Tajemnice Skyle. Blask Corredo. Tom 4 - Agnieszka Grzelak - ebook

Tajemnice Skyle. Blask Corredo. Tom 4 ebook

Agnieszka Grzelak

4,9

Opis

Po raz kolejny Mori Sedun wkracza w świat pełen tajemnic i niespodzianek.

Po niezwykłych wydarzeniach w trakcie Festiwalu Tańca Mori postanawia pozostać na wyspie Skyle i poznać jej historię oraz mieszkańców. Okazuje się, że nie będzie to łatwe, bo pytania mnożą się na każdym kroku, a nowo poznani ludzie są równie nieprzeciętni jak ona sama. Do tego wszystkiego dochodzi smutek wywołany kłótnią z Darkiem. Chłopak jest zły na Mori, że postanowiła zostać na obcej wyspie, kiedy on wyrusza na niebezpieczną wyprawę do tajemniczych ruin ukrytych w piaskach pustyni. Tymczasem przyjaciółka Mori, Arta, poznaje młodego arystokratę, nie bez powodu zwanego Szalonym Baronem i sama nie wie, czy czuje do niego niechęć, czy może... miłość.

Agnieszka Grzelak w czwartym tomie „Blasku Corredo” kontynuuje opowieść pełną magii i niesamowitych zdarzeń.

Jak poradzą sobie bohaterowie w nowych sytuacjach?
Czy Mori odkryje tajemnice Skyle i spotka jeszcze Darka?
Co zrobi Szalony Baron, żeby zdobyć uczucie Arty?


Oto historia, którą czyta się jednym tchem aż do samego finału!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 569

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (8 ocen)
7
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rrokki

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam tą bajkową serię.
00

Popularność



Podobne


Projekt okładki: XAUDIO

Copyright © Agnieszka Grzelak

Copyright © for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o.o.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN 978-83-67330-78-7

Wydanie II

Warszawa 2022

Wydawca:

XAUDIO Sp. z o.o.

e-mail: [email protected]

www.xaudio.pl

Wstęp

Cała ta historia zaczęła się przed kilkoma tysiącami lat, kiedy istoty z Corredo zaczęły pojawiać się w świecie ludzi. Ich obecność, czasem prawie niezauważalna, a innym razem odciskająca się niezatartym piętnem na losach poszczególnych osób, dała się obserwować na przestrzeni wieków. Wpływ ten zaznaczał się najmocniej na Wyspie Sierot – gdzie pochodzące z Corredo instruktorki kształciły pozbawione rodziców dziewczęta, z których większość zostawała później słynnymi i bardzo cenionymi artystkami. Instruktorki zostały wygnane ze swego świata za przestępstwa, jakich się dopuściły. Pobyt wśród ludzi nie sprawił, że stały się lepsze. Egzekwowały swoją władzę nad dziewczętami z bezwzględnym okrucieństwem, manipulując ich umysłami i pozbawiając życia ich matki. Władcy Corredo zmuszeni byli interweniować. Posługując się Szklarką (jej prawdziwe imię to Thea Felicitatis), jedną z wychowanek Wyspy Sierot, doprowadzili do zagłady instruktorek.

Bywało tak, że Corredianie, z sobie tylko wiadomych powodów, obdarzali niektórych przedstawicieli gatunku ludzkiego szczególnymi zdolnościami. Kimś takim jest Mori, córka Szklarki. Od pierwszych chwil życia naznaczona została dotknięciem Corredo. Potrafiła widzieć ludzkie uczucia, przesuwać przedmioty na odległość, znała wszystkie języki i uczyła się w błyskawicznym tempie, wprawiając w konsternację własnych rodziców. Umiała wyostrzyć wzrok tak, że dostrzegała kratery na Księżycu i odległe gwiazdy, a kiedy chciała, mogła również obserwować ruch cząsteczek, z których zbudowany jest wszechświat. Razem z tymi darami zaszczepiona została w niej tęsknota za Corredo, będąca ukrytym motywem wielu działań. To z jej powodu Mori zdecydowała się wkroczyć do zamieszkiwanego przez Avenidów świata książek i musiała zmierzyć się z niebezpieczeństwem czyhającym w kraju Xatl. Być może pozostałaby tam na zawsze uwięziona, gdyby nie pomoc zakochanego w niej Darka Holmana.

Kolejnym miejscem, do którego przywiodły ją marzenia o Corredo, okazała się wyspa Skyle. Mori, zafascynowana umiejętnościami tamtejszych tancerek, postanowiła dołączyć do ich zespołu i wziąć udział w jednym z najważniejszych świąt wyspy – Festiwalu Tańca. Zaprosiła na ten festiwal nie tylko rodziców, ale także przyjaciół, z których większość stanowiły dawne wychowanki instruktorek – artystki ocalałe cudem z zagłady Wyspy Sierot. Taniec Mori wprawił w zdumienie nie tylko jej bliskich, ale także społeczność zamieszkującą wyspę Skyle. Pod koniec występu córka Szklarki zamieniła się na moment w zielony płomień…

CZĘŚC I

1

Przypłynęli zaledwie przed tygodniem, a już nadszedł czas odjazdu. Powietrze przesycone było wonią kwiatów i zapachem świeżo zaparzonej kawy. Nad domami chwiały się pióropusze palm, a po niebie krążyły mewy, napełniając powietrze histerycznymi nawoływaniami. Sedunowie siedzieli w wynajętym powozie (był to właściwie zaopatrzony w drewniane ławki i pomalowany na niebiesko mały gospodarski wóz) i czekali na Mori, która ciągle się nie pojawiała. Było to do niej tak niepodobne, że Szklarka zaczynała się martwić, co oczywiście dostrzegł Scaber.

– Ona zaraz przyjdzie, Theo – powiedział uspokajająco. – Pewnie zapomniała czegoś spakować. A statek i tak bez nas nie odpłynie.

– Nie wydawało ci się, że jest jakaś nieswoja?

– Na pewno wyczerpały ją występy. Nie wiem, jak jej się udało w ciągu miesiąca dojść do takiej perfekcji. Była lepsza niż miejscowe tancerki. Nadal jednak nie rozumiem tego, co się stało na końcu.

Oboje wciąż mieli przed oczami kulminacyjny moment tańca, kiedy Mori zamieniła się w zielony płomień. Cały amfiteatr zamarł, a potem gruchnęły takie brawa i okrzyki, że bliźnięta Ottiny rozpłakały się ze strachu. Najbardziej poruszeni byli sami mieszkańcy Skyle. Wielu z nich miało łzy w oczach, i to nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Wykrzykiwali jakieś zdania w swoim języku. Mori rozumiała, co znaczą, ale nie chciała przetłumaczyć. Widać było, że sama też jest wzruszona i szczęśliwa. Szklarka przypomniała sobie pierwsze słowa wypowiedziane przez nią po zejściu ze sceny: „Przed chwilą zobaczyłam Corredo”. Nie zdążyła wtedy o nic zapytać, bo rozentuzjazmowani widzowie porwali Mori i zanieśli na górujący nad sceną, przykryty połyskliwym materiałem tron. Dopiero później miały czas na dłuższą rozmowę o tym, co się wydarzyło.

W tym momencie drzwi gospody otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich długo oczekiwana Mori.

– Już jestem! – Usadowiła się obok rodziców. – Przepraszam za spóźnienie. Musiałam… – zawahała się – coś jeszcze załatwić. Proszę jechać! – rzuciła w kierunku woźnicy.

Konik o siwobłękitnej sierści ruszył ochoczo, zachęcany melodyjnymi okrzykami siedzącego na koźle mężczyzny w haftowanej szafirowej kamizeli.

– A gdzie twój bagaż? – zainteresował się Scaber. – Wysłałaś go już wcześniej do portu?

– Nie. – Mori spuściła wzrok.

– Czy coś się stało? – Szklarka poczuła ukłucie niepokoju. Jednocześnie jak zwykle zdenerwowała się, że jej każdy, nawet przejściowy stan emocjonalny nie ujdzie uwagi córki.

Mori jednak nie patrzyła na nią. Siedziała ze spuszczoną głową i bawiła się szarfą jasnożółtej sukni, którą tego dnia miała na sobie.

– Zostaję tutaj – odezwała się w końcu i dopiero wtedy spojrzała na rodziców.

Ach, o to chodzi! Szklarka momentalnie poczuła ulgę. Przez chwilę bała się, że ktoś skrzywdził Mori, i nieposkromiona wyobraźnia zaczęła już produkować niezliczone obrazy. Chociaż zdawała sobie sprawę, że jej niezwykła córka radzi sobie w najtrudniejszych nawet sytuacjach, wiedziała, że tam, gdzie wchodzą w grę relacje z innymi ludźmi, a w dodatku uczucia, Mori staje się niepewna i wrażliwa ponad miarę. Możliwe, że z wiekiem coraz bardziej odczuwa swoją inność, a zadziwiające zdolności chwilami jej ciążą. Szklarka nieraz się zastanawiała, jak musi się czuć córka, mając cały czas przed oczami ludzkie uczucia. Na przykład kiedy rozmawia z kimś uprzejmym i uśmiechniętym, a jednocześnie widzi, że tak naprawdę jest poirytowany i pełen niechęci.

– Ale dlaczego? – zabrzmiał zdziwiony głos Scabera. – Chcesz nadal ćwiczyć się w tutejszych tańcach? Wydawało mi się, że osiągnęłaś wszystko, co się dało.

– Nie chodzi o tańce. – Mori energicznie potrząsnęła głową. – Po prostu, kiedy tylko znalazłam się na Skyle, poczułam, że to jest świat, do którego pasuję. Mam takie wrażenie, jakbym po raz pierwszy w życiu mogła swobodnie oddychać. – Rzuciła Szklarce błagalne spojrzenie. – Mamo, ty wiesz, o co chodzi, prawda?

Szklarka przytaknęła bez słowa.

– Tutejsze domy – ciagnęła z coraz większym ożywieniem Mori – przypominają twoje rysunki z wyspy Nut. Miejscowe tancerki tańczą podobnie do tych, które widziałam w korytarzach Avenidów, kiedy mijaliśmy z Darkiem corrediańską książkę! Tu powietrze pachnie inaczej i kolory są takie… Ma się wrażenie, że wystarczy zrobić krok, żeby znaleźć się w Corredo. To moje miejsce! W jakiś sposób należę do tej wyspy!

– No tak, Corredo – mruknął sarkastycznie Scaber. – Nigdy nie zrozumiem waszej fascynacji tym światem. Kiedy o nim mowa, stoję na z góry przegranej pozycji.

– Bez przesady. – Szklarka żartobliwie pacnęła go w ramię. – Przecież wracam z tobą do domu.

– Tak, ale sama mówiłaś, że gdybyś nie była tak przywiązana do Versathis, zamieszkałabyś tutaj.

– Rzeczywiście tak powiedziałaś, mamo? – ucieszyła się Mori.

– Tak. – Szklarka z czułością popatrzyła na zarumienioną z emocji twarz dziewczyny. Rozumiała fascynację wyspą Skyle. Jednocześnie serce jej się ściskało na myśl, że Mori chce zamieszkać tak daleko od nich. – Długo tu zamierzasz zostać? – spytała, po raz kolejny godząc się z faktem, że nie ukryje przed córką swojego smutku.

– Nie wiem. – Mori zatopiła wzrok w mijanych właśnie zielonych wzgórzach. – Może rok, może dłużej, a jeśli okaże się, że mi tu dobrze… – urwała. – Sama chcę się przekonać, jak będzie mi się tu mieszkało – zakończyła pospiesznie.

– Rozmawiałaś już o tym z Darkiem Holmanem? – Scaber rzucił jej przenikliwe spojrzenie.

„O nie! O nie!” – krzyknęła w myślach Szklarka. „To jej sprawa. Po co się wtrącasz? A może się pokłócili? A może to właśnie przez niego nie chce wracać do Como? Co za brak wyczucia!”

Scaber zobaczył, że Thea poczerwieniała z oburzenia i uśmiechnął się kątem ust. Mori natomiast zesztywniała i patrząc prosto przed siebie, oznajmiła pozornie obojętnym tonem:

– Powiem mu o tym, jak przyjedziemy do portu.

– Aha. – Scaber uniósł w górę brwi.

– Co aha?! – Mori aż podskoczyła na siedzeniu. – Po pierwsze, chciałam, żebyście to wy pierwsi wiedzieli o moich planach. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest wam przykro. Po drugie, on też wyjeżdża na kilka miesięcy. Profesor Logar Tragurdson zdobył w końcu fundusze na ekspedycję badawczą w ruiny Vadi-Kadal i zaproponował udział swoim najlepszym studentom. Dark jest jednym z nich.

– W takim razie powinien cię zrozumieć – powiedział bez przekonania Scaber.

Szklarka zdawała sobie sprawę, że trudniej mu zaakceptować decyzję Mori, bo nie czuje przyciągającej siły Corredo. Ona sama niemal zazdrościła córce, że będzie mogła spacerować wśród porośniętych kwiatami wzgórz, zwieńczonych kamiennymi ruinami, i zgłębiać pełną tajemniczych obietnic przestrzeń. Ross Claith mówił, że w prehistorycznych czasach Skyle zamieszkana była przez jakąś bardzo rozwiniętą cywilizację, której ślady rozsiane są na całym obszarze wyspy. Kto wie, może miała jakiś związek z Corredo?

Koła zaturkotały po bruku. Wjeżdżali do Failte – głównego miasta portowego Skyle. Białe domy z zielonymi drzwiami i okiennicami, dachy kryte kolorową ceramiczną dachówką, gdzieniegdzie rozłożysty budynek gospody o ścianach wyłożonych dużymi jak dłoń, płaskimi muszlami – wszystko cieszyło oczy i budziło żal, że trzeba stąd wyjeżdżać.

– Chciałabym jeszcze kiedyś odwiedzić to miasteczko – rozmarzyła się Szklarka. – Przybyć tu o świcie, kiedy promienie wschodzącego słońca oświetlają różowawym blaskiem ściany domów, i malować.

– No to przyjedź, mamo! – zawołała z ożywieniem Mori. – Przecież oboje możecie mnie odwiedzać. Tu jest tak pięknie. Tato, jestem pewna, że tobie też się spodoba, chociaż jesteś potwornie zazdrosny o Corredo.

Scaber zaśmiał się krótko. Tak, przed Mori nic się nie ukryje – można to określić jako coś w rodzaju ekscytującego dyskomfortu. Miała rację, był zazdrosny o Corredo. Miał świadomość, że jakaś cząstka duszy Thei przynależy do tamtego świata, i to go drażniło. W tej chwili jednak bardziej niepokoiła go decyzja Mori. Nie chciał, żeby tu zostawała i nasiąkała atmosferą wyspy. Przypuszczał, że po dłuższym pobycie na Skyle powrót do zwyczajnego życia w Como czy innym mieście Północnego Kontynentu może okazać się trudny. Tego, że Mori chciałaby zamieszkać tu na stałe, w ogóle nie brał pod uwagę.

Wóz zatrzymał się w porcie, gdzie oprócz całej flotylli różnobarwnych kutrów rybackich cumował tylko jeden duży statek, który miał odwieźć gości na kontynent. Po nabrzeżu przechadzali się przyjaciele i znajomi Sedunów. Wszyscy oni przybyli na Skyle kilka dni temu, żeby oglądać Mori na Festiwalu Tańca. Sama ich zaprosiła, ale teraz bała się, jak zareagują na wieść, że z nimi nie wraca. Gdyby nie fakt, że musi porozmawiać z Darkiem, wcale nie przyjeżdżałaby do portu. Nie miała ochoty wysłuchiwać pytań, komentarzy albo krytyki.

Ostateczną decyzję o pozostaniu podjęła tego ranka i jeszcze sama się z nią do końca nie oswoiła. Mimo to po raz pierwszy od występu na festiwalu czuła spokój. Przedtem, w miarę jak przybliżał się koniec pobytu na Skyle, miała wrażenie, że wymyka jej się z rąk coś cennego i unikalnego. Odjedzie i straci niepowtarzalną okazję… Na co? Nie wiedziała. Kilka razy na dzień chwytał ją nagły żal, że musi opuścić wyspę. Ostatniej nocy, kiedy przewracała się bezsennie w pościeli, zdała sobie jasno sprawę, że naprawdę pragnie tu zostać. Rodzice będą rozczarowani i smutni, ale zrozumieją, zwłaszcza mama. Gorzej z Darkiem. Bała się jego reakcji. Na pewno będzie niezadowolony. Chciałaby mieć już za sobą tę rozmowę. Zeskoczyła z wozu i rozejrzała się.

– Hej, Mori! Nareszcie jesteś! – Arta i Fry podbiegły do niej, odłączając się od gromadki przybranych sióstr. – Już myślałyśmy, że nie wracasz. Ta wyspa jest taka cudowna, że chciałoby się na niej spędzić całe życie.

