Rawa i okolice... Tu wszystko jest możliwe - KochamRawe.pl - ebook

Rawa i okolice... Tu wszystko jest możliwe ebook

KochamRawe.pl

0,0

Opis

W książce "Rawa i okolice... Tu wszystko jest możliwe" znajdziesz najlepsze opowiadania napisane przez uczestników trzeciej edycji konkursu literackiego poświęconego Rawie Mazowieckiej i Ziemi Rawskiej, którego organizatorem jest wydawca gazety KochamRawe.pl - magazyn opinii i serwisu internetowego www.KochamRawe.pl.

Autorami opowiadań są: Julia Biernacka, Julia Gorgas, Mirosław Iskierka, Katarzyna Jarosz, Iwona Kacprzak, Julia Kobacka, Maja Kowalczyk, Mateusz Kucharski, Jakub Lewandowski, Maciej Łysoniewski, Natalia Masłocha, Marta Miniatorska, Joanna Piwowar, Aneta Rayzacher-Majewska, Janina Zajączkowska, Antonina Zawadzka, Agata Zielińska.

Wśród autorów są: dzieci, młodzież i osoby dorosłe. Fabuła każdego z opowiadań osadzona jest na Ziemi Rawskiej, zarówno we współczesności jak i w minionych wiekach.

Warto zapoznać się z twórczością literacką młodych i nieco starszych mieszkańców Ziemi Rawskiej, którzy kochają swoją Małą Ojczyznę, o czym dali wyraz w swoich opowiadaniach, opublikowanych w zbiorze Rawa i okolice Tu wszystko jest możliwe.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 183

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Julia Gorgas

Szkoła Podstawowa nr 1 im. Tadeusza Kościuszki w Rawie Mazowieckiej

I NAGRODAKategoria: szkoły podstawowe

Bliżej niż myślisz

Jestem Sandra i wraz z grupką moich przyjaciół mam bzika na punkcie urbexu. Wszystko zaczęło się, kiedy jako dzieciaki naoglądaliśmy się filmów o zwiedzaniu nawiedzonych i opuszczonych miejsc. Chociaż mieliśmy wtedy po kilkanaście lat, wiedzieliśmy, że kiedy dorośniemy, chcemy razem eksplorować podobne budynki i lasy. Na nasz pierwszy prawdziwy urbex pojechaliśmy po osiemnastce aż do Rumunii nad słynne wówczas jezioro czarownic. Wszyscy byliśmy mocno wystraszeni, ale przerażenie tylko nakręciło nas jeszcze bardziej do zwiedzania podobnych lokalizacji. Od naszej pierwszej wycieczki minęło około sześć lat. Przez cały ten czas odwiedziliśmy wiele miejsc, które wyglądały jak żywcem wyjęte z horrorów, a im gorszą miały sławę, tym szybciej tam pędziliśmy.

Niedawno jednak zaczęło brakować nam pomysłów na nowe miejscówki. Przez blisko pół roku nie mogliśmy znaleźć nic ciekawego i już wydawało mi się, że nasza przygoda z urbexem zakończyła się na dobre, kiedy dziś wieczorem zadzwonił do mnie Tomek.

– Siemka, co tam? – rzuciłam do słuchawki, myśląc, że znowu chce mi się wyżalać przez telefon.

– Słuchaj, znalazłem coś superowego! – odpowiedział z podekscytowaniem w głosie.

– Kolejny nowy smak pizzy? – zaśmiałam się ironicznie.

– Ehhh, a ty jak zawsze o żarciu… – burknął, udając obrażonego. – Ale teraz na serio. Masz ochotę na mały urbex ze starą ekipą? – Na moment mnie zatkało.

– Gdzie? – to było jedyne słowo, jakie byłam w stanie wykrztusić. Usłyszałam w słuchawce śmiech Tomka.

– Jest takie opuszczone miasto, ale nie opowiem ci o nim teraz, za dużo gadania. Podeślę ci stronę, na której znalazłem informacje o tym miejscu.

– Ok – czułam, jak szczęście rozpiera mnie od środka. – Dzwoniłeś już do Krzyśka i Marty? – zapytałam, mając na myśli pozostałych członków naszej paczki.

– Tak, powiedzieli, że mogą jechać za tydzień w sobotę. Dasz wtedy radę?

– Jasne! – byłam zbyt podekscytowana, żeby się nie zgodzić.

Reszta rozmowy upłynęła nam na planowaniu spotkania i organizowaniu potrzebnego sprzętu. Kiedy niemal po godzinie Tomek się rozłączył, od razu weszłam w link do artykułu, który mi podesłał.

Miasto, o którym mówił, nazywało się Rawa Mazowiecka i było opuszczone od około czterdziestu lat. Podobno w latach osiemdziesiątych doszło tam do jakiejś serii morderstw i zaginięć. Były to jednak tylko domysły, ponieważ nikt nigdy nie odnalazł zaginionych. Niektórzy mieszkańcy miasta twierdzili nawet, że na tafli wody sztucznego zbiornika wodnego, nazywanego też zalewem, widzieli twarze zaginionych. Ich ,,duchy” miały być jeszcze widywane w ruinach Zamku Książąt Mazowieckich oraz w podmiejskich lasach. Wszytko to brzmiało nierealnie, jak wyssana z palca miejska legenda, którą starsi bracia straszą młodsze rodzeństwo, ale ponoć wkrótce po tym, jak zaczęto widywać zjawy, wszyscy mieszkańcy opuścili Rawę Mazowiecką, a miasto zyskało sławę opuszczonego, do którego lepiej się nie zapuszczać.

Poczułam, że ciarki przebiegły mi po plecach. Choć nie chciałam dopuścić tego do siebie, czułam, że nie powinniśmy tam jechać. Jednak wszystkie obawy tłumaczyłam sobie tym, że przez sześciomiesięczną przerwę odzwyczaiłam się, że tego typu miejsca były dla mnie codziennością.

Szybko zapomniałam o moich przeczuciach i cały następny tydzień spędziłam na odświeżaniu sprzętu i uzgadnianiu z przyjaciółmi szczegółów wyjazdu. Mieliśmy spotkać się przed domem Krzyśka i pojechać na miejsce właśnie jego samochodem.

Kiedy nareszcie nadeszła wyczekiwana przez nas wszystkich sobota, od rana czułam się spięta. Całą noc dręczyły mnie koszmary o mieście, do którego mieliśmy jechać. Gdybym tylko wtedy posłuchała swojej intuicji…Postanowiłam jednak przykleić do twarzy sztuczny uśmiech i liczyć na to, że wcześniej czy później się rozkręcę.

Przyszłam na spotkanie jako ostatnia. Wszyscy moi przyjaciele byli w świetnych nastrojach, więc nie potrzebowałam wiele czasu na poprawę humoru. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Podróż miała zająć nam około dwie godziny, więc wykorzystaliśmy ten czas, rozmawiając i wygłupiając się.

– Cykasz się, Sandra? – zapytał mnie ze śmiechem Tomek. – Czyżby panią „Niczego Się Nie Boję” obleciał strach?

Tomek od zawsze był duszą towarzystwa i potrafił rozluźnić nawet najbardziej napiętą atmosferę, dlatego wszyscy parsknęliśmy śmiechem.

– Zamknij się, tchórzliwa kapucynko! – zachichotałam, uderzając go w ramię. – Jeszcze zobaczysz, że pierwszy uciekniesz do samochodu z podkulonym ogonem!

– Tak jak wtedy, gdy byliśmy w nocy na Ogrodzieńcu! – Marta włączyła się do rozmowy.

– Oj, tak! Zabłysnąłeś tam, stary! – Krzysiek oderwał się na chwilę od patrzenia na drogę – uciekałeś, jakby goniła cię sama przerażająca Madame Biegunka!

Znów wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nasz przyjaciel nie wiedział, co powiedzieć, więc jak to on zaczął udawać obrażonego. Reszta podróży upłynęła nam w miłej atmosferze. Na miejsce dojechaliśmy koło dziewiętnastej, a ponieważ to czerwiec, było jeszcze jasno. Wjeżdżając do miasta, minęliśmy ledwo widoczny, zarośnięty mchem drewniany posąg jednego z książąt mazowieckich.

– Słyszeliście, że ten gość podobno zamurował w zamku zwoją żonę, dlatego że podejrzewał ją o zdradę? – zapytała Marta, posyłając figurze krzywe spojrzenie. – Poszło to echem po całej Europie i nawet powstała z tej historii jakaś włoska legenda. Z tego, co czytałam, to sam Shakespeare bazował na tej akcji, pisząc swoją ,,Zimową opowieść”.

– Serio? – zapytałam zaintrygowana. – Czytałam to w liceum, ale nigdy nie pomyślałabym, że Shakespeare inspirował się jakimkolwiek zdarzeniem z Polski.

– Ja też, na początku w ogóle nie chciałam w to wierzyć, ale artykuły mówiły same za siebie.

Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy odezwał się Krzysiek:

– Zaparkujemy na placu pośrodku miasta. Już prawie tam jesteśmy, obudzicie Tomka?

– Robi się, kapitanie! – zawołała Marta i szturchnęła Tomka z taką siłą, że aż podskoczył.

– C-c-co się dzieje?! – wykrzyknął brutalnie przywrócony do rzeczywistości.

– Wstawaj, już dojechaliśmy! – zaśmiałam się. – Moglibyśmy zostawić cię gdzieś przy autostradzie, a ty nawet byś tego nie zauważył.

– W sumie to nie taki głupi pomysł – powiedział Krzysiek, wychodząc z auta. Wszyscy zrobiliśmy to samo.

– Wow… – nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

– Trochę tu tak jakby… pusto – wymamrotał wciąż nieprzytomny Tomek.

Staliśmy na betonowym placu otoczonym przez kamienice, a na wprost nas stał duży kościół. To miejsce wyglądało zupełnie, jakby zatrzymało się w czasie. Jednak czegoś mi tutaj brakowało… Dopiero po chwili zorientowałam się, że na placu panuje wręcz grobowa cisza. To nie było naturalne. Zazwyczaj nawet w najciaśniejszych i najciemniejszych jaskiniach spotykaliśmy jakiekolwiek zwierzęta, na przykład nietoperze czy pająki, a tu nie było nawet zwykłych gołębi.

– Co robimy? – głos Marty wyrwał mnie z zamyślenia.

– To miasto jest większe niż myślałem – powiedział Tomek. – Gdybyśmy chcieli zwiedzić je razem, zajęłoby nam to około dnia.

– Racja – zgodziłam się. – Może się rozdzielimy?

Sądząc po minach Marty i Tomka, mój pomysł nie przypadł im do gustu, Krzysiek jednak był za.

– Ok, wziąłem za sobą cztery kamery go pro, będziemy mogli wszystko nagrać i potem obejrzeć razem.

Skończyło się na tym, że dziś rozdzieleni zwiedzimy połowę miasta, a pozostałą część – razem, za tydzień. Tomek poszedł zbadać pobliski park, Marta cmentarz, Krzysiek położoną niedaleko prawie 100-letnią szkołę, a ja blokowisko. Nie miałam dziś ochoty na ekstremalne przeżycia, dlatego wybrałam bloki. Raczej nie znajdę tam nic szczególnie strasznego. Mieliśmy spotkać się najpóźniej o drugiej w nocy koło samochodu.

Odeszłam w swoim kierunku i włączyłam go pro. Od około roku prowadzimy wspólny kanał na YouTube. Jak na razie nie jesteśmy popularni, ale mamy kilku oddanych subskrybentów. Postanowiłam opublikować mój dzisiejszy urbex, dlatego przywitałam się z widzami.

– Hejka, wariaci! Właśnie lecę obczaić opuszczone bloki na ulicy Solidarności w Rawie Mazowieckiej! Zobaczymy, czy znajdę tam coś ciekawego.

Energicznie zaczęłam iść w kierunku bloków znajdujących się naprzeciwko cmentarza. Kiedy stanęłam przed pierwszym z nich, skamieniałam. Dawno nie widziałam tak zarośniętych budynków. Ich brudne ściany i okna przywodziły mi na myśl klatki filmu o mieście widmo.

Ostrożnie weszłam do pierwszego budynku. Po tym, co zobaczyłam na zewnątrz, spodziewałam się okropnego smrodu i tony pajęczyn, ale wbrew moim obawom nie było aż tak źle. Jedna rzecz, na jaką mogłabym narzekać, było dziwne uczucie. Miałam wrażenie, że nie jestem tu mile widziana, jakbym weszła do domu kogoś obcego. To przeczucie było tak silne, że przez chwilę rozważałam nawet odwrót, jednak przypomniałam sobie wcześniejsze słowa Tomka: „Cykasz się, Sandra?”. Zacisnęłam rękę na latarce i włączyłam ją. Żeby udowodnić sama sobie, że wcale się nie boję, zdecydowałam się najpierw rozejrzeć się po piwnicach. Światło mojej latarki tylko podkręcało straszny klimat panujący na klatce schodowej. Schodząc w dół po ciemnych schodach, czułam na sobie czyiś wzrok, ale zignorowałam to, sądząc, że to tylko moja wybujała wyobraźnia. Gdy byłam już prawie na dole, poczułam, że obleciał mnie strach. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do piwnicy. Była zupełnie pusta.

Odetchnęłam z ulgą i wróciłam na górę. Zaczęłam oglądać mieszkania, ale większość, podobnie jak piwnica, była pusta. Zdarzały się pojedyncze nieopróżnione lokale, ale zwiedzając dziesięć bloków, trafiłam na raptem siedem takich mieszkań. Na dodatek nie było w nich nic ciekawego. Jedynym, co mnie niepokoiło, było to dziwaczne uczucie, które towarzyszyło mi w każdym budynku, choć szczerze mówiąc, zdążyłam się już do niego przyzwyczaić.

Kiedy koło dwudziestej drugiej wychodziłam z dziesiątego bloku, moje walkie-talkie głośno zatrzeszczało. Aż drgnęłam zaskoczona tak gwałtownym dźwiękiem.

– Halo? – powiedziałam do mikrofonu w urządzeniu, próbując zapanować nad głosem. – Kto tam?

Zamiast odpowiedzi dotarło do mnie tylko więcej szumu. Już miałam wyłączyć radio, kiedy nagle usłyszałam z niego wrzask Tomka.

– Sandro! Jeśli myślisz, że to jest śmieszne, to jesteś jakąś psychopatką!!!! – nigdy nie słyszałam go tak zdenerwowanego. Jego głos brzmiał, jakby był wściekły i przerażony jednocześnie.

– Co? Tomku, co się dzieje?! – zawołałam. Nie miałam pojęcia, o czym on gadał.

– Przestań udawać, że nie wiesz, o co chodzi, idiotko! – miałam wrażenie, że mój przyjaciel postradał zmysły. – Wiem, że za mną łazisz i rozkładasz świece! Nawet teraz cię widzę! Stoisz za tym starym dębem koło mostu i perfidnie rżysz!!! Zaraz cię chyba zabiję!

– To nie ja, opanuj się! – powoli zaczął mnie denerwować – Przez ciebie serio się boję, więc lepiej przestań robić sobie żarty, pajacu!