Śmierć nadchodzi jesienią - Agatha Christie - ebook + książka

Śmierć nadchodzi jesienią ebook

Agata Christie

3,9

Opis

Najbardziej przerażające i enigmatyczne sprawy Herkulesa Poirot i panny Marple.

Agatha Christie i solidna dawka grozy? Tajemnice, nadprzyrodzone moce i snujące się widma? Po trzykroć tak! Kto sądzi, że Christie pisała jedynie klasyczne kryminały, jest w błędzie. Ten zbiór opowiadań dowodzi, jak wszechstronną była autorką. Wisienką na torcie jest opowiadanie "Żona Kenity" w przekładzie Marty Kisiel-Małeckiej. W języku polskim tekst ukazuje się po raz pierwszy.

Chciałoby się rzec za Herkulesem: Bon appétit, mon ami. Wszak jesienią lepiej zostać w domu i zagłębić się w lekturze, niż niepotrzebnie kusić licho.

Królowa Kryminału w niepublikowanym dotąd po polsku opowiadaniu dowodzi, że nie trzeba setek stron, by zbudować napięcie. Niebywała gratka tak dla Czytelników, jak i dla tłumaczki!

Marta Kisiel-Małecka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 408

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (74 oceny)
28
21
16
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
matthew_reads

Nie oderwiesz się od lektury

"Śmierć nadchodzi jesienią" to już 27 tom Luksusowej kolekcji powieści Agaty Christie. Tym razem otrzymaliśmy zbiór opowiadań, w którym znalazły się utwory z wcześniej już publikowanych zbiorów. Najwięcej opowiadań pochodzi ze zbioru "Świadek oskarżenia". W "ŚNJ" pojawiły się też opowiadania z "Śmiertelnej klątwy", "Trzynastu zagadek", "Tajemnicy lorda Listerdale'a" i "Poirot prowadzi śledztwo". Gratką jest opowiadanie "Żona Kenity", które poraz pierwszy ukazało się w polskim przekładzie ☺️ Opowiadania w "ŚNJ" łączą pojawiające się w nich wątki paranormalne - czyli lektura idealna na długie jesienne wieczory, szczególnie w okresie Halloween 🎃
10
ewezim

Nie oderwiesz się od lektury

Zbiór opowiadań, których wspólnym mianownikiem są zjawiska paranormalne.
00
sniff

Z braku laku…

Niektóre opowiadania są obecnie po prostu śmieszne, nie straszne. Zbiór stworzony na siłę.
00
KorienOlven

Nie oderwiesz się od lektury

Zbiór opowiadań (częściowo publikowanych w innych tomach), gdzie świat żywych przenika się ze światem niewytłumaczalnych zjawisk i nadludzkich mocy...
00
Azurelight

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna książka
00

Popularność




Za­pra­sza­my na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­na­łuThe Last Séan­ce. Ta­les of the Su­per­na­tu­ral
Pro­jekt okład­ki i kart ty­tu­ło­wychNA­TA­LIA TWAR­DY
Ko­or­dy­na­cja pro­jek­tuPA­TRYK MŁY­NEK
Ko­rek­taIWO­NA HU­CHLA
Re­dak­cja tech­nicz­naKRZYSZ­TOF CHO­DO­ROW­SKI
The Last Séan­ce Co­py­ri­ght © 2019 Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted. All ri­ghts re­se­rved.
AGA­THA CHRI­STIE, PO­IROT and MISS MAR­PLE are re­gi­ste­red tra­de­marks of Aga­tha Chri­stie Li­mi­ted in the UK and el­se­whe­re. All ri­ghts re­se­rved.
www.aga­tha­chri­stie.com
Trans­la­tion © co­py­ri­ght by Pró­szy­ński Me­dia sp. z o.o. (do­ty­czy opo­wia­dań za­czerp­ni­ętych ze zbio­rów: Po­irot pro­wa­dzi śledz­two oraz Świa­dek oska­rże­nia)
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXII (wy­da­nie elek­tro­nicz­ne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgod­ne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­to­ra, w tym nie­le­gal­ne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nio­ne.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6346-2
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bo­wa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fi­ce@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wa­le 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

W KO­LEK­CJI JU­BI­LE­USZO­WEJuka­za­ły się do­tąd:

• A.B.C.

• Dom zbrod­ni

• Dwa­na­ście prac Her­ku­le­sa

• I nie było już ni­ko­go

• Kar­ty na stół

• Kur­ty­na

• Mor­der­stwo na ple­ba­nii

• Mor­der­stwo na polu gol­fo­wym

• Mor­der­stwo w Boże Na­ro­dze­nie

• Mor­der­stwo w Me­zo­po­ta­mii

• Mor­der­stwo w Orient Expres­sie

• Noc w bi­blio­te­ce

• Pani McGin­ty nie żyje

• Pięć ma­łych świ­nek

• Ren­dez-vous ze śmier­cią

• Sa­mot­ny Dom

• Śmie­rć na Nilu

• Śmie­rć nad­cho­dzi je­sie­nią

• Ta­jem­ni­ca gwiazd­ko­we­go pud­din­gu

• Ta­jem­ni­cza hi­sto­ria w Sty­les

• Wi­gi­lia Wszyst­kich Świ­ętych

• Za­bój­stwo Ro­ge­ra Ac­kroy­da

• Za­gad­ka Błękit­ne­go Eks­pre­su

• Za­tru­te pió­ro

• Zbrod­nie zi­mo­wą porą

• Ze­rwa­ne za­ręczy­ny

• Zło czai się wszędzie

Opo­wia­da­nie po­cho­dzi ze zbio­ru

Świa­dek oska­rże­nia

.

Ra­oul Dau­breu­il, przy­stoj­ny, mło­dy, oko­ło trzy­dzie­sto­dwu­let­ni Fran­cuz, nu­cąc pod no­sem ja­kąś me­lo­dyj­kę, prze­sze­dł na dru­gą stro­nę Se­kwa­ny. Miał ja­sną, zdro­wą cerę i czar­ne wąsi­ki. Z za­wo­du był in­ży­nie­rem. Po chwi­li do­ta­rł na uli­cę Car­do­net i za­trzy­mał się przed bra­mą nu­mer 17. Do­zor­czy­ni wyj­rza­ła ze swej klit­ki i rzu­ci­ła mu nie­chęt­ne „Dzień do­bry”, a on we­so­ło jej od­po­wie­dział. Po­tem ru­szył po scho­dach do miesz­ka­nia znaj­du­jące­go się na trze­cim pi­ętrze. Sto­jąc przed drzwia­mi i cze­ka­jąc, aż ktoś mu otwo­rzy, jesz­cze raz za­nu­cił swą me­lo­dyj­kę. Ra­oul Dau­breu­il czuł się tego po­ran­ka szcze­gól­nie ra­do­śnie. Drzwi otwo­rzy­ła sta­ra Fran­cuz­ka; na wi­dok przy­by­sza na jej po­marsz­czo­nej twa­rzy po­ja­wił się uśmiech.

– Dzień do­bry, mon­sieur.

– Dzień do­bry, Eli­se – po­zdro­wił ją Ra­oul.

Wsze­dł do przed­po­ko­ju i zdjął ręka­wicz­ki.

– Ma­da­me ocze­ku­je mnie, praw­da? – spy­tał przez ra­mię.

– A ja­kże, mon­sieur.

Eli­se za­mknęła fron­to­we drzwi i od­wró­ci­ła się w jego stro­nę.

– Pro­szę prze­jść do ma­łe­go sa­lo­nu, ma­da­me zja­wi się tam za parę mi­nut. W tej chwi­li od­po­czy­wa.

Ra­oul spoj­rzał na nią prze­ni­kli­wym wzro­kiem.

– Czy nie czu­je się do­brze?

– Do­brze!? – żach­nęła się Eli­se.

Mi­nęła Ra­oula i otwo­rzy­ła mu drzwi do ma­łe­go sa­lo­nu. Ra­oul wsze­dł, a ona podąży­ła za nim.

– Do­brze!? – ci­ągnęła. – Jak może czuć się do­brze, bie­dac­two? Séan­ces, séan­ces, ci­ągle séan­ces! To nie jest w po­rząd­ku, to wbrew na­tu­rze, nie tego chciał dla nas do­bry Bóg. Moim zda­niem, po­wiem bez ogró­dek, jest to ukła­da­nie się z dia­błem.

Ra­oul po­kle­pał ją uspo­ka­ja­jąco po ra­mie­niu.

– No do­brze, już do­brze, Eli­se – rze­kł ła­god­nie. – Nie de­ner­wuj się i nie do­pa­truj się dia­bła we wszyst­kim, cze­go nie poj­mu­jesz.

Eli­se nie­uf­nie po­trząsnęła gło­wą.

– No cóż – bąk­nęła pod no­sem. – Mon­sieur może so­bie mó­wić, co ze­chce, a mnie się to nie po­do­ba. Pro­szę po­pa­trzyć na ma­da­me, z ka­żdym dniem sta­je się co­raz bled­sza i chud­sza, a te bóle gło­wy! – Unio­sła w górę ręce. – O nie, to nie jest w po­rząd­ku, cała ta spra­wa z du­cha­mi. Du­chy, a ja­kże! Wszyst­kie do­bre du­chy są w raju, a po­zo­sta­łe w czy­śćcu.

– Twój po­gląd na ży­cie po śmier­ci jest ożyw­czo nor­mal­ny, Eli­se – po­wie­dział Ra­oul, opa­da­jąc na krze­sło.

Sta­rusz­ka się wy­pro­sto­wa­ła.

– Je­stem do­brą ka­to­licz­ką, mon­sieur. – Prze­że­gna­ła się, ru­szy­ła w kie­run­ku drzwi, po czym przy­sta­nęła, kła­dąc rękę na klam­ce. – Ale po­tem, kie­dy się już po­bie­rze­cie, mon­sieur – za­py­ta­ła bła­gal­nym to­nem – nie będzie­cie chy­ba ci­ągnąć tego wszyst­kie­go da­lej...

Ra­oul uśmiech­nął się do niej ser­decz­nie.

– Je­steś do­brym, wier­nym stwo­rze­niem, Eli­se – od­pa­rł – od­da­nym swej pani. Nie oba­wiaj się, kie­dy już zo­sta­nie moją żoną, cała ta, jak ją na­zy­wasz, „spra­wa z du­cha­mi” się sko­ńczy. Nie będzie już wi­ęcej séan­ces z udzia­łem ma­da­me Dau­breu­il.

Na twa­rzy Eli­se po­ja­wił się uśmiech.

– Mówi pan to szcze­rze? – spy­ta­ła z en­tu­zja­zmem.

Ra­oul z po­wa­gą kiw­nął gło­wą.

– Tak – od­pa­rł, mó­wi­ąc bar­dziej do sie­bie niż do niej. – Tak, to wszyst­ko musi się sko­ńczyć. Si­mo­ne po­sia­da cu­dow­ny dar i swo­bod­nie z nie­go ko­rzy­sta, ale zro­bi­ła już swo­je. Jak słusz­nie za­uwa­ży­łaś, Eli­se, z ka­żdym dniem sta­je się co­raz bled­sza i chud­sza. Ży­cie me­dium jest szcze­gól­nie wy­czer­pu­jące i ci­ężkie, a w do­dat­ku to­wa­rzy­szy mu ogrom­ne na­pi­ęcie ner­wo­we. W ka­żdym ra­zie, Eli­se, two­ja pani jest naj­wspa­nial­szym me­dium w Pa­ry­żu... wi­ęcej, we Fran­cji. Przy­je­żdża­ją do niej lu­dzie z ca­łe­go świa­ta, po­nie­waż wie­dzą, że nie ucie­ka się do żad­nych sztu­czek ani pod­stępów.

Eli­se prych­nęła z po­gar­dą.

– Pod­stępów! Też coś, ni­g­dy w ży­ciu. Ma­da­me nie po­tra­fi­ła­by oszu­kać nie­mow­lęcia, na­wet gdy­by pró­bo­wa­ła.

– Jest anio­łem – przy­znał z za­pa­łem mło­dy Fran­cuz. – A ja... ja uczy­nię wszyst­ko, co może uczy­nić mężczy­zna, by ją uszczęśli­wić. Czy mi wie­rzysz?

Eli­se wy­pro­sto­wa­ła się i po­wie­dzia­ła z pe­łną pro­sto­ty god­no­ścią:

– Słu­żę u ma­da­me od wie­lu lat, mon­sieur. Z ca­łym sza­cun­kiem mogę po­wie­dzieć, że ją ko­cham. Gdy­bym nie wie­rzy­ła, że ją pan uwiel­bia, tak jak na to za­słu­gu­je... Eh bien[1], mon­sieur! Ro­ze­rwa­ła­bym pana na strzępy.

Ra­oul za­śmiał się.

– Bra­wo, Eli­se! Je­steś wier­ną przy­ja­ció­łką, więc te­raz, gdy za­pew­ni­łem cię, że ma­da­me zre­zy­gnu­je z du­chów, mu­sisz stać po mo­jej stro­nie.

Sądził, że sta­rusz­ka za­re­agu­je na ten kom­ple­ment wy­bu­chem śmie­chu, ale ku jego zdzi­wie­niu na­dal była po­wa­żna.

– A co będzie, mon­sieur – za­py­ta­ła nie­pew­nie – je­śli du­chy z niej nie zre­zy­gnu­ją?

Ra­oul spoj­rzał na nią uwa­żnie.

– Co?! Co masz na my­śli?

– Py­ta­łam, co będzie, je­śli du­chy z niej nie zre­zy­gnu­ją.

– My­śla­łem, że nie wie­rzysz w du­chy, Eli­se?

– Oczy­wi­ście, że nie wie­rzę – upie­ra­ła się Eli­se. – To nie­mądre, żeby w nie wie­rzyć. Cho­ciaż...

– Mów da­lej.

– Trud­no mi to wy­tłu­ma­czyć, mon­sieur. Wi­dzi pan, za­wsze sądzi­łam, że te me­dia, jak sami sie­bie na­zy­wa­ją, to po pro­stu spryt­ni oszu­ści na­bie­ra­jący nie­szczęśli­we isto­ty, któ­re stra­ci­ły swych bli­skich. Ale ma­da­me nie jest taka. Ma­da­me jest do­bra, ma­da­me jest uczci­wa i... – Zni­ży­ła głos, mó­wi­ąc da­lej z wy­ra­źnym lękiem: – Dzie­ją się ró­żne rze­czy. To nie są żad­ne sztucz­ki, dzie­ją się ró­żne rze­czy, i wła­śnie dla­te­go się boję. Bo je­stem pew­na, mon­sieur, że to nie jest w po­rząd­ku. To wbrew na­tu­rze i do­bre­mu Bogu, więc ktoś będzie mu­siał za to za­pła­cić.

Ra­oul wstał z krze­sła, pod­sze­dł do niej i po­kle­pał ją po ra­mie­niu.

– Uspo­kój się, moja do­bra Eli­se – po­wie­dział z uśmie­chem. – Mam dla cie­bie do­bre no­wi­ny. Dziś od­będzie się ostat­ni séan­ce, od ju­tra ko­niec z tym.

– To zna­czy, że dziś od­będzie się jesz­cze se­ans? – spy­ta­ła nie­uf­nie sta­rusz­ka.

– Ostat­ni, Eli­se, ostat­ni.

Eli­se po­nu­ro po­trząsnęła gło­wą.

– Ma­da­me nie czu­je się na si­łach... – za­częła.

Prze­rwa­ła jed­nak w pół zda­nia, po­nie­waż drzwi się otwo­rzy­ły i sta­nęła w nich wy­so­ka, szczu­pła, pe­łna wdzi­ęku blon­dyn­ka. Blon­dyn­ka o twa­rzy bot­ti­cel­low­skiej Ma­don­ny. Ra­oul się roz­pro­mie­nił, a Eli­se dys­kret­nie wy­szła.

– Si­mo­ne!

Obu­rącz ujął jej smu­kłe bia­łe dło­nie i uca­ło­wał. Wy­szep­ta­ła czu­le jego imię.

– Ra­oul, ko­cha­ny.

Po­now­nie uca­ło­wał dło­nie Si­mo­ne, po czym przyj­rzał się uwa­żnie jej twa­rzy.

– Och, Si­mo­ne, jaka je­steś bla­da! Eli­se po­wie­dzia­ła mi, że od­po­czy­wasz. Czy­żbyś była cho­ra, uko­cha­na?

– Nie, cho­ra nie... – za­wa­ha­ła się.

Pod­pro­wa­dził ją do sofy i usia­dł obok niej.

– Po­wiedz mi więc, o co cho­dzi.

Si­mo­ne uśmiech­nęła się bla­do.

– Będziesz uwa­żał mnie za nie­mądrą – szep­nęła.

– Ja? Cie­bie za nie­mądrą? Ni­g­dy.

Si­mo­ne uwol­ni­ła swą dłoń z jego uści­sku. Przez parę chwil sie­dzia­ła nie­ru­cho­mo, wpa­tru­jąc się w dy­wan. Po­tem po­spiesz­nie wy­rzu­ci­ła z sie­bie:

– Boję się, Ra­oul.

Od­cze­kał kil­ka mi­nut, sądząc, że po­wie coś wi­ęcej, ale po­nie­waż mil­cza­ła, spy­tał:

– Ale cze­go się bo­isz?

– Po pro­stu boję się... to wszyst­ko.

– Ale...

Utkwił w niej zdu­mio­ny wzrok, a ona spoj­rza­ła mu w oczy.

– Wiem, to nie­do­rzecz­ne, praw­da? A mimo to tak wła­śnie się czu­ję. Boję się, nic po­nad­to. Nie wiem ani cze­go, ani dla­cze­go, ale cały czas gnębi mnie myśl, że przy­tra­fi mi się coś strasz­ne­go... strasz­ne­go...

Za­pa­trzy­ła się w prze­strzeń. Ra­oul de­li­kat­nie oto­czył ją ra­mie­niem.

– Naj­dro­ższa – rze­kł – po­słu­chaj, nie wol­no ci się pod­da­wać. Wiem, jaka jest tego przy­czy­na, to re­zul­tat na­pi­ęcia, Si­mo­ne, na­pi­ęcia zwi­ąza­ne­go z ży­ciem me­dium. Po­trze­ba ci od­po­czyn­ku... od­po­czyn­ku i spo­ko­ju.

Spoj­rza­ła na nie­go z wdzi­ęcz­no­ścią.

– Tak, Ra­oul, masz słusz­no­ść. Tego wła­śnie mi po­trze­ba, od­po­czyn­ku i spo­ko­ju.

Za­mknęła oczy i opa­rła gło­wę na jego ra­mie­niu.

– I szczęścia – szep­nął jej do ucha Ra­oul.

Przy­ci­ągnął ją bli­żej. Si­mo­ne, nie otwie­ra­jąc oczu, głębo­ko wes­tchnęła.

– Tak – wy­szep­ta­ła – tak. W two­ich ra­mio­nach czu­ję się bez­piecz­na. Za­po­mi­nam o swo­im ży­ciu, okrop­nym ży­ciu me­dium. Wiesz wie­le, Ra­oul, ale na­wet ty nie zda­jesz so­bie spra­wy, co to wszyst­ko zna­czy.

Po­czuł, jak jej cia­ło sztyw­nie­je w jego uści­sku. Otwo­rzy­ła oczy i po­now­nie za­pa­trzy­ła się w prze­strzeń.

– Sie­dzisz w ciem­no­ści, cze­ka­jąc, a ciem­no­ść, Ra­oul, jest okrop­na, po­nie­waż jest to ciem­no­ść pust­ki i ni­co­ści. Pod­da­jesz się świa­do­mie tej ciem­no­ści, za­tra­casz się w niej. Po­tem nie wiesz już nic, ni­cze­go nie czu­jesz, a po ja­ki­mś cza­sie prze­ży­wasz po­wol­ny, bo­le­sny po­wrót do świa­do­mo­ści, bu­dzisz się z tego snu, ale je­steś taki zmęczo­ny... tak okrop­nie zmęczo­ny.

– Wiem – mruk­nął Ra­oul – wiem.

– Tak bar­dzo zmęczo­ny – wy­szep­ta­ła po­now­nie Si­mo­ne.

Gdy po­wta­rza­ła te sło­wa, wy­da­wa­ło się, że całe jej cia­ło omdle­wa.

– Ale ty je­steś wspa­nia­ła, Si­mo­ne. – De­li­kat­nie ujął jej dło­nie w swo­je ręce, pra­gnąc, by jego en­tu­zjazm udzie­lił się ta­kże jej. – Je­steś nie­zwy­kła... świat ni­g­dy nie miał tak wspa­nia­łe­go me­dium.

Po­trząsnęła gło­wą i lek­ko się uśmiech­nęła.

– Ależ tak, tak – po­wtó­rzył z na­ci­skiem Ra­oul. – Wy­ci­ągnął z kie­sze­ni dwa li­sty. – Po­patrz, oto list od pro­fe­so­ra Ro­che z Sal­pê­tri­ère, a ten od dok­to­ra Ge­ni­ra z Nan­cy. Obaj bła­ga­ją, byś na­dal, przy­naj­mniej raz na ja­kiś czas, ze­chcia­ła uczest­ni­czyć w or­ga­ni­zo­wa­nych przez nich se­an­sach.

– Och, nie! – Si­mo­ne ze­rwa­ła się na rów­ne nogi. – Nie mogę, nie mogę. Trze­ba z tym wszyst­kim raz na za­wsze sko­ńczyć... Obie­ca­łeś mi, Ra­oul.

Ra­oul pa­trzył na nią zdu­mio­ny: sta­ła przed nim, chwie­jąc się, i wy­gląda­ła jak osa­czo­ne zwie­rzę. Wstał z sofy i wzi­ął ją za rękę.

– Tak, tak – po­wie­dział. – Na­tu­ral­nie, z całą pew­no­ścią z tym już ko­niec. Wspo­mnia­łem o tych li­stach, Si­mo­ne, tyl­ko dla­te­go, że je­stem z cie­bie tak bar­dzo dum­ny.

Zer­k­nęła na nie­go po­dejrz­li­wie.

– Więc nie za­żądasz już, bym kie­dy­kol­wiek znów gra­ła rolę me­dium?

– Ni­g­dy – od­pa­rł Ra­oul – chy­ba że sama będziesz mia­ła na to ocho­tę, je­dy­nie od cza­su do cza­su dla sta­rych przy­ja­ciół...

– Nie, nie – prze­rwa­ła mu wzbu­rzo­na. – Ni­g­dy wi­ęcej. Gro­zi mi nie­bez­pie­cze­ństwo. Uwierz mi, że czu­ję to... wiel­kie nie­bez­pie­cze­ństwo.

Przez chwi­lę przy­ci­ska­ła dło­nie do czo­ła, po czym po­de­szła do okna.

– Obie­caj mi, że już ni­g­dy wi­ęcej – na­le­ga­ła spo­koj­niej­szym już to­nem, nie od­wra­ca­jąc się.

Ra­oul podążył za nią, po czym ją ob­jął.

– Moja dro­ga – wy­szep­tał czu­le. – Obie­cu­ję ci, że po dzi­siej­szym se­an­sie ni­g­dy już nie wy­stąpisz w roli me­dium.

Po­czuł, że wstrząsnął nią dreszcz.

– Po dzi­siej­szym se­an­sie – mruk­nęła. – Ach tak... Za­po­mnia­łam o ma­da­me Exe.

Ra­oul spoj­rzał na ze­ga­rek.

– Będzie tu lada chwi­la, może jed­nak, Si­mo­ne, je­śli nie czu­jesz się do­brze...

Ale Si­mo­ne za­to­pio­na we wła­snych my­ślach zda­wa­ła się go nie słu­chać.

– Ona jest... dziw­ną ko­bie­tą, Ra­oul, bar­dzo dziw­ną ko­bie­tą. Czy wiesz, że ja... Ona mnie wręcz prze­ra­ża.

– Si­mo­ne! – W jego gło­sie za­brzmia­ła na­ga­na, któ­rą od razu wy­czu­ła.

– Tak, tak, wiem, je­steś jak wszy­scy Fran­cu­zi, Ra­oul. Dla was mat­ka to świ­ęto­ść, a ja być może za­cho­wu­ję się nie­życz­li­wie, ży­wi­ąc do niej ta­kie uczu­cia te­raz, kie­dy bo­le­je nad stra­tą swo­je­go dziec­ka. Ale... nie umiem tego wy­tłu­ma­czyć. Jest taka duża i cała w czer­ni, a te jej ręce... Czy kie­dy­kol­wiek zwró­ci­łeś uwa­gę na jej dło­nie, Ra­oul? Ogrom­ne, mu­sku­lar­ne, sil­ne dło­nie, tak sil­ne jak u mężczy­zny. Och! – Za­drża­ła lek­ko i przy­mknęła oczy.

Ra­oul cof­nął ra­mię i ode­zwał się chłod­no:

– Na­praw­dę nie po­tra­fię cię zro­zu­mieć, Si­mo­ne. Jako ko­bie­ta po­win­naś prze­cież wspó­łczuć in­nej ko­bie­cie, mat­ce, któ­ra stra­ci­ła swe je­dy­ne dziec­ko.

Si­mo­ne wy­ra­zi­ła ge­stem znie­cier­pli­wie­nie.

– To ty nic nie ro­zu­miesz, mój dro­gi przy­ja­cie­lu. Nie mogę nic na to po­ra­dzić. Od chwi­li gdy ją zo­ba­czy­łam... po­czu­łam... – Bez­rad­nie roz­ło­ży­ła ręce. – Strach! Pa­mi­ętasz, to było na dłu­go przed­tem, za­nim zgo­dzi­łam się zo­stać jej me­dium. W pe­wien spo­sób wy­czu­wa­łam, że przy­nie­sie mi nie­szczęście.

Ra­oul wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Choć praw­dę mó­wi­ąc, sta­ło się wręcz prze­ciw­nie – rze­kł oschle. – Ka­żdy se­ans ko­ńczył się wy­ra­źnym suk­ce­sem. Duch ma­łej Ame­lii na­tych­miast w cie­bie wstępo­wał, a ma­te­ria­li­za­cje były na­praw­dę ude­rza­jące. Szko­da, że pro­fe­sor Ro­che nie może być obec­ny na tym ostat­nim se­an­sie.

– Ma­te­ria­li­za­cje – po­wtó­rzy­ła ci­cho Si­mo­ne. – Po­wiedz mi, Ra­oul... wiesz prze­cież, że nie wiem, co się dzie­je, kie­dy je­stem w tran­sie... czy ma­te­ria­li­za­cje są rze­czy­wi­ście tak cu­dow­ne?

Ra­oul skwa­pli­wie kiw­nął gło­wą.

– Na pierw­szych kil­ku se­an­sach po­stać dziec­ka ry­so­wa­ła się jak przez mgłę – wy­ja­śnił – ale pod­czas ostat­nie­go...

– Słu­cham?

– Si­mo­ne, dziew­czyn­ka, któ­ra tam sta­ła, była na­praw­dę żywą isto­tą z krwi i ko­ści – po­wie­dział ci­cho. – Do­tknąłem jej na­wet... Lecz wi­dząc, że spra­wia ci to ból, nie po­zwo­li­łem ma­da­me Exe zro­bić tego sa­me­go. Oba­wia­łem się, że stra­ci pa­no­wa­nie nad sobą, co mo­gło­by się dla cie­bie fa­tal­nie sko­ńczyć.

Si­mo­ne po­now­nie od­wró­ci­ła się w stro­nę okna.

– Gdy się obu­dzi­łam, by­łam strasz­nie wy­czer­pa­na – wy­szep­ta­ła. – Ra­oul, czy je­steś pew­ny... czy je­steś na­praw­dę pew­ny, że to wszyst­ko jest ca­łkiem w po­rząd­ku? Wiesz prze­cież, co my­śli ko­cha­na sta­ra Eli­se... Uwa­ża, że mam kon­szach­ty z dia­błem! – Za­śmia­ła się nie­pew­nie.

– Wiesz, w co ja wie­rzę – od­pa­rł bar­dzo po­wa­żnie Ra­oul. – Ba­da­jąc nie­zna­ne, za­wsze na­ra­ża­my się na nie­bez­pie­cze­ństwo, ale dzia­ła­my w szla­chet­nej spra­wie, w spra­wie Na­uki. Wszędzie na świe­cie lu­dzie po­świ­ęca­li się dla Na­uki... Byli pio­nie­ra­mi, za­pła­ci­li wy­so­ką cenę po to, aby inni mo­gli bez­piecz­nie pó­jść w ich śla­dy. Od dzie­si­ęciu już lat dzia­łasz dla Na­uki kosz­tem strasz­li­we­go na­pi­ęcia ner­wo­we­go. Spe­łni­łaś swój obo­wi­ązek, od dziś sta­niesz się wol­na i szczęśli­wa.

Uśmiech­nęła się do nie­go czu­le, na­gle od­zy­sku­jąc spo­kój. Po­tem zer­k­nęła na ze­gar.

– Ma­da­me Exe się spó­źnia – mruk­nęła. – Może w ogó­le nie przyj­dzie?

– My­ślę, że przyj­dzie – od­pa­rł Ra­oul. – Twój ze­gar tro­chę się spie­szy, Si­mo­ne.

Si­mo­ne po­kręci­ła się po po­ko­ju, prze­sta­wia­jąc ró­żne bi­be­lo­ty.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

[1]Eh bien (fr.) – tu: No cóż