Spóźniony miesiąc miodowy - Marguerite Kaye - ebook + książka

Spóźniony miesiąc miodowy ebook

Marguerite Kaye

3,9

Opis

Kate i Daniel pobrali się z rozsądku. On z radością przekazał jej zarząd nad rodzinną posiadłością i ruszył w świat. Ona zyskała dom i źródło dochodów. Przez jedenaście lat ich kontakty ograniczały się do zwięzłych listów. Niespodziewanie Kate zostaje wezwana na Cypr, by zająć się chorym mężem. Z oddaniem go pielęgnuje, a potem przywozi do ojczyzny. Nawykły do aktywnego życia Daniel czuje się w domu jak w więzieniu. Wiecznie poirytowany, często kłóci się z Kate, a ona nie pozostaje mu dłużna. Są zgodni tylko w jednym – nie chcą już dłużej być małżeństwem jedynie z nazwy. Czy to możliwe, skoro każde z nich wyobraża sobie wspólne życie zupełnie inaczej?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (18 ocen)
8
5
1
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Marguerite Kaye

Spóźniony miesiąc miodowy

Tłumaczenie: Ewa Bobocińska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: The Inconvenient Elmswood Marriage

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2019

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2019 by Marguerite Kaye

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7946-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Prolog

Elmswood Manor, Shropshire, kwiecień 1820 r.

Kate zerknęła nerwowo na podniszczony zegar na kominku. Zegar pamiętał lepsze czasy, podobnie jak wszystkie otaczające ją przedmioty. Pozostało jeszcze piętnaście minut do umówionego spotkania, od którego miał się rozpocząć przełom w jej życiu, a przynajmniej taką miała nadzieję.

Poprawiła podkładkę, żeby leżała dokładnie na środku biurka, a potem położyła na niej równiutko księgę rachunkową. Na księdze umieściła bilans rocznych rachunków, który sporządziła. A na koniec nerwowo przygładziła włosy, upięła je w surowy węzeł, żeby wyglądać jak dojrzała kobieta, choć lustro w jej sypialni pokazywało kogoś przypominającego raczej wystraszonego królika. Znowu spojrzała na zegar.

Chyba stanął? Ale przecież sama go nakręciła poprzedniego wieczoru, jak co dzień o tej samej porze, jak zwykł robić jej tata. I słyszała ciche, miarowe tykanie, takie jak zawsze.

Zrobiło się jej słabo. Czy naprawdę zamierzała złożyć skandaliczną propozycję niemal obcemu człowiekowi? Nie, nie skandaliczną. Nie wolno jej myśleć w ten sposób, jeśli nie chce wyjść na irracjonalną fantastkę. Ponieważ to w rzeczywistości rozsądna, praktyczna propozycja. Całymi tygodniami rozpatrywała ją pod wszelkimi możliwymi kątami w oczekiwaniu na ten moment, od którego zależała jej przyszłość, bezpieczeństwo jej ojca i los wszystkich dzierżawców oraz nielicznej służby, jaka jeszcze pozostała w dworze.

Musiała odsunąć podniszczony skórzany fotel z wysokim oparciem zza ogromnego biurka, żeby zaryzykować spojrzenie przez okno. Biuro posiadłości znajdowało się na samym końcu szeregu budynków gospodarczych, za dawnym ogrodem kuchennym, i z jego okna rozciągał się doskonały widok na wszystkie strony. Niezależnie od tego, czy przybysz nadejdzie od strony stajni, czy od frontowego wejścia, czy też z któregoś pokoju wychodzącego na taras, będzie mogła go zobaczyć.

A pojawi się na pewno, zapewniła samą siebie, przecież sam prosił o spotkanie, prawda?

Właściwie umówił się nie z nią, a z jej ojcem, ponieważ chyba tylko nowy lord Elmswood nie był świadom, że jego posiadłości były administrowane przez córkę zarządcy.

Kate wyjęła spod suszki krótki list.

Sir,

w związku z rozporządzeniem mojego zmarłego ojca zmuszony byłem wrócić do Anglii. Spodziewam się załatwić wszelkie formalności prawne w Londynie do szesnastego bieżącego miesiąca. Wyruszę do Shropshire i przyjadę do Elmswood siedemnastego.

Zakładam, że zgodzi się pan spotkać ze mną w biurze posiadłości osiemnastego o dziesiątej rano, aby omówić kwestię dalszego zarządzania przez pana posiadłością, a także pozostałe sprawy.

Byłbym wdzięczny za maksymalnie szybkie działania, ponieważ bardzo mi zależy na jak najszybszym powrocie do interesów za granicą.

Z wyrazami szacunku,

Daniel Fairfax.

Fairfax, zauważyła Kate. Nie użył swojego nowego tytułu. Najwyraźniej wrócił do Elmswood niechętnie i na możliwie jak najkrótszy czas. Jak będzie się tutaj czuł, wiedząc, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego ojca? W liście nie było śladu emocji, tylko niecierpliwość. Przez ostatnich kilka lat jej ukochany tata powoli podupadał na zdrowiu i Kate musiała pogodzić się z myślą o jego śmierci, ale wiedziała, że kiedy jego życie dobiegnie końca, to będzie dla niej straszliwy cios. Dla Daniela Fairfaxa najwyraźniej ta kwestia przedstawiała się zupełnie inaczej, na palcach jednej ręki mógł policzyć tygodnie, które spędził w towarzystwie ojca jako dorosły mężczyzna.

Miał dwadzieścia osiem lat. Kate znała go – czy raczej słyszała o nim – przez całe życie, ponieważ, podobnie jak on, przyszła na świat w Elmswood, ale w przeciwieństwie do niego, nigdy nie chciała żyć gdzie indziej. Daniel Fairfax był starszy od niej o sześć lat. Wiedziała od ojca, że był chorowitym dzieckiem, więc początkowo uczył się w domu, ale kiedy Kate dorosła na tyle, by móc przycupnąć w siodle przed ojcem podczas jego regularnych inspekcji posiadłości,Daniel Fairfax został już wysłany do prestiżowej szkoły z internatem.

W rezultacie przez większą część roku Kate mogła udawać, że wszystkie grunty przynależne do Elmswood Manor należą do niej. Kiedy Daniel Fairfax wracał do domu na wakacje, zdarzało jej się czasem zerknąć na niego, gdy pływał w jeziorze albo wyjeżdżał na kucyku ze stajni. Nie miała pojęcia, co porabiał całymi dniami, a o tym, że on zauważał jej obecność, świadczyło roztargnione, pozbawione zainteresowania skinienie głową, kiedy mijał ją, celowo zmierzając w przeciwnym kierunku. I choć był, podobnie jak ona, jedynakiem, to najwyraźniej w zupełności wystarczało mu własne towarzystwo. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zapraszał do domu przyjaciół, z jednym wyjątkiem, ale wówczas nie był szkolny kolega, tylko nauczyciel.

Pamiętała ostatnie wakacje, jakie spędził w Elmswood – miał wówczas szesnaście lat, a Kate dziesięć. Wyjechał przed rozpoczęciem roku szkolnego i nie wrócił już do szkoły, tylko wybrał się do Londynu i podjął pracę w Admiralicji. Po pięcioletniej nieobecności pojawił się znowu, już po dojściu do pełnoletniości, porzuciwszy zarówno Admiralicję, jak i dzieciństwo. Pewnego poranka Kate spotkała mocno opalonego młodego mężczyznę wpatrującego się z ponurą miną w jezioro i ten uderzająco przystojny nieznajomy sprawił, że zaniemówiła.

Gdzie był w następnych latach, tego nie wiedział nawet tata, dopiero po jego wyjeździe lord Elmswood ujawnił, że jego syn „eksplorował świat”. I jako że świat jest bardzo duży, nie należy się spodziewać jego powrotu w najbliższym czasie.

„Nie w najbliższym czasie” oznaczało, jak się okazało, nigdy. Jeśli przychodziły jakieś listy od Daniela, to ich treść stary lord Elmswood zachowywał dla siebie. Dopiero po jego śmierci prawnik zdradził, że zawsze wiedział, jak skontaktować się ze spadkobiercą, co zakrawało niemal na cud. Znacznie większym cudem była wiadomość, że młody pan przybył do Londynu.

Kate musiała podjąć ryzyko i uzależnić swoje życie od Daniela Fairfaxa, nomady i eksploratora, który pragnął jak najszybciej powrócić do wędrówek po najdalszych zakątkach świata.

