Śmierć nadchodzi jesienią - Agatha Christie - ebook + książka

Śmierć nadchodzi jesienią ebook

Agata Christie

3,9
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Najbardziej przerażające i enigmatyczne sprawy Herkulesa Poirot i panny Marple.

Agatha Christie i solidna dawka grozy? Tajemnice, nadprzyrodzone moce i snujące się widma? Po trzykroć tak! Kto sądzi, że Christie pisała jedynie klasyczne kryminały, jest w błędzie. Ten zbiór opowiadań dowodzi, jak wszechstronną była autorką. Wisienką na torcie jest opowiadanie "Żona Kenity" w przekładzie Marty Kisiel-Małeckiej. W języku polskim tekst ukazuje się po raz pierwszy.

Chciałoby się rzec za Herkulesem: Bon appétit, mon ami. Wszak jesienią lepiej zostać w domu i zagłębić się w lekturze, niż niepotrzebnie kusić licho.

Królowa Kryminału w niepublikowanym dotąd po polsku opowiadaniu dowodzi, że nie trzeba setek stron, by zbudować napięcie. Niebywała gratka tak dla Czytelników, jak i dla tłumaczki!

Marta Kisiel-Małecka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 408

Oceny
3,9 (93 oceny)
36
24
21
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
matthew_reads

Nie oderwiesz się od lektury

"Śmierć nadchodzi jesienią" to już 27 tom Luksusowej kolekcji powieści Agaty Christie. Tym razem otrzymaliśmy zbiór opowiadań, w którym znalazły się utwory z wcześniej już publikowanych zbiorów. Najwięcej opowiadań pochodzi ze zbioru "Świadek oskarżenia". W "ŚNJ" pojawiły się też opowiadania z "Śmiertelnej klątwy", "Trzynastu zagadek", "Tajemnicy lorda Listerdale'a" i "Poirot prowadzi śledztwo". Gratką jest opowiadanie "Żona Kenity", które poraz pierwszy ukazało się w polskim przekładzie ☺️ Opowiadania w "ŚNJ" łączą pojawiające się w nich wątki paranormalne - czyli lektura idealna na długie jesienne wieczory, szczególnie w okresie Halloween 🎃
11
Telimena

Nie oderwiesz się od lektury

Opowiadania Agathy Christie dobrane pod kątem wątków niesamowitych i paranormalnych, idealnie pasująca na jesienne wieczory
00
zuzangela

Nie oderwiesz się od lektury

Super lektura na jesienny wieczór
00
wiktooriaw

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo wciąga!
00
ewezim

Nie oderwiesz się od lektury

Zbiór opowiadań, których wspólnym mianownikiem są zjawiska paranormalne.
00

Popularność




Za­pra­sza­my na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­na­łuThe Last Séan­ce. Ta­les of the Su­per­na­tu­ral
Pro­jekt okład­ki i kart ty­tu­ło­wychNA­TA­LIA TWAR­DY
Ko­or­dy­na­cja pro­jek­tuPA­TRYK MŁY­NEK
Ko­rek­taIWO­NA HU­CHLA
Re­dak­cja tech­nicz­naKRZYSZ­TOF CHO­DO­ROW­SKI
The Last Séan­ce Co­py­ri­ght © 2019 Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted. All ri­ghts re­se­rved.
AGA­THA CHRI­STIE, PO­IROT and MISS MAR­PLE are re­gi­ste­red tra­de­marks of Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted in the UK and el­se­whe­re. All ri­ghts re­se­rved.
www.aga­tha­chri­stie.com
Trans­la­tion © co­py­ri­ght by Pró­szy­ński Me­dia sp. z o.o. (do­ty­czy opo­wia­dań za­czerp­ni­ętych ze zbio­rów: Po­irot pro­wa­dzi śledz­two oraz Świa­dek oska­rże­nia)
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXII (wy­da­nie elek­tro­nicz­ne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgod­ne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­to­ra, w tym nie­le­gal­ne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nio­ne.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6346-2
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bo­wa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fi­ce@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wa­le 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

W KO­LEK­CJI JU­BI­LE­USZO­WEJuka­za­ły się do­tąd:

• A.B.C.

• Dom zbrod­ni

• Dwa­na­ście prac Her­ku­le­sa

• I nie było już ni­ko­go

• Kar­ty na stół

• Kur­ty­na

• Mor­der­stwo na ple­ba­nii

• Mor­der­stwo na polu gol­fo­wym

• Mor­der­stwo w Boże Na­ro­dze­nie

• Mor­der­stwo w Me­zo­po­ta­mii

• Mor­der­stwo w Orient Expres­sie

• Noc w bi­blio­te­ce

• Pani McGin­ty nie żyje

• Pięć ma­łych świ­nek

• Ren­dez-vous ze śmier­cią

• Sa­mot­ny Dom

• Śmie­rć na Nilu

• Śmie­rć nad­cho­dzi je­sie­nią

• Ta­jem­ni­ca gwiazd­ko­we­go pud­din­gu

• Ta­jem­ni­cza hi­sto­ria w Sty­les

• Wi­gi­lia Wszyst­kich Świ­ętych

• Za­bój­stwo Ro­ge­ra Ac­kroy­da

• Za­gad­ka Błękit­ne­go Eks­pre­su

• Za­tru­te pió­ro

• Zbrod­nie zi­mo­wą porą

• Ze­rwa­ne za­ręczy­ny

• Zło czai się wszędzie

Opo­wia­da­nie po­cho­dzi ze zbio­ru

Świa­dek oska­rże­nia

.

Ra­oul Dau­breu­il, przy­stoj­ny, mło­dy, oko­ło trzy­dzie­sto­dwu­let­ni Fran­cuz, nu­cąc pod no­sem ja­kąś me­lo­dyj­kę, prze­sze­dł na dru­gą stro­nę Se­kwa­ny. Miał ja­sną, zdro­wą cerę i czar­ne wąsi­ki. Z za­wo­du był in­ży­nie­rem. Po chwi­li do­ta­rł na uli­cę Car­do­net i za­trzy­mał się przed bra­mą nu­mer 17. Do­zor­czy­ni wyj­rza­ła ze swej klit­ki i rzu­ci­ła mu nie­chęt­ne „Dzień do­bry”, a on we­so­ło jej od­po­wie­dział. Po­tem ru­szył po scho­dach do miesz­ka­nia znaj­du­jące­go się na trze­cim pi­ętrze. Sto­jąc przed drzwia­mi i cze­ka­jąc, aż ktoś mu otwo­rzy, jesz­cze raz za­nu­cił swą me­lo­dyj­kę. Ra­oul Dau­breu­il czuł się tego po­ran­ka szcze­gól­nie ra­do­śnie. Drzwi otwo­rzy­ła sta­ra Fran­cuz­ka; na wi­dok przy­by­sza na jej po­marsz­czo­nej twa­rzy po­ja­wił się uśmiech.

– Dzień do­bry, mon­sieur.

– Dzień do­bry, Eli­se – po­zdro­wił ją Ra­oul.

Wsze­dł do przed­po­ko­ju i zdjął ręka­wicz­ki.

– Ma­da­me ocze­ku­je mnie, praw­da? – spy­tał przez ra­mię.

– A ja­kże, mon­sieur.

Eli­se za­mknęła fron­to­we drzwi i od­wró­ci­ła się w jego stro­nę.

– Pro­szę prze­jść do ma­łe­go sa­lo­nu, ma­da­me zja­wi się tam za parę mi­nut. W tej chwi­li od­po­czy­wa.

Ra­oul spoj­rzał na nią prze­ni­kli­wym wzro­kiem.

– Czy nie czu­je się do­brze?

– Do­brze!? – żach­nęła się Eli­se.

Mi­nęła Ra­oula i otwo­rzy­ła mu drzwi do ma­łe­go sa­lo­nu. Ra­oul wsze­dł, a ona podąży­ła za nim.

– Do­brze!? – ci­ągnęła. – Jak może czuć się do­brze, bie­dac­two? Séan­ces, séan­ces, ci­ągle séan­ces! To nie jest w po­rząd­ku, to wbrew na­tu­rze, nie tego chciał dla nas do­bry Bóg. Moim zda­niem, po­wiem bez ogró­dek, jest to ukła­da­nie się z dia­błem.

Ra­oul po­kle­pał ją uspo­ka­ja­jąco po ra­mie­niu.

– No do­brze, już do­brze, Eli­se – rze­kł ła­god­nie. – Nie de­ner­wuj się i nie do­pa­truj się dia­bła we wszyst­kim, cze­go nie poj­mu­jesz.

Eli­se nie­uf­nie po­trząsnęła gło­wą.

– No cóż – bąk­nęła pod no­sem. – Mon­sieur może so­bie mó­wić, co ze­chce, a mnie się to nie po­do­ba. Pro­szę po­pa­trzyć na ma­da­me, z ka­żdym dniem sta­je się co­raz bled­sza i chud­sza, a te bóle gło­wy! – Unio­sła w górę ręce. – O nie, to nie jest w po­rząd­ku, cała ta spra­wa z du­cha­mi. Du­chy, a ja­kże! Wszyst­kie do­bre du­chy są w raju, a po­zo­sta­łe w czy­śćcu.

– Twój po­gląd na ży­cie po śmier­ci jest ożyw­czo nor­mal­ny, Eli­se – po­wie­dział Ra­oul, opa­da­jąc na krze­sło.

Sta­rusz­ka się wy­pro­sto­wa­ła.

– Je­stem do­brą ka­to­licz­ką, mon­sieur. – Prze­że­gna­ła się, ru­szy­ła w kie­run­ku drzwi, po czym przy­sta­nęła, kła­dąc rękę na klam­ce. – Ale po­tem, kie­dy się już po­bie­rze­cie, mon­sieur – za­py­ta­ła bła­gal­nym to­nem – nie będzie­cie chy­ba ci­ągnąć tego wszyst­kie­go da­lej...

Ra­oul uśmiech­nął się do niej ser­decz­nie.

– Je­steś do­brym, wier­nym stwo­rze­niem, Eli­se – od­pa­rł – od­da­nym swej pani. Nie oba­wiaj się, kie­dy już zo­sta­nie moją żoną, cała ta, jak ją na­zy­wasz, „spra­wa z du­cha­mi” się sko­ńczy. Nie będzie już wi­ęcej séan­ces z udzia­łem ma­da­me Dau­breu­il.

Na twa­rzy Eli­se po­ja­wił się uśmiech.

– Mówi pan to szcze­rze? – spy­ta­ła z en­tu­zja­zmem.

Ra­oul z po­wa­gą kiw­nął gło­wą.

– Tak – od­pa­rł, mó­wi­ąc bar­dziej do sie­bie niż do niej. – Tak, to wszyst­ko musi się sko­ńczyć. Si­mo­ne po­sia­da cu­dow­ny dar i swo­bod­nie z nie­go ko­rzy­sta, ale zro­bi­ła już swo­je. Jak słusz­nie za­uwa­ży­łaś, Eli­se, z ka­żdym dniem sta­je się co­raz bled­sza i chud­sza. Ży­cie me­dium jest szcze­gól­nie wy­czer­pu­jące i ci­ężkie, a w do­dat­ku to­wa­rzy­szy mu ogrom­ne na­pi­ęcie ner­wo­we. W ka­żdym ra­zie, Eli­se, two­ja pani jest naj­wspa­nial­szym me­dium w Pa­ry­żu... wi­ęcej, we Fran­cji. Przy­je­żdża­ją do niej lu­dzie z ca­łe­go świa­ta, po­nie­waż wie­dzą, że nie ucie­ka się do żad­nych sztu­czek ani pod­stępów.

Eli­se prych­nęła z po­gar­dą.

– Pod­stępów! Też coś, ni­g­dy w ży­ciu. Ma­da­me nie po­tra­fi­ła­by oszu­kać nie­mow­lęcia, na­wet gdy­by pró­bo­wa­ła.

– Jest anio­łem – przy­znał z za­pa­łem mło­dy Fran­cuz. – A ja... ja uczy­nię wszyst­ko, co może uczy­nić mężczy­zna, by ją uszczęśli­wić. Czy mi wie­rzysz?

Eli­se wy­pro­sto­wa­ła się i po­wie­dzia­ła z pe­łną pro­sto­ty god­no­ścią:

– Słu­żę u ma­da­me od wie­lu lat, mon­sieur. Z ca­łym sza­cun­kiem mogę po­wie­dzieć, że ją ko­cham. Gdy­bym nie wie­rzy­ła, że ją pan uwiel­bia, tak jak na to za­słu­gu­je... Eh bien[1], mon­sieur! Ro­ze­rwa­ła­bym pana na strzępy.

Ra­oul za­śmiał się.

– Bra­wo, Eli­se! Je­steś wier­ną przy­ja­ció­łką, więc te­raz, gdy za­pew­ni­łem cię, że ma­da­me zre­zy­gnu­je z du­chów, mu­sisz stać po mo­jej stro­nie.

Sądził, że sta­rusz­ka za­re­agu­je na ten kom­ple­ment wy­bu­chem śmie­chu, ale ku jego zdzi­wie­niu na­dal była po­wa­żna.

– A co będzie, mon­sieur – za­py­ta­ła nie­pew­nie – je­śli du­chy z niej nie zre­zy­gnu­ją?

Ra­oul spoj­rzał na nią uwa­żnie.

– Co?! Co masz na my­śli?

– Py­ta­łam, co będzie, je­śli du­chy z niej nie zre­zy­gnu­ją.

– My­śla­łem, że nie wie­rzysz w du­chy, Eli­se?

– Oczy­wi­ście, że nie wie­rzę – upie­ra­ła się Eli­se. – To nie­mądre, żeby w nie wie­rzyć. Cho­ciaż...

– Mów da­lej.

– Trud­no mi to wy­tłu­ma­czyć, mon­sieur. Wi­dzi pan, za­wsze sądzi­łam, że te me­dia, jak sami sie­bie na­zy­wa­ją, to po pro­stu spryt­ni oszu­ści na­bie­ra­jący nie­szczęśli­we isto­ty, któ­re stra­ci­ły swych bli­skich. Ale ma­da­me nie jest taka. Ma­da­me jest do­bra, ma­da­me jest uczci­wa i... – Zni­ży­ła głos, mó­wi­ąc da­lej z wy­ra­źnym lękiem: – Dzie­ją się ró­żne rze­czy. To nie są żad­ne sztucz­ki, dzie­ją się ró­żne rze­czy, i wła­śnie dla­te­go się boję. Bo je­stem pew­na, mon­sieur, że to nie jest w po­rząd­ku. To wbrew na­tu­rze i do­bre­mu Bogu, więc ktoś będzie mu­siał za to za­pła­cić.

Ra­oul wstał z krze­sła, pod­sze­dł do niej i po­kle­pał ją po ra­mie­niu.

– Uspo­kój się, moja do­bra Eli­se – po­wie­dział z uśmie­chem. – Mam dla cie­bie do­bre no­wi­ny. Dziś od­będzie się ostat­ni séan­ce, od ju­tra ko­niec z tym.

– To zna­czy, że dziś od­będzie się jesz­cze se­ans? – spy­ta­ła nie­uf­nie sta­rusz­ka.

– Ostat­ni, Eli­se, ostat­ni.

Eli­se po­nu­ro po­trząsnęła gło­wą.

– Ma­da­me nie czu­je się na si­łach... – za­częła.

Prze­rwa­ła jed­nak w pół zda­nia, po­nie­waż drzwi się otwo­rzy­ły i sta­nęła w nich wy­so­ka, szczu­pła, pe­łna wdzi­ęku blon­dyn­ka. Blon­dyn­ka o twa­rzy bot­ti­cel­low­skiej Ma­don­ny. Ra­oul się roz­pro­mie­nił, a Eli­se dys­kret­nie wy­szła.

– Si­mo­ne!

Obu­rącz ujął jej smu­kłe bia­łe dło­nie i uca­ło­wał. Wy­szep­ta­ła czu­le jego imię.

– Ra­oul, ko­cha­ny.

Po­now­nie uca­ło­wał dło­nie Si­mo­ne, po czym przyj­rzał się uwa­żnie jej twa­rzy.

– Och, Si­mo­ne, jaka je­steś bla­da! Eli­se po­wie­dzia­ła mi, że od­po­czy­wasz. Czy­żbyś była cho­ra, uko­cha­na?

– Nie, cho­ra nie... – za­wa­ha­ła się.

Pod­pro­wa­dził ją do sofy i usia­dł obok niej.

– Po­wiedz mi więc, o co cho­dzi.

Si­mo­ne uśmiech­nęła się bla­do.

– Będziesz uwa­żał mnie za nie­mądrą – szep­nęła.

– Ja? Cie­bie za nie­mądrą? Ni­g­dy.

Si­mo­ne uwol­ni­ła swą dłoń z jego uści­sku. Przez parę chwil sie­dzia­ła nie­ru­cho­mo, wpa­tru­jąc się w dy­wan. Po­tem po­spiesz­nie wy­rzu­ci­ła z sie­bie:

– Boję się, Ra­oul.

Od­cze­kał kil­ka mi­nut, sądząc, że po­wie coś wi­ęcej, ale po­nie­waż mil­cza­ła, spy­tał:

– Ale cze­go się bo­isz?

– Po pro­stu boję się... to wszyst­ko.

– Ale...

Utkwił w niej zdu­mio­ny wzrok, a ona spoj­rza­ła mu w oczy.

– Wiem, to nie­do­rzecz­ne, praw­da? A mimo to tak wła­śnie się czu­ję. Boję się, nic po­nad­to. Nie wiem ani cze­go, ani dla­cze­go, ale cały czas gnębi mnie myśl, że przy­tra­fi mi się coś strasz­ne­go... strasz­ne­go...

Za­pa­trzy­ła się w prze­strzeń. Ra­oul de­li­kat­nie oto­czył ją ra­mie­niem.

– Naj­dro­ższa – rze­kł – po­słu­chaj, nie wol­no ci się pod­da­wać. Wiem, jaka jest tego przy­czy­na, to re­zul­tat na­pi­ęcia, Si­mo­ne, na­pi­ęcia zwi­ąza­ne­go z ży­ciem me­dium. Po­trze­ba ci od­po­czyn­ku... od­po­czyn­ku i spo­ko­ju.

Spoj­rza­ła na nie­go z wdzi­ęcz­no­ścią.

– Tak, Ra­oul, masz słusz­no­ść. Tego wła­śnie mi po­trze­ba, od­po­czyn­ku i spo­ko­ju.

Za­mknęła oczy i opa­rła gło­wę na jego ra­mie­niu.

– I szczęścia – szep­nął jej do ucha Ra­oul.

Przy­ci­ągnął ją bli­żej. Si­mo­ne, nie otwie­ra­jąc oczu, głębo­ko wes­tchnęła.

– Tak – wy­szep­ta­ła – tak. W two­ich ra­mio­nach czu­ję się bez­piecz­na. Za­po­mi­nam o swo­im ży­ciu, okrop­nym ży­ciu me­dium. Wiesz wie­le, Ra­oul, ale na­wet ty nie zda­jesz so­bie spra­wy, co to wszyst­ko zna­czy.

Po­czuł, jak jej cia­ło sztyw­nie­je w jego uści­sku. Otwo­rzy­ła oczy i po­now­nie za­pa­trzy­ła się w prze­strzeń.

– Sie­dzisz w ciem­no­ści, cze­ka­jąc, a ciem­no­ść, Ra­oul, jest okrop­na, po­nie­waż jest to ciem­no­ść pust­ki i ni­co­ści. Pod­da­jesz się świa­do­mie tej ciem­no­ści, za­tra­casz się w niej. Po­tem nie wiesz już nic, ni­cze­go nie czu­jesz, a po ja­ki­mś cza­sie prze­ży­wasz po­wol­ny, bo­le­sny po­wrót do świa­do­mo­ści, bu­dzisz się z tego snu, ale je­steś taki zmęczo­ny... tak okrop­nie zmęczo­ny.

– Wiem – mruk­nął Ra­oul – wiem.

– Tak bar­dzo zmęczo­ny – wy­szep­ta­ła po­now­nie Si­mo­ne.

Gdy po­wta­rza­ła te sło­wa, wy­da­wa­ło się, że całe jej cia­ło omdle­wa.

– Ale ty je­steś wspa­nia­ła, Si­mo­ne. – De­li­kat­nie ujął jej dło­nie w swo­je ręce, pra­gnąc, by jego en­tu­zjazm udzie­lił się ta­kże jej. – Je­steś nie­zwy­kła... świat ni­g­dy nie miał tak wspa­nia­łe­go me­dium.

Po­trząsnęła gło­wą i lek­ko się uśmiech­nęła.

– Ależ tak, tak – po­wtó­rzył z na­ci­skiem Ra­oul. – Wy­ci­ągnął z kie­sze­ni dwa li­sty. – Po­patrz, oto list od pro­fe­so­ra Ro­che z Sal­pê­tri­ère, a ten od dok­to­ra Ge­ni­ra z Nan­cy. Obaj bła­ga­ją, byś na­dal, przy­naj­mniej raz na ja­kiś czas, ze­chcia­ła uczest­ni­czyć w or­ga­ni­zo­wa­nych przez nich se­an­sach.

– Och, nie! – Si­mo­ne ze­rwa­ła się na rów­ne nogi. – Nie mogę, nie mogę. Trze­ba z tym wszyst­kim raz na za­wsze sko­ńczyć... Obie­ca­łeś mi, Ra­oul.

Ra­oul pa­trzył na nią zdu­mio­ny: sta­ła przed nim, chwie­jąc się, i wy­gląda­ła jak osa­czo­ne zwie­rzę. Wstał z sofy i wzi­ął ją za rękę.

– Tak, tak – po­wie­dział. – Na­tu­ral­nie, z całą pew­no­ścią z tym już ko­niec. Wspo­mnia­łem o tych li­stach, Si­mo­ne, tyl­ko dla­te­go, że je­stem z cie­bie tak bar­dzo dum­ny.

Zer­k­nęła na nie­go po­dejrz­li­wie.

– Więc nie za­żądasz już, bym kie­dy­kol­wiek znów gra­ła rolę me­dium?

– Ni­g­dy – od­pa­rł Ra­oul – chy­ba że sama będziesz mia­ła na to ocho­tę, je­dy­nie od cza­su do cza­su dla sta­rych przy­ja­ciół...

– Nie, nie – prze­rwa­ła mu wzbu­rzo­na. – Ni­g­dy wi­ęcej. Gro­zi mi nie­bez­pie­cze­ństwo. Uwierz mi, że czu­ję to... wiel­kie nie­bez­pie­cze­ństwo.

Przez chwi­lę przy­ci­ska­ła dło­nie do czo­ła, po czym po­de­szła do okna.

– Obie­caj mi, że już ni­g­dy wi­ęcej – na­le­ga­ła spo­koj­niej­szym już to­nem, nie od­wra­ca­jąc się.

Ra­oul podążył za nią, po czym ją ob­jął.

– Moja dro­ga – wy­szep­tał czu­le. – Obie­cu­ję ci, że po dzi­siej­szym se­an­sie ni­g­dy już nie wy­stąpisz w roli me­dium.

Po­czuł, że wstrząsnął nią dreszcz.

– Po dzi­siej­szym se­an­sie – mruk­nęła. – Ach tak... Za­po­mnia­łam o ma­da­me Exe.

Ra­oul spoj­rzał na ze­ga­rek.

– Będzie tu lada chwi­la, może jed­nak, Si­mo­ne, je­śli nie czu­jesz się do­brze...

Ale Si­mo­ne za­to­pio­na we wła­snych my­ślach zda­wa­ła się go nie słu­chać.

– Ona jest... dziw­ną ko­bie­tą, Ra­oul, bar­dzo dziw­ną ko­bie­tą. Czy wiesz, że ja... Ona mnie wręcz prze­ra­ża.

– Si­mo­ne! – W jego gło­sie za­brzmia­ła na­ga­na, któ­rą od razu wy­czu­ła.

– Tak, tak, wiem, je­steś jak wszy­scy Fran­cu­zi, Ra­oul. Dla was mat­ka to świ­ęto­ść, a ja być może za­cho­wu­ję się nie­życz­li­wie, ży­wi­ąc do niej ta­kie uczu­cia te­raz, kie­dy bo­le­je nad stra­tą swo­je­go dziec­ka. Ale... nie umiem tego wy­tłu­ma­czyć. Jest taka duża i cała w czer­ni, a te jej ręce... Czy kie­dy­kol­wiek zwró­ci­łeś uwa­gę na jej dło­nie, Ra­oul? Ogrom­ne, mu­sku­lar­ne, sil­ne dło­nie, tak sil­ne jak u mężczy­zny. Och! – Za­drża­ła lek­ko i przy­mknęła oczy.

Ra­oul cof­nął ra­mię i ode­zwał się chłod­no:

– Na­praw­dę nie po­tra­fię cię zro­zu­mieć, Si­mo­ne. Jako ko­bie­ta po­win­naś prze­cież wspó­łczuć in­nej ko­bie­cie, mat­ce, któ­ra stra­ci­ła swe je­dy­ne dziec­ko.

Si­mo­ne wy­ra­zi­ła ge­stem znie­cier­pli­wie­nie.

– To ty nic nie ro­zu­miesz, mój dro­gi przy­ja­cie­lu. Nie mogę nic na to po­ra­dzić. Od chwi­li gdy ją zo­ba­czy­łam... po­czu­łam... – Bez­rad­nie roz­ło­ży­ła ręce. – Strach! Pa­mi­ętasz, to było na dłu­go przed­tem, za­nim zgo­dzi­łam się zo­stać jej me­dium. W pe­wien spo­sób wy­czu­wa­łam, że przy­nie­sie mi nie­szczęście.

Ra­oul wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Choć praw­dę mó­wi­ąc, sta­ło się wręcz prze­ciw­nie – rze­kł oschle. – Ka­żdy se­ans ko­ńczył się wy­ra­źnym suk­ce­sem. Duch ma­łej Ame­lii na­tych­miast w cie­bie wstępo­wał, a ma­te­ria­li­za­cje były na­praw­dę ude­rza­jące. Szko­da, że pro­fe­sor Ro­che nie może być obec­ny na tym ostat­nim se­an­sie.

– Ma­te­ria­li­za­cje – po­wtó­rzy­ła ci­cho Si­mo­ne. – Po­wiedz mi, Ra­oul... wiesz prze­cież, że nie wiem, co się dzie­je, kie­dy je­stem w tran­sie... czy ma­te­ria­li­za­cje są rze­czy­wi­ście tak cu­dow­ne?

Ra­oul skwa­pli­wie kiw­nął gło­wą.

– Na pierw­szych kil­ku se­an­sach po­stać dziec­ka ry­so­wa­ła się jak przez mgłę – wy­ja­śnił – ale pod­czas ostat­nie­go...

– Słu­cham?

– Si­mo­ne, dziew­czyn­ka, któ­ra tam sta­ła, była na­praw­dę żywą isto­tą z krwi i ko­ści – po­wie­dział ci­cho. – Do­tknąłem jej na­wet... Lecz wi­dząc, że spra­wia ci to ból, nie po­zwo­li­łem ma­da­me Exe zro­bić tego sa­me­go. Oba­wia­łem się, że stra­ci pa­no­wa­nie nad sobą, co mo­gło­by się dla cie­bie fa­tal­nie sko­ńczyć.

Si­mo­ne po­now­nie od­wró­ci­ła się w stro­nę okna.

– Gdy się obu­dzi­łam, by­łam strasz­nie wy­czer­pa­na – wy­szep­ta­ła. – Ra­oul, czy je­steś pew­ny... czy je­steś na­praw­dę pew­ny, że to wszyst­ko jest ca­łkiem w po­rząd­ku? Wiesz prze­cież, co my­śli ko­cha­na sta­ra Eli­se... Uwa­ża, że mam kon­szach­ty z dia­błem! – Za­śmia­ła się nie­pew­nie.

– Wiesz, w co ja wie­rzę – od­pa­rł bar­dzo po­wa­żnie Ra­oul. – Ba­da­jąc nie­zna­ne, za­wsze na­ra­ża­my się na nie­bez­pie­cze­ństwo, ale dzia­ła­my w szla­chet­nej spra­wie, w spra­wie Na­uki. Wszędzie na świe­cie lu­dzie po­świ­ęca­li się dla Na­uki... Byli pio­nie­ra­mi, za­pła­ci­li wy­so­ką cenę po to, aby inni mo­gli bez­piecz­nie pó­jść w ich śla­dy. Od dzie­si­ęciu już lat dzia­łasz dla Na­uki kosz­tem strasz­li­we­go na­pi­ęcia ner­wo­we­go. Spe­łni­łaś swój obo­wi­ązek, od dziś sta­niesz się wol­na i szczęśli­wa.

Uśmiech­nęła się do nie­go czu­le, na­gle od­zy­sku­jąc spo­kój. Po­tem zer­k­nęła na ze­gar.

– Ma­da­me Exe się spó­źnia – mruk­nęła. – Może w ogó­le nie przyj­dzie?

– My­ślę, że przyj­dzie – od­pa­rł Ra­oul. – Twój ze­gar tro­chę się spie­szy, Si­mo­ne.

Si­mo­ne po­kręci­ła się po po­ko­ju, prze­sta­wia­jąc ró­żne bi­be­lo­ty.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

[1]Eh bien (fr.) – tu: No cóż