Radio Silence - Alice Oseman - ebook

Radio Silence ebook

Oseman Alice

4,8

10 osób interesuje się tą książką

Opis

A jeśli wszystko, co o sobie myślisz, okaże się nagle nieprawdą?

Frances uczy się jak szalona, całymi dniami ślęczy nad książkami. Za nic nie pozwoli, by coś stanęło jej na drodze do osiągnięcia celu: traumatyczna przeszłość, przyjaciele albo ona sama, czy raczej ktoś, kto skrywa się w zakamarkach jej duszy.

W uporządkowany świat Frances zaczynają jednak wkraczać wątpliwości i rozterki, gdy pewnego dnia spotyka Aleda, twórcę swojego ulubionego podcastu. Dziewczyna po raz pierwszy w życiu doświadcza prawdziwej przyjaźni, po raz pierwszy też ma odwagę spojrzeć szczerze w głąb siebie.

Teraz Frances próbuje odkryć, kim tak naprawdę pragnie być, ale dobrze wie, że przedtem musi stawić czoło przeszłości, raz na zawsze się z nią rozprawić i móc wreszcie być po prostu sobą.

Alice Oseman to najbardziej rozpoznawalny i przejmujący głos pokolenia. We wszystkich swoich powieściach podejmuje tematy tożsamości, różnorodności i wolności wyboru.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (9 ocen)
7
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zyga873

Dobrze spędzony czas

Zupełnie się nie spodziewałam, ze to będzie o tym, o czym jest. To zdecydowanie na plus!
10
Izacze1

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, z ważnym przesłaniem i wieloma zwrotami akcji. Teoretycznie nie wiadomo do czego zmierzamy, ale wszystko zmierza w doskonałym kierunku by opowiedzieć o ... życiu i wyborach
00

Popularność




First published in Great Britain by HarperCollins Children’s Books in 2016

HarperCollins Children’s Books is a division of HarperCollinsPublishers Ltd, under the title: RADIO SILENCE.

Copyright © Alice Oseman 2016

Alice Oseman asserts the moral right to be identified as the author of the work.

Cover design © HarperCollinsPublishers 2018

Translation © 2024 by Wydawnictwo Jaguar translated under the licence of HarperCollinsPublishers Ltd.

Lyrics from ‘lonely boy goes to a rave’ courtesy of Teen Suicide © 2013. All rights reserved.

Copyright © for the translation by Nina Lubiejewska

Redakcja: d2d.pl

Korekta: d2d.pl, Agnieszka Zygmunt

Skład i łamanie: Robert Majcher

Adaptacja okładki i projekt stron tytułowych: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright for the Polish edition © 2024 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-397-6

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2024

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2024

PRZYSZŁOŚĆ

– Słyszysz to? – zapytała Carys Last, zatrzymując się tak gwałtownie, że niemal na nią wpadłam.

Stałyśmy na dworcu. Miałyśmy po piętnaście lat i się przyjaźniłyśmy.

– Co? – odparłam, bo nie słyszałam niczego poza kawałkiem, który płynął z jednej słuchawki. To chyba byli Animal Collective.

Carys wybuchła śmiechem, co nie zdarzało się zbyt często.

– Za głośno puszczasz muzykę – powiedziała, wyrywając mi słuchawkę z ucha. – Posłuchaj.

Stałyśmy nieruchomo i nasłuchiwałyśmy, a ja pamiętam wszystko, co usłyszałam w tamtej chwili. Usłyszałam, jak pociąg, z którego właśnie wysiadłyśmy, odjeżdża w głąb miasta. Usłyszałam, jak kontroler biletów wyjaśnia starszemu mężczyźnie, że kolejkę do St Pancras odwołano ze względu na opady śniegu. Usłyszałam odległe odgłosy ruchu ulicznego, powiew wiatru nad nami, dźwięk wody spłukiwanej w dworcowej toalecie, „Na peron pierwszy wjeżdża pociąg do Ramsgate. Planowy odjazd pociągu: 8.02”, odgłos odśnieżania chodnika, wóz strażacki, głos Carys i…

Płomienie.

Odwróciłyśmy się i spojrzałyśmy na martwe, pokryte śniegiem miasto. Normalnie widziałyśmy stamtąd szkołę, ale tego dnia zasłaniała ją chmura dymu.

– Jak to możliwe, że z pociągu nie zauważyłyśmy dymu? – zapytała Carys.

– Spałam – rzuciłam.

– Ale ja nie.

– Nie zwróciłaś uwagi.

– Cóż, wygląda na to, że szkoła się zjarała – powiedziała i usiadła na dworcowej ławce. – Spełniło się marzenie siedmioletniej Carys.

Przyglądałam się temu jeszcze chwilę, po czym zajęłam miejsce obok niej.

– Myślisz, że to ci jajcarze? – Miałam na myśli anonimowych blogerów, którzy przez cały ubiegły miesiąc zdobywali rozgłos za sprawą coraz bardziej złośliwych wybryków w szkole.

Carys wzruszyła ramionami.

– Co za różnica? Rezultat pozostaje ten sam.

– To ważne. – Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić, co się stało. – To… To wygląda poważnie. Będziemy musiały zmienić szkołę. Bloków C i D najwyraźniej już… nie ma. – Ścisnęłam spódnicę. – W bloku D była moja szafka. Trzymałam tam moje notatki do egzaminu. Poświęciłam na nie wiele dni.

– O cholera.

Cała się trzęsłam.

– Dlaczego oni to robią? Zniszczyli efekty ciężkiej pracy. Utrudnili tak wielu ludziom zdanie egzaminów i matur, które mają ogromny wpływ na naszą przyszłość. Po prostu zrujnowali ludziom życie. Carys najwyraźniej rozmyślała o tym i otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale ostatecznie znów je zamknęła, nic nie mówiąc.

1. Semestr letni

a)

BYŁAM BYSTRA

– Zależy nam na szczęściu uczniów oraz na ich sukcesach – powiedziała nasza dyrektor doktor Afolayan, stojąc przed czterystoma rodzicami i uczniami przedostatniego, dwunastego roku, na spotkaniu z rodzicami w semestrze letnim.

Miałam siedemnaście lat i byłam przewodniczącą samorządu. Siedziałam za kulisami, bo za dwie minuty miała się rozpocząć moja przemowa. Nie zaplanowałam jej i się nie denerwowałam. Byłam bardzo z siebie zadowolona.

– Zapewnianie wychowankom dostępu do najlepszych ofert na rynku traktujemy jako nasz obowiązek.

W zeszłym roku udało mi się zostać przewodniczącą samorządu, bo na plakacie miałam podwójny podbródek. Poza tym użyłam słowa „mem” w przemowie podczas wystąpienia wyborczego. Dzięki temu sprawiałam wrażenie, jakbym miała gdzieś całe te wybory – choć w rzeczywistości było wręcz przeciwnie – a przez to ludzie chcieli na mnie głosować. Nie można mi zarzucić, że nie znam swoich wyborców.

Mimo to nie byłam do końca pewna, o czym mówić w trakcie wystąpienia na spotkaniu z rodzicami. Afolayan powiedziała już wszystko, co zapisałam na odwrocie ulotki klubu nocnego, którą znalazłam w kieszeni marynarki pięć minut temu.

– Program Oxbridge odnosi w tym roku niesamowite sukcesy…

Zgniotłam ulotkę i rzuciłam ją na podłogę. Trzeba będzie improwizować.

Zdarzało mi się tak już robić, więc to nie było dla mnie nic strasznego, a poza tym nikt i tak nie zdawał sobie z tych improwizacji sprawy. Nikt nawet nie brał pod uwagę możliwości, że mogłam improwizować. Miałam reputację osoby dobrze zorganizowanej. Zawsze odrabiałam prace domowe, zawsze miałam dobre stopnie, a moim celem było dostanie się na Cambridge. Nauczyciele mnie uwielbiali, a rówieśnicy mi zazdrościli.

Byłam bystra.

Nikt z mojego rocznika nie miał lepszych wyników. Wybierałam się na Cambridge, zamierzałam znaleźć dobrą pracę i zarabiać kupę kasy. Zamierzałam być szczęśliwa.

– W związku z tym sądzę – powiedziała doktor Afolayan – że nasi nauczyciele także zasługują na brawa, zważywszy na to, jak ciężko pracowali w tym roku.

Publiczność zaczęła klaskać, ale zauważyłam, że kilkoro uczniów przewróciło oczami.

– A teraz chciałabym przedstawić państwu przewodniczącą samorządu uczniowskiego Frances Janvier.

Źle wymówiła moje nazwisko. Widziałam, jak Daniel Jun, wiceprzewodniczący samorządu, przygląda mi się z drugiego końca sceny. Daniel mnie nie znosił, bo oboje byliśmy bezwzględnymi robotami do nauki.

– Odkąd Frances dołączyła do nas kilka lat temu, niezmiennie odnosi liczne sukcesy i bez wątpienia reprezentuje najważniejsze wartości naszej akademii. Dziś opowie państwu o swoich dotychczasowych doświadczeniach w akademii oraz o swoich planach na przyszłość.

Wstałam, weszłam na scenę, uśmiechnęłam się i czułam się świetnie, bo byłam do tego stworzona.

NARRATOR

– Chyba nie będziesz znów improwizować, Frances? – zapytała mama kwadrans wcześniej. – Ostatnio skończyłaś przemowę, pokazując kciuk w górę.

Stała ze mną w korytarzu prowadzącym do wejścia na scenę. Uwielbiała wieczory z rodzicami, głównie dlatego, że kochała skonsternowane spojrzenia, które ludzie posyłają jej, gdy przedstawia się jako moja matka. Wynikają z tego, że ja jestem rasy mieszanej, ona jest biała, a z jakiegoś powodu większość ludzi uważa, że jestem Hiszpanką, bo już w zeszłym roku zdałam egzamin z hiszpańskiego.

Kochała też słuchać, jak nauczyciele powtarzają jej w kółko, jaka jestem wspaniała.

Pomachałam jej ulotką przed nosem.

– Wypraszam sobie. Jestem nieziemsko przygotowana.

Mama wyjęła mi ją z dłoni i przestudiowała.

– Tu są tylko trzy punkty. Jeden z nich brzmi: „wspomnieć o internecie”.

– Tylko tyle mi trzeba. Specjalizuję się w sztuce gadania o niczym.

– Bez wątpienia. – Mama oddała mi ulotkę i oparła się o ścianę. – Mogłoby się po prostu obejść bez kolejnego incydentu, kiedy to przez trzy minuty mówisz o Grzeo tron.

– Nigdy mi tego nie zapomnisz, co?

– Nigdy.

Wzruszyłam ramionami.

– Wiem, o czym mówić. Jestem mądra, idę na studia, bla, bla, bla, oceny, sukces, szczęście. Będzie dobrze.

Czasami miałam wrażenie, że nie mówię o niczym innym. To, że byłam mądra, koniec końców stało się podstawowym źródłem mojej samooceny.

Jestem bardzo smutną osobą, we wszystkich znaczeniach tego słowa, ale przynajmniej wiedziałam, że dostanę się na studia.

Mama uniosła brew.

– Denerwuję się przez ciebie.

Próbowałam przestać o tym myśleć i zamiast tego skupić się na swoich planach na wieczór.

Tego wieczoru zamierzałam wrócić do domu, zrobić sobie kawę, zjeść kawałek ciasta, a następnie iść na górę, usiąść na łóżku i posłuchać nowego odcinka Universe City.

Universe City to podcast na YouTubie opowiadający o ubranym w garnitur studencie detektywie, który szuka sposobu na ucieczkę z futurystycznego uniwersytetu opanowanego przez potwory. Nikt nie wiedział, kto był autorem podcastu, ale to właśnie przez głos narratora tak bardzo się od niego uzależniłam – brzmiał tak łagodnie. Sprawiał, że miałam ochotę położyć się spać. Słuchając go, odnosiłam wrażenie, że ktoś głaszcze mnie po włosach, jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało.

To właśnie miałam zamiar robić po powrocie do domu.

– Jesteś pewna, że sobie poradzisz? – zapytała mama, patrząc mi w oczy.

Zawsze o to pytała, gdy musiałam przemawiać publicznie, a zdarzało się to często.

– Poradzę sobie.

Poprawiła mi kołnierz i jednym palcem stuknęła w srebrną odznakę przewodniczącej samorządu.

– Przypomnij mi: dlaczego chciałaś zostać przewodniczącą?

– Bo jestem w tym świetna – odparłam, choć pomyślałam: „Bo uczelnie to uwielbiają”.

UMIERAM, ALE W DOBRYM ZNACZENIU

Wygłosiłam przemowę, zeszłam ze sceny i zerknęłam na telefon, bo nie robiłam tego od dobrych kilku godzin. Wtedy ją zobaczyłam. Wiadomość na Twitterze, która miała odmienić moje życie – możliwe, że na zawsze.

Wydałam z siebie zszokowany dźwięk, opadłam na krzesło i ścisnęłam ramię wiceprzewodniczącego Daniela Juna tak mocno, że syknął.

– Aua! Co?

– Właśnie przytrafiło mi się coś niesamowitego na Twitterze.

Daniel, który nie przejawiał oznak zainteresowania, dopóki nie powiedziałam słowa „Twitter”, zmarszczył czoło i wyrwał rękę z mojego uścisku. Pociągnął nosem i spojrzał w drugą stronę, jak gdybym zrobiła coś nieziemsko upokarzającego.

Najważniejsza rzecz, jaką musicie wiedzieć o Danielu Junie, jest taka, że najprawdopodobniej zabiłby się, gdyby uznał, że w ten sposób dostanie lepsze stopnie. Dla większości ludzi byliśmy dokładnie tacy sami. Oboje byliśmy bystrzy i oboje wybieraliśmy się na Cambridge, a wszyscy widzieli w nas tylko to: dwoje bogów akademii unoszących się nad dachem szkoły.

Różnica między nami polegała na tym, że dla mnie nasza „rywalizacja” była przezabawna, podczas gdy Daniel zachowywał się tak, jakbyśmy brali udział w wojnie, której stawką jest miano największego nerda.

Zresztą nieważne.

Tak naprawdę wydarzyły się dwie niesamowite rzeczy. Pierwsza to:

@UniverseCity zaczął Cię obserwować

Drugą była wiadomość zaadresowana do „Toulouse”, mojej internetowej ksywy:

Od > Radio

cześć, toulouse! to może zabrzmieć dziwnie, ale widziałem twoje prace stworzone na podstawie Universe Cityi bardzo mi się podobają

może byłabyś zainteresowana pracą polegającą na tworzeniu grafik do odcinków Universe City?

szukałem kogoś z odpowiednim stylem, a twój naprawdę mi się podoba.

Universe City to projekt non profit, więc nie bardzo mogę ci zapłacić, i w pełni zrozumiem, jeśli odmówisz, ale wygląda na to, że naprawdę lubisz

ten program, i pomyślałem, że może byłabyś zainteresowana. twoje nazwisko zostanie rzecz jasna uwzględnione. naprawdę chciałbym móc ci zapłacić, ale nie mam pieniędzy

(jestem uczniem). daj znać, jeśli będziesz zainteresowana. jeśli nie będziesz, i tak bardzo podobają mi się twoje rysunki. bardzo. OK.

radio x

– No mów – powiedział Daniel, przewracając oczami. – Co się stało?

– Coś niesamowitego – wyszeptałam.

– Tak, to już wiem.

Nagle dotarło do mnie, że pod żadnym pozorem nie mogę o tym nikomu powiedzieć. Pewnie nikt nawet nie znał Universe City, a fanart był dość dziwnym hobby. Ludzie mogliby pomyśleć, że w sekrecie rysuję porno czy coś w tym stylu, przeszukaliby mój Tumblr, przeczytaliby wszystkie osobiste posty i byłoby strasznie. Szkolny geniusz i przewodnicząca samorządu Frances Janvier zdemaskowana jako Fandomowa Świruska.

Odchrząknęłam.

– Ekhm… i tak by cię to nie obchodziło.

– Jak chcesz. – Daniel pokręcił głową i się odwrócił.

Universe City. Chce. Żebym. Dla nich. Rysowała. Miałam wrażenie, że umarłam, ale w dobrym znaczeniu.

– Frances? – odezwał się cichy głos. – Wszystko gra?

Przede mną stał Aled Last, najlepszy przyjaciel Daniela.

Aled Last zawsze trochę przypominał mi dziecko, które zgubiło mamę w supermarkecie. Pewnie miało to coś wspólnego z tym, jak młodo wyglądał, jak duże miał oczy i jak gładkie włosy. Zawsze sprawiał wrażenie, jakby nie czuł się komfortowo w ubraniach, które nosi.

Nie chodził do naszej szkoły – uczył się w szkole dla chłopców na drugim końcu miasta, w wyższej klasie niż ja, choć był ode mnie starszy tylko o trzy miesiące. Większość osób wiedziała, kim był, ze względu na Daniela. Ja wiedziałam, kim był, bo mieszkał naprzeciwko i przyjaźniłam się kiedyś z jego siostrą, a poza tym jeździliśmy do szkoły tym samym pociągiem, choć siadaliśmy w innych przedziałach i ze sobą nie rozmawialiśmy.

Aled Last stał obok Daniela i wpatrywał się we mnie, gdy dyszałam na krześle. Wydawał się zakłopotany.

– Yyy, wybacz, chodzi o to, że wyglądasz, jakby było ci niedobrze albo coś w tym stylu.

Próbowałam coś powiedzieć, nie wybuchając przy tym histerycznym śmiechem.

– Wszystko gra – odparłam i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, przez co wyglądałam zapewne, jakbym planowała morderstwo. – Co tu robisz? Dopingujesz Daniela?

Plotki głosiły, że Aled i Daniel od dziecka byli nierozłączni, mimo że Daniel był zarozumiałym, zadufanym w sobie chamem, a Aled wypowiadał jakieś pięćdziesiąt słów na dzień.

– Yyy, nie – odparł tak cicho, że ledwie go usłyszałam, jak zwykle. Wyglądał na przerażonego. – Doktor Afolayan chciała, żebym wygłosił przemowę. O studiach.

Spojrzałam na niego.

– Nawet nie chodzisz do naszej szkoły.

– Yyy, no nie.

– Więc co jest?

– To pomysł pani Shannon.

Pani Shannon była dyrektorką szkoły Aleda.

– Przyjacielskie stosunki naszych szkół czy jakoś tak. W zasadzie miał to zrobić jeden z moich kolegów… w zeszłym roku był przewodniczącym samorządu… ale nie ma czasu, więc… zapytał, czy ja mogę… no.

Głos Aleda stopniowo stawał się coraz cichszy, jakby myślał, że go nie słucham, choć patrzyłam mu prosto w oczy.

– I się zgodziłeś? – zapytałam.

– Tak.

– Dlaczego?

Aled po prostu się roześmiał. Wyraźnie się trząsł.

– Bo jest debilem – powiedział Daniel, krzyżując ręce na piersi.

– Tak – wymamrotał Aled, choć nadal się uśmiechał.

– Nie musisz tego robić – oznajmiłam. – Mogę im powiedzieć, że jesteś chory, i nic się nie stanie.

– W zasadzie to muszę – odparł.

– Nie musisz robić niczego, na co nie masz ochoty – dodałam, choć wiedziałam, że to nie była prawda, i Aled też to wiedział, bo po prostu się roześmiał i pokręcił głową.

Nie powiedzieliśmy nic więcej. Afolayan znów była na scenie.

– A teraz chciałabym powitać Aleda Lasta, jednego z najzdolniejszych uczniów szkoły dla chłopców, który we wrześniu zacznie studia na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Wielkiej Brytanii. O ile, rzecz jasna, matura pójdzie mu zgodnie z planem!

Rodzice wybuchli śmiechem. Ja, Daniel i Aled nie.

Afolayan i rodzice zaczęli klaskać, gdy Aled wszedł na scenę. Zbliżył się do mikrofonu. Robiłam to tysiące razy i zawsze ogarniał mnie lekki stres, ale przyglądanie się Aledowi było trzy miliardy razy gorsze.

Tak naprawdę nigdy wcześniej z nim nie rozmawiałam. Jeździł do szkoły tym samym pociągiem, ale siadał w innym przedziale. Nic o nim nie wiedziałam.

– Yyy, witam – powiedział. Jego głos brzmiał tak, jakby przed chwilą płakał.

– Nie wiedziałam, że jest taki nieśmiały – wyszeptałam do Daniela, ale nie odpowiedział.

– No więc w zeszłym roku miałem… yyy… rozmowę…

Przyglądaliśmy się z Danielem jego udrękom. Daniel, który podobnie jak ja był doświadczonym mówcą, od czasu do czasu kręcił głową.

– Nie powinien był się na to zgadzać, do cholery – rzucił w pewnym momencie.

Naprawdę bolał mnie ten widok, więc rozsiadłam się na krześle i przeczytałam wiadomość na Twitterze jeszcze z jakieś pięćdziesiąt razy. Próbowałam wyłączyć umysł i skupić się na Universe City i wiadomościach. Radiu spodobała się moja twórczość. Głupie szkice postaci, dziwne kreski, gryzmoły, które rysowałam o trzeciej nad ranem w szkicowniku za dziewięćdziesiąt dziewięć pensów, zamiast pisać esej na historię. Nigdy w życiu nie przydarzyło mi się nic takiego.

Aled zszedł ze sceny i do nas dołączył.

– Brawo, byłeś świetny! – powiedziałam, choć oboje wiedzieliśmy, że znów kłamię.

Spojrzałam mu w oczy i zauważyłam, że ma pod nimi ciemne sińce. Może tak jak ja był nocnym markiem.

– Dzięki – powiedział i sobie poszedł, a ja pomyślałam, że prawdopodobnie więcej go nie zobaczę.

ZROBIĆ TO, NA CO MASZ OCHOTĘ

Po tym, jak wsiadłam do samochodu, mama ledwie zdążyła powiedzieć: „Świetna przemowa”, bo od razu zaczęłam opowiadać o Universe City. Próbowałam kiedyś zarazić ją swoją pasją, zmuszając do wysłuchania pierwszych pięciu odcinków w drodze na wakacje w Cornwall, ale oto, jak to skwitowała: „Nie do końca rozumiem. To ma być śmieszne czy straszne? Czekaj, Radio Silence to chłopak czy dziewczyna, a może jeszcze coś innego? Dlaczego nie chodzi na wykłady?”. Cóż, przynajmniej nadal oglądała ze mną Glee.

– Jesteś pewna, że to nie przekręt? – zapytała mama, marszcząc czoło, gdy wyjeżdżałyśmy z terenu akademii.

Oparłam stopy o siedzenie.

– Brzmi trochę tak, jak gdyby ktoś chciał ukraść twoją twórczość, skoro nawet nie zaproponowano zapłaty.

– Dostałam te wiadomości z oficjalnego, zweryfikowanego konta – powiedziałam, ale to nie zrobiło na niej takiego wrażenia jak na mnie. – Moja twórczość podoba im się tak bardzo, że chcą, bym dołączyła do zespołu!

Mama nic nie odparła.

Uniosła brwi.

– Nie cieszysz się moim szczęściem? – Przechyliłam głowę w jej kierunku.

– To naprawdę dobra wiadomość! Rewelacyjna! Nie chcę tylko, by ktoś kradł twoje szkice. Kochasz to robić.

– To nie kradzież! Ujawnią moje nazwisko.

– Podpisałaś umowę?

– Mamo! – jęknęłam poirytowana. Nie było sensu próbować jej tego wyjaśniać. – To bez znaczenia, i tak muszę odmówić.

– Chwila, co? Dlaczego? Wzruszyłam ramionami.

– Nie będę miała na to czasu. Za kilka miesięcy idę do ostatniej klasy, non stop mam coś na głowie, a do tego będę musiała przygotować się do rozmowy na Cambridge… Nie ma mowy, żebym znalazła czas, by rysować coś do każdego odcinka.

Mama zmarszczyła czoło.

– Nie rozumiem. Myślałam, że naprawdę cię to ucieszyło.

– Bo ucieszyło. Świetnie, że do mnie napisali i uznali, że moje rysunki są dobre, ale… muszę być realistką…

– Pamiętaj, że takie okazje nie zdarzają się często – powiedziała. – A ty najwyraźniej chcesz się tym zajmować.

– No tak, ale… codziennie mam tyle zadań domowych, a zakres materiału i powtórki staną się coraz bardziej wymagające…

– Myślę, że powinnaś to zrobić. – Mama patrzyła prosto przed siebie, skupiona na jeździe. – Myślę, że i tak przepracowujesz się w szkole, więc choć raz powinnaś skorzystać z okazji i zrobić to, na co masz ochotę.

A ja miałam ochotę robić to:

Do > Radio

Hej!! Wow… dziękuję bardzo, ale nie mogę uwierzyć, że spodobała Ci się moja twórczość! Wzięcie udziału w tym projekcie to dla mnie zaszczyt!

Mój mail to: [email protected], może tam będzie łatwiej pisać. Z chęcią poznam szczegóły dotyczące projektów! Universe City to zdecydowanie mój ulubiony program, poważnie. Jestem Ci bardzo wdzięczna, że o mnie pomyślałeś!

Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam jak szalona fanka, haha! xx

ZAWSZE CHCIAŁAM MIEĆ HOBBY

Po powrocie do domu musiałam się uczyć. Niemal zawsze musiałam się uczyć po powrocie do domu. Niemal zawsze to robiłam, bo kiedy nie zajmowałam się nauką, miałam wrażenie, że marnuję czas. Wiem, że to trochę smutne, i zawsze chciałam mieć hobby takie jak piłka nożna, granie na pianinie czy jazda na łyżwach, ale prawda jest taka, że byłam dobra tylko w zdawaniu egzaminów. Co mi odpowiadało. Nie byłam niewdzięczna. Dobrze, że nie było na odwrót.

Tego dnia, kiedy dostałam wiadomość na Twitterze od twórcy Universe City, nie uczyłam się po powrocie do domu.

Rzuciłam się na łóżko, włączyłam laptopa i weszłam na swój Tumblr, gdzie zamieszczałam większość rysunków. Przewijałam stronę, zastanawiając się, co właściwie zobaczył w nich Twórca. Były słabe. Zwykłe bazgroły, które rysowałam, by wyłączyć umysł, bym mogła zasnąć i na pięć minut zapomnieć o esejach na historię, kursie plastycznym i przemowach przewodniczącej samorządu.

Weszłam na Twittera, by zobaczyć, czy Twórca odpisał, ale nie było nowych wiadomości. Sprawdziłam skrzynkę, by zobaczyć, czy wysłał maila, ale tam też nic nie pisał.

Uwielbiałam Universe City.

Może to właśnie było moje hobby. Rysunki inspirowane Universe City.

Miałam wrażenie, że to nie hobby, lecz wstydliwy sekret.

Moje prace i tak były bezcelowe. Nie było opcji, bym zaczęła je sprzedawać. Nie mogłam nawet pokazać ich znajomym. A już na pewno nie mogłam dostać się dzięki nim na Cambridge.

W dalszym ciągu przewijałam stronę, patrząc na kolejne miesiące, cofając się do ubiegłego roku i jeszcze wcześniej. Rysowałam wszystko. Rysowałam postacie – narratora Radio Silence i jego pomocników. Rysowałam scenerię – mroczny futurystyczny uniwersytet, Universe City. Rysowałam czarne charaktery, broń i potwory, księżycowy rower Radia i jego garnitury, rysowałam Granatowy Budynek i Lonely Road, a nawet postać znaną jako February Friday. Naprawdę rysowałam wszystko.

Po co to robiłam? Dlaczego taka jestem?

Tak naprawdę tylko to sprawiało mi przyjemność. Poza moimi ocenami.

Nie – chwila. To byłoby naprawdę smutne. I dziwne. Po prostu lepiej mi się dzięki temu zasypiało.

Może.

Nie wiem.

Zamknęłam laptopa i poszłam na dół po coś do jedzenia, próbując przestać o tym myśleć.

NORMALNA NASTOLATKA

– No dobra – powiedziałam, gdy kilka dni później mama podwiozła mnie o 21.00 do Wetherspoon. – Idę pić alkohol, brać masę narkotyków i uprawiać mnóstwo seksu.

– O – odparła mama z delikatnym uśmiechem. – Wygląda na to, że moja córka się rozszalała.

– W zasadzie to właśnie jestem w stu procentach ja. – Otworzyłam drzwi i wyszłam na chodnik. – Nie przejmuj się moją śmiercią!

– Nie spóźnij się na ostatni pociąg!

To był ostatni dzień szkoły przed egzaminami, a ja miałam iść ze znajomymi do klubu, który nazywał się Johnny Richard. Pierwszy raz wybierałam się do klubu i byłam przerażona, ale spędzałam z kolegami tak mało czasu, że gdybym nie poszła, mogliby przestać uważać mnie za jedną z nich i byłoby dziwnie. Nie wiedziałam, co mnie tam czeka. Wyobrażałam sobie jedynie pijanych gości w pastelowych koszulach oraz Mayę i Raine, które próbują mnie namówić, bym tańczyła do Skrillexa.

Mama pojechała.

Przeszłam przez ulicę i zerknęłam przez drzwi do Spoons. Moi znajomi siedzieli w odległym kącie, pili i się śmiali. Byli naprawdę uroczy, ale się przy nich denerwowałam. Nie byli dla mnie wredni ani nic w tym stylu, po prostu postrzegali mnie w konkretny sposób – jako Szkolną Frances, przewodniczącą samorządu, nudnego nerda i robota do nauki. Pewnie było w tym trochę racji.

Poszłam do baru i zamówiłam podwójną wódkę z lemoniadą. Barman nie poprosił mnie o dowód (choć na wszelki wypadek miałam ze sobą fałszywy), co było zaskakujące, bo zwykle wyglądam średnio na trzynaście lat.

Następnie ruszyłam do swoich znajomych, przepychając się przez grupki osób, które przyszły tu wypić coś przed imprezą, co także wprawiało mnie w zdenerwowanie.

Musiałam wziąć się w garść i nie bać się być normalną nastolatką.

– Robienie loda? – Lorraine Sengupta, powszechnie znana jako Raine, siedziała obok mnie. – Nie warto, laska. Chłopaki są słabe. Potem nie chcą cię nawet pocałować.

Maya, najgłośniejsza osoba z kliki, czyli jej liderka, opierała łokcie o stół. Przed nią stały trzy puste szklanki.

– Daj spokój, nie wszyscy tacy są.

– Ale wielu tak, więc mi się nie chce. IMO, nie warto się wysilać.

Naprawdę powiedziała „IMO”. Nie wyglądało na to, by robiła to ironicznie, i nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Ta rozmowa była dla mnie tak nieistotna, że od dziesięciu minut udawałam, że piszę esemesa.

Radio nie odpisał jeszcze na moją wiadomość na Twitterze ani nie wysłał maila. Minęły cztery dni.

– Co ty, nie wierzę w pary zasypiające w swoich ramionach – powiedziała Raine. Rozmawiały już o czymś innym. – Myślę, że to kłamstwo wykreowane przez media.

– O, hej, Daniel!

Te słowa sprawiły, że oderwałam wzrok od telefonu. Daniel Jun i Aled Last szli w stronę naszego stolika. Daniel miał na sobie gładki szary T-shirt i niebieskie dżinsy. Znałam go od roku i nigdy nie widziałam go we wzorzystych ciuchach. Aled wyglądał podobnie, jakby Daniel wybrał mu strój.

Daniel spojrzał w naszą stronę i od razu przykuł moją uwagę.

– Cześć. Co tam? – odpowiedział Mai.

Wdali się w rozmowę. Aled się nie odzywał. Stał za Danielem zgarbiony, jakby starał się być mniej widoczny. Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok.

Raine pochyliła się w moją stronę, gdy reszta rozmawiała.

– Co to za chłopak? – wymamrotała.

– Aled Last? Chodzi do szkoły dla chłopców.

– Aaa, bliźniak Carys Last?

– Tak.

– Nie przyjaźniłaś się z nią kiedyś?

– Yyy…

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Tak jakby – odparłam. – Czasami gadałyśmy w pociągu.

W naszej paczce Raine prawdopodobnie była osobą, z którą rozmawiałam najczęściej. Nie dokuczała mi, że jestem nerdem, tak jak reszta. Gdybym w większym stopniu była sobą, pewnie byśmy się kumplowały, bo miałyśmy podobne poczucie humoru. Ale ona mogła sobie pozwolić na dziwne zachowanie, ponieważ nie była przewodniczącą szkoły. Miała prawo zgolić pół głowy, więc nikt nie był specjalnie zdziwiony, gdy robiła coś nietypowego.

Raine przytaknęła.

– Czaję.

Spojrzałam na Aleda, który wziął łyk drinka i podejrzliwie rozglądał się po pubie. Wyglądał, jakby czuł się bardzo niekomfortowo.

– Gotowa na imprezę? – zapytała jedna z moich koleżanek, szczerząc zęby w uśmiechu.

Tak jak wspominałam, moi znajomi nie byli dla mnie wredni, ale traktowali mnie, jakbym nie miała żadnych podstawowych doświadczeń życiowych i ogólnie jakbym była totalną kujonką.

Co w gruncie rzeczy było prawdą.

– Yyy, jasne – powiedziałam.

Do Aleda podeszło dwóch chłopaków i zaczęło z nim rozmawiać. Obaj byli wysocy i wyraźnie pewni siebie, a ja zdałam sobie sprawę, że to dlatego, że jeden z nich – śniady, w koszuli w kratę – był przewodniczącym samorządu w szkole dla chłopców, a drugi – dobrze zbudowany – był tam dawniej kapitanem drużyny rugby. Widziałam ich prezentacje podczas dni otwartych w ich szkole. Aled się do nich uśmiechnął – wierzyłam, że ma jeszcze jakichś znajomych poza Danielem. Próbowałam podsłuchać, o czym rozmawiają.

– Tak, tym razem Dan zdołał mnie przekonać! – powiedział Aled.

– Nie musisz iść do klubu, jeśli nie chcesz – odparł przewodniczący. – My chyba idziemy do domu. – Zerknął na kapitana rugby, który przytaknął.

– No właśnie. Jeśli potrzebujesz podwózki, daj znać. Przyjechałem samochodem – rzucił.

Szczerze mówiąc, żałowałam, że sama nie mogłam iść do domu, kiedy miałam na to ochotę. A nie mogłam, bo za bardzo boję się robić to, na co mam ochotę.

– Jest tam dość mrocznie – powiedziała inna znajoma, odwracając moją uwagę od Aleda.

– Mam wyrzuty sumienia! – oznajmiła kolejna. – Frances jest taka niewinna! Odnoszę wrażenie, że sprowadzamy cię na złą drogę, ciągając po klubach i każąc ci pić.

– Należy jej się przerwa od nauki!

– Nie chcę zobaczyć pijanej Frances.

– Myślisz, że poleją się łzy?

– Nie. Myślę, że upije się na wesoło. Myślę, że ma drugie, sekretne wcielenie, którego nie jesteśmy świadomi.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Raine mnie szturchnęła.

– Nie martw się. Jeśli podejdą do ciebie jakieś oblechy, po prostu przypadkiem wyleję na nich drinka.

Ktoś się roześmiał.

– Naprawdę to zrobi. Już to robiła.

Też się zaśmiałam i żałowałam, że nie mam odwagi powiedzieć niczego śmiesznego. Przy nich nie byłam zabawna. Byłam nudna. Wychyliłam resztę drinka i rozejrzałam się wokół, rozmyślając, gdzie poszli Daniel i Aled.

Czułam się trochę dziwnie, bo Raine wspomniała o Carys, a ja zawsze czułam się dziwnie, gdy ktoś ją wspominał, bo nie lubiłam o niej myśleć.

Carys Last uciekła z domu, kiedy była w jedenastej klasie. Ja byłam w dziesiątej. Nikt nie wiedział, dlaczego to zrobiła, i nikogo to nie obchodziło, bo nie miała wielu przyjaciół. Tak naprawdę nie miała żadnych przyjaciół. Poza mną.

INNE WAGONY

Poznałam Carys Last w pociągu do szkoły, kiedy miałyśmy po piętnaście lat.

Była 7.14, a ja siedziałam na jej miejscu.

Spojrzała na mnie w taki sposób, w jaki bibliotekarka spogląda na ludzi zza wysokiego biurka. Miała platynowe blond włosy i tak długą grzywkę, że ledwie było widać jej oczy. W promieniach słońca wyglądała jak niebiańska zjawa.

– No dobrze, koleżanko z pociągu – powiedziała. – Siedzisz na moim miejscu.

To mogło zabrzmieć, jakby próbowała być wredna, ale naprawdę tak nie było.

Było dziwnie. Widziałyśmy się setki razy. Obie wsiadałyśmy każdego ranka na tej samej stacji, podobnie jak Aled, a każdego wieczoru ostatnie wychodziłyśmy z pociągu. Było tak, odkąd zaczęłam chodzić do liceum. Mimo to nigdy nie rozmawiałyśmy. Ludzie po prostu tak chyba mają.

Jej głos był inny, niż sobie wyobrażałam. Miała jeden z tych wytwornych londyńskich akcentów, ale okazał się on bardziej uroczy niż irytujący, a ona mówiła wolno i łagodnie, jakby czymś się naćpała. Warto też dodać, że byłam wtedy od niej znacznie niższa. Ona wyglądała jak majestatyczny elf, a ja jak gremlin.

Nagle zdałam sobie sprawę, że miała rację. Siedziałam na jej miejscu. Nie miałam pojęcia dlaczego. Zwykle siadałam w zupełnie innym wagonie.

– O Boże, przepraszam, już idę…

– Co? Nie, nie miałam tego na myśli, wybacz. Musiało to zabrzmieć chamsko. – Usiadła naprzeciwko mnie.

Carys Last najwyraźniej nie miała potrzeby, by niezręcznie się uśmiechać tak jak ja. Bardzo mi tym zaimponowała.

Nie było z nią Aleda. Wtedy nie wydawało mi się to dziwne. Po tym incydencie zauważyłam, że siadali w innych wagonach. To też nie wydawało mi się dziwne. Nie znałam go, więc mnie to nie obchodziło.

– Nie siadasz z reguły w ostatnim wagonie? – zapytała tonem godnym biznesmena w średnim wieku.

– Yyy… Siadam.

Uniosła brwi.

– Też mieszkasz na wsi, prawda?

– Tak.

– Naprzeciwko mnie?

– Tak myślę.

Carys przytaknęła. Wyglądała nienaturalnie poważnie, co było dziwne, bo każdy, kogo znałam, zawsze próbował się uśmiechać. Jej opanowanie sprawiało, że wydawała się o wiele starsza niż w rzeczywistości. Sprawiała wrażenie kobiety z klasą.

Gdy położyła dłonie na stół, zauważyłam, że roi się na nich od maleńkich blizn po oparzeniach.

– Podoba mi się twój sweter – powiedziała.

Pod szkolną marynarką miałam sweter, na którym widniał komputer ze smutną miną.

Zerknęłam w dół, bo zapomniałam, co na siebie włożyłam. Był styczeń i było lodowato, dlatego na szkolny sweter wciągnęłam dodatkowy. Był jednym z wielu ubrań, które kupiłam, ale których nigdy nie nosiłam przy znajomych, bo bałam się, że mnie wyśmieją. Tylko w domu wkładałam to, na co miałam ochotę.

– Se-serio? – wydukałam, zastanawiając się, czy na pewno dobrze ją usłyszałam.

Carys wydała z siebie stłumiony śmiech.

– Tak?

– Dzięki – powiedziałam, nieznacznie kręcąc głową. Spojrzałam na swoje dłonie, a potem za okno.

Pociąg łagodnie ruszył i zaczął się oddalać od wsi.

– Dlaczego usiadłaś dziś w tym wagonie? – zapytała.

Znów na nią spojrzałam, tym razem uważniej. Do tej pory była dla mnie tylko pofarbowaną na blond dziewczyną, która każdego ranka siadała na drugim końcu dworca. Nagle zaczęłyśmy rozmawiać i zobaczyłam ją w całej okazałości. Miała makijaż, choć było to wbrew regulaminowi, była wysoka, delikatna i emanowała dziwną mocą. Jak to możliwe, że była tak miła, choć wcale się nie uśmiechała? Miałam wrażenie, że nie wahałaby się kogoś zamordować, gdyby musiała. Wyglądała, jakby zawsze wiedziała, co robi. Z jakiegoś powodu byłam pewna, że to nie jest nasza ostatnia rozmowa. Boże, nie miałam pojęcia, co się miało wydarzyć.

– Nie wiem – powiedziałam.

KTOŚ TEGO SŁUCHA

Minęła kolejna godzina, zanim nadszedł czas na przeniesienie się do klubu, a ja próbowałam zachować spokój i powstrzymałam się od chęci napisania do mamy, by po mnie przyjechała, bo wiedziałam, że wyjdę na frajerkę. Wiedziałam, że byłam frajerem, ale nikt inny nie musiał o tym wiedzieć.

Wstaliśmy i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Trochę kręciło mi się w głowie i nie do końca kontrolowałam ruchy, ale usłyszałam głos Raine.

– Ładny – powiedziała, wskazując na mój top: gładką szyfonową bluzkę, którą wybrałam, bo wydawała się w stylu Mai.

Niemal zapomniałam o Aledzie, ale kiedy wyszliśmy na zewnątrz, zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekran. Dzwonił Daniel Jun.

Daniel Jun miał mój numer tylko dlatego, że wspólnie organizowaliśmy wiele szkolnych imprez. Nigdy do mnie nie dzwonił. Wysłał jedynie kilka esemesów typu: „Przygotujesz stojak na tort czy ja mam to zrobić?” albo „Sprawdzaj bilety przy wejściu, a ja pokieruję ludzi w stronę sali”. W dodatku mnie nie lubił, więc nie miałam pojęcia, dlaczego dzwonił.

Ale byłam pijana. Więc odebrałam.

F: Halo?

Daniel: [stłumione głosy i głośny dubstep]

F: Halo? Daniel?

D: Halo? [śmiech] Zamknij się, zamknij się. Halooo?

F: Daniel? Po co do mnie dzwonisz?

D: [śmiech] [więcej dubstepu] F: Daniel?

D: [rozłącza się]

Spojrzałam na telefon.

– Okej – skwitowałam, ale nikt mnie nie usłyszał.

Tłum zepchnął mnie z chodnika, więc szłam po ulicy. Nie chciałam tam być. Musiałam się uczyć, powtórzyć pytania do eseju, zrobić notatki z matmy, raz jeszcze przeczytać wiadomość od Radia, narysować kilka szkiców do filmów – miałam mnóstwo na głowie, a chodzenie po klubach, szczerze mówiąc, było dla mnie stratą czasu.

Znów zadzwonił mój telefon.

F: Daniel, przysięgam, że…

Aled: Frances? To Frances?

F: Aled?

A: Franceeeeees? [dubstep]

Ledwie znałam Aleda. Przed ostatnim tygodniem prawie z nim nie rozmawiałam.

Dlaczego…

Co?

F: Yyy… Dlaczego do mnie dzwonisz?

A: To Dan… Dan próbował cię wkręcić… Chyba mu nie wyszło…

F: … Okej.

A: …

F: Gdzie jesteś? Jest z tobą Daniel?

A: Jesteśmy w Johnnym… Dziwne, nie wiem nawet, kim jest Johnny…

Dan… [śmiech, stłumione głosy]

F: … Wszystko w porządku?

A: Tak… wybacz… Daniel znów do ciebie zadzwonił i dał mi telefon… Nie wiem za bardzo, co się stało. Nie wiem, dlaczego z tobą rozmawiam! Ha, ha…

Nieco przyspieszyłam kroku, by nie zgubić koleżanek.

F: Aled, jeśli jest z tobą Daniel, to będę kończyć…

A: Tak, przepraszam… yyy… no.

Było mi go żal. Nie rozumiałam, dlaczego przyjaźnił się z Danielem – zastanawiałam się, czy Daniel ciągle mu rozkazywał. Rozkazywał wielu ludziom.

F: Nie ma sprawy.

A: Nie podoba mi się tu.

Zmarszczyłam czoło.

A: Frances?

F: Tak?

A: Nie podoba mi się tu.

F: … Gdzie?

A: Podoba ci się tu?

F: Gdzie?!

Na chwilę zapadła cisza – rzecz jasna, z wyjątkiem tandetnej muzyki, głosów i śmiechu.

F: Aled, powiedz mi tylko, czy jest z tobą Daniel, żebym nie musiała się o ciebie martwić.

A: Nie wiem, gdzie jest Daniel…

F: Chcesz, żebym przyszła i zabrała cię do domu czy coś w tym stylu?

A: Ej… wiesz co… brzmisz, jakbyś była w radiu…

Momentalnie pomyślałam o Universe City i Radio Silence.

F: Boże, ale się upiłeś.

A: [śmiech] Cześć. Mam nadzieję, że ktoś tego słucha…

Rozłączył się. Od jego ostatnich słów zrobiło mi się niedobrze.

– Cześć. Mam nadzieję, że ktoś tego słucha – wyszeptałam.

Słowa, których słuchałam w kółko od dwóch lat, słowa, które niezmiennie szkicowałam w dymkach i na ścianie sypialni. Słowa, które raz wypowiadał kobiecy, a raz męski głos, i którym zawsze towarzyszył ten klasyczny akcent przywołujący na myśl radio z czasów II wojny światowej.

Słowa, które rozpoczynały każdy odcinek Universe City:

„Cześć. Mam nadzieję, że ktoś tego słucha”.

TWÓRCA

Ochroniarz przy wejściu nie kwestionował autentyczności prawa jazdy, które mu okazałam, a które należało do starszej siostry Raine, Rity, choć Rita jest Hinduską i ma krótkie proste włosy. Nie wiem, jakim cudem ktokolwiek mógł wziąć Brytyjkę z etiopskimi korzeniami za Hinduskę, ale tak właśnie się stało.

Wstęp do Johnny’ego był darmowy, bo nie wybiła jeszcze jedenasta, co mnie ucieszyło, ponieważ nienawidziłam wydawać pieniędzy na rzeczy, których tak naprawdę nie chciałam robić.

Weszłam z koleżankami do środka.

Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam.

Pijani ludzie. Oślepiające światła. Głośna muzyka. Same banały.

– Laska, piszesz się na kolejnego drinka?! – krzyknęła Raine, która stała piętnaście centymetrów ode mnie.

Pokręciłam głową.

– Trochę mi niedobrze.

Usłyszała mnie Maya i roześmiała się.

– Ooo, Frances! Biedactwo. Daj spokój, jeszcze tylko jeden mały szot!

– W zasadzie chyba muszę iść do łazienki.

Ale Maya zaczęła już rozmawiać z kimś innym.

– Mam iść z tobą? – zapytała Raine. Pokręciłam głową.

– Nie musisz. Wszystko gra.

– Okej. – Ścisnęła moje ramię i wskazała ukryte miejsce na drugim końcu sali.

– Toalety są tam! Będziemy przy barze, dobrze?

Przytaknęłam.

Nie zamierzałam iść do toalety. Raine pomachała do mnie i odeszła. Postanowiłam znaleźć Aleda Lasta.

Kiedy tylko upewniłam się, że moje koleżanki są wystarczająco rozproszone, udałam się na górę. Na tym piętrze puszczali indie rocka i było tam znacznie ciszej, z czego się cieszyłam, bo przez dubstep zaczynałam czuć się trochę spanikowana, jakby to był soundtrack do filmu akcji, w którym mam dziesięć sekund na to, by uchronić się przed eksplozją.

Nagle trafiłam na Aleda Lasta.

Nie planowałam go odnaleźć, dopóki nie zacytował Universe City. To nie mógł być zbieg okoliczności, prawda? Cytat był dokładny. Słowo w słowo. Ta sama artykulacja, świst „ś” w słowie „ktoś”, drobna przerwa pomiędzy „słu” a „cha” i uśmiech po drugiej kropce…

Czy też tego słuchał?

Nigdy nie poznałam nikogo, kto choćby słyszał o tym podcaście. Dziwne, że nie wyrzucili Aleda z klubu, bo odpadł. Albo zasnął.

W każdym razie siedział na podłodze oparty o ścianę w sposób, który sugerował, że ktoś go tam posadził. Pewnie Daniel. Co było dziwne, bo Daniel zwykle był dość opiekuńczy w stosunku do Aleda. Tak przynajmniej słyszałam. Może było na odwrót.

Uklękłam przed nim. Ściana, o którą się opierał, była mokra od wilgoci panującej w tej sali. Potrząsnęłam jego ręką i próbowałam przekrzyczeć muzykę.

– Aled?!

Potrząsnęłam raz jeszcze. Ładnie wyglądał, gdy spał, a czerwonopomarańczowe światła rozjaśniały mu twarz. Przypominał dziecko.

– Mam nadzieję, że nie umarłeś. Naprawdę popsułbyś mi dzień.

Obudził się gwałtownie, oderwał się od ściany i uderzył głową prosto w moje czoło.

Bolało tak bardzo, że byłam jedynie w stanie wymamrotać „ja pier”, a z kącika lewego oka wypłynęła mi pojedyncza łza.

Kiedy się skuliłam, pragnąc uśmierzyć ból, usłyszałam krzyk Aleda.

– Frances Janvier!

Dobrze wymówił moje nazwisko.

– Czy właśnie uderzyłem cię w twarz?

– To mało powiedziane! – krzyknęłam, przybierając normalną pozycję.

Myślałam, że się roześmieje, ale miał rozszerzone źrenice, więc stwierdziłam, że nadal jest pijany.

– O Boże, przepraszam – powiedział.

Ponieważ był pijany, po prostu dotknął mojego czoła i delikatnie je poklepał, jakby próbował magicznie wyleczyć mnie z bólu.

– Naprawdę przepraszam – powiedział raz jeszcze i wydawał się szczerze zmartwiony. – Płaczesz? Wow, brzmię jak Wendy z Piotrusia Pana. – Na chwilę odwrócił wzrok, po czym znów na mnie spojrzał. – Dlaczego płaczesz?

– Nie… – odparłam. – No dobra, może płaczę w środku.

To wtedy się roześmiał. Z jakiegoś powodu też miałam na to ochotę, więc to zrobiłam. Znów oparł głowę o ścianę i zakrył dłonią usta, gdy się śmiał. Był bardzo pijany, mnie pulsowała głowa, a to miejsce wyglądało odrażająco, ale przez kilka sekund wszystko wydawało się przezabawne.

Kiedy się uspokoił, chwycił rękaw mojej kurtki i wspomógł się moim ramieniem, by wstać. Od razu przytrzymał się ściany, by się nie przewrócić. Też wstałam, choć nie byłam zbyt pewna, co robić. Nie wiedziałam nawet, że Aled doprowadzał się do takich stanów. Swoją drogą, niewiele o nim wiedziałam. Teoretycznie nie było powodu, bym się przejmowała.

– Widziałaś Dana? – zapytał, ściskając moje ramię.

– Kim jest… Aha, Daniel. – Wszyscy nazywali go „Daniel”. – Nie, przykro mi.

– Okej…

Spojrzał na swoje buty i znów bardzo przypominał dziecko. Jego przydługie włosy bardziej pasowałyby czternastolatkowi, a jego bluza wyglądała na nim dość dziwnie. Wyglądał tak… Nie wiedziałam, jak to nazwać.

Chciałam zapytać go o Universe City.

– Wyjdźmy na chwilę na zewnątrz – powiedziałam, ale chyba mnie nie usłyszał. Wzięłam go pod rękę i zaczęłam przepychać go przez tłumy, przez niski bas i pot, przez setki ludzi, w kierunku schodów.

– Aled!

Zatrzymałam się, a Aled oparł się o mnie prawie całym ciężarem ciała i odwrócił się w stronę głosu. Daniel, ze szklanką wody w dłoni, przepychał się przez tancerki, by do nas dotrzeć.

– O – skwitował, patrząc na mnie jak na stos brudnych naczyń. – Nie wiedziałem, że dziś wychodzisz.

O co mu chodziło?

– Dzwoniłeś do mnie, Danielu.

– Dzwoniłem, bo Aled powiedział, że chce z tobą porozmawiać.

– Aled powiedział, że próbowałeś mnie wkręcić.

– Po co miałbym to robić? Nie mam dwunastu lat.

– A po co Aled miałby ze mną rozmawiać? Nawet go nie znam.

– Skąd mam, do cholery, wiedzieć?

– Bo jesteś jego najlepszym przyjacielem i spędzałeś z nim wieczór?

Nic nie powiedział.

– Albo nie spędzałeś – kontynuowałam. – Tak, właśnie uratowałam Aleda, podnosząc go z podłogi.

– Co?

Zaśmiałam się.

– Czy czasem nie zostawiłeś swojego najlepszego przyjaciela na podłodze w klubie, Danielu?

– Nie! – Podniósł szklankę z wodą. – Poszedłem po wodę dla niego. Nie jestem kompletnym chamem.

To była dla mnie nowość, ale trochę bym przesadziła, gdybym mu to powiedziała. Zamiast tego odwróciłam się do Aleda, który się o mnie opierał.

– Po co do mnie zadzwoniłeś?

Zmarszczył czoło, po czym dał mi lekkiego pstryczka w nos.

– Lubię cię.

Zaczęłam się śmiać, bo myślałam, że żartuje, ale Aled się nie roześmiał. Puścił mnie i objął ramieniem Daniela, a ten, zaskoczony, cofnął się o krok, drugą ręką zabezpieczając wodę przed rozlaniem.

– Czy to nie dziwne – powiedział Aled, którego twarz znajdowała się dosłownie kilka milimetrów od twarzy Daniela – że przez jakieś szesnaście lat byłem od ciebie wyższy, a nagle to ty jesteś wyższy?

– Tak, to takie dziwne – odparł Daniel, a ja po raz pierwszy od wielu miesięcy zobaczyłam na jego twarzy coś w rodzaju uśmiechu.

Aled oparł głowę o jego ramię i zamknął oczy, a Daniel delikatnie poklepał go po torsie, wymamrotał do niego coś, czego nie dosłyszałam, i podał mu wodę. Aled chwycił ją bez słowa i zaczął pić.

Patrzyłam na nich, aż Daniel nagle przypomniał sobie, że tam jestem.

– Będziesz teraz wracać do domu? – zapytał. – Odstawisz go?

Włożyłam ręce do kieszeni. I tak nie chciałam już tam być.

– Pewnie.

– Nie zostawiłem go na podłodze – powiedział. – Zamawiałem mu wodę.

– Już to mówiłeś.

– Tak, ale nie sądzę, że mi uwierzyłaś.

Wzruszyłam ramionami.

Daniel popchnął Aleda w moją stronę, a on od razu uwiesił mi się na ramieniu i wylał na mnie nieco wody.

– Nie powinienem był go tu przyprowadzać – rzucił Daniel, ale mówił to chyba do siebie, a ja naprawdę dostrzegłam cień żalu czy czegoś takiego w jego oczach, gdy spojrzał na Aleda, który prawie zasypiał w moich ramionach, a na jego twarzy tańczyły kolorowe światła.

– Co… – wymamrotał Aled, gdy wyszliśmy na ulicę. – Gdzie Dan?

– Powiedział, że mam cię zabrać do domu – odparłam. Zastanawiałam się, jak wyjaśnię to koleżankom. Odnotowałam w myślach, by napisać do Raine, kiedy dotrzemy na dworzec.

– Okej.

Zerknęłam na niego, bo nagle zabrzmiał jak nieśmiały Aled, z którym rozmawiałam podczas spotkania z rodzicami – szepczący Aled z uciekającym spojrzeniem.

– Złap mój pociąg – poprosił, kiedy zaczęliśmy przemierzać pustą ulicę.

– Dobrze – powiedziałam.

– Ty i Carys siedzicie… siedziałyście razem.

Na dźwięk imienia Carys poczułam ukłucie w sercu.

– Tak – odparłam.

– Lubiła cię – stwierdził Aled. – Bardziej niż… yyy…

Zdawał się gubić myśli. Nie chciałam rozmawiać o Carys, więc nie naciskałam.

– Aled, słuchasz Universe City?

Nagle się zatrzymał, a moja ręka spadła z jego ramienia.

– Co? – spytał w świetle latarni. Za nim pobłyskiwało neonowe logo Johnny’ego.

Zamrugałam. Po co zapytałam?

– Universe City? – powiedział głośno, jakbyśmy nadal byli w klubie. – Dlaczego?

Odwróciłam wzrok. Było jasne, że nie słuchał. Nie zapowiadało się przynajmniej na to, by miał to pamiętać.

– Nieważne.

– Nie – odparł, potykając się o krawężnik i niemal znów na mnie wpadając. Jego oczy były szeroko otwarte. – Dlaczego o to zapytałaś?

Wpatrywałam się w niego.

– Yyy…

Czekał.