Spalaj się! Jak naprawdę spalamy kalorie, tracimy na wadze i zachowujemy zdrowie - Herman Pontzer - ebook

Spalaj się! Jak naprawdę spalamy kalorie, tracimy na wadze i zachowujemy zdrowie ebook

Pontzer Herman

4,4

Opis

Rewolucyjna książka, która zmieni sposób, w jaki jesz, poruszasz się i żyjesz

Codziennie spalamy 2000 kalorii. Schudniemy, jeśli będziemy ćwiczyć i ograniczymy spożycie węglowodanów. Prawda? Fałsz!

Uczy się nas, żeby myśleć o naszych ciałach jak o prostych silnikach: pobieramy „paliwo” z żywności i spalamy je, wykonując ćwiczenia. Wszelka niewykorzystana energia gromadzona jest jako tłuszcz. Jeśli zakumulowałeś zbędny tłuszcz, po prostu więcej ćwicz, żeby go spalić.

W rzeczywistości proces metabolizmu jest o wiele bardziej skomplikowany – nasze ciała są produktem ewolucji, a nie wymysłem inżyniera. Tak naprawdę spalamy prawie 3000 kalorii dziennie, bez względu na nasz poziom aktywności. Ta genialna ewolucyjna strategia pozwalała ludziom przetrwać w czasach głodu, jednak teraz prowadzi do epidemii otyłości.

Herman Pontzer, jeden z czołowych badaczy ludzkiego metabolizmu, w swojej przełomowej książce rozprawia się z wieloma pseudonaukowymi mitami dotyczącymi odżywiania. W przystępny i zabawny sposób pokazuje, jak naprawdę działa nasz metabolizm i w jaki sposób możemy kontrolować naszą wagę i żyć zdrowiej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 471

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (19 ocen)
9
8
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Elbert

Dobrze spędzony czas

Ciekawa i jednocześnie lekko napisana książka o spalaniu kalorii. Autor nie jest dietetykiem ale profesorem nadzwyczajnym antropologii ewolucyjnej, więc i spojrzenie na jedzenie i spalanie kalorii w tej książce jest antropologiczne, a nie dietetyczne. Autor opowiada, zabawnie, o swoich badaniach i o wnioskach jakie z tych badań wynikają dla współczesnego człowieka. Oczywiste jest, ze obecnie dostęp do jedzenia (i to kalorycznego jedzenia) jest bardzo łatwy i większość (przytłaczająca większość) ludzi je zbyt dużo i zbyt kalorycznie w stosunku do swoich potrzeb czyli codziennego spalania kalorii. Zastanawia się przed wszystkim na tym jak spalamy kalorię, czyli czy aktywność ruchowa ma wpływ na ilość spalanych kalorii (i ma i nie ma) i dlaczego nie wszyscy ludzie są grubi, skoro prawie wszyscy jedzą za dużo. Ocenia też, ze swojego punktu widzenia, rożne diety, przede wszystkim tzw diety naszych przodków, to znaczy zarówno diety paleo, jak i skrajnie wegańskie i tłumaczy dlaczego, jego ...
00
kot_paseczek

Nie oderwiesz się od lektury

Super pozycja, świetnie napisana o metabolizmie człowieka.
00

Popularność




Herman Pontzer Spalaj się! Jak naprawdę spalamy kalorie, tracimy na wadze i zachowujemy zdrowie Tytuł oryginału Burn ISBN Copyright © 2021 by Herman Pontzer Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2022 Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2022 Photographs copyright © Herman PontzerAll rights reserved Redakcja Barbara Borszewska Korekta Paulina Jeske-Choinśka, Magdalena Wójcik Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Projekt graficzny okładki Tobiasz Zysk Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
dla Janice, Aleksa i Clary

1. Niewidzialna ręka

Lwy obudziły mnie około drugiej nad ranem. Ich pomruki nie były głośne, ale potężne – niczym odgłosy hydraulicznych tłoków śmieciarki przerywane stękaniem i chrząkaniem pracującego na luzie harleya-davidsona. W półśnie zareagowałem na to z wdzięczną radością. Ach, odgłosy dzikiej Afryki! Spoglądałem przez jedwabną siatkę mojego namiotu na rozgwieżdżone niebo, czując nocną bryzę kołyszącą suchą trawą i ciernistymi drzewami akacji, prześlizgującą się po cienkich nylonowych ścianach namiotu, niosącą odgłosy lwów. Czułem się szczęśliwy, że nocuję w moim małym namiocie pośrodku rozległej, wschodnioafrykańskiej sawanny, w miejscu tak odludnym i dziewiczym, że kilkaset metrów ode mnie szwendały się lwy. Ale miałem szczęście!

Nagle poczułem uderzenie adrenaliny i lęku. To nie było zoo ani jakieś safari dla turystów. Te lwy nie były pięknymi obrazkami w magazynie „National Geographic” ani w telewizyjnym programie przyrodniczym. To się działo naprawdę. Szajka umięśnionych, ponadstukilogramowych kotowatych maszyn do zabijania znajdowała się tuż obok i sprawiała wrażenie… zniecierpliwionej. A może nawet… głodnej? Oczywiście, że mnie wyczuły. Po kilku dniach obozowania sam czułem swój zapach. Co zamierzały zrobić z moim miękkim amerykańskim truchłem? Z soczystym ludzkim mięsem? Zastanawiałem się, jak blisko mogły podejść, zanim usłyszałem je w wysokiej trawie, i czy koniec nadejdzie nagle, gdy ostre pazury i wściekłe kły przebiją się przez ściany namiotu.

Starałem się racjonalnie przemyśleć sytuację. Sądząc po kierunku odgłosów, lwy musiałyby najpierw minąć namioty Dave’a i Briana. Byłem trzecim daniem w ich menu. Oznaczało to szansę jeden do trzech, że zostanę dziś pożarty przez lwy, albo jeśli spojrzeć na to z optymistycznej strony, szansę 67%, że dziś nie zostanę zjedzony. Taka myśl była pocieszająca. Poza tym rozbiliśmy się na obrzeżach obozu plemienia Hadza, a nikt nie zadziera z Hadza. Oczywiście, hienom i lampartom udawało się okazjonalnie prześliznąć nocą obok ich trawiastych szałasów w poszukiwaniu resztek albo pozostawionych bez opieki dzieci, ale lwy zdawały się trzymać z daleka.

Lęk zaczął się rozpraszać. Znowu zrobiłem się senny. Prawdopodobnie nic mi nie będzie. Poza tym, jeśli mam już zostać zjedzony przez lwy, lepiej niech stanie się to we śnie. A przynajmniej niech śpię aż do ostatniej chwili. Poprawiłem stertę brudnych ubrań, służących mi za poduszkę, ułożyłem się na materacu i zasnąłem.

To było moje pierwsze lato spędzone z ludźmi z plemienia Hadza. Są oni hojni, zaradni i nieprzejednani. Żyją w małych obozowiskach rozproszonych po szorstkiej półpustyni wokół jeziora Eyasi w północnej Tanzanii. Antropologowie i absolwenci biologii człowieka, tacy jak ja, lubią pracować z ludźmi Hadza ze względu na model ich życia. Hadza tworzą społeczeństwo łowiecko-zbierackie1: nie uprawiają roli, nie udomawiają zwierząt, nie używają maszyn, broni palnej ani elektryczności. Każdego dnia walczą o żywność w otaczającej ich dziczy, stosując jedynie ciężką pracę i przebiegłość. Kobiety za pomocą zaostrzonych kijków zbierają jagody lub wykopują dzikie bulwy z kamienistej gleby, często mając uwiązane na plecach dziecko. Mężczyźni polują na zebry, żyrafy, antylopy i inne zwierzęta za pomocą własnoręcznie zrobionych z gałęzi i ścięgien łuków oraz strzał. Albo rozcinają drzewa małymi siekierami, żeby wydobyć miód z dzikich ulów założonych w wydrążonych pniach. Dzieci biegają i bawią się w trawie w pobliżu chat albo grupami wyruszają w poszukiwaniu drewna na opał i wody. Starszyzna albo udaje się na łowy z innymi dorosłymi (pozostają niezwykle dziarscy nawet po siedemdziesiątce), albo zostaje pilnować obozu.

Taki styl życia był normą na całym świecie przez ponad 2 miliony lat, od zarania naszego rodzaju Homo aż do wynalezienia rolnictwa zaledwie 12 tysięcy lat temu. Rolnictwo się rozprzestrzeniło, powstały miasta, nadeszła urbanizacja i wreszcie industrializacja, a większość kultur zamieniła łuki i kijki do kopania na uprawy i ceglane domy. Niektórzy, jak Hadza, dumnie trzymali się tradycji, nawet gdy nowoczesność zaczęła zaglądać do ich sąsiedztwa. Dzisiaj te nieliczne plemiona są ostatnimi oknami pozwalającymi spojrzeć na naszą wspólną łowiecko-zbieracką przeszłość.