Właściwie liczyła, że młody lord tak właśnie zrobi, choć właściwie nic o nim nie wiedziała. Ale był on w końcu synem lorda Elmswooda i nigdy nie słyszała, by podawano w wątpliwość jego charakter czy usposobienie. Tak czy inaczej, jeśli jej plan się powiedzie, nie będzie musiała sprawdzać słuszności tego założenia, ponieważ mało prawdopodobne, aby w przewidywalnej przyszłości miała go jeszcze zobaczyć.

– Przepraszam, jestem umówiony z panem Wilsonem.

– Lord Elmswood! – Kate zerwała się na równe nogi.

Daniel Fairfax stał w drzwiach i patrzył na nią pytająco.

– To biuro posiadłości, dobrze trafiłem?

– Tak. Jestem córką pana Wilsona, ja…

Kate urwała i zaczerwieniła się. Cholera! Powinna być chłodna, spokojna i opanowana, a nie zachowywać się jak mizdrząca się dzierlatka! Daniel Fairfax może i był pewnym siebie światowcem, a ona prowincjonalną gąską, ale ta prowincjonalna gąska znała jego posiadłość jak własną kieszeń i była mu potrzebna, nawet jeśli on jeszcze o tym nie wiedział.

– Jestem Kate Wilson.

– Panna Wilson? Nie do wiary! Kiedy widziałem panią ostatnio, miała pani piegi i kucyki.

– Miałam prawie piętnaście lat, kiedy był pan w domu po raz ostatni, a nie związywałam włosów w kucyki, odkąd skończyłam dziesięć lat.

– Naprawdę? Dobry Boże, to znaczy, że ma pani… ile? Dwadzieścia dwa lata? Jak to możliwe?

– To najnormalniejsze w świecie starzenie się. Które dotyka nas wszystkich, niestety.

– Cóż, w pani przypadku upływ czasu niewątpliwie nie oznacza zmian na gorsze. Ledwie panią poznałem.

– Bo przez te wszystkie lata, które spędził pan tutaj, prawie mnie pan nie zauważał – odparła speszona Kate. – Nie ma w tym zresztą nic dziwnego. Nie zmieniłam się tak bardzo przez te siedem lat.

– Myli się pani. Widzę, że panią uraziłem. Nie chciałem być niegrzeczny ani teraz, ani jako nadąsany młodzik. Ale najwyraźniej byłem. Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.

– Nie był pan niegrzeczny. Trudno się dziwić, że prawie nie zauważał pan dziewczynki o sześć lat młodszej i…

– Nadal jestem o sześć lat starszy.

– Jednak gdy jesteśmy młodsi, różnica wieku wydaje się większa.

– To prawda, ale i tak przepraszam za swoje źle wychowane młodsze ja. – Daniel Fairfax spojrzał na zegar. – Myślałem, że pani ojciec będzie mnie oczekiwał? Nie otrzymał mojego listu?

– Otrzymał. – Kate przypomniała sobie o starannie opracowanym planie tego spotkania. – W imieniu własnym i ojca pragnę złożyć panu kondolencje z powodu pańskiej straty.

– Już to pani zrobiła, a właściwie zrobił to pani ojciec, listownie. Rozumiem, że jestem mu również winien podziękowanie za organizację pogrzebu. Mówiono mi, że były tłumy. Żałuję, że w nim nie uczestniczyłem, ale kiedy dotarła do mnie informacja o wypadku ojca, on już nie żył i został pochowany. Powrót do Anglii zajął mi prawie sześć tygodni. Czy pan Wilson zamierza spotkać się dzisiaj ze mną?

– Niestety jest niedysponowany, ale ja mogę w jego imieniu poczynić wszelkie ustalenia.

– Nie chcę być niegrzeczny, panno Wilson, ale mam interes do zarządcy posiadłości. Może wrócę, kiedy pani ojciec poczuje się lepiej. Jutro?

– Niedyspozycja mojego ojca to nie jest drobna dolegliwość. Niestety to choroba przewlekła i nieuleczalna. Chyba nie zdawał pan sobie sprawy, że zastępowałam ojca. Pomagałam mu już od kilku lat, ale od osiemnastu miesięcy przejęłam właściwie wszystkie obowiązki taty, ponieważ jego stan bardzo się pogorszył.

– Przykro mi to słyszeć. Jestem zaskoczony, że przekazał zarząd posiadłości córce. Niczego nie ujmując pani kompetencjom, jest pani kobietą, a tym samym, w przekonaniu mojego ojca, osobą całkowicie nieodpowiednią.

– To rozwiązanie było… nieformalne.

– Więc mój ojciec żył w nieświadomości, że wszystkim tutaj zarządza córka jego rządcy.

Kate zjeżyła się.

– Urodziłam się i wychowałam w Elmswood, pomagam ojcu, odkąd podrosłam na tyle, by móc wsiąść na konia. Z całym szacunkiem, milordzie, nie chcę pana urazić, ale znam tę posiadłość znacznie lepiej od pana.

– O to nietrudno, nawet krowy na pastwisku znają ją lepiej ode mnie.

– Ja kocham to miejsce, milordzie, w przeciwieństwie do pana.

– Nie musi się pani tak denerwować. Ja nie kwestionuję pani kompetencji. Pod tym względem, podobnie jak pod wszystkimi innymi, nie jestem podobny do ojca. Nie mam najmniejszego problemu z zatrudnieniem kobiety w charakterze zarządcy posiadłości.

– W takim razie może zechciałby pan przejrzeć sprawozdanie finansowe?

Kate podsunęła mu księgę rachunkową, którą Daniel Fairfax przejrzał tylko pobieżnie.

– Nie będę udawał, że mam jakiekolwiek pojęcie o przychodach i rozchodach, ale od prawnika z Londynu wiem, że ziemia jest w dobrych rękach.

– Niestety pański ojciec odnosił się z niechęcią do inwestowania zarówno swojego czasu, jak i pieniędzy. Mówiąc otwarcie, nie interesował się własną ziemią.

Daniel Fairfax również nie wydawał się zainteresowany tym tematem.

– Naprawdę mi przykro, że pani ojciec jest poważnie chory. Gdybym mógł coś zrobić…

– Właściwie mógłby pan. – Kate zastanowiła się przelotnie, co powiedziałby Daniel Fairfax, gdyby bez żadnych wstępów wysunęła tę skandaliczną propozycję, jaką przygotowała. Ten pomysł rozbawił ją do tego stopnia, że przestała się denerwować. – Gdyby pan zechciał usiąść, lordzie Elmswood…

– Prosiłbym, żeby nie zwracała się pani do mnie w ten sposób.

– To teraz pana nazwisko.

– Nie. Nie zamierzam robić użytku ani z ziemi, ani z tytułu, ani z tego domu, który za przyzwoleniem mojego ojca powoli obracał się w ruinę.

– To jeden z tematów, które chciałabym z panem przedyskutować.

– Jeden z wielu? Mam własną listę spraw i bardzo ograniczony czas.

– Jestem tego w pełni świadoma – warknęła Kate, choć nie chciała być niegrzeczna, ale jej nerwy były napięte jak postronki. – Proszę usiąść, postaram się wszystko wyjaśnić.

Kate wskazała mu miejsce po drugiej stronie biurka i odetchnęła z ulgą, gdy usiadł. Nogi tego krzesła zostały skrócone przez jednego z poprzednich zarządców posiadłości, złośliwca, który chciał górować nad człowiekiem siedzącym po drugiej stronie, ale Daniel Fairfax był tak wysoki, a wzrost Kate tak skromny, że kiedy usiadła, i tak wydawała się o wiele niższa od Daniela.

Wyprostowała się. Gość wyciągnął długie nogi. Miał krótko ostrzyżone włosy, jakby je golił brzytwą. Jego twarz była tak opalona, że niemal smagła, a rysy mocne, z ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi, wydatną szczęką i nosem znamionującym stanowczość. Twarz bardzo męska, pomimo pełnych warg. Bruzdy biegnące od nosa do ust i wachlarzyki zmarszczek w kącikach niebieskoszarych oczu świadczyły, że żył intensywnie, w porównaniu z nim Kate prowadziła wyjątkowo monotonny tryb życia.

Teraz te niebieskoszare oczy były utkwione w niej.

– Jak długo mój ojciec żył jak pustelnik? – zapytał Daniel. – Zauważyłem, że używał jedynie dwóch pokojów, a do obsługi miał jednego służącego i dwie kobiety pracujące w kuchni.

– Stopniowo wycofywał się z życia społecznego. A mniej więcej dwa lata temu całkowicie odciął się od świata.

– Co ułatwiło pani przejęcie obowiązków zarządcy tak, by on tego nie zauważył?

– Nie oszukiwaliśmy go! – odparła z gniewem. – Raz w miesiącu tata przedkładał lordowi księgi rachunkowe. Jeśli pański ojciec chciał skonsultować się z tatą w jakiejkolwiek sprawie, przysyłał pisemną notatkę. Władzę w posiadłości formalnie sprawował mój ojciec. Jeśli mam być szczera, to nie sądzę, by pańskiego ojca obchodziło, kto wykonywał czarną robotę. I bez obrazy, lordzie Elmswood…

– Obraża mnie pani za każdym razem, kiedy używa pani tego tytułu. Proszę zwracać się do mnie po imieniu.

– Daniel… – Dziwnie się czuła, wymawiając jego imię… tak intymnie, poufale. – Kate. Możesz mi mówić po imieniu, skoro ja mam się tak do ciebie zwracać. Danielu, obawiam się, że odziedziczyłeś posiadłość wymagającą pilnej modernizacji.

Fairfax wyciągnął z kieszeni surduta mały kamień szlachetny w intensywnym kolorze i zaczął obracać go w dłoni.

– W czasie ostatniego pobytu w domu oświadczyłem jasno, że chcę zrzec się praw do Elmswood.

– Zrzec się Elmswood! Chciałeś, żeby ojciec cię wydziedziczył? – zawołała Kate, wstrząśnięta, że mógł odrzucić coś, co ona tak gorąco kochała.

Daniel uśmiechnął się lekko.

– Bez obaw. Ojciec, jak zawsze, zlekceważył moje życzenia.

– Ale… ale naprawdę nie chcesz mieć nic wspólnego z Elmswood… nigdy?

– Nigdy. Co nie oznacza, że jego upadek sprawia mi przyjemność. Ledwo znalazłem drzwi w ogrodowym murze.

– Wiem. Od lat marzę o tym, żeby przywrócić dawną świetność Elmswood Manor i jego ogrodom.

– Nie mówiąc już o modernizacji farm? Dziwna ambicja jak na kobietę.

– Odziedziczyłam miłość do Elmswood po ojcu.

– Czy pan Wilson może wyzdrowieć? Wybacz, proszę, otwarte pytanie, ale…

– Zdecydowanie wolę otwartość. Zdaję sobie sprawę, że czas ma dla ciebie zasadnicze znaczenie. Tata jest wątły i choć może jeszcze żyć długo, to jego dni jako zarządcy posiadłości już zdecydowanie minęły.

– Czy ma wszystko, czego potrzebuje? Mówiłaś, że mógłbym coś dla niego zrobić. Co takiego?

Gardło Kate było suche jak pieprz, a serce tłukło się w jej piersi, ale lepszej sposobności mogła już nie zyskać. Musiała ją wykorzystać – dla dobra taty i swojego własnego. I oczywiście dla dobra Elmswood.

– Tata zamartwia się tym, co z nami będzie, skoro już nie jest w stanie panu służyć.

– Nie bardzo wiem, o co ci chodzi.

– Chodzi mi o to, gdzie i z czego będziemy żyć. Dom, w którym mieszkamy, i nasze dochody, jeśli nie liczyć niewielkiego spadku, który zapisał nam twój ojciec, są związane z posadą zarządcy posiadłości. Nasza sytuacja stanie się wyjątkowo trudna, jeśli zatrudnisz innego zarządcę. Nie chodzi mi o mnie, ale tata…

– Przestań się tym martwić. Ostatnio ty byłaś zarządcą Elmswood. Nie widzę powodu, by to miało się zmienić. Obiecuję, że przed wyjazdem zawrę z tobą formalną umowę. Przyjechałem tutaj z zamiarem scedowania na twojego ojca pełni władzy w posiadłości, abym mógł wrócić do zagranicznych wojaży. Okoliczności uległy zmianie, mogę jednak przekazać odpowiedzialność za Elmswood tobie. Najwyraźniej jesteś osobą godną zaufania i, co więcej, kochasz to miejsce.

Daniel uśmiechnął się z wyraźną ulgą i zadowoleniem.

– Mam nadzieję, że to cię uspokoi. Skoncentrujmy się na tym, co trzeba zrobić, żeby…

– Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe.

– Nie chcesz tej posady?

– Twoja propozycja bardzo mi pochlebia i mogę zapewnić z ręką na sercu, że zrobiłabym wszystko, abyś nigdy nie pożałował pokładanego we mnie zaufania. Uwierz mi, gdybym wierzyła, że to może funkcjonować, złapałabym tę szansę obiema rękami. I nie chodzi o to, że nie byłabym w stanie wykonywać pracy zarządcy. Rzecz w tym, że jestem kobietą sromnego pochodzenia, a ciebie nie będzie na miejscu, żeby wspierać mój autorytet czy podejmować najważniejsze decyzje finansowe. Z bólem muszę stwierdzić, że to rozwiązanie się nie sprawdzi.

– A jaką mamy inną alternatywę? Nie chcę zatrudniać nikogo obcego, kto wyrzuci cię z chorym ojcem na ulicę i choć kompletnie nie dbam o Elmswood, to nie chcę, żeby obróciło się w ruinę.

– Możesz się go pozbyć. Jestem pewna, że znalazłbyś nabywcę.

– To byłoby niebezpieczne dla ciebie. – Daniel z pochmurną miną znowu zaczął obracać w dłoni kamień. – Nie, potrzebuję kogoś, do kogo miałbym bezwzględne zaufanie. Moja siostra z Irlandii ma syna. Wydaje mi się, że ten chłopiec po dojściu do pełnoletniości będzie najbardziej oczywistym spadkobiercą majątku. Nie mogę tylko przekazać mu tytułu, choć to niesprawiedliwe.

– Masz siostrzeńca!

– Tak mi powiedziano.

Rzucił to lekceważącym tonem, choć nie mógł przecież pozostać obojętny na taką nowinę. A może źle zrozumiała?

– Nie wiedziałeś, że twoja siostra ma syna? Czyli dopiero co przyszedł na świat?

– Wydaje mi się, że chłopiec ma siedem czy osiem lat, więc minie sporo czasu, zanim będę mógł przekazać mu stery rządów w Elmswood.

– Siedem czy osiem lat! Czy twój ojciec wiedział o jego istnieniu?

– Nie wiem. W testamencie nie ma wzmianki o chłopcu.

– A twoja siostra? Co ona sądzi o twoim planie?

– Nie wiem. Nie rozmawiałem z nią na ten temat – odparł Daniel ze zniecierpliwieniem. – Nie jestem zainteresowany jej życiem, podobnie jak ona moim. Będę zobowiązany, jeśli oszczędzisz mi dalszych pytań, ponieważ nie mam ani czasu, ani ochoty o tym dyskutować. Nie chcę, żeby mój siostrzeniec odziedziczył zadłużoną ruinę. Ty jesteś najodpowiedniejszą osobą, aby do tego nie dopuścić, ale mówisz, że nie możesz przyjąć tej posady. Oboje chcemy tego samego. Z pewnością istnieje sposób, aby to, co niemożliwe, stało się możliwe.

Istniał taki sposób. Kate powinna odezwać się teraz albo na zawsze zachować milczenie, ale w głowie jej się kręciło od rewelacji, które Daniel od niechcenia ujawnił. Choć była to przecież woda na jej młyn.

Dłonie jej zwilgotniały. Ukradkiem wytarła je o sukienkę. Odchrząknęła.

– Tak się składa, że rzeczywiście mam plan, który może poprawić sytuację zarówno dworu, jak i ziemi.

Daniel położył turkusowy kamień na biurku i ręką potoczył po blacie. Uśmiechnął się nagle.

– Jesteś naprawdę zadziwiającą dziewczyną. Jaki jest ten twój przebiegły plan?

Miał bardzo białe, równe zęby. Kiedy się uśmiechał, jego oczy promieniały. To był wyjątkowo zaraźliwy uśmiech. Taki, na który niełatwo zasłużyć. Odmienił go i Kate uświadomiła sobie, jak bardzo przystojnym mężczyzną jest Daniel Fairfax. Co nie ułatwiło jej zadania.

– Jest dość radykalny. – Pot pociekł jej strużką po plecach. – Właściwie wymaga od nas obojga odrobiny zaufania.

– Teraz jestem mocno zaintrygowany. Weź głęboki oddech i wyrzuć to z siebie.

– Dobrze. Moja propozycja rozwiązuje problemy nas obojga: twoje pragnienie, aby żyć za granicą i uwolnić się od odpowiedzialności za Elmswood i moje pragnienie, aby żyć tutaj z tatą. Da mi również naturalną władzę podejmowania wszelkich decyzji, również finansowych, bez konieczności konsultowania się z tobą. Pozwoli mi nie tylko utrzymać twoje ziemie, ale nawet poprawić ich stan, jak również przeprowadzić rewitalizację dworu i ogrodów, a ty będzie mógł spokojnie wrócić w głąb Afryki czy gdziekolwiek zechcesz. W odpowiednim czasie przekażesz majątek siostrzeńcowi, a ja… no, nie wiem jeszcze, co zrobię, ale nie ma sensu teraz się tym martwić. Co o tym sądzisz?

– To zbyt piękne, aby było możliwe.

Kate wzięła wypolerowany kamyk i zaczęła obracać go w ręce.

– To turkus?

– Tak. – Wyciągnął rękę. Oddała mu kamyk, zakłopotana. – Jak dotąd nie wymigiwałaś się od odpowiedzi. Nie wycofuj się teraz. Jaki jest twój plan i gdzie tkwi haczyk? Bo jakiś musi być.

– Myślę, że powinniśmy się pobrać.

Daniel wyglądał tak, jakby nie wiedział, czy się śmiać, czy wysłać ją do domu dla obłąkanych.

– Czy coś jeszcze?

– Tak się składa, że owszem – przyznała ledwie słyszalnie. – Aby nie zadrasnąć dumy mojego ojca, to musi być twój pomysł.

Rozdział pierwszy

Elmswood Manor, czerwiec 1831 r.

Kate z ciężkim westchnieniem odsunęła na bok list do Eloise. Właśnie dowiedziała się, że najstarsza siostrzenica męża urodziła córkę. Wyglądało na to, że Eloise przyjęła macierzyństwo z oszałamiającym entuzjazmem, a przecież wychodząc za mąż za Aleksandra, nie zamierzała z nim współżyć. Jednak małżeństwo z rozsądku przerodziło się w związek oparty na miłości.

Z listu emanowało takie szczęście, że Kate rozpaczliwie pragnęła przyjąć zaproszenie do Lancashire i poznać maleńką Tildę. W tej chwili jednak nie mogło być o tym mowy.

Odsunęła krzesło od biurka i podeszła do okna. Z pokoju porannego rozciągał się widok na tyły domu. Rozległe trawniki były starannie przystrzyżone, za nimi widać było soczystą, rozbuchaną zieleń. Liście pokrywały gałęzie ogromnego, starego dębu, po którym Eloise tak bardzo lubiła się wspinać, kiedy po raz pierwszy przyjechała do Elmswood. Po spokojnej tafli jeziora płynęła para łabędzi.

Nie mogła uwierzyć, że w październiku na progu jej domu naprawdę stanęli bez uprzedzenia dwaj dystyngowani dżentelmeni. „Koledzy pani męża”, tak się przedstawili, więc Kate przypuszczała, że przywieźli listy od Daniela. Poczęstowała ich herbatą i ciastem, porozmawiali o pogodzie i skandalicznym stanie dróg, w końcu ujawnili jednak cel swojej wizyty. Poinformowali, że ogromnie martwią się stanem Daniela.

Zaczęli zasypywać ją pytaniami, jedno następowało po drugim, w końcu Kate zażądała, żeby przestali domagać się od niej informacji, a sami zaczęli ich udzielać. To, co jej powiedzieli i co zaproponowali, wstrząsnęło nią do głębi.

Goście nie dali jej czasu na odzyskanie panowania nad sobą, młodszy z nich, sir Marcus, zaczął udzielać jej zwięzłych instrukcji obejmujących również to, co wolno jej powiedzieć Estelle, której Kate musiała powierzyć zarządzanie posiadłością. W trzy godziny po przyjeździe mężczyźni wyjechali z Elmswood, zabierając ze sobą Kate. I tak rozpoczęła się jej podróż trwająca od końca minionego roku do początku obecnego.

Spędziła za granicą całą zimę i wiosnę, do domu dotarła dopiero wczoraj, z początkiem lata.

Rozglądała się teraz po pokoju, wdychając słodki zapach róż, które zerwała niespełna godzinę temu, i powtarzała sobie, że naprawdę wróciła do domu. Musiała sobie o tym przypominać, ponieważ w Elmswood Manor wcale nie czuła się jak u siebie. Bo nie było już czarownic z Elsmwood.

Po raz pierwszy od ponad dziewięciu lat, od przyjazdu siostrzenic męża, była sama. Wszystkie jej ukochane podopieczne wyjechały, rozpoczęły własne życie i już jej nie potrzebowały.

Eloise miała męża, a teraz także dziecko. Phoebe pod nieobecność Kate nie tylko otworzyła własną restaurację w Londynie, ale poślubiła mężczyznę, którego Kate nie znała, o którym nawet nie słyszała.

Musiała pogodzić się z tym, że przez następny, całkowicie nieprzewidywalny okres będzie pozbawiona towarzystwa siostrzenic męża, bo nawet Estelle, która sprawowała opiekę nad Elmswood przez długich dziewięć miesięcy, musiała stąd wyjechać.

Nie protestowała zresztą, na szczęście. Wręcz przeciwnie. Z otwartymi ramionami powitała wolność i szansę wyruszenia w dawno planowaną podróż po Europie, lojalnie powstrzymując się od krępujących pytań i wysuwania całkowicie zrozumiałych w zaistniałej sytuacji żądań.

Cóż to za sytuacja!

Kate opadła na jeden z foteli, oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy. Czy ostatnie miesiące zdarzyły się naprawdę? Kate podała dziewczętom wyłącznie nagie fakty. Nie historyjkę wymyśloną przez sir Marcusa na użytek publiczny, tylko prawdę – choć może niepełną. Nie wiedziała, co z tego zrozumiały, ale były całkowicie lojalne i wiedziała, że jeśli będą o tym mówiły, to tylko między sobą.

Teraz, kiedy już było po wszystkim, cała historia wydawała jej się snem, a może raczej sennym koszmarem.

Właściwie jeszcze wcale nie było po wszystkim, wbrew temu, w co chciała wierzyć. Na górze, w jednej z gościnnych sypialni, znajdował się jak najbardziej rzeczywisty dowód – kipiący ze złości wulkan, który w każdej chwili mógł wybuchnąć.

Daniel, od jedenastu lat jej mąż. Najbliższy żyjący krewny dziewcząt. Mężczyzna, którego Kate ledwie znała, a którego siostrzenice nigdy nie spotkały.

Otworzyła oczy, gdy usłyszała dźwięk przekręcania gałki w drzwiach. Zerwała się na równe nogi, kiedy mężczyzna, o którym właśnie myślała, wszedł do pokoju porannego, ekspansywny i jeśli nie całkiem tryskający zdrowiem, to na pewno daleki od śmierci.

– A więc tutaj się ukryłaś.

– Daniel!

Kate instynktownie poderwała się, żeby mu pomóc, ale chmurna mina Daniela sprawiła, że natychmiast opadła z powrotem na fotel i usiadła sztywno wyprostowana. Był dziwacznie ubrany, w jakąś egzotyczną tunikę i luźne pantalony, na wierzch narzucił szkarłatny szlafrok z jedwabiu haftowanego w złote smoki i przewiązany złotym sznurem. Na bosych stopach miał pantofle z tego samego materiału.

– Chiński – oświecił ją, zauważywszy jej spojrzenie. – Wygląda na to, że mój bagaż dotarł do Anglii jeszcze przede mną. Co za troska, nie sądzisz? Poruszyli niebo i ziemię, żeby moje ruchomości zostały dostarczone na czas. Co byłoby słabą pociechą dla ciebie, moja droga żono, gdybyś była zmuszona wrócić do Elmswood sama.

– Nie mów tak!

Kate z przerażeniem poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Zaczęła szybko mrugać, żeby je powstrzymać. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy miała niejedną sposobność, żeby ronić łzy, ale rzadko pozwalała sobie na ten luksus.

– Przynajmniej masz co na siebie włożyć – stwierdziła z wymuszonym uśmiechem. – Nie wiem, jak długo trwałoby sprowadzenie nowej garderoby z Londynu, a w wiosce nie da się kupić nic poza wełnianą koszulą i półbutami. Są, oczywiście, ubrania twojego ojca, spakowane na strychu, ale…

– Wolałbym ubierać się jak parobek – warknął Daniel.

To krótkie zdanie rodziło mnóstwo pytań, pytań, które Kate zadawała sobie przez jedenaście lat małżeństwa, ale to nie był odpowiedni czas, aby je zadać. Może nigdy nie nadejdzie właściwy czas…

Ostatnia wizyta Daniela w domu miała miejsce jedenaście lat temu. Pozostał w Elmswood tylko do czasu, gdy Kate ślubowała mu miłość, szacunek i posłuszeństwo. Otrzymali specjalne zezwolenie na szybki ślub, teoretycznie ze względu na obowiązujący Daniela okres żałoby, ale Kate zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę to mąż nie wytrzymałby sześciotygodniowego oczekiwania.

Teraz przywlekła go do Anglii wbrew jego woli, może nie wrzeszczącego i kopiącego, ale gdyby miał dość sił, żeby zdobyć się na coś więcej niż słaby protest, nie byłoby go tutaj pomimo rozkazów, jakie otrzymał.

Jak długo tu pozostanie? Boże, wystarczyło na niego spojrzeć. Szkarłatny szlafrok wisiał na nim, i Kate podejrzewała, że Daniel włożył go, żeby ukryć, jak bardzo stracił na wadze. I ogolił się. Nie była tym zaskoczona. Kiedy opiekowała się nim w czasie długiej podróży z Cypru na Kretę, potem na Maltę, do Gibraltaru, Lizbony, Portsmouth i w końcu do domu, jednym z największych problemów Daniela – w momentach, gdy odzyskiwał przytomność – był zrost.

Daniel nie pozwalał Kate wziąć brzytwy do ręki, a ona nie pozwalała wziąć brzytwy jemu, podejrzewając, że mógłby przypadkowo poderżnąć sobie gardło, więc byli skazani na usługi balwierzy.

– Co jest? Zaciąłem się? – zapytał teraz.

Pokręciła głową.

– W takim razie uważasz, że wyglądam, jakbym wstał z grobu.

– Myślę, że wyglądasz zadziwiająco dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności.

Co było prawdą, a może nawet niedopowiedzeniem. Daniel był wychudzony, miał podkrążone oczy i nowe zmarszczki na czole, które jednak jakoś do niego pasowały. To nie w porządku, pomyślała Kate, ponieważ zmarszczki, które pojawiły się na jej twarzy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, po prostu ją postarzały. Natomiast zmiany, które zaszły w Danielu, podkreślały jeszcze jego atrakcyjność. Cholera!

– Nie spodziewałam się zobaczyć cię tak szybko na nogach – rzuciła cierpkim tonem.

– Nie możesz trzymać mnie pod kluczem w sypialni.

Daniel zamknął za sobą drzwi i powoli przeszedł obok kominka, zmierzając do fotela stojącego naprzeciw niej, a Kate przypomniała sobie w końcu, że za tą atrakcyjną fasadą kryje się wyjątkowo irytujący mężczyzna. Zacisnęła zęby.

– Nie wiem, skąd to przekonanie, że chcę cię tutaj uwięzić.

– Nie ty, oni. – Daniel odsłonił zęby w uśmiechu. – Przyznaję, że nie palisz się raczej do roli strażniczki więziennej, ale i tak masz za zadanie zatrzymać mnie w Elmswood.

– Liczę, że oszczędzisz mi kłopotów. Musiałam przebyć pół świata żeby przywieźć cię do domu i wolałabym nie gonić cię po całym Shropshire, żeby ściągnąć cię z powrotem.

– Naprawdę zrobiłabyś to? – Uśmiechnął się szeroko. – Chciałbym to zobaczyć.

– Nie będę musiała – odparła ostro. – No proszę, może spróbujesz od razu? Przespaceruj się do wsi… wynajmij karetkę pocztową.

– Nie muszę. Mam konie i własną karetę.

– Nie masz. Powóz został, choć stoi nieużywany od niepamiętnych czasów, ale stajnie są puste, jeśli nie liczyć mojego wierzchowca i kucyka. No i są konie gospodarskie. Będziesz musiał iść do wsi na piechotę. Proszę, śmiało. – Uśmiechnęła się słodko.

Przez chwilę podejrzewała, że zarzuci jej kłamstwo, ale westchnął tylko z rozdrażnieniem.

– Wiesz równie dobrze jak ja, że otrzymałem rozkaz pozostania tutaj. Miejmy nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo, ponieważ nasza umowa małżeńska nie przewiduje żadnej formy współżycia. Jestem przekonany, że nie chcesz tutaj mojej obecności, wolałabyś, żebym nie pętał ci się pod nogami.

– To jest twój dom, Danielu.

– Nie, to twój dom, dla mnie to więzienie, choć zdecydowanie bardziej komfortowe niż poprzednie. Niezmiernie żałuję, że zostałaś wciągnięta w tę dyplomatyczną awanturę.

– Jestem twoją żoną – odparła. – To oczywiste, że zostałam w to, jak to ująłeś, wciągnięta.

– Jesteś moją żoną tylko na papierze. Ożeniłem się z tobą, żebyś opiekowała się Elmswood, nie mną.

– Byłeś na granicy śmierci, na litość boską!

Kate wbiła wzrok we własne dłonie i policzyła w duchu do dziesięciu. Daniel powtarzał to w kółko jak refren od dwóch miesięcy, odkąd odzyskał przytomność na Cyprze, i zaczynała już mieć tego dość.

– Nie będę przepraszać za to, że zrobiłam, o co mnie poproszono. Jesteś moim mężem i mam obowiązek dbać o ciebie najlepiej, jak potrafię. I to właśnie zrobiłam, skutkiem czego jesteś żywy i możesz mnie rugać. Jeżeli to cena, jaką muszę zapłacić, to trudno.

Zapadło pełne napięcia milczenie, w czasie którego oboje mierzyli się wzrokiem, po czym, ku zaskoczeniu Kate, Daniel zaczął się śmiać.

– Ożeniłem się z despotką! Powinienem to wiedzieć, spotkałem już kilka wcześniej!

– Gdybyś był odrobinę bardziej ustępliwy i skłonny do współpracy, nie musiałabym nieustannie z tobą walczyć.

– A! Więc przyznajesz, że narzucałaś mi swoją wolę? To definicja despotyzmu. Albo tyranii, jeśli wolisz.

– Wolę… – Kate urwała i przyjrzała mu się zwężonymi oczami. – Droczysz się ze mną, tak?

– Tylko troszeczkę. Masz coś przeciwko temu?

Uśmiechnęła się niechętnie.

– Gdybym powiedziała, że tak, to tylko bym cię sprowokowała do dalszych kpin.

– Co byłoby z mojej strony zachowaniem okropnie dziecinnym. Myślę, że to raczej ja byłem tyranem.

– Byłeś bardzo chory.

– Co nie oznacza, że musiałem być również wredny. Jesteś dyplomatką, Kate, nie tylko despotką. Czy w którymkolwiek momencie ci podziękowałem?

– Nie musisz mi dziękować, Danielu. Jesteśmy małżeństwem, wypełniam tylko obowiązek żony.

– I obowiązek wobec ojczyzny, co ci z pewnością wmawiano. – Daniel przewrócił oczami. – Ale bardzo niewiele żon zdobyłoby się na to, co ty. Jesteś kobietą wyjątkową, nie tylko dyplomatką i despotką.

– Dziękuję. Chyba.

– Och, to komplement, nie miej co do tego wątpliwości. A co do podziękowań, to jestem ci winien ogromną wdzięczność. Wolałbym, żebyś nie została w to wciągnięta, ale rozumiem, że nie dano ci wyboru. Zastanawiam się… – Daniel urwał i potrząsnął głową. – Nieważne.

– Zastanawiasz się, co zdecydowało, że zostałam uznana za osobę, której można zaufać i która zrobi to, o co zostanie poproszona? Sama się nad tym zastanawiałam. Miałam mnóstwo czasu, bo byłam odsyłana od Annasza do Kajfasza, aby podtrzymać powiastkę, jaką dla mnie przygotowano. Doszłam do wniosku, że musieli zasięgnąć opinii Aleksandra. Jego posada w Admiralicji stanowiła zasłonę dymną mającą ukryć fakt, że był zaangażowany w takie same interesy jak ty.

– Co wiesz o moich interesach?

– Nic. Powiedziano mi tylko, że zostałeś wtrącony do więzienia. Bez wyjaśnienia z jakiego powodu i gdzie jesteś przetrzymywany.

– To dobrze. Im mniej wiesz o moich dawnych i przyszłych interesach, tym lepiej. Nie zostanę tu długo, Kate. Zanim zdążysz się zorientować, wyjadę i będziesz mogła żyć, jak gdyby nic się nie zdarzyło.

– Danielu, ale dopóki jesteś tutaj, to co, do licha ciężkiego, mamy mówić ludziom? Co zamierzasz robić? Czym się zajmiesz?

– Nie zostanę tutaj na tyle długo, żeby przejmować się takimi sprawami. Wezwą mnie, możesz mi wierzyć.

– Przecież dopiero przyjechałeś! Dziwię się, że dałeś radę zejść po schodach bez pomocy. Niemożliwe, by ktokolwiek oczekiwał, że zaraz wrócisz do dawnych obowiązków.

– Nie mam pojęcia, czego oni oczekują. – Daniel nagle oklapł, wyglądał na śmiertelnie zmęczonego. – Myślisz, że mógłbym dostać filiżankę kawy? Bardzo jej potrzebuję.

– Oczywiście, ale czy kawa to na pewno dobry pomysł? Może lepiej wrócić do łóżka i odpocząć? Mogłabym przynieść ci…

Wzdrygnął się.

– Tylko nie zdrowy, pożywny rosołek, błagam! I nie wracam do łóżka. Proszę tylko o kawę.

– Zaraz ci przyniosę. – Kare zerwała się na równe nogi. – To nie potrwa długo.

Zniknęła, zanim Daniel zdążył zasugerować, żeby zadzwoniła na służbę. Po namyśle odczuł zadowolenie z tej krótkiej przerwy dającej mu szansę na wytchnienie. Był słaby. Samo ubranie się i przejście z sypialni do pokoju porannego okazało się wyczerpujące. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo stracił na wadze, dopóki nie włożył ubrania. Ogolenie się niemal zwaliło go z nóg. Musiał przerywać je wielokrotnie i zaczynać od nowa, więc zanim skończył, woda całkiem wystygła. Ale dokonał tego.

To było drobne zwycięstwo, jednak zwycięstwo.

Wyciągnął nogi przed siebie i poruszył palcami stóp, bo całkiem mu zdrętwiały. Marzł. Widział, że na zewnątrz świeci słońce, wiedział, że jest czerwiec, początek lata, ale przywykł do znacznie cieplejszego klimatu. Nie poprosił jednak o rozpalenie w kominku. Kate obarczyłaby odpowiedzialnością za jego dreszcze najróżniejsze choroby. Gorączkę więzienną, febrę i Bóg wie, jakie jeszcze choróbsko zwaliło go z nóg. I bez wątpienia miałaby rację, ale niech go diabli, jeśli gotów był to przyznać!

Kate była taka sprawna! Uważał ją również za niewzruszoną, aż do dzisiaj. Lubił się z nią droczyć. Niełatwo było wywołać jej uśmiech, ale kiedy wreszcie się uśmiechnęła… tak, warto było na to czekać. Rzadko widywał jej uśmiech w czasie długiej podróży do Anglii. Prawdę mówiąc, nie miał spójnego obrazu tej podróży, bo ilekroć myślał, że gorączka opuściła go na dobre, wracała jak na złość ze zdwojoną siłą i nie był w stanie rozróżnić majaczeń od rzeczywistości. Uwierało go bardzo, że musiał polegać na Kate, ale w głębi serca przyznawał, że bez niej nie dałby rady. Nie posuwał się do stwierdzenia, że uratowała mu życie, ale zdrowie prawdopodobnie tak.

Znowu poczuł w stopach kłucie, jakby wbijano w nie setki igieł. Ta dolegliwość nie ustępowała, choć rany spowodowane kajdanami wygoiły się już kilka miesięcy temu.

Podniósł się z wysiłkiem i podszedł do niewielkiego sekretarzyka z drewna różanego ustawionego przy oknie. Panował tam ład i porządek, kałamarz był świeżo napełniony, pióra naostrzone, na podkładce leżał arkusz czystego papieru, rozmaite listy i dokumenty w przegródkach, starannie ułożone, stosik czystego papieru, pieczęć i wosk, wszystko gotowe do użytku. I jedna żółta róża w srebrnym wazonie, niedawno zerwana, bo pąk dopiero zaczynał się rozwijać.

Czy w Elmswood był ogród różany? Nie pamiętał. Takie szczegóły go nie interesowały.

Pod drugim oknem stał fotel, który wyglądał na bardzo wygodny. Daniel usiadł w nim i wyjrzał. Zobaczył dąb, na który wspinał się w dzieciństwie i jezioro, w którym nauczył się pływać. Po lewej stronie, za ogrodem różanym – tak, teraz przypominał sobie, że jednak taki był – znajdowało się jego dawne sanktuarium w ogrodzie otoczonym murem. Miejsce, w którym zaczął marzyć o ucieczce z klaustrofobicznego, pełnego ograniczeń Elmswood i podróżach do odległych miejsc.

Próbował przywołać tamte dawne marzenia, przypomnieć sobie, jak chodził po drzewach, nurkował, pływał, ale daremnie. Zupełnie jakby to były historie opowiedziane mu przez kogoś innego. Ale czy nie dotyczyło to właściwie znacznej większości jego dawnego życia? To była jedna z jego mocnych stron, ta umiejętność pozostawiania za sobą jednej osobowości i przyjmowania kolejnej, bez oglądania się za siebie, usuwania wszystkiego, by zacząć pisać kolejny rozdział. Bez wspomnień, bez więzów, bez bólu.

Daniel potrząsnął głową. Takie bujanie w obłokach nie było w jego stylu. Wolałby nie znaleźć się tutaj, w Elmswood, ale był tu i musiał to jakoś znieść. Miał nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo.

Oparł czoło o szybę rozgrzaną łagodnym angielskim słońcem. Kiedyś w tym jeziorze był pstrąg. Ciekawe, czy Kate je zarybiła? Napisałaby mu chyba o tym w jednym z listów, które wysyłała do niego co miesiąc od dnia ślubu, regularnie jak w zegarku.

Otrzymywał te starannie kaligrafowane epistoły po dwa lub trzy, odpowiadał na nie sporadycznie i w miarę upływu lat listy zawierały coraz mniej szczegółów. Kate prosiła go o akceptację wcześniej podjętych decyzji, rzadziej pytała o opinię w sprawach, o których dopiero miała zdecydować, ale w obu wypadkach jego odpowiedzią było milczenie, więc i ona z czasem zamilkła. Nie musiał mówić otwarcie, że Elmswood go nie obchodzi, zrozumiała to bez słów.

Natomiast ją Elmswood obchodziło bardzo, wystarczyło mu przelotne spojrzenie na dom i ogrody. Zgoda na jej zaskakującą propozycję sprzed lat była jedną z najlepszych decyzji w jego życiu.

– Przepraszam, że to trwało tak długo. – Kate postawiła tacę na stoliku przy kominku. – Kawa i herbatniki korzenne, świeżo wyjęte z pieca.

Daniel przyłączył się do niej i usiadł z ulgą, którą starał się ukryć. Kate powstrzymała się od komentarzy, co nie znaczyło, że nic nie zauważyła. Bez pytania nalała kawę do znajomo wyglądającej filiżanki.

– Przywiozłam je z Cypru wraz z dzbankiem do kawy – powiedziała Kate, potwierdzając podejrzenia Daniela, że potrafiła czytać w jego myślach. – Przywiozłam również zapas tureckiej kawy. Przyzwyczaiłam się do jej smaku.

– Sketo – zauważył Daniel po pierwszym łyku. – Nie chcesz do niej cukru?

– Masz na myśli metrio? – zapytała. – Nie, lubię taką i przyjęłam założenie, że ty…

– Słuszne założenie. Jest dobra.

– Efcharisto. – Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. – Zanim zapytasz, to już prawie cała moja znajomość greckiego. Na szczęście miałam Paniotisa, przewodnika, który towarzyszył mi podczas zakupów. Pamiętasz go? Albo Larnakę?

Larnaka. Cypr.

Pamięć wróciła w momencie, gdy Kate nalewała mu drugą filiżankę kawy. Odzyskał przytomność i poczuł aromat kawy. I chłodny ręcznik na czole.

Czy to były majaczenia? Nie wiedział, ale pamiętał to bardzo wyraźnie.

Nie otwierał oczu. Słyszał chlupot wody, w której zanurzała ręcznik, a potem kapanie kropli, gdy go wykręcała, wreszcie ciche westchnienie, gdy siadała z powrotem na stołku czy krześle. Ona – bo instynktownie wyczuwał, że ten anioł miłosierdzia był kobietą – pachniała angielską łąką i chłodnym angielskim latem. Pochyliła się, żeby umyć jego ramiona. Przetarła jego tors i brzuch, ramiona i ręce. Potem zsunęła w dół prześcieradło. A on poddał się fali kojącej rozkoszy jej dotyku, fali, która unosiła go coraz dalej od walki, od testu wytrzymałości, jakim było jego życie przez ostatni rok.

To mogła być tylko Kate. Wiedział o tym i wiedział, że wykonywała przy nim Bóg jeden wie jak intymne czynności, ale udawało mu się o tym nie myśleć. Więc dlaczego myślał o tym teraz, do licha?

– Nie – odparł sucho. – Zupełnie nie pamiętam, że byłem na Cyprze.

– Nie jestem tym zaskoczona. Byłeś bardzo poważnie chory. Ale Cypr to urocza wyspa, a jej mieszkańcy są bardzo przyjaźni. Zwiedzałam trochę, czekając na twoje przybycie, ale chciałabym zobaczyć więcej. Ruiny starożytnego…

– Oszczędź mi tych zachwytów, z łaski swojej – przerwał jej szorstko. – Wiem, że są tacy, którzy uwielbiają słuchać opowieści o podróżach, ale ja się do nich nie zaliczam.

– Nigdy nie podróżowałam dalej niż do Londynu. Wolałabym, oczywiście, żeby stało się to w innych okolicznościach i chciałabym spędzić znacznie więcej czasu na każdym z przystanków tej podróży. – Kate wyglądała tak, jakby uderzył ją w twarz. – Ale byłam zaskoczona, jak bardzo mi się to podobało. Kiedy nie martwiłam się o ciebie, oczywiście.

– To może znowu wybierzesz się w podróż, kiedy już się mnie pozbędziesz?

– Tu jest moje życie, Danielu. Ożeniłeś się ze mną, żeby Elmswood było w dobrym stanie, kiedy przejdzie w ręce twojego przyszłego dziedzica. Ale kto nim będzie, skoro biedny mały Diarmuid już nie…

– Ten chłopiec zmarł prawie dziesięć lat temu i żadne z nas nigdy go nie widziało. – Nie chciał, żeby to zabrzmiało tak ostro, ale to była prawda i Kate nie miała powodu wyglądać na tak zranioną. Daniel osuszył swoją filiżankę do dna. – Warunki naszego małżeństwa nie wymagają, żeby twój świat ograniczał się do Elmswood – dodał łagodniej. – Nie było cię tutaj przez parę miesięcy…

– Dziewięć.

– Dziewięć! Co, do licha…? – Znacznie dłużej, niż sobie wyobrażał. – Cóż, wygląda na to, że to miejsce nie ucierpiało zbytnio w czasie twojej nieobecności.

– Dzięki temu, że przedtem było znakomicie prowadzone. I dzięki Estelle. Ale nie pojmuję, na jakiej podstawie tak twierdzisz, chyba że wędrowałeś po posiadłości w środku nocy. – Kate westchnęła ze zniecierpliwieniem. – Wybacz, nie wiem, dlaczego jestem taka podminowana, to niepodobne do mnie. Masz ochotę na herbatniki?

Daniel sięgnął po ciastko, ponieważ łatwiej było je przyjąć, niż odmówić i ponieważ było ono ofertą zawarcia pokoju, choć nie miał pewności, czy na to zasługiwał. Odgryzł mały kęs i odkrył z zaskoczeniem, że smakowało doskonale.

– To jeden z przepisów Phoebe – wyjaśniła Kate. – Phoebe jest…

– Wbrew temu, co zapewne sądzisz, uważnie śledziłem losy moich siostrzenic. Phoebe jest najmłodsza i przebywa obecnie w Paryżu, ponieważ pragnie zostać szefem kuchni.

– Już nie. Jest w Londynie, nie w Paryżu, otworzyła własną restaurację i wyszła za mąż.

– Wyszła za mąż! Ona? A nie moja najstarsza siostrzenica?

– Eloise też wyszła za mąż, za Aleksandra.

– Wiem, Kate. Sam zaaranżowałem to małżeństwo, o ile pamiętasz.

– Pamiętam tyle, że prawie nigdy nie odpowiadałeś na moje listy.

– Co nie oznacza, że nie wiedziałem, co dzieje się w twoim życiu, o ile o tym oczywiście pisałaś.

– Pisałam tylko o tym, co mogło cię zainteresować. Czyli nie za wiele.

– Wiedziałaś, jak mało mnie obchodzi posiadłość. To był powód, dla którego się pobraliśmy.

Kate odstawiła filiżankę i skromnie złożyła ręce na podołku.

– Tak, to był powód.

Daniel miał ochotę przewrócić oczami, ale zdołał się powstrzymać. W tych czterech słowach kryła się tyle nagany.

– Nie będę udawał zainteresowania. Nie zostanę tu na dłużej.

– Nie wydobrzejesz całkowicie przynajmniej przez miesiąc, a najprawdopodobniej przez trzy.

– Niech mnie diabli porwą, jeśli dam się tutaj uziemić na trzy miesiące!

– Dlaczego? Możesz wykorzystać ten czas, żeby lepiej poznać Elmswood. Może nawet zaczniesz je doceniać. To jest w końcu twój dom, Danielu.

– Zapamiętaj to sobie raz na zawsze: to nie jest mój dom i nigdy nim nie będzie! Nienawidzę…

Daniel ugryzł się w język, zaskoczony własnym tonem. Przecież nikt go nie zmusza, żeby pozostał tutaj na stałe. Taki wybuch nie był w jego stylu. Zwykle nie zachowywał się irracjonalnie. Choroba go osłabiła, to wszystko.

– To bardziej twój dom niż mój – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Wykonujesz znakomitą robotę. Ja skoncentruję się na przygotowaniach do powrotu do czynnej służby i zapewniam cię, że nie zajmie mi to trzech miesięcy.

– Może i nie. – Kate sięgnęła po dzbanek, żeby dolać im obojgu kawy. – Choć wyobrażam sobie, że sir Marcus będzie miał coś do powiedzenia na temat długości twojego pobytu tutaj, jako że pozostajesz pod jego bezpośrednimi rozkazami. Myślisz, że szybko możemy się spodziewać jego przyjazdu?

Daniel był zaskoczony, że sir Marcus nie czekał w porcie w Portsmouth, ale nie zamierzał mówić o tym Kate. Jego wspomnienia z podróży były dość zamazane, natomiast wydarzenia, które doprowadziły do jego uwięzienia, wyryły się w jego pamięci z niezwykłą ostrością. Tamto życie – życie, które wiódł przez ostatnich pięć lat, życie, które z takim trudem sobie ułożył – odeszło w przeszłość. Człowiek, którym był, przestał istnieć.

Kate patrzyła na niego pytająco. Czekała na odpowiedź, a on nie pamiętał, o co pytała. Ta kobieta to jego żona. Dla niej był Danielem Fairfaxem. Nie miała pojęcia, iloma różnymi osobami był w życiu – tyloma, że chyba nie wiedział już, jak być sobą. Był jej mężem. Nigdy dotąd nie występował w roli męża. Nie miał pewności, czy odpowiadałoby mu odgrywanie tej roli przez dłuższy czas, ale na razie… Za tą drobną, ale szalenie atrakcyjną fasadą kryła się kobieta silna i pełna determinacji.

Daniel zdobył się na uśmiech.

– Możemy zawrzeć rozejm? Masz rację. Teraz jestem tutaj i nieustanne lamentowanie nie ma sensu.

– A co będziesz robił? Nie znam cię zbyt dobrze, ale wiem, że nie należysz do ludzi, którzy czekają cierpliwie na polecenia.

Daniel roześmiał się.

– Bez obaw. Obiecałem nie wtrącać się do niczego i nie deptać ci po piętach. Jesteśmy małżeństwem od wielu lat, ale pozostaliśmy nieznajomymi. Nie sądzisz, że już czas, byśmy się poznali?

– W ubiegłym miesiącu minęło jedenaście lat od naszego ślubu… ale czy nie sądzisz, że lepiej wykorzystałbyś czas, gdybyś postarał się poznać swoje siostrzenice? Jesteś ich najbliższym krewnym, Danielu, a nigdy ich nie widziałeś. Eloise właśnie urodziła dziecko, córeczkę, dowiedziałam się o tym dziś rano. Moglibyśmy…

– Nie. –Daniel z trudem wstał. – Czytam z twojej twarzy, że nie to chciałaś usłyszeć, ale nie widzę najmniejszego powodu, by spotykać się z którąkolwiek z nich.

– Dlaczego? Wiem, że one bardzo chciałyby cię poznać i będą załamane, jeśli nie dojdzie do spotkania.

– Nie! Nie mam czasu, żeby angażować się w ich życie…

– Nawet żeby do nich napisać?

– Nawet gdybym miał czas, to brakuje mi ochoty. – Te słowa mogły ją zaboleć, pożałował ich, ale lepsze to niż puste obietnice.

– Mówisz poważnie? Nie chcesz poznać swoich siostrzenic? – Kate wyglądała na oburzoną. – Nigdy?

Daniel uświadomił sobie, że na dobrą sprawę to były jej dzieci i nawet zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien spełnić jej prośby. Córki Gillian od dawna wiodły własne życie. Czy były podobne do jego siostry? Gillian była pięknością. Egoistyczną, myślącą wyłącznie o sobie.

Z listów Kate wynikało, że córki nie odziedziczyły kapryśnej natury matki. To niewątpliwie zasługa Kate. To były dziewczynki Kate i tak powinno pozostać. Nie mógł ryzykować nowych związków emocjonalnych. Ostatnie wydarzenia nauczyły go, że odsłanianie słabych stron to głupota.

– Jaki to miałoby sens? – odezwał się łagodniejszym tonem. – Nigdy więcej mnie nie zobaczą, więc wzbudzanie nadziei na bliskość byłoby okrucieństwem. Lepiej, żebym pozostał dla nich człowiekiem bez twarzy.

– Chciałeś chyba powiedzieć, że byłoby lepiej, gdyby to one pozostały istotami bez twarzy dla ciebie – warknęła Kate. – One nigdy cię nie obchodziły, prawda? Kiedy się pobieraliśmy, powiedziałeś mi, że masz siostrzeńca, ale nie raczyłeś wspomnieć, że twoja dawno niewidziana siostra urodziła też trzy dziewczynki.

– Nie sądziłem, że to istotne. Nie przewidziałem, że w niespełna dwa lata później zostaną bezdomnymi sierotami. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby cię tutaj nie było i gdybyś nie przejęła opieki nad nimi.

– Będę dozgonnie wdzięczna, że mogłam to zrobić.

– Wierzę, choć przyznam ci się, że swego czasu miałem poważne obawy, czy mogę cię obarczyć tym zadaniem.

– Pamiętam. Mówiłeś, że poleciłeś swojemu prawnikowi poszukać kogoś, kto poszukałby dla nich opiekunów. Jak mogłeś w ogóle brać pod uwagę takie rozwiązanie? Ja zawsze powtarzam, że gdybyśmy nie byli już małżeństwem, to wyszłabym za ciebie wtedy, żeby móc się nimi zajać. Nigdy nie zdradziłam dziewczętom, że rozważałeś inne rozwiązanie.

– A tym samym zapewniłaś mi ich wdzięczność, na którą nie zasługuję. Przykro mi, Kate, ale nie zmienię zdania.

– Nie jesteś nawet ciekaw, jak wygląda małżeństwo, które zaaranżowałeś? Podobno nie wiesz nic o dziewczętach, ale z moich listów wywnioskowałeś dość, by wiedzieć, że Aleksander i Eloise będą do siebie pasowali.

– Jestem odporny na emocjonalny szantaż.

Kate drgnęła.

– Masz rację, zachowałam się niestosownie.

– Bardzo ci na nich zależy. Myślisz, że poznanie mnie leży w ich interesie. A ja ci mówię, że nie. Zaufaj mi, wiem, co mówię.

– Twoja praca jest znacznie bardziej niebezpieczna, niż sądziłam na podstawie twoich słów. Czy tak?

Aż do ostatnich przejść, po których jeszcze nie doszedł do siebie, Daniel nie zastanawiał się nigdy nad swoją śmiertelnością, ale nie potrzebował drugiej nauczki. Otarł się o śmierć. Następnym razem – a był zdecydowany podjąć kolejne ryzyko – może już nie mieć tyle szczęścia.

Co mu uświadomiło, że podczas obecnego, przymusowego pobytu w Anglii powinien uporządkować swoje sprawy i sporządzić testament. Teraz, kiedy nie miał już siostrzeńca, któremu mógłby przekazać Elmswood, nie orientował się, kto jest kolejnym spadkobiercą. Jakiś daleki kuzyn, niewątpliwie. Ale dopóki miał w tej sprawie coś do powiedzenia, nie zamierzał dopuścić, by odebrano Kate Elmswood.

– Kate…

– Zawsze było tak niebezpiecznie? Nawet kiedy się pobieraliśmy?

– Kate, ja nie mogę…

– Wiem, nie możesz odpowiedzieć na to pytanie. Ale już odpowiedziałeś. Czyżbyś sugerował, że powinniśmy się lepiej poznać? Nie boisz się zatem, że ja mogłabym się zaangażować? Czy według ciebie marzę, by zostać bogatą wdową?

– Ostatnie miesiące dowiodły czegoś przeciwnego.

Kate westchnęła, jej ramiona opadły.

– Wiesz, zwykle nie jestem taką jędzą. Przykro mi, że nie chcesz spotkać się z dziewczętami, ze względu na nie. Ale nie mogę cię do tego zmusić i naprawdę przyjmuję twoje argumenty, tylko nie mam ochoty wyjaśniać tego twoim siostrzenicom.

– Prawdopodobnie wyjadę, zanim się z nimi spotkasz.

Kate wstała z fotela.

– W takim razie proponuję, żebyś jak najlepiej wykorzystał czas rekonwalescencji. Idę do biura, żeby zorientować się w stanie posiadłości. Powiem kucharce, żeby przysłała ci zupę. A może wolałbyś coś innego? Na co masz ochotę?

– Nieważne. Nie jestem głodny.

– Powinieneś trochę się przespać. Nie… powinnam raczej zabronić ci pójścia do łóżka, bo wtedy na pewno byś się położył.

Daniel wziął ją za rękę, co zaskoczyło ich oboje.

– Ta sytuacja jest dla mnie równie dziwna i krępująca jak dla ciebie.

– Ale jak sam wielokrotnie stwierdziłeś, ja jestem w domowych pieleszach i w przeciwieństwie do ciebie, cieszę się z tego – powiedziała Kate ze smutnym uśmiechem. – Twoja ręka jest lodowata. Naprawdę uważam, że powinieneś wrócić do łóżka, Danielu.

I zejść jej z drogi. Miała rację. Próba lepszego poznania żony i siostrzenic nie wiała większego sensu.

– Nie powinienem cię dłużej zatrzymywać.

Zawahała się, jej szeroko rozstawione oczy badawczo wpatrywały się w jego twarz, jakby usiłowała przejrzeć jego myśli. W końcu lekko skinęła głową, uwolniła rękę i wyszła.

Usłyszał dziwnie znajome skrzypnięcie drzwi frontowych, które ocierały się o płyty chodnikowe – to chyba jedyna rzecz w domu, której Kate nie naprawiła – a potem opadł na fotel przy kominku, zamknął oczy i zasnął.

Rozdział drugi

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty