zajęć jest piękna? Energicznie jej przytakuję.
– Mi compañera de clase esta correcta.
Jest opalona, mimo to widzę, że różowieją jej policzki.
– Ile masz lat? – pyta.
– To pytanie, nie fakt, do tego nie po hiszpańsku.
– Muszę zadać pytanie, żeby dojść do faktów. Wyglądasz na nieco starszego niż większość studentów drugiego roku.
– A ile twoim zdaniem mam lat?
– Dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery – mówi.
Niewiele się pomyliła. Mam dwadzieścia pięć lat, ale ona nie musi o tym wiedzieć.
– Dwadzieścia dwa – mówię.
– Tiene veintidos años – stwierdza drugi fakt na mój temat.
– Oszukujesz – odpowiadam.
– Musisz to powiedzieć po hiszpańsku, jeśli mam ci to zaliczyć.
– Usted engaña.
Znacząco unosi brew. Nie spodziewała się, że będę znał po hiszpańsku takie słówko.
– Stwierdziłeś już trzy fakty – mówi.
– Tobie został jeszcze jeden.
– Usted es un perro.
Śmieję się.
– Przez pomyłkę nazwałaś mnie psem.
Sloan kręci głową.
– To nie była pomyłka.
Jej telefon wibruje, więc wyciąga go z kieszeni i skupia na nim całą uwagę. Odchylam się na krześle i biorę własną komórkę, udając, że coś w niej sprawdzam. Siedzimy w ciszy, podczas gdy reszta klasy kończy ćwiczenie. Obserwuję kątem oka, jak Sloan pisze SMS-a; jej kciuki śmigają nad wyświetlaczem. Jest urocza. Teraz nie będę mógł się doczekać tych zajęć. Spędzenie na uczelni trzech dni w tygodniu nagle przestało się wydawać aż takim wysiłkiem.
Do końca zajęć zostało jeszcze piętnaście minut, a ja robię, co w mojej mocy, żeby się nie gapić na moją nową znajomą. Odkąd nazwała mnie psem, nie powiedziała już nic więcej. Obserwuję, jak gryzmoli coś w notatniku, i kompletnie nie zwracam uwagi na wykładowcę. Sloan albo potwornie się nudzi, albo myślami jest zupełnie gdzie indziej. Nachylam się do niej i próbuję zobaczyć, co pisze. Może i jestem wścibski, ale z drugiej strony ona przeczytała wcześniej mojego SMS-a, więc czuję się usprawiedliwiony.
Jej długopis śmiga po kartce, co może ma jakiś związek z napojem energetycznym, który wypiła. Czytam zapisywane przez nią zdania. Są kompletnie bez sensu, na przykład:
Pociągi i autobusy ukradły mi buty i teraz muszę jeść surowe kałamarnice.
Inne również brzmią absurdalnie i mimo woli zaczynam się śmiać. Sloan zerka w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, posyła mi szelmowski uśmiech.
Spuszcza wzrok na notatnik i stuka w niego długopisem.
– Szybko się nudzę – szepce. – Nie potrafię długo usiedzieć w skupieniu.
Ja zwykle nie mam z tym problemów, ale najwyraźniej nie wtedy, kiedy siedzę obok niej.
– Czasem ja też nie – mówię. Pokazuję palcem na słowa. – Co to? Jakiś szyfr?
Sloan wzrusza ramionami, odkłada długopis i podsuwa mi notatnik.
– To taka głupia zabawa na czas, kiedy się nudzę. Lubię sprawdzać, ile zupełnie niezwiązanych ze sobą rzeczy jestem w stanie wymyślić bez ani odrobiny zastanowienia. Im bardziej są bez sensu, tym większe szanse, że wygram.
– Wygrasz? – pytam, licząc na wyjaśnienie. Ta dziewczyna intryguje mnie coraz bardziej. – Chyba nie możesz przegrać, skoro jesteś jedynym graczem?
Przestaje się uśmiechać i z powrotem wlepia wzrok w notes. Delikatnie wodzi palcem po jednym ze słów. Zastanawiam się, co takiego powiedziałem, że jej nastrój tak nagle się zmienił. Podnosi długopis i podaje mi go, otrząsając się z pochmurnych myśli.
– Spróbuj – mówi. – To strasznie uzależnia.
Biorę długopis i znajduję puste miejsce na kartce.
– Mam napisać byle co? Co tylko przyjdzie mi do głowy?
– Nie – odpowiada. – Zupełnie odwrotnie. Spróbuj o tym nie myśleć. Postaraj się sprawić, żeby nic nie przychodziło ci do głowy. Po prostu pisz.
Wrzuciłem puszkę kukurydzy do zsypu na pranie, teraz moja mama wypłakuje tęcze.
Odkładając długopis, czuję się nieco głupio. Sloan czyta i zakrywa usta, żeby zdusić śmiech. Znajduje czystą kartkę i pisze: „Masz talent”,po czym znów podaje mi długopis.
Dziękuję. Sok z jednorożca pomaga mi oddychać, kiedy słucham disco.
Znowu się śmieje i wyciąga mi długopis z dłoni, w tej samej chwili, kiedy wykładowca ogłasza koniec zajęć. Wszyscy pakują książki do plecaków i pospiesznie wychodzą.
Wszyscy oprócz nas. Oboje nieruchomo gapimy się w kartkę, uśmiechając się od ucha do ucha.
Sloan powoli zamyka notatnik, zsuwa go ze stołu i wkłada do torby. Spogląda na mnie.
– Posiedź tu jeszcze – mówi, wstając.
– Po co?
– Po prostu. Musisz tu siedzieć, gdy będę wychodzić, żebyś mógł sprawdzić, czy na pewno niezła ze mnie dupeczka. – Puszcza do mnie oko i się odwraca.
Robię dokładnie to, co mi kazała – wlepiam wzrok w jej tyłek. Na moje szczęście jest idealny. Każda część jej ciała jest idealna. Siedzę całkowicie nieruchomo i przyglądam się, jak Sloan schodzi po schodach.
Skąd, do cholery, wzięła się ta dziewczyna? I gdzie była całe moje życie? Przeklinam fakt, że między nami nie zdarzy się nic więcej ponad to, co stało się dziś. Związki, które zaczynają się od kłamstw, nie mają najlepszych perspektyw. Zwłaszcza jeśli są to kłamstwa takie jak moje.
Przed wyjściem Sloan zerka na mnie przez ramię, a ja chwytam jej spojrzenie. Pokazuję jej uniesiony kciuk, na co ona śmieje się i znika w drzwiach.
Zbieram swoje rzeczy i próbuję wybić ją sobie z głowy. Muszę się dziś skupić. Stawka jest zbyt duża, żebym dał się zdekoncentrować takiej pięknej, idealnej dupeczce.
Sloan
Zadanie domowe kończę w bibliotece, bo wiem, że w domu nie będę w stanie się skupić. Zanim wprowadziłam się do Asy, spałam na kanapie, której właściciele już od dawna chcieli się mnie pozbyć… brak kasy naprawdę dawał mi w kość. Spotykaliśmy się wtedy dopiero od dwóch miesięcy, ale nie miałam co ze sobą zrobić, dlatego zgodziłam się z nim zamieszkać.
To było ponad dwa lata temu.
Po jego samochodzie i wielkim domu poznałam, że nie narzeka na brak gotówki. Nie byłam tylko pewna, czy odziedziczył fortunę, czy może wplątał się w jakąś szemraną sprawę. Miałam nadzieję, że to opcja numer jeden, ale nadzieja i ja nigdy nie byłyśmy w najlepszych stosunkach. Przez pierwsze kilka miesięcy nieźle krył się z tym, że sprzedaje narkotyki, tłumacząc wszystko dużym spadkiem. Przez jakiś czas mu wierzyłam. Zresztą nie miałam wyboru.
Ale gdy w środku nocy zaczęli pojawiać się u nas obcy ludzie, a Asa rozmawiał z nimi tylko za zamkniętymi drzwiami, pozbyłam się złudzeń. Próbował się przede mną tłumaczyć i zarzekał się, że sprzedaje tylko „nieszkodliwe” narkotyki tym, którzy – gdyby odmówił – i tak znaleźliby je gdzie indziej. Nie chciałam mieć z tym nic wspólnego, więc kiedy powiedział, że nie wycofa się z interesu, odeszłam.
Jedyny problem polegał na tym, że nie miałam gdzie się podziać. Kilkoro znajomych przenocowało mnie u siebie na kanapie, ale żadne z nich nie mogło sobie pozwolić, aby mnie utrzymywać. Wolałabym pójść do schroniska dla bezdomnych, niż wrócić do Asy, ale nie o swoje życie się martwiłam: martwiłam się o swojego młodszego brata.
