Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Nowa przygoda ferajny ze szkolnej ławki!
Przygotujcie się na najbardziej niezwykłe spotkanie w historii ferajny ze szkolnej ławki! Tym razem nasi bohaterowie nie wyruszą w kolejną podróż w czasie, bo to przeszłość... przyszła do nich!
Po szalonej eskapadzie do XV wieku, szóstka przyjaciół wraca do XXI wieku z... niespodziewanym pasażerem na gapę! Jak poradzą sobie z nieproszonym gościem z dawnych czasów? Czy współczesny świat, pełen nieznanych technologii i zasad, okaże się dla niego przerażający? I co najważniejsze – jak wytłumaczyć komuś z epoki średniowiecza, czym jest telewizor, odkurzacz, toaleta czy samochód?
W najnowszym tomie Ferajny ze szkolnej ławki. Nieproszony Gość czeka Was mnóstwo humoru, zaskakujących zwrotów akcji i niezapomnianych momentów, gdy dwa światy zderzą się ze sobą. Czy ferajna podoła wyzwaniu i pomoże przybyszowi odnaleźć się w nowej rzeczywistości?
Przygotujcie się na lekturę, która porwie Was od pierwszej strony!
Joanna Jax – autorka bestsellerowych powieści z historią w tle – tworzy opowieść o przyjaźni, dojrzewaniu i dzieciństwie, które jeśli tylko się tego pragnie, może być wspaniałą przygodą. Jej nowa seria "Ferajna ze szkolnej ławki" skierowana jest nie tylko dla najmłodszych, ale też dla dorosłych, którzy chcą poznać dzieci i ich świat trochę lepiej!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 85
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Podobnie jak poprzednim razem, Radek ocknął się po podróży w czasie trochę oszołomiony. Kręciło mu się w głowie i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i czy powrót z przeszłości się udał. Jednak tym razem dostrzegł różnicę. Przy biurku Wojtka ujrzał Ottona – mnicha z malborskiego zamku. Koleżanki i koledzy Radka byli równie zdziwieni, ponieważ najpierw ze zdumieniem przyglądali się mężczyźnie w habicie, a potem zerkali na siebie, jakby nie dowierzając temu, co widzą.
Ich znajomy z dawnych wieków podniósł głowę i spojrzał na monitor komputera, w którym jako tło Wojtek umieścił zdjęcie swojego psiego pupila, a potem przeniósł wzrok na prawdziwego Gryzaka, który stał przy biurku i merdał radośnie ogonem. Zapewne cieszył się, że już jest w domu i nic mu nie grozi.
– Macie dwa psy? – zapytał zdezorientowany Otton.
– Jednego – wydukał Wojtek, jeszcze nie do końca rozumiejąc, co się wydarzyło.
Zakonnik wyciągnął rękę w kierunku monitora, a kiedy zamiast zwierzaka dotknął szklanej tafli, przeraził się niemiłosiernie i wszedł pod biurko. Radek westchnął. Doskonale wiedział, że będą teraz mieli masę problemów, ponieważ ich znajomy dotychczas żył w czasach, w których nie istniało zbyt wiele wynalazków cywilizacyjnych.
– Co on tu robi? – zapytała cicho Bożenka, wpatrując się z przerażeniem w przybysza.
– Wszedł, a raczej wpadł razem z nami do studni i teraz mamy… gościa – wyjaśnił z westchnieniem Wojtek.
– Dasz radę przenieść go z powrotem do tysiąc czterysta dziesiątego roku? – zapytała Kasia, również nie odrywając oczu od skulonego pod biurkiem Ottona.
– Na pewno… Tylko muszę mieć trochę czasu, a za chwilę zaczynają się lekcje. Jeśli się na nich nie pojawimy, pan Darek od razu domyśli się dlaczego. Zabronił nam podróży w czasie, dopóki ma nogę w gipsie. Złamaliśmy zakaz z uwagi na Gryzaka, ale na pewno dostaniemy reprymendę.
– A co z nim zrobimy? Znaczy z Ottonem? – zapytał płaczliwie Karolek.
– Przecież go nie zjemy – prychnął Adrian. – Posiedzi u Wojtka, dopóki ten nie wróci ze szkoły, a potem nasz klasowy geniusz przeniesie go z powrotem do Malborka i do czasów, kiedy to nie musiał chować się pod stołem.
– Co ja powiem rodzicom? Wracają dziś z wakacji – jęknął Wojtek.
– Powiesz, że to nasz starszy kolega. Myślę, że Otton ma nie więcej niż dwadzieścia lat. – Adrianowi wszystko wydawało się proste.
– I chodzi w stroju zakonnika? Tata zadzwoni na policję, a mama zemdleje – mruknął Wojtek.
– Powiesz, że mu uciekł pociąg do Szczecina – zaproponowała Kasia.
– Dlaczego do Szczecina? – zdumiała się Bożenka.
– Bo dalej się nie da. – Kasia wzruszyła ramionami.
– Da się, nawet do Lizbony. Ja jednak proponuję jakieś miasto w Niemczech. Jeśli zacznie mówić po niemiecku i w dodatku językiem mało zrozumiałym dla współczesnych, będzie to bardziej wiarygodne – zasugerowała Bożenka.
– Twoi rodzice na pewno się zdziwią, że masz za kumpla niemieckiego zakonnika i w dodatku dużo starszego od nas. Może Adrian ma takich kolegów i na jego mamie i tacie starszy chłopak w pokoju ich syna nie zrobiłby wrażenia, ale ty jak dotychczas zachowywałeś się wzorowo – zakpił Radek, a po chwili wpadł na pomysł: – Ottona należy przebrać w jakieś normalne ubranie.
– W moje się nie zmieści, a rzeczy taty będą dla niego zbyt duże – westchnął Wojtek, a potem podniósł się z tapczanu, podszedł do biurka i przemówił po niemiecku do niespodziewanego gościa: – Ottonie, wyjdź, nic ci się nie stanie.
Zakonnik niepewnie wysunął się spod blatu i rozejrzał dookoła.
– Jaka mała komnata – powiedział, a po chwili zapytał: – Co się stało? Gdzie ja jestem?
– Witaj w dwudziestym pierwszym wieku – odparła radośnie Kasia.
– Od początku wiedziałem, że jesteście jacyś dziwni. Powiedzcie od razu, jesteście od króla Jagiełły i chcecie mnie uwięzić w lochu. I nie oszukujcie, że obudziłem się sześćset lat później – jęknął.
– Król Jagiełło nie żyje – dodała Kasia.
Otton się uśmiechnął.
– Zwyciężyliśmy! – niemal krzyknął.
– Wytłumacz mu to jakoś. Ja jestem kiepski z niemieckiego – zwrócił się Adrian do Kasi.
– Ciekawe jak – burknęła Kasia. Przygryzła usta, co oznaczało, że bardzo intensywnie się nad czymś zastanawia, i w końcu się odezwała: – Ottonie, jesteś w przyszłości. Nie martw się jednak, niedługo znajdziesz się z powrotem na malborskim zamku i w czasach, w których dotychczas żyłeś. Nikt nie zamierza cię oszukiwać ani więzić w lochu. Trafiłeś tutaj zupełnie przypadkowo.
– Jesteś wiedźmą. – Krzyżak wskazał na nią palcem.
Pozostali z ferajny się roześmiali, ale Kasi wcale nie było wesoło.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytała z pretensją w głosie.
– Niektóre czarownice potrafiły przenosić w czasie. Na szczęście spłonęły na stosie.
– No wiesz, to już jest hejt – obruszyła się dziewczynka.
– Że co? – Otton nie zrozumiał.
– Mylisz się, nie jestem żadną wiedźmą, a w czasie przeniósł cię nasz genialny kolega – burknęła Kasia, wskazując dłonią na Wojtka.
– Mam być wiedźmem? Wiedźminem? Właściwie mogę być. – Wojtek wzruszył ramionami.
– Masz ochotę spłonąć na stosie albo skończyć w lochu? – zdumiał się Karolek i dodał: – Trzeba dać mu jeść. Na pewno jest głodny po tak długiej podróży. Prawdę mówiąc, mnie też burczy w brzuchu.
– Zamówmy pizzę – zaproponował Adrian.
– Jeśli Otton wybierze hawajską, to z nim nie gadam – prychnęła Bożenka.
– Raczej my mu wybierzemy. I niekoniecznie z ananasem, bo on chyba nigdy nie widział na oczy takiego owocu – zauważył rzeczowo Karolek, który jak nikt znał się na jedzeniu.
– Jesteś głodny? – zapytała Kasia Ottona, wciąż jeszcze naburmuszona, że zakonnik nazwał ją wiedźmą.
– Och, zjadłbym taki tłusty udziec barani. – Mnich się oblizał.
– Skąd my mu weźmiemy udziec barani? Z Zakopanego? – zafrasowała się Kasia, spoglądając na kolegów.
– Powiedz mu, że nie będzie udźca baraniego, ale pizza – rzucił Adrian.
– Dobrze – westchnęła.
Nietrudno się domyślić, że ich znajomy z przeszłości nie miał pojęcia, co to pizza, ale zgodził się bez wahania zamienić mięsiwo na placek z kurczakiem.
Gdy czekali na przyjazd zamówionego jedzenia, Wojtek udał się do sypialni swoich rodziców i przyniósł stamtąd naręcze ubrań należących go jego taty.
Otton, bardzo niechętnie, zgodził się przebrać, chociaż narzekał, że nie może pozostać w stroju zakonnika. Marudził coś o ślubach zakonnych i karze boskiej, ale ferajna pozostała niewzruszona. W końcu nie mogli go zostawić w ubraniu z piętnastego wieku.
Tak jak przewidział Wojtek, zarówno koszula, jak i spodnie były zbyt obszerne na dość niskiego, ale za to dość korpulentnego zakonnika. Bożenka podwinęła mu nogawki w spodniach i koszuli.
– Teraz wyglądasz jak student z politechniki – pochwaliła go, a potem zapytała: – Kasiu, czy oni już wiedzieli, co to lustro?
– Na pewno, jeszcze przed naszą erą wiedziano, czym jest odbicie w lustrze.
Bożenka wyszła z Ottonem do przedpokoju i wskazała na wiszące na ścianie duże lustro. Mężczyzna przyglądał się z zainteresowaniem, podnosił dłonie, wyginał się, a potem dotykał palcami materiału.
– Dziwne te szaty, ale są miękkie i ładnie pachną – pochwalił Otton.
– Na pewno ładniej niż twój habit i nasze ciuchy – bąknęła.
– Tak, ale komnaty to macie mniejsze niż nasze cele w lochu. – Zakonnik wciąż nie mógł się odnaleźć w nowym miejscu.
– Może chcesz skorzystać z toalety? Znaczy z łazienki… – zapytała Bożenka.
– A gdzie ona jest?
– Tutaj. – Bożenka wskazała dłonią drzwi.
– Tak blisko? – zdumiał się Otton.
– Widzisz, jak w naszych czasach jest fajnie. – Dziewczynka się uśmiechnęła.
– Nic nie czuję. – Zakonnik pociągnął nosem.
Bożenka westchnęła zrezygnowana i krzyknęła do Kasi:
– Jak mu wytłumaczyć, co to jest kanalizacja?
– A skąd ja mogę wiedzieć? – Kasia wzruszyła ramionami i dodała: – Niech któryś z chłopaków mu to po prostu pokaże.
Adrian zgłosił się na ochotnika i zaprosił Ottona do łazienki. Ich nowy znajomy oczywiście od razu skrytykował wielkość pomieszczenia, po czym zauważył:
– O, ile mis do jadła. To komnata na naczynia?
Z uwagi na to, że Adrian niezbyt dobrze władał niemieckim, po prostu pokazał, do czego służą owe tajemnicze misy. Gdy jednak chłopak odkręcił kran i trysnęła woda, Otton kolejny raz się wystraszył. Wrócił do pokoju, ale tym razem usiłował schować się w szafie.
– Przyzwyczai się. – Adrian machnął ręką i uznał, że to świetna zabawa tłumaczyć komuś do czego służy toaleta, telefon albo na przykład suszarka do włosów.
– Mam nadzieję, że szybko uda się go wysłać z powrotem do zakonu. Jeśli nie, to dopiero będziemy mieli problem – westchnął Wojtek.
– Dlaczego psujesz zabawę? – Adrian był wyraźnie podekscytowany. – Pójdziemy z nim do kina i zawieziemy do jakiegoś parku rozrywki.
– Wystraszymy go – pisnęła Bożenka.
– Nie żałuj mu dobrej zabawy – ciągnął swoje Adrian.
– To chyba będzie dobra zabawa dla ciebie – zauważył Radek i dodał: – Kasiu, powiedz mu, proszę, że gdy tylko się najemy, on zostanie na kilka godzin sam w tej małej komnacie, bo my musimy iść do szkoły. Dobrze, że mamy dzisiaj na jedenastą.
– Słuchajcie, tylko panu Darkowi ani słowa – przestrzegł Wojtek. – Po południu odeślę Ottona z powrotem do Malborka sprzed wieków i mam nadzieję, że nie zniknę razem z nim.
– Weźmiesz Gryzaka i od razu ci będzie weselej. – Adrian był w bardzo dobrym humorze, a gdy usłyszeli dzwonek do drzwi i po chwili otrzymali pudełka z pizzą, jeszcze bardziej poweselał.
Ich ferajna jednak, zamiast pałaszować pizzę, ukradkiem zerkała na Ottona. Przyjaciele się zastanawiali, czy zakonnikowi zasmakuje ich ulubione danie.
Mężczyzna pałaszował pizzę, aż trzęsły mu się uszy.
– Już wiem, dlaczego ma taki okazały brzuch – powiedziała Kasia. – Ja kończę pierwszy kawałek, a on zjadł już całą pizzę.
– Dobre to jadło – pochwalił Otton, po czym otarł usta rękawem koszuli i oblizał wargi.
– O, koleżko, jeszcze nie jadłeś hot dogów z Żabki i burgerów z McDonalda. I lodów, i chipsów – rozmarzył się Karolek.
Mnich nie znał podobnych potraw, ale Karolek miał taką minę, że Otton bez przerwy się oblizywał na sam dźwięk słów chłopca.
Niestety, nie mogli już dłużej pozostać w domu, jeśli nie chcieli spóźnić się na zajęcia. Nakazali więc swojemu nowemu znajomemu, by siedział w komnacie Wojtka, niczego nie ruszał i poczekał kilka godzin na ich powrót. A ściślej: powrót Wojtka, ponieważ pozostali musieli wrócić do swoich domów. Spędzili sporo czasu w bardzo odległej przeszłości, a ponieważ nie były to zbyt dogodne warunki, teraz ich ubrania cuchnęły jak habit Ottona, no i byli niewyspani, a zapewne w szkole nauczyciele nie potraktują ich ulgowo.
Zakonnik obiecał, że nigdzie się nie ruszy, tylko pośpi chwilę na łożu. Gdy usiadł na tapczanie Wojtka, stwierdził, że posłanie jest miękkie i wygodne. Odetchnęli z ulgą i udali się do szkoły z nadzieją, że nikt nie zwróci uwagi na dziwny zapach, który wydzielali, a Otton, pozostawiony w domu jedynie z Gryzakiem, zbytnio nie nabroi.
Na lekcji informatyki pan Darek zerkał na nich podejrzliwie, ponieważ ani słowem nie wspomnieli o poszukiwaniach Gryzaka. W końcu zapytał:
– Czy Gryzak się odnalazł?
– Tak. – Wojtek skinął głową.
– To dobrze. – Nauczyciel uśmiechnął się i dodał: – A jednak nie przeniósł się w czasie, tylko błąkał po mieście. Jak widzisz, Wojtku, niekiedy sytuacja jest mniej skomplikowana i kłopotliwa, niż się wydaje.
Wojtek nie odpowiedział, a pan Darek uznał, że należy się cieszyć z odnalezienia psa i nie wymyślać niestworzonych historii o zwierzaku.
Okładka
Strona tytułowa
Niespodziewany gość
Strona redakcyjna
Spis treści
Redakcja
Agnieszka Czapczyk
Korekta
Bożena Sigismund
Janusz Sigismund
Projekt graficzny okładki
Łukasz Silski
Skład i łamanie wersji do druku
Agnieszka Kielak
Ilustracje
Łukasz Silski
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2025
© Copyright by Joanna Jax, Warszawa 2025
Wydanie pierwsze
ISBN: 9788384300329
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
WYDAWCA
Agencja Wydawniczo-Reklamowa
Skarpa Warszawska Sp. z o.o.
ul. K.K. Baczyńskiego 1 lok. 2
00-036 Warszawa
tel. 22 416 15 81
www.skarpawarszawska.pl
@skarpawarszawska
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum