To nie moje. Jak rozmawiać z dziećmi o narkotykach, żeby to miało sens - Ewa Pągowska, Adam Nyk - ebook

To nie moje. Jak rozmawiać z dziećmi o narkotykach, żeby to miało sens ebook

Ewa Pągowska, Adam Nyk

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

NAJGORSZE SĄ TE ROZMOWY, KTÓRE SIĘ NIGDY NIE ODBYŁY!

Nie mamy wpływu na to, czy nasze dziecko zetknie się z narkotykami. Na to, czy ktoś na imprezie zaproponuje mu „kreskę”, zapali w jego towarzystwie marihuanę, czy jego znajomy uzależni się od stymulantów.Narkotyki biorą dzieciaki z „dobrych” i „złych domów”, uczniowie szkół ze szczytów rankingów i tych zamykających stawkę.

Ale MY jako RODZICE możemy wciąż zrobić naprawdę dużo, żeby wesprzeć nasze dzieci i zminimalizować ryzyko sięgnięcia przez nie po narkotyki, a jeśli zajdzie taka potrzeba wspólnie znaleźć drogę wyjścia z nałogu!

Obserwacja, uważność, a przede wszystkim umiejętność rozmowy z dzieckiem to wartości i szanse, z których musimy skorzystać.

Uświadomienie sobie tego, że świat naszych dzieci jest inny i że musimy się go uczyć, patrząc ich oczami, to ważny krok. Kolejnym jest zdobycie aktualnej i rzetelnej wiedzy o tym, jak wygląda rynek substancji psychoaktywnych.

· Co i jak biorą dzieci?

· Jakie są drogi wyjścia z nałogu?

· Jak reagować, gdy nastolatek przyjdzie podwpływem narkotyków?

· W jaki sposób namówić je do wizyty u terapeuty?

· Co robić, gdy znajomi naszego dziecka biorą?

· Jak rozmawiać o narkotykach z dzieckiem, które nie miało z nimi kontaktu?

· Jak to wszystko przetrwać?

Rozmowy z dziećmi o narkotykach bywają bardzo trudne. Ten poradnik pomoże ci się do nich przygotować, tak żeby miały SENS.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 319

Data ważności licencji: 9/17/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Projekt okładki: Karolina Żelazińska-Sobiech

Redaktor inicjujący: Barbara Czechowska

Redakcja: Maria Śleszyńska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Beata Kozieł-Kulesza, Magda Zabrocka

Zdjecie na okładce: © Jacqueline Veissid/Photodisc/Getty Images

© for the text by Ewa Pągowska  i Adam Nyk

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

ISBN 978-83-287-3498-2

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz

Od Autorów

Cztery lata temu zbierałam materiał do reportażu o młodzieży, która bierze narkotyki, i zadzwoniłam do większości znajomych, którzy mieli w domu nastolatki. Poprosiłam, by powiedzieli dzieciom, że szukam bohaterów do tekstu, przekazali mój numer telefonu, a dzieci – żeby dały go swoim rówieśnikom. Liczyłam na to, że jakiś młody człowiek zgodzi się opowiedzieć anonimowo o swoich doświadczeniach ze środkami zmieniającymi świadomość. Prawie wszyscy znajomi od razu stwierdzili, że ich dzieci na pewno nie znają nikogo, kto bierze narkotyki. Wielu z nich zadzwoniło potem z informacją, że jednak się mylili. Najbardziej zaskoczona była koleżanka, której córka chciała, bym doprecyzowała, o jakie konkretnie narkotyki mi chodzi.

Nie mamy wpływu na to, czy nasze dziecko zetknie się z narkotykami. Na to, czy ktoś zaproponuje mu „kreskę”, zapali marihuanę w jego towarzystwie, czy jego koleżanka trafi na SOR po przyjęciu „dopalaczy” albo czy znajomy uzależni się od stymulantów. Adam Nyk – psychoterapeuta uzależnień, którego zaprosiłam do tej książki – jest przeciwny czynieniu rodziców w całości odpowiedzialnymi za to, że ich dzieci sięgają po środki psychoaktywne. Mówi, że uzależniają się od nich dzieciaki zarówno ze „złych”, jak i „dobrych” domów, uczniowie szkół ze szczytów rankingów i tych zamykających stawkę. Jednocześnie pociesza, że my, rodzice, wciąż możemy wiele zrobić, by zmniejszyć to ryzyko. Wie, co mówi, bo od ponad trzydziestu lat rozmawia z nastolatkami, które biorą narkotyki, i ich rodzicami. Pracował w prowadzonym przez Monar stacjonarnym ośrodku dla młodzieży, był współautorem audycji radiowej Moda na niebranie i przez piętnaście lat jeździł po mazowieckich szkołach z programem profilaktycznym. Dziś prowadzi terapię w warszawskiej rodzinnej poradni monarowskiej, którą współtworzył dwadzieścia sześć lat temu i którą nadal kieruje. Zadałam mu pytania zebrane od rodziców nastolatków oraz te, które mnie samą nurtują jako matkę i dziennikarkę piszącą o zdrowiu psychicznym.

Rozmawialiśmy między innymi o tym, co robić, gdy znajomi naszego dziecka biorą narkotyki, po czym poznać, że samo się odurza, w jaki sposób namówić je na wizytę u terapeuty i jak w tej sytuacji pozostać przy zdrowych zmysłach. Adam Nyk tłumaczył, jak działają poszczególne substancje, i opowiedział o swoich pac­jentach – w taki jednak sposób, by uniemożliwić ich identyfikację. Analizowaliśmy trendy oraz aktualne badania naukowe. Powstała książka dla rodziców, którzy chcą wiedzieć, co mówić nastolatkom o narkotykach, żeby to miało sens. Dla tych, których kusi, żeby „skutecznie dziecko przestraszyć” i powiedzieć, że „od marihuany się umiera”, i tych, którzy zastanawiają się, czy szczerze mówić o eksperymentach ze swojej młodości, a może nawet zapalić z córką czy synem trawę „ze sprawdzonego źródła”. Dla tych, którzy podejrzewają, że ich dziecko sięga po substancje psychoaktywne, i tych, którzy dowiedzieli się, że ich nastolatek od dłuższego czasu regularnie się odurza.

