Sny Bereniki - Elżbieta Walczak - ebook

Sny Bereniki ebook

Elżbieta Walczak

0,0

Opis

Ludzkość stanęła w obliczu apokalipsy przepowiedzianej przez Nostradamusa;

„… Ibiza będzie ostatnim miejscem na Ziemi, gdzie będzie istniało życie”.

Państwa przestają istnieć, granice się zatarły. Ludzie zaczynają wychodzić na ulice, ale jako potwory i łowna zwierzyna. To efekt eksperymentów w instytucie Mileny Servantez.

Berenika odkrywa, że jej sny to coś więcej niż forma halucynacji. Nie potrafi tego wyjaśnić, dopóki nie poznaje Poliny na wyspie Nowy Świat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 225

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kiedy kończy się stary świat, może powstać coś zupełnie nowego, jednak istnieje zagrożenie, że zostaną ludzie, którzy będą mieli interes w tym, by nic się nie zmieniło.

Ludzkość stanęła w obliczu apokalipsy przepowiedzianej przez Nostradamusa;

„… Ibiza będzie ostatnim miejscem na Ziemi, gdzie będzie istniało życie”.

Państwa przestają istnieć, granice się zatarły. Ludzie zaczynają wychodzić na ulice, ale jako potwory i łowna zwierzyna. To efekt eksperymentów w instytucie Mileny Servantez.

Berenika odkrywa, że jej sny to coś więcej niż forma halucynacji. Nie potrafi tego wyjaśnić, dopóki nie poznaje Poliny na wyspie Nowy Świat.

SNY BERENIKI

Elżbieta Walczak

 

Wydanie elektroniczne

copyright © Enamorada Art. 2022

Opracowanie graficzne okładki: Weronika Michel

Redakcja: Elżbieta Walczak

ISBN: 978-83-959246-4-4

Wydawca: Enamorada Art.

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za zgodą właściciela praw autorskich.

SEN BERENIKI – OGIEŃ

Tylko leżała, nie poruszała się, nie było przy niej nikogo. Nie czuła niczego, oprócz strachu. Radio włączyło się samo.

- Możemy wstrzymać dostawy prądu do waszych osiedli. – Trzeszczało głośniej niż zwykle. – Zmieniają się warunki pogodowe. Nie dzwońcie, to tylko zmiany klimatyczne. Proszę się przygotować na sytuację awaryjną. Silne wiatry uniemożliwią wyjście z domu.

Ktoś jednak zadzwonił. Zgłosił pożar w Bieszczadach. Głos powiedział, że w tamtych rejonach, to dosyć częste.

Widziała kłęby dymu. Niebo przybrało pomarańczową barwę. Spadał z góry popiół jak u stóp wulkanu.

Nazwała ten pożar Świat Fire.

- Proszę podać adres – powiedziała redaktorka.

- To w moim ukochanym lesie – wyszeptała.

Żółte potwory kłębiły się nad głowami tych, których znała od zawsze, nad matką i ojcem. Teraz umierali w płomieniach.

Zrobiło się ciemno.

- Która godzina?

- Dziesiąta – odpowiedział zachrypnięty kobiecy głos.

- Rano czy wieczorem?

Chciała być silna, ale nie czuła się silna. Wtedy zaczęła się modlić. Robiła to zawsze matka, jednak jej to nie uratowało.

Ktoś narzucił na nią mokry koc. Pewnie Bóg albo umierający ojciec.

Ściana ognia przeszła dalej. Przeniosła się w odległe miejsce, może w celu znalezienia schronienia, nie była pewna.

Słyszała pojękiwania konających ludzi i zwierząt.

- Chcesz to zobaczyć, czy nie chcesz? – zapytało Radio.

- Co miałabym zobaczyć?

- Raj po apokalipsie. Będziesz musiała potem iść naprzód.

- Ludzie mówią, że to skutki życia w popsutym świecie.

- Ja, jako Radio twierdzę, że jeśli coś pali się siedem tysięcy razy w jednym miejscu, to wina ślepych, którzy zamknęli oczy na rzeczywistość.

Nie słyszała dalszego ciągu. Radio trzeszczało bardziej niż zwykle.

1

Od jakiegoś czasu niedzielne poranki były dla Bereniki udręką. Kiedy jej ciało odpuszczało wszystkie napięcia związane z wydarzeniami w ciągu całego tygodnia, umysł bał się tego, co widzi w snach, coraz częściej. Budziła się, ale była przez jakiś czas nieobecna. Trzymała w sobie obrazy, które nie chciały się rozpłynąć, nie potrafiły zniknąć. Inne myśli po prostu były, a po chwili nie. A sny manifestowały swoją moc, domagały się uwagi i interpretacji. Nie wiedziała, z czym to ma związek.

Obwiniała za złe samopoczucie w takich dniach swojego ojca.

Za chwilę stanie w drzwiach. Każe jej się ubrać i pośpieszyć. Potem razem wyruszą na polowanie, by dopaść kolejną zwierzynę. Nie miała pojęcia, dlaczego był taki hardy i apodyktyczny. Co widział w zabijaniu bezbronnych istot? Co czuł? Zmieniał zdanie kilka razy w ciągu dnia. Krzyczał, kiedy lis mordował jego kury. Płakał, kiedy wiatr łamał drzewom gałęzie, niszcząc jego wypielęgnowany ogród.

Te zmiany nastrojów, zaczęły się w dniu, kiedy zamordowano jego bratanka. Pewnie, dlatego.

Bartek miał dwanaście lat. Zastrzelił go nastolatek, któremu nie spodobała się jego odpowiedź na pytanie: Czy jest gejem? Widziała to zdarzenie Inez, dziewczyna, w której był zakochany. Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, zniknęła.

Oprawca nie był sam. Z grupą małolatów zaciągnęli Bartka do lasu. Najpierw go zgwałcili, potem zastrzelili i zostawili ciało w grocie. Deszcz zatarł ślady. Nigdy nikomu nie udowodniono winy, chociaż był świadek. Bezdomny, który mieszkał w lesie, widział czterech chłopaków znęcających się nad Bartkiem. Wzywał Boga, ale ten go nie słyszał, a bezdomny tak. Tylko że nikt mu nie uwierzył.

Kiedy ojciec zapukał, Berenika była gotowa, nie sprzeciwiała się, miała już dwadzieścia dwa lata i powinna była umieć odmówić. Nie wiedziała, co to znaczy stawiać granice. Wielokrotnie czuła się przez to wykorzystywana.

Wiedziała, że za chwilę opuści dom rodzinny, wyruszy w swoją drogę. Zaplanowała to, jednak jeszcze nikomu o tym nie powiedziała. Nawet matce, która zawsze była po jej stronie.

Matka nie pracowała dzięki wysokim zarobkom ojca. Całymi latami parzyła rano kawę i głośno rozmyślała, co zrobić na obiad. Codziennie życzyła każdemu miłego dnia i oddawała się z pietyzmem domowym zajęciom. Chodziła zawsze w dżinsach i flanelowej koszuli, uważała się za rasową farmerkę. Jej ubrania wieczorem pachniały Domestosem, pogromcą bakterii.

Wieczorami kładli się z ojcem na sofie, rozwiązywali krzyżówki albo oglądali telewizję. Pomimo swojej szorstkości gładził ją po włosach i zapewniał, że kocha. Nie miała powodów, żeby mu nie wierzyć.

To był wyjątkowy dzień. Berenika miała wrażenie, że ojciec jest w lepszym humorze niż zwykle.

Słońce oświeciło wzgórze, na którym czekali na zdobycz. Siedzieli zawsze w tym samym miejscu. Widzieli stąd swój dom, łąki i lasy. Cisza, jaka tu panowała, spowalniała myśli. Uczyli się wsłuchiwać w naturę.

- To ostatni raz – powiedział do Bereniki. - Chciałem tylko nauczyć cię odwagi, żeby żaden napastnik nie miał dostępu do ciebie, kiedy stracisz czujność. Zabijanie to brutalna konieczność. W zasadzie jesteś gotowa, żeby chronić się sama. Przepraszam, jeśli byłem zbyt surowy. W tamtej jaskini widziałem przerażone oczy Bartka, wpatrzone w niebo, proszące o pomoc, która nie nadeszła. To zmieniło mój obraz rzeczywistości.

Miał wypisane na twarzy poczucie winy, ale Berenika nie potrafiła go pocieszyć.

- Odpuść – powiedziała. - Dla własnego dobra. Jestem już dorosła. Nie boję się życia. Potrafię o siebie zadbać, chociaż zupełnie w to nie wierzysz. Zaufaj mi w końcu.

Jeleń, który pojawił się na otwartej przestrzeni, nie miał szans. Padł tylko jeden strzał.

- Jestem z ciebie dumny. - Ojciec poszedł pierwszy w kierunku zdobyczy. – No chodź. – Spojrzał na Berenikę. – Naprawdę jestem dumny.

Zielony suzuki samuraj trząsł ciałem jelenia, kiedy zjeżdżali z górki. Jego rogi uderzały o blachę, wydając charakterystyczny dźwięk. Berenika zapięła pasy.

- Dawno nie było deszczu – powiedział ojciec wpatrzony w drogę.

Po chwili pojawił się kierunkowskaz „Leśniczówka”. Skręcił, spoglądając za siebie.

- Chciałabym wyjechać tato na studia do innego kraju.

Nie patrzyła teraz na niego.

Jego dłoń powędrowała na jej ramię, delikatnie je ścisnął.

- Ten dzień musiał nadejść – powiedział. – Będzie mi ciebie brakowało.

Zatrzymał samochód. Odwrócił się w jej kierunku. Zobaczyła łzę spływająca po jego policzku. Przytulił ją, a ona wycierała łzy jego i swoje.

- Kocham cię – powiedział, wtulony w jej ramiona. – Bardzo.

- Ja ciebie też bardzo kocham, tato.

- Jedźmy, mama czeka z obiadem.

2

Kiedy przyszła informacja z Erasmusa, Berenika nie wahała się, wybrała Universidad de las Palmas de Gran Canaria.

Rozpoczęła swoją nową drogę życia od decyzji, że spędzi wakacje na Ibizie. Czuła powiew świeżości.

W niespełna miesiąc wydelikatniała. Jej sylwetka nabrała kobiecych kształtów, kiedy zrzuciła z siebie zielone moro, noszone całymi latami. Rozpuszczone rude włosy i brązowa sukienka, były jej zdaniem ciekawym połączeniem. Ciężkie czarne martensy zastąpiła brązowymi czółenkami. Jej oczy lśniły w lustrze ze szczęścia. Ich kolor był wynikiem kombinacji genów. Wiedziała, że gen bey2 ma jeden allel dla oczu brązowych i jeden dla oczu niebieskich. Jej oczy były jasno-piwne. Wiedziała również, że większość ludzi na świecie ma taki kolor, bo pierwotnie wszyscy ludzie mieli brązowe oczy. Jakieś sześć tysięcy do dziesięciu tysięcy lat temu mutacja genetyczna wpływająca na jeden gen wyłączyła zdolność do produkcji wystarczającej ilości melaniny do zabarwienia oczu na brązowo, powodując niebieskie oczy. Uśmiechała się do siebie, rozmawiając ze sobą w myślach.

Usiadła na łóżku, żeby wyciszyć się przed podróżą. Trzymała w ręku małego aniołka, prosiła o wsparcie Merkurego. Potem schowała talizman do torebki.

Zeszła do kuchni. Matka tego dnia wyglądała inaczej. Miała na sobie granatową sukienkę w czerwone grochy. Pachniała wodą toaletową, którą Berenika sprezentowała jej na gwiazdkę. Uśmiechała się, nie płakała. Podała jej kanapki i bidon.

Ojciec ubrany w garnitur czekał już w samochodzie. Włączone radio nie pozwalało na rozmowy. Słuchali muzyki. Matka odwracała się co jakiś czas w kierunku Bereniki, uśmiechając się do niej, i ocierając łzy. Wyjęła chusteczki ze schowka, podała je ojcu.

- Dzwoń, kiedy tylko będziesz mogła. – Patrzył w lusterku na nią i uśmiechał się szorstko.

Złapał matkę za rękę i przyciągnął jej dłoń do swoich ust.

- Damy sobie radę. – Odłożył jej szczupłą dłoń, która trzęsła się ze strachu, na swoje kolana.

- To wszystko jest straszne. – Nie potrafiła już ukryć rozpaczy, zanosiła się od płaczu. – To chwilowe. – Zakryła twarz. – Zaraz się uspokoję, córeczko.

Ojciec zgasił radio, pozwolił jej się wypłakać w ciszy.

Berenika złapała matkę za szyję i całowała jej ramiona.

- Kocham cię mamo. Kocham was bardzo mocno. Dziękuję za wszystko. Dzięki wam spełnię swoje największe marzenie, to jest powód do radości. Pomyślcie o tym w taki sposób.

- Masz rację. – Matka otarła łzy. – Dbaj o siebie. Może w końcu poznasz tam fajnego chłopaka. – Zmieniła ton, starała się być pogodniejsza. – Chciałabym, żebyś była szczęśliwa. To jest moje marzenie, jako matki.

- A ja bym chciał zatrzymać się teraz na chwilę na siku.

- Ja też chcę siku – powiedziała matka.

- Za dwa kilometry mamy bar, dziewczyny. Wskoczymy jeszcze na kawę.

3

Berenika nigdy nie leciała samolotem, bała się widoku nieba. Bała się istnienia Boga, który patrzy, ale nie widzi.

Miejsce przy oknie potęgowało strach.

- Otwórz oczy. Nie bój się – usłyszała głos kobiety, siedzącej obok. - Startujemy dopiero za kilka minut. Nie możesz siedzieć taka spięta. Widzę, jak się trzęsiesz. Lot trwa tylko dwie i pół godziny. Dasz radę. Jak będziesz czegoś potrzebowała, na przykład tabletki na uspokojenie, to możesz śmiało mnie o to poprosić, mam ze sobą cały zestaw.

- Dziękuję – powiedziała Berenika. - Jeszcze nigdy nie leciałam. Mam tremę.

- Niepotrzebnie. Czas najwyższy zacząć. Taki jest świat, potrzebuje ludzi odważnych. Ty na zagubioną nie wyglądasz. Mam syna w twoim wieku. – Kobieta nerwowo kręciła się na siedzeniu, szukając klamry od pasa bezpieczeństwa. - Chętnie by się z tobą zamienił, ale jest poważnie chory. Być może już nigdy nie spotka go żadna przygoda. Dlatego ciesz się tą chwilą, bo nigdy nie wiadomo, co nas czeka jutro.

- Współczuję. Co robi pani syn?

- Studiuje w Warszawie, w prywatnej uczelni Biznes Center. Chce być najlepszym finansistą w tym kraju. Marzenia trzymają go przy życiu. Mam nadzieję, że się spełnią, chociaż w małej części. Jak każda matka nie dopuszczam do siebie myśli o najgorszym. A ty, jesteś studentką?

Berenika miała wrażenie, że kobieta patrzy na nią ze szczególną uwagą.

- Zaczynam studia na Gran Canaria, ale najpierw chcę poznać Ibizę.

- Odważna z ciebie dziewczyna. Lecisz sama?

- Tam, skąd pochodzę niewiele osób stać na takie luksusy. Muszę sobie poradzić sama.

- Nie wątpię, że tak będzie.

Kobieta zarzuciła na ramiona szal, kiedy samolot poderwał się do lotu.

- Zrobiło się chłodno. Teraz możesz zamknąć oczy – powiedziała. - Przez chwilę będzie dziwnie. Dam ci znać, jak już będziemy wysoko.

Berenika próbowała usłyszeć swój oddech. Koncentrując się, medytowała, prosząc o wsparcie Merkurego.

Stewardessa przekazywała instrukcje bezpieczeństwa. Berenika zrozumiała z jej ruchów tylko to, jak schylić głowę w razie zagrożenia, by wyjąć maskę. Rozbawiło ją to. Zamknęła oczy. Przestała ze strachu czuć własne ciało, ręce zacisnęły się na oparciu. Czuła wyraźny ból w głowie i w klatce piersiowej. Nie potrafiła zmusić się do otwarcia oczu, kiedy kobieta w szalu dotknęła jej ramienia, mówiąc:

- Już możesz odetchnąć z ulgą.

Wtedy ukazał się w głowie Bereniki obraz, którego nie chciała potem pamiętać.

Kobieta w szalu podała jej zastrzyk.

Leżała na plecach, nie mogąc się poruszyć. Jej mięśnie zwiotczały. Tylko oczy patrzyły w stronę nieba. Pomyślała o zagrożeniu. Odezwał się męski głos, przytłumiony, odbijając się echem. Była w grocie. Głos dochodził z daleka.

Berenika otworzyła oczy, bała się spojrzeć na kobietę obok. Wyjęła z torebki książkę. Udawała, że czyta. Nie potrzebowała jej towarzystwa. Zwłaszcza teraz, kiedy usadowiła się wygodnie i przestała się bać.

Kiedy Berenika odbierała bagaż, kobieta w szalu, która przedstawiała się jako Monika Milewska, stanęła przy niej.

- Wiesz, gdzie się zatrzymasz? Mogę pomóc, mam tu wielu przyjaciół.

- Zrobiłam rezerwację w hotelu Giramundo.

Niestety Berenika to powiedziała. Pociągnęła walizkę w kierunku toalety. Stanęła przed lustrem, obmyła twarz. Założyła bluzę z kapturem, narzuciła go na głowę, a potem zmieniła zdanie. Wyjęła z walizki czapkę z daszkiem, jakby nie chciała być przez nikogo rozpoznana. Odczekała kilka minut.

Poczekalnia była pusta. Potrzebowała kawy z automatu. Usiadła na ławce. Coś weszło do jej głowy i nie chciało jej opuścić jak sny. Trzymały się metalowej obręczy, zaciskały przestrzeń, nie pozwalały myśleć swobodnie.

4

Berenika leżała w hotelowym pokoju, słuchała śpiewu ptaków i cykad. Przewracała się z boku na bok. Nie czuła jeszcze radości, głównie z powodu zmęczenia. Próbowała zasnąć, ale oddech przyspieszał kołatanie serca i nie pozwalał na sen.

Na ścianach pojawiały się cienie zwierząt, które zabiła. Odbijały się światła z zewnątrz. Wyglądały jak uciekające spojrzenia zajęcy, w te dni, kiedy pojawiała się z ojcem na wzgórzu. Bały się zatrzymać wzrok w jednym miejscu, sama czujność nie wystarczy, żeby utrzymać się przy życiu w trakcie polowania.

Berenika przytuliła twarz do poduszki. Za oknem młodzi ludzie śpiewali modną na Ibizie piosenkę BORN Niny. Przyłączyła się, cedząc słowa. W końcu zasnęła, pragnęła tylko tego.

Rano niczego nie pamiętała. Chciała, by ten dzień był po prostu miły, brakowało jej szczęśliwych momentów w życiu.

Zrobiła sobie kawę. Otworzyła przewodnik i wyznaczyła trasę spaceru.

Odnalazła modny Klub Space z muzyką elektroniczną i flamenco, wiele o tym miejscu czytała. Powstał w 1989 roku. Kiedy inne kluby już zamykano, tam rozkręcała się dopiero zabawa. Obiecała sobie, że dotrze na imprezę wieczorem. Teraz chciała poznać jaskinie w pobliżu Cava de Can Marca, odkryte dawno temu przez przemytników, dla których stanowiły kryjówkę.

* * *

Właśnie tak wyobrażała sobie kryjówki. Czerwone znaki pisane krwią na ścianach opowiadały historie, wskazywały drogę. Tumany kurzu, półmrok, szum wodospadu, gdzieś dalej, wewnątrz, wzbudzał ciekawość, nie tylko archeologów.

Usłyszała głosy, nie cofnęła się jednak przed pójściem dalej. Z pewnością turyści szukali tutaj tego samego, co ona; ukrytych skarbów, niewidzialnych bestii, nietoperzy, szkieletów piratów, emocji.

Wychyliła głowę, żeby sprawdzić, czy jest bezpieczna. Rozpoznała kobietę, która leciała z nią samolotem. Tak, to była ona. Rozmawiała o nieistotnych sprawach z mężczyzną o imieniu Daniel.

- Ojej, jaka niespodzianka. – Berenika wyszła zza skalnej ściany.

Kobieta schowała ręce do kieszeni spodni. Mężczyzna nie ukrywał zadowolenia.

- Co tu robisz? – spytała Monika Milewska. - No tak, głupie pytanie. Turystka. Podoba ci się Ibiza? - Mówiła pośpiesznie, jakby chciała uciec przed tą sytuacją. - Mam nadzieję, że nie zabłądziłaś? To jest Daniel, producent filmowy. Mój wieloletni znajomy, można powiedzieć przyjaciel.

- Witaj. - Daniel Doblado pogłaskał Berenikę po ramieniu jak dobrą znajomą. - Właśnie omawiamy mój nowy projekt filmowy, oglądamy wnętrza. - Uśmiechnął się, zerkając na Berenikę, a potem na swoją przyjaciółkę. - Mogę ci pokazać Ibizę, jeśli chcesz. Muszę sprawdzić kilka miejsc, zanim zapadną decyzje.

- Jestem pod wrażeniem. Dziękuję, poradzę sobie sama. Mam plan, to mi w zupełności wystarczy – powiedziała Berenika, cofając się w kierunku wyjścia.

Daniel Doblado stanął przy niej. Wyciągnął rękę na powitanie. Jego cień wydłużał się na ścianie i skracał.

- Jestem Daniel.

- Berenika.

- Co już widziałaś, Bereniko?

- Tylko Klub Space, w przewodniku. Plażę, turystów i muszelki.

- Z pewnością chciałabyś spędzić w tym modnym klubie wieczór. Musisz wiedzieć, że samotna kobieta jest narażona na niebezpieczne spojrzenia samców. Jeśli pozwolisz, to mogę ci towarzyszyć. Czuj się zaproszona. Mam tam wielu znajomych, którzy sprawią, że będziesz oczarowana.

- I tak miałam zamiar tam być. Jeśli ty też, to się z pewnością spotkamy. - Berenika odwróciła się, by móc odejść. Nie była nimi zainteresowana.

- Jesteś naprawdę odważna! – krzyknęła za nią Monika Milewska.

Jej głos odbijał się od skał i spadał jak ciężkie kamienie, zagłuszając szum wodospadu.

Berenika odwróciła głowę, kiedy już była na zewnątrz, żeby zapamiętać to miejsce. Nie miała zamiaru tu wracać. Uznała strefę grot za przereklamowaną.

Założyła słuchawki na uszy, pobiegła plażą w kierunku neonu Bich Bar.

* * *

Zamówiła tequilę, z ciekawością przyglądając się ludziom, którzy wydawali się inni. Byli jej zdaniem wyluzowani, wypoczęci, chłonęli radość z samego bycia w tym cudownym miejscu.

Kiedy zaczęło padać, odetchnęła z ulgą, lubiła deszcz.

Przy drzwiach siedział mężczyzna z wielkim tatuażem na szyi BORN1989. Podeszła w jego kierunku kobieta, siedząca wcześniej przy barze. Ten dziwny jegomość włożył jej coś do kieszeni płaszcza, potem wstał i wyszedł w kierunku toalety.

Na ulicy zgromadził się tłum ludzi, śpiewających piosenkę Born, którą słyszała w nocy. Ludzie nieśli transparenty, wyglądali na niezadowolonych. Przypominał ten obraz sceny z filmu. Rozmyślała o tym, zamawiając kolejnego drinka. Próbowała dopasować jakiś tytuł. Nie wiedziała, dlaczego ludzie mogą być niezadowoleni w tak pięknym kraju. Pomyślała o swojej naiwności. Też mieszkała w pięknym miejscu, ale była zagubiona i pusta w środku. W zasadzie szukała innych określeń. Rozmyślając, chodziło jej o to, żeby znaleźć motywy, które sprawiają, że ludzie chcą zmian. Znowu pomyślała, że jest naiwna. Podniosła kolejnego drinka do ust. Zrobiło jej się niedobrze. Uświadomiła sobie, że nic nie jadła. Ciekawość tego, jak wygląda życie na wyspie, którą zawsze chciała poznać, było ważniejsze od jakiejś tam kanapki z salami, leżącej w plecaku. Nie chciała, żeby ktoś dostrzegł jej odruchy wymiotne. Kupiła całą butelkę tequili i wróciła do hotelu.

Opróżniła jednym haustem pół butelki. Deszcz ustał, wyszło słońce, zapowiadając upał.

Zasnęła. Nie miała pojęcia, że dwie przecznice dalej w hotelu Rosal w tym samym czasie, ktoś zamordował dwie kobiety.

Obudziła ją muzyka sącząca się z każdego zakątka wyspy. Usiadła przy stole, żeby zjeść w końcu kanapkę. Spoglądała w okno, szukając na niebie Merkurego. Można go było dostrzec jedynie tuż po zachodzie słońca albo przed wschodem.

- Rzeczywiście, dobre. - Sięgnęła po resztki tequili, potem poszła pod prysznic.

Chciała w klubie poznać zwykłych ludzi. Nie wierzyła w bajki o milionerach, zastawiających pułapki na młode turystki. Postanowiła zaopiekować się sobą dzisiejszej nocy i wyrwać z rąk każdej bestii.

Czerwona sukienka odsłaniała wszystko, nawet jej duszę. Rude włosy opadały na ramiona. Odrzuciła je w tył, po czym związała. Pomalowała usta szminką w kolorze czerwonego wina. Była swobodna i wolna, właśnie tak chciała się czuć.

5

Imprezowanie w klubach nocnych na Ibizie było na trzecim miejscu jej check-listy. Na czwartym była joga w Es Amunts, postanowiła zająć się tym kolejnego dnia. Będzie musiała zrównoważyć swoje emocje. A potem cliff-jumping. Następny w kolejce był wegetarianizm i pożegnanie z alkoholem. Chciała właśnie tutaj zmienić nawyki, by dotrzeć na Gran Canaria, jako odmieniona osoba. Witalna, pełna życiowej energii. Miała na to trzydzieści dni. Miała również nadzieję, że Ibiza jej nie zawiedzie.

Zobaczyła Daniela Doblado przy barze. Palił i rozmawiał z policjantem, który bez przerwy pukał go w ramię, śmiejąc się przy tym zbyt głośno. Zwracali na siebie uwagę.

Podnosząc do ust jej zdaniem ostatnią szklankę z tequilą, pomyślała, że obaj właśnie obserwują dziewczyny, których ciała poruszały się w rytm migających świateł i muzyki DJ Baker. Wyglądali obaj jak łowcy jak jej ojciec w niedzielne poranki skupieni, podnieceni, spoceni od wrażeń.

Wystarczyło wskazać palcem, a kobiety upojone ich wzrokiem przybliżały się w kierunku baru, prosząc o kolejną dawkę adrenaliny.

Dziewczyna, której ciało owijało się w szklanej klatce o metalowy pręt, wypowiedziała do mikrofonu imię Daniel. Spojrzał tylko w jej kierunku, potem wrócił do rozmowy. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

Berenika zastanawiała się właśnie, czy będzie tęsknić za ojcem.

- Dziesięć euro za twoje myśli – powiedział Daniel Doblado, stojąc przy jej stoliku.

W tym świetle wydawał się niezgrabny, brzydki i za stary na takie imprezy. DJ Baker rozpoczął grać nowy set. Daniel wyciągnął w jej kierunku rękę.

- Chodź, obiecałem ci moc wrażeń. Wyskakujemy na parkiecik.

Chyba zbyt długo żyła z ojcem w Bieszczadach. Nie miała ochoty tańczyć z kimś, kto go przypominał.

- Przyjęłaś jakąś szczepionkę, że tak cię zatkało? – zapytał, wyraźnie zaskoczony jej reakcją.

- Wiem, jak się kończą takie baleciki na parkieciku z lowelasami. - Powiedziała, nie siląc się na grzeczność.

- To szokujące wyznanie.

- Niekoniecznie, kiedy widziało się już to i owo.

Było dla niej oczywiste, że to znajomość na jedną noc. Słuchała jego paplaniny o pięknym wieczorze spędzonym później, gdzieś na plaży. Wiedziała, co może być „później”. Podkreślała swoją pewność siebie uśmiechem.

- Pewnie sporo przeszłaś. Widzę, jak prowadzisz w sobie niezłą wojnę, ale taka chwila może się więcej nie pojawić.

- Może – odparła, robiąc wrażenie nieprzekonanej.

- Stwarzasz pozory naprawdę dorosłej, a z pewnością dopiero zaczęłaś studia. To twój pierwszy wyjazd bez rodziców?

Uśmiechała się, nie przywiązując do jego słów większej wagi. Zatopiła się w myślach o ojcu. Już za nim tęskniła.

Przechwyciła na sobie wzrok policjanta, który właśnie dotarł do nich, rzucając spojrzeniem zaklęcia. Czarował pięknym torsem, błękitnymi oczami i niedopiętym mundurem.

- Cześć mała. Jestem Matias, miejscowy lowelas i syn komendanta. Nie musisz obawiać się tego uroczego typka. Nie jest notowany, tylko szanowany, głównie przez kobiety. Miłego wieczoru wam życzę. Muszę uciekać – powiedział do Daniela.

- Vanessa? – zapytał Daniel.

- Jak w każdy weekend – odpowiedział Matias, znikając w tłumie.

* * *

Berenika nieświadoma swoich emocji, bo zbyt dużo wypiła, rozciągnęła swoje smukłe ciało na piasku obok Daniela. Poprawiała bez przerwy włosy. Opowiadała zabawne historyjki, przywoływała z pamięci rodzinne strony. Mówiła o wszystkim, z czym nie potrafiła się uporać. Rozpaczliwie zakochiwała się w Danielu Doblado, który przypominał jej ojca. W końcu przestała ją niepokoić różnica wieku. Życie właśnie teraz smakowało jak marzenie.

On opowiedział jej o luksusowych apartamentach w zamku Vanessa, których był posiadaczem.

Jej ojciec niczego nie miał, oprócz posiłków na czas. Nigdy nie byłoby jej stać na noc spędzoną w apartamencie w takim zamku. Kiedy opowiadał o sobie, była zawieszona pomiędzy dwoma światami. Tamtym, w którym czuła biedę i niedosyt, i tym o którym opowiadał Daniel. Wtuliła głowę w swoje ramiona. Nie chciała, żeby widział zazdrości w jej oczach.

- Zapraszam cię na kolację do mojego zamku. To tak, jakbym zapraszał cię do Białego Domu.

- Na czyją cześć ta kolacja? – zapytała, prężąc ciało.

- Na twoją. - Dotknął jej włosów. - Zobaczysz tam bardzo ważne osobistości. – Wyciągnął rękę w kierunku jej ust. – Bereniko, nie daj się prosić. To będzie dla mnie zaszczyt.

Uznała to za szaleństwo. Dopiła tequilę, wpatrując się w niego. Znała siebie. Wiedziała, że jest silną kobietą. Nie przegrywała bitew, które toczyły się w jej głowie. Odpierała ataki swoich demonów do skutku. Tym razem też wygrała.

- Chciałabym. – Złapała go za szyję. – Zabierz mnie tam – wyszeptała.

6

Kiedy się ocknęła, nie potrafiła odpowiedzieć sobie na żadne pytanie.

Kamienne ściany upewniały ją, że znalazła się w grocie. Była zamknięta w klatce, jak zwierzę. Słyszała gdzieś w oddali szum wody. Widziała śpiące nad jej głową nietoperze. Przed klatką stała miska z jedzeniem na wyciągnięcie ręki. Obok butelka z wodą, sięgnęła po nią.

Bajka o lepszym życiu skończyła się właśnie w tej chwili.

- Witaj Bereniko – usłyszała jego głos. – Pamiętasz mnie? Mam na imię Daniel, będę cię obsługiwał. Doniosłem właśnie wodę i chleb. Podobno lubisz salami. Nie musisz nic mówić. Kładę tutaj, blisko, na wyciągnięcie ręki.

Mówił innym głosem niż zapamiętała. Nie był kojący, nie było w nim sympatii. Wydobywał się z niego demoniczny tembr, który odbijał echem od skał. Śmiał się, gdy zaczęła płakać.

- Nie zazdroszczę ci – powiedział. – Spędzisz tu jakiś czas. Jak do tego doszło? Pewnie będziesz się nad tym zastanawiać.

- Jesteś szaleńcem.

- Jestem tego świadomy. A ty nie jesteś czujna, tylko głupia. Za chwilę zapadnie cisza. Pójdę sobie, nie zabiję cię. Będziesz spała głębokim snem. Kiedy się obudzisz i zaczniesz krzyczeć, nikt tego nie usłyszy. Nietoperze wciąż śpią. Nie budź ich, bo mogą cię skrzywdzić. Tyle rzeczy będzie ci krążyć po głowie. – Wyciągnął z kufra polaroid. – Uśmiechnij się, potrzebuję twojej fotki. Powiedz ser.

Berenika odwróciła głowę w drugą stronę. Szarpnął ją za włosy.

- Powiedz, kurwa, ser.

- Ser.

- Dokładnie tak.

7

Położyła głowę na drewnianym oparciu, była potwornie zmęczona. Zsunęła się niżej, coś uwierało ją w plecy. Nie mogła ruszyć ręką, żeby móc to dosięgnąć. Rozglądała się, ale kręciło jej się w głowie. Musiała zamknąć oczy. Wtedy pojawiły się obrazy.

- Pamiętam. Boże, pamiętam.

Otworzyły się drzwi apartamentu w zamku Vanessa. O nic nie zapytała, kiedy wtapiała się w mgłę, wsłuchana w muzykę. Wetknęła palec w ucho, poczuła mrowienie. Zobaczyła nagą kobietę, szła w jej kierunku. Pomyślała, że to striptizerka wynajęta na imprezę.

- Jesteś fantazją – powiedziała nieznajoma, przybliżając dłoń w kierunku jej ust. Delikatnie je uchyliła. – Weź. – Położyła na języku Bereniki niebieską tabletkę. – Pasuje do twoich brązowych oczu, to cię rozluźni.

Odwróciła głowę, Daniela przy niej nie było.

- Chodź, zaopiekuję się tobą – powiedziała nieznajoma. – Jesteś piękna, bardzo piękna. - Kobieta miała sataniczny uśmiech.

Bała się o swoją duszę. Zawahała się przez chwilę, gdy mgła stawała się coraz gęstsza. Zrobiła dziwną minę, nie potrafiła ukryć zachwytu. Zobaczyła kobiety i mężczyzn, kochających się na niedźwiedzich skórach. Pomyślała o tym, że nigdy nie było jej dane zabić niedźwiedzia.

Przeraziło ją to, że była szczęśliwa w tym właśnie momencie. To było dziwne, nowe uczucie.

Zobaczyła Daniela, uniósł dłoń, przywołując ją do siebie. Czuła na sobie inne spojrzenia. Zaczęła energicznie poruszać ciałem w rytm muzyki. Zrobiła coś, co ją zaskoczyło. Weszła na Daniela, wślizgnęła się w niego. Zawładnęła nim, a on szeptał jej do ucha piękne słowa. Zapisywała je w sercu. Przegryzała wargi. Inne kobiety trzymały ją za ręce. Zaciskała je, prosząc o więcej rozkoszy. Obrazy przesuwały się szybko, płynęły z siłą wodospadu.

Potem doszedł do niej mężczyzna, poznała go w barze. Miał na imię Matias. Dyszał, złapał ją za włosy, ciągnął w swoim kierunku. Poczuła ból, który szybko minął, kiedy przywołała w myślach obraz ojca. Mówił do niej: Hej, kochanie! Jak się bawisz na Ibizie?

Dawała się ponieść wyobraźni.

Kiedy została okrzyknięta Królową Balu, inne kobiety płakały, jak po przegranym meczu. Znowu wygrała. Zrobiłaby wszystko, żeby ta noc się nie skończyła. Nie potrafiła oderwać wzroku od Daniela i Matiasa.

- Zrobisz to dla mnie? – zapytał Daniel. – Spróbujesz tego?

Na małym stoliku przy oknie stało metalowe pudełko. Daniel wyjął z niego strzykawkę, wypełnioną niebieską cieczą.

- To nowy produkt mojej firmy DakPentagnal. Zaufaj mi.

Potrząsnęła głową, na znak zaufania.

Matias złapał ją za rękę. Wyszli, przebijając się przez mgłę.

* * *

Matias patrzył na Daniela, czekając na sygnał. Nie podobał mu się sposób, w jaki się uśmiechała.

- Niech wygląda na wypadek – powiedział Daniel. – Ale najpierw nowy lek, który powinien dać jej siłę do walki. Zobaczymy, ile czasu wytrzyma.

Postawił metalowe pudełko obok łóżka, wyjął strzykawkę z niebieskim płynem. Zatkał jej usta ręcznikiem.

Ich eksperyment zakończył się sukcesem.

Wstała, wyjęła szmatę z ust, uderzyła pięścią w szafę, a ta rozpadła się na kawałki. Potem wskoczyła na kraty w oknie, wyłamując dwa pręty.

Jeden podniosła z ziemi, uderzając w brzuch Daniela. Matias zasłonił ręką oczy, a ona uśmiechała się najpiękniej, jak umiała, celując w niego dwoma kołkami.

- To działa – powiedział Daniel, podnosząc się z trudem z kałuży krwi.

Tym razem pochylił się, kiedy znowu zaatakowała.

Z sufitu spadła siatka. Skuliła się i zwymiotowała.

- Nie zabiję jej – powiedział Matias. – To żyła złota, bracie. Jesteśmy bogaci.

- Jesteśmy, kurwa, bogaci! – krzyczeli obaj, tańcząc nad nią.

Pamiętała, że tak tańczyła z ojcem nad zabitą zwierzyną.

Upadła. Nagle nie było przy niej nikogo.

8

Nauczka. Trzeba umieć wyciągać wnioski. Nie da się uśpić w sobie wszystkiego. Taką umiejętność mają tylko nietoperze. Ich spowolnione funkcje życiowe w okresie hibernacji, zmniejszają liczbę oddechów i uderzeń serca. Spały nad jej głową. Każdy jej ruch mógł być sygnałem do niebezpiecznego wybudzenia się.

Odwróciła ciało w kierunku Daniela Doblado, jednak on patrzył teraz na coś zupełnie innego.

- Zemszczę się – powiedziała. – Rozszarpię twoje ciało na kawałki.

- Serio? To ja mam coś, co może cię za chwilę rozszarpać. Wystarczy potroić dawkę, wtedy rozsypiesz się na kawałki.

Taksowała go spojrzeniem.

Ile kobiet zabiłeś, sssukinsssynu? – Syczała jak wąż, wijąc się w klatce.

Skoczyła, żeby ukucnąć. Przeskakiwała jak małpa w zoo z jednego rogu do drugiego.

- Robi wrażenie. - Uderzał w pręty kamieniem, żeby ją rozjuszyć. – Sprzedam cię, będę bogaty. Hops, dziewczynko. – Nie mógł powstrzymać chichotu. – Przynajmniej już nie wyglądasz jak dziwka. Za kilka godzin mój wynalazek przestanie działać i znów będziesz sobą. Tą samą kurewką, błagającą o seks. Uspokój się, nie skacz.

- Wypuść mnie. – Berenika zatrzymała się na wysokości jego penisa. – Zrobię, co zechcesz.

- Wybacz, ale muszę zadzwonić.

Szedł w kierunku wyjścia, odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć.

- Niezła byłaś tamtej nocy. Wrócę za parę godzin, pa.

Trzymała się kurczowo metalowych prętów. Czuła, że słabnie. Mięśnie zaczęły wiotczeć. Przesuwała się na plecach w jakimś kierunku. Sięgnęła po miskę. Wylała z niej wodę na siebie, pustą podłożyła pod biodra.

Żółtą ciecz wylała z trudem na zewnątrz klatki.

Krzyknęła. Chciała tylko sprawdzić, czy ktoś ją usłyszy. Nietoperze na chwilę otworzyły oczy. Patrzyła na oblepiony nimi sufit. Wsłuchiwała się w szum wodospadu. Przez krótki czas myślała, że to żart.

- Przepraszam – powiedziała szeptem do serca, które trzepotało ze strachu. – Nie chciałam.

Coś przebiegło w jej kierunku. Nie miała siły, żeby się temu przyjrzeć. Widziała tylko brązowe oczy. Potem zanurzyła swoje myśli w wizjach o Bieszczadach.

Biegła przez las. Nie było początku ani końca. Zatrzymywała się co chwilę, łapała oddech. Brązowe oczy były wszędzie.

- Ojcze nasz, któryś jest w niebie…

- Przeżyjesz – usłyszała w sobie głos.

Miała nadzieję, że serce, dusza i ciało wybaczą jej ten amok.

Starała się zasnąć, nie czując niczego.

SEN BERENIKI – WODA

Stara latarnia wysyłała sygnały. Stała na wyspie, którą niszczyła erozja brzegu. Statek zacumował tam, gdzie kiedyś stały domy.

Rajska wyspa, cisza i spokój. Oddychała świeżym powietrzem. Dobrze się czuła w miejscu, gdzie jeszcze nigdy nie przejechał żaden samochód.

Stara latarnia widziała, jak wyspa się osuwa, a fundamenty domów wychodzą na wierzch. Woda zagarniała dla siebie coraz więcej lądu.

To nie dobrze – pomyślała. – Lądy są pełne bogactw, jako część wspaniałego świata. Teraz znikają. Kto wyjaśni naszym dzieciom, że kiedyś mieszkali tu ludzie?

Raj zniknął w końcu pod wodą. Ona razem z nim.

Las listownic też ma swój urok. Skrywa tajemnice jak drzewa.

Morskie zwierzęta ukrywały się przed jej oczami, kiedy wpłynęła w ciemność.

Podziwiała piękno podmorskiego świata, była odprężona.

Im głębiej się zanurzała, tym woda była ciemniejsza.

W grotach spały rekiny, wolała ich nie budzić. Tylko ukwiały rozjaśniały ciemność.

Nikt nie miał czasu w tym świecie, nawet skorupiaki. Wszyscy wypływali spomiędzy skał, by sięgnąć po swoje.

Na skraju lasu listownic mieszkały delfiny. Porozumiewały się ze sobą, okrążając ławicę.

Jeden z nich ją dostrzegł. Podpłynął, wypuszczając pęcherzyki powietrza. Nazwała go Mimi, nie mając pojęcia czy to samiec, czy samica. Zawsze chciała mieć przyjaciela. W świecie ludzi go nie znalazła.

Okrążał ją ze swoim stadem, zacieśniając krąg. Potem porwał w głąb listownic, delikatnie wsadzając na swój grzbiet.

Zrozumiała, że życie jest niezwykłe.

9

Daniel Doblado wszedł do groty, nucąc pod nosem piosenkę, którą słyszała tamtej nocy. Opadł na zakurzony tapczan, opierając nogi o blat stołu. Przyglądał się Berenice przez chwilę. Chciała otworzyć usta, żeby krzyknąć, jednak nie znalazła w sobie siły.

Wstał, położył ręce za głową, krzyknął za nią przeraźliwym głosem.

- Pomocy! DakPentagnal! Jestem bogaty! Jestem kurwa bogaty! Pomocy!

Ona patrzyła spoza jego nóg na coś, co pełzało po ziemi.

To był człowiek. Nie wiedziała, skąd tam się wziął. Młody chłopak ubrany na czarno miał przywiązaną do szyi smycz.

- Graven, Graven, Graven. Ruchacz Vanessy Graven. Hop! – Daniel Doblado ciągnął go coraz bliżej siebie. - Jesteś takim samym skurwysynem jak twój niedoszły teść. A ta mała Vanessa… Kurwa, jak ona jęczała. – W końcu miał go przy nodze.

- Widziałem kogoś na zewnątrz – powiedział młody chłopak, prostując kark.

Doblado kopnął go w głowę, a potem przywiązał smycz do słupa. Wyszedł przed grotę. Kiedy wrócił, znowu przyciągnął chłopaka do siebie.

- Nic nie widziałeś, szmaciarzu.

Kazał mu się rozebrać. Sam też ściągał z siebie ubranie. Chłopak rzucił czapkę z daszkiem na ziemię, upadła przy klatce. Berenika wyciągnęła rękę, żeby po nią sięgnąć.

- Będziesz za chwilę ssał mojego kutasa – powiedział Doblado do chłopaka. – Potem nafaszeruję cię moim nowym lekiem, za który zapłacił twój teść. Być może niedoszły teść, bo nie wiadomo czy przeżyjesz. DakPentagnal, zapamiętaj nazwę. Świat już niedługo będzie się dopominał o niego. Działa jak heroina, tylko szybciej i rozwala wszystko, co staje na drodze. Widzisz ją? – Przekręcił głowę chłopaka w stronę klatki. - To suka. Mała dupodajka po przemianie duchowej.

Podszedł do klatki, uderzając kamieniem w pręty.

Berenika nie zareagowała.

- Kurwa! – krzyknął Doblado. – Dawaj ją tutaj Kanadyjczyku. – Otwieraj klatkę! – Pociągnął smycz w swoim kierunku.

Chłopak wstał, otworzył blaszane wieko.

– Wyłaź! – Tym razem Doblado krzyknął do Bereniki, która podnosiła się z trudem.

Kiedy postawiła nogi na ziemi, Doblado pchnął ją w kierunku ściany.

- Ruchy!

Od kamieni odbijało się echo. Ziemia zaczęła drżeć. Nie chciała przestać.

Doblado oddał strzał w kierunku chłopaka.

Ziemia znowu dziwnie zadrżała. Berenika widziała cień wyciągniętej w kierunku Doblado ręki. Ktoś strzelił do niego.

Przesuwał się z zakrwawioną ręką na brzuchu po ścianach w kierunku wyjścia.

Wtedy stało się coś dziwnego.

Berenika poczuła podmuch czegoś ciepłego. Uniosła się ponad ziemię, leciała w kierunku środka groty.

Parzyło ją ciało. Myślała, że za chwilę eksploduje. Straciła przytomność.

Delfin okrążał ją ze swoim stadem, zacieśniając krąg. Potem porwał w głąb listownic, delikatnie wsadzając na swój grzbiet.

Kiedy się ocknęła, leżała przy niej kobieta. Domyśliła się, że jest policjantką. Miała na piersi identyfikator Sierżant Maliya Bao. Zapamiętała to nazwisko. Kobieta miała zamknięte oczy. Wyglądała, jakby spała. W ręku zaciskała broń.

Berenika dotknęła jej ramienia.

- Jak masz na imię? – zapytała kobieta, uchylając powieki.

- Berenika.

- Berenika?

Wydawało się, że słyszy jej głos w głowie. Jednak to już nie było możliwe. Zmarła, była tego pewna.

Berenika szła w kierunku morza. Wrzuciła ciało kobiety do wody. Widziała, jak fale unosiły ją, w końcu znikła.

Stała wpatrzona w dal. Zamykała za sobą przeszłość.

10

Berenika przyglądała się swojemu odbiciu w tafli wody. Miała opuchniętą i zdeformowaną twarz, krwawiła. Zanurzyła ciało w morzu. Ogarnął ją spokój, jakby nic się nie stało.

Była zła na siebie, jednocześnie czuła ulgę. Miała nadzieję, że nikt jej tutaj nie znajdzie.

Mgła osiadła na tafli, kiedy znikła pojawiły się chmury, chwilę potem zaczęło padać.

Zerknęła tylko w kierunku groty, z której się wydostała. Nie pozostało z tego miejsca nic, oprócz usypiska kamieni. Nietoperze fruwały, szukając nowego legowiska.

Zanurzyła głowę w wodzie. Widziała wyraźnie piaszczyste dno, ryby, drobne skorupiaki, muszle i kamyki gęsto rozsiane. Płynęła chwilę, aż woda stała się wyraźnie ciemniejsza. Chciała tu zostać. Nie poruszała się, opadała. Ryby przepływały obok, ocierały się o obolałe ciało i szybko znikały.

W końcu odbiła się od dna.

Coś ją unosiło w górę. Wypłynęła na powierzchnię. Kołysała się w ciszy, wyregulowała oddech. Postawiła stopy na dnie, szła wolno. Czuła wyraźnie czyjąś obecność, jakaś siła pchała ją w kierunku plaży.

Usiadła na brzegu wyczerpana. Napisała palcem na piasku swoje imię, ale przypływ je zmył.

Wtedy nad taflę wyskoczył delfin, wydając z siebie dźwięki, które słyszała w snach. Potem drugi. Pocieszały ją. Chciała wejść do wody. Bały się jej, odpłynęły.

- Może jutro. – Wycofała się w głąb plaży.

Leżała tak dłuższą chwilę. Domyślała się tylko tego, co się wydarzyło naprawdę. Niebo było czarne, wszystko było niewidoczne. Opadał pył, parzył jej ciało. Nie wiedziała, czy znalazła się w piekle. Nawet nie miała pojęcia, czy naprawdę żyje. Daniel Doblado był producentem filmowym. Być może zaciągnął jej ciało na plan filmu katastroficznego, żeby pokazać prawdziwy rozpad świata, bez ponoszenia kosztów.

W oddali skały waliły się w głąb morza, rozsadzane czymś od środka. Uniosła głowę. Dostrzegła z prawej strony, blisko, kolejną grotę. Czekała na kolejny upadek, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Podniosła się z trudem, ruszyła w tamtym kierunku. Weszła do środka. Miała wrażenie, że ktoś tu mieszkał przez jakiś czas. Ożywiła się, widząc drewniane skrzynie. Włożyła w nie ręce. Cofnęła je, czując ból. Oderwała fragmenty garderoby, którą miała na sobie i owinęła szmatami dłonie. Znalazła w skrzyni swetry, płetwy, maski do nurkowania. W drugiej były zapasy jedzenia i woda. Miała nadzieję, że ten ktoś przeżył, i za chwilę się pojawi. Szczękała z zimna zębami. Sięgnęła po sweter, był niebieski z pewnością męski. Poczuła zapach wody kolońskiej. Próbowała sobie wyobrazić mężczyznę, który go nosił, nie potrafiła. Sięgnęła ręką głębiej, znalazła papierosy i zapalniczkę, dostrzegła też dwa kombinezony do nurkowania. Pomyślała o szczęściu. Nie uśmiechnęła się.

Słońce nie miało zamiaru wyjść zza chmur. Stała przed grotą, nie mając pojęcia, co dalej.

- Halo, jest tam kto?! – krzyknęła. Wszechświat ją lekceważył, milczał.

Przeszła kilkaset metrów, po czym zawróciła. Idąc, myślała o przeszłości.

Zawsze przed trudnymi egzaminami wizualizowała w głowie morze. Słuchała szumu fal, odprężała zmęczony umysł. Myśli rozpływały się wraz z odpływami. Zostawała wtedy w niej przestrzeń na radość i spokój. Teraz to się nie sprawdziło.

* * *

Przez kolejne trzy dni było prawie bezwietrznie. Odważyła się nurkować i łowić ryby, smażyła je potem na ognisku.

Przechodziła kilka razy na drugą stronę skał. Świata po tamtej stronie już nie było. Tylko pustka, jakby nigdy nic nie istniało. Wszędzie były tylko resztki czegoś, co mogło być budynkami albo drzewami. Chmury czarnego popiołu odcięły dostęp światła słonecznego.

Woda w tym miejscu, w którym się znajdowała, nie była czarna, miała tamten niebieski kolor, jaki zapamiętała. Zastanawiała się dlaczego. Za skałami było zupełnie inaczej. Tutaj słońce potrafiło się przebić, przynajmniej raz na jakiś czas. To dawało jej nadzieję.

Kiedy zniknęli ludzie, zaczęły pojawiać się delfiny. Lubiła spotkania z nimi.

- Zobacz, co znalazłam! – krzyknęła do Mimi, nie mając pojęcia czy to samiec, czy samica.

Tak nazwała swojego nowego przyjaciela. Rzucała znalezione na plaży rzeczy w jego kierunku. Mimi dziękował za prezenty sztuczkami.

- Umiem już Mimi być pod wodą tak długo, jak ty!

Potem wracała na brzeg i starała się nie myśleć o tym, co będzie. Cierpliwie patrzyła w niebo, wyczekiwała znaków.

* * *

Kolejny dzień wstał chyba na złość. Deszcz nie przestawał padać, po raz pierwszy nie mogła wyjść na zewnątrz. W powietrzu unosił się czarny pył, który przywiał wiatr z oddali, albo zza skał. Z nieba spadały kawałki czarnych drobnych kamieni, zamiast kropli. Miała ochotę napić się kawy. Ta myśl była uporczywa, przypominała jej poranki w domu. Pomyślała o matce. Przesłała jej w myślach uśmiech, wpatrując się w pusty blaszany kubek, leżący pod skalną ścianą. Prześladował ją również gniew. Nie rozumiała zdarzeń, z którymi przyszło jej żyć. Gdyby tylko wiedziała, co się wydarzy, to… Urwała myśl. Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza. Po prostu wyjść na zewnątrz i oddychać czystym powietrzem. Sprawiała wrażenie zaspanej. Przechadzała się, przystawała. Padały w jej głowie pytania, przerywane krzykiem, który wydobywał się z jej ust. Coś po drugiej stronie plaży płonęło od kilku godzin. Miała wrażenie, że zmierza w stronę piekła. Dlaczego ocalała? Zacisnęła usta. Pełnym lęku, cichutkim głosem wyszeptała Boże, pomóż.

Kiedy słońce znowu się pojawiło, napisała na skałach czarnym węglem HELP.

Weszła do groty, założyła maskę, wzięła do ręki płetwy, i ruszyła w kierunku morza, miała zamiar złowić kilka ryb. Chciała opowiedzieć Mimi swój sen, tylko one jej pozostały.

Śnił się jej Merkury, obserwował ją. Uznała to za dobry znak po raz pierwszy od dnia porwania przez Daniela. Już nie pamiętała jego twarzy. Nie zastanawiała się nad tym, jakie myśli krążą w jej głowie.

Wzięła do ręki płetwy, wyprostowała się, wtedy w oddali zobaczyła łódź. Nie, to był mały kuter rybacki, a może szalupa. Nie była pewna. Zobaczyła mężczyznę w zielonym płaszczu z kapturem narzuconym na głowę. Wycofała się na brzeg.

Mężczyzna pomachał w jej kierunku. Patrzyła z niedowierzaniem. W końcu się odważyła. Skoczyła do góry. - TUTAJ! JESTEM TUTAJ!

Wydawało się, że jest sam. Popędzała go niecierpliwie. Już w tej chwili, chciała go uścisnąć.

Kiedy w końcu dopłynął, z niepokojem spojrzała na brązowy koc, unosił się do góry i opadał.

- Nie bój się – powiedział mężczyzna. – To moja córka Anna.

Berenika skinęła głową.

- Dobrze, że jesteś. – Patrzyła na niego, próbując zrozumieć sytuację. Była pełna obaw i blokad. Jąkała się i trzęsła z wrażenia albo ze strachu.

- Nie bój się – powtórzył nieznajomy.

Chciała, żeby ktoś się pojawił, ale nie potrafiła dopuścić takiej możliwości. Zasłoniła rękami twarz i uciekła w stronę groty.

Mężczyzna wyszedł na brzeg.

- Możesz już wyjść Anno – powiedział do dziewczynki, która miała nie więcej niż dziesięć lat.

- Zatrzymamy się tutaj. Miejsce wygląda bezpiecznie.

- Dlaczego uciekła? – Anna patrzyła na ślady stóp Bereniki.

- Nie wiem. Dajmy jej trochę czasu. Pomóż mi wciągnąć łódkę na brzeg.

- Wezmę plecak, tato. Zjedzmy coś.

Usiedli na brzegu i czekali na znak od Bereniki.

- Te pokruszone kawałki herbatników, pasują do tego krajobrazu. – Berenika usiadła przy Annie, uśmiechając się. – Mam coś lepszego. Kilka puszek z mięsem. – Podała dziewczynce otwartą puszkę i widelec. – Daj trochę tacie.

- Jestem Marek.

- A ja Berenika.

- Anna, tak mówi tata. Lubię też zdrobnienie, Ania. – Dziewczynka ścisnęła Berenikę jak dobrą znajomą, za którą tęskniło się bardzo długo.

Milczeli chwilę, gdy ponad taflę wody wyskoczyły delfiny, żeby przywitać nowych przyjaciół Bereniki.

* * *

Wybuch zastał Marka w grocie, kiedy pokazywał Ibizę córce Annie. Jego żona została w Polsce. Nie miał pojęcia, czy przeżyła. Telefony ucichły jak wszystko.

Siedząc przy ognisku Berenika, Marek i Anna przyglądali się sobie, opowiadali o przeszłości. Ustalili, że za dwa dni wyruszą w głąb wyspy, by przyjrzeć się temu, co zostało. To był jedyny pomysł, który przyszedł im do głowy.

A potem leżeli bez ruchu, oglądając gwiazdy.

- A jeśli znajdziemy po drugiej stronie potwory? – zapytała Anna. – No wiecie, zmutowane zombi. – Zamknęła oczy, wyraźnie wizualizując tę myśl.

- Nie wiem, co znajdziemy. – Berenika uśmiechnęła się do niej, dotykając jej włosów.

- Masz piękne rude włosy, Bereniko. – Anna odwzajemniła dotyk.

Marek złapał córkę za rękę, znieruchomiały ich serca, przed oczami unosił się ciemny, tajemniczy kształt.

- To dron – powiedziała Berenika. – Nie podnoście się, są tu od jakiegoś czasu. To oznacza, że ktoś jednak przeżył. Nie mamy pojęcia, kim są.

Drony przeleciały nad plażą, a potem zawróciły. Uniosły się ponad skały, by po chwili zniknąć.

- Postaramy się to jakoś wyjaśnić. Idziemy spać, drogie panie. – Marek podniósł się pierwszy, otrzepując piasek z ubrania. – Jeden nie odlatuje, śledzi nas – powiedział, gdy wchodzili do groty.

- Odleciał, tato. Niepotrzebnie się bałeś. – Na twarzy Anny pojawił się grymas rozczarowania. – Myślałam, że ktoś nas znajdzie.

- Na przykład piraci? – zapytał Marek.

- Ktokolwiek – odpowiedziała Anna, tuląc się do jego ramion.

11

Anna poczuła czyjeś dotknięcie. Odwróciła gwałtownie głowę w kierunku ojca, spał. Nie zdążyła nawet krzyknąć, na twarzy poczuła szmatę i zapach, który ją natychmiast uśpił.

Marek otworzył oczy. Od razu zrozumiał, co się stało. Ktoś w czarnej masce schylał się nad nim, kładąc na niego coś mokrego. Uniósł ręce, żeby złapać oprawcę, ale natychmiast zasnął.

Berenika spacerowała w tym czasie po plaży, nie mając pojęcia o zagrożeniu. Myślała o studiach. O tym, że wystarczyło kilka dni, by stać się zupełnie kimś innym. Nie znała tej kobiety w sobie. Próbowała do niej dotrzeć ciepłymi myślami.

Zobaczyła ślady na piasku, niezliczone ilości śladów. Ukucnęła w ciemności, potem przeczołgała się w stronę skał. Zdjęła czarny sweter, który miała na sobie i zarzuciła na głowę, gdy zbliżał się dron.

Zamaskowany oprawca trzymał zawiniętą w koc Annę, niósł ją do zatoki.

Berenika wysunęła się, żeby zobaczyć więcej.

Czterech mężczyzn siedziało w szalupie, czekali bez ruchu. Był tam jeszcze ktoś, wyglądał, jakby stracił orientację.

- Matias, tutaj! – krzyknął człowiek z szalupy.

Matias pomachał ręką w ich kierunku. W jednej chwili odpłynęli, by zniknąć za zatoką.

Berenika zerkała w niebo, oprócz gwiazd nie było innych świecących punktów.

Marek leżał nieprzytomny na piasku w grocie. Próbowała go obudzić, klepiąc po policzkach, nie miał zamiaru stanąć na nogi. Sięgnęła po pusty kubek. Wybiegła, żeby nabrać morskiej wody. Zatrzymała się jednak przed wejściem.

- Matias? – Zastanowiła się chwilę nad imieniem, które słyszała.

Jęki Marka, wydobywające się z groty, kazały jej zawrócić. Spojrzał na nią, ale z powrotem zamknął oczy.

Poczuła odór moczu, pomyślała o strachu. Wnętrze groty oświetlały tylko smugi światła księżyca. Widziała w tym świetle ślady na piasku. Zatrzymała na nich wzrok i pomyślała tym razem o śmierci. Przypomniała sobie to uczucie z tamtych momentów, kiedy imię Matias słyszała dosyć często. Wiedziała, że te wizje poprzedzają złe wydarzenia. Nie miała pojęcia, że będzie musiała się zmierzyć z czymś znacznie gorszym, niż przeszłość.

* * *

Marek miał całą noc gorączkę, majaczył. Berenika nie była w stanie rozpoznać przyczyny. Mogła mieć tylko nadzieję na cud, w który nie wierzyła.

Ocknął się, kiedy gotowała rybę.

- Ładnie pachnie – powiedział słabym, ledwo słyszalnym głosem.

- Dzięki Bogu. – Dotknęła jego czoła. – Nie masz już gorączki. To dobrze, tak się cieszę. – Klepała go po ramionach. Nie umiała inaczej wyrazić radości.

- Długo spałem?