Wraz z moimi dobrymi przyjaciółmi i akademickimi kolegami – Dave’em Raichlenem i Brianem Woodem – oraz naszym asystentem, Fidesem, byliśmy w Hadzalandii (jak nieformalnie nazywaliśmy ich tereny) w północnej Tanzanii, żeby analizować, jak styl życia ludzi Hadza odbija się na ich metabolizmie, czyli sposobie, w jaki organizm spala energię. To proste, ale niezwykle ważne pytanie. Wszystko, co robi nasz organizm – rośnięcie, ruszanie się, zdrowienie, reprodukcja – wymaga energii, a więc zrozumienie sposobu, w jaki energia jest pożytkowana, jest pierwszym, fundamentalnym krokiem do poznania funkcjonowania naszego organizmu. Chcieliśmy zaobserwować czynności ludzkiego ciała w społeczeństwie łowiecko-zbierackim, gdzie ludzie wciąż stanowią integralną część otaczającego ekosystemu i prowadzą życie pod wieloma względami podobne do tego, jakie wiedli nasi odlegli przodkowie. Nikt wcześniej nie zbadał w społeczeństwie łowiecko-zbierackim wydatku energetycznego ani dziennego spalania kalorii. Chcieliśmy być pierwsi.

W nowoczesnym świecie, odległym od realiów, w których musimy codziennie zdobywać pożywienie gołymi rękami, nie zaprzątamy sobie głowy wydatkiem energetycznym, a jeśli już coś o nim myślimy, to w kontekście najnowszej diety, planu ćwiczeń i czy możemy sobie pozwolić na tego pączka, na którego mamy taką ochotę. Kalorie stały się hobby, kolejną informacją na naszym ­smartwatchu. Hadza znają się lepiej. Intuicyjnie rozumieją, że żywność i zawarta w niej energia są podstawą życia. Każdego dnia stają przed odwiecznym i bezwzględnym równaniem: zdobądź więcej energii, niż spalasz, albo będziesz głodny.

Obudziliśmy się, gdy słońce wciąż świeciło słabym, pomarańczowym światłem tuż nad wschodnim horyzontem, a kolory drzew i traw zdawały się w tym rozproszonym porannym świetle wyblakłe. Brian zaczął rozpalać ogień w naszym małym, trójkamiennym palenisku, po czym postawił na nim garnek z wodą. Ja z Dave’em snuliśmy się, czekając na poranną dawkę kofeiny. Chwilę potem wszyscy piliśmy z parujących kubków kawę rozpuszczalną Africafe, a z plastikowych misek wyjadaliśmy owsiankę. Omawialiśmy plany badawcze na dziś. Wszyscy słyszeliśmy lwy w nocy i nerwowo żartowaliśmy, jak blisko mogły podejść.

Spośród wysokich, suchych traw wyłonili się czterej mężczyźni z plemienia Hadza. Nie szli od strony obozu, tylko z przeciwnej – od strony buszu. Każdy niósł na swoich barkach duży, bezkształtny bagaż i chwilę mi zajęło, zanim rozpoznałem, co to jest: nogi, zad i inne zakrwawione części dopiero co zabitej antylopy. Wiedzieli, że lubimy notować każdy posiłek, jaki przynoszą do obozu, i chcieli nam pokazać tę zdobycz, zanim w obozie rozdzielą ją pomiędzy rodziny.

Ilustracja 1.1. Wczesny wieczór w obozie Hadza. Drzewa akacjowe dają upragniony na sawannie cień. Mężczyźni, kobiety i dzieci odpoczywają, rozmawiając o wydarzeniach mijającego dnia. Zwróć uwagę na szałas po lewej.

Brian rozstawił wagę szalkową i znalazł notatnik zatytułowany „Przynoszona żywność”, nawiązując jednocześnie rozmowę w języku suahili, którym porozumiewaliśmy się z ludem Hadza.

– Dzięki, że to przynieśliście – mówi Brian. – Ale gdzie, do diabła, znaleźliście taką wielką antylopę o szóstej nad ranem?

– To kudu – wyszczerzyli zęby Hadza. – Zabraliśmy ją.

– Zabraliście? – zapytał Brian.

– Słyszeliście lwy w nocy, prawda? Doszliśmy do wniosku, że na coś polują, więc postanowiliśmy to sprawdzić. Okazało się, że zabiły to kudu… a więc je zabraliśmy.

Ilustracja 1.2. Dzień roboczy Hadza. Mężczyźni polują za pomocą łuków i strzał albo podbierają miód z dzikich ulów. Po lewej mężczyzna zabiera się do ćwiartowania ustrzelonej impali. Przyjaciele, którzy pomogli ją wytropić, przyglądają się. Kobiety zbierają dzikie jagody i inne rośliny. Kobieta po prawej wykopuje za pomocą zaostrzonego kija dzikie bulwy z kamienistej gleby, podczas gdy jej dziecko śpi owinięte na jej plecach.

I tyle. Kolejny dzień w Hadzalandii. Dzień wyjątkowy, który rozpoczął się od tej rzadkiej nagrody w wielkiej grze o tłuszcz i białko. Później w obozie, przeżuwając kawałki pieczonego kudu, dzieci słuchały, jak tata z kolegami spłoszyli nocą stado głodnych lwów i przynieśli do domu żywność. W ten sposób poznały ważną i ponadczasową lekcję: energia jest wszystkim i warto podjąć ryzyko, żeby ją zdobyć.

Nawet jeśli miałbyś wydzierać żywność z paszczy lwa.

Sprawa życia i śmierci

Energia jest walutą życia – bez niej umierasz. Twoje ciało składa się mniej więcej z 37 bilionów komórek2, a każda z nich pracuje niczym malutka fabryka przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Razem przez dobę spalają tyle energii, że wystarczyłoby do zagotowania ośmiu galonów (około 30 l) lodowatej wody. Nasze komórki przyćmiewają gwiazdy. Każdy gram ludzkiej tkanki spala dziennie tysiąc razy więcej energii niż gram Słońca3. Kontrolujemy niewielką część tej aktywności, mianowicie mięśnie, które służą nam do poruszania się. O niektórych czynnościach mamy mgliste pojęcie, jak bicie serca czy oddychanie. Ale większość tej rozległej aktywności dzieje się zupełnie niezauważona w głębokim oceanie procesów komórkowych, które utrzymują nas przy życiu. Zauważamy je tylko wtedy, gdy dochodzi do ich zaburzenia, co zdarza się coraz częściej. Otyłość, cukrzyca typu drugiego, choroby serca, nowotwory i niemal wszystkie inne choroby będące plagą współczesnego świata, zakorzenione są w tym, jak nasze ciało pobiera i zużywa energię.

Jednak pomimo znaczenia dla życia i zdrowia, panuje głębokie i powszechne niezrozumienie działania metabolizmu (sposobu, w jaki nasze ciało spala energię). Ile energii spala przeciętnie dorosły człowiek dziennie? Każda etykieta z wartością odżywczą w supermarkecie powie ci, że typowa amerykańska dieta to 2000 kalorii dziennie. I każda zawiera błąd. Dziewięciolatek spala 2000 kalorii4, u dorosłego jest to bliżej 3000 w zależności od wagi i zawartości tłuszczu w ciele (i przy okazji, kiedy mówimy o dobowym spalaniu energii, prawidłowym terminem są kilokalorie, a nie kalorie). Ile kilometrów musisz przebiec, żeby spalić energię zawartą w jednym pączku? Prawie pięć, ale znowu zależy to od twojej wagi. Co w ogóle dzieje się ze „spalonym” tłuszczem? Zmienia się w ciepło? Pot? Mięśnie? Błąd, błąd i jeszcze raz błąd. Większość wydychasz jako dwutlenek węgla, a reszta zmienia się w wodę (ale niekoniecznie pot). Jeśli nie wiedziałeś tego wcześniej, jesteś w dobrym towarzystwie: większość lekarzy też o tym nie ma pojęcia5.

Nasza ignorancja w zakresie spalania energii bez wątpienia wynika z luk w systemie edukacji oraz z faktu, że nasz mózg nie przyswaja zbędnych jego zdaniem szczegółów. Skoro trzech na czterech Amerykanów nie potrafi wymienić struktury trójpodziału władzy (a to co roku przez dwanaście lat szkolnictwa jest nam wpajane do głowy)6, trudno oczekiwać, że będą pamiętać niuanse z cyklu Krebsa, o którym mówiło się na biologii w szkole średniej. Nasza niewiedza jest jednak pogłębiana przez szarlatanów i internetowych cwaniaków promujących błędne idee, zwykle dla własnej korzyści. Niedoinformowany klient pragnący zachować zdrowie jest w stanie kupić niemal wszystko, nieważne, jak bardzo to będzie niedorzeczne. „Przyspiesz swój metabolizm!” – obiecują. „Spal tłuszcz za pomocą tych prostych trików!”, „Unikaj tych produktów, jeśli chcesz być szczupły” – krzyczą nagłówki w kolorowych czasopismach, zwykle bez cienia rzetelnych dowodów lub naukowych podstaw.

