Sztuka zabijania - Gosia Lisińska  - ebook + audiobook
BESTSELLER

Sztuka zabijania ebook

Gosia Lisińska

4,5

31 osób interesuje się tą książką

Opis

Chłopaki z Radości, tom 1

 

Przyjaciele z podwórka w warszawskiej Radości wierzyli, że przejdą przez życie ramię w ramię. I chociaż koleje losu ich rozdzieliły, przyjaźń sprawia, że kiedy jednemu z nich grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, chłopaki z Radości ponownie jednoczą siły.

Zbyszek podejmuje się ochrony córki miliardera. Nie podejrzewa jednak, że lukratywne zlecenie zmieni się w rozgrywkę z bezwzględnym zawodowym zabójcą. Zwłaszcza, że uczucia, jakie wzbudza w nim Ola, burzą chłodny profesjonalizm, bez którego może nie zdołać powstrzymać przeciwnika.

Simon z zabijania uczynił sztukę. W tym co robi, nie ma sobie równych. Zleceniodawcy cenią jego skuteczność i zaangażowanie. Nikt, włącznie z nim samym, nie przypuszcza, że nowe i pozornie proste zlecenie stanie się tak wielkim wyzwaniem.

Chłopaki z Radości stają do pojedynku z Simonem. Pojedynku, w którym stawką jest nie tylko życie Oli.

 


„Sztuka zabijania” to historia, która pokaże, że miłość może przyjść w najmniej spodziewanym momencie życia. Przygotujcie się na ogromną dawkę sensacji oraz bohaterów, których nic nie jest w stanie zatrzymać przed niebezpieczeństwem jakie na nich czyha. Od tej książki nie sposób się oderwać.
Grażyna Wróbel, Czytaninka

Małgorzata Lisińska nieustannie zaskakuje. Tym razem postanowiła dać czytelnikom coś zupełnie nowego. „Sztuka zabijania” nie tylko przyprawia o szybsze bicie serca, ale powoduje również chwile ze wstrzymanym oddechem w oczekiwaniu na dalszy ciąg. Połączenie romansu z sensacją jest tym, czego szukam w książkach, a tutaj dostałam to pod najlepszą postacią. Polecam!
Magdalena Jarząbek, Czytam w pociągu

Porywająca, pełna intryg książka o zakazanym uczuciu, które nigdy nie powinno się przydarzyć… Każdy rozdział dostarcza tak wielu emocji! których czytelnik oczekuje. Czekam na więcej! Serdecznie polecam.
Sylwia Lewandowska, @sylwia_books

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 350

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (845 ocen)
543
199
79
21
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jagusia27
(edytowany)

Z braku laku…

Doczytałam do 288 strony, gdzie padł tekst który idealnie nadaje się na recenzję tej książki: "istna telenowela". To nie jest Gosia którą znamy z "Małej", to nawet nie jest Gosia którą znam z jej pierwszych książek. Zaczynam się zastanawiać czy to w ogóle pisała Gosia..?! Po "Małej" byłam gotowa wziąć każdą książkę autorki w ciemno, po tej nie chcę już nic czytać spod jej pióra! Jest słodko że aż mdli, są jakieś dramy w których nie wiadomo o co chodzi i nie ma grana poczucia humoru. A na deser koszmarna okładka. WTF??
20
koteczka1990

Dobrze spędzony czas

Średniaczek
20
Marta5151

Nie polecam

Doczołgałam się do 240 strony...i to z przeskokami 🤦 totalnie nie przypadła mi do gustu. Nie lubię książek pisanych w 3 osobie, połączenia wątków są tak beznadziejne że naprawdę nie dałam rady. To 3 książka której nie skończyłam, a szkoda bo poprzednie ppzycje autorki pochłonęłam wręcz na raz .
10
AnikaW

Nie oderwiesz się od lektury

lekko i przyjemnje sie czyta
10
Aga_7

Dobrze spędzony czas

Ogolnie duży potencjał. Fakt, momentami przesłodzona ta książka. Brak jednej gwiazdki, za irytującą i głupiutka główną bohaterkę.
10

Popularność




Przyjaciołom z Radości: Gosi, Bananowi, ich cudownym dzieciomi wszystkim, których poznaliśmy dziękiNim.

