Poznać wroga - Sophie Elizabeth Johns - ebook + książka

Poznać wroga ebook

Sophie Elizabeth Johns

5,0

Opis

Trójka gimnazjalistów zafascynowanych kryminałami zostaje wplątana w niebezpieczną grę, w której stawką jest życie mieszkańców ich miasta. Tajemniczy nieznajomy dostarcza im skrzyneczkę z dziwnymi przedmiotami, które na pierwszy rzut oka nie mają z niczym związku. Tymczasem są to niezwykle cenne wskazówki...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Prolog

– Są pytania bez odpowiedzi i odpowiedzi na wiele pytań. Są sprawy pozornie bez związku, ale wystarczy je tylko połączyć, by dostrzec znacznie więcej.

Stojąc na szczycie sześciopiętrowego budynku, masz wrażenie, że trzymasz w garści cały świat, że tylko od ciebie zależą jego losy. Zazwyczaj ciążące na sercu myśli, wspomnienia i obrazy z przeszłości spowijające cię niczym mgła w tym momencie znikają, a ty jesteś wolny. Masz pełną kontrolę nad otaczającą cię rzeczywistością i nie martwisz się, że nagle ją utracisz. I wydaje się, że nic ani nikt nie może zniweczyć twoich nawet najbardziej przebiegłych planów.

– Pozory mylą. Jest jedna osoba, która zmienia wszystko. Jego jasne, blond włosy, rozwiane przez zimny północny wiatr. Błękitne oczy bystro patrzące na świat. Świat, w którym tak naprawdę widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć.

– Nikt nie wie, co czuję, ale już czas, by to zmienić… Chłopak trzyma w ręku mały, płaski przedmiot w czarnej obudowie, z przeraźliwie czerwonym przyciskiem.

– Czas się zmierzyć, Holmes.

*

Stoję przed starym lustrem z misternie rzeźbioną metalową ramą. Natarczywie wpatruję się we własne odbicie i rozmyślam. Jak to właściwie jest? Jak to jest, że ludzie, idąc ulicą, nie patrzą na to, co jest wokół nich? Nie odwracają głowy i nie pytają: co to takiego?

– Skarbie. – Odwracam się, słysząc ciepły, znajomy głos za plecami. – Skarbie, popatrz.

Na kamiennej posadzce, którą wyłożone jest całe pomieszczenie, stoi kobieta: niska, szczupła, w podeszłym wieku. Siwe włosy ma upięte w misterny kok. Jej duże, szaroniebieskie oczy spoglądają na mnie z dobrocią.

– Spójrz wokół siebie – prosi. – Zobacz, jaki naprawdę jest świat. Musisz zapamiętać wszystko, co teraz ci powiem.

– Dlaczego? – pytam. Mój głos jest jakiś inny. Dziwnie wysoki. Jestem dzieckiem, siedmioletnią dziewczynką.

– Bo pewnego dnia mnie zabraknie i wtedy nie będę mogła ci niczego przypomnieć.

– Ale gdzie ty masz zamiar pójść?

– Na razie nigdzie nie idę. Pójdę później, lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas na moją podróż, ale zanim gdziekolwiek się wybiorę, muszę przekazać ci coś bardzo ważnego. Posłuchaj, skarbie: musisz pamiętać, żeby patrzeć na świat. Jednak nie tak, jak zwykli ludzie, którzy widzą tylko to, co chcą zobaczyć. Patrz tak, aby widzieć nawet to, czego nie chcesz i nie chciałabyś ujrzeć.

– Dobrze, babciu.

– Na mnie pora, myszko, skoro już wiesz.

– Ale mówiłaś, że nigdzie się nie wybierasz!

– Czasami, nawet gdy nam na czymś bardzo zależy, nie możemy tego zatrzymać przy sobie. Poza tym jesteś już gotowa, by pójść własną drogą. Ja bym ci tylko przeszkadzała.

Całą przestrzeń pomiędzy nami wypełnia śnieżnobiała mgła. Głos staruszki nagle cichnie, a jej sylwetka powoli się rozmywa i kiedy mgła niespodziewanie opada, jej już nie ma. Stoję, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze; przyglądam się ciekawie niskiej, kościstej siedmiolatce o szaroniebieskich oczach i brązowych włosach. Siedmiolatce, na którą słowa starszej kobiety wywarły ogromny wpływ. Nagle przygnieciona ciężarem własnych myśli osuwam się na kolana i zaczynam cicho płakać. Staram się, by nikt nie usłyszał mojego szlochu.

*

– To tylko sen… Sen, zwyczajny, głupi sen – powtarzam sobie w myślach, ale coraz mniej wierzę we własne słowa. Znowu śniła mi się babcia. Ale dlaczego? Po policzkach spływają mi ciepłe łzy. Mimo ośmiu lat, które upłynęły od jej śmierci, nadal o niej myślę i ciągle płaczę, gdy śni mi się ten sen. Rzeczywiście, takie były jej ostatnie słowa, zanim odeszła na zawsze. Od tamtej pory noszę je głęboko w sercu. I choć wszyscy mi mówią, że się zmieniłam, stałam się chłodna, to jestem dumna z tego, że spełniłam prośbę jedynej osoby, którą naprawdę kochałam. Bo patrzę na świat tak, jak nie patrzy na niego żaden inny człowiek.

Rozdział 1

Czasami naprawdę nie wiem, czy ludzie są tacy ślepi, czy tylko udają. Irytowało mnie to już od najmłodszych lat, ale od jakiegoś czasu doprowadza mnie to do szału. Jak to możliwe, że inni nie potrafią dostrzec tylu istotnych rzeczy?! Na przykład: siedzę sobie na sofie w salonie i oglądam z braćmi serial kryminalny, w którym nieudolna policja bezskutecznie próbuje złapać jeszcze bardziej nieudolnego przestępcę.

– To nie on, to jego ojciec! Ludzie! No spójrzcie na jego spodnie!

Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, gdy na strychu u dziadka znalazłam książkę Arthura Conan Doyle’a. Od tej pory główny bohater fabuły, detektyw Sherlock Holmes, stał się moim idolem. Jego talent, specyficzne poczucie humoru i sposób myślenia bardzo mi zaimponowały. Polubiłam rozwiązywanie zagadek i z przejęciem śledziłam każdy krok mojego książkowego bohatera. Jednak samo czytanie mi nie wystarczało. Marzyłam o własnej „sprawie”, którą mogłabym rozwiązać, więc kiedy moje marzenia wreszcie się ziściły, byłam gotowa podjąć wyzwanie.

*

Mój dom jest dość duży. Właściwie to nie jest dom, tylko stary dworek. Rodzice kupili go jakieś trzy lata temu i wyremontowali. Jeśli pominąć fakt, że pomalowano go na beznadziejny jasnozielony kolor, można by powiedzieć, że prezentuje się naprawdę imponująco. Marmurowe schody z metalową, kutą poręczą dumnie pną się ku górze. Białe ściany zdobione miejscami czarną mozaiką, nowoczesne meble, wykonane (jak wszystko zresztą) z kamienia, szkła albo jasnego drewna i cielęcej skóry. Wnętrze istotnie może wydawać się chłodne, zwłaszcza że na podłodze ułożono płytki z czarnego kamienia. Niestety, nic nie mogłam na to poradzić. Osobiście wolę cieplejsze wnętrza, ale nie ja o tym decydowałam. Jedynym miejscem, poza moim pokojem, którego nie pozwoliłam „zepsuć”, jest biblioteka. Ba, dzięki mnie zachowała swój indywidualny charakter i zyskała kilkadziesiąt zupełnie nowych książek.

Jak co dzień rano zeszłam na dół po zimnych kamiennych schodach, trzymając w ręku przetarty dżinsowy plecak.

– Odbierzesz małego – oznajmiła mama, gdy tylko pojawiłam się w kuchni. Jak zwykle używała za dużo tuszu do rzęs, przesadnie podkreślając wielkie, ciemne oczy, odznaczające się wyraźnie na twarzy o niespotykanie jasnej cerze. Efekt potęgowały długie, ciemne włosy, na prostowanie których poświęcała codziennie przynajmniej godzinę.

– Muszę? Dominik kończy wcześniej i też może go odebrać.

– Dominik nie może, ma kółko – ucięła krótko mama. Młodsi bracia zawsze mają o niebo lepiej… A ci najmłodsi, to już w ogóle! Właściwie to nie wiem, dlaczego zawsze byłam traktowana przez rodziców nieco po macoszemu. Uczyłam się dobrze i w przeciwieństwie do moich braci nie miałam dziwnych pomysłów, dlaczego więc to zawsze ja musiałam spełniać prośby matki, niezależnie od tego, jakie miałam plany na dany dzień?

– Jakby nie mógł zaczekać przez godzinę w świetlicy – mruknęłam pod nosem.

– Co tam mamroczesz? – spytała mama, lustrując mnie badawczo.

– Kula u nogi! – ze złością zwróciłam się w stronę Mikołaja.

Mały „aniołek”, ot co! Wszyscy tak o nim myślą – tylko dlatego, że ma jasne, kręcone włosy, błękitne oczy i uśmieszek, który wszystkim wydaje się słodki, a dla mnie jest po prostu perfidny.

– Sama jesteś… no… Jak to tam było? – próbował się odgryźć mój mały braciszek.

– Daruj sobie te mądrości, młody.

*

– Hej!

– Cześć – rzuciłam na dzień dobry mojej przyjaciółce. Ludzie są czasami naprawdę irytujący. Nie można od nich niczego wymagać. Mary jest właśnie jedną z takich osób. Typowa słodka blondynka śledząca najnowsze trendy w modzie, z obowiązkowym różowym elementem w każdym stroju. Mary jest wysoka i szczupła, lekko pofalowane blond włosy swobodnie opadają jej na ramiona, piwne oczy podkreślają jasną cerę, a całości dopełnia wspaniały uśmiech, którego tym razem brakowało. Ba! Wydawała się nawet smutna.

– Jak się czujesz? Wyglądasz, jakbyś nie przespała nocy – spytała z nieudawaną troską w głosie.

– Dobre spostrzeżenie. Nie przespałam nocy!

– Znowu ten dziwaczny sen?

– No… A jakby tego było mało, mam jeszcze problemy z rodzicami, i pokłóciłam się z braćmi, serio. Rodzice chcieli mnie za wszelką cenę opchnąć na jakimś kierunku na politechnice. Czepiają się o to, że za dużo czytam. To znaczy, mama się czepiała, a tata we wszystkim ją popierał. Do tej pory się zastanawiam, czy on w ogóle ma własne zdanie…

– Dobra… Mamy dzisiaj jakąś pracę zespołową. – ucięła Mary.

– Szczerze, średnio mnie to obchodzi. Zawalanie umysłu niepotrzebnymi bzdurami. Masz pojęcie, ile czasu zajmuje mi potem usuwanie tych wszystkich bezużytecznych bredni z mojej przeładowanej pamięci?

– Ostatnio jesteś strasznie opryskliwa, zmieniłaś się.

Może Mary ma rację, tak jak cała moja rodzina. Niestety, to nie takie proste, jak wszyscy myślą. Spełniłam to, o co mnie poproszono, ale coś za coś. Żeby dostrzegać rzeczy, które dla innych nie istnieją, musiałam stłumić uczucia. Przyznaję, trochę to trwało, ale wreszcie jest tak, jak chciała babcia. Nauczyłam się wyzbywać pewnych niepotrzebnych odczuć, chowam je głęboko w sobie i nie pozwalam się im wydostać. Jednak nie opanowałam tego do perfekcji, zdarza się, że one biorą górę nad rozsądkiem. Zastanawiam się czasami, jak moja przyjaciółka ze mną wytrzymuje. Choć teraz, gdy to opowiadam, trochę się pozmieniało, to nadal nie jestem zbyt wylewna w okazywaniu uczuć. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o przyjaciół.

– Hej, dziewczyny! – Jak zwykle musiał się do nas przyczepić nasz „kochany kolega” z klasy, Artur. Dość wysoki, chudy chłopak z zaskakująco rudymi włosami (wyglądały, jakby czesał je za pomocą noworocznej petardy, odpalanej co rano na czubku głowy), zielonymi oczami i mnóstwem piegów. Nosi zajechane trapery, wytarte dżinsy i bluzy (w wielu wariantach kolorystycznych). No chyba że na dworze mamy ponad 30 stopni powyżej zera, wtedy obowiązkową bluzę zamieniana na T-shirt.

– Co porabiacie?

– Co to ma być? Czym żeś się wyperfumował? – spytałam, patrząc na niego z politowaniem.

– A co, podoba ci się? – droczył się cwaniacko.

Mój mózg zaczął z prędkością światła analizować to, co przed chwilą odebrały zmysły. W głowie trwała teraz istna rewolucja. Obserwacja, analiza, dedukcja. Przypomnienie sobie substancji o podobnym zapachu zajęło mi raptem kilka sekund, więc niemal natychmiast mu się odcięłam.

– Niespecjalnie, wolę Adidasa. Wnioskuję, że podwędziłeś ojcu Bossa. To nie są perfumy dla ciebie, za młody jesteś.

– Skąd ty… Dobra, powinienem się przyzwyczaić.

– Chodźmy lepiej na lekcję, bo się spóźnimy – urwałam rozmowę. – Mamy jakąś pracę zespołową, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

No właśnie, to jest mój krzyż. Wiem o innych więcej, niż oni sami wiedzą o sobie, i nawet moi przyjaciele nie mogą się z tym pogodzić (tak jest, niestety, do tej pory).

*

Siedziałam na beznadziejnej lekcji wiedzy o społeczeństwie, a moje myśli uciekały w inną stronę. Zupełnie nie mogłam skupić się na zadaniu, jakie zlecił nam pan Małecki. WOS był dla mnie nudny, naprawdę zupełnie nie interesowało mnie to, co miał do powiedzenia premier, prezydent czy sprzątaczka pracująca w sejmie. Jakby tego było mało, nauczyciel WOS-u miał monotonny głos; przynudzał do tego stopnia, że sam potrafił zasnąć na swojej lekcji. Moje myśli zaczęły podążać w kierunku zmarłej przed ośmioma laty babci, która śniła mi się dziś w nocy. Pamiętam ją doskonale, tak jakby odeszła zaledwie wczoraj. Pamiętam ból po jej stracie. Okropny ból, przeszywający moje serce na wylot. Gdy umarła, ja też chciałam umrzeć. Nie rozumiałam, dlaczego mnie opuściła, dlaczego pozostawiła pośród tych wszystkich nieprzyjaznych ludzi, którzy tak naprawdę wcale mnie nie kochali. Zawsze była jedyną osobą, z którą mogłam normalnie porozmawiać. Nie musiałam przy niej niczego udawać. Mogłam być sobą i nie ukrywałam przed nią niczego. Ona też nie musiała przy mnie niczego udawać. I chyba była z tego zadowolona. Jak ona bez reszty akceptowała mnie taką, jaką byłam, tak ja akceptowałam ją. Obie byłyśmy najszczęśliwsze wyłącznie w swoim towarzystwie. A potem… ona odeszła. Jednak ja nadal ją pamiętam, a moja rana wcale się nie zabliźniła. Od ośmiu lat krwawi tak samo jak na początku, nie pozwalając mi zapomnieć. Pamiętam jej oczy, duże, szaroniebieskie oczy… Zresztą ja mam takie same. Tylko że te moje nie patrzą na świat tak samo jak jej. Ona zawsze, w każdym zdarzeniu, potrafiła znaleźć jakieś pozytywne strony. Patrzyła na wszystkich z dobrocią i miłością. I nawet gdybyś był jej największym wrogiem, wyciągnęłaby do ciebie pomocną dłoń. A ja? Ja nawet nie potrafię zapanować nad swoimi uczuciami. Gubię się w życiu. Jedyne, co mnie ratuje, to ciekawość i chęć pokazania, co potrafię. I chyba dzięki temu jeszcze żyję. Dzięki temu, że coś mnie pcha ku tajemnicy.

*

Uwielbiałam ten zapach. Ciężar książek na rękach i układanie ich na właściwych miejscach. Za rok miałam opuścić gimnazjum, nie wyobrażałam sobie, jak przeżyję rozłąkę z bibliotekarkami. W naszej szkole były dwie. Pani Greta, która właśnie skończyła studia, i pani Lena, energiczna czterdziestolatka, której niepotrzebny był żaden spis książek. Pamiętała wszystko, co kiedykolwiek znalazło się w bibliotece.

– Co porabiasz po południu? – zapytała Mary, gdy po skończonych lekcjach stałyśmy na szkolnym korytarzu.

– Nic szczególnego, idę do czytelni. Muszę coś załatwić.

– Naprawdę cię nie pojmuję. Po pierwsze nie rozumiem twojej pasji czytania i miłości do książek…

Moja przyjaciółka nie należy do osób nadmiernie zachwycających się lekturą jakichkolwiek książek. Jedyne, co czyta, to plotkarskie magazyny, a ponadto godzinami potrafi przesiadywać na czacie. Sama nie wiem, jak mogłam zaprzyjaźnić się z osobą o zupełnie odmiennych zainteresowaniach.

– …a po drugie, to mam nadzieję, że nie masz zamiaru zrobić tego, o czym myślę.

– To zależy, o czym myślisz. – Uśmiechnęłam się słodko i weszłam do biblioteki.

Mary chodziło o to, że z nudów postanowiłam trochę utrudnić komuś życie, oczywiście nie na siłę. Do każdej wypożyczonej książki, którą przeczytałam, wkładałam krótką notatkę, zawierającą łamigłówkę, a wskazówki do jej rozwiązania miały znajdować się w danej książce. Z początku nawet nie liczyłam na to, że ktoś się tym zainteresuje, był to jedynie sprawdzian, lecz nagle okazało się, że istnieją ludzie dociekliwi. Dlatego też postanowiłam kontynuować tę grę. Wiedziałam, że ktoś podąża moim tropem, że ktoś chce poznać moją tajemnicę. Ta osoba ewidentnie lubiła zagadki, a przede wszystkim była trochę podobna do mnie. „Może przy odrobinie szczęścia pozna moje imię”, myślałam. Wiem, to, co robiłam, nie było normalne, ale dobrze się przy tym bawiłam i nie zamierzałam kończyć tej zabawy przedwcześnie.

– A jednak! – Mary była tak zadowolona z siebie, że aż krzyknęła. – Miałam rację? Nadal umieszczasz te dziwaczne liściki w książkach! Nie byłam zadowolona z tego, że przyjaciółka przyłapała mnie na moich dziwnych poczynaniach. Dlatego musiałam się czym prędzej wytłumaczyć.

– No OK… – przyznałam niechętnie. – Ale po pierwsze: to nie są liściki, a po drugie: wiem, że ktoś za mną podąża.

– Pokaż mi to! – zażądała Mary.

Zdjęłam z półki starą, trochę przykurzoną książkę i podałam jej.

– „Dla ciebie istnieje tylko jeden cel, jedna jedyna rzecz, którą musisz mieć. Nie wiesz, co to jest, ale tego pragniesz. Czy chcesz się dowiedzieć? Emilia Kiereś, „Kwadrans”, s. 136…” – przeczytała. Popatrzyła na mnie z politowaniem i już miała zamiar coś powiedzieć, ale jej przerwałam.

– Wiem. Może i jestem szurnięta, ale nie zamierzam się poddawać! Zostały tylko dwie wskazówki i rozwiążę całą zagadkę.

– To najbardziej dziwaczna rzecz, z jaką się zetknęłam, a już na pewno jeden z najbardziej absurdalnych pomysłów na poznanie kogoś nowego. Może będę potem żałować tego, co zrobię, ale raz kozie śmierć… Nic nikomu nie powiem o twojej zabawie.

Byłam jej bardzo wdzięczna i chociaż nie okazałam tego zbyt wylewnie, cieszyłam się, że Mary (mimo iż nie rozumiała moich działań ) zachowała się, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.

Rozdział 2

Tym razem zdarzyło się coś innego; coś, czego w ogóle się nie spodziewałam! Gdy przyszłam rano do biblioteki na krótką pogawędkę z panią Gretą, na biurku, przy którym zazwyczaj siadałam, leżał list. Dokładniej rzecz ujmując: niebieska koperta, a w niej list. Pod nim leżała stara książka, do której ostatnim razem wkładałam wskazówkę. Otworzyłam niepewnie kopertę i zaczęłam powoli czytać. Z każdym kolejnym zdaniem policzki coraz bardziej piekły mnie z emocji.

 

Hej, Nieznajoma!

 

Lubisz wiedzieć, że kontrolujesz działania innych, lubisz wodzić ich za nos. Mam rację, prawda? Jestem ciekaw, co powiesz na spotkanie, gdy zgadnę ostatnią wskazówkę i zgodnie z obietnicą podasz mi swoje imię. No chyba że się przestraszysz i wycofasz. A jeśli podejmujesz wyzwanie, widzimy się w piątek o 14.30 w parku naprzeciwko gimnazjum nr 4.

Watson

 

Bez wahania przystałam na tę propozycję. Byłam szczęśliwa, że wreszcie coś się zaczęło dziać. Sięgnęłam po ostatnią książkę i włożyłam do niej wskazówkę.

 

Ja – to wiele osób,

Mam wiele imion,

Lecz w tym wszystkim liczy się tylko jedno.

Shirley Holmes

*

– Zwariowałaś? Odbiło ci?! Umawiasz się z gościem, którego nie znasz!

– Nazywa się Watson.

– No chyba w to nie wierzysz?! Nie no, nie mogę, po prostu nie mogę! Sfiksowałaś już od tych zagadek! Przecież to może być jakiś psychol, kryminalista albo jeszcze gorzej!

Stałam z Mary na korytarzu przed biblioteką i wysłuchiwałam jej krzyków. Opowiedziałam jej o spotkaniu, jakie wyznaczył mi nieznajomy i to chyba był błąd. Robiła mi teraz karczemną awanturę, przez co połowa dzieciaków na korytarzu z zainteresowaniem zerkała w naszą stronę i czekała na rozwój wydarzeń. Krew mnie zalewała! Nie mogłam uwierzyć, że moja przyjaciółka, która wcześniej zachowała się tak wspaniałomyślnie, teraz nie chce mnie wspierać.

– Psychol? Chodzący do szkolnej biblioteki? Pomyśl logicznie.

– A co ja robię?! Wiesz co? Mam już dosyć. Cały czas pakujesz się w dziwne historie! Nie możesz usiedzieć na jednym miejscu!?

– Nie mogę!

– Pomyśl, proszę! On cię może porwać i… No nie wiem… żądać potem okupu od twoich rodziców!

– Takie rzeczy dzieją się tylko w kryminałach i amerykańskich filmach, natomiast my, jakbyś nie zauważyła, żyjemy sobie w spokojnym mieście! Tymczasem ja potrzebuję akcji, dreszczyku emocji! Człowieku!!! Ten świat jest po prostu za nudny dla mnie!

– Nie wiem, jak mam ci przemówić do rozsądku.

– Nie przemawiaj. I tak się z nim spotkam. To nie jest nic złego.

– Czy ty nie rozumiesz, że ja się o ciebie martwię?

– Poradzę sobie, przecież nie jestem już dzieckiem, a ty mówisz tak, bo jesteś zwyczajnie zazdrosna i chcesz mnie zatrzymać przy sobie!

– Jesteś moją przyjaciółką, jak mam się o ciebie nie zamartwiać?!

– Po ludzku! Po prostu zostaw mnie!!! – po tych słowach kilkoro z uczniów posłało nam pytające spojrzenia. Niektórzy nawet przystanęli na chwilę, jednak szybko zrozumieli, że jest to prywatna sprawa i jeśli się szybko nie oddalą, mogą oberwać ciężką torbą pełną książek.

– Co jest, dziewczyny? – Artur zaryzykował podejście do nas, uważnie przypatrując się trzymanej przeze mnie książce. Wyglądał na nieco zaskoczonego całą sytuacją. Zresztą sama w duchu stwierdziłam ze zdziwieniem, że jeszcze nigdy nie pokłóciłam się z Mary tak poważnie jak w tej chwili. Odczep się, Artur – burknęłam w jego stronę.

– Powiedz jej coś, bo ja do niej nie umiem dotrzeć!

– A o co konkretnie wam poszło?

– Mary ma do mnie pretensje, bo chcę się z kimś spotkać, a tym razem to nie jest ona.

– Wcale nie! Ona planuje spotkanie z kimś, kogo wcale nie zna! Niestety, nie możemy cię wtajemniczyć do końca w sprawę. Rozumiesz – tajne przez poufne, top, top secret.