Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ciąg dalszy burzliwych losów Błażeja, Neli, Mateusza, Szymona i Nadii na tle ważnych wydarzeń z dziejów Polski i świata. Nadchodzi burzliwy koniec lat sześćdziesiątych. Wybucha wojna sześciodniowa, której następstwa odczuwalne są nawet w Polsce. W Paryżu młodzież wychodzi na ulice, podobne wydarzenia mają miejsce w kraju, a ich tragicznym finałem staje się Grudzień’70. Bohaterowie zmagają się z osobistymi problemami, dokonują trudnych wyborów i próbują naprawiać swoje życie. Targani są dylematami, silnymi emocjami i wyrzutami sumienia. Jednak gdy stają twarzą w twarz ze sprawami ostatecznymi, nic już nie ma znaczenia, a wzajemne animozje przestają się liczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 649
Rok wydania: 2020
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Seweryn
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Ilustracja na okładce
© Anton Starikov|shutterstock.com / Krzysztof Bubel|shutterstock.com Lech Zielaskowski|szukajwarchiwach.gov.pl
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Damian Walasek
Opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I w tej edycji, Siemianowice Śląskie 2025
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. 600 472 609
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019
Tekst © Joanna Jakubczak
ISBN 978-83-8293-343-7
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek,
choćby cały świat pozyskał,
a na swojej duszy poniósł szkodę?
Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?
(Mt 16, 26)
Mojemu Synowi, Marcinowi
To było wydarzenie, jakiego powojenna Polska jeszcze nie widziała. Oto trzynastego kwietnia na lotnisku w Warszawie wylądował samolot z zespołem The Rolling Stones na pokładzie. Szymek Wielopolski wraz z synem Krzysztofem oraz Nadią i Kubą Staśką usiłowali przedrzeć się przez tłum gapiów do Sali Kongresowej, gdzie miał odbyć się koncert. Na placu Defilad zgromadziło się tyle ludzi, że centrum miasta zostało właściwie sparaliżowane. Kongresowa mogła pomieścić zaledwie dwa i pół tysiąca osób, zaś chętnych, by zobaczyć skandalizującą grupę rockową, było dziesięciokrotnie więcej. Bilety jednak stanowiły dla zwykłych zjadaczy chleba cel nieosiągalny i Szymek mógł zabrać syna na to epokowe wydarzenie tylko dzięki Nadii Niechowskiej, która obecnie nazywała się Niechowska-Staśko, bo od ponad trzech lat była szczęśliwą mężatką. Nie załatwiła mu jednak biletów z sympatii do niego, ale jej przyjaciółka, Nela, w ostatniej chwili musiała zrezygnować z koncertu. Wielopolski był ciekaw, kto miał towarzyszyć Neli na tej imprezie, ale nie ośmielił się zapytać o to Nadii.
Między nim a Nelą wszystko było już skończone. Pewnego dnia zadzwoniła do jego kancelarii i oświadczyła, że nie zamierza na niego czekać. Życzyła mu szczęścia w życiu i tego, by pogodził się z żoną. Po czterech latach był Neli za to ogromnie wdzięczny. Najpierw, oczywiście, odcierpiał swoje, ale potem popatrzył na całą sprawę zupełnie inaczej i nie tylko z perspektywy zwykłej przyzwoitości. Zosia stanowiła część jego życia. Mimo iż oddalili się od siebie i różnili poglądami, żona była mu bardzo bliska. Od dzieciństwa. Pewnego dnia pomyślał, że powinien zawalczyć jednak o ich małżeństwo i przyjaźń.
Nie było łatwo, ale odkąd z jego życia zniknęła Nela, a Zosia zerwała wszelkie kontakty z Tadeuszem, w ich małżeństwie zrobiło się spokojniej. Jednak gdy żona przyznała się, że odwiedziła Nelę i przeprowadziła z nią bardzo nieprzyjemną rozmowę, wściekł się i wyprowadził z domu. Mieszkał przez kilka miesięcy u znajomego, który w swojej łaskawości odstąpił mu łóżko w pokoju syna. Jego dzieciak studiował w Krakowie, rzadko bywał w domu i dzięki temu Szymek nie musiał koczować pod mostem. Na początku nawet dobrze się czuł, sypiając na gołym materacu, wśród plakatów zagranicznych zespołów, którymi chłopak okleił niemal cały pokój. Miał żal do Neli, do Zosi i właściwie do całego świata. Potem jednak przyszło zrozumienie. Nie miał prawa oczekiwać, że dziewczyna będzie na niego czekać, a Zosia przestanie walczyć o ich rodzinę. Byli nią, chociażby z uwagi na Krzysia. Poza tym wiele razem przeszli, kiedyś byli dla siebie całym światem i przyjaźnili się. Warto było postarać się to ocalić.
Poczuł, że ktoś wbija mu łokieć między żebra. Chciał już rzucić jakieś niecenzuralne słowo, gdy zobaczył stojącego obok Karolka.
– O! Ty tutaj? – zdziwił się.
– A co? Każdy chce zobaczyć Jaggera – prychnął.
– Mało mi żebra nie złamałeś – wyrzucił mu Szymek.
– Chłopie, jak nie zaczniesz się przepychać, to nie wejdziemy – mruknął.
– A dlaczego nie przyjechałeś z Nadią?
– Bo mnie wkurwia ten jej podtatusiały małżonek – syknął Karol.
– Przesadzasz. Facet jest w porządku. I kocha Nadię, a ona jego – wymamrotał Szymon, przyduszony nieco przez napierający tłum.
– I to mnie wkurza jeszcze bardziej – westchnął Karol i zaczął przeciskać się do przodu.
Szymon stwierdził, że najwyraźniej Karolek zazdrości Nadii poukładanego życia uczuciowego, bo on sam skakał z kwiatka na kwiatek i nie mógł zdecydować się na żadną dziewczynę, która mogłaby zasłużyć na miano jego żony. Zresztą od jakiegoś czasu Karol zachowywał się nie tyle dziwnie, co tajemniczo. Nikt nie wiedział, gdzie pracuje i czym się zajmuje, ale wiodło mu się całkiem nieźle. Szymek podejrzewał, iż to dzięki zamożnej ciotce, ale nie wypytywał go o to, bo być może była to dla Karolka krępująca sytuacja.
Widywali się rzadko, chłopak wyprowadził się z willi na Saskiej Kępie, zresztą itam Wielopolski nie bywał zbyt często. Nie miał po co. W domu została Hanka z Grzegorzem, bowiem Igor znowu pojechał do Moskwy, a Nadia zamieszkała w wynajętym mieszkaniu ze swoim mężem. Nie mieli tam specjalnych luksusów, ale wyglądali na zgodną i kochającą się parę. Być może Nadia z jakichś powodów nie chciała wsparcia swoich rodziców. Kuba niekiedy śmiał się, że tak dobrze im się żyje zapewne dlatego, iż Nadia jest gościem w domu, więc gdy powraca ze swoich zagranicznych wojaży, nie mają ani czasu, ani ochoty na kłótnie. Staśko podczas nieobecności żony sam zajmował się Majką, którą Szymon uważał za najbardziej rozwydrzone dziecko na świecie, jednak Kuba nie narzekał na taki stan rzeczy, zaś docinki zbywał uśmiechem.
Po kilkunastu minutach przestał snuć rozważania, bo napierający tłum po prostu wepchnął go do środka Sali Kongresowej. Nie miał pojęcia, jak wiele osób tam się znajdowało, ale zapewne dużo więcej, niż przewidział to architekt tego obiektu.
I w końcu rozpoczął się koncert. Nagłośnienie było kiepskie, z oddali można było rozpoznać jedynie sylwetki muzyków, ale gdy Jagger zaczął szaleć na scenie w rytm niesamowitej i dość hałaśliwej muzyki, ludzie zaczęli poruszać się, a niektórzy nawet podskakiwali, choć być może po to, by zobaczyć scenę i brykających na niej członków zespołu. Jedynie gitarzysta, Brian Jones, z jasną, bujną fryzurą, godną króla sawanny, stał niemal nieruchomo, jak gdyby w ogóle nie grał, a stanowił tylko scenografię. Jednak to właśnie on wydobywał spod palców takie dźwięki, że Szymon czuł dreszcze przebiegające mu po plecach.
Wrócili do domu w wyśmienitych nastrojach.
– Jak było? – zapytała niemal od progu Zosia i zaczęła przyglądać się im podejrzliwie. – Wyglądacie, jakbyście obaj coś chlapnęli.
– Mamo, było niesamowicie… Jagger to nie tylko wokalista. Jakże on się porusza… Jakby był w amoku – zaczął opowiadać Krzysio z wypiekami na twarzy.
– Opowiesz mi resztę przy kolacji. Zagrzeję serdelki, kupiłam dzisiaj u rzeźnika – powiedziała ze śmiechem Zosia i zniknęła w kuchni.
Coraz częściej się uśmiechała, zwłaszcza gdy Szymon postanowił wrócić do domu i raz na zawsze rozliczyć się ze swoją przeszłością. I z uczuciem do Neli Domosławskiej. Wciąż, gdy niekiedy o niej myślał, czuł ukłucie w sercu i jakiś dziwny żal za czymś, co nigdy się nie wydarzyło. Potem dochodził do wniosku, iż dobrze się stało, że wycofali się z tego układu wystarczająco wcześnie i nie zdążyli popełnić głupstwa, które zapewne odchorowywałby znacznie dłużej. Wiedział, że gdyby odszedł od Zosi i związał się z Nelą, również nie czułby się szczęśliwy, bo zżerałyby go wyrzuty sumienia, zwłaszcza w stosunku do Krzysia. Kiedy więc zauroczenie Nelą mu minęło, a pozostał po nim jedynie sentyment, zdał sobie sprawę, że wszystko ułożyło się tak, jak powinno, a on musi odszukać w sobie uczucia, które niegdyś połączyły go z żoną.
Kolacja przeciągnęła się trochę i jakkolwiek Krzysiek przeżywał sam koncert, tak Szymek bardziej skupił się na tym, co działo się przed Salą Kongresową. Skandujący tłum usiłowała uspokoić milicja, używając do tego pałek, i Szymkowi od razu przypomniał się pięćdziesiąty szósty rok, kiedy to doszło do buntu robotników. Zapoczątkowana w tym czasie odwilż powoli wytracała swój impet, aż w końcu pozostał po niej ledwie dostrzegalny ślad. Znowu bronił ludzi, którzy podpadli władzy, tym razem jednak Zosia nie wtrącała się do jego pracy. Może dlatego, że jednak wszystko wyglądało trochę inaczej niż w czasach okrutnego stalinizmu i nie musiała bać się o niego, jak kiedyś. Wsadzano niepokornych do więzień, robiono naloty na ich domy i szykanowano, ale nie karano za takie rzeczy śmiercią i nie stosowano tortur. Szymek miał ręce pełne roboty, ale czuł, że w końcu robi coś właściwego, i sądził, iż raz na zawsze uwolnił się od swojego oficera prowadzącego – Stefana.
Po kolacji miał zamiar wziąć się za akta kolejnej sprawy, tym razem pisarza i felietonisty, ale był zbyt podekscytowany koncertem Rolling Stonesów. Warszawa była pierwszym miastem bloku wschodniego, gdzie gościł ten popularny zespół. Coś, co na Zachodzie stanowiło codzienność, dla Polaków było wydarzeniem wręcz epokowym. I nikogo nie zraziły nawet teksty w reżimowej prasie, gdzie nazywano muzyków „małpami z Zachodu”. Powiało wielkim światem, a może jedynie normalnością.
Szła długim, ciemnym i zatęchłym korytarzem hotelowym, by w końcu stanąć przed odrapanymi niebieskimi drzwiami. Przyleciała do Damaszku kilka dni wcześniej, niż zamierzała, odpuszczając sobie nawet koncert Rolling Stonesów w Warszawie, ale nie żałowała tego ani przez chwilę. Nie miała dylematów, tak jak wówczas, gdy wzrokiem wystraszonego zwierzęcia spoglądała w oczy Szymkowi Wielopolskiemu, by odnaleźć w nich iskierkę czułości.
Zapukała nieśmiało, ale już po chwili usłyszała dźwięk przekręcanego klucza.
– Dzień dobry. – Usłyszała głos, za którym tak bardzo tęskniła.
Przymknęła powieki, ale nie zdążyła odpowiedzieć, bo została wciągnięta do pokoju, a potem obsypana pocałunkami.
– Już nie mogłem się doczekać – wysapał Mateusz Rosiński, wciąż przytulając Nelę do siebie.
– Ja też. Tyle czasu…
– To nie może dłużej tak trwać, bo zwariuję – szepnął.
– Co więc proponujesz? – Uśmiechnęła się. – Chcesz,żebym czekała na ciebie w Jerozolimie czy Tel Awiwie, umierając ze strachu i nudząc się jak mops? Kochanie, wiesz, że to nie dla mnie…
– Wiem – westchnął. – Po prostu czasami tak sobie marzę, że tutaj jest bezpiecznie albo wyjeżdżamy razem do Londynu i tam wijemy sobie gniazdko.
– To jest jakiś pomysł, Dawidzie. Tylko co my tam będziemy robić? – jęknęła.
Wciąż nazywała Mateusza jego żydowskim imieniem i nie zamierzała tego zmieniać, chociaż na początku, gdy z wypiekami na twarzy opowiadała Nadii o rodzącym się między nimi uczuciu, ta robiła wielkie oczy i pytała: „Kto? Jaki Dawid, u licha?”.
Kilka minut później tulili się do siebie kompletnie nadzy w obskurnym pokoju hotelowym, znajdującym się w ubogiej dzielnicy Damaszku. Być może fakt, że widywali się tak rzadko, sprawiał, iż Neli wydawało się, jakby robili to po raz pierwszy w życiu.
Mateusz był pierwszym mężczyzną, jakiego miała w łóżku. Czekała z tym na człowieka, którego pokochała – Szymka Wielopolskiego. I zapewne któregoś pięknego dnia złamałaby się i nie zważając na jego ślubną obrączkę, rzuciłaby mu się w ramiona. Nawet rozmowa z jego żoną nie powstrzymałaby jej, by zostać kochanką Szymka. Rozumiała jego opory i dylematy, ona także je posiadała. Nie chciała niszczyć jego rodziny, a rola kochanki wydawała się jej upokarzająca, ale jej serce wciąż wyrywało się do młodego adwokata, mimo że chwilami miała ochotę go zamordować. Za to, iż nie posiadał dość sił, by zakończyć ich znajomość albo rozwieść się z żoną. I pewnie nadal czekałaby na niego. Aż syn podrośnie, żona pogodzi się z pewnymi faktami albo do końca życia. Tymczasem spotkała na swojej drodze Mateusza czy – jak go nazywała – Dawida i od tego momentu nic już nie było takie samo.
Nie miała pojęcia, co tak bardzo zauroczyło ją w tym ciemnowłosym mężczyźnie. Może jego siła i stanowczość? A może fakt, iż bez mrugnięcia okiem podejmował ryzyko. Tak jak ona. Pewnie, że rozmawiali o wspólnej przyszłości, domku z ogródkiem i gromadce dzieci, ale na tym się kończyło. Oboje wiedzieli, że są stworzeni do innego życia, a na to, które sobie wymarzyli, przyjdzie im jeszcze poczekać.
I za każdym razem mówili sobie to samo, co tego ciepłego popołudnia – że dalej tak być nie może. A jednak mogło. Nela była szczęśliwa jak nigdy dotąd, bo robiła to, co uwielbiała i nikt nie suszył jej głowy. Z drugiej zaś strony towarzyszyła jej myśl, że gdzieś tam daleko jest człowiek, który ją bezgranicznie kocha. Tak, czuła jego miłość. Nie było tak, jak z Szymkiem, gdy prawie każdego dnia pojawiała się niepewność i jakieś dziwne napięcie, które wyprowadzało ją z równowagi albo sprawiało, że czuła się brzydka, mało kobieca i nic niewarta.
– Długo zabawisz w Damaszku? – zapytał, kiedy leżeli przytuleni do siebie w sponiewieranej pościeli.
– Tak jak ci pisałam, wysłali mnie na pół roku. Oczywiście nie będę siedziała jedynie w Syrii. Pojadę też do Egiptu i do Jordanii. Naprawdę sądzisz, że wybuchnie w tym czasie jakaś wojna?
– Nie powinnaś mnie pytać o takie rzeczy. – Roześmiał się. – Jestem funkcjonariuszem izraelskich służb, a ty należysz do wrogiego obozu.
– Ja? – Zachichotała. – Przestań. Jestem z Polski, co ona może mieć wspólnego z tym, co dzieje się tutaj?
– To dość proste. Siedzicie pod pantoflem Rosjan, my kooperujemy z Amerykanami, więc…
– Ech, jakie to wszystko jest popieprzone… – westchnęła.
– Twój ostatni reportaż był obrzydliwy. Miałem ochotę spuścić ci manto. – Jeszcze mocniej ją do siebie przytulił.
– Żaden inny by nie przeszedł. Zresztą… był prawdziwy. Jedyną jego wadą było przedstawienie tylko jednego punktu widzenia. Czyli tego, jak patrzą na całą sprawę Palestyńczycy. Nie żyje im się tutaj łatwo. – Spoważniała.
– Niewątpliwie, ale masz rację. Jego główną wadą było przedstawienie całej sytuacji jedynie od strony Palestyńczyków. Biednych dzieci, wdów, których mężowie zginęli od izraelskich kul, i starców wypędzonych ze swoich domostw. Ale słowem nie wspomniałaś, że Syria chce pozbawić nas wody. Albo o tym, że Palestyńczycy wysadzają w powietrze autobusy z izraelskimi dziećmi.
– Wspomniałam. Niejeden raz. I zawsze mi to wycinano. Owszem, gdzieś mimochodem ktoś rzuci jakiś tekst o budowie kanału na wzgórzach Golan, który odcina dopływ wody do Jeziora Galilejskiego, ale w końcu to ich źródła i ich woda – mruknęła.
– Dobrze, nie rozmawiajmy o tym – powiedział ugodowo Mateusz i cmoknął Nelę w policzek.
– Zawsze tak mówisz i zawsze rozmawiamy. – Uś- miechnęła się. – I jakoś nigdy się o to nie pokłóciliśmy.
– A o co się pokłóciliśmy? – zdziwił się Mateusz.
– O to, że ty się narażasz, chociaż wcale nie musisz. Możesz wrócić do Londynu i tam robić karierę. Nie wiem, bankiera, doradcy giełdowego? A może pomógłbyś matce? Jej firma wydaje w tej chwili sześć tytułów i oboje z Sergiuszem twierdzą, że nie wiedzą, w co ręce włożyć. O to właśnie się spieramy. – Popatrzyła na niego żałośnie.
Zmarszczył brwi i utkwił wzrok w suficie.
– Tak, to świetny plan. A ty co będziesz robiła w tym czasie? Hm… – Położył palec na brodzie, co miało sugerować głębokie zastanowienie. – Ach, już wiem! Moja Nelcia jest przecież korespondentką i jeździ wszędzie tam, gdzie latają kule, wybuchają granaty albo grasują terroryści.
– No, jak ty byś się ustatkował, ja też bym otym pomyślała. Powinnam mieć już męża i dzieci – westchnęła.
– Pewnie chciałabyś, żeby było jak u Nadii. Jej nie ma przez siedem miesięcy w roku, a Kuba robi za niańkę, kucharza, muzyka i gospodynię domową. O nie, nie, moja droga. – Zaczął ją łaskotać.
– To całkiem dobry plan. – Zaczęła zanosić się śmiechem, bo była bardzo czuła na łaskotki, o czym Mateusz doskonale wiedział. – Jestem szczęśliwa, wiesz? Bo cię mam. – Nela nagle spoważniała, gdy przestali się wygłupiać.
– Ja też jestem. Z tego samego powodu. I kiedyś przyjdzie dzień, że oboje zapragniemy stabilizacji.
– Byle nie małej – mruknęła.
– I wyszłabyś za Żyda? – zapytał.
– Ja to pół biedy, ale czy ty byś ożenił się z gojką?
– Przejdziesz na judaizm – oznajmił zupełnie spokojnie.
– Chyba żartujesz!
– Ciesz się, ty przynajmniej nie będziesz musiała nosić jarmułki.
– Ciotka Tabita mnie przeklnie. – Znowu zaczęła się śmiać.
– Moją matkę też przeklęła, ale Alicji wcale to nie rusza. Ciebie też nie ruszy.
– Myślisz, że jestem podobna do twojej matki?
– Nie… Moja matka nie ma piegów i… jak by to powiedzieć… dysponuje nieco większymi krągłościami.
– Powinnam się obrazić? – Nela zmarszczyła nos.
– Nie masz o co, to właśnie w twoich piegach zakochałem się najpierw.
– No to chwała Bogu, bo nie lubię się obrażać – odparła.
***
Nazajutrz, o świcie, gdy otworzyła oczy, Mateusza już nie było. Zapewne wrócił do siebie i swoich tajemniczych obowiązków, ona zaś musiała wykonywać swoje i udać się na konferencję prasową, bo właśnie przybył do Damaszku egipski generał, Mohamed Fawzi.
Poprzedniego dnia wieczorem jego czterosilnikowy iljuszyn wylądował w Damaszku, a sam Fawzi udał się na spotkanie z syryjskim ministrem obrony, Hafezem al-Assadem, i szefem sztabu, Swedainim. Co prawda nie przewidziano konferencji prasowej, a przybycie generała miało pozostać tajemnicą, ale dziennikarze zdołali się jakoś o owej wizycie dowiedzieć i zapewne już od świtu koczowali przed budynkiem Ministerstwa Obrony. Nie mieli po co wchodzić do środka, bo i tak nie otrzymaliby na to pozwolenia, a narady odbywały się zazwyczaj w pancernych safesach, tajnych bunkrach w budynku ministerstwa. Liczyli jednak na to, że po wyjściu generał udzieli im odpowiedzi na kilka pytań. A może powie chociaż, czy wraca do Kairu, czy może udaje się do Jordanii. Cokolwiek jednak zrobi, jego nieoficjalna wizyta mogła świadczyć o tym, że świat arabski szykował się do wojny z Izraelem.
Nela nie miała pojęcia, czym dokładnie zajmuje się Mateusz. Kiedy powiedział, że niewiele może jej zdradzić na ten temat, nie nękała go pytaniami. I za to ją uwielbiał.
Po raz pierwszy spotkali się w Londynie, skąd Nela udawała się na Bliski Wschód, on tymczasem wcielał się w brytyjskiego biznesmena, żywo zainteresowanego wszelkimi kontaktami z Egipcjanami i Syryjczykami. Jeszcze do niedawna główną siłą izraelskiego wywiadu byli Żydzi zamieszkujący we wrogich im krajach, świetnie władający ich językiem i wychowani w tamtej kulturze. Jednak po śmierci jednego z najlepszych asów wywiadu, Eli Cohena, Egipcjanie zrobili się czujni i bardzo mocno prześwietlali każdego, kto miał jakiekolwiek powiązania z Żydami, niekoniecznie nawet z samego Izraela. Podobnie jak Cohen, Mateusz należał do Jednostki 188. I czekał na swoją wielką chwilę. A ta właśnie nadeszła, gdy zaczęto werbować do pracy ludzi, którzy wychowali się w Europie, byli solidnie wykształceni, a jednocześnie zdeterminowani i lojalni wobec Izraela.
Eli Cohen, niegdyś stawiany za wzór, skończył tragicznie. I to w dodatku na oczach całego świata, bowiem Syryjczycy powiesili go w centralnym punkcie Damaszku, a egzekucję transmitowano w lokalnej telewizji. Na ekranie można było dostrzec ślady tortur na jego ciele, łącznie z powyrywanymi paznokciami. Jednak zasługi Cohena były nieocenione, to właśnie dzięki niemu Izraelczycy dowiedzieli się, iż Syria planuje odciąć pustynię Negew od źródła wody. To także on zlokalizował przebywającego na terenie Syrii czołowego nazistę, Aloisa Brunnera. Od chwili jego śmierci Mateusz zaczął sobie zdawać sprawę, jak niebezpieczną grę prowadzi. Tłumaczył sobie, że Cohen był nieostrożny i dlatego rosyjskie GRU na prośbę władz syryjskich zlokalizowało jego nadajnik, ale przecież tacy ludzie najczęściej wpadali przez głupi przypadek. Nie nazywali siebie agentami, ta nazwa kojarzyła im się z cudzoziemskimi szpiclami, ale lohamin, czyli wojownikami.
Mateusz wiedział, że niebawem wybuchnie wojna. Nie wiedział tylko kiedy. Niemieccy naukowcy zatrudniani w przemyśle zbrojeniowym Egiptu, którzy do niedawna współpracowali z Izraelem – między innymi dzięki takim ludziom, jak on i, niestety, Skorzenny – byli cennym źródłem informacji na temat planów Egipcjan, ale ich misja została zakończona i większość z nich powróciła do RFN. Teraz podobną wiedzę izraelskie służby czerpały z innego źródła – ścisła współpraca z władzami Maroka dawała im możliwość zdobywania wiadomości na temat wroga, a jedna z nich nie pozostawiała złudzeń co do planów krajów arabskich. Egipt dążył do wojny z Izraelem i było jedynie kwestią czasu, kiedy ich zaatakuje.
To pierwsze spotkanie z Nelą wiele zmieniło w życiu Mateusza. Piękna Samira przestała pojawiać się w majakach sennych, a ból po jej stracie minął. Sądził, że to nigdy nie będzie możliwe, i być może dlatego, idąc na spotkanie z Nelą, do jednego z londyńskich pubów, trząsł się ze zdenerwowania. Przecież prawie jej nie znał. Kilka razy udało im się porozmawiać przez telefon i skreślić parę krótkich liścików, które jego matka przesyłała na adres Hanki Lewin. Nie mógł zbyt wiele jej powiedzieć o sobie i nie tylko dlatego, iż Alicja wciąż przestrzegała go przed nadmierną szczerością, bo uważała, że wszystkie listy są czytane przez odpowiednie służby, a rozmowy podsłuchiwane. On po prostu nie mógł z nikim rozmawiać na temat swojej pracy.
Chwilami jednak dziwił się matce i sądził, że popadła w paranoję wynikającą z jej wcześniejszych przeżyć.
– Skarbie, jeśli Hanka wysyła mi tak lakoniczne listy, to znaczy, że się boi – oznajmiła któregoś dnia.
– Sama mówiłaś, że Hanka jest chyba o coś na ciebie obrażona – prychnął Mateusz, chociaż i tak nie zamierzał zbyt mocno się otwierać w swojej korespondencji do Neli.
– Już sama nie wiem… Kiedy pytam, czy gniewa się na mnie, w ogóle nie odpowiada. Pisze o Nadii i Majce, nawet o Kubie, którego niezbyt lubi, a w tej kwestii milczy… Podobnie przez telefon. Dlatego myślę, że jest pod obserwacją i po prostu się boi.
– Mamo, czy ty nie przesadzasz z tą konspiracją? Przecież mówiłaś, że Igor załatwił ten temat raz na zawsze – westchnął Mateusz.
– Może tylko tak mówi. Nie wiem… – Wzruszyła ramionami.
– A co na to ojciec?
– On mówi, że sobie to ubzdurałam, ale ja czuję, że coś jest nie tak.
Mateusz machnął ręką i więcej nie rozmawiał z matką na ten temat. Czekał, aż Nela pojawi się w Londynie. Mieli wówczas niewiele czasu dla siebie, bo nazajutrz dziewczyna odlatywała do Damaszku. Od pierwszego ich spotkania minął prawie rok, ale gdy ujrzał siedzącą przy oknie piegowatą dziewczynę, od razu serce zaczęło mu szybciej bić. Tak jak wtedy, gdy siedzieli razem w samolocie z Konga.
– Miło cię widzieć, niegrzeczna dziewczynko – powiedział zamiast powitania i usiadł naprzeciwko niej.
– Sądziłam, że dostanę buziaka. – Zmrużyła oczy.
– To później, Nela. Obawiam się, że mógłbym nie poprzestać na jednym. – Uśmiechnął się do niej.
– Dziwne, prawie się nie znamy, a mnie się wydaje, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi – powiedziała cicho.
– Przyjaciółmi? – Uniósł brwi. – Ja nie chcę być twoim przyjacielem.
– A kim? – zapytała zalotnie.
– Hm… Nie wiem. Ale nie myślę o tobie, jak by to powiedzieć, w sposób aseksualny. – Zarechotał.
– Najgorsze wyznanie, jakie słyszałam w życiu. – Zaśmiała się. – Chyba nie masz zbyt wielkiej wprawy w podrywaniu dziewczyn.
– Nie miałem ich zbyt wiele. A ty? Widzę, że jesteś bardzo doświadczona w tej materii – powiedział z lekką ironią.
Zarumieniła się.
– Dajże spokój – powiedziała po chwili milczenia i machnęła ręką. – Miałam zamiar udawać seksownego kociaka, ale tak naprawdę żyję jak zakonnica. Chociaż właściwie możliwe, że niejedna z nich ma bujniejsze życie erotyczne ode mnie.
– Nigdy niczego nie udawaj, Nelu. Dobrze? – powiedział do niej ciepło. Rozbroiło go to szczere wyznanie.
Przewróciła oczami.
– Chyba nawet nie potrafię. Jak jestem zła, od razu po mnie widać. Podobnie jak jestem szczęśliwa.
– To źle? – zdziwił się.
– Nie wiem, ludzie ciągle udają kogoś innego.
– Tak, to prawda – westchnął i pomyślał, że on wciąż wciela się w kogoś, kim nie jest.
– A powiesz mi, czym ty się właściwie zajmujesz? – zapytała, marszcząc nos.
– Nie mogę, skarbie. Powinienem opowiedzieć ci teraz jakąś bajeczkę, ale nie chcę, więc mówię prawdę. Nie mogę ci powiedzieć, czym się zajmuję – odparł stanowczo.
– Rozumiem… – Pokiwała głową. – Jakoś będę musiała z tym żyć. Zdradź mi jedynie, czy to, co robisz, jest niebezpieczne?
– Odrobinkę. – Puścił do niej oko.
– No, to będę się martwiła – mruknęła.
– Tak jak ja martwię się o ciebie.
– Obiecuję, nie zrobię już niczego głupiego. – Położyła dłoń na piersi.
– Ech, na pewno zrobisz. Ale co mogę ci powiedzieć? Żebyś znalazła zajęcie przy biurku? Wydaje mi się, że byłabyś nieszczęśliwa.
– No, mówiłam, że znamy się sto lat. – Roześmiała się.
Potem opowiedziała mu o swoim ponurym dzieciństwie i tułaczce, która najpewniej sprawiła, że Nela Domosławska nie była w stanie usiedzieć w miejscu, bo zbyt mocno przywykła do ciągłego przemieszczania się. Amoże taka się urodziła? Ciekawa świata i żądna przygód.
Wyszli z lokalu i spacerowali nieśpiesznie uliczkami Londynu, aż dotarli do niewielkiego i niezbyt luksusowego hotelu, w którym zatrzymała się Nela. Chciał się pożegnać, by nie wydać się zbyt nachalnym, ale sama poprosiła, by wszedł na górę. Zrobił to z niekłamaną przyjemnością. I przekonał się, że w istocie Nela nie miała zbyt bujnego życia erotycznego. Najpierw się przeraził, bo oto miał pozbawić kobietę dziewictwa, w dodatku niemal trzydziestoletnią.
– Gdzieś ty się uchowała? – Uśmiechnął się, gdy po śmiałych pieszczotach postanowili pójść na całość i nieco zawstydzona Nela wyznała mu prawdę.
– Czekałam, aż miłość mojego życia się rozwiedzie – mruknęła.
– To, że nie zrobił tego, jest w tej sytuacji oczywiste. Chcę jednak wiedzieć, czy ten człowiek nadal jest twoją miłością…
– Na szczęście nie. – Uśmiechnęła się. – Przez ciebie.
– Mam nadzieję, że to nie zarzut.
– W żadnym razie – szepnęła. – Zróbmy to w końcu, bo nie chcę mieć napisu na nagrobku: „Umarła, nie zaznając cielesnych rozkoszy”.
– Już moja w tym głowa, żeby ten napis brzmiał: „Umarła z rozkoszy”. – Roześmiał się, bo jeszcze nigdy nie słyszał podobnego argumentu.
Widywali się rzadko i niezbyt często rozmawiali przez telefon, a jednak od ponad dwóch lat stanowili parę. Stworzyli najbardziej dziwaczny związek na świecie, jednak zaufanie było spoiwem i fundamentem ich relacji. Robili swoje, żyjąc na krawędzi, i mogłoby się wydawać, że nie przetrwają dłużej niż kilka miesięcy, a jednak stało się inaczej. I Mateusz wiedział doskonale, że jeśli zechce się ustatkować, będzie chciał mieć Nelę obok siebie. Kiedy spotkali się w Londynie, powiedział jej, że nie chce być jej przyjacielem, ale został nim. Tak samo, jak kochankiem. Miał nadzieję, iż nadejdzie dzień, gdy będzie mógł opowiedzieć jej wszystko o sobie, zwierzyć się ze swoich rozterek i dylematów. Dotychczas jedynie poznała historię Samiry i jego dzieciństwa, a on dowiedział się o całym jej życiu, w tym również, niestety, o pewnym sympatycznym adwokacie.
