Test na zaufanie - Joanna Maziarek - ebook
NOWOŚĆ

Test na zaufanie ebook

Maziarek Joanna

5,0

386 osób interesuje się tą książką

Opis

Nad Miastem Aniołów zawisły czarne chmury. Zagrożona jest kariera jednego z członków Digital Fortress, a być może i całego zespołu.

Dave Dunning nie narzeka na swoje życie. Ma wszystko, czego pragnie: sławę, pieniądze, kobiety. Ta sielanka trwa do czasu, gdy niespodziewanie zostaje oskarżony przez byłą kochankę o gwałt. Ta informacja nie tylko burzy jego spokój, ale i może przekreślić wszelkie dotychczasowe osiągnięcia. Wówczas na jego drodze pojawia się piękna, choć niedostępna dla niego kobieta, Charlotte Presley. Niestety kiedy w grę wchodzą uczucia i pożądanie, wszystko może się zdarzyć. A stąd już krótka droga do zapomnienia…

Czy teraz, kiedy karma postanowi zemścić się na Dunningu, przyjaciele będą w stanie mu pomóc? A może ktoś inny okaże się jego wybawieniem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 517

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (6 ocen)
6
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
BarbFeder

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle mistrzostwo! 🤌 Kocham tę serię całym serduchem. Gdy czytam, czuję się jak w domu 🥹🖤 Czekam na kolejny tom!!!
20
KasiaPago

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna, bez wymyślnych dram.
10
edytawili

Nie oderwiesz się od lektury

cała seria jest świetna,czytajcie i czekam na kolejną
10
dbasia2000

Nie oderwiesz się od lektury

super następną proszę 😀
10
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała ciepła historia, pełna emocji i wzruszeń która wciąga od pierwszych chwil. Bardzo mi się podobała ♥️😍
10



Copyright ©

Joanna Maziarek

Wydawnictwo White Raven

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.

Redaktor prowadzący Ewa Olbryś

Redakcja

Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa

Korekta

Dominika Surma @pani.redaktorka

Redakcja techniczna i graficzna

Marcin Olbryś

www.wydawnictwowhiteraven.pl

Numer ISBN: 978-83-68175-50-9

Dwóm kobietom, które kroczą tą samą autorską ścieżką. Bez Was by mnie tu nie było. Nikt tak jak Wy nie zrozumie, z czym się mierzę.

Basia, Justyna – dziękuję, że jesteście i że mogę nazywać się Waszą przyjaciółką.

– Ustawcie się – poinstruował nas mój ojciec.

Wyjątkowo tego wieczoru nigdzie się nie spieszył. Obiecał, że zostanie w domu, aby móc porobić te durne zdjęcia, których później i tak każdy się wstydził. Nie chciałem jednak mu tego odbierać, gdyż doskonale wiedziałem, jakie to dla niego ważne.

Dla mnie też było.

– Te zdjęcia są męczące, nie uważasz? – szepnęła mi do ucha Serenity.

Spotykaliśmy się od roku. Była śliczną, niebieskooką szatynką, tak jak ja miała osiemnaście lat. Zazdrościł mi jej każdy chłopak z New Roads School, ale to ja miałem szczęście stać u jej boku. To z nią przeżyłem swój pierwszy raz i to z nią chciałem wkrótce zamieszkać. Była tą jedyną i nieważne, co na ten temat twierdzili moi kumple. Według nich pierwsze miłości nigdy nie są ostatnimi, lecz ja po prostu wiedziałem swoje.

– Mnie to mówisz? – odparłem równie cicho, szczerząc się jak kretyn w stronę trzymanego przez Benjamina Dunninga aparatu.

Mówiono, że bal to wielkie wydarzenie, z którego wspomnienia pozostaną z tobą do końca życia. Patrząc na to, co działo się dookoła mnie, wcale nie byłem taki pewien, że chciałbym zatrzymać ten wieczór w pamięci. Znosiłem to jedynie dla Serenity, bo pragnęła, żeby ta noc była idealna.

– Kiedy przyjadą wasi znajomi? – Głos Bena przebił się przez moje myśli, które błądziły wokół Serenity i faktu, że po balu wrócimy na noc do mnie. Nie mogłem się doczekać, aż trafimy do łóżka.

– Zaraz powinni tu… – odpowiedziałem i urwałem na dźwięk klaksonu na zewnątrz. – Właściwie już są.

– Świetnie. Zawołaj ich na zdjęcia.

Powstrzymałem jęk wyrywający się z gardła. Przed balem zamierzaliśmy całą paczką wpaść do naszej ulubionej knajpy i najeść się, a dopiero później pojechać do sali balowej, w której miała odbyć się impreza. Jeśli tak dalej pójdzie, zaliczymy obsuwę w czasie i nasze plany szlag trafi.

– Tylko jedno – zastrzegłem.

Grymas na twarzy staruszka nie zrobił na mnie większego wrażenia. Nie wiedziałem, czy opętał go jakiś demon, czy naoglądał się głupich programów, ale nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Benjamin Dunning był raczej cynicznie nastawionym do świata i ludzi człowiekiem, skupiał się na swojej pracy i na tym, żebym prędzej czy później zasiadł na jego miejscu w rodzinnej firmie zajmującej się nieruchomościami. Moją grę na gitarze traktował wyłącznie jako hobby, a ja z kolei nie wyobrażałem sobie, abym ubrany w szyty na miarę garnitur od Prady czy Diora spędzał w biurze po czternaście godzin dziennie.

Wkrótce w salonie w moim domu znaleźli się też Lucas z Wendy i Arthur z Jennifer. Lucas i Arthur byli kumplami z drużyny footballowej, w której grałem jedynie przez wzgląd na ojca. Prawdę mówiąc, robiłem dla niego wiele rzeczy, bo byłem mu to winny. On się zaharowywał, żebym miał wszystko, co najlepsze, i robił to za dwoje rodziców, dlatego uznałem, że ode mnie też mu się coś należy. Jednak ostatnimi czasy sytuacja zmierzała w niepożądanym przeze mnie kierunku, dlatego uznałem, że zaraz po balu wytyczę nowe granice. Chciałem studiować muzykologię na UCLA, wstąpić do zespołu bądź go założyć, podpisać kontrakt z dobrą wytwórnią muzyczną i podbić świat w stylu Dave’a Dunninga.

– Baw się dobrze, Dave. – Ojciec poklepał mnie po ramieniu. W jego oczach błyszczała duma.

Kochałem tego człowieka, mimo że jak każdy miał sporo wad. Ale przynajmniej był przy mnie. Liczyłem, że mnie nie odtrąci, gdy zrezygnuję z posady, którą dla mnie przygotował.

– Dzięki, staruszku. – Zamarkowałem zamach i szturchnąłem go w bok.

Roześmiał się na moją zaczepkę.

– Ten staruszek skopałby ci dupę i nawet nie wiedziałbyś kiedy – żachnął się, nie tracąc uśmiechu. – Nie rób niczego, czego będziesz żałował – powtórzył swoją ulubioną maksymę.

– A ty nie udawaj, że wcale nie zerkasz w stronę gabinetu.

Dołączyłem do czekających w korytarzu przyjaciół. Ledwo wsiedliśmy do wynajętej limuzyny, a zaraz włączyliśmy głośną muzykę i z chłopakami napoczęliśmy dwudziestoletnią butelkę Jacka Danielsa, którą ukradłem ojcu z barku. Oficjalnie przecież nie mogliśmy spożywać alkoholu, jednak uznaliśmy, że oprawa dzisiejszego wieczoru tego wymaga. Przynajmniej w pewnym stopniu.

– Jesteś dzisiaj jakaś małomówna – zauważyłem kilka minut później, kiedy szofer parkował pod Yard House.

Serenity skupiła na mnie wzrok i uśmiechnęła się kącikami ust.

– Wydaje ci się – mruknęła wprost do mojego ucha, wywołując tym samym gęsią skórkę. – Dobrze się bawisz? – zapytała nagle.

– Z tobą u boku zawsze dobrze się bawię. – Ścisnąłem jej udo.

Dosłownie po chwili przekląłem własną głupotę – byłem w takim wieku, że stawał mi jak na zawołanie, a przecież przyjechaliśmy na kolację przed balem na zakończenie szkoły. Lucas i Arthur nie daliby mi żyć, gdybym wszedł ze wzwodem, a obecnie nie mogłem pozwolić sobie na zaciągnięcie Serenity do jakiegoś schowka. Zresztą za sam pomysł dziewczyna zadźgałaby mnie szpilkami. Broń Boże, żebym zburzył jej idealną fryzurę albo zmiął sukienkę.

Kolacja minęła w akompaniamencie śmiechów, wspominania wyjątkowych chwil czy docinania sobie – w ostatniej kategorii wzięli udział tylko męscy członkowie załogi. Po posiłku z powrotem wsiedliśmy do limuzyny, by po czterdziestu minutach dotrzeć do sali balowej.

Ledwie przekroczyliśmy jej próg, a moja dziewczyna znów promieniała uśmiechem. Przez chwilę przypatrywałem się jej z uniesionymi brwiami, lecz zaraz doszedłem do wniosku, że po prostu denerwowała się wyjątkowym dla niej wieczorem. Mocniej ścisnąłem jej dłoń, ale Serenity skupiła się na wystroju sali i zebranym już towarzystwie.

A także na wynikach wyborów króla i królowej balu…

Już od samego początku wiedziałem, że ta impreza nie przypadnie mi do gustu, ale dla własnego dobra przywołałem na twarz sztuczny uśmiech i pozwoliłem partnerce zaciągnąć się na parkiet, na którym tańczyło sporo ludzi.

– Mógłbyś się bardziej postarać – syknęła w pewnym momencie.

Nawet nie zauważyłem, że odleciałem myślami. Pochyliłem głowę, aż nasze spojrzenia się spotkały. Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest sztywna.

– Przepraszam – powiedziałem szczerze. – Poczujesz się lepiej, jeśli przyznam, że przyszedłem tutaj tylko dla ciebie?

Serenity otworzyła usta, jednak nie wydusiła z siebie ani słowa, na niewielką scenę weszła bowiem kobieta i skupiła na sobie uwagę zebranych.

– Moi drodzy! Bez zbędnych wstępów ogłaszam, że królem i królową balu zostają Serenity Portman i Andrew Gold.

– O mój Boże! – pisnęła podekscytowana, gdy ogłoszono ją królową balu.

Zacisnąłem usta, żeby nie warknąć. To nie tak, że nie cieszyłem się z sukcesu dziewczyny, ale za chwilę miałem obserwować jej taniec z Andrew Goldem – złotym chłopcem New Roads School. Był kapitanem drużyny, miał przed sobą świetlaną przyszłość. Nie znosił mnie, ponieważ widział we mnie konkurencję. W tej chwili zmierzał w naszą stronę ze zwycięskim wyrazem twarzy.

– Dave – wypowiedział moje imię z nienaturalnym spokojem, czemu przeczyły błyski w jego oczach. – Pozwolisz, że porwę swoją królową?

Musiałem zacisnąć dłoniew pięści i wziąć głęboki oddech, żeby nie zrobić czegoś, czym doszczętnie pogrzebałbym ten wieczór. Nie sądziłem, że spotka mnie dzisiaj tego typu poniżenie. Nie wiedziałem też, że znacznie większa katastrofa dopiero wisi w powietrzu.

– Stary, opanuj się. Załatwimy go innym razem. – Arthur i Lucas stanęli po moich obu stronach. – Gnój usiłuje cię sprowokować.

– I idzie mu zajebiście – przyznałem niechętnie. – Niedługo wrócę.

Odwróciłem się na pięcie, po czym wyszedłem na zewnątrz, by ochłonąć, pooddychać świeżym powietrzem i przy okazji zapalić papierosa. Gdyby Ben o tym wiedział, prawdopodobnie zabrałby mi swoją kartę kredytową. Dunning senior nie znosił nikotyny.

W końcu wróciłem do środka. Kiedy napotkałem spojrzenia przyjaciół, domyśliłem się, że coś jest nie tak. W mojej głowie rozwyła się syrena alarmowa.

Rozejrzałem się w poszukiwaniu mojej dziewczyny – niestety nigdzie jej nie zauważyłem. Wtedy ruszyłem w głąb szkoły, w stronę toalet. Prowadzący do nich korytarz był opustoszały.

Dziwne.

Kierowany instynktem, ignorując osobliwe szepty, gdy mijałem grupki osób, zbliżałem się do łazienek. Znajdowałem się już bardzo blisko drzwi do damskiej toalety i wtedy usłyszałem znajomy jęk, a po chwili słowa:

– Pieprz mnie mocniej, Andrew!

Pamiętam, że pewnego dnia zastanawiałem się, jak czuje się facet, który z całych sił oberwał w jaja. Pewnie tak, jak ja teraz – brakowało mu tchu, przed oczami ciemniało, a serce waliło w piersi. Nie potrafiłem się ruszyć, wejść do środka i oderwać tego skurwiela od Serenity.

Pierwszy oddech był podszyty gniewem, który rozmnażał się w moim organizmie szybciej niż komórki rakowe. Drugi był przepełniony czymś, co zdołałem w sobie zdusić, a przynajmniej tak sądziłem – uczuciem porzucenia. Trzeci zawierał ból rozrywający od środka moje płuca.

Wreszcie złapałem za klamkę, nacisnąłem ją i pchnąłem drzwi. Otworzyły się w momencie, w którym moja – już była – dziewczyna i złoty chłopiec New Roads ogarniali swoje ubrania. Fryzura Serenity nie wyglądała już na idealną, a na sukience dostrzegłem sporo zagnieceń. Na mój widok ci zdrajcy najpierw znieruchomieli. Dopiero po chwili wyprostowali sylwetki i posłali w moją stronę kpiące uśmiechy.

– Odebrałem swoją nagrodę – oznajmił chełpliwym głosem Drew. – Królowa wygląda na zaspokojoną.

Nim zdołałem pomyśleć, już trzymałem go za gardło. Niestety w obecnym stanie straciłem czujność i pozwoliłem, żeby uderzył mnie w okolicę nerki. Zgiąłem się wpół i puściłem tego gada, a on zaśmiał się nade mną.

– Nikt cię nie chce, Dunning. Słyszałem, że nie potrafisz zatrzymać przy sobie żadnej kobiety. Dzisiaj się przekonałem, że to szczera prawda.

Oddalające się ode mnie odgłosy kroków pomieszane z szyderczym śmiechem na zawsze zapadły mi w pamięć.

Dave

18 lat później

Wodziłem znudzonym spojrzeniem po zebranym w klubie tłumie, który wibrował w rytm puszczanej z głośników muzyki. Dałem się namówić na imprezę, chociaż początkowo niespecjalnie miałem na nią ochotę. Ale Piper nie dawała mi żyć, a w dodatku była bardzo przekonująca. W zasadzie jej usta były. Tak więc siedziałem w loży dla VIP-ów, sączyłem kolejnego drinka i obserwowałem roztańczonych, naćpanych oraz pijanych gości. Sam nie byłem lepszy – w głowie mi wirowało, adrenalina buzowała w ciele i czekała, aż ją uwolnię.

– Odleciałeś.

Przeniosłem wzrok na siedzącą obok Piper Rowe, początkującą modelkę. Poznaliśmy się zaledwie dwa tygodnie wcześniej za kulisami koncertu Digital Fortress. Od tamtej pory spotykaliśmy się kilkukrotnie, głównie w łóżku i na wielu innych powierzchniach, ale poza pożądaniem nic mnie z nią nie łączyło. Za to ona zaczęła sobie wyobrażać, że stworzymy idealnie hollywoodzki związek i że razem będziemy błyszczeć w świetle jupiterów.

– Nudzisz się? – Zlustrowałem jej idealny makijaż, napompowane usta, dwie krągłe półkule. Nic szczególnego, nic, czego wcześniej nie widziałem. Twarz Piper zlewała się z wieloma innymi przed nią.

– Chcę potańczyć! – zaskomlała niczym mały piesek złakniony uwagi swojego pana.

– Przecież nie trzymam cię tu siłą. Możesz iść. – Kiwnąłem głową w stronę parkietu.

Nie musiałem nawet patrzeć na pannę Rowe, żeby się domyślić, iż jej oblicze spochmurniało, a cichy syk pod nosem sygnalizował jej niezadowolenie. Osuszyłem szklankę i dałem znak przechodzącej obok kelnerce, żeby przyniosła mi dolewkę.

– Spędzamy ze sobą za mało czasu. W jaki sposób planujesz stworzyć poważny związek, jeśli nie wkładasz w niego siebie? – nie odpuszczała.

Przysiągłbym, że temperatura w klubie nagle wzrosła, mimo że nikt nie wyłączył klimatyzacji. Powoli odstawiłem szkło i usiadłem tak, aby widzieć twarz Piper, która nagle pobladła. Najwyraźniej zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Być może przypomniała sobie, jak bardzo nienawidzę, gdy ktoś odnosi się do mnie w ten sposób. One wszystkie były takie same. I zawsze były zdziwione, że po pewnym czasie nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Znały zasady, a i tak próbowały je zmienić.

– Przepraszam – wydukała łamiącym się głosem. – Nie to miałam na myśli.

– Czyżby?

Rowe zaczęła wiercić się na siedzeniu pod wpływem mojego przeszywającego wzroku.

– Dave, znasz mnie i wiesz, że lubię żartować. Nie złość się, kotku – mruknęła.

Ta mała suka odważyła się nachylić w moją stronę, chociaż trzęsła się, jakby gorączkowała. Jej dłoń wylądowała na moim udzie i zacisnęła się na nim. Myślała, że jeśli złapie mnie za kutasa, to uda jej się mnie poskromić.

– Nie jestem twoim kotkiem – oznajmiłem wyraźnie, na co przytaknęła.

Z powrotem oparłem się o skórzane siedzenie i skupiłem uwagę na bawiących się gościach. Najchętniej sięgnąłbym po kreskę i zrelaksował się w ten sposób, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z czekających mnie później konsekwencji. Skończyłem z narkotykami dawno temu, zanim one skończyły ze mną. Od tamtej pory nieustannie toczyłem walkę z własnym umysłem. Na razie wychodziłem z niej zwycięsko.

– Nie chcesz stąd wyjść? – Usłyszałem po kilku minutach.

Leniwie sączyłem kolejnego drinka i zastanawiałem się, dlaczego tracę czas na nic nieznaczące znajomości. Może wreszcie powinienem zrobić coś ze swoim życiem? Parsknąłem w myślach. Ono od wielu lat toczyło się wedle tego samego utartego schematu. I doskonale wiedziałem, że nic nie zmienię, bo nie warto – prędzej czy później ujawniają się prawdziwe intencje, które są sprzeczne z początkowo kreowanym obrazem. A ja nie zamierzałem być głupcem, który się na to nabierze.

– Dave? – Piper nie ustępowała, chociaż brzmiała na uległą.

Omal nie roześmiałem się na cały głos. Wbrew pozorom wcale nie była taka uległa, za jaką starała się uchodzić. Mamiła, pokazywała jedynie powierzchowną warstwę, aby w odpowiednim momencie przystąpić do ataku. Chciała, by ją wielbiono, by o niej mówiono, pragnęła sławy i płynących z niej korzyści. To do tego byłem jej potrzebny. Do tego i do obdarowywania jej prezentami. Myślała, że złapała naiwnego idiotę.

– Tak, Piper?

– Pojedziemy do ciebie? Myślę, że oboje mamy dosyć na dzisiaj – ciągnęła niezrażona.

Jedno musiałem jej przyznać – nie poddawała się tak łatwo, choć właściwie nie napracowałem się, żeby nagiąć ją do własnej woli. A może tylko udawała, że na to pozwala? Rowe wyglądała na świetną aktorkę, gotową na wiele poświęceń, aby osiągnąć upragniony cel. Powinienem trzymać się od niej z daleka.

– Nie chcę jechać do mnie – odpowiedziałem twardo.

Od pierwszego wspólnego wieczoru Piper namawiała mnie, żebym zaprosił ją do mojej rezydencji. Nie zgodziłem się wtedy i nie zamierzałem dopuścić do tego teraz. Dom stanowił oazę, do której dostępu wściekle broniłem przed niemile widzianymi tam osobami. Rowe zdecydowanie nie należała do grona moich przyjaciół, nie wiązałem z nią żadnych planów na przyszłość i nie zamierzałem przechodzić przez dramaty, które z pewnością dla mnie szykowała, jeśli tylko pozwoliłbym jej na więcej.

– Więc jedźmy gdziekolwiek – prosiła.

Byłem przekonany, że gdybym rozkazał jej teraz przede mną uklęknąć, bo miałbym taki kaprys, Piper nawet by się nie zawahała. Jej brak godności nagle zakłuł mnie w oczy. Nie widziałem w niej żadnego wyzwania dla siebie, nic atrakcyjnego, bo ta sztuczna zewnętrzna powłoka szybko mi spowszedniała. I wcale nie była taka ładna, za jaką chciała uchodzić.

– W porządku – zgodziłem się.

Wstaliśmy jednocześnie, a kobieta od razu chwyciła mnie za dłoń. Te jej mało subtelne znaki, że rzekomo należę do niej, wprawiały mnie w zażenowanie. Definitywnie musiałem zakończyć naszą znajomość tej nocy. I może nawet zrobić sobie odwyk od kobiet, bo od dłuższego czasu odnosiłem wrażenie, że biorę udział w dniu świstaka. Powtarzalność na dobre zagościła w moim zabałaganionym życiu.

Na zewnątrz złapałem taksówkę i podałem adres najbliższego hotelu, w którym często gościłem. Piper starała się nie pokazać po sobie, jak wkurwiłem ją kolejną odmową, i zapewne głowiła się nad tym, jak postawić na swoim. Nie zamierzałem jej uprzedzać, że nie zdąży tego zrobić.

W recepcji hotelu siedząca za kontuarem dziewczyna wyraźnie starała się pozyskać moją uwagę, ale nie dostrzegłem w niej niczego szczególnego. Ostatnio zaczynało mnie to irytować. Doskonale wiedziałem, z czego to wynika, jednak w tym momencie odsunąłem te dywagacje na bok, chcąc ostatni raz skorzystać z usług Piper Rowe.

Już w windzie rzuciła się na mnie jak wygłodniała lwica – dłonią ścisnęła moje krocze, ustami pożerała moje wargi, piersiami napierała na mój tors. Pozwoliłem jej na to i nawet w końcu zachłannie odpowiedziałem na jej starania. Wcisnąłem guzik zatrzymujący metalową puszkę i docisnąłem Piper do ściany.

– Zerżnij mnie tutaj, błagam – jęknęła donośnie.

Z tylnej kieszeni wyjąłem prezerwatywę, a Rowe rozpięła mi spodnie i nieco je zsunęła. Oplatając mnie jedną nogą w pasie, udostępniła mi swoje mokre wnętrze. Ta mała zdzira nawet nie założyła bielizny.

Dałem się pochłonąć ulotnej przyjemności, zagłębiając się w swojej towarzyszce raz za razem. Wiedziała, jak sprawić mi rozkosz – akurat w tej dziedzinie przyswajała wiedzę niezwykle szybko. W tym momencie wcale mi to nie przeszkadzało. Jedyne, na co czekałem, to fala ekstazy, która majaczyła na końcu tej drogi.

– Jesteś bogiem, panie Dunning – wymruczała Piper po wszystkim.

Żądza nie zniknęła z jej oczu – wręcz się nasiliła. Doszedłem do wniosku, że skoro już tutaj dotarliśmy, pozwolę sobie na powtórkę, a na końcu zostawię dziewczynę za sobą.

Po przekroczeniu progu pokoju ona znowu się na mnie rzuciła. Patrzyłem, jak klęka przede mną, i nie spuszczałem jej z oka, gdy połykała mojego fiuta jak rasowa gwiazda porno. Z trudem powstrzymałem cisnący się na usta komentarz, że w branży dla dorosłych szybko zrobiłaby karierę. Na szczęście szczątki zdrowego rozsądku dały mi do zrozumienia, że nie należy mówić na głos takich rzeczy, gdy laska ssie twojego kutasa.

Wreszcie wylądowaliśmy w łóżku. Alkohol siał coraz większe spustoszenie w mojej głowie, więc nad pewnymi aspektami straciłem kontrolę. Pozwoliłem dosiąść się Piper, która wykorzystywała swoją chwilę. W końcu odpłynąłem.

Obudziłem się, gdy na zewnątrz wciąż panował mrok. Głowę miałem ciężką, w ustach posmak starego buta, a pęcherz trzymał mocz ostatkiem sił. Wstałem, chwiejąc się na boki, i podążyłem w kierunku łazienki. Po ulżeniu sobie zerknąłem w lustro. Wyglądałem, jakbym chlał przez całą noc i dał się przelecieć drużynie cheerleaderek. Musiałem zawijać się do domu, ogarnąć i położyć we własnym łóżku. Sam.

Jak najciszej, co w moim stanie nie było takie proste, wróciłem do sypialni, ubrałem się i ostatni raz zerknąłem na śpiącą w łóżku kobietę. Nic wobec niej nie czułem, więc rozstawałem się z nią bez żadnego żalu. Liczyłem, że nie będzie mnie nachodzić i znajdzie sobie innego frajera.

Godzinę później dotarłem do domu. Rozejrzałem się po znajomym wnętrzu i poczułem ogarniający mnie spokój. Szkoda tylko, że on nigdy nie trwał wiecznie. Ciągle mi się wydawało, że czegoś brakuje w moim życiu, że wciąż nie odnalazłem jego sensu. Nie mówiłem tego chłopakom z zespołu, gdyż wiedziałem, co usłyszę w odpowiedzi. Przynajmniej ze strony Adama i Nathana. Tych dwóch dupków jakimś cudem zdołało się ustatkować i często posyłali w moją stronę znaczące spojrzenia. Ignorowałem je, mimo że czasami doprowadzali mnie do szału. Nie zdawali sobie sprawy, że mnie nie czeka szczęśliwe zakończenie.