Rozmowy z dziećmi o narkotykach pod wieloma względami przypominają te o seksie. Bywają bardzo trudne i na pewno warto się do nich dobrze przygotować. Mamy nadzieję, że nasza książka wam w tym pomoże.

Ewa Pągowska, dziennikarka

Chciałem opowiedzieć, jak wygląda rynek narkotykowy we współczesnym świecie. Podzielić się swoim doświadczeniem specjalisty terapii uzależnień i rodzica. Dzisiejszy rynek różni się od tego, który ja obserwowałem, będąc młodym człowiekiem. Wyzwania wychowawcze, przed jakimi stają rodzice z mojego pokolenia, są zupełnie inne od doświadczeń naszych rodziców. Zmiany na rynku narkotykowym stanowią też wyzwanie dla specjalistów, pedagogów, psychologów i nauczycieli. Pokolenia mijają się, nie rozumieją. Doświadczenia oraz wyzwania dzieci i młodzieży diametralnie różnią się od tego, co w młodości przeżywaliśmy my. Ocenianie świata dzisiejszych dzieci z perspektywy naszej młodości jest niesłuszne.

Od kilku lat w przestrzeni publicznej toczy się dyskusja, jak pomóc naszym dzieciom. Pomóc w dostępie do darmowej pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej. Co rusz docierają do nas wiadomości o przepełnionych oddziałach terapeutycznych, braku miejsc, miesiącach oczekiwań na rozpoczęcie terapii. Rodzice szukający pomocy dla swoich dzieci robią, co mogą, żeby dotrzeć, gdzie się da i jak się da. Dla wielu jedynym wyjściem staje się rynek prywatnych usług psychiatrycznych i terapeutycznych. Nastąpiła tak zwana stomatologizacja tych usług (jak wielu z nas nie płaci dziś za wizytę u dentysty?) – teoretycznie państwo zapewnia darmowe leczenie, ale w praktyce jest ono niewystarczające. Ta książka nie jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak to zmienić. Nie mam gotowego rozwiązania problemów systemu opieki zdrowotnej. Ale mogę podzielić się z wami swoim wieloletnim doświadczeniem terapeutycznym w pracy z uzależnionymi i ich bliskimi – w szczególności z nieletnimi używającymi narkotyków i ich rodzicami. Każde dziecko jest inne, każde inaczej wchodzi w sytuację kryzysową, inaczej w niej funkcjonuje, jak również inaczej z niej wychodzi.

Szeroko pojęte środki zmieniające świadomość, począwszy od alkoholu (w dalszym ciągu numeru jeden w rankingu inicjacyjnym), skończywszy na opioidach zbierających śmiertelne żniwo w USA i coraz popularniejszych w Polsce są u nas dostępne, wcale nie takie drogie, jak mogłoby się wydawać, a na niektóre z nich jest wręcz pewien rodzaj przyzwolenia społecznego. Mimo że żyje nam się coraz wygodniej, dostatniej, nie odnoszę wrażenia, by wychowywało nam się dzieci łatwiej niż naszym rodzicom. Tempo życia, na które wszyscy narzekamy, generuje wysoki poziom stresu i konkurencyjności. Nie tylko dla dorosłych, ale również w dużym stopniu dla naszych dzieci. Zapominamy czasem, że bliskość nie wymaga wysokiego poziomu życia tylko raczej wspólnej codzienności i stabilności działań, które podejmujemy razem. Nie są nam do tego potrzebne ciepłe kraje, coraz nowsze telewizory czy coraz większe ciekłokrystaliczne wyświetlacze w samochodach. Narzekamy, że naszym dzieciom jest trudno oderwać się od smartfonu, a czy my jesteśmy w stanie wyłączyć swój? Chociażby w dni wolne?

Możemy narzekać na indolencję państwa, na czasy, na ludzi, na młodzież, która nagrywa krwawe wydarzenie, zamiast próbować pomóc czy chociażby uciekać. Na wszechobecne reklamy alkoholu. Niech nas to jednak nie powstrzymuje przed działaniem.

Zajmuję się terapią uzależnień od ponad trzydziestu lat. Uczyłem się pracy, zdobywałem doświadczenia, obserwowałem kolejne zmiany ustaw i próby przebudowy systemu ochrony zdrowia, usiłowałem nawet mieć na nie wpływ, miewałem kryzysy zawodowe, opłakiwałem straconych pacjentów, ale nigdy nie straciłem wiary, że my, dorośli – politycy, specjaliści od zdrowia psychicznego i rodzice – mamy szansę znaleźć dobre rozwiązania dla naszych dzieci. Ważne, by korzystać z doświadczeń innych, nie poddawać się, gdy się nie uda, próbować znowu bez pogrążania się w poczuciu winy, bo ono nie pomoże. Będzie jak narkotyk, który nas sparaliżuje.

Adam Nyk, psychoterapeuta uzależnień

Rozdział 1 CO TU SIĘ WYDARZYŁO

Ilu polskich uczniów sięga po narkotyki i dlaczego. O chemseksie, mieszaniu ze sobą różnych środków psychoaktywnych i dzieleniu się tabletkami. W jaki sposób dzieciaki trafiają do poradni leczenia uzależnień. Z jakich szkół najczęściej i jakie są ich pomysły na ukrywanie narkotyków? Gdzie i w jaki sposób je kupują, jak za nie płacą i jak zdobywają na nie fundusze?

– Bałeś się o swoje dzieci?

– Pewnie, że tak. Im starsi byli moi synowie, tym silniej uświadamiałem sobie, że oni też zetkną się z narkotykami. Że w jakiś sposób będą mieli z nimi kontakt. Nie łudziłem się, że to ich ominie.

– Nie sądziłeś, że dzięki swojej pracy w charakterze terapeuty uzależnień będziesz umiał w taki sposób przedstawić im zagrożenie, że synowie ich nie spróbują?

– Nie.

– Albo przynajmniej się od nich nie uzależnią?

– Też nie. Chociaż przyznaję – liczyłem, że tak się nie stanie. Podjęliśmy z żoną – jest psychoterapeutką i też kiedyś pracowała z osobami z uzależnieniem, a teraz głównie z dziećmi i młodzieżą – różne działania profilaktyczne. Wiedziałem, co można zrobić, gdy pojawią się jakieś niepokojące sygnały, ale pewności, że ten problem ominie moich synów, nie miałem.

– Z badania terenowego przeprowadzonego w Polsce w latach 2018 i 2019 wynika, że polscy rodzice są jednak optymistyczniej nastawieni. Tylko 13% uznaje, że gdyby ich dziecku ktoś zaproponował marihuanę, to ono mogłoby jej spróbować1. Tymczasem, jak wynika z badania ESPAD przeprowadzonego w 2024 roku na reprezentatywnej próbie polskich uczniów w wieku 15–16 i 17–18 lat, marihuany lub haszyszu próbowało co najmniej 17% tych młodszych i 33% starszych. Mówię „co najmniej”, bo 21% osób z pierwszej grupy i 13% z drugiej odpowiedziało, że gdyby używało przetworów konopi, nie przyznałoby się do tego w tym badaniu2.

– To pokazuje, jak bardzo nie doceniamy ciekawości naszych dzieci, bo pierwsza próba sięgnięcia po substancję psychoaktywną zwykle wynika właśnie z ciekawości. Naiwnie sądzimy, że jeśli mówiliśmy dziecku: „Narkotyki są złe”, to ono na pewno ich nie spróbuje. Tak jakbyśmy zapomnieli, jakie głupoty robiliśmy, gdy byliśmy młodzi. Nasze dziecko kiedyś na pewno zetknie się ze środkami zmieniającymi świadomość. Mówię i o narkotykach, i o alkoholu. Może na wyjeździe kolega coś weźmie, może na imprezie koleżanka coś zaproponuje, może znajomy przyniesie coś do szkoły. Nawet jeśli stworzyliśmy świetny dom, w którym są jasne zasady i dobra komunikacja, to nasze dziecko i tak może ulec pokusie. Nie mówię, że „będzie brać” czy „będzie uzależnione”, tylko że zetknie się z tymi środkami i ich spróbuje. Mimo że wyposażyliśmy je w wiedzę o tym, jakie ryzyko się z tym wiąże.

– Z tym „wyposażaniem” to chyba bywa różnie. Z badania terenowego, o którym wspomniałam3, wynika, że w roku poprzedzającym badanie 57,5% rodziców rozmawiało z dziećmi o narkotykach, a reszta nie podejmowała tego tematu.

– No to już jest liczenie na cud! Żyjemy w świecie, w którym dostępność narkotyków jest bardzo duża, a zalew informacji – ogromny. Wiele jest nieprawdziwych. Dlatego rodzice muszą dotrzeć do rzetelnej wiedzy o narkotykach i podzielić się nią z dziećmi. Młodzi ludzie i tak będą chcieli zdobyć informacje na ten temat. Nie lekceważmy tego zainteresowania. I chęci bycia częścią grupy – to drugi po ciekawości główny powód, dla którego ludzie – w każdym wieku, nie tylko nastolatki – po raz pierwszy sięgają po środki zmieniające świadomość. Mówię to na podstawie rozmów z pacjentami w poradni. Przez dwadzieścia sześć lat jej funkcjonowania mieliśmy ich ponad dwadzieścia tysięcy.

– Co nastolatki mówią ci o pierwszych eksperymentach z narkotykami? Jak to się zaczyna?

– Rzadko jest tak, że ktoś sam obudził w sobie tę ciekawość – naczytał się, nakręcił – i w pojedynkę dążył do tego, żeby czegoś spróbować. Częściej ta ciekawość pojawia się, gdy nastolatki obserwują znajomych, gdy znajdą się w grupie, która z narkotykami eksperymentuje.

– Niejeden rodzic powie teraz: „Wiedziałem! A jednak ktoś moje dziecko namówił!”.

– Niekoniecznie. Nawet jeśli znajomy proponuje nastolatkowi narkotyk, to raczej nie naciska, nie namawia intensywnie. To się dzieje zwykle w jakichś miłych okolicznościach – na imprezie, spotkaniu, wyjeździe. Wyobraź sobie: jest swoboda, fajni ludzie, czujesz się akceptowana i ktoś coś ci podsuwa, mówi: „Chcesz? Spróbuj”.

– A ja sobie wtedy myślę: „Co tam, raz się żyje”.

– Jedyny przymus, o jakim słyszałem w takich wypadkach, dotyczył środowisk przestępczych – grupa zmuszała kogoś do wzięcia jakiejś substancji, żeby się nie odróżniał, żeby był tak samo „umoczony” jak inni. Natomiast zdarza się, że dzieciaki dosypią nieświadomemu niczego rówieśnikowi czegoś „dla zabawy”, żeby się z niego pośmiać. Słyszałem o kilku takich „żartach”. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo są niebezpieczne.

– Te pierwsze razy jakoś się ostatnio zmieniły?

– Zauważam, że coraz więcej młodych dziewczyn, czternasto-, piętnastolatek, próbuje narkotyków w towarzystwie starszych chłopaków. Nie chodzi o to, że są z nimi w związku czy uprawiają z nimi seks. Te, o których mówię, zwykle wyglądają na starsze, niż są – tak się malują i ubierają – i to, że są zapraszane do towarzystwa przez osiemnasto- czy dziewiętnastolatków, bardzo je nobilituje. Są tym podekscytowane i bardziej skłonne spróbować czegoś, co oni proponują.

– Zdarza się, że młode dziewczyny zaczynają sięgać po narkotyki, by się odchudzić?

– Miałem trzy takie pacjentki4. Długo katowały się różnymi dietami, po nich zawsze pojawiał się efekt jo-jo, więc kiedy ktoś im powiedział, żeby wzięły amfetaminę, bo ona zmniejsza łaknienie, skorzystały z tej rady. I efekt był. Dziewczynom podobał się też przypływ energii, jaki ta substancja daje. Ale w przypadku amfetaminy szybko wzrasta tolerancja i dziewczyny wkrótce się uzależniły. Trafiły tu, bo wpadły – jedną złapała z towarem policja, w przypadku drugiej zorientowali się rodzice, a trzeciej – szkoła. Na początku żadna nie była zmotywowana do leczenia. Sytuację bardzo utrudniał fakt, że one panicznie bały się przybrać na wadze. Ostatecznie jedna trafiła do ośrodka leczenia uzależnień, drugiej pomogły wizyty tu, w poradni, a trzecia przerwała leczenie i nie wiem, co się z nią dzieje.

– A nuda? Słyszę o tym, że zwłaszcza młodzi ludzie mieszkający na wsiach lub w małych miasteczkach, w których nie ma dla nich zbyt wiele możliwości ciekawego spędzania wolnego czasu, szukają rozrywki w substancjach psychoaktywnych.

– To prawda, tak też bywa.

– Czy zdarza się, że ktoś sięga po narkotyki po raz pierwszy, żeby zmniejszyć cierpienie psychiczne?

– Niezmiernie rzadko. Raz trafiła do mnie dziewczyna, która zaczęła od mocnego narkotyku, bo chciała przestać cierpieć. Świadomie sięgnęła po morfinę, która została po śmierci jej chorego na raka ojca. Była z nim bardzo związana. Błyskawicznie uzależniła się od tej substancji. Przyszła do mnie na terapię, ja ją skierowałem do ośrodka, ale stamtąd uciekła, a po powrocie do domu przedawkowała i zmarła. Po kilkutygodniowym okresie abstynencji jej organizm miał już niższą tolerancję na morfinę. A jeśli mówimy o rzadkich powodach inicjacji narkotykowej, wspomnę też o dziecku, które dosłownie wychowywało się wśród strzykawek, bo rodzice przyjmowali dożylnie heroinę. Najpierw starali się nie robić tego na jego oczach, ale potem brali wszyscy razem. Poznałem tego chłopaka, gdy pracowałem w więzieniu, gdzie ostatecznie trafił. To jest oczywiście ekstremalny przypadek.

– Znam rodziców, którzy poczęstowali marihuaną swoich starszych nastolatków, bo wyszli z założenia, że lepiej, by dziecko spróbowało jej w ich towarzystwie. Byli przekonani, że mają dobry – niezanieczyszczony – towar, a dziecko, jeśli będzie szukać marihuany na własną rękę, może trafić na substancje, które tylko w niewielkim stopniu ją przypominają i są bardziej niebezpieczne.

– Też znam takich rodziców. Tu w poradni mówili, że palili z dziec­kiem marihuanę, bo w ten sposób chcieli je uchronić przed używaniem innych narkotyków. Uważali, że skoro oni palą zioło rzadko, to dziecko też będzie palić rzadko. Ostatecznie trafili tutaj, więc, jak widać, sprawy nie poszły po ich myśli. Nie twierdzę, że to się zawsze tak kończy ani że palenie z dziećmi marihuany jest częste. Mówię tylko o przypadkach, które znam ze swojej praktyki. Kiedyś byłem zaproszony do programu Kamila Durczoka razem z Kamilem Sipowiczem. Sipowicz powiedział – na wizji, więc nie zdradzam żadnej tajemnicy – że razem z Korą palą zioło, że tego nie ukrywają przed dziećmi, że palili też z nimi i jeden z synów Kory ma z tego powodu poważne kłopoty.

Ale nie trzeba na oczach dzieci zażywać środków zmieniających świadomość, by przekazać im podobny wzorzec rozwiązywania problemów.

– Co masz na myśli?

– Pokazujemy dzieciakom, że wszelki ból – fizyczny i psychiczny – należy natychmiast łagodzić. Na wszystko łykamy tabletki.

– Ostatnio widziałam reklamę silnego środka z kategorii niesteroidowych leków przeciwzapalnych, który kilka lat temu pojawił się w grupie leków dostępnych bez recepty, co wzbudziło kontrowersje w środowisku medycznym. Powodem były między innymi działania niepożądane, jakie może wywołać jego substancja czynna. Wcześniej preparaty, które ją zawierały, były sprzedawane wyłącznie na receptę. Reklama przekonuje, że po ten środek warto sięgnąć nie tylko wtedy, kiedy bardzo boli.

– No tak. Jesteśmy oswajani z coraz silniejszymi środkami. W USA doprowadziło to do epidemii opioidowej. Ona zaczęła się właśnie od agresywnej promocji leku opioidowego OxyContin, której towarzyszyło podawanie wielu nieprawdziwych stwierdzeń. Mnóstwo ludzi się uzależniło i przerzuciło na heroinę – też opioid – ponieważ była tańsza i łatwiej dostępna. Wielu wylądowało na ulicy i zmarło z przedawkowania. Wprawdzie niesteroidowe leki przeciwzapalne nie uzależniają fizycznie – to jest coś zupełnie innego niż opioidy – ale jeśli na niewielki ból bierzemy bardzo mocny środek, to co weźmiemy na ból naprawdę silny? Może preparat, który już będzie miał właściwości uzależniające? Producenci leków wychodzą naprzeciw naszej potrzebie uzyskania silnego i błyskawicznego efektu.

– Są nawet środki, których nazwy podkreślają ich szybkie działanie jak „sprint” i „rapid”.

– To prawda. Otwórzmy domowe apteczki i torebki i zobaczmy, ile tam tego jest. Żyjemy w pędzie, coraz trudniej nam się zatrzymać i odpocząć, więc szukamy czegoś, co nas natychmiast zresetuje. Jesteśmy przebodźcowani. Kiedy rano odblokujemy telefon – zakładam optymistycznie, że możemy sobie pozwolić na jego wyłączenie na noc – zaczynają spływać powiadomienia, informacje, esemesy, wiadomości ze świata. Najczęściej złe: tego zabili, tę zgwałcili, w beczce znaleziono martwe niemowlę. Potem włączamy kolejne urządzenia, odbieramy mejle. W pewnym momencie pojawia się myśl: „Zrób cokolwiek, ratuj się!”. Niektórzy uciekają w skrajny chillout. Inni wciąż stymulują się napojami energetycznymi i mocną kawą. To jest pewien wzorzec radzenia sobie z brakiem energii i zmęczeniem, który przekazują dziecku.

– Ta konieczność szybkiego radzenia sobie z różnymi nieprzyjemnymi odczuciami jest też związana z tym, że żyjemy w świecie, który oczekuje od nas bycia ciągle w dobrej formie.

– Oczywiście! Ze wszystkich stron jesteśmy bombardowani nierealistycznymi wzorcami, do których mamy dążyć.

– Nie ma przestrzeni na słabość, na długie przeżywanie smutku ani tym bardziej na demonstrowanie go. Dziś już nie wiemy, że ktoś przeżywa żałobę, i nie mówię tylko o wizualnych tego oznakach, jak czarny strój.

– Tak, a te emocje w sobie mamy. Nie możemy ich wyrazić, więc próbujemy je tłumić. Narkotyki są do tego idealne.

– Czy rodzice nastolatków mają dziś do narkotyków bardziej liberalny stosunek niż kiedyś?

– Na pewno. Nie tyle do używania ich przez nastolatki, co do używania narkotyków w ogóle. Zwłaszcza marihuany. Chociaż znów – nie mówię, że wszyscy mają takie poglądy – jedni ją demonizują, inni gloryfikują. Trzydziestokilkuletni czy nawet czterdziestokilkuletni rodzice często pamiętają, że w ich liceum paliło się zioło, a na imprezach techno brało ecstasy. Natomiast trzydzieści dwa lata temu, kiedy zaczynałem pracę jako terapeuta uzależnień, dla rodziców moich pacjentów narkotyki były lądem nieznanym. Słyszałem: „Żeby on lepiej wódki się napił. Jak inni. Jak zdrowy chłop”.

– Są rodzice, którzy wychodzą z założenia, że ponieważ za­kazany owoc smakuje najlepiej, to byłoby bardziej właściwe, by dziecko, nawet przed osiemnastym rokiem życia, spróbowało alkoholu w domu, w ich obecności, niż rzuciło się na niego nie wiadomo gdzie i z kim. Z badań przeprowadzonych w 2024 roku wśród młodych ludzi między osiemnastym a dwudziestym drugim rokiem życia wynika, że przed osiemnastką 55% spróbowało przy rodzicach szampana, 53% piwa, a 45% wina5.

– Ci rodzice pewnie liczą na to, że dzięki takiej strategii dziecko będzie miało dojrzalszy stosunek do alkoholu, a w przyszłości będzie z niego korzystało z umiarem. Słyszałem nieraz: „Przecież ono i tak spróbuje przed osiemnastką. Lepiej, żeby zrobiło to w naszej obecności”. Pomijam już fakt szkodliwości alkoholu, tego, że im wcześniejsza inicjacja, tym większe koszty zdrowotne i ryzyko uzależnienia, ale tutaj jest też jeden element, który nam często umyka: udostępnianie alkoholu osobom, które nie skończyły osiemnastego roku życia, jest w Polsce zabronione. Picie go z osobą nieletnią jest więc łamaniem prawa. Jeśli chodzi o substancje psychoaktywne, jest to przekroczenie pewnej granicy, która nie powinna być przekraczana. To sygnał dla dziecka, że można tak robić.

– Do pewnego momentu alkohol od innych substancji psychoaktywnych oddzielała gruba kreska. Budził o wiele mniejszą grozę. Teraz to się zmieniło.

– Na pewno. Dziś podobnie jak kiedyś alkohol zaczyna się traktować marihuanę. Pamiętasz hasło partii Palikota: „Palić, siać, legalizować”? W tamtych wyborach – to był 2011 rok – uzyskała 10%. To znaczy, że wielu wyborcom już wtedy poparcie dla legalizacji zioła nie przeszkadzało. Ale najlepiej tę zmianę podejścia widać właśnie u młodzieży. Ich stosunek do marihuany bardzo złagodniał, a zaostrzył się stosunek do alkoholu.

– No właśnie. Zaskoczyło mnie, że wypijanie minimum pięciu drinków w czasie weekendu kojarzy się piętnasto-, szesnastolatkom z dużym ryzykiem niemal tak samo często jak regularne branie ecstasy. Różnica wyniosła niecałe siedem punktów procentowych. Badacze zwrócili też uwagę na to, że generalnie pojedyncze eksperymenty z narkotykami nie są uważane przez młodych ludzi za bardziej niebezpieczne niż częste używanie w dużych ilościach alkoholu i papierosów6.

– Wielu nastolatkom alkohol kojarzy się z agresją – ktoś po pijaku pobił żonę albo wsiadł do samochodu i spowodował wypadek. Na spotkaniach w szkołach słyszę od uczniów, że to nie marihuana, a wódka powinna być zakazana. A przynajmniej, że alkohol powinien być droższy i trudniej dostępny. Młodzi ludzie często uważają go też za środek prymitywny. Trochę tak jak tradycyjne papierosy – człowiek od nich śmierdzi i ma żółte palce. Wolą więc elektroniczne. Ale nadal to od alkoholu dzieciaki zaczynają swoją inicjację, jeśli chodzi o środki zmieniające świadomość. Często już w dwunastym, trzynastym roku życia.

– No tak – w 2024 roku w grupie siedemnasto-, osiemnastolatków 91% przyznało, że piło alkohol przynajmniej raz w życiu, 86% – że zrobiło to w ciągu roku poprzedzającego badanie, a 73% w ciągu ostatnich trzydziestu dni. Natomiast jeśli chodzi o uczniów piętnasto-, szesnastoletnich, było to odpowiednio: 73%, 60% i 39%. Natomiast rzeczywiście widać, że ten odsetek od 2003 roku spada – alkohol staje się wśród młodzieży mniej popularny7.

– Alkohol kusi między innymi dlatego, że jest legalny i łatwo dostępny. Narkotyki natomiast wabią szerokim spektrum działania. Kiedyś były większym tabu. Mniej o nich wiedzieliśmy. Teraz, gdy wpiszemy nazwę danej substancji w wyszukiwarkę internetową, natychmiast możemy się dowiedzieć, co to jest, jak działa, a nawet jak ją przyjmować. Na każdą okazję, nastrój i potrzebę można coś znaleźć. Jeśli ktoś chce poczuć więcej energii, może sięgnąć po środki, które jej dostarczą. Jeśli chce posłuchać muzyki, odpocząć, „zatopić się” w sobie – może zapalić zioło. Jeśli chce „poszerzyć świadomość” – są środki halucynogenne.

– A przynajmniej takie obietnice dzieciaki słyszą.

– Oczywiście! Ale tego, jak te środki ostatecznie podziałają, do końca nie wiadomo. To dobrze, że zaczęliśmy alkohol traktować poważniej, ale niepokoi mnie, że jednocześnie zaczynamy lekceważyć inne środki zmieniające świadomość.

– Nie masz wrażenia, że czasem sposób, w jaki mówimy o nich w przestrzeni publicznej, może sprawiać, że wydają się dzieciakom mniej groźne?

– Mam. Są słowa, które ocieplają wizerunek narkotyków, jak na przykład „miękki” – „miękkie narkotyki”. Definiuje się je jako te, które mają mniejszy potencjał uzależniający i są mniej groźne dla zdrowia. Do tej grupy poza marihuaną zalicza się często LSD, MDMA oraz grzyby halucynogenne. Do „twardych narkotyków” – morfinę, heroinę, amfetaminę i kokainę. Nie mam wątpliwości, że marihuana jest mniej niebezpieczna niż chociażby amfetamina, ale słowo „miękkie” sugeruje, że jest bezpieczna, a to nieprawda. „Miękkie” to zwykle jest wejście w narkotyki.

– Są jeszcze jakieś słowa używane w tym kontekście, które cię drażnią?

– „Dopalacze”. Prawidłowe określenie to „nowe substancje psychoaktywne”, w skrócie NSP. Słowo „dopalacz” sugeruje coś, co jest mniej groźne niż „narkotyk”, a dopalacz mniej groźny nie jest. Można by było powiedzieć, że jest po prostu mniej znany czy mniej przebadany. Upraszczając: chodzi o to, że producenci narkotyków wciąż wymyślają ich nowe postacie, które mają podobne działanie do tak zwanych „klasycznych narkotyków”, ale nie zdążyły jeszcze znaleźć się na liście tych zakazanych.

– Pod koniec 2024 roku Agencja Unii Europejskiej ds. Narkotyków – EUDA – ogłosiła, że monitoruje już tysiąc nowych substancji psychoaktywnych!8 Definiuje je jako te, które nie są kontrolowane przez konwencje antynarkotykowe ONZ, ale które mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego porównywalne z zagrożeniem stwarzanym przez substancje wymienione w tych konwencjach.

– Niektóre z substancji po ich dokładnym poznaniu i przeanalizowaniu ryzyka, jakie się z nimi wiąże, mogą „przechodzić” z jednej kategorii do drugiej. Tak w Polsce stało się z mefedronem, który wcześniej był klasyfikowany jako „nowa substancja psychoaktywna”, a teraz klasyfikuje się go jako „substancję psychotropową”, która jest ściśle kontrolowana, a jej posiadanie i sprzedawanie jest karalne.

– Rozumiem. Ale są też substancje, które EUDA uznaje za „nowe substancje psychoaktywne”, choć od lat są dobrze znane. Tyle że niedawno zaczęto ich używać do tak zwanych „celów rekreacyjnych”, a wcześniej były wykorzystywane tylko w celach medycznych. Tak stało się między innymi z ketaminą, która jest stosowana między innymi w anestezjologii. A propos „celów rekreacyjnych” – mnie z kolei to określenie w kontekście używania narkotyków trochę drażni.

– Rzeczywiście, ono może nie jest najszczęśliwsze. Wyobrażam sobie, że w Polsce zostaje zalegalizowana marihuana do celów pozamedycznych, do czego moim zdaniem w końcu dojdzie, i Kowalski, który jej wcześniej nie próbował, kiedy usłyszy o takiej „rekreacji”, też postanowi po nią sięgnąć. Co właściwie miałoby go powstrzymać przed tym, żeby w czasie wolnym, dla relaksu, zapalić zioło?

– Myślę, że poza językiem, jakiego używamy, na łagodniejsze podejście do narkotyków wpływają też zmiany w psychiatrii – nowe leki i doniesienia naukowe na temat prowadzonych badań. Od kilku lat w leczeniu depresji lekoopornej stosuje się esketaminę, która jest pochodną ketaminy.

– Tak, a obie substancje uważa się za nieklasyczne halucynogeny.

– Psychiatrka, która leczy pacjentów esketaminą, opowiadała mi, że aplikuje się ją do nosa w gabinecie lekarskim. Efekty są zwykle dość delikatne, ale natychmiastowe. Są też prowadzone badania nad zastosowaniem psychodelików takich jak psylocybina w psychoterapii i DMT w leczeniu depresji. Liczba publikacji naukowych na ten temat bardzo szybko rośnie. No i oczywiście marihuana – jej medyczne zastosowanie poprawia PR marihuany w ogóle.

– To dobrze, że trochę poluzowaliśmy węzeł, który trzymał worek z napisem „narkotyki”. Zaczynamy wyciągać z niego różne substancje i sprawdzać, czy mogą być wykorzystywane do celów medycznych. Dobrze, że o tych odkryciach mówi się i pisze. Źle, że niektórzy, kiedy słyszą strzępki informacji, na przykład że komuś coś pomogło w depresji albo że w badaniach jakaś substancja okazała się skuteczna w leczeniu określonych problemów psychicznych, na przykład stresu pourazowego, zaczynają eksperymentować na własną rękę. Kupują nielegalnie coś, czego składu nie znają, czasem jeszcze z czymś to mieszają, zwiększają lub zmniejszają dawkę i robią to wszystko na własną rękę. Nikt nie kontroluje stanu ich zdrowia. To nie ma nic wspólnego z leczeniem.

– Słyszałam, że niektórzy mikrodawkują psychodeliki – biorą bardzo małe dawki na przykład LSD, by zwiększyć swoją kreatywność, poprawić zdolności poznawcze czy nastrój. Są tacy, którzy próbują w ten sposób leczyć u siebie depresję lub zaburzenia lękowe. Czasem oczekiwania wobec psychodelików są ogromne – po ich zażyciu problemy emocjonalne mają się magicznie rozwiązać.

– Myślę, że ten trend zaczyna się u nas rozwijać. Takie podejście do narkotyków w Polsce mają jednak przede wszystkim dorośli. Chociaż dzieciaki też zaczynają mieć takie pomysły. Prowadziłem kiedyś terapię chłopca, który palił dużo marihuany. Udało mu się ją odstawić. Potem na pewien czas straciliśmy kontakt. Odezwał się ze szpitala psychiatrycznego. Okazało się, że na studiach samodzielnie zdiagnozował u siebie depresję i stwierdził, że pomoże mu na nią marihuana. Zwrócił się po nią do lekarza. Nie mam pojęcia, jaki powód mu podał, ale receptę otrzymał. Ponieważ jednak leczenie depresji marihuaną (abstrahując od tego, czy chłopak postawił sobie dobrą diagnozę, czy nie) przypomina leczenie dżumy cholerą, to jego stan się nie poprawił, tylko pogorszył. Zaczęły pojawiać się psychozy. Kiedy zadzwonił, powiedział, że po dwóch tygodniach detoksu widzi, jak się „wpierdolił w tę marihuanę”. Wydawało mu się, że zyskując receptę na marihuanę medyczną, złapał Pana Boga za nogi, a tymczasem całkowicie stracił ochotę do życia. Wspominał, że był „zamulony”, odciął się od znajomych, pogorszył mu się nastrój, zaczął mieć problemy z pamięcią, uważał, że jest podglądany i podsłuchiwany.

– Czy w poradni zauważasz zjawisko, o którym można przeczytać w Europejskim Raporcie Narkotykowym z 2024 roku, że dość powszechne jest używanie jednocześnie lub bezpośrednio po sobie różnych środków psychoaktywnych, na przykład palenie marihuany i picie alkoholu? To dotyczyło osób w różnym wieku9.

– Taką chęć mieszania, eksperymentowania z łączeniem różnych środków kojarzę głównie z osobami, które są na początku „narkotycznej drogi”. Dostrzegam to głównie wśród najmłodszych pac­jentów. Spróbują tego, spróbują tamtego. Jeśli mają okazję zajarać zioło, to zajarają. Jeśli ktoś ich poczęstuje haszyszem – też zapalą. Kokainy również spróbują, zwłaszcza jeśli będą mogli zrobić to za darmo, bo ten środek jest drogi. Sięgają po różne substancje na zasadzie „aby sponiewierało”. Wymienią się doświadczeniami z kolegami. Inspiracji poszukają także w internecie. Takie mieszanie środków jest niezwykle niebezpieczne.

– Janusz Sierosławski, współautor raportów ESPAD, tłumaczył mi, że właśnie z tego powodu bada się nie tylko to, ilu uczniów próbowało takich lub innych substancji czy je regularnie zażywało, ale też to, ile osób je ze sobą łączy.

– Tak. I kiedy patrzy się na te badania, rzeczywiście widać, że to jest problem: w grupie siedemnasto-, osiemnastolatków 7,5% łączyło alkohol z tabletkami, a 23% – czyli prawie co czwarty – alkohol z marihuaną. Jeśli chodzi o starsze osoby, które biorą jakieś środki, to z perspektywy gabinetu mogę powiedzieć, że one zwykle mają już wybrane te substancje, których działanie odpowiada ich potrzebom, na przykład biorą amfetaminę, bo chcą dłużej pracować.

– Czy dziś młodym ludziom wypada mieć doświadczenie z narkotykami? Pewna dziewczyna, bohaterka mojego reportażu, opowiadała, że pierwszy raz spróbowały z koleżanką marihuany, bo „chciały mieć to wreszcie za sobą”10.

– Nie sądzę, żeby fakt, iż ktoś nie próbował marihuany, był dziś powodem ostracyzmu w młodzieżowym środowisku. Już większa presja dotyczy inicjacji seksualnej, którą dzieciaki chcą mieć jak najszybciej za sobą. No a z tym wiąże się chemseks, czyli przyjmowanie środków psychoaktywnych przed kontaktem seksualnym. To jest pewien trend. W Warszawie są kluby znane z tego, że łatwo w nich dostać narkotyki, chemseks jest tam często uprawiany, a osoby nieletnie wpuszczane są bez większych problemów.

– Dorośli poprzez chemseks chcą zwiększyć siłę doznań.

– Młodzież też. Popularne jest przekonanie, że po narkotykach „jest fajniej”. I są środki, jak na przykład amfetamina, kokaina, mefedron czy MDMA, które często potęgują pozytywne doznania podczas seksu. Ale w przypadku nastolatków dochodzą też inne powody. Ich wyobrażenie aktu seksualnego bywa budowane na podstawie filmów pornograficznych. Nastolatki są więc często sfrustrowane tym, jak seks wygląda w rzeczywistości – że nie ma nic wspólnego z godzinnym jęczeniem i rozkoszą, jakie widzieli na ekranie. Ich ciała też wyglądają inaczej niż ciała aktorów. To rozczarowanie pojawia się zwłaszcza wtedy, gdy ktoś zdecydował się na pierwszy raz, bo czuł presję, że musi już mieć go za sobą. Kiedy jest pod wpływem środków odurzających, przestaje przejmować się tym, że ma duży biust albo mały, że ma małego penisa czy pryszcze. To trochę jak z tańcami na weselu. Na początku nikt się do nich nie pali, a kiedy ludzie trochę wypiją, wychodzą na parkiet. Nie dlatego przecież, że nagle zaczęli lepiej tańczyć, tylko dlatego, że zaczynają mieć w nosie, co inni myślą o ich ruchach. Wielu młodych ludzi – nawet takich szesnasto-, siedemnastoletnich – których przyjmuję w gabinecie, od tworzenia związków romantycznych woli właśnie takie zabawy.

– Dlaczego?

– Wygląda to tak, jakby brakowało im umiejętności budowania relacji, chęci obdarzenia drugiej osoby uwagą, zobowiązania się do czegoś, cierpliwości. Myślę, że przydałyby się w szkołach lekcje o tym, jak tworzyć dobry związek, jak rozwiązywać konflikty w parze. Mogłyby być adresowane do dzieciaków z drugiej czy trzeciej klasy szkoły średniej. One muszą skądś tę wiedzę czerpać, a związek rodziców nie zawsze stanowi dobry wzór, no i powszechna dziś pornografia zniekształca obraz kontaktów intymnych.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Przypisy

1     Artur Malczewski, Substancje psychoaktywne. Postawy i zachowania. Wyniki ostatnich badań, Centrum informacji o narkotykach i narkomanii Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, „Serwis Informacyjny UZALEŻNIENIA”, nr 2 (90) 2020.[wróć]

2    Janusz Sierosławski, Urszula Sierosławska, Używanie alkoholu i narkotyków przez młodzież szkolną. Raport z ogólnopolskich badań ankietowych zrealizowanych w 2024 r. Europejski program badań ankietowych w szkołach ESPAD, Instytut Psychiatrii i Neurologii, Warszawa 2024.[wróć]

3    Artur Malczewski, op. cit.[wróć]

4    Wszystkich pacjentów, o których rozmawiamy, przedstawiamy w taki sposób, by uniemożliwić ich identyfikację. Część informacji została pominięta, a część tych, które nie są kluczowe z merytorycznego punktu widzenia, została zmieniona.[wróć]

5    Inicjacja alkoholowa dzieci i młodzieży w Polsce, diagnoza problemu, przyczyny i konsekwencje. Raport Instytutu Człowieka Świadomego, https://www.instytutczlowiekaswiadomego.pl/wp-content/uploads/2024/12/Raport_Inicjacja-alkoholowa-_ONLINE_31024-ICS-3.pdf, dostęp: 22.06.2025.[wróć]

6    Janusz Sierosławski, Urszula Sierosławska, op. cit.[wróć]

7    Ibidem.[wróć]

8    The EU Early Warning System monitors 1000 NPS. EUDA, Lisbona 2024, https://www.euda.europa.eu/publications/poster/eu-early-warning-system-monitors-1000-nps_en, dostęp: 22.06.2025.[wróć]

9    Zrozumienie sytuacji narkotykowej w Europie w 2024 r. – najważniejsze zmiany (Europejski raport narkotykowy 2024), https://www.euda.europa.eu/sites/default/files/pdf/31882_pl.pdf?647571, dostęp: 22.06.2025.[wróć]

10    Ewa Pągowska, Mój pierwszy odlot, „Duży Format”, 3 stycznia 2022.[wróć]