Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
58 osób interesuje się tą książką
24 maja na starym cmentarzu ewangelickim w Krotoszynie znaleziono zmasakrowane zwłoki młodej dziewczyny. Śledztwo ujawnia wiele skrywanych latami tajemnic, które niekoniecznie powinny ujrzeć światło dzienne. Przesiąknięte strachem, hejtem i zbrodniami prowadzi do tajemniczej grupy „Tenebris”, odkrywając mroczną stronę ludzkiej natury.
Polecenia blogerów;
Historia, która wbija w fotel, targa emocjami, trzyma w napięciu do ostatniego wersu i otwiera nam oczy na otaczającą rzeczywistość. Takie jest właśnie Tenebris, które pozostawi Cię z mnóstwem pytań i burzą emocji.
Andżelika Jaczyńska, Czytam dla przyjemności
Mądrości setek tysięcy ksiąg nie oddadzą potęgi uczuć kłębiących się w ludzkim umyśle. Hipnotyzująca opowieść o zbrodni i namiętnościach. Tenebris to thriller, który zdumiewa, szokuje i rzuca swój mroczny cień na Czytelnika.
Renata Przybysz, Diabeł poleca
Mroczne legendy Krotoszyna, zabójstwa sprzed lat przeniesione do teraźniejszości oraz tajemnicza i bezwzględna grupa o nazwie Tenebris. Jolanta Bartoś postawiła przed czytelnikami kilka mocnych, kryminalnych wątków, które potrafią pobudzić wyobraźnię. Tenebris wstrząśnie Czytelnikami.
Adam Widerski, Daj się złapać książce
Uśpione mroczne zbrodnie Krotoszyna budzą się po ponad osiemdziesięciu latach. Hipnotyzująca, zapierająca dech w piersi, przesiąknięta zbrodnią, tajemnicą i emocjami. Ten kryminał wciąga, intryguje. To jak jazda rollercoasterem. Czy odważysz się wsiąść do świata wykreowanego wyśmienitym piórem autorki i zajrzeć do ludzkiej psychiki?
Dominika Kus, Wierszowane recenzje
Mroczna atmosfera ściele się gęsto. Na uczniów Szkoły Podstawowej numer 1 w Krotoszynie pada blady strach. Niech rozleje się on również w Waszych umysłach. Gdy ta książka wpadnie w Wasze ręce, przyprawi Was o ciarki na całym ciele. Ofiara została ugodzona nożem, a Wy morderczą fabułą, która osaczy Wasze zmysły. Tenebris bierzcie i czytajcie!
Tomasz Kosik, Czyt-Nik
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 263
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by W. L. Białe Pióro
Copyright © by Jolanta Bartoś
Projekt okładki: Agnieszka Kazała
Wizerunku na okładkę użyczyła: Julia Śnieżek
Zdjęcie krotoszyńskiego ratusza: Łukasz Cichy (Życie Krotoszyna)
Skład i łamanie: WLBP
Korekta: Aga Dubicka, Monika Tańska
Redakcja: Agnieszka Kazała
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
www.wydawnictwobialepioro.pl
Wydanie: II, Warszawa 2023
Patroni:
Warszawska Kulturalna
Krotoszyn Nasze Miasto
Życie Krotoszyna
Czyt-Nik – blog
Daj się złapać książce – blog
Czytam dla przyjemności – blog
Relaksownia – blog
Diabeł poleca – blog
Wierszowane recenzje – blog
ISBN: 978-83-66945-81-4
Dariuszowi.
W życiu nie ma drogowskazów,
które wytyczą właściwy kierunek ku miłości.
To miłość jest drogowskazem życia.
Łukasz Wilk skończył pisać kolejny artykuł, który miał być newsem dnia. Doskonale wiedział, że powinien wrzucić go jak najszybciej na stronę internetową, żeby uprzedzić konkurencję. W mieście działało kilka lokalnych gazet, ale „Życie Krotoszyna” nie należało do największych, więc każda sensacyjna wiadomość była na wagę złota. A ta zmiotła wszystkie inne informacje niczym fala uderzeniowa, po wybuchu bomby atomowej, powalając wszystkich okrucieństwem zbrodni, jakiej dokonano tej piątkowej nocy.
Dawny cmentarz ewangelicki przy ulicy Rawickiej został zamknięty, ogrodzony taśmą, a dodatkowo pilnowało go kilku policjantów, żeby nie pojawiał się nikt niepowołany, zwłaszcza od strony blokowiska. W pobliże nie wpuszczono też prasy.
„Zmasakrowane zwłoki na cmentarzu ewangelickim” – głosił tytuł artykułu, który dziennikarz zamieścił na pierwszej stronie gazety. Opatrzony był tylko jednym zdjęciem, zrobionym tuż przy ogrodzonym murem wejściu. Resztę skrywał las, który od kilku dekad rósł tam jak chciał.
Miasto nie interesowało się starym cmentarzem i niszczejącymi nagrobkami, ale przyszedł w końcu czas, żeby i o to zadbać. Rozpadające się groby usunięto już jakiś czas temu – zamiast nich miał tu powstać pomnik upamiętniający miejsce, które teraz już i tak było celem spacerów mieszkańców pobliskiego blokowiska, zmuszonych wyprowadzać swoich pupili.
Wilk ogarnął jeszcze wzrokiem ostatni post, sięgnął po swój aparat fotograficzny, dyktafon i pośpiesznie opuścił redakcję, zmierzając do komisariatu. Liczył, że dowie się czegoś więcej od tamtejszego rzecznika prasowego.
Spokojne dotąd miasto zaczęło otwierać swoją mroczną stronę, o której już wcześniej pisał w artykułach wyszukiwanych w „Orędowniku Powiatowym”, publikując „Kryminalne historie Krotoszyna z lat 30. XX w.”. Nawet wtedy rzadko dochodziło do zbrodni, ale zdarzały się, a to powodowało, że ludzie zaczynali odczuwać strach.
***
Natalia Dąbrowska nie miała jeszcze przygotowanego komunikatu dla prasy, ale już dostała informację od dyżurnego, że czeka na nią kilku dziennikarzy. Doskonale znała zasady. Nie mogła powiedzieć zbyt dużo, ale też nie powinna odsyłać prasy z kwitkiem, bo wtedy utrudnialiby śledztwo, krążąc wokół miejsca zbrodni.
– Na chwilę obecną mogę tylko potwierdzić, że na byłym cmentarzu ewangelickim znaleziono zwłoki młodej osoby. Na wszelkie państwa pytania będę mogła udzielić odpowiedzi, gdy uzyskam więcej informacji. Teraz, musicie dać szansę policji.
– Czy wiadomo już, kim była ofiara? – Wilk próbował dowiedzieć się czegoś więcej.
– Nie. Mogę tylko powiedzieć, że to bardzo młoda kobieta. Próbujemy ustalić jej tożsamość. Na chwilę obecną nie mamy żadnego zgłoszenia dotyczącego zaginięcia.
– Czy wiadomo, co było przyczyną śmierci? – zadał pytanie inny dziennikarz.
– Przyczynę śmierci będę mogła podać po zakończonej sekcji zwłok.
– Ale do nas dotarły już informacje, że zwłoki były zmasakrowane. – Łukasz chciał koniecznie wydobyć choć okruszki informacji, które pozwoliłyby działać dalej.
– Wiemy, że napastnik, kimkolwiek był, działał z ogromną siłą. Niestety, nie mogę powiedzieć więcej ze względu na dobro śledztwa. Będziemy państwa informować na bieżąco, proszę pozwolić policji działać. – Miała ochotę się pożegnać i wrócić do swojego gabinetu, ale spojrzała jeszcze na stojących przed nią dziennikarzy. – Panowie, czy możecie wyłączyć kamery? – zapytała. – Powiem to nieoficjalnie – zaczęła, gdy dziennikarze przerwali nagrywanie. – Zbliżają się wakacje, bardzo was proszę, byście zasugerowali mieszkańcom, żeby bardziej pilnowali swoich dzieci i siebie nawzajem. Wiemy, że ofiara jest bardzo młoda, choć w tej chwili trudno nam ustalić jej wiek i personalia, ale nie chciałabym informować o kolejnej takiej zbrodni. Trzeba położyć szczególny nacisk na bezpieczeństwo mieszkańców, ale tak, żeby nie wzbudzać paniki w mieście. Jeśli będę miała cokolwiek, co można podać do publicznej wiadomości, będą państwo informowani na bieżąco. Myślę, że wyniki sekcji powinny być tuż po weekendzie.
***
Szkoła Podstawowa nr 1 przy Alei Powstańców Wielkopolskich nie różniła się niczym szczególnym od innych krotoszyńskich szkół. Dzieci i młodzież z ostatnich klas, zazwyczaj tak samo beztrosko zatopione w swoich telefonach i żywo dyskutujące o grach, filmach, czy muzyce, tym razem stały milczące, czekając na nauczycielkę. Klasa 7a z przerażeniem patrzyła na swoją wychowawczynię, która tym razem przyszła na zajęcia wraz z dyrektorem i panią pedagog. Wszelkie informacje, które docierały do nich za pomocą mediów, wywoływały strach i niedowierzanie.
Młodzież bez zbędnych szeptów zajęła miejsca w ławkach. Dyrektor Piotr Zając od kilkunastu godzin próbował przygotować się do tej rozmowy i wciąż nie znajdował odpowiednich słów. Obie towarzyszące mu panie w niczym nie ułatwiały tego zadania. Wiktoria Mucha była wychowawczynią tych dzieci od czwartej klasy, ale tak do końca nie umiała określić żadnego ze swoich podopiecznych. Broda jej drżała, a nerwowo zgniatana chusteczka dobitnie świadczyła, w jakim stanie znajduje się nauczycielka. Nieco lepiej trzymała się pani pedagog. Aleksandra Jasińska zawsze starała się wysłuchiwać problemów młodzieży i pomagać im w miarę możliwości. Musiała zachować spokój, żeby w tej właśnie chwili móc służyć pomocą.
– Usiądźcie. – Głos dyrektora był łagodny i smutny.
Zazwyczaj każdy z uczniów czuł przed nim respekt, ale tym razem był niczym ojciec, stający przed swoimi dziećmi, którym musi przekazać złą wiadomość. Ogarnął wszystkich wzrokiem. Wciąż czuł uścisk w gardle.
– Przychodzę do was dzisiaj z bardzo smutną wiadomością. Doszło do ogromnego nieszczęścia, wskutek którego wasza koleżanka, Antonina Wolska, niestety… – szukał najłagodniejszych słów, jakich mógł użyć – straciła życie.
Przez klasę przebiegł odgłos niedowierzania i lęku. Jeśli ktokolwiek jeszcze wątpił, że znalezione w sobotę zwłoki należą do Antoniny, teraz pozbył się wszelkich złudzeń.
– Ktoś ją zamordował? – odważnie zapytał jeden z uczniów.
– Wciąż nie wiemy, co się stało. Czekamy na ustalenia policji. – Dyrektor nie chciał zanurzać się zbyt głęboko w wyjaśnienia.
– Czy to o niej rozpisują się krotoszyńskie gazety już od soboty? – Uczeń nie ustępował.
– Mareczku, nie chcemy nikogo straszyć. – Wychowawczyni starała się uspokoić podopiecznego. – Będziecie mogli o tym porozmawiać z panią pedagog. A teraz bardzo proszę o zachowanie spokoju. – Czuła, jak drży jej broda, gdy wymawiała te słowa.
– Ponieważ Antonina chodziła z wami na zajęcia, być może ktoś z was będzie umiał pomóc w śledztwie. Dzisiaj nie będziecie mieć zajęć lekcyjnych. Za chwilę pojawi się policyjny psycholog, który będzie z wami rozmawiał. Chcemy, żebyście czuli się bezpieczni.
– W jaki sposób, skoro ktoś zamordował Antoninę? – Jedna z dziewczynek nie wytrzymała napięcia, zanosząc się płaczem.
– Michalinko, już dobrze. – Aleksandra Jasińska podeszła do dziewczynki, podając jej chusteczkę.
– Nic nie jest dobrze! Jak pani może tak mówić? Ktoś ją zmasakrował! Czytała pani to, co piszą w Internecie?
– Proszę o spokój. – Głos dyrektora stał się bardziej donośny, ale tym samym uciszył wszelkie pytania i narastającą w klasie panikę. – Bardzo proszę, żebyście zadzwonili do swoich rodziców i poprosili ich o natychmiastowy przyjazd do szkoły. Nie chcę, żeby któreś z was zostało dzisiaj same.
– To w niczym nie pomoże. – Michalina wycierała oczy, rozmazując makijaż. – Matka i tak jest cały czas nieobecna…
***
– I co im powiedziałaś? – Zuzia podeszła do wychodzącej z klasy Judyty.
– Nic. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Przyjaźniłaś się z nią tyle lat…
– To prawda – przyznała spokojnie. – Ale Tośka ostatnio wcale mnie nie zauważała. – Schyliła się, sięgając po swoją torbę. – Ważniejszy był dla niej Tomek. – Spojrzała w kierunku kolegi rozmawiającego z innymi chłopakami z klasy.
– Myślisz, że to on? – Zuzia ściszyła głos.
– Że on co? – zapytała zaskoczona nastolatka.
– No, że on ją zabił… Nie wygląda, jakby się przejmował.
– Nie wiem. – Judyta patrzyła na kolegę. – Wygląda normalnie.
– No… wiesz, gdyby ktoś zamordował mojego chłopaka, to jednak bym się martwiła… – wyjaśniła.
– Najpierw musisz mieć chłopaka – koleżanka rzuciła złośliwie. – Chodź…
– Ale wiesz, że dyro powiedział, że możemy wyjść ze szkoły, tylko gdy przyjdą nas odebrać rodzice.
– Moja stara ma dziś dyżur w szpitalu, a ojciec jest gdzieś… nie będę tu siedziała do nocy.
– Judyta, czekaj – zawołała, wyciągając komórkę z kieszeni. – Zaraz będzie moja mama. Poproszę, żeby i ciebie zabrała.
– Chodź, nie mam ochoty patrzeć na te wszystkie fałszywe mordy.
***
– Coś nowego w sprawie tej nastolatki? – Marcin Rogowski spojrzał na kolegę, który właśnie wrócił z komisariatu.
– Niewiele. Policja nie podała żadnych szczegółów. Jak zwykle zasłaniają się tajemnicą śledztwa.
– Przyczyna zgonu?
– Liczne rany kłute. Ktoś, kto ją zabił, musiał być wściekły na dziewczynę. – Łukasz usiadł do swojego komputera. – Może pogadam z dzieciakami z jej szkoły? – zastanawiał się głośno.
– Tego nie możesz zrobić.
– Cholera, wiem o tym, ale czasami człowiek ma dosyć tych zwykłych małomiasteczkowych spraw, a jak się trafia coś poważnego, to ma związane ręce.
– Nie masz związanych rąk, tylko musisz działać w granicach prawa. Z dzieciakami nie wolno ci rozmawiać.
– Zdaje się, że syn mojej siostry chodzi do tej szkoły. – Łukasz zastanawiał się głośno. – Z siostrzeńcem mogę pogadać – dodał, gdy redaktor Rogowski chciał coś powiedzieć.
***
– Judyto, dzwoniłam do twojej mamy, możesz u nas zostać. Mama odbierze cię po dyżurze. – Marta Maciejewska była poruszona po tym, gdy musiała odebrać swoją czternastoletnią córkę ze szkoły. Krótka rozmowa z dyrektorem uruchomiła wszystkie wspomnienia sprzed lat, kiedy to wczesnym rankiem policja pojawiła się w jej domu, wyciągając w kajdankach, poślubionego przez Martę kilka tygodni wcześniej, mężczyznę. Świat niemal zatrzymał się w miejscu, gdy Piotr Zając w kilku zdaniach przedstawił jej problem, jaki dotknął całą szkołę. Właściwie zabrakło jej słów, żeby cokolwiek powiedzieć. Przez głowę przelatywały obrazy, o których już dawno chciała zapomnieć, ale zbyt głęboko wryły się jej w pamięć. – Może zamówię wam pizzę? – zaproponowała, nie czując się na siłach, żeby cokolwiek gotować.
– Nie jestem głodna. – Judyta usiadła na kanapie, wyciągając z kieszeni swoją komórkę.
– Może później, mamo.
– Gdybyście chciały porozmawiać, to jestem… – powiedziała, ale w duchu miała nadzieję, że żadna z dziewczynek nie zdecyduje się z nią o tym rozmawiać. To nie był temat, na który miała ochotę. Poczuła ulgę, kiedy nastolatki poszły do pokoju córki. Teraz chciała być sama, żeby odzyskać spokój, jednak myśli wciąż nie pozwalały zapomnieć o zabójstwie koleżanki jej jedynej córki.
***
– Twoja stara tak zawsze? – Judyta nie okazywała uczuć, jakby było jej obojętne, że w ogóle doszło do tak strasznego morderstwa.
– Martwi się. Twoja mama pewnie też się martwi.
– Taa… – westchnęła Judyta. – Masz już gazetę?
– Wiesz, że pojawia się we wtorki. Możemy sprawdzić w Internecie, czy są jakieś nowe informacje.
– Nie ma, sprawdzałam przed chwilą. Ale morderca się nie popisał. Szybko ją znaleźli.
– Jak to?
– No wiesz… jakbym chciała kogoś zabić, to pewnie, że stary cmentarz jest fajnym miejscem, ale przynajmniej ukryłabym jakoś ciało, żeby ją znaleźli, jak już będzie gniła…
– Myślałam, że ją lubisz. – Zuzia była zaskoczona zachowaniem przyjaciółki.
– Jest mi obojętna. – Judyta wzruszyła ramionami. – To ona przestała się do mnie odzywać. I jeszcze rozpowiadała, że jestem nienormalna.
– Wiem, ale mimo wszystko była naszą koleżanką.
– Lubiłaś ją? – Judyta zmieniła ton na bardziej agresywny, i mrużąc oczy, przyglądała się koleżance.
– Wiesz, że zawsze mi dokuczała. Była okrutna. – Zuzia zwiesiła głowę. – Ale nie życzyłam jej takiej śmierci.
– Tak? Ty, córka mordercy, nie życzyłaś jej śmierci? – zapytała ironicznie.
***
Od ponad roku Judyta była jej najlepszą przyjaciółką. Odkąd któryś z uczniów dowiedział się, że jej ojciec siedzi w więzieniu za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Tak wyjaśniła jej matka, choć po szkole wciąż krążyły plotki, że to było wyrachowane morderstwo. Matka strzegła tajemnicy, nie wspominając nigdy o tym, co wydarzyło się piętnaście lat temu.
Była odrzucona przez kolegów. Nikt nie chciał się przyjaźnić z córką mordercy, bo tak ją nazywano. I wtedy pojawiła się Judyta, a z jej zdaniem się liczyli. Stanęła w obronie dziewczyny, z której szydziła cała szkoła, koledzy na nią pluli, popychali i wrzucali podręczniki do kałuży po deszczu.
Judyta ją obroniła i już nikt nigdy jej nie zaczepił. Była jedyną przyjaciółką, jaką miała. Spędzały razem każdą wolną chwilę. Zuzia zauważyła, że przyjaciółkę fascynowały zbrodnie popełniane w mieście i okolicy. Kradzieże, włamania, pobicia, morderstwa i nawet podpalenia, a te zdarzały się coraz częściej.
– Powinnaś być dumna. Nie każdy może być dzieckiem mordercy, który potrafił zabić swojego kumpla.
Zuzia nie lubiła, kiedy ktoś o niej tak mówił. Teraz nie umiała ocenić, czy Judyta z niej żartowała, czy mówiła poważnie.
– Ale to był wypadek… mój tato… on nie zabił z rozmysłem… – W jakiś sposób próbowała wyjaśnić historię, którą znała od matki, a ona przecież wiedziała najlepiej.
– Sraty taty… – Ironiczny głos Judyty aż ją zmroził. – Pytałaś starą czy znowu zbyła cię tymi bajeczkami, co zawsze?
Nigdy nie widziała ojca poza murami więzienia, a i te widzenia nigdy nie były takie, jakby chciała. Najczęściej matka sama jeździła, a później opowiadała, że wciąż muszą walczyć i wierzyć w jego niewinność, bo tylko ich obecność trzyma go przy życiu. Marta nigdy nie zwątpiła w niewinność swojego męża, mimo że kilka tygodni po ślubie został aresztowany, osądzony i trafił do więzienia. Wydała wszystkie pieniądze na adwokatów, którzy dawali jej jedynie nadzieję, brali pieniądze za kolejne porady i na tym się kończyło. Liczyła na apelację i złagodzenie kary, ale i tę rozprawę przegrali. Miała córkę, najważniejszy dowód jej miłości do Roberta, z którym od wielu już lat nie mogła dzielić małżeńskiego łoża.
Gdy córka skończyła trzy lata, po raz pierwszy zabrała ją na widzenie z ojcem. Od tej pory wmawiała jej, że ojciec jest chory i wciąż musi być w tym sanatorium, ale jest nadzieja, że za chwilę znajdą coś, co pozwoli mu wrócić do rodziny. Dla Zuzi tata był obcy. Widzenia kilka razy w roku nie potrafiły wzbudzić odpowiedniej więzi pomiędzy ojcem i córką. Ale później zaczęła się szkoła i dziewczynka już sama potrafiła przeczytać napis na budynku. „Zakład Karny” wcale nie brzmiał tak samo jak „sanatorium”, o którym wciąż mówiła matka.
Pytań córki Marta nie mogła lekceważyć w nieskończoność, bo dziewczynka pytała o to również sąsiadów.
– Twój tatuś stał się ofiarą swoich kolegów. Wplątali go w jakieś dziwne sytuacje i trudno było to wszystko wyjaśnić, ale on jest niewinny. Pamiętaj o tym. Zawsze robił dla nas wszystko i bardzo cię kocha. – To wystarczyło ośmioletniemu dziecku. Zapewnienia matki były najważniejsze. Tylko okrutni ludzie mówili coś złego. Nazywali ją córką mordercy, choć nie rozumiała dlaczego.
– Powinnaś zażądać, żeby ci powiedziała prawdę. Nie jesteś już dzieckiem – przekonywała ją Judyta.
Ale Zuzia bała się matki. Ostatnio widziała, jak siedzi w pokoju zapłakana, oglądając stare zdjęcia ślubne. Jeszcze kilka lat temu siadywały obie i po raz tysięczny wysłuchiwała opowieści o wielkiej miłości i pięknym ślubie. Teraz nie sięgała już po stary album. Pochowała też wszystkie zdjęcia, które stały niemal w każdym miejscu. Zuzia poczuła ulgę, gdy matka przestała wspominać o ojcu. Ojcu, który był dla niej obcym człowiekiem, ale pozostawił piętno na swoim jedynym dziecku.
***
– Cześć, siostrzyczko. – Łukasz Wilk cmoknął kobietę w policzek.
Bożena Zych od kilku lat sama wychowywała syna. Po niespodziewanym zawale męża, który zakończył się zgonem, musiała wiązać koniec z końcem, jak tylko mogła. Nigdy nie pomyślała, żeby związać się drugi raz z mężczyzną. Nie miała na to czasu. Była opiekunką środowiskową i oprócz pracy brała jeszcze prywatne zlecenia, które trochę podciągały jej budżet.
– Co to za ważna sprawa?
– Chciałem porozmawiać z Mateuszem. Jest w domu?
– Zaraz powinien być. Napijesz się kawy? Właśnie robię.
– A wiesz, że chętnie. – Łukasz usiadł przy kuchennym stole.
Kobieta postawiła na blacie drugi kubek i nasypała dwie spore łyżeczki kawy.
– Chcesz, żebym zszedł na zawał? – zareagował, gdy Bożena chciała wsypać do kubka jeszcze jedną porcję. Taką mocną kawę zawsze pijał jej mąż, więc z przyzwyczajenia każdemu mężczyźnie robiła taką samą.
– Nie mogę skupić myśli. – Kobieta odłożyła łyżeczkę. – Ty pewnie będziesz wiedział… Ta zamordowana dziewczyna chodziła do tej samej szkoły, co mój Mateusz?
– Tak – przyznał krótko. – Właśnie dlatego chciałem pogadać z twoim synem.
– Czy on jest w coś zamieszany? – Przestraszyła się. – Dlaczego z nim?
– Cześć, wujek. – Mateusz podał mężczyźnie dłoń. – O czym chciałeś pogadać?
– O Antoninie Wolskiej – przyznał bez ogródek dziennikarz.
– Więc to jednak prawda… – Chłopak potargał palcami czuprynę. – To znaczy cała buda o tym huczy, ale myślałem, że przesadzają. Ktoś nawet mówił, że dziś była policja i przesłuchiwali dzieciaki z jej klasy…
– Antosia? – Bożena szukała w pamięci dziecka, które nosiłoby takie imię. – Czy to nie ta blondyneczka, co mieszkała na Gołębiej? Jej matka jest fryzjerką?
– Właśnie ta – przyznał nastolatek. – Ale nie rozumiem, dlaczego wujek do mnie przyszedł.
– O Matko Boska! Taka piękna dziewczynka! – Bożena zaczęła panikować. – I mieszkała całkiem niedaleko. Przecież znam jej mamę, chodzę do tego zakładu, w którym pracuje… Matko!… O matko!
– Mamo, może sobie odpoczniesz? Ja pogadam z wujkiem.
– Chcę słyszeć, o czym rozmawiacie – zdecydowała Bożena.
– Siostra, jesteś pewna? – Łukasz przyglądał się przerażonej kobiecie.
– Tak – potakiwała nerwowo głową.
– Mati, powiem szczerze, że nie wolno mi rozmawiać z dzieciakami z twojej szkoły bez zgody ich rodziców. Od policji niczego się nie dowiem, więc pozostajesz ty.
– Ale w czym mogę ci pomóc? – zapytał Mateusz.
– Możesz mi o niej cokolwiek opowiedzieć? Jaka była, z kim się spotykała?
– Ładna. – Chłopak wzruszył ramionami. – No co? – zareagował, widząc skrzywioną twarz matki.
– Tosia była piękną dziewczynką – sprostowała Bożena.
– No dobra, była ładna, przecież mówię. Taka laleczka w modnych ciuchach. Pół szkoły na nią leciało. Miała powodzenie wśród chłopaków, zwłaszcza jak przestała się przyjaźnić z Judytą.
– A kim jest Judyta? – zainteresował się Wilk.
– Judyta Janiak. Jej matka jest lekarzem, chyba chirurgiem.
– Antosia pokłóciła się z Judytą?
– To stara sprawa. Tośka zaczęła się spotykać z kolegą z klasy. Z Tomkiem Kowalczykiem. Ale to było jakoś na początku szóstej klasy. Judyta znalazła sobie wtedy inną koleżankę. Zaczęła się przyjaźnić z córką mordercy.
– Zaraz… Judyta była zazdrosna o Tomka? – Łukasz potrzebował dokładniejszych informacji.
– Raczej nie. Oni zawsze się kłócili. Moim zdaniem tak samo się nie znoszą. Zresztą Tośka szybko zerwała z Tomkiem, bo opowiadał kumplom, że z nią spał. Wtedy Judyta stanęła w jej obronie. Ona jest jakaś dziwna…
– Judyta, tak? – upewnił się.
– No tak. Niby się z nikim nie przyjaźni, ale też nikt jej nie podskoczy. No i stanęła w obronie tej małej Zuzki, więc ludzie już całkiem się od niej odsunęli, ale nie tak, żeby ją wytykać palcami, czy coś…
– Boją się jej?
– Nie wiem. – Mati wzruszył ramionami. – Ja się nie boję. Chyba raczej nie chcą zaakceptować, że rozmawia z Zuzią. Jej ojciec podobno siedzi za morderstwo, i wiesz jak to jest… nikt nie chce wdepnąć w takie towarzystwo, więc odsuwają się od nich.
– Uważasz, że dziecko powinno odpowiadać za grzechy swoich rodziców? – Łukasz zadał bardzo poważne pytanie swojemu siostrzeńcowi.
Mateusz spojrzał na matkę, która dotąd w ciszy przysłuchiwała się rozmowie.
– Ale wiesz… jak zaczniesz bronić takiej osoby, to masz przesrane, bo przeciwko tobie jest nie tylko cała klasa, ale cała buda. – Mateusz bał się przyznać rację.
– Nie tego cię uczyłam. – Bożena zganiła syna.
– Mamo, a ty nie wiesz, jak jest w szkole? Jak chcesz mieć kumpli, to musisz gadać tak jak oni, inaczej będziesz stała wiecznie z boku, jak ta…
– Judyta – dokończył Łukasz.
***
– Kochanie, wychodzę na zebranie do szkoły. – Ewelina Janiak z troską przyglądała się córce. – Potrzebujesz czegoś? Może coś kupić po drodze?
– Nie – odparła dziewczyna zdawkowo, nie odrywając wzroku od monitora komputera.
– Chcesz porozmawiać? Wiem, że przyjaźniłaś się z Tosią.
– Mamo, nic mi nie jest. Daj mi spokój. Chcę po prostu być sama.
Ewelina zamknęła drzwi do pokoju córki i zeszła po schodach do kuchni, gdzie jej mąż szykował kawę.
– Nie wiem, co się z nią dzieje – westchnęła. – Od kilku dni jest jakaś obca. Kiedyś rozmawiała z nami o wszystkim, teraz trudno wyciągnąć z niej choć kilka słów.
– Zginęła jej najlepsza przyjaciółka, może nie powinniśmy się dziwić, że chce być sama. Każdy inaczej przeżywa ból.
– Ale ona zrobiła się taka obojętna, jakby wcale jej to nie obchodziło.
– Sama wiesz, że niektórzy ludzie nie potrafią się pogodzić z nieszczęściem lub stratą, i nie dopuszczają takich informacji do siebie.
– Tak. – Ewelina odetchnęła głęboko. – Karol, spróbuj z nią porozmawiać. Ja już muszę lecieć na to zebranie.
Właściwie najchętniej usiadłby w swoim ulubionym fotelu i włączył program publicystyczny, odsuwając na bok wszelkie problemy, jakie cisnęły się tu każdą szczeliną, ale zdawał sobie sprawę, że sytuacja była niebezpieczna.
Wsypał do kubka kakao i zalał gorącym mlekiem, po czym wziął oba kubki i poszedł do pokoju córki. Judyta nie odezwała się, gdy zapukał, więc uchylił drzwi. Dziewczyna siedziała, jak wcześniej, przy swoim komputerze.
– Co porabiasz? – Karol wszedł do środka. – Zrobiłem ci kakao. – Postawił kubek na biurku.
– Tato, czy możecie dać mi spokój?
– Tak. Pod warunkiem, że ze mną chwilę porozmawiasz.
– Boże, nie mam ochoty na rozmowę, chcę być sama.
– Dobrze, ale twoją koleżankę ktoś zamordował i chcę być pewny, że tobie nic nie grozi.
– Tato, ja się nie włóczę po nocach jak Tośka. I jeszcze gdzie? Po starych cmentarzach! Może sama się prosiła, dając mordercy okazję.
– Skąd wiesz, że do zabójstwa doszło w nocy? – zainteresował się mężczyzna.
Judyta sięgnęła po gazetę. Przerzuciła kilka kartek, po czym pokazała ojcu artykuł.
– Nastolatka została kilkakrotnie ugodzona nożem, w nocy z czwartku na piątek. Najprawdopodobniej została zaatakowana w miejscu znalezienia zwłok. Morderca pozostawił ją ranną, zagrzebując pod gałęziami. Dziewczyna zmarła wskutek dużej utraty krwi… – przeczytała głośno część artykułu. – „Życie Krotoszyna”. Masz, poczytaj, też będziesz wiedział.
Karol wziął do ręki gazetę i przeleciał wzrokiem tekst.
– Pamiętam, że się z nią przyjaźniłaś… – Jego głos był przepełniony strachem.
– To prawda. I uważasz, że powinnam rwać włosy z głowy i płakać cały dzień? To byłoby bardziej wiarygodne niż to, że chcę mieć troszkę spokoju i być sama? – zapytała. – Tośka wcale nie była taka miła, jaką ją pamiętasz. Chwilami była nawet wredna. Tylko że jak powiem coś takiego teraz, kiedy ją ktoś zabił, usłyszę, że o zmarłych się źle nie mówi. Więc może z tego powodu jest mi wszystko jedno…? – Spojrzała na ojca.
– Masz rację. Niektórych ludzi czasami trudno tolerować, a po ich śmierci człowiek nie czuje wielkiego żalu. Ale Tosia?
– Tato, ona naprawdę potrafiła być wredną żmiją i nie chcę o niej rozmawiać.
– Dobrze, skarbie. – Położył dłoń na ramieniu córki. – Gdybyś czegoś potrzebowała, to pamiętaj, że razem z mamą martwimy się o ciebie.
– Dzięki za kakao. – Sięgnęła po kubek i wróciła do czytania artykułu w Internecie.
***
Marta Maciejewska wyszła ze szkoły niemal nieprzytomna ze strachu. Ktoś ją mijał, ktoś coś do niej mówił, ale nie reagowała, jakby nic do niej nie docierało. W głowie wciąż dudniły słowa dyrektora, żeby pilnować dzieci i zwracać uwagę na to, co mówią, bo któreś z nich może znać prawdę. I przez ten głos, który już i tak dominował, nie dając się wyciszyć, przebijały się niczym ostre dźwięki dzwonu słowa śledczego:
– Antonina została zamordowana przez kogoś, komu ufała. Wyszła z domu w środku nocy, więc ktoś musiał ją wywabić. Sprawca wielokrotnie ugodził ją nożem, ale żadna z ran nie była śmiertelna. Zmarła, bo nikt nie udzielił jej pomocy. Państwa dzieci mogą znać prawdę, ale żadne nie chce nic powiedzieć. – Policjant chciał nakłonić rodziców do szczerej rozmowy, ale dla Marty ta rzeczywistość, tu w szkole, już nie istniała. Siedziała w ławie sali sądowej i słyszała słowa prokuratora: „Oskarżeni z premedytacją zwabili swojego kolegę do baru, odurzyli tabletkami nasennymi, by następnie wywieźć w odludne miejsce i dokonać egzekucji”.
– Pani Marto. Marta! – Poczuła szarpnięcie za ramię i ocknęła się nagle, gdy tuż przed nią przejechał samochód. Adrenalina uderzyła w nią z ogromną siłą, a jej serce oszalało.
– Nie zauważyłam go. – Zatrzymała się, próbując złapać oddech.
– Musi pani uważać. – Głos kobiety był pełen troski.
– Zamyśliłam się – odparła, wciąż oszołomiona.
– Gdzie byłaś? O czym myślałaś? – Ewelina martwiła się, widząc, w jakim stanie jest kobieta, więc szybko zrezygnowała z oficjalnej formy, chcąc jej pokazać, że nie jest sama.
– To wszystko… jest takie straszne… – Próbowała uspokoić nerwy.
– Chodź. – Doktor Janiak złapała ją pod ramię. – Odwiozę cię do domu. Strasznie przejęłaś się tą sprawą – zauważyła.
– Bo… – Nie chciała mówić o tym, co rujnowało jej nerwy już od piętnastu lat. – Mam tylko Zuzię… – wyszeptała pobladłymi ustami.
– Marto, wybacz, jeśli się wtrącam. – Zatrzymały się przy samochodzie zaparkowanym niedaleko kina na Alei Powstańców. – Czy jesteś w ciąży? – zapytała, patrząc na lekko zaokrąglony brzuch kobiety.
***
Adam Zmyślony po raz kolejny czytał raport z sekcji zwłok, szukając czegoś, co być może przeoczył, ale nie było w nim nic więcej, ponad to, co już wiedział. Sięgnął po telefon i wybrał numer. Chwilę czekał, zanim ktoś po drugiej stronie zechciał odebrać.
– Natalia Chuda. – Usłyszał kobiecy głos.
– Zmyślony z tej strony. Mam kilka pytań odnośnie tej zamordowanej nastolatki. W raporcie nie znalazłem wzmianki, czy była zgwałcona.
– Nie była – odparła krótko patolog.
– Jakieś ślady? Zadrapania? Siniaki świadczące o walce?
– Nie. Nic takiego nie znalazłam.
– Dziewczyna nie próbowała się bronić? – zastanawiał się dalej.
– Nie. I uprzedzę pana pytanie: nie była odurzona żadnymi środkami. Nie doszło do próby gwałtu. Denatka ma lekkie otarcia na nadgarstku lewej ręki, tuż pod paskiem od zegarka, ale to wcale nie musi świadczyć o walce. Była zdrowa.
– Cholera. Jakieś ślady biologiczne? Cokolwiek, co pomogłoby mi ustalić mordercę?
– Obawiam się, że musi pan poczekać na wyniki badań z laboratorium. – Natalia Chuda wydawała się znudzona rozmową. – Technicy zabezpieczyli też sporo śladów obuwia. Nie wiemy, na ile są przypadkowe. Analiza powinna być wkrótce gotowa.
– Po co ktoś morduje czternastoletnią dziewicę na cmentarzu? – zastanawiał się głośno śledczy.
– Nie powiedziałam, że była dziewicą… – Usłyszał w słuchawce zirytowany głos Natalii.
***
Adam odłożył raport patologa na biurko, zastanawiając się chwilę.
– Znalazłem coś. – Rafał Żuk usiadł naprzeciwko kolegi, kładąc teczkę na porozrzucane dokumenty. – Mówiłem ci wczoraj, że ta kobieta jakoś dziwnie się zachowuje. A po zebraniu omal nie weszła wprost pod jadący samochód.
– Sprawdziłeś ją?
– Tak. Mieszka w Krotoszynie od niespełna dwóch lat. Wynajmuje mieszkanie w kamienicy na Koźmińskiej. Przeprowadziła się wraz z córką z Wielunia. Pracuje w bibliotece miejskiej. I teraz najciekawsze. Jej mąż odsiaduje wyrok za morderstwo.
– Pokaż mi te dokumenty. – Zmyślony sięgnął po teczkę i szybko przejrzał kilka dokumentów. – Ale facet wciąż siedzi – podsumował.
– Tak – przyznał. – Ale mam też coś innego. Jedna z dziewczynek z tej klasy powiedziała, że Antonina przyjaźniła się z Judytą Janiak, a później się o coś pokłóciły.
– Mam tu też zeznanie innej koleżanki, która mówi, że Tosia była bardzo lubiana i każdy się z nią kolegował. Nie miała wrogów w szkole… – Adam poszukał innego zapisanego dokumentu.
– Cholera, jesteśmy w dupie – podsumował Rafał. – Ale pogadałbym jeszcze raz z tą Judytą.
– Trzeba ustalić, z kim spotykała się denatka. Nie ma śladów gwałtu, ale pani patolog twierdzi, że nie była dziewicą.
– Myślisz, że się z kimś rozstała i to była zemsta?
– Nie wiem, co myślę. Szukam punktu zaczepienia. Mamy już analizę z jej komputera?
– Walczak miał podać, jak tylko skończy. Może pogadać jeszcze raz z rodzicami ofiary?
– Poczekajmy na ustalenia informatyka, bo cały czas błądzimy po omacku.
***
– Judyta. – Mateusz Zych podszedł w czasie przerwy do koleżanki z innej klasy. Dotychczas nigdy z nią nie rozmawiał, nie czuł takiej potrzeby i dzisiaj, ale wujek prosił go o tę przysługę.
– Nie mam ochoty z nikim gadać o Tośce! – Dziewczyna podniosła głos.
– Nie, no jasne… Wiesz, ja nic nie wiem, a mój wujek jest dziennikarzem i szuka jakichś informacji o niej. Mówiłem mu, że przyjaźniłaś się z Tosią.
– Tak – przyznała wściekła. – Dopóki nie stała się wredną suką. Nie będę gadała ani z tobą, ani z twoim pierdolonym wujkiem! – krzyczała coraz głośniej, aż oczy wszystkich uczniów zwróciły się na nich.
– Chodź. – Łagodny głos Zuzi sprawił, że odpuściła.
Patrzyła jeszcze wściekła na Mateusza, który bał się odezwać choć jednym słowem. Wycofał się, dając kilka kroków, jakby się bał, że dziewczyna może go zaatakować, po czym odwrócił się i odszedł.
– Nie możesz się tak wkurzać – skarciła ją przyjaciółka, nie podnosząc głosu.
– Wkurwia mnie. Wszyscy uważają, że są bez winy, a tu można każdemu jakąś winę znaleźć i ukarać go – wysyczała wściekła.
***
– Czy ostatnio nie mamy za dużo podejrzanych zdarzeń w mieście? – zapytał Marcin Rogowski, pisząc artykuł na stronę internetową „Życia Krotoszyna”.
– Co masz na myśli? – Łukasz przygotowywał artykuł do kolejnego, papierowego wydania gazety.
– Kolejny pożar. Tym razem jest więcej niż pewne, że to podpalenie. Ławka w kościele sama się nie zapaliła. A wcześniej mieliśmy kilka podpaleń wózków dziecięcych. Jak tak przejrzeć te wiadomości, to nasi strażacy mają ręce pełne roboty.
– Być może. Nie zwróciłem uwagi – przyznał dziennikarz. – Ale większość tych pożarów strażacy jakoś wyjaśnili, prawda?
– Tak… – Marcin znalazł kilka podobnych artykułów w swoim komputerze. – W szkole muzycznej nastąpiło zwarcie instalacji… ale może niekoniecznie? – zastanawiał się głośno.
– Może na siłę szukamy przestępców. Wszystko przez to morderstwo…
Dzwoniący telefon przerwał rozmowę dziennikarzy. Rogowski przez chwilę z kimś rozmawiał, po czym zwrócił się do kolegi.
– A jednak. – Otworzył okienko z pocztą, czekając na maila. – Policja przesłała nam zdjęcia z monitoringu na Małym Rynku. Kamera uchwyciła prawdopodobnie sprawcę podpalenia. Proszą o udostępnienie filmu i pomoc w identyfikacji – wyjaśnił. – O, już jest załącznik.
Łukasz przesunął fotel bliżej komputera szefa i obaj wlepili oczy w monitor, patrząc, jak mężczyzna w czarnym dresie i czapce bejsbolówce wchodzi do kościoła z wypchaną reklamówką, po czym po niespełna trzydziestu sekundach wychodzi, nie trzymając nic w dłoniach. Chwilę później z frontowej nawy kościoła zaczął wydobywać się dym.
– Bardzo niewyraźne – stwierdził. – Ale mogą mieć rację. – Sięgnął po dzwoniącą komórkę.
– Mateusz? Co tam?
– Nie będę z nią rozmawiał. Jest wariatką. – Chłopak był wyraźnie zdenerwowany.
– Ale… o kogo chodzi?
– O Judytę. Chciałeś z nią pogadać…
***
Ewelina Janiak miała nocny dyżur. W szpitalu zazwyczaj panował spokój i doskonale wiedziała, że mogła wykorzystać kilka godzin na sen. Jedyne, co mogło zakłócić ten porządek, to wypadek i konieczność natychmiastowej operacji, ale takie sytuacje zdarzały się rzadko. Godzinę wcześniej odebrała telefon od Marty Maciejewskiej. Kobieta prosiła o spotkanie w jakimś neutralnym, ale dyskretnym miejscu. Koniecznie chciała porozmawiać jak najszybciej. Dyżur zapowiadał się spokojnie, więc Ewelina poprosiła znajomą, żeby przyszła do szpitala.
Ciche pukanie do drzwi przerwało jej czytanie lektury, na której i tak się nie mogła skupić, bo myśli uciekały w różne strony.
– Proszę! – zawołała, ale osoba stojąca na korytarzu nie weszła, za to zza drzwi dochodziły głosy, których dokładnie nie potrafiła zrozumieć. Postanowiła sprawdzić, co się dzieje.
Przed gabinetem stały Marta Maciejewska i pielęgniarka, która strofowała kobietę za tak późną wizytę w szpitalu.
– Teraz, kiedy pacjenci szykują się do snu, pani nie powinno tu w ogóle być, poza tym za kilka minut zamykamy wejście do szpitala, więc proszę opuścić oddział! – grzmiała.
– Pani Basiu, ta pani jest moją znajomą i miała się u mnie pojawić właśnie teraz. Wcześniej nie miałam czasu. Później odprowadzę ją do wyjścia, proszę się nie martwić i zająć pacjentami na oddziale. – Doktor Janiak zaprosiła Martę do gabinetu i zamknęła drzwi.
– Nie chciałam robić pani problemów. – Marta wydawała się nieco onieśmielona.
– Nic się nie stało. Pielęgniarki dobrze wykonują swoje obowiązki. O tej porze nie powinno być na oddziale osób odwiedzających. Usiądź. – Wskazała fotel w gabinecie. – Co cię do mnie sprowadza?
– Mam ogromny kłopot i tylko pani doktor może mi jakoś pomóc – powiedziała ściszonym głosem.
– Postaram się, Marto, ale mów mi po imieniu. Już kiedyś ci proponowałam. Nasze córki się przyjaźnią i spędzają ze sobą wiele czasu, więc i my powinnyśmy.
– Nie będzie to troszeczkę nie na miejscu?
– Ależ skąd! To z czym masz problem? – Uścisnęła serdecznie dłoń kobiety.
– Dobrze zauważyłaś, że jestem w ciąży i… – Szukała słów, żeby powiedzieć wszystko, co jej leżało na sercu.
– Marto, przepraszam cię, nie chciałabym się mieszać. Ja oczywiście słyszałam, że twój mąż jest w więzieniu, ale przecież masz z nim widzenia. Również takie intymne, prawda?
– To nie jest jego dziecko – odważyła się powiedzieć prawdę.
Ewelina Janiak czekała spokojnie na dalszy ciąg, ale Marta milczała jak kamień.
– Jak długi wyrok ma twój mąż? – zapytała w końcu lekarka, żeby nieco ośmielić znajomą.
– Dostał dożywocie. – Odetchnęła głęboko, łapiąc powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody. – Może się starać o złagodzenie kary po dwudziestu latach.
– Mój Boże… – Ewelinę zaskoczyła ta wiadomość. – Nie myślałaś o rozwodzie?
– Nie. Kochałam go ponad życie. Myślałam, że żeni się ze mną tylko dlatego, że byłam w ciąży. Oboje mieliśmy po dwadzieścia lat i swoje marzenia, a wiadomość o dziecku nas zaskoczyła. Ale mieliśmy wspaniały ślub. Robert spełnił każde moje życzenie. Było po prostu jak w bajce. Nawet pogoda tego dnia była wspaniała. A kilka tygodni później go aresztowali. Jego i jeszcze dwóch kolegów, którzy też byli na naszym ślubie. Tamci dostali dwadzieścia pięć lat. Winę zrzucili na Roberta… Nigdy nie wierzyłam w to, co mówił prokurator. Przez wszystkie te lata walczyłam. Wydałam majątek na adwokatów. Zadłużyłam się. Komornik zabrał mój dom. Nie miałyśmy się gdzie podziać z Zuzią. Znalazłam ogłoszenie o pracy tu, w Krotoszynie. To była dla nas szansa, bo tam wszyscy nas znali. Wciąż gadali za plecami. Dostawałam przykre wiadomości na Facebooku. Ludzie nami gardzili. Tu mam małe mieszkanie, ale na większe mnie nie stać. I widzę, że Zuzia trochę odżyła, gdy zaprzyjaźniła się z twoją córką.
– Judyta jest szczerą dziewczynką. – Ewelina delikatnie uśmiechnęła się do znajomej. – Ale co się wydarzyło, że teraz… – Wskazała na brzuch kobiety.