Stephen urodził się z niepełnosprawnością psychiczną i fizyczną. Dzięki przyznaniu mu państwowych świadczeń socjalnych w końcu znalazł się w dobrym ośrodku, któremu bez obaw mogłam powierzyć opiekę nad nim. Niestety fundusze cofnięto, a ja nie mogłam pozwolić, by znów zamieszkał z matką i wrócił do tamtego strasznego życia. Postanowiłam zrobić wszystko, co konieczne, by do tego nie doszło.
Dwa tygodnie po rozstaniu z Asą mojemu bratu wstrzymano świadczenia socjalne na opłacenie placówki opiekuńczej. Nie miałam gdzie go zabrać, a gdybym to zrobiła, to straciłby dostęp do opieki, której potrzebował. Mogłam się zwrócić o pomoc tylko do Asy. Jako jedyny wyciągnął do nas rękę. Powrót do jego domu i poproszenie o pomoc były najtrudniejszym, co kiedykolwiek zrobiłam. Jak gdyby rzucenie się z powrotem w jego ramiona oznaczało wyzbycie się resztek godności. Pozwolił mi się znów wprowadzić, ale nie bez konsekwencji. Skoro wiedział już, jak bardzo jestem od niego zależna w kwestii opieki nad Stephenem, przestał ukrywać to, jak żyje. Przychodziło do nas coraz więcej ludzi, a transakcje odbywały się na oczach wszystkich, zamiast za zamkniętymi drzwiami.
Teraz przez nasz dom przewija się tylu ludzi, że trudno mi powiedzieć, kto tu naprawdę mieszka, kto tylko nocuje, a kto jest zupełnie obcy. Imprezy odbywają się dzień w dzień, a każda noc jest dla mnie koszmarem.
Z tygodnia na tydzień atmosfera w domu robi się coraz bardziej niebezpieczna, a ja pragnę stąd uciec bardziej niż kiedykolwiek. Pracowałam na pół etatu w bibliotece na kampusie, ale w tym semestrze się nie załapałam. Jestem na liście oczekujących. Szukam też innej pracy, rozpaczliwie starając się odłożyć nieco gotówki na ucieczkę. Nie byłoby to takie trudne, gdybym musiała się troszczyć tylko o siebie, jednak opieka nad Stephenem wymaga środków, których nie mam i nie będę mieć jeszcze przez pewien czas.
Na razie muszę więc utrzymywać pozory, udając, jaka jestem wdzięczna Asie za uratowanie mi życia, choć tak naprawdę mam wrażenie, że on je niszczy. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę go kocham.
Kocham chłopaka, którym wiem, że mógłby się kiedyś stać, ale nie jestem naiwna. Choć wiele razy obiecywał mi, że ograniczy biznes, a potem się z niego wycofa, nigdy tego nie zrobi. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale kiedy w rękach masz władzę, a w kieszeni forsę, trudno jest się wycofać. Nigdy tego nie zostawi. Przestanie, dopiero kiedy trafi do więzienia albo… zginie. A ja nie chcę być w pobliżu, gdy dojdzie do jednego albo drugiego.
Nie staram się nawet rozróżniać aut na podjeździe. Codziennie stoi tam jakieś nowe. Parkuję samochód Asy, biorę swoje rzeczy i wchodzę do domu, gdzie czeka mnie kolejna noc z piekła rodem.
W środku panuje niepokojąca cisza. Zamykam za sobą drzwi i uśmiecham się, odetchnąwszy z ulgą, bo wszyscy siedzą nad basenem na tyłach. To się praktycznie nie zdarza, więc wykorzystuję tę sposobność, wkładam słuchawki i zaczynam sprzątać. Może wyda się wam to dziwne, ale to mój sposób na relaks.
Nie wspominając już o tym, że ten dom to zazwyczaj jeden wielki chlew.
Zaczynam od salonu i zbieram tyle butelek po piwie, że zapełniam cały studwudziestolitrowy worek na śmieci. Gdy docieram do kuchni i zauważam górę naczyń, uśmiecham się. Zejdzie mi na tym przynajmniej godzina. Wkładam wszystkie brudne talerze i szklanki do lewej komory zlewu i odkręcam wodę. Kołyszę się w rytm muzyki. Ostatnim razem czułam się w tym domu tak dobrze podczas dwóch pierwszych miesięcy po przeprowadzce. Kiedy mieszkałam z tym dobrym Asą, który mówił mi miłe rzeczy, zabierał na randki i stawiał na pierwszym miejscu.
Pamiętam czasy, kiedy bywaliśmy w tym domu sami. Zamawialiśmy coś do jedzenia i wtuleni w siebie oglądali filmy na kanapie.
Gdy zalewają mnie wspomnienia o Asie, w którym się zakochałam, czuję, jak od tyłu oplatają mnie jego ramiona. Na początku jestem przestraszona. Po chwili jednak czuję jego perfumy – ten sam zapach od Diora, który miał na sobie na naszej pierwszej randce. Zaczyna bujać się ze mną w rytm muzyki, delikatnie mnie obejmując. Uśmiecham się, zamykam oczy, splatam palce z jego palcami i się w niego wtulam. Asa całuje mnie w ucho i odwraca mnie do siebie. Unoszę powieki. Jego uśmiech i spojrzenie są rozbrajające, nie widziałam tego ciepła w jego oczach od tak dawna, że aż pęka mi serce, gdy pomyślę, jak bardzo za nim tęskniłam.
Może on naprawdę się stara. Może też jest zmęczony tym życiem.
Ujmuje moją twarz w dłonie i mnie całuje – długo i namiętnie. Zapomniałam, że w ogóle potrafi mnie w ten sposób całować. Ostatnio całuje mnie tylko podczas seksu. Oplatam rękoma jego szyję i odwzajemniam pocałunek. Całuję go rozpaczliwie, całuję dawnego Asę, nie wiedząc, na jak długo tym razem ze mną zostanie.
Odrywa usta od moich i wyciąga mi słuchawki z uszu.
– Ktoś tu chyba liczy na powtórkę z rana, co?
Całuję go jeszcze raz i uśmiecham się, kiwając głową. To prawda. Jeśli właśnie tego Asę będę mieć w łóżku, to tak.
Kładzie mi dłoń na ramieniu i się śmieje.
– Nie przy ludziach, Sloan.
Ludziach?
Zaciskam powieki i czuję, że się czerwienię. Nie miałam pojęcia, że ktoś na nas patrzy.
– Chciałbym ci kogoś przedstawić.
Odsuwa się, a ja otwieram najpierw jedno oko, potem drugie. Mam nadzieję, że nie widać po mnie, jak bardzo jestem zmieszana i zaskoczona. Oparty o framugę drzwi, z rękoma złożonymi na piersi i nieprzeniknioną miną, stoi Carter.
Chłopak, z którym flirtowałam na zajęciach kilka godzin temu.
Aż zatyka mnie z wrażenia, głównie dlatego, że jest ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałam. Nagle ogarnia mnie jeszcze większe skrępowanie niż dziś rano, kiedy siedziałam koło niego na hiszpańskim. Jest o wiele wyższy, niż zakładałam – wyższy nawet od Asy. Nie ma takich wyrobionych mięśni jak mój chłopak, ale z drugiej strony Asa codziennie trenuje, a sądząc po rozmiarze jego muskułów, wspomaga się sterydami. Carter ma bardziej naturalną sylwetkę i ciemniejszą cerę oraz włosy. W jego oczach dostrzegam złość.
– Hej – rzuca swobodnie i wyciąga do mnie rękę, w żaden sposób nie zdradzając, że mnie poznaje.
Zdaję sobie sprawę, że udaje dla mojego dobra… A może dla własnego? Podaję mu więc dłoń i przedstawiam się po raz drugi.
– Jestem Sloan – mówię niepewnym tonem, licząc, że Carter nie poczuje mojego przyspieszonego tętna. Szybko cofam rękę. – Skąd się znacie z Asą? – Nie jestem pewna, czy chcę znać odpowiedź, ale pytanie i tak wymyka mi się z ust.
Asa obejmuje mnie w talii i odwraca w przeciwną stronę, plecami do Cartera.
– To mój nowy wspólnik w interesach i mamy teraz coś ważnego do załatwienia. Idź posprzątać gdzie indziej. – Klepie mnie w tyłek, próbując przegonić jak psa. Okręcam się energicznie i przeszywam go wzrokiem, ale moje spojrzenie nie jest nawet w połowie tak intensywne jak nienawiść wyzierająca z oczu Cartera, gdy patrzy na mojego chłopaka.
Zwykle nie stawiam się Asie, zwłaszcza przy ludziach, ale tym razem nie potrafię nad sobą zapanować. Wkurza mnie, że jak gdyby nigdy nic zaczyna robić interesy z kimś nowym, choć zarzekał się, że z tym kończy. Nie będę też zaprzeczać – wkurza mnie, że tym kimś jest Carter. Jestem na siebie zła, że na dzisiejszych zajęciach tak się co do niego pomyliłam. Myślałam, że lepiej znam się na ludziach, ale skoro coś łączy go z Asą, to najwyraźniej nie. Jest taki sam jak inni, ale w sumie nie powinnam być zaskoczona. Choć bardzo się staram – choć trudno mi było opuścić rodzinny dom i odciąć od takiego życia – wróciłam do punktu wyjścia, a to sprawia, że czuję się jak idiotka. Moi rodzice brali narkotyki i przysięgałam sobie, że kiedy tylko uda mi się od nich uwolnić, nigdy nie wrócę do takiego życia. Ale proszę, mam dwadzieścia jeden lat i już żyję tak jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. Jak mogę tak mocno pragnąć żyć normalnie i starać się to osiągnąć, a jednocześnie wciąż ładować się po uszy w ten syf? To jakieś przekleństwo.
– Asa, obiecałeś. – Zamaszystym ruchem pokazuję na Cartera. – Pozyskiwanie nowych wspólników to nie wycofywanie się z interesu… to wkręcanie się w niego głębiej.
Czuję się jak hipokrytka, prosząc go, by przestał robić to, co robi. Co miesiąc pozwalam mu wystawiać czek na opiekę dla Stephena, pokrywany z tej samej brudnej forsy, której chciałabym, by nie zarabiał. Ale łatwiej mi na to pozwalać, jeśli pieniądze nie są dla mnie. Wzięłabym najbrudniejsze pieniądze na świecie, gdyby tylko miały zapewnić mojemu bratu komfortowe życie.
Asa mruży oczy. Robi krok w moją stronę, delikatnie kładzie mi dłonie na ramionach i masuje je okrężnymi ruchami. Przybliża usta do mojego ucha i mocniej zaciska ręce, aż zaczynam się krzywić z bólu.
– Nie rób mi wstydu – szepcze na tyle cicho, że tylko ja go słyszę. Rozluźnia uścisk i przejeżdża dłońmi po moich rękach aż do łokci, po czym na pokaz całuje mnie czule w policzek. – Idź włożyć tę seksowną, czerwoną sukienkę. Będziemy dziś świętować.
Puszcza mnie i robi krok w tył. Zerkam na Cartera, który wciąż stoi w drzwiach i wpatruje się w Asę w taki sposób, jakby zamierzał go rozszarpać. Przenosi wzrok na mnie i na moment jego spojrzenie staje się łagodniejsze, choć patrzy na mnie tak krótko, że nie mam pewności, czy się nie pomyliłam. Odwracam się i biegnę po schodach do sypialni. Zatrzaskuję za sobą drzwi i rzucam się na łóżko. Ramiona pulsują mi bólem, próbuję je rozetrzeć. Asa po raz pierwszy zrobił mi krzywdę w czyjejś obecności, ale to, jak zranił moją dumę, boli o wiele bardziej. Nie powinnam była kwestionować jego słów przy kimś obcym. Powinnam być mądrzejsza.
Pewnie jutro będę mieć siniaki na ramionach, ale przynajmniej nie zostaną mi na zawsze, tak jak blizny, które zrobili mi rodzice. Wpatruję się w tę w kształcie półksiężyca na kciuku i wracam myślami do pewnego dnia, gdy matka przypaliła mnie zapalniczką samochodową. Miałam wtedy dwanaście lat. Nie mam pojęcia, o co się na mnie zezłościła. Natychmiast cofnęłam dłoń, gdy zdałam sobie sprawę, co robi, ale i tak nie byłam wystarczająco szybka. Teraz za każdym razem, gdy patrzę na bliznę, przypominam sobie życie, które z nią wiodłam.
Siniaki zbledną, ale ile mam czasu, zanim Asa zacznie zostawiać trwałe ślady na moim ciele? Wiem, że nie zasłużyłam na to, co się przed chwilą stało. Nikt na to nie zasługuje. Jeśli wkrótce się z tego nie wyplączę, będzie tylko gorzej. Takie sytuacje rzadko kiedy zmieniają się na lepsze. Mam ochotę się spakować, wyjść i nigdy nie wrócić. Chcę stąd zniknąć. Zniknąć, zniknąć, zniknąć!
Ale nie mogę jeszcze odejść. W tym wszystkim chodzi nie tylko o mnie.