– Może nie całe – przerwała Fry. – Tu pewnie nie ma takich fantastycznych balów, jakie hojnie wyprawia nasza Laszti, ale byłoby miło pomieszkać na Skyle kilka miesięcy.

– Właśnie taki mam zamiar – oznajmiła z desperacją Mori.

– Naprawdę? – Arta zrobiła okrągłe oczy. – Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Tak nagle przyszło ci do głowy, że zostajesz?

– Nie „tak nagle”. Całą noc rozważałam tę decyzję.

– Chyba ci zazdroszczę. Nawet ja nie mam tyle odwagi, żeby zamieszkać gdzieś na końcu świata, z dala od Chamomilli. Muszę o tym powiedzieć dziewczynom. Ciekawe, jakie zrobią miny.

– Ja im powiem! – Fry zerwała się do biegu.

Mori poszukała wzrokiem Darka. Nie było go wśród ludzi zgromadzonych na nabrzeżu. Musiała go odnaleźć, zanim wieść o jej postanowieniu dotrze do niego za pośrednictwem innych. Niepotrzebnie wygadała się przed Artą i Fry.

– Mori!

Popatrzyła w górę. Dark stał na pokładzie i machał do niej.

– Idę do ciebie! – odkrzyknęła i z bijącym sercem wbiegła po trapie.

Wokół Darka unosiła się chmura złocistego różu i Mori z bólem pomyślała, że ten piękny kolor za chwilę zniknie. Odetchnęła głęboko.

– Dark, muszę ci coś powiedzieć.

– Może poczekajmy, aż statek odcumuje. – Popatrzył jej w oczy z uśmiechem. – Teraz wszyscy wchodzą na pokład i jest straszny zgiełk.

– Ale ja nie płynę z wami. Zostaję – wyrzuciła z siebie.

Tak jak się spodziewała, Dark natychmiast zasnuł się fioletem rozczarowania i ciemnogranatowymi smugami gniewu.

– Dlaczego? – Jego twarz przybrała kamienny wyraz.

– Po prostu tak czuję. Zrozum – popatrzyła na niego błagalnie – potrzebuję tego. Ta wyspa działa na mnie w szczególny sposób. Tutaj mam wrażenie, że tylko cienka granica oddziela mnie od Corredo. Chcę je odnaleźć.

– Aha, Corredo. – Dark zacisnął szczęki i w milczeniu patrzył na krzątających się marynarzy.

Mori odwróciła głowę. Nie chciała widzieć jego kolorów.

– Rozumiem, że ja się już nie liczę – usłyszała jego chłodny głos.

– Przecież niedługo wyjeżdżasz! – krzyknęła. – I też nie pytałeś mnie o zdanie!

– To zupełnie co innego.

– Dlaczego? – Znowu patrzyła na niego. Teraz i ona czuła narastającą złość.

– Bo ten wyjazd jest częścią moich studiów.

– No więc przyjmijmy, że ja też odbywam tu swoje nieformalne studia nad kulturą zaginionej cywilizacji zamieszkującej kiedyś Skyle. Mogę nawet na ten temat napisać pracę. – Podparła się pod boki i patrzyła zaczepnie.

– Ale ja jestem mężczyzną.

– Tak? I co z tego?

– Dziewczyna nie powinna sama mieszkać na jakiejś oddalonej od normalnego świata wyspie.

– Więc co? Zostaniesz ze mną, żeby pilnować mojego bezpieczeństwa? A może zabierzesz mnie ze sobą na pustynię Kar-Gadeb? – Przez chwilę mierzyła go wzrokiem. – Oczywiście, że nie. Żadna z tych ewentualności ci się nie podoba. Wolałbyś, żebym siedziała grzecznie w Como i na ciebie czekała. A ja też chcę mieć ciekawe życie!

– Ostatnimi czasy chyba nie narzekałaś na brak przygód – mruknął sarkastycznie.

Mori spróbowała zapanować nad ogarniającym ją gniewem.

– Nie chcę, żeby interesujące rzeczy przydarzały mi się tylko wtedy, gdy mnie ktoś porywa – powiedziała, siląc się na spokój.

Oparła się o reling i popatrzyła na połyskujące w słońcu dachy Failte. Burza kolorów wokół Darka była nie do zniesienia. Nie znajdowała wśród nich najmniejszej nawet jasnej smużki, która mogłaby jej przynieść pocieszenie albo nadzieję.

– A co na to twoi rodzice?

– Smutno im, jak zawsze, kiedy mamy się rozstać. Ale mnie rozumieją. Zwłaszcza mama. Ona też tęskni za Corredo.

– Przyzwyczaili się spełniać twoje zachcianki. – W głosie Darka brzmiała gorycz. – Jesteś rozpieszczoną jedynaczką, i tyle.

– A więc tak o mnie myślisz! – zawołała z żalem. – No cóż, dobrze, że wiem.

Przeczuwała, że rozmowa może okazać się trudna, ale nie spodziewała się, że będzie miała tak fatalny przebieg. Z każdym słowem przepaść między nią a Darkiem się powiększała. Trzeba odejść, zanim zrobi się jeszcze gorzej.

– Muszę się pożegnać z rodzicami – wyszeptała przez zaciśnięte gardło. – Do widzenia, Dark.

– Mori… – Przytrzymał ją za ramię. – Nie zmienisz zdania?

Pokręciła przecząco głową. Cofnął rękę.

– W takim razie do widzenia.

Chłód w jego głosie był tak wyczuwalny, że aż zadrżała. Poszukała wzrokiem rodziców. Weszli już na pokład. Zanim zdążyła do nich dołączyć, mama zauważyła ją i cała spowita sinoniebieskim niepokojem wyszła naprzeciw.

– Mamo, chciałam… – Głos jej się załamał i łzy powstrzymywane podczas rozmowy z Darkiem popłynęły po policzkach.

Szklarka przytuliła ją do siebie tak, żeby nikt nie widział zapłakanej twarzy.

– Aż tak ciężko? – spytała szeptem.

Mori, łkając, skinęła głową.

– Pokłóciliście się?

– Po…owiedział, że jestem rozpieszczoną je… jedynaczką.

Szklarka objęła ją jeszcze mocniej i pogłaskała po włosach. Miała ochotę wytargać młodego Holmana za uszy, ale jedyne, co mogła zrobić, to być w tej chwili przy Mori i chronić ją przed ciekawskimi spojrzeniami.

– Jesteś moją ukochaną córeczką – wyszeptała. – A teraz już idź, bo marynarze szykują się do wciągnięcia trapu.

2

Dark stał zasępiony przy relingu i patrzył, jak Mori szybkim krokiem opuszcza statek. Chwilę przedtem rozmawiała z panią Sedun. Widział, że płakała. Nie powinien aż tak dać się ponieść emocjom. Decyzja Mori była oczywiście niemądra i z pewnością nie do końca przemyślana, ale bardzo w jej stylu.

Popełnił błąd, przywożąc ją tutaj. Zrozumiał to w momencie, gdy wpływali do zatoki Cellen i kiedy pierwsze domy Failte ukazały się ich oczom. Akurat zachodziło słońce i barwiło oranżem pobielane ściany. Pelargonie w podokiennych doniczkach miały tak intensywny kolor, że zdawały się płonąć. Mori patrzyła na to wszystko rozszerzonymi z zachwytu oczami i wypowiedziała dwa słowa: „Tak. Nareszcie”. Od tej chwili istniała dla niej tylko Skyle. I taniec lairn. A wszystko to miało związek z owym przeklętym Corredo. Kiedyś myślał, że Mori jest dla niego nieosiągalna, bo pochodzi z bardzo bogatej, arystokratycznej rodziny. Nie miał pojęcia, że rozdzieli ich jakaś mityczna kraina.

Zdał sobie sprawę, że jest obiektem czyjejś obserwacji. Ach tak. Oczywiście. To te panny od Chamomilli. Z pewnością stanie się celem ich ataków podczas podróży. Poczuł nieprzepartą chęć ukrycia się w kajucie, ale jeszcze bardziej pragnął po raz ostatni popatrzeć na Mori. Stała tam, na dole. Wiatr rozwiewał jej długie ciemne włosy przepasane żółtą wstążką. Wydawała się jeszcze szczuplejsza niż zwykle. Pewnie sprawiły to tygodnie intensywnych ćwiczeń poprzedzających festiwal. Będzie za nią tęsknił, ale może pustynia pozwoli mu zapomnieć.

Usłyszał za sobą charakterystyczny stukot laski dziadka. Kapitan Holman stanął obok niego i skierował wzrok ku oddalającemu się brzegowi.

– A więc została – bardziej stwierdził, niż zapytał.

Dark tylko kiwnął głową.

– Nie podoba ci się to?

– Oczywiście, że nie! Nie powinna tak postępować.

– Jak?

– Osiedlać się samotnie na jakiejś wyspie z dala od rodziny i… innych bliskich osób.

– Powiedziałeś jej to?

– Oczywiście!

– Na pewno się rozzłościła. – Kapitan Holman z zadowolonym uśmiechem stuknął laską w pokład.

– Nie rozumiem, dlaczego cię to cieszy – burknął Dark, śledząc wzrokiem malejącą figurkę w żółtej sukni.

– Bo mi się ta dziewczyna bardzo podoba. Kto się z nią ożeni, będzie miał ciekawe życie. – Zerknął chytrze na Darka.

– Nie ja, dziadku. Właśnie się rozstaliśmy.

– Ludzie się rozstają, a potem schodzą. – Kapitan oparł się plecami o reling i wyciągnął przed siebie chorą nogę. – Wiesz co, Dark, ty byś chyba chciał, żeby Mori była podobna do twojej siostry. Cicha, cierpliwa, wiecznie krzątająca się po domu i z uwielbieniem wsłuchująca się we wszystko, co jej opowiada młody Timper.

– Timper jest narzeczonym Annik. Są w sobie bardzo zakochani. – Dark poczuł się dotknięty lekko kpiącym tonem kapitana.

– Ależ ja nie mam nic do Annik. Ostatecznie to moja wnuczka i bardzo dobra dziewczyna. Chodziło mi o to, że być może porównujesz do niej Mori.

– Nie przyszłoby mi to do głowy – burknął Dark. – Są zbyt różne. A Mori w ogóle nie zachowuje się jak normalna dziewczyna.

– Powiedziałbym raczej, że nie zachowuje się jak zwyczajna dziewczyna. Wiesz, kogo mi przypomina? Twoją babkę Meddie.

Dark nie pamiętał babki, która zmarła, kiedy jeszcze był mały. Dziadek rzadko o niej mówił, ale często pojawiała się na kartach jego Księgi wspomnień. Wiedział, że była energiczną kobietą i wiele razy podróżowała razem z mężem.

– Tak, Meddie złościła się, gdy musiała zostawać w domu – rzekł kapitan, jakby odgadując myśli Darka. – Na początku nie mogłem zabierać jej ze sobą, bo byłem tylko jednym z oficerów, a i dzieci były małe. Ale jak tylko przejąłem dowództwo, uparła się, że będzie ze mną pływać. Ależ to był skandal! – zaśmiał się dziadek. – Połowa Como chodziła oburzona, ale Meddie nic sobie z tego nie robiła. To była naprawdę odważna dziewczyna.

– Babcia nie chciała rozstawać się z tobą, podczas gdy Mori…

– Ha! I tu się mylisz! – Kapitan dźgnął Darka w ramię. – Meddie przede wszystkim chciała poznawać świat. Żebyś ty widział, co się z nią działo, gdy wpływaliśmy do jakiegoś nieznanego jej portu! Przestawałem istnieć. Pchała się między stragany, właziła w jakieś zaułki, dogadywała się na migi z miejscowymi kobietami. A potem wracała na pokład i opowiadała… Miała niezwykłą pamięć do szczegółów. To dzięki niej zacząłem spisywać swoje wspomnienia. Tak, twoja Mori bardzo mi ją przypomina.

– Myślę, że Mori ani moja nie jest, ani nigdy nie będzie – powiedział Dark, patrząc na rozmywający się zarys brzegów Skyle.

– No, to już zależy od ciebie. – Kapitan oparł się na lasce. – Muszę wracać do kajuty. Noga trochę mi się nadwyrężyła dzisiejszego ranka. Dam sobie radę sam, ty możesz zostać na pokładzie.

– Wolę zejść z tobą. – Dark ujął dziadka pod ramię. Na zewnątrz czyhało na niego zbyt wiele niebezpieczeństw: państwo Sedun, pani Chamomilla, no i te dziewczyny, które nie przestają zerkać w jego kierunku. Rozmowa z dziadkiem wyeksploatowała go ponad miarę. Nie chciał mierzyć się z kolejnymi poplecznikami Mori.