Ale poważniejszym powodem, dla którego nie pojmujemy zagadnień energii, jest fakt, że zupełnie nie rozumiemy podstaw nauki o wydatku energetycznym. Od zarania współczesnych badań nad metabolizmem, które sięgają początku XX wieku, uczono nas, żeby myśleć o naszych ciałach jak o prostych silnikach: pobieramy „paliwo” z żywności i spalamy, wykonując ćwiczenia. Wszelka niewykorzystana energia gromadzona jest jako tłuszcz. Ludzie, których silniki działają na wyższych obrotach, spalają więcej paliwa i mają mniejsze szanse na otyłość z powodu akumulowania paliwa. Jeśli skumulowałeś zbędny tłuszcz, po prostu więcej ćwicz, żeby go spalić.

To prosty i przystępny model – trochę jakby inżynier amator próbował opisać metabolizm. Kilka elementów opisuje on trafnie: nasze ciała potrzebują żywności, żeby zdobyć paliwo, a niespalone paliwo akumulowane jest pod postacią tłuszczu. Jednak cała reszta jest zupełnie błędna. Nasze ciała nie działają jak proste silniki spalinowe, gdyż nie zostały zaprojektowane przez inżyniera, a są produktem ewolucji.

Pięćset milionów lat ewolucji uczyniło nasze silniki metaboliczne niezwykle dynamicznymi i łatwo przystosowującymi się. Nasze organizmy nauczyły się sprawnie reagować na zmiany w ćwiczeniach i diecie w ewolucyjnie rozsądny sposób, nawet jeśli budzi on u nas frustrację, gdy chcemy pozostać szczupli i zdrowi. W rezultacie więcej ćwiczeń niekoniecznie oznacza, że spalimy więcej energii, a spalanie większej ilości energii nie uchroni nas przed otyłością. A jednak strategie publicznej ochrony zdrowia uparcie trzymają się tej uproszczonej wizji metabolizmu, nieskutecznie próbując walczyć z otyłością, cukrzycą, chorobami serca, rakiem i innymi potencjalnie śmiertelnymi chorobami. Bez lepszego zrozumienia, jak nasze ciało spala energię, będziemy odczuwali coraz większą frustrację, widząc, jak nasze starania zrzucenia wagi legną w gruzach, a wskazówka na wadze ani drgnie pomimo naszych wysiłków na siłowni. Przereklamowana magia metabolizmu zawodzi nas.

Książka ta przedstawia nową, rodzącą się naukę metabolizmu człowieka. Jako absolwent biologii człowieka zainteresowany naszą ewolucyjną przeszłością, jak i widokami na przyszłość, od ponad dekady badam metabolizm człowieka i innych naczelnych. Ekscytujące i zaskakujące odkrycia ostatnich kilku lat zmieniają nasze rozumienie związków pomiędzy wydatkiem energetycznym, ćwiczeniami, dietą i chorobami. Na kolejnych stronach przeanalizujemy te nowe odkrycia oraz ich związek z długim i zdrowym życiem.

Duża część tej nowej nauki związana jest z badaniami nad Hadza i podobnymi im ludami, czyli małymi, nieindustrialnymi społeczeństwami zintegrowanymi z lokalną ekologią. Możemy bardzo dużo się od nich nauczyć, ale nie jest to karykaturalna wersja życia łowcy-zbieracza popularyzowana przez dietę paleo. Wraz z kolegami przez ostatnie lata dowiedzieliśmy się wiele na temat tego, jak dieta i codzienna aktywność fizyczna sprawiają, że ludy te są wolne od „chorób cywilizacyjnych”, nękających nowoczesne, zurbanizowane i uprzemysłowione kraje. Odwiedzimy je, żeby poznać ich codzienne życie (i badania terenowe) i zobaczyć, jakie możemy wynieść z niego lekcje. Udamy się także do zoo, lasu deszczowego i wykopalisk archeologicznych na całym świecie, żeby zobaczyć, co badania nad człekokształtnymi i ludzkimi skamielinami wnoszą do naszego rozumienia zdrowia metabolicznego.

Najpierw jednak musimy zrozumieć znaczenie metabolizmu w naszym życiu. Żeby w pełni docenić istotę wydatku energetycznego, musimy wyjść poza codzienne troski o zdrowie. Metabolizm – niczym ziemskie płyty tektoniczne – jest niewidzialnym fundamentem wszystkiego, powoli przesuwając się i kształtując nasze życie. Znana nam linia życia – zaczynająca się od dziewięciu miesięcy spędzonych w łonie, po osiemdziesiąt kilka lat, które możemy spędzić na tej planecie – kształtowana jest przez silnik metaboliczny pracujący wewnątrz nas. Nasze wielkie, mądre mózgi już u pucołowatych niemowląt zbudowane są i napędzane zupełnie inną metaboliczną maszynerią niż w przypadku naszych człekokształtnych kuzynów. Dopiero niedawno zrozumieliśmy, że ewolucja naszego metabolizmu uczyniła nas dziwnym i cudownym gatunkiem.

Psie lata

– Una miaka ngapi?

Rozmawiałem z wyglądającym na dwudziestoparolatka mężczyzną z plemienia Hadza, zadając mu pytania w ramach corocznego zbierania podstawowych informacji na temat zdrowia w odwiedzanych przez nas obozach. Starałem się jak najlepiej posługiwać moim łamanym suahili:

– Ile masz lat?

Wyglądał na zbitego z tropu. Może coś pomyliłem? Powtórzyłem zatem:

– Una miaka ngapi?

Uśmiechnął się.

– Unasema. Sam mi powiedz.

Moja znajomość suahili okazała się dobra, tylko pytanie było głupie.

Dla mnie, przyzwyczajonego do życia z zegarkiem Amerykanina, jednym z największych kulturowych szoków był brak zainteresowania Hadza pojęciem czasu. Nie chodzi o to, że nie rozumieją czasu. Żyją zgodnie z rytmem dnia i nocy, okresów ciepłych i chłodnych, cyklem Księżyca, porą suchą i deszczową. Mają pełną świadomość wzrostu, starzenia się i kulturowych oraz psychologicznych kamieni milowych wyznaczających nasze życie. Po kilku dekadach odwiedzin badaczy i innych przybyszów rozumieją nawet zachodnie miary czasu: minuty, godziny, tygodnie i lata. Wszystko to rozumieją, ale zdają się tym wcale nie interesować. W Hadzalandii nie ma zegarów, kalendarzy, terminarzy, urodzin, świąt ani poniedziałków. Pytanie Satchela Paige’a, „Ile lat miałbyś, gdybyś nie wiedział, ile lat masz?”, w przypadku Hadza nie jest żadną filozoficzną zagwozdką, tylko codziennością. Dla badaczy odgadywanie wieku mieszkańców w wiosce Hadza jest jak mycie zębów: uciążliwą, niekiedy bolesną koniecznością, którą trzeba wykonywać cały rok.

Obojętność Hadza wobec czasu wywołałaby oburzenie w Stanach Zjednoczonych, gdzie każdy rodzic zna krzywą rozwoju swojego dziecka z dokładnością co do dnia, a nasze prawa i obowiązki zależą od naszego wieku. Zaczynamy chodzić, mając rok, mówić, mając dwa lata, w wieku pięciu lat idziemy do przedszkola, w wieku trzynastu lat wkraczamy w wiek dojrzewania, dorosłość osiągamy w wieku osiemnastu lat, a w wieku dwudziestu jeden lat możemy legalnie wypić alkohol. Potem czas na małżeństwo, dzieci, menopauzę, emeryturę, demencję starczą i śmierć – wszystko zgodnie z planem, w innym wypadku możemy wzbudzić zaniepokojenie własne i opinii publicznej. Niezależnie jednak, czy myślimy o każdym z tych kamieni milowych z niepokojem niczym millennials z Manhattanu, czy traktujemy je z wewnętrznym spokojem niczym staruszka z plemienia Hadza, tempo ludzkiego życia jest uniwersalne i wszyscy żyjemy zgodnie z jego rytmem.

A jednak tempo ludzkiego życia wcale nie ma w sobie nic powszechnego. Jesteśmy wyjątkiem w królestwie zwierząt, jeśli chodzi o przebieg naszego życia, tempo dorastania, prokreacji, starzenia się i śmierci. Przeżywamy życie w zwolnionym tempie. Gdyby człowiek żył tak jak inne podobnej wielkości ssaki, zaczęlibyśmy dojrzewać przed drugim rokiem życia, a umarlibyśmy w wieku dwudziestu pięciu lat7. Kobiety co roku rodziłyby dwukilogramowe dzieci. Przeciętny sześciolatek byłby już dziadkiem. Życie codzienne różniłoby się nie do poznania.

Intuicyjnie czujemy, jak odmienni jesteśmy, ale w antropocentryczny sposób staramy się tę myśl od siebie oddalić. Nasze zwierzęta domowe przestrzegają ssaczego rytmu, ale nam wydaje się, że żyją w przyspieszonym tempie. Mówimy, że pies żyje zgodnie z „psimi latami”, gdzie jeden rok równa się siedmiu naszym latom, jakby to inne zwierzęta były odmieńcami. Ale to ludzie są dziwni. Spróbuj odwrócić to równanie i policz swój wiek zgodnie z psimi latami, a przekonasz się, jak niezwykły jesteś. Ja mam niemal trzysta (psich) lat i czuję się całkiem nieźle jak na swój wiek.

Biologowie badający historię życia od dawna wiedzą, że tempo życia nie zostało nam nadane z niebios jako coś stałego i niezmiennego. Tempo rozwoju, współczynnik urodzeń i tempo, w jakim gatunek się starzeje, może się zmieniać wraz z ewolucją, co też się dzieje. Od kilku dekad wiemy, że ludzie oraz inne naczelne (nasi ewolucyjni krewni, do których zaliczają się lemury, małpy i szympansy) żyją wyjątkowo powoli w porównaniu z innymi ssakami8. Mamy nawet całkiem solidną teorię, dlaczego naczelne żyją tak powoli: warunki, w których przedstawiciele danego gatunku mają mniejsze szanse na śmierć w młodym wieku, promują wolniejsze tempo życia.

Wiedzieliśmy więc, że naczelne, w tym my, żyją dłużej, prawdopodobnie dlatego, że gdzieś daleko w naszej ewolucyjnej przeszłości występowała niższa śmiertelność (możliwe, że życie wśród drzew sprawiło, że nasi przodkowie byli trudniej dostępni dla drapieżników)9. Nikt jednak nie wiedział, jak to się stało. Jak ludzie i inne naczelne spowolniły tempo swojego życia, jednocześnie je wydłużając? Może miało to coś wspólnego z metabolizmem, gdyż rośnięcie i reprodukcja wymaga energii, co omówimy w rozdziale 3. Ale gdzie leży związek? Nie byliśmy tego pewni. Szukanie odpowiedzi zaprowadziło nas do zoo i rezerwatów naczelnych na całym świecie, gdzie mogliśmy odkryć ewolucyjne zmiany w metabolizmie, które uczyniły „zwykłe” życie tak niezwykłym.

Planeta małp

Małpy oraz inne człekokształtne są mądre, urocze i niezwykle niebezpieczne. Szacunki są różne, ale można powiedzieć, że są one dwukrotnie silniejsze niż ludzie10. Większość gatunków ma długie i ostre niczym włócznia kły, którymi może przestraszyć, a okazjonalnie rozszarpać drugiego osobnika. Trzymane w niewoli są agresywne wobec ludzi, zwłaszcza jeśli są w złym nastroju. A któż z nas nie czułby się znudzony, zdenerwowany, czy może nawet nieco rozdrażniony, gdyby miał żyć w laboratorium, śmierdzącym zoo czy w garażu jakiegoś durnia? Widzimy małpich aktorów w telewizji (dziś na szczęście coraz rzadziej) i dajemy się nabrać, że są oni przemili. Ale są to młode osobniki: małe i naiwne, nad którymi człowiek może zapanować, jeśli trzeba, to nawet siłą. Dziesięcioletnia małpa jest nieprzewidywalnie złośliwa, zwłaszcza trzymana w niewoli. W jednej chwili może być spokojna, a w następnej będzie chciała ci pokiereszować twarz i jądra. Skłonność do przeistaczania się dziecięcych aktorów w impulsywnych, okrutnych łotrów to jeszcze jedna wspólna cecha małp człekokształtnych i ludzi.

Będąc tego wszystkiego świadomy, nie potrafiłem uwierzyć w to, co widzę. Była końcówka lata 2008, a ja byłem w Great Ape Trust w stanie Iowa – w przestrzennym i nowoczesnym ośrodku dla orangutanów, spoglądając przez małe okienko na przestrzeń dla przedstawicieli gatunku, gdzie Rob Shumaker spokojnie wlewał zaprawioną izotopem mrożoną herbatę bez cukru wprost do szeroko otwartych ust Azy’ego, 113-kilogramowego samca orangutana o twarzy jak rękawica baseballowego łapacza i wystarczająco silnego, żeby wyrwać ramię Roba z jego tułowia. Rob nie jest głupi: rozdzielała ich gruba, stalowa siatka. Ale mimo wszystko Azy zdawał się cieszyć poczęstunkiem, a w jego oczach widać było życzliwość. Wielu badaczy pracujących z małpami wciąż zapewniało mnie, że coś takiego jest niemożliwe: żadna trzymana w niewoli małpa nie będzie chciała brać udziału w badaniu, nawet tak niewinnie wyglądająca jak ten orangutan, a żaden pracownik ośrodka nie będzie na tyle pewny siebie ani głupi, żeby czegoś takiego próbować. A jednak Rob podawał mu wartą tysiąc dolarów dawkę ­izotopowanej wody (woda wzbogacona izotopem pozwalająca śledzić dzienny wydatek energetyczny, zob. rozdz. 3) z taką łatwością, jakby podlewał roślinę.

Mój szok był tym większy, że działo się coś nowego. Po raz pierwszy w historii mierzono dzienny wydatek energetyczny (łączną liczbę spalonych w ciągu doby kilokalorii) u przedstawiciela małp człekokształtnych. Rzadko zdarza się robić w nauce coś zupełnie nowego, być pierwszym, który zmierzy coś istotnego. Czułem doniosłość tej chwili. Po raz pierwszy w historii mieliśmy się przyjrzeć silnikowi metabolicznemu orangutanów. Czy są podobne do nas? Do innych ssaków? Czy może pod tą pomarańczową, kudłatą sierścią odkryjemy coś nowego i ekscytującego?

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

1 Dokładne omówienie materiałów związanych z plemieniem Hadza: F. Marlowe, The Hadza: Hunter-Gatherers of Tanzania, Univ. of California Press 2010.

2 E. Bianconi et al., An estimation of the cells in the human body, „Ann. Hum. Biol.” 2013, 40 (6): 463–471, doi: 10.3109/ 03014460.2013.807878.

3 Ważący 70 kg człowiek spala około 2800 kcal albo 40 kcal/kg dziennie. Słońce ma masę 1,989×1030 i produkuje 7,942×1027 kcal dziennie lub zaledwie 0,004 kcal/kg dziennie. Zob. Vaclav Smil, Energies: An Illustrated Guide to the Biosphere and Civilization, MIT Press 1999.

4 N.F. Butte, Fat intake of children in relation to energy requirement, „Am. J. Clin. Nutr.” 2000, 72 (suppl): 1246S–1252S.

5 R. Meerman, A.J. Brown, When somebody loses weight, where does the fat go?, „BMJ” 2014, 349: g7257.

6 Ch. Cilliza, Americans know literally nothing about the Constitution, CNN, ostatnia modyfikacja 13 września 2017, https://www.cnn.com/2017/09/13/politics/poll-constitution/index.html.

7 Nieopublikowana analiza autora wyliczona z regresji allometrycznej pomiędzy masą ciała, wiekiem i dojrzałością, maksymalną długością życia i wielkością noworodków u łożyskowców, przy zastosowaniu bazy danych AnAge. R. Tacutu et al., Human Ageing Genomic Resources: new and updated databases, „Nucl. Acids Res.” 2018, 46 (D1): D1083–D1090. doi: 10.1093/nar/gkx1042.

8 E.L. Charnov, D. Berrigan, Why do female primates have such long lifespans and so few babies? or Life in the slow lane, „Evol. Anthro.” 1993, 1 (6): 191–194.

9 S.C. Stearns, M. Ackermann, M. Doebeli, M. Kaiser, Experimental evolution of aging, growth, and reproduction in fruitflies, „PNAS” 2000, 97 (7): 3309–3313; S.K. Auer, C.A. Dick, N.B. Metcalfe, D.N. Reznick, Metabolic rate evolves rapidly and in parallel with the pace of life history, „Nat. Commun.” 2018, 9:14.

10 M.C. O’Neill et al., Chimpanzee super strength and human skeletal muscle evolution, „PNAS” 2017, 114 (28): 7343–7348; K. Bozek et al., Exceptional evolutionary divergence of human muscle and brain metabolomes parallels human cognitive and physical uniqueness, „PLoS Biol.” 2014, 12 (5): e1001871. doi: 10.1371/journal.pbio.1001871.