Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dobra Nowina opowiedziana na nowo
Nie byli świętymi. Byli ludźmi – głodnymi, zmęczonymi, zazdrosnymi i pełnymi wątpliwości. A jednak wystarczyło, że On przemówił, by porzucili swoje łodzie, domy, przeszłość… i poszli. Bo z Nim wszystko nabierało sensu.
„Przesłanie” ożywia Ewangelię. To opowieść o Jezusie – proroku z Nazaretu, który nie przybył, by zadowalać tłumy, lecz by głosić słowo zdolne poruszyć sumienia i odmienić serca.
Znane postacie powracają tu jako osoby z krwi i kości: Piotr – impulsywny i lojalny, Judasz – rozdarty wewnętrznie, Mateusz – próbujący porzucić mentalność poborcy. Obok nich pojawiają się też nowi bohaterowie, którzy wnoszą świeżą perspektywę i stawiają pytania bliskie współczesnemu czytelnikowi.
Bo Ewangelia to nie tylko dzieje Boga, który stał się człowiekiem. To również historia ludzi, których dotknęło Jego słowo – i których życie nigdy już nie było takie samo.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 401
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mariusz Zieliński
Przesłanie
Józef miał do rozwiązania problem. Zaślubił Marię, ale jeszcze z nią nie zamieszkał. Nie zabrał jej do swego domu, nie zbliżył się też do niej jak mąż do żony. I nagle sąsiad zaczął mu gratulować. Czego? Tego, że Maria zapewne jest w stanie błogosławionym, sądząc po jej cudownie lśniących oczach. Można to poznać po oczach? Pewnie zależy po których.
Józef zasięgnął informacji z innych źródeł. Wyglądało na to, że sąsiad miał rację. Co ma zrobić w takiej sytuacji? Jeśli nie uzna dziecka, Marię spotka surowa kara, być może nawet straci życie za cudzołóstwo. Z drugiej strony jak żyć z kimś, komu nie można zaufać? Józef długo myślał, aż wymyślił najlepsze rozwiązanie. Uzna dziecko za swoje, ale napisze list rozwodowy i nie przyjmie Marii do swojego życia. Zadowolony z siebie i podjętej decyzji, poszedł spać.
I przyszedł anioł Pański do Józefa we śnie. I zwiastował. Obiecał, że będzie zwiastował aż do skutku.
Józef po obudzeniu miał gotową ostateczną decyzję. Nową ostateczną decyzję. Niełatwo przyjąć rolę męża i przyszłego ojca, gdy w sensie dosłownym ojcem się nie jest. Ale co poradzić na decyzję Kogoś z góry? Człowiek nie może odrzucić przeznaczenia przychodzącego od samego Boga. Praojciec Jakub po całonocnych zmaganiach z aniołem Pańskim otrzymał od niego błogosławieństwo i nowe imię – Izrael. W przypadku Jakuba-Izraela skończyło się to także zwichniętym biodrem. Józef nie był Jakubem. Nie miał takiej siły i determinacji. Konfrontacja z aniołem Pańskim przekraczała jego możliwości.
Po zjedzeniu śniadania poszedł poprosić Marię, by z nim zamieszkała. Jej rodzina przyjęła go z radością i otwartymi ramionami, co go nie zaskoczyło. Maria natomiast nie wyglądała na szczęśliwą. Może na uduchowioną, ale nie na szczęśliwą.
Niełatwo jest być przyszłą matką, zwłaszcza jeśli nie znało się męża, a mąż nie do końca albo raczej nie od początku jest przekonany co do niepokalanego poczęcia. Ale cóż robić? Przyszedł do niej archanioł Gabriel, do takiej wsi jak Nazaret, i powiedział: „Bądź pozdrowiona, Pan z Tobą”, czyli początek był obiecujący. Potem rzekł: „Raduj się…”, a zaraz potem: „Nie bój się…”. Świetne zestawienie. „Oto poczniesz i urodzisz syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego. Otrzyma tron Dawida, a Jego królestwo nie będzie miało końca”. „Jakże to się stanie, skoro nie znam męża?” „Duch Święty zstąpi na ciebie…” Nie wyglądało na to, że możliwa jest jakakolwiek dyskusja. Rzekła zatem Maria: „Otom ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Pomyślała, że Jezus to bardzo ładne imię. Związane z imieniem Jozue, następcy Mojżesza. Znaczy ono „Bóg pomaga” albo „Bóg zbawia”.
Gdy pozostawiono ich samych, Józef powiedział do niej:
– Mario, znam twoją sytuację i nie mam wątpliwości co do twej czystości. Był u mnie anioł Pański i wszystko mi wyjaśnił.
– U mnie też był. Wiesz zatem, że to nie mój wybór. – Popatrzyła na niego niepewnie.
Już miał powiedzieć, że jego także nie, ale zaniechał tego, by nie robić jej przykrości. Przeszedł do tematu zasadniczego.
– Przenieś się do mojego domu. Przez wiele lat pracowałem na swoją pozycję zawodową. Nie brakuje mi zleceń, jestem dobrym cieślą, zapewnię byt tobie i dziecku.
W oczach Marii w dalszym ciągu widział niepokój. Widział w nich także niebiański blask, który towarzyszy wielu kobietom w stanie błogosławionym. Pomyślał, że jej brzemię jest nielżejsze od jego brzemienia. Pogładził ją po ręce.
– Będę dla ciebie dobrym mężem. Nie dlatego, że tak nakazał mi anioł Pański, ale po prostu jestem dobrym człowiekiem.
Maria uśmiechnęła się.
– Wiem. Czuję to. Ty nie jesteś dobrym człowiekiem, Józefie, ty jesteś świętym człowiekiem.
– Skoro tak twierdzisz… – Nie lubił dyskutować nadaremno.
Maria spakowała swój dobytek i zamieszkała ze swoim mężem.
Tuż przed dniem rozwiązania nastał czas spisu powszechnego – każdy mieszkaniec terenów pod panowaniem Cesarstwa Rzymskiego miał przybyć do miejscowości, z której pochodzi jego ród. Spakował Józef zapasy na drogę, przygotował osiołka, posadził na nim brzemienną Marię i pojechali. Z Nazaretu w Galilei do Betlejem, miasta Dawidowego w Judei.
Kiedy przebywali w Betlejem, nadszedł czas rozwiązania. Ponieważ brakło dla nich miejsca w gospodach, Jezus przyszedł na świat w stajence. Maria owinęła go w pieluszki i położyła w żłobie.
Melchior miał sen. Rozważał jego sens, gdy sługa przyniósł wiadomość, że przyjechali Kacper i Baltazar. Wszyscy trzej pełnili rolę pierwszych doradców królów sąsiadujących krain i dyplomatów wysyłanych z misjami pokojowymi (z innymi wyjeżdżało wojsko). Poza tym, że ze sobą konkurowali, jako przedstawiciele różnych władców, nieoficjalnie wspierali się także w trudnej sztuce utrzymania pozycji na szczytach hierarchii dworów myślą, radą oraz modlitwą. A ponieważ każdy prosił o wsparcie swoich bogów, zakładali, że któryś ich wysłucha. Melchior natychmiast ich przyjął.
– Baltazar miał widzenie! – poinformował Kacper od progu.
– Był z wizytą w lochu u kogoś z rodziny? – zażartował Melchior nieprzystojnie.
– Nie żartuj, to poważna sprawa. Nawiedził go anioł Pański – rzekł Kacper, a Baltazar gorliwie potakiwał.
– Pański, czyli czyj? – dociekał Melchior.
– Pański, czyli Boski – wyjaśnił Kacper ze zniecierpliwieniem. – Powiem więcej, do mnie też przyszedł. Z tą samą wiadomością. Brzmi ona: „Oto rodzi się Król Żydowski, do którego prowadzi gwiazda zmierzająca po nieboskłonie. Jedź go powitać”.
– A wiecie, że ja też miałem sen, który był mniej więcej taki jak wasz – westchnął Melchior. – Jako doradca światłego władcy w sny nie wierzę i zakładałem, że był wynikiem niestrawności.
– Kiedy miałeś ten sen? – zapytał Kacper.
– Dziś w nocy.
– To nie przypadek. Do Baltazara anioł przyszedł najwcześniej, bo mieszka najdalej od Judei. Potem ja miałem sen, a teraz ty, w przeddzień naszego przyjazdu. Musimy jechać za gwiazdą!
– Nie mogę wyruszyć bez zgody mojego króla.
– To na co czekasz? Jesteś pierwszym doradcą, więc przyjmie cię poza kolejnością. My dostarczymy ci argumentów, żeby przekonać go o konieczności misji.
Kacper i Baltazar krótko streścili spotkania ze swoimi królami, a potem Melchior poszedł do pałacu swego władcy. Nie było go z górą trzy godziny, co zaczynało budzić niepokój. Gdy w końcu wrócił, przywitali go niemal w progu.
– Dlaczego tak długo?
– Opowiadaj, jak ci poszło!
Zawołali niemal jednocześnie.
– Odpowiadając na pytanie pierwsze, mój władca to nie jakiś drobny król i musiałem poczekać na swoją kolej oraz, ponieważ nie była to sprawa poufna, na ściągniecie do pałacu innych doradców.
– Nie przynudzaj. Jak ci poszło? – powtórzył swe pytanie Baltazar.
– Odpowiadając na pytanie drugie – złośliwie przeciągał Melchior – mniej więcej tak jak wam. Powiedziałem, że miałem sen i że wy też go mieliście. Ma się narodzić Król Żydowski, a spadająca gwiazda wskazuje do Niego drogę. Dodałem, że wy jesteście już w drodze i chcę do was dołączyć.
– Co na to twój władca? – zapytał Kacper.
– Poprosił o wypowiedź innych doradców.
– Byli chętni do krytyki? – zainteresował się Baltazar.
– A jakże! Głos zabrał drugi doradca. Powiedział, że czas skończyć ze snami i innymi zabobonami, a szczególnie z podejmowaniem na ich podstawie decyzji. Ale on mnie nie lubi i pewnie chciałby zająć moje miejsce.
– Nic nowego nie powiedziałeś. Wszędzie są drudzy doradcy z ambicjami. Jak zareagowałeś?
– Przemilczałem zaczepkę i pozwoliłem na serię chrząknięć i niezadowolonych pomruków nadwornego astrologa. Trzeba wam wiedzieć, że nasz władca sięga po jego radę zastanawiająco często.
– Czyli nieopatrznie drugi doradca zaatakował dwóch przeciwników jednocześnie – zauważył Kacper.
– Tym się kończy działanie impulsywne – dorzucił Baltazar.
– Wasza przenikliwość nieco przeszkadza w kontynuacji opowieści… – Melchior znacząco zawiesił głos. – Potem było nieco łatwiej, mimo że drugi doradca nie rezygnował. Powiedział, że kogoś takiego jak Król Żydowski w znaczeniu dosłownym nie ma. Judeą rządzi Herod, ale w imieniu Rzymu, a z Rzymem mamy relatywnie dobre stosunki. Przyznaję, że w odpowiedzi użyłem waszych argumentów. Powiedziałem, że co prawda w tej chwili Judea uzależniona jest od Rzymu, ale zgodnie ze zwiastowaniem właśnie rodzi się nowy król. Kto wie, jaką zajmie pozycję, kiedy dorośnie…
– Tak myśleliśmy, że skorzystasz z krynicy naszej mądrości – rzekł Kacper, a Baltazar jedynie pokiwał głową. – Doprawdy wiele moglibyśmy zdziałać wspólnie, gdybyśmy tylko ustalili, kto zająłby miejsce pierwsze wśród nas. Co trzy głowy, to nie jedna.
Melchior, zlekceważywszy wypowiedź Kacpra, kontynuował:
– Dodałem, że jeśli jest to król, którego zwiastuje gwiazda, to kto wie? Może Żydzi odzyskają niepodległość? Już raz pogonili grecką dynastię Seleukidów, choć nikt w to nie wierzył. Dwieście lat temu Żydzi odrzucili dekret króla Antiocha IV Epifanesa, zakazujący im zachowania przejawów wiary. Wybuchło powstanie Machabeuszów, które obaliło królów greckich, i przez stulecie panowała żydowska dynastia hasmonejska, pochodząca od braci Machabeuszów. Potem jednak się skłócili, zaczęli między sobą walczyć, a obie strony poprosiły o pomoc Rzymian. I przybyły legiony z Pompejuszem Wielkim na czele. Rzymianie jak już weszli do ziemi Izraelitów, to nie mają zamiaru wyjść.
– Zaiste godna podziwu wiedza historyczna, tym bardziej że zaczerpnięta ode mnie – wtrącił Kacper.
I tym razem Melchior, nie bacząc na wtręt, kontynuował opowieść:
– Jeśli byliby w stanie zrzucić protektorat takiej potęgi jak Rzym, mogą potem zwrócić ostrza swoich mieczy przeciw innym sąsiadom, w domyśle nam. Wiemy z historii, że potrafią być agresywni. Chyba dobrze, jeśli przywitamy nowego Króla Żydowskiego na świecie i pozostaniemy we wdzięcznej pamięci, chociażby na wszelki wypadek?
– Czyli… twórczo rozwinąłeś nasze myśli, co świadczy o twej mądrości – stwierdził Baltazar.
– Nazwałbym to raczej rozsądkiem. Ta partia została już rozegrana dwa razy. Dzięki wam znałem większość możliwych posunięć.
– Jesteś nie tylko mądry, ale i skromny – skonstatował Kacper.
– To jest żałosne, że chwalicie niby moją mądrość, ale czynicie to w momentach, gdy w moich wypowiedziach usłyszycie siebie. Przestańcie!
– To tyle, jeśli chodzi o skromność – mruknął Kacper i znacząco spojrzał na Baltazara. Wyglądało na to, że świetnie się bawią.
– Nie mogę sobie pozwolić na skromność, piastując swoje stanowisko – zareagował tym razem Melchior na wtręt Kacpra. – W końcu jestem pierwszym doradcą i zamierzam nim pozostać. A do tego trochę zdrowej, to jest uzasadnionej pychy jest potrzebne. Inaczej drugi i następni doradcy mnie zadepczą.
– Powiedz coś, czego nie wiemy – westchnął Kacper.
– Dobrze jest nie popełniać błędów innych ludzi. W przeciwieństwie do was ja już zwrot kosztów podróży wynegocjowałem, łącznie z pokaźną zaliczką. Mogę więc sfinansować jedzenie dla was, waszych sług, wielbłądów i osłów.
– Czyli rozegrałeś partię o kilka ruchów dłuższą niż my – pochwalił go Baltazar, tym razem szczerze.
– No przecież zwrotu kosztów nam nie odmówią – zaniepokoił się Kacper.
– Ale na zaliczkę nie wpadliśmy.
Mówili to, żeby sprawić mu przyjemność. Patrzyli, jak Melchior rośnie z dumy. Co go tak cieszy? Będzie musiał kilkanaście razy wyciągać mieszek i płacić za całą karawanę, a oni oddadzą mu pieniądze jednorazowo, niekoniecznie natychmiast po powrocie. Kacper postanowił przejść do rzeczy:
– Podsumowując, jedziemy z misją dyplomatyczną. Jako przedstawiciele naszych władców jesteśmy jak nasi trzej królowie.
– I tak proponuję do tego podejść – zawnioskował Melchior, który uwielbiał mieć ostatnie zdanie, nawet jeśli ktoś wcześniej użył zwrotu „podsumowując”.
***
Jechali, podążając za gwiazdą, która wiodła ich na tereny zamieszkane przez pobożnych Żydów. Przybyli do stolicy duchowej tego narodu, Jerozolimy, bo gdzież mógłby przyjść na świat Król Żydowski? Gdzież natomiast poza Świątynią Bożą zasięgnąć można na jego temat informacji?
Świątynia wyglądała imponująco. Weszli do niej, a dokładniej na Dziedziniec Pogan, dokąd innowiercy byli wpuszczani. Poprosili o posłuchanie odpowiednio wysoko postawionego kapłana, a najlepiej arcykapłana. Po oczekiwaniu odpowiednio długim, stosownym do wysoko postawionej persony, przybył kapłan. Zapytali, gdzie narodził się Król Żydowski, przybyli bowiem złożyć mu pokłon. Na początku kapłan nie wiedział, o co im chodzi. Musieli mu opowiedzieć o swoich widzeniach i gwieździe, która ich przywiodła.
Widać było, że pytany wpadł w konsternację. Przeprosił ich na chwilę i poszedł przedyskutować sprawę z innymi kapłanami. Przybysze wyglądali zbyt dostojnie, by pogonić ich z miejsca świętego kijami jako osoby siejące zamęt swoimi pytaniami. W końcu kapłani uradzili, że król, o którego pytają przybysze, jest figurą świecką, a zatem zaprowadzą wędrowców do pałacu Heroda, pełniącego obowiązki króla Żydów.
***
Pałac robił wrażenie. Mędrcy nie spodziewali się tak wspaniałej Świątyni i tak wspaniałego pałacu gdzieś na obrzeżach Imperium Rzymskiego. Idąc do komnat, gdzie mieli być przyjęci, mijali cenne drzewa, pięknie zagospodarowane alejki i wiele fontann, jeszcze bijących, mimo zapadającego zmroku. Komnaty w pałacu także ociekały przepychem godnym pomieszczeń królewskich.
Heroda, zwanego już za życia Wielkim (zwłaszcza na swoim dworze), zmartwiły wieści, które przynieśli mu świątynni kapłani. Powitał trzech mędrców wędrujących za gwiazdą i zapewnił o przychylności dla nich z jego strony i majestatu tego, który za nim stoi (miał zapewne na myśli cesarza Rzymu). Następnie zaproponował im odświeżenie się po dalekiej drodze w łaźni i uczestnictwo w kolacji na swoją cześć, na którą zaprowadzą ich słudzy Heroda. On tymczasem podyskutuje z kapłanami.
Propozycja została przyjęta z dużym zadowoleniem. Mędrcy poszli do łaźni, gdzie zmyli z siebie kurz podróży, po czym, odświeżeni, poszli na posiłek. Wieczerza należała do wystawnych, nie brakło na niej ni jadła, ni napitku. Jedli więc i pili, czekając na ponowne zaproszenie do króla, które nieco się przeciągało.
***
Herod wezwał do siebie arcykapłana, kapłanów i uczonych ludzi. Gdy już wszyscy z najtęższych umysłów Jerozolimy przybyli do sali audiencyjnej, zadał im jedno pytanie:
– Jeśli miałby narodzić się Król Żydowski, to gdzie należałoby go szukać?
Sytuacja była nieco napięta. „Król Żydowski?” Arcykapłani i uczeni w piśmie podjęli nerwową dyskusję. „A może chodzi o Mesjasza?” „Czy miałby to być król, czy Mesjasz, jest tylko jedno miejsce wskazane przez proroka”. Po uzgodnieniu odpowiedzi głos zabrał arcykapłan.
– Mamy przekonanie, że jedynym miejscem, które wchodzi w grę, jest Betlejem judzkie. O nim to napisał prorok Micheasz: „A ty, Betlejem (…) Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał Izraelem, a pochodzenie Jego…”.
– Dziękuję za waszą wskazówkę – przerwał mu Herod. – Jesteście już wolni, możecie wracać do swych zajęć, których zapewne macie mnogość.
Arcykapłan, kapłani i uczeni w piśmie oddali pokłon królowi i postąpili zgodnie z rozkazem. Byli przyzwyczajeni, że ich władca rzadko okazywał szacunek swym poddanym, nawet wysoko postawionym, poszli więc bez szemrania.
Herod nakazał przywołać do siebie trzech mędrców. Kiedy wędrowcy stanęli przed jego obliczem, przekazał im to, co usłyszał od arcykapłana i uczonych ludu. Następnie zapytał:
– Kiedy ukazała się gwiazda, która was prowadzi do zapowiadanego Króla Żydowskiego?
– Ponad miesiąc temu. Ale astrolog mojego króla wypatrywał jej już od roku – poinformował Melchior.
– Jedźcie zatem za gwiazdą. Jeśli słuszne są przypuszczenia kapłanów, doprowadzi was ona do Betlejem judzkiego. A jeśli znajdziecie dziecię, wróćcie do mnie i poinformujcie mnie o nim, abym i ja mógł pójść i oddać mu pokłon.
Z tym zaleceniem odesłał mędrców, a sam podjął obowiązki spoczywające na Królu Żydowskim.
Mędrcy dosiedli swych wielbłądów i ruszyli w drogę. Do Betlejem.
Jak to brzmi: gwiazda betlejemska? Baltazar był rozczarowany, bo uważał, że gwiazda jerozolimska brzmiała znacznie lepiej. Rozważał przebieg wizyty u Heroda. Ten król to istna beczka śmiechu, choć ponoć też kawał bandyty. Zwołał swoich doradców i kapłanów i pyta: „Jeśli by się miał narodzić król żydowski, to gdzie?”. Już sobie wyobrażam, jak przewalają oczami i nagle jeden mówi: „Tylko w Betlejem judzkim”. „Dlaczego?” – pyta go król. „Bo tak przed wiekami napisał jeden prorok żydowski”. To jest argument nie do obalenia. Ciemnota i zabobon. Chociaż… mój król niby światły, a skłania ucho ku horoskopom astrologa. Ale my przynajmniej nie twierdzimy, że jesteśmy Narodem Wybranym. Dlaczego oni tak twierdzą? Bo ich Bóg do nich przemawia! Ci to mają szczęście. Chociaż czy to na pewno szczęście? Przeważnie nic miłego do przekazania taki Bóg nie ma. Zaczęła go boleć głowa od tych przemyśleń.
Podjechał do niego Kacper.
– Nad czym tak dumasz, drogi przyjacielu?
– Nad niezwykłością tej krainy, zamieszkiwanej przez Żydów. Wydają mi się jacyś tacy ponurzy.
– To zapewne przez ich Boga, który, jak słyszałem, jest zazdrosny o innych bogów. Zwłaszcza tych weselszych od niego.
– Jak to weselszych? Według Persów Bóg Izraela jest tym samym, którego czczą jako wielkiego Ahura-Mazdę, boga niebios. A nie słyszałem, żeby miał on ponury charakter.
– Rzymianie natomiast uważają, że Boga Izraelitów można kojarzyć z Zeusem Gromowładnym – uzupełnił Kacper. – Oba narody są zdaniem Żydów w wielkim błędzie. Bóg Izraela jest Jedyny, Niewidzialny, nie można tworzyć jego wizerunków, co więcej nie wolno wymieniać jego imienia. Myślę, że to jedna z głównych przyczyn ponuractwa Żydów, którzy nie dość, że mają utrudnienia w wielbieniu swego Boga, to jeszcze mają zakaz wielbienia innych.
Jechali przez chwilę w milczeniu, rozważając komplikacje wynikające z wyznawania przez sąsiadujące ludy podobnych bogów o innych imionach. Nie można było nic z tym zrobić. W pewnej chwili Kacper spojrzał na Baltazara i znalazł jego wygląd niezdrowym.
– Po twej minie widzę, że doskwiera ci coś jeszcze poza samymi rozmyślaniami teologicznymi.
– To prawda. Strasznie mi dolega żołądek i coraz bardziej boli mnie głowa – poskarżył się Baltazar.
– To od wina – stwierdził Kacper autorytatywnie, oceniając stan zdrowia przyjaciela po objawach. – Trzeba było poprzestać na czarce, a ty wysuszyłeś niemal całą amforę, w dodatku nienależącą do najmniejszych. I nie usprawiedliwia cię, że wino było przednie.
– Nie powiem, żeby twe słowa były balsamem na mą duszę, a zwłaszcza głowę.
– Jeśli oczekujesz ode mnie współczucia, to daremnie. Z tego, co wiem, twój ulubiony bóg zabrania upijania się. Potraktuj to jako karę za grzech.
– Nie żartuj ze mnie, wykorzystując moment, kiedy jestem słaby. Poza tym w podróży dyplomatycznej należy zachowywać tradycję miejscowego ludu. A w Tradycji Żydowskiej jest przekaz, że kiedy po potopie Noe nadużył wina pochodzącego z pierwszych zbiorów, a jego syn Cham – tu spojrzał znacząco na Kacpra – naśmiewał się z niego, został przeklęty, a bracia jego stanęli po stronie ojca.
– Czy poznałeś całą Tradycję Żydowską, czy poprzestałeś na związku Boga Izraela z bogiem niebios i przyzwoleniu na sporadyczne pijaństwo?
– Powrócimy do tej rozmowy, jak będę w pełni sił. A teraz nie męcz mnie, bo wycieknie ze mnie resztka życia.
Kacper wzruszył ramionami i zgodnie z prośbą odjechał. Zwycięstwo nad osłabionym przeciwnikiem nie smakuje. No chyba że byłby to wróg. Wtedy nie ma przebacz, nawet jeśli leży u stóp i kwili jak dziecię. Podjechał do Melchiora.
– Zakładam, że zdrowszy i bardziej skłonny do rozmowy jesteś niż ta drobna pijaczyna. – Wskazał ruchem głowy na Baltazara.
– Nie dokuczaj mu. W przeciwieństwie do nas rzadko ma kontakt z trunkiem. Zresztą sam go nakłaniałeś, wznosząc toasty za zdrowie jego całej rodziny i krewnych – zwrócił mu uwagę Melchior.
– Tak. Bardzo łatwo jest nim manipulować, kiedy już spełni parę toastów. Zupełnie nasz przyjaciel nie ma odporności na alkohol.
Jechali przez chwilę w milczeniu. Chwila ta nie trwała jednak zbyt długo, bo Kacper znowu podjął rozmowę:
– Jak oceniasz sens naszej wędrówki?
– Mam duże nadzieje. Nie po to nawiedził nas anioł Pański, żeby trud nasz był daremny.
– I ja tak myślę – przytaknął Kacper. – Dodać do tego trzeba, że koniec wieńczy dzieło, a my wreszcie docieramy do celu. – Powiedział tak, bo miał wrażenie, że gwiazda, która ich wiodła, właśnie w tym momencie przystanęła. Nad osadą, o której oględnie można było powiedzieć, że nie skłania do zachwytów na pierwszy rzut oka. – To musi być ta wioska – zawyrokował.
– Nareszcie.
– Miałem wizję, że mamy jechać na jej koniec, do cichej stajenki.
– Niepotrzebnie wpadasz w poetyczne tony. Poza tym, czy to jest początek, czy koniec osady, to zależy, od której strony się wjeżdża – zauważył Melchior, a następnie przemówił do trzeciego spośród wędrowców: – Pogoń wielbłąda, Baltazarze, bo dotarliśmy na miejsce.
***
Stajenka rzeczywiście była na końcu wioski, tak jak przewidział Kacper. Weszli, a wstępne powitanie obecnych wziął na siebie Melchior.
– Przywiodła nas tu gwiazda, zwiastująca narodziny wielkiego człowieka, może nawet króla. Przyszliśmy oddać mu pokłon.
Dopiero teraz rozejrzał się po pomieszczeniu. O święci Pańscy!!! Co ja plotę? Jacy święci? Jacy Pańscy? Przy żłóbku stali młoda kobieta i mężczyzna w sile wieku, od których biła jasność. Ale co to była za jasność przy blasku bijącym od Dzieciątka! Świeciło niby gwiazda, która ich do niego przywiodła. Nie, to nie mogły być efekty nadużywania wina. Nie przedawkował przecież trunku, w przeciwieństwie do Baltazara. Spojrzał na swojego przyjaciela. On też jaśniał. Na tyle, na ile mógł jaśnieć Baltazar.
– Powiedz mi, mój drogi, co widzisz? – zapytał go, żeby sprawdzić, czy jego odczucia są podobne.
– Światłość. Światłość od Niego bije. To cudowne – stwierdził Baltazar z zachwytem.
– Zaiste. I ja czuję uniesienie – dorzucił szeptem Kacper, po czym mędrcy upadli na kolana i oddali pokłon Dzieciątku. Następnie wstali i Kacper kontynuował powitanie: – Jesteśmy szczęśliwi, że dane nam jest przywitać to oto Dziecię. Poza pokłonem, który mu składamy w imieniu swoim i naszych władców, chcemy podarować mu cenne dary, odpowiednie dla tak znamienitego członka rodzaju ludzkiego. A są to: mirra, kadzidło i złoto.
Rodziców Dzieciątka bardzo ucieszyło zainteresowanie mędrców i z zadowoleniem przyjęli ich dary.
– Czy ktoś już składał pokłon Dzieciątku? – zapytał Kacper.
– Tak. Przybyli do nas pastuszkowie, których nawiedził anioł Pański, gdy czuwali nad swoimi stadami. Rzekł, że zwiastuje im wielką radość, która będzie udziałem całego ludu, bowiem narodził się Zbawiciel. I nakazał im znaleźć niemowlę owinięte w pieluszki i położone w żłobie. Przyszli i powiedzieli nam o tym, co rzekł im anioł Pański, po czym zaśpiewali hymny na cześć Boga – przedstawiła Maria skróconą wersję wizyty pastuszków w stajence.
– Pastuszkowie? Przed nami? – żachnął się Melchior.
– Mieli znacznie bliżej – zauważył Kacper. – Chyba nie jesteś zazdrosny o kolejność?
– Nie, skąd. Nie posądzaj mnie o małostkowość – odpowiedział Melchior, nie do końca szczerze.
Potem mędrcy, jak to mędrcy, przekazali swoje mądrości, na ile mogli je pojąć prosty cieśla i jego młodziutka żona. Następnie stwierdzili, że nie będą przeszkadzać nowo narodzonemu i jego rodzicom, pożegnali się i w dobrych humorach ruszyli w drogę powrotną.
Jechali i uśmiechali się do siebie nawzajem i do napotkanych, nielicznych o tej porze mieszkańców Betlejem. Ci ostatni z dużym zdziwieniem obserwowali obdarowujących ich uśmiechami przybyszów. Ale co zrobić, obcy podróżnicy mają obce obyczaje. A jak się mieszka między Egiptem a Rzymem, to przejeżdżają przez prowincję różne dziwolągi.
***
Kiedy wyjechali z Betlejem, pierwszy swojemu zachwytowi dał wyraz Baltazar.
– Oto powitaliśmy wielkiego człowieka, przysłanego na ziemię przez Boga, może nawet któregoś Boga wcielenie!
Kacper westchnął z dezaprobatą. Ten to ma sieczkę w głowie. Żeby wierzyć we wcielenia Boga i reinkarnację!
– Mnie też cieszą narodziny kogoś, kto będzie szerzył dobro. – Popatrzył na uśmiechniętego Melchiora, niewłączającego się do dyskusji. Postanowił przemówić do niego, bo Baltazar ze swoją wiarą w reinkarnację nieco go irytował. – Co sądzisz, Melchiorze, o rodzinie i miejscu narodzin Dzieciątka?
– To zastanawiające. Rodzice chyba nie w pełni zdają sobie sprawę z tego, co ich spotkało.
– Czy to nie dziwne, że wielki człowiek przyszedł na świat w małej wiosce, w stajence?
– Niezbadane są wyroki boskie! A Bóg Izraela miewa specyficzne poczucie humoru. Być może tak właśnie napisał w którejś z ich licznych świętych ksiąg jeden z ich licznych proroków. Poza tym gdyby Dzieciątko urodziło się takim mądralom jak my, moglibyśmy go skrzywić nadmierną edukacją, przez co zatraciłoby swoje naturalne predyspozycje.
– No proszę, czyli twoja znajomość wierzeń żydowskich wykracza jednak poza brak umiarkowania w piciu. A co z twoim bólem głowy? – zapytał Kacper.
– Nie widać? Gdy tylko weszliśmy do stajenki, wszystko mi przeszło jak ręką odjął.
– Prawdą jest zatem, że aby poczuć się dobrze, wystarczy przestać czuć się źle.
– Powrócimy do twej genialnej myśli, gdy nie będziemy mieli już nic innego do omówienia – wtrącił Baltazar. – Teraz powiedzcie, jak sobie poradzą rodzice, bo łatwo im nie będzie.
– Masz rację. Ale na pewno sobie poradzą – orzekł Kacper z przekonaniem.
– To prości ludzie, z czego wnosisz, że dadzą radę? – wtrącił swą wątpliwość Melchior.
– Im też zwiastował anioł Pański. Zwłaszcza ten Józef zareagował, jakbyśmy byli jego dobrymi znajomymi, kiedy wspomnieliśmy o naszych snach. Takie jest ich przeznaczenie, które wyznaczył im Bóg Izraela. Jeśli mają wsparcie czynników wyższych, nic złego ich nie spotka.
– Poza tym jeśli Dzieciątko jest inkarnacją ich Boga… – zaczął Baltazar.
– Przepraszam – przerwał mu Kacper – czy my nawracamy cię na Baala, Aszera lub Marduka? Trochę szacunku dla wierzeń współtowarzyszy podróży.
– Nie zaczynajmy tu wojny religijnej – próbował pogodzić ich Melchior. – Przyjmijmy, że Dzieciątko ma w sobie iskrę Bożą.
– Iskrę Bożą, dobrze powiedziane – przytaknęli obaj pozostali.
Melchior, próbując uniknąć dalszych sporów religijnych, postanowił wrócić do zadań przed nimi stojących.
– Przyjaciele, przed nami parę tygodni drogi, podczas której będziemy mogli kultywować nasze ulubione rozrywki intelektualne w postaci dokuczania sobie nawzajem. Teraz natomiast trzeba postanowić, co robimy z Herodem.
– Jak to co robimy? Omijamy go szerokim łukiem – doradził Kacper. – To fałszywy typ i z tego, co o nim słyszałem, pozbawiony skrupułów. Jeśli mu powiemy, że narodził się nadzwyczajny dzieciak, może go potraktować jako zagrożenie dla swojego śmiesznego tronu, darowanego przez Rzym.
– Dodać należy, że mając nasze lata, nie powinniśmy pić przez kilka dni z rzędu, a zwłaszcza Baltazar – zauważył Melchior złośliwie.
– Przekonaliście mnie. I co do Heroda, i co do picia – stwierdził Baltazar, dążąc do zamknięcia dyskusji, która zmierzała w nieodpowiednim kierunku.
– A zatem wracamy do swych królestw – podsumował Melchior, który jak zwykle chciał mieć ostatnie zdanie. A powiedział to takim tonem, jakby sami byli królami, a nie ich pierwszymi doradcami. I podążyli ku swemu przeznaczeniu, pozostawiając innym ich przeznaczenie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również:
Przesłanie
ISBN: 978-83-8423-235-4
© Mariusz Zieliński i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Anna Pomianek | JezykoweDylematy.pl
KOREKTA: Konrad Witkowski
OKŁADKA: Oliwia Błaszczyk
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