Zaraz, cholera, wydepczę dziurę w tej pieprzonej podłodze. Pięć kroków do drzwi i z powrotem do ławeczki. I znów pięć kroków… Przeklęte pięć kroków, w których zamknąłem swój świat. Pięć pieprzonych kroków powtarzanych raz po raz. Mógłbym usiąść, ale nie potrafię. Nie potrafię siedzieć i czekać. Nie mogę. Nie żebym nie próbował. Kazali mi czekać, więc spróbowałem usiąść, spróbowałem sięuspokoić…

Pięć kroków do zielonej ściany, pięć kroków do białych drzwi. Tam i zpowrotem.

Chcę uderzyć w tę ścianę i tłuc w nią tak długo, aż się rozpadnie. Ona albo moje pięści. Nieważne, co pierwsze. Tłukłbym i tłukł, gdyby to mogłopomóc.

Kurwa, oddałbym życie. Powinienem byłoddać.

Bo jeśli onaumrze…

Jeśli onaumrze…

Rozdział 1

Wysoki szpakowaty mężczyzna podszedł do okna i położył dłoń na framudze. Zachodzące słońce oświetlało jego profil, resztę ciała pozostawiając w cieniu. W jego postawie wciąż wyczuwało się pewność siebie, typową nie tyle dla dużych pieniędzy, ile dla władzy i tego, że przywykł do posłuszeństwa. Jednocześnie wydawał się zmęczony, jakby od dawna niewiele spał, a resztę czasu poświęcił zamartwianiu się. Stał lekko przygarbiony, ze ściągniętymi ramionami. Twarz znaczył kilkudniowy zarost i głębokie sińce podoczami.

Przez chwilę wpatrywał się w widok za oknem, co cholernie denerwowało Nowaka. Ot, taki odruch, nad którym powinien się nauczyć panować, a jakoś niepotrafił.

– W moim zawodzie bardzo trudno o przyjaciół – odezwał się w końcu mężczyzna i spojrzał na Nowaka. – Ja nie jestem wyjątkiem. Mam ich bardzo niewielu, ale za to mogę na nich polegać. Kiedy zacząłem się rozglądać za… kimś, powiedzmy, z pańskiego środowiska, moi przyjaciele zapewnili mnie, że to właśnie pan, panie Zbyszku jest najlepszy, że w Polsce nie ma nikogopewniejszego.

Zbyszek milczał, obserwując Jasiaka. Zanim usiadł przy małym stole w dwupokojowym apartamencie warszawskiego hotelu, przyjrzał się otoczeniu, a wcześniej, w korytarzu ocenił dwóch mężczyzn siedzących przy drzwiach. Nie byli zbyt dobrzy. Jeden przeglądał komórkę, drugi tępo wgapiał się w ścianę naprzeciwko. Żaden go nie sprawdził, kiedy się przedstawił. Nawet mu się nie przyjrzeli. Nie zaniepokoił ich fakt, że jego marynarka ma charakterystycznewybrzuszenie…

Cóż, jeśli to byli specjaliści, on rzeczywiście mógł uchodzić zanajlepszego.

– A ja potrzebuję najlepszego człowieka – kontynuował Jasiak niezniechęcony milczeniem gościa. – Dlatego zaprosiłem pana na tospotkanie.

Hubert Jasiak. Najbogatszy Polak, właściciel zapewne połowy jakiegoś pomniejszego stanu w USA albo trzech województw w kraju, zaprosił. Ha! Zbyszek prawie się uśmiechnął na wspomnienie telefonu, który wyrwał go ze snu poprzedniego popołudnia. Z pierwszego spokojnego snu od tygodnia. Dupek. Ale dupek, któremu się nieodmawia.

– Powiedziano mi również – Jasiak odsunął się od okna, co Zbyszek przyjął niemal z ulgą, a potem usiadł naprzeciwko gościa – że obecnie jest pan wolny, więc może się pan podjąć pracy dlamnie.

Zamilkł i czekał. Nowak też milczał. Myślał. Myślał tak od wczoraj, bo chociaż sekretarka Jasiaka dzwoniąc z żądaniem spotkania, nie powiedziała, w jakim celu jej szef go… zaprasza, to przecież wiadomo było, że nie na herbatkę i ciasteczka. Dlatego Zbyszek rozmyślał od wczoraj, czy tego chce. Czy po ledwie tygodniu przerwy jest znów gotowy zaryzykować dla kasy. Tak, żył w ten sposób od dziesięciu lat, ale ostatnio… Cholera, ostatnio byłzmęczony.

Tym bardziej, że poprzednio… Zamknął oczy, a potem odetchnął głęboko i ponownie je otworzył. Jezu, nie był gotowy na te wspomnienia. Ledwie się z nich wygrzebał. Dopiero wczoraj udało mu się zasnąć natrzeźwo.

Z drugiej strony kasa za ostatni kontrakt wystarczy pewnie na kilka miesięcy, a z czegoś trzeba żyć. Z Jasiakiem może rzeczywiście uda mu się skończyć z tą robotą. Może wynegocjować niezły szmal, bo facet najwyraźniej jest potrzebujący. I to też był problem, bo potrzebujący miliarder oznaczał prawdziweproblemy.

Cholera: i tak źle i takniedobrze.

– Panie Zbyszku? – Jasiak przerwał jego rozmyślania. Pozornie spokojny bębnił palcami o blat dzielącego ich stołu. Kiedy siedział tak blisko, Zbyszek mógł bez przeszkód obserwować twarz przyszłego zleceniodawcy. Miliarder dobiegał pięćdziesiątki, ale nie wyglądał na swój wiek. Miał regularne rysy twarzy, a lekko opalona skóra opinała wystające kości policzkowe. Zero typowych dla mężczyzn w średnim wieku nieco obwisłych policzków czy mocniejszych zmarszczek, żadnych worów pod oczami, niczego, co sugerowałoby nadmiar rozrywek, alkoholu czy narkotyków. Zdrowy, przystojnyczterdziestolatek.

Ciekawe, czy to natura, czyzabiegi?

Rysy mężczyzny sprawiały wrażenie rozluźnienia, może nawet pewnej apatii, tylko oczy, stalowe i zimne, błądziły nieco nerwowo po twarzy rozmówcy, a zaciśnięte wargi tworzyły wąską kreskę. O tak, Hubert Jasiak się niepokoił, ale bardzo starał się toukryć.

– Nie wiem, czy jestem najlepszy – powiedział w końcu bardzo cicho Nowak. – W moim fachu to dosyć względne pojęcie. Ale tak, większość moich podopiecznych przeżyła, więc zapewne jestem niezły. I rzeczywiście właśnie zamknąłem zlecenie, więc jestem wolny. Jednakże było ono dość wymagające, dlatego zamierzałemodpocząć.

– Rozumiem. – Jasiak zmrużył oczy, ale nim to zrobił, jakiś niemal niedostrzegalny błysk, drgnienie powieki powiedziało Zbyszkowi, że mężczyzna wie, jak wyglądała jego poprzednia robota i w jaki sposób się skończyła. I mimo to chciał go zatrudnić. A może właśnie dlatego. Tak czy inaczej, ponownie powinien przemyśleć współpracę zJasiakiem.

Miliarder pokiwał głową. Palce zawisły nad stołem, a potem mięk­ko opadły nablat.

– Jestem w stanie wynagrodzić panu brak odpoczynku – zaproponował.

Brew Nowaka powędrowała dogóry.

– Mam tego świadomość – oświadczył chłodno – ale w tym przypadku nie chodzi opieniądze.

– Panie Zbyszku – uśmiechnął się krzywo mężczyzna – zawsze chodzi opieniądze.

Zbyszek skrzywił się, bo chociaż były to słowa, które dość często sam powtarzał, to w ustach tego człowieka zabrzmiały jakoś tak wyjątkowocynicznie.

– Zapłacę panu trzykrotność stawki, za jaką pracował pan dla Wegnerów – kontynuował beznamiętnie Jasiak, udając, że nie zauważył grymasu gościa. Nie odrywał przy tym od niego spojrzenia. Był biznesmenem, który w krótkim czasie zwielokrotnił samodzielnie zdobyty majątek. Wszystko, co miał, zawdzięczał nie tylko ciężkiej pracy, ale przede wszystkim umiejętnościom wyceny i współpracy. Zawsze sam dogrywał kontrakty, nawet teraz, gdy posiadał sztab doradców, wciąż do niego należały ostateczne decyzje, a przede wszystkim ważniejsze kontakty zawodowe. Był w tym świetny, bo negocjacje płynęły w jego ciele razem z krwią wartkim gorącymstrumieniem.

Dlatego błyskawicznie zrozumiał, że kwota jest za mała. Stanowczo za mała. Zanim jednak zdołał ją podnieść, Nowak sięodezwał:

– To raczej nie Wegner powiedział, ile mi zapłacił, prawda?

– Nie, nieon.

Młody mężczyzna pokiwał głową. Przez chwilę milczał, nie patrząc na gospodarza. Ciemnoczekoladowe oczy przemykały po elementach wystroju hotelowego pokoju. Apartament należał do Jasiaka. Kupił go, kiedy stawiano ten ekskluzywny hotel. Dokładnie tak: zanim jeszcze ukończono budowę i otwarto ten przybytek, najdroższy apartament już należał do Jasiaka. Miliarder zapewnił sobie idealne lokum w centrum Warszawy, z doskonałym widokiem na całe miasto. Nie bywał tu zbyt często, a i tak miesięcznie płacił za to miejsce więcej niż Wegner za usługę, która pozbawiła Zbyszka snu na kilka tygodni. Nowak też miał swoje sposoby, swoje kontakty i ludzi, którzy sprawdzali mu takie rzeczy. Dlatego wahał się, czy propozycja bardziej go irytowała, obrażała, czybawiła.

– Skoro wie pan, za jaką stawkę pracowałem, wie pan zapewne, co należało do moich obowiązków i jak się z nich wywiązałem – kontynuował obojętnym tonem. – Wie pan, że nie podejmę się już pracy z dziećmi. Za żadne pieniądze. To nie podleganegocjacji.

– Moja córka ma dwadzieścia czterylata.

– A syndziesięć.

– Syn zostaje z żoną w Los Angeles. Nie spodziewam się go zobaczyć w Polsce. Jego osoba nie będzie częścią umowy. Tylko Ola. – Ponownie zaczął bębnić palcami po kremowym blacie, teraz już nie ukrywając emocji. – Niech pan zrozumie: kocham moją córkę. Jest dla mnie wszystkim. – Zauważył wyraz twarzy Zbyszka, więc skrzywił się, ale wytłumaczył: – Benny zawsze bardziej należał do mojej drugiej żony. Niewiele nas ze sobą łączy. – Podniósł się i podszedł do okna. – Cholera, on nawet woli tego dupka, z którym puszcza się jego matka. Zawsze go wolał, bo to aktorzyna z głupich filmów dla dzieciaków. Bohater Benny’ego! – Zerknął na Nowaka i zacisnął zęby. – To zresztą żadna tajemnica. Wszystkie gazety w kraju rozpisują się o moim rozwodzie. Pudelki, srelki, wszędzie tego pełno, więc pewnie pan wie, prawda?

– Wiem. – Przytaknął chłopak, ale nie dodał, że wie również, czego w gazetach nie było, że Jasiak też nie był bogobojnym mężem. Jego żona puszczała się z młodym gwiazdorem, a on w tym czasie dymał jakąś cycatą modelkę. Jakimś cudem nie wyciekło to do mediów, ale Nowak miał kontakty, a jego kontakty miałykontakty…

– Tak sądziłem. Cały świat się ze mnie śmieje, dlaczego w Polsce miało by być inaczej – westchnął miliarder. – Uznałem, że wrócę na stałe do kraju, a Ola postanowiła mi towarzyszyć. Jest nie tylko moją córką. Jest moją prawą ręką, a kiedyś – uśmiechnął się z dumą – przejmie mój majątek. – Wrócił do stołu, usiadł i pochylił się do gościa. – Potrzebuję najlepszego z najlepszych, żeby zapewnić jejopiekę.

– Nie woli pan kogoś ze Stanów? Mieliście tamochronę.

– Mieliśmy – potaknął Jasiak. – I to niezłą. Ale to Amerykanie. Nie znają języka, obyczajów, kraju, w którym zamierzamy zostać. Potrzebujemy kogoś tutejszego. Potrzebujemypana.

Nowak uśmiechnął się po raz pierwszy tegopopołudnia.

– Wyjątkowa szczerość – zauważył, ale zaraz spoważniał. – W War­sza­wie są tysiące firm ochroniarskich, kilka naprawdę dobrych. Ja… – zawahał się – zajmuję się raczej nietypowymi sprawami. Nie wy­daje mi się, żeby pan potrzebował akurat moichusług.

– Wiem, jakimi sprawami pan się zajmuje – oświadczył Jasiak. – Gdybym nie potrzebował kogoś z pańskimi umiejętnościami, nie zaproponowałbym panu pracy. Zawsze sprawdzam swoichwspółpracowników.

– Aha – krótko skomentował ochroniarz. – I zapewne wie pan też, że pracując dla pana, oczekuję bezwzględnej szczerości? Oczywiście w tematach dotyczących mojej pracy. Żadnych tajemnic, żadnych ukrytych motywów, półprawd czy niedomówień. I pełna niezależność w ramach moich obowiązków. Nie dyskutuje pan, nie podważa moich decyzji. Inaczejodejdę.

– Więc przyjmuje pan moją propozycję?

– Jeszcze żadnej pan nie złożył. Nie – Nowak podniósł rękę – nie musi pan powtarzać. Przyjąłem do wiadomości, że mnie pan potrzebuje. Co do kwoty, ja ją podam. Pan niech mi powie, dlaczego to akurat moje usługi są panupotrzebne.

***

Deszcz uderzał w szyby z dziwną zajadłością. Jakby chciał je rozbić w drobny mak. Dźwięk był tak intensywny, że Simon podniósł głowę i spojrzał w stronę okien, czy to jednak nie grad. Wrócił do domu przed chwilą i nie schował samochodu do garażu, więc niepokój był uzasadniony. Duże krople uderzały w szkło, a potem spływały na parapet. W ciemności Simon widział w oknie swoje odbicie. Przyglądał się mu przez kilka sekund, kompletnie bezmyślnie, by w końcu skrzywić się niechętnie. Grad, cholera…! Zachowywał się jak nudny babsztyl w średnim wieku z przedmieścia jakiegoś zapyziałego małego miasteczka gdzieś na dalekim południu. Powinien jeszcze zacząć się martwić o róże w ogródku i byłby komplet. Ostatecznie kota już miał. Czarny jak noc Bomber spał w rogu kanapy i wydawał się obojętny na fakt, że pan w końcuwrócił.

Mężczyzna uśmiechnął się do zwierzaka, a potem włączył telewizor, wyjął piwo z lodówki i wyłożył się na kanapie tuż obok sierściucha. Przez jakiś czas oglądał durny sitcom odgrzewany dziesiąty raz, a potem westchnął i sięgnął po pilot. Przerzucał kanały bez większego zainteresowania, świadomy, że o piątej rano niczego ciekawego tam nie znajdzie. Stare seriale, kretyńskie reality show i inne równie bezsensowne programy. Pociągnął haust piwa i znów się skrzywił. Napój był ciepły i mdły. Cóż, Simon wyjechał na kilkanaście dni, może lodówka sięzepsuła.

Kiedy odkładał butelkę na stolik, jego spojrzenie przyciągnął leżący tam laptop. Jak alkoholik na odwyku wpatrywał się w urządzenie z mieszaniną pożądania, przerażenia i obrzydzenia do samego siebie. Sekunda, a potem druga… Spiker w telewizji opowiadał, w jaki sposób wywabić plamę po czerwonym winie z jedwabiu i zachęcał do zakupu czyniącego cuda odplamiacza. Towarzysząca mu aktorka grająca kurę domową ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do nadmiernie upudrowanej twarzy zachwycała się nieszczerze jegoumiejętnościami…

A Simon patrzył na komputer i zastanawiał się, co w nim znajdzie, kiedy gootworzy.

***

W terminalu pełnym oczekujących na odlot pasażerów łatwo za­cho­wać anonimowość. Nawet gdy się jest córką jednego z najbogat­szych ludzi w Europie. Można usiąść w kącie, wyciągnąć laptop i przejrzeć wiadomości z giełdy czy inne związane z biznesem. Albo przestać na chwilę być córką swojego ojca i poczytać plotki z wielkiego świata. Chociaż nie, tego zdecydowanie nie, bo wtedy jest duża szansa, że trafisz na plotki o własnej rodzinie albo, co gorsze, o sobie. Zwłaszcza o sobie nie chce sięczytać.

Olka poprawiła wielkie rogowe okulary, które zakładała zawsze, kiedy nie chciała, żeby ktoś ją rozpoznał. Okulary, skromny warkocz, zero makijażu i rzeczywiście nie wyglądała jak Ola Jasiak, córka TEGO Jasiaka, wnuczka księcia Beaumont i pasierbica Ellen Styles. W sumie nie wiedziała, co bardziej ją drażni: fakt, że wciąż jest wiązana z dziadkiem, którego widziała dwa razy w życiu i którego szczerze nie znosiła za jego stosunek do ojca, czy to, że mówią o niej „pasierbica Ellen Styles”. Taaa, trudno powiedzieć, co było gorsze. Na szczęście niedługo to drugie określenie przestanie być aktualne, bo ojciec w ubiegły piątek złożył do sądu papieryrozwodowe.

Olka otworzyła jakąś plotkarską stronę, przewinęła nieco i… o! Była. Ellen Styles uwieszona u boku Iana Mendesa. Dziewczyna zacisnęła zęby i wbiła wzrok w twarz byłej macochy. Boże, jak ona jej nienawidziła. Od samego początku, od chwili, w której ojciec przyprowadził ją do domu i przedstawił jako swoją przyjaciółkę. Od śmierci matki Oli spotykał się z wieloma kobietami, ale dopiero Styles przedstawił córce. Ellen miała wtedy dwadzieścia trzy lata i była początkującą gwiazdą. Wróżono jej ogromną karierę i już wówczas zarabiała krocie. Zapewne dlatego bez problemu podpisała intercyzę przed ślubem. Ba! To jej prawnicy namawiali na tendokument.

Kurwa – Olka zaklęła w myślach rozbawiona – teraz musi sobie suka pluć w brodę, nonie?

Małżeństwo z rozwijającym się biznesmenem ograniczyło angaże Styles, a ciąża właściwie je ucięła. Niedoszła gwiazda została niedoszłą gwiazdą. Urodziła Benny’ego, a potem dwukrotnie poroniła. I znienawidziła cały świat. Nie z powodu utraty dzieci. O nie! Olka była pewna, że to nie poronienia sprawiły, że Ellen stała się zjadliwą jędzą, ale fakt, że ludzie przestali ją rozpoznawać. Mogła wyjść na ulicę i nikt nie biegł, by się z nią przywitać czy poprosić o autograf. Stała się nikim. Przestała więc wychodzić, unikała spotkań i przyjęć, na które Jasiak zaczął zabierać córkę jako osobę towarzyszącą. Ellen wpadła w depresję, zaczęła jeść i przytyła trzydzieści kilo. Ojciec zaczął szukać pomocy psychologów, chyba trochę dlatego, że nie mógł patrzeć na żonę, ale kochająca córka nigdy by się nie przyznała, że tak właśnie było. Jej wspaniały tatuś nie mógłby być płytki, prawda?

W końcu znalazła się jakaś genialna pani psycholog. Wyciągnęła Ellen z depresji, pomogła jej zabrać się za siebie i w ubiegłym roku panna Styles wróciła do grania. Pierwsza rola po przerwie, co prawda drugoplanowa, ale przynajmniej dla znanej stacji telewizyjnej, przyniosła jej nominację doEmmy.

Świetna psycholog. Najlepsza. Zwłaszcza w dawaniu dupy ojcu, cholera.

Widok jej wypiętego tyłka na biurku ojca będzie pewnie prześladował Olę do końca życia, chociaż wtedy, gdy weszła nieproszona do jego gabinetu, wiele godzin po zamknięciu firmy, wycofała się cichutko i nigdy się nie przyznała do tego, czego byłaświadkiem.

Ponownie poprawiła okulary i zamknęła plotkarską stronę. Potem spojrzała na duży zegar na ścianie holu. Jeszcze godzina do odlotu. Warszawa już się wyświetlała na tablicy. Dziewczyna przymknęła oczy i oparła głowę o ścianę za plecami.

Warszawa. Miasto z dzieciństwa. Najlepsze wspomnienia, jakie miała, to piaskownica na osiedlowym placu zabaw, małym podwórku pośród niewielkich domków w Radości. Świetna nazwa, prawda? Bardzo adekwatna. Tam wszyscy byli szczęśliwi. Ona, mama i tata. Nie mieli tyle pieniędzy, a tamten domek był mniejszy niż jeden z pokoi w którejś z aktualnych posiadłości ojca, ale było fajnie. Mama przesiadywała z nią na placu zabaw, huśtała na starych huśtawkach albo budowała z nią babki z piasku. Tata dużo pracował, ale kiedy wracał, często się śmiał, sadzał mamę na kolanach icałował…

Dobre czasy. Dobre miasto. Opuściła je wiele lat temu, a teraz, zgodnie z decyzją ojca, zamierzała tam wrócić nazawsze.

Dziwne…

***

Wieczór był ciepły, więc kiedy Zbyszek wyszedł z hotelu, postanowił się przejść. Nie przyjechał na spotkanie samochodem, bo miejsce parkingowe w centrum stolicy było rarytasem, więc teraz mógł, jak poprzednio, wziąć taksówkę, podjechać metrem albo po prostu się przespacerować. Wybrał to ostatnie, chociaż gdyby ktoś z przyjaciół go zapytał, musiałby szczerze powiedzieć, że nie przepada za hałasem i tłumem na ulicach Warszawy. Wolałby ciszę. Zwłaszcza ostatnimi czasy. Był tak cholernie zmęczony. Cholera, miał trzydzieści dwa lata i był chronicznie zmęczony. Potrzebował odpoczynku. Długich tygodni nicnierobienia, kiedy nie musiałby się troszczyć o innych czy myśleć o ich bezpieczeństwie. Tego właśnie potrzebował, a dopiero co zgodził się na nową robotę, która mu tego nie da. Cholera.

Mijająca go dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco. Była młodsza od niego o kilka lat i ładna, nawet bardzo ładna. W jasnych długich włosach igrał wiatr, a nieprawdopodobnie krótka spódnica opinała pośladki. Oddał uśmiech, a kiedy go minęła, odruchowo spojrzał za nią. Minęło wiele miesięcy, odkąd ostatnio uprawiał seks, a laska najwyraźniej zapraszała. Naprawdę zapragnął skorzystać z tego zaproszenia. Szybki, niezobowiązujący i odprężający numerek dobrze by mu zrobił. Spuściłby nieco pary, odreagował, a może nawet zasnął bez alkoholu czyleków.

Dziewczyna też się obejrzała, a widząc jego zainteresowanie, zwolniła. Szła dalej, ale co rusz zerkała za siebie. Zbyszek zawahał się, ale w końcuzawrócił.

– Cześć – przywitałsię.

Dziewczyna pojaśniała. Stanęła i skinęła głową

– Hej.

– Dasz się zaprosić na drinka? – zapytał prawie wprost. Prawie, bo najchętniej od razu zapytałby o pokój w hotelu, ale babcia uczyła go szacunku dlakobiet.

– To najlepsza propozycja dzisiejszego wieczoru. – Uśmiechnęła się. Naprawdę była śliczna. Miała białe równe zęby, regularne rysy, wydatne usta i duże szare oczy. Kiedy się uśmiechała, w policzku pojawił się jej dołeczek. Tylko jeden. – JestemAsia.

– Zbyszek.

– Fajnie. To co z tymdrinkiem?

– Niedaleko jest przyjemna pizzeria. Jestem trochęgłodny…

– Ja też! I kojarzę. Neapolitana, prawda?

Potaknął, a uśmiech dziewczyny jeszcze się pogłębił. Skierowali się do pizzerii. Zbyszek szedł tuż przy niej, a lekki, zmysłowy zapach perfum przyjemnie drażnił mu zmysły. Dziewczyna idąc, kołysała miękko i interesująco biodrami, a duże piersi pod dopasowaną koszulką łagodnie podrygiwały. Nie miała stanika, co Nowak zauważył nie bez przyjemności, a sutki, czy to pod wpływem lekkiego wiatru, czy wygłodniałego spojrzenia mężczyzny, sterczały zachęcająco. O tak, z każdym krokiem Nowak pragnął jej bardziej. Naprawdę potrzebowałseksu.

Rozmawiali niewiele, bo Zbyszkowi odpowiadał sam widok. Dzie­wczyna owszem, mówiła dużo i chętnie. Nie słuchał jej, bo w sumie wystarczył mu cichy szmer jej głosu, uśmiech i sterczące piersi. Zamówił pizzę i dwa kieliszki wina, a potem jeszcze jeden dla Asi. Nie jadł zbyt wiele, bo seks na pełny żołądek nie byłby najrozsądniejszy. Ona chyba myślałapodobnie.

Zapłacił, zostawiając spory napiwek, a potemzapytał:

– Nie obraź się, ale obok jest hotel. Mają całkiem przyjemnepokoje…

Uśmiechnęła się. Trochę zachęcająco, trochęsmutno.

– Szkoda – stwierdziła.

– Szkoda? – powtórzyłzdezorientowany.

– Gdybyś zaprosił mnie do siebie, byłaby jakaś szansa. Hotel oznacza, że jej niema.

Przygryzłusta.

– Słuchaj, Asiu…

– Nie ma sprawy – przerwała mu. – Jesteś cholernie przystojny, masz świetne ciało i podejrzewam, że jesteś w tym niezły. Może być hotel.

Nie tłumaczył się dalej, ale żeby złagodzić milczenie, wziął dziewczynę za rękę. Uśmiechnęła się, a on nie potrafiąc się powstrzymać, pocałował ją. Czule, chociaż niezobowiązująco. Trochę po przyjacielsku, mimo że przecież wcale jej nie znał i, co więcej, nie zamierzałpoznać.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi pokoju hotelowego, pchnął ją łagodnie na ścianę i ponownie pocałował. Tym razem głębiej, pożądliwiej, intencjonalnie. Dłoń błyskawicznie powędrowała do miękkiej, dużej piersi, by zamknąć się na niej zaborczo. Dziewczyna sapnęła głucho i zacisnęła palce na ramionach Zbyszka. Potem zsunęła je na jego biodra i przyciągnęła do siebie. Gdy na nią naparł, jęknęła cicho, ponownie przeniosła ręce na jego ramiona, wsparła się na nim i owinęła udami wokół jego bioder. Całowali się gwałtownie, a dziewczyna ocierała się o niego w rytm pocałunków, dyszącciężko.

Oderwał oboje od ściany, a potem, nie przestając całować, zrobił kilka kroków do łóżka. Opadł na nie ciężko, pociągając na siebie kochankę. Wierciła się na nim niespokojnie. Jęczała, tarła gwałtownie, aż Zbyszek wyszarpnął koszulkę ze spódnicy i ściągnął ją zdziewczyny.

– Cholera – sapnął – masz zajebistecycki.

Zachichotała głucho i pochyliła się, by mógł wziąć do ust sterczący z podniecenia sutek. Zassał go mocno, trochę brutalnie. Jednocześnie ściągnął dziewczynie majtki, a potem wsunął w nią palec. Zesztywniała na moment, by zaraz unieść tyłeczek i niesłychanie powoli go opuścić. Powtórzyła ten ruch, a potem jeszcze raz i jeszcze, pogłębiając pieszczotę. Jęczała, skupiona na przyjemności, kiedy Zbyszek ssał jej piersi i penetrował ją palcami. Nadawała tempo, przyspieszając z każdą chwilą. Nowak był tak podniecony, że nie mógł dłużej czekać. Zepchnął kochankę, a kiedy zakwiliła, protestując, klęknął między jej udami i zsunąłspodnie.

Wszedł w nią mocno, czując obezwładniającą rozkosz, a dziewczyna objęła go udami, wciskając jeszcze głębiej. Poruszyła się, wbiła palce w pośladki mężczyzny i zaczęła krzyczeć. Zamknął jej usta pocałunkiem. Mięśnie dziewczyny zaciskały się na nim rytmicznie. Poruszył się jeszcze raz idrugi…

Orgazm pozbawił go sił i myśli. O, tak! Tego mu brakowało! Tego!

O, tak!

***

Zasnął po trzecim razie, dwie godziny później, patrząc w sufit, wsłuchany w równy oddech nieznajomej. Po jednym kieliszku wina, więc prawie na trzeźwo. W obcym pokoju, w pachnącej seksem białej hotelowej pościeli. Zasnął głęboko pozbawionym marzeń snem. Nie rozmyślał o tym wszystkim, co mu się przytrafiło w ostatnim czasie, nie rozmyślał o przeszłości czy przyszłości. W ogóle o niczym nie myślał, zmęczony i usatysfakcjonowany kompletnie bezosobowym seksem. Tak, tego było mu trzeba. Zmęczenia izapomnienia.

Zasnął z błogim uśmiechem na ustach. I tym razem nie śniły mu się fragmenty mózgu i krwi rozbryzgujące się na kwiecistejtapecie.

Sztuka zabijania

Copyright © Gosia Lisińska

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the cover photo by kharchenkoirina/Adobe Stock & captblack76/Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2021r.

książka ISBN 978-83-7995-490-2

ebook ISBN 978-83-7995-491-9

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Bożena Kurzydłowska

Korekta: Monika Halman

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Agnieszka Zawadka

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książka najtaniej dostępna w księgarniach

www.MadBooks.pl

www.eBook.MadBooks